Po raz pierwszy w Polsce piąta część słynnej Sagi Cienia Orsona Scotta Carda.


Ucieczka cieniaKiedy Groszek i Petra odnaleźli wszystkie swoje dzieci, okazało się, że troje z nich odziedziczyło po ojcu klucz Antona – genetyczną modyfikację, która zwiększa inteligencję, ale również powoduje przedwczesną śmierć. Naukowcy daremnie szukali lekarstwa na tę przypadłość.

Wiedząc, że zostało mu niewiele czasu, Groszek wyrusza w kosmos z trójką dzieci, licząc na to, że odkryją one metodę wyłączenia klucza. Problem jednak okazuje się nie do rozwiązania.

Utraciwszy wszelką nadzieję, skazani na kontynuowanie bezcelowej podróży, dzieci i Groszek stają przed kolejnym wyzwaniem, kiedy instrumenty pokładowe wykrywają anomalię w najbliższym układzie planetarnym. Dziwnie poruszający się obiekt okazuje się obcym statkiem kosmicznym.

Co więcej, to arka Formidów, rasy, którą Ender Wiggin rzekomo całkowicie zniszczył przed wiekami. Obcy statek to śmiertelne zagrożenie, ale stanie się również ich jedyną szansą ratunku. Żadne z nich nie podejrzewa, że kryje w sobie straszliwą tajemnicę formidzkiej rasy…

Orson Scott Card (ur. 1951) – jeden z najbardziej popularnych autorów science fiction. Zadebiutował w wieku 26 lat opowiadaniem „Gra Endera”; zostało ono później rozbudowane do rozmiarów powieści, która zapoczątkowała jeden z najpopularniejszych cykli powieściowych autora – Sagę o Enderze. Równie popularną i powiązaną z nią fabularnie serią jest Saga Cienia. „Ucieczka cienia” to jej piąta część.

Orson Scott Card
Ucieczka cienia
Przekład: Danuta Górska
Saga Cienia tom 5
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 12 maja 2016
kup książkę

Ucieczka cienia


Rozdział 1
W cieniu Olbrzyma

Statek gwiezdny „Herodot” opuścił Ziemię w 2210 roku z czwórką pasażerów. Jak najszybciej uzyskał niemal prędkość światła, a potem utrzymał ją i pozwolił działać względności.
Na „Herodocie” minęło zaledwie ponad pięć lat; na Ziemi upłynęło ich czterysta dwadzieścia jeden.
Na „Herodocie” troje trzynastomiesięcznych niemowląt stało się sześciolatkami, a Olbrzym przekroczył szacowaną długość swojego życia o dwa lata.
Na Ziemi wystrzelono statki kosmiczne w celu odnalezienia dziewięćdziesięciu trzech kolonii, poczynając od światów zasiedlonych niegdyś przez Formidów, i objęcia w posiadanie innych nadających się do zamieszkania planet, gdy tylko zostaną odkryte.
Na „Herodocie” sześciolatki były małe jak na swój wiek, ale bystre ponad swoje lata, podobnie jak Olbrzym w dzieciństwie, gdyż u całej czwórki aktywizowano klucz Antona, genetyczny defekt, dający jednocześnie pewną genetyczną przewagę. Ich inteligencja przekraczała poziom sawantów w każdej dziedzinie bez żadnych objawów autyzmu, ale ich ciała nie miały przestać rosnąć. Teraz były małe, lecz w wieku dwudziestu dwóch lat osiągną wzrost Olbrzyma, Olbrzym zaś dawno już będzie martwy. Ponieważ już teraz umierał. Po jego śmierci dzieci zostaną same.

W pomieszczeniu ansibla na „Herodocie” Andrew „Ender” Delphiki siedział na stosiku z trzech książek, leżącym na fotelu przeznaczonym dla dorosłych. W ten sposób dzieci obsługiwały główny komputer, który przetwarzał komunikaty poprzez ansibla, umożliwiając natychmiastową łączność „Herodota” ze wszystkimi sieciami komputerowymi dziewięćdziesięciu czterech światów Gwiezdnego Kongresu. Ender przeglądał właśnie sprawozdanie z terapii genetycznej, której wyniki wyglądały dość obiecująco, kiedy do pomieszczenia weszła Carlotta.
– Sierżant chce zwołać naradę – oznajmiła.
– Ty mnie znalazłaś – odparł Ender – więc on też może.
Carlotta spojrzała ponad jego ramieniem na ekran.
– Po co sobie tym zawracasz głowę? – zapytała. – Nie ma lekarstwa. Nikt już nawet nie szuka.
– Lekarstwem będzie śmierć nas wszystkich – oświadczył Ender. – Wtedy syndrom Antona przestanie być znany rasie ludzkiej.
– Ostatecznie i tak umrzemy – stwierdziła Carlotta. – Olbrzym już umiera.
– Wiesz, że właśnie o tym chce rozmawiać Sierżant…
– No, w końcu musimy o tym porozmawiać, prawda?
– Niekoniecznie. Będziemy sobie z tym radzić, gdy się stanie.
Ender nie chciał myśleć o śmierci Olbrzyma, która powinna już przecież nastąpić. Dopóki jednak Olbrzym żył, Ender miał nadzieję go uratować. Albo przynajmniej przekazać mu dobre nowiny przed śmiercią.
– Nie możemy o tym rozmawiać przy Olbrzymie – powiedziała Carlotta.
– Przecież tutaj go nie ma – zauważył Ender.
– Ale wiesz, że może nas tu słyszeć, jeśli zechce.
Im więcej czasu Carlotta spędzała z Sierżantem, tym wyraźniej zachowywała się jak on. Paranoicznie. Olbrzym słucha…
– Jeśli teraz nas słyszy, wie, że odbędziemy spotkanie, i wie, w jakiej sprawie, więc będzie słuchał, gdziekolwiek pójdziemy.
– Sierżant czuje się lepiej, kiedy stosujemy środki ostrożności.
– Ja czuję się lepiej, kiedy mogę spokojnie pracować.
– Nikt w całym Wszechświecie nie ma syndromu Antona oprócz nas – przypomniała Carlotta – więc badacze przestali nad nim pracować, mimo że są na to środki. Pogódź się z tym.
– Oni przestali, ale ja nie – odparł Ender.
– Jak możesz go badać bez sprzętu laboratoryjnego, obiektów doświadczalnych, bez niczego?
– Mam niezwykle błyskotliwy umysł – rzucił Ender pogodnie. – Śledzę na bieżąco wszystkie genetyczne badania i łączę ich wyniki z tym, co już wiemy o kluczu Antona dzięki najlepszym naukowcom, którzy ciężko pracowali nad tym problemem. Dostrzegam powiązania, jakich ludzie nigdy nie zobaczą.
– My jesteśmy ludźmi – zauważyła Carlotta ze znużeniem.
– Nasze dzieci nimi nie będą, jeśli mi się uda – oświadczył Ender.
– „Nasze dzieci” to koncepcja, która nigdy się nie zrealizuje. Nie zamierzam się parzyć z żadnym z moich męskich krewnych, włącznie z tobą. Kropka. Nigdy. Na samą myśl o tym zbiera mi się na wymioty.
– Zbiera ci się na wymioty na myśl o seksie – sprecyzował Ender. – Ale nie mówię o „naszych dzieciach” w sensie, że mamy się rozmnażać między sobą. Mówię o dzieciach, które będziemy mieli, kiedy ponownie dołączymy do rasy ludzkiej. Nie normalnych dzieciach, jak nasze dawno zmarłe rodzeństwo, które zostało z matką, łączyło się w pary i miało własne dzieci. Mówię o dzieciach z aktywowanym kluczem, dzieciach małych i bystrych jak my. Gdybym znalazł sposób, żeby je wyleczyć…
– Ten sposób to pozbyć się wszystkich dzieci takich jak my i zostawić normalne, i puf, syndrom Antona znika. – Carlotta zawsze wracała do tego samego argumentu.
– To nie jest sposób na wyleczenie, tylko wytępienie naszego nowego gatunku.
– Nie jesteśmy odrębnym gatunkiem, jeśli wciąż możemy się krzyżować z ludźmi.
– Będziemy nim, jak tylko znajdziemy sposób, żeby przekazać naszą błyskotliwą inteligencję bez fatalnego gigantyzmu.
– Olbrzym jest zapewne równie inteligentny, jak my. Niech on popracuje nad kluczem Antona. A ty chodź, bo Sierżant się wścieknie.
– Nie możemy pozwalać, żeby Sierżant nam rozkazywał tylko dlatego, że tak się złości, kiedy go nie słuchamy.
– Och, co za odważne słowa – zadrwiła Carlotta. – Zawsze pierwszy się poddajesz.
– Nie tym razem.
– Gdyby Sierżant teraz tu wszedł, rzuciłbyś wszystko, przeprosił i pobiegł. Zwlekasz tylko dlatego, że mnie nie boisz się rozzłościć.
– A ty nie boisz się rozzłościć mnie.
– No chodź.
– Dokąd? Później do was dołączę.
– Jeśli ci powiem, Olbrzym usłyszy.
– Olbrzym i tak nas wytropi. Jeśli Sierżant ma rację i Olbrzym szpieguje nas przez cały czas, nie mamy możliwości się ukryć.
– Sierżant myśli, że mamy.
– A Sierżant zawsze ma rację.
– Sierżant może mieć rację, a my możemy mu ustąpić. Nic nas to nie kosztuje.
– Nie cierpię pełzania przez kanały wentylacyjne – burknął Ender. – Wy dwoje to uwielbiacie, i w porządku, ale ja tego nie znoszę.
– Sierżant jest dzisiaj taki miły, że obejdzie się bez pełzania.
– Jakie miejsce wybrał?
– Jeśli ci powiem, będę musiała cię zabić – zażartowała Carlotta.
– Każda minuta, w której nie mogę prowadzić moich badań genetycznych, przybliża nas do śmierci.
– Mówiłeś już o tym i to świetny argument, ale go zignoruję. Pójdziesz na nasze spotkanie, choćbym miała cię zaciągnąć na nie siłą.
– Jeśli uważacie, że można mnie ignorować, zróbcie naradę beze mnie.
– I zastosujesz się do wszystkiego, co postanowimy z Sierżantem?
– Jeśli przez „zastosujesz się” rozumiesz: „zignorujesz całkowicie”, to tak. Wasze plany na nic innego nie zasługują.
– Jeszcze nie ułożyliśmy żadnych planów.
– Dzisiaj. Dzisiaj jeszcze nie ułożyliście żadnych planów.
– Wszystkie nasze poprzednie plany zawiodły, bo ich nie realizowałeś.
– Realizowałem każdy plan, z którym się zgadzałem.
– Przegłosowaliśmy cię, Ender.
– Dlatego nigdy się nie zgodziłem na zasadę większości.
– Kto więc rządzi?
– Nikt. Olbrzym.
– Olbrzym nie może opuścić luku towarowego. O niczym nie decyduje.
– Dlaczego więc ty i Sierżant tak się boicie, że nas podsłuchuje?
– Bo jemu zależy tylko na nas i nie ma nic innego do roboty, jak nas szpiegować.
– Prowadzi badania, tak jak ja – stwierdził Ender.
– Tego się obawiam. Wyniki: zero. Koszty: cały czas stracony.
– Zmienisz zdanie, kiedy wynajdę inwazowirusa, który zaniesie lekarstwo na gigantyzm do każdej komórki twojego ciała, i osiągniesz normalny ludzki wzrost, a potem przestaniesz rosnąć.
– Przy moim szczęściu wyłączysz klucz Antona i zrobisz z nas wszystkich głupków.
– Normalni ludzie nie są głupi. Są po prostu normalni.
– I zapomnieli o nas – dorzuciła Carlotta z goryczą. – Gdyby nas znowu zobaczyli, pomyśleliby, że jesteśmy tylko dziećmi.
– Bo jesteśmy dziećmi.
– Dzieci w naszym wieku dopiero uczą się czytać, pisać i rachować – oświadczyła Carlotta. – My mamy za sobą ponad jedną czwartą przeciętnej długości życia. Jesteśmy odpowiednikiem dwudziestopięciolatków z ich gatunku.
Ender nie cierpiał, kiedy zwracała przeciw niemu jego włas­ne argumenty. To on się upierał, że są nowym gatunkiem, następnym etapem ludzkiej ewolucji, Homo antoninis czy może Homo leguminensis, po Olbrzymie, który w dzieciństwie przezywany był „Groszek”.
– Nie zobaczą nas znowu, więc nie potraktują nas jak dzieci – odparł Ender. – Nie zadowala mnie dwadzieścia lat życia ani śmierć z powodu niewydolności naszych serc. Nie zamierzam konać, walcząc o oddech, z obumierającym mózgiem, bo serce nie może mu dostarczyć dostatecznej ilości krwi. Mam pracę do wykonania i absolutnie nieprzekraczalny termin.
Carlotta wyraźnie miała dość słownej szermierki. Nachyliła się do Endera i szepnęła:
– Olbrzym umiera. Musimy podjąć pewne decyzje. Jeśli chcesz być z nich wyłączony, na zawsze, oczywiście olej to spotkanie.
Ender nie znosił myśleć o śmierci Olbrzyma. Oznaczałaby, że zawiódł, że wszystko, czego dowie się później, przyjdzie za późno. I coś jeszcze. Uczucie silniejsze od frustracji, że nie osiąg­nął celu. Ender czytał o ludzkich emocjach i najbardziej pasowałyby tu słowa „rozpacz” i „żal”. Nie mógł jednak o tym mówić, bo zdawał sobie sprawę, jak zareaguje Sierżant: „Ależ, Ender, chyba nie chcesz powiedzieć, że kochasz tego starego drania”. Miłość, jak wiedzieli, pochodziła ze strony ludzi, od matki, matka natomiast wolała zostać na Ziemi, żeby jej zwykłe ludzkie dzieci mogły prowadzić zwykłe ludzkie życie. Jeśliby więc coś znaczyła – jak dawno doszły do wniosku dzieci – zatrzymałaby przy nich matkę i ich zwyczajne rodzeństwo, wszystkich razem na tym statku, wszystkich razem szukających lekarstwa, nowego świata, wspólnego życia jako rodzina. Kiedy mieli niecałe dwa lata, powiedzieli to ojcu. Tak się rozgniewał, że zabronił im krytykować matkę. „To był słuszny wybór – oświadczył. – Nie rozumiecie miłości”. To wtedy przestali go nazywać ojcem. Sierżant miał rację: „To oni podjęli decyzję o rozbiciu rodziny. Jeśli nie mamy matki, to nie mamy również ojca”. Od tamtej pory mówili o nim „Olbrzym”. O matce zaś w ogóle nie wspominali.
Ale Ender o niej myślał. Czy kiedy odlecieliśmy, czuła to, co czuję teraz ja, myśląc o śmierci Olbrzyma? Rozpacz? Żal? Wybrali to, co było ich zdaniem najlepsze dla ich dzieci. Jak bowiem wyglądałoby życie normalnego rodzeństwa na tym statku, gdyby rodzina została razem? Byliby więksi niż Sierżant, Carlotta i Ender, ale czuliby się jak tępe woły, niezdolne dotrzymać kroku antoninom czy leguminotom… jakkolwiek w końcu postanowią się nazywać. Matka i Olbrzym mieli rację, że podzielili rodzinę. Mieli rację we wszystkim. Ale Ender nie mógł tego powiedzieć Sierżantowi. Nigdy nie mówił Sierżantowi tego, czego ten nie chciał usłyszeć.
Tutaj, na „Herodocie”, rozgrywała się powtórka z historii ludzkości: najbardziej agresywne z trójki dzieci, najbardziej skłonne do gniewu i przemocy jak zawsze stawiało na swoim. Jeśli rzeczywiście jesteśmy nowym gatunkiem, pomyślał Ender, to tylko nieznacznie ulepszonym. Wciąż tkwią w nas wszystkie te nonsensy o samcu alfa, pochodzące od szympansów i goryli.
Carlotta odwróciła się do niego plecami i ruszyła do wyjścia.
– Czekaj – odezwał się Ender. – Nie możesz mi powiedzieć, o co tu naprawdę chodzi? Dlaczego o wszystkim dowiaduję się zawsze w ostatniej chwili, kiedy wy dwoje już doszliście do porozumienia, i nie mam możliwości niczego sprawdzić ani nawet przygotować porządnych argumentów?
Na plus Carlotty należy zapisać, że lekko się zmieszała.
– Sierżant robi, co chce.
– Ale zawsze ma w tobie sojusznika.
– W tobie też mógłby mieć, gdybyś ciągle mu się nie sprzeciwiał.
– Nie daje mi okazji, żebym się sprzeciwił. Nie słucha. Jestem drugim samcem, nie rozumiesz? Ma ciebie pod kontrolą, a ja zagrażam układowi sił, bo zamierza być alfą.
Carlotta zmarszczyła brwi.
– Do godów jeszcze daleko.
– To już zależy od naszych obecnych wyborów. Myślisz, że Sierżant pogodzi się z odmową?
– Nie pozwolimy mu na to.
– My? – zapytał Ender. – Jacy „my”? Jesteście ty i on, a potem ja. Myślisz, że ty i ja nagle zmienimy się w „my” tylko dlatego, że chcesz uniknąć kazirodztwa? Jeśli teraz nigdy nie mówisz o nas „my”, dlaczego zakładasz, że kiedyś zaryzykuję życie, żeby cię uratować?
Carlotta się zaczerwieniła.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
Ale będziesz o tym myśleć, stwierdził Ender w duchu. Sprawiłem, że zaczęłaś o tym myśleć, i już nie przestaniesz. Sojusze, które zawieramy teraz, przetrwają w przyszłości. Musimy podjąć decyzje, inaczej on będzie samcem alfa, ty będziesz jego oddaną partnerką, a ja – uległym samcem bez pary, wypełniającym tylko rozkazy alfy. Jeśli wcześniej mnie nie zabije.
– Posłuchajmy zatem, co Sierżant ma do powiedzenia – ustąpił Ender. – Jeśli rzeczywiście nie masz o tym pojęcia.
– Naprawdę nie mam – zaprotestowała Carlotta. – On nie odkrywa przede mną swoich myśli bardziej niż przed tobą.
Ender nie zaprzeczył, ale nie była to prawda. Jeśli Carlotta rzeczywiście o niczym nie wiedziała, to zawsze tak szybko przedstawiała argumenty na poparcie każdej bzdury, jaką chciał przeforsować Sierżant, że sprawiała wrażenie, jakby zgadzała się z pomysłem Sierżanta, zanim ten jeszcze go przedstawił.
Wciąż jesteśmy naczelnymi. Zaledwie kilka genów różni nas od bezwłosych szympansów, które zaczęły gotować jedzenie, żeby kobiety zostały przy ognisku, podczas gdy ich monogamiczni partnerzy wyruszali na polowanie i przynosili mięso do domu, i zaledwie kilka genów więcej od owłosionych szympansów, które kopulują, kiedy tylko mogą, zwykle stosując przemoc, i żyją w strachu, żeby nie rozgniewać samca alfa. Tylko że my wymyślamy wyjaśnienia i usprawiedliwienia, manipulujemy innymi za pomocą słów, a nie demonstracji siły lub czułego iskania. Albo raczej nasze demonstracje siły i czułe iskanie to słowa, więc wymagają mniej energii, choć spełniają to samo zadanie.
– Udam, że ci wierzę – oznajmił Ender – żeby nie zdradzać, iż wiem, że moja obecność na spotkaniu z Sierżantem posłuży wyłącznie udowodnieniu jego dominacji nad naszym małym żałosnym plemieniem.
– Jesteśmy rodziną – sprostowała Carlotta.
– Nasz gatunek nie istnieje dostatecznie długo, żeby wykształcić więzi rodzinne – burknął Ender, żeby zwyczajnie ponarzekać.
Poszedł za nią na mostek, gdzie pchnęła ręczną dźwignię i otwarła zejście do szybów konserwacyjnych otaczających przewodniki plazmy, kolektor silnika strumieniowego i soczewki grawitacji.

 
Wesprzyj nas