Opowieść o tym, jak wymarzone wakacje i podróż po Europie obnażają słabość więzi łączących długoletnich partnerów, a beztroska radość zmienia się w walkę o prawdę i szczerość.


Samotna gwiazdaW „Samotnej gwieździe”, swojej najnowszej powieści, Paullina Simons podjęła temat mitu wielkiej europejskiej podróży, na którą czekają z utęsknieniem amerykańscy nastolatkowie. Podróży, będącej zwieńczeniem nauki w szkole średniej, wyprawy formacyjnej, mającej, poza walorami edukacyjnymi, stanowić symboliczne przejście w dorosłość. Oto jej bohaterowie, młodzi mieszkańcy małego amerykańskiego osiedla – dwie przyjaciółki Chloe i Hannah oraz bracia Blake i Mason, z którymi dziewczyny pozostają w związkach od lat. Pary od zawsze, razem spędzające wolne chwile, wydawałoby się, że będą nierozłączni do końca świata.

Nastolatków poznajemy w momencie, gdy kończą szkołę średnią, przed nimi wakacje i wymarzony wyjazd, po powrocie z którego przyjaciółki wyjadą na studia a chłopcy spróbują rozwijać rodzinną firmę. Ich przygotowania do eskapady za ocean stopniowo obnaża kolejne rysy i pęknięcia w początkowo idealnym obrazie zżytej i oddanej sobie paczki, a wydarzenia w czasie podróży po Europie pokażą, jak kruche były wieloletnie więzy partnerskie, jak wiele tajemnic skrywali przed sobą i jak silny był strach przed ich wyjawieniem. Okaże się, że pod powierzchnią młodzieńczej beztroski kryją się złamane serca, a bohaterowie muszą podejmować decyzje, z których żadna nie będzie dobrym rozwiązaniem narosłych problemów.

Powieść Paulliny Simons to klasyczna powieść drogi – młodzi ludzie podróżując pociągami, autobusami i lokalnymi środkami lokomocji, obserwują nieznany sobie dotąd świat byłych krajów komunistycznych, tak bardzo odległych mentalnie, kulturowo i historycznie od znanej im dotąd prowincjonalnej Ameryki. Ich wędrówka stanie się również podróżą przemian – to, co miało być miłą wakacyjną przygodą w gronie bliskich przyjaciół, za sprawą znamiennych wydarzeń i nowo poznanego Johnny’ego zamieni się w grę o wysoką stawkę – o przyszłość, prawdę i szczerość.

Autorka opowiedziała historię pełną uczuć, nakreśliła wyrazistych bohaterów z całą gamą tętniących w nich uczuć, pragnień i lęków. To powieść o wkraczaniu w dorosłość, o poszukiwaniu własnej drogi, pogodzeniu się z przeszłością i próbie zmierzenia się z własnymi demonami, a także o pierwszej wielkiej miłości, która nie zna rozsądku i o tym, że są rzeczy, których nie zmieni nawet silnie kochająca kobieta. Gdy pod powierzchnią radości i beztroski jaką daje młodość, kryją się zranione uczucie, niszczące kłamstwa i strach przed ich wyjawieniem – prowadzi to do wyborów i decyzji, z których żadna nie jest dobra.

powieść o wkraczaniu w dorosłość, poszukiwaniu własnej drogi i niszczących kłamstwach

Wielość wątków, wyraziste charaktery i opisy rzeczywistości krajów postkomunistycznych to zalety książki Simons. Trzeba też zauważyć, że autorka nie skupia się jedynie na warstwie obyczajowej, w powieści znalazło się sporo przemyśleń dotyczących trudnej i mrocznej części historii dwudziestowiecznej Europy. W książce są także motywy polskie – autorka ulokowała część akcji w Warszawie, Krakowie i Treblince, a podczas lektury czytelnik zagraniczny ma okazję poznać nieco współczesnych polskich realiów.

„Samotna gwiazda” oscyluje pomiędzy literaturą obyczajową, a podróżniczą. Jest sprawnie napisaną powieścią rozrywkową, która jednak poddaje czytelnikom sporo tematów do głębszych rozmyślań. Dobrze się sprawdzi w roli towarzysza na wakacyjnych ścieżkach. Wanda Pawlik

Paullina Simons, Samotna gwiazda, Przekład: Katarzyna Malita, Wydawnictwo Świat Książki, Premiera: 18 maja 2016

kup książkę

Samotna gwiazda

Paullina Simons
Samotna gwiazda
Przekład: Katarzyna Malita
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 18 maja 2016

3
Niebezpieczeństwa rozmów kwalifikacyjnych

Chloe pobiegła przez rabatki i krzaki do Hannah mieszkającej w domu obok.
Od czasu rozwodu przed pięcioma laty przez życie matki Hannah przewinęło się kilku partnerów i przez to na jej podwórku panował nieustanny bałagan.
– Dlaczego nie może sama tego posprzątać? – dopytywała się Lang.
Blake i Mason co miesiąc oferowali pomoc, lecz Terri nie zamierzała im płacić. Nie chciała też, żeby pracowali za darmo, bo oznaczałoby to proszenie mężczyzn o przysługę. Żyła więc otoczona zaniedbanymi krzakami, co ostro kłóciło się z podejściem rodziców Chloe do domu i życia na wsi. Lang codziennie poświęcała kilka godzin na pielenie, koszenie, sprzątanie, sadzenie i grabienie. Brzozy i sosny były przycięte, jakby dobrały się do nich żyrafy, a wszystkie szyszki zebrane i umieszczone w wysokich ozdobnych koszach; nawet kamyki ułożono wokół kwietników, domków dla ptaków i grządek z warzywami. Wymowny był fakt, że choć Terri i Lang mieszkały obok siebie od blisko dwudziestu lat, nie znały daty swoich urodzin. Lang nigdy nic nie mówiła i powstrzymywała Jimmy’ego przed komentowaniem, lecz krytyczny wyraz twarzy ojca, gdy wypowiadał się o „tej rodzinie”, mówił Chloe, że wygląda dnia, kiedy Hannah stanie się jej byłą przyjaciółką. Jimmy Devine mawiał, że na świecie są dwa rodzaje ludzi: ci, którzy starają się upiększać wszystko, z czym się zetkną, i Terri Gramm.
Zanim Chloe zapukała, zatrzymała się przy pomoście i spojrzała na jezioro, na tory, na baranki na niebie. Wyobraziła sobie pocałunek zakochanych w bryzie Morza Śródziemnego, mozaikę ulic, spacery po bulwarach, muzykę, starożytne kamienie i wieczorne posiłki. Plaże, upał, flamenco, dudy. Namiętność, życie, hałas. Wszystko, czego tutaj nie było. Wyobraziła sobie siebie, rozgorączkowaną, w zwiewnej sukience, z bujnymi piersiami, wolną od strachu. Wszystko, czego tutaj nie miała. Z bólem w sercu zapukała do drzwi.
Matka Hannah leżała na kanapie i oglądała Koło fortuny.
– Dobry wieczór.
– Cześć, kochanie. – Terri nie odwróciła głowy. – Zostaniesz na kolacji?
– Nie, mama…
– Żartuję. I tak nic nie mamy.
Hannah wciągnęła Chloe do swojego pokoju i zatrzasnęła drzwi.
– Powiedziała nie?
– Jasne.
– Ale to było: nie, zobaczymy, czy nie jak nigdy?
– Nie jak nigdy.
– Ale potem zaczęła zadawać ci pytania?
– Tak.
– Więc się zgodzi. Nigdy o nic nie pytają, jeśli na koniec nie mają się zgodzić. Daj jej tydzień na zastanowienie. Musi porozmawiać z twoim tatą.
– Myślisz, że z nim mam większe szanse?
– Nie. Ale on może dać ci pieniądze.
– Na Barcelonę?
– Damy radę. Na razie mamy większe problemy.
– Większe niż odmowa mojej mamy?
– Tak. – Hannah obgryzała paznokcie. Idealna Hannah z idealnymi zębami obgryzała paskudne paznokcie na końcu idealnych długich palców. – Jak bardzo prawdopodobne jest twoim zdaniem, że Blake i Mason wybiorą się z nami?
– Sto procent. – Chloe odsunęła drżącą rękę przyjaciółki od ust. -Przestań. Nie wiesz, jaki jest Blake?
Hannah nie odpowiedziała. Była zbyt zajęta oglądaniem krwawiących koniuszków palców.
Chloe opadła na lawendowe łóżko przyjaciółki. Hannah podkręciła muzykę, która i tak grała już bardzo głośno. Zrobiła to, by nie usłyszała ich matka, ale w efekcie Chloe też niczego nie słyszała. Hannah mówiła ledwo słyszalnym sopranem i trudno było rozróżnić słowa pod potężnymi dźwiękami Nothing Else Matters Metalliki.
Położyła się na łóżku obok Chloe.
– Chloe, misiaczku, mam kłopoty.
– Co?
– Muszę z nim zerwać i nie wiem, jak to zrobić.
– Z Blakiem? – Chloe usiadła. Była przerażona.
– Nie, z Martynem.
– Z kim?
– Przestań. Bądź poważna.
Chloe przestała. Jak powiedzieć Hannah, że jest poważna? I kim u diabła jest Martyn? Miała nadzieję, że na jej twarzy nie widać żałosnej ignorancji. Skinęła głową wymownie, zmarszczyła brwi.
– A musisz z nim zrywać?
– Miał dać mi pieniądze na wyjazd do Barcelony, bo wie, że u mnie krucho z kasą, ale jeśli Blake pojedzie, nie dostanę ani centa.
Chloe poruszała się na oślep po rozciągającym się przed nią labiryncie.
– No to mu nie mów, że Blake jedzie. – Kim do cholery jest Martyn?
– Tyle tylko, że… miał się z nami spotkać w Barcelonie na kilka dni.
Chloe ostrożnie ważyła słowa.
– Martyn miał się z nami spotkać w Barcelonie na kilka dni? – Jakby powtarzanie słów Hannah nadawało im więcej sensu.
– Nie chciałam, uwierz mi, ale nie mam dość pieniędzy i pomyślałam, że kilka dni się nie liczy, skoro spędzimy tam dwa tygodnie.
– Martyn miał się z nami spotkać w Barcelonie.
– Nie wściekaj się. Miałam ci o tym powiedzieć, czekałam tylko na odpowiedni moment. Proszę, nie złość się. – Hannah na krótką chwilę przytuliła głowę do głowy Chloe, a potem klasnęła w dłonie. – Nie, to koniec. Tak będzie najlepiej – powiedziała. – Poza tym on zaczyna traktować to zbyt poważnie. Musimy zerwać, a nie jechać na wakacje.
– Martyn miał się z nami spotkać w Barcelonie. – Chloe nie mogła przebrnąć przez tę informację.
– Nie chce, żebym jechała bez niego. Boi się, że kogoś spotkam, nawiążę romans. Jest straszliwie zazdrosny.
– Martyn jest zazdrosny?
– Tak. Bardzo.
– A czy Martyn wie, że masz chłopaka? Może mógłby być zazdrosny o niego. – Biedny Blake.
– O niego się nie martwi.
– Ty się nie martwisz, to czemu on miałby to robić? Więc ten Martyn boi się, że będziesz miała w Europie romans z kimś innym, a nie ze swoim chłopakiem? – Chloe rozłożyła ręce. – Za jaką dziewczynę cię uważa?
– Proszę, proszę, możesz być poważna? Wiem, że muszę z nim zerwać. Ale skąd wtedy wezmę pieniądze na wyjazd? – Wykręcała obolałe palce z obgryzionymi paznokciami. Zwykle nieskazitelna Hannah wcale nie wyglądała nieskazitelnie.
Chloe bała się zadać następne pytania. Było ich tyle, że nie potrafiła ich uszeregować według ważności. Myślała o Barcelonie. Ale myślała też o Blake’u.
– Hannah, jeśli masz kogoś innego, po co ciągniesz tam Blake’a? Zerwij z nim i rób, co chcesz.
– Nie wygaduj bzdur. Nie słyszałaś, kiedy przed chwilą powiedziałam, że zrywam z Martynem?
Słyszała.
– Chcesz w ogóle jechać do Barcelony?
– Okropnie.
– Z Blakiem?
– Wolałabym jechać tylko z tobą. – Hannah objęła Chloe. – Jak planowałyśmy. Myślisz, że uda nam się przekonać Blake’a, żeby nie jechał?
Chloe wzruszyła ramionami.
– Może się rozmyśli, jeśli mu powiesz, że kiedy pojedzie, twój sekretny kochanek nie da ci ani grosza na Europę.
Hannah prychnęła i odwróciła się od Chloe.
– Myślałam, że masz kasę – powiedziała cicho Chloe. – Że obie oszczędzałyśmy.
– Oszczędzałyśmy. I nadal oszczędzamy. Ale nie jestem tobą. Nie mogę chodzić stale w tym samym za dużym podkoszulku. Potrzebuję ubrań na wiosnę, na lato.
– No to co chcesz: nową spódnicę czy Barcelonę?
– Jedno i drugie.
– Nie masz pieniędzy na jedno i drugie. Wybieraj.
– Jedno i drugie!
Hannah skuliła się.
Chloe westchnęła i zaczęła kojąco masować plecy przyjaciółki.
– Kim jest ten Martyn?
– Nie żartuj.
– Chodzi mi o to… – Chloe odchrząknęła – Skąd ma pieniądze?
– Jest profesorem. Ma mnóstwo kasy.
Martyn, Martyn, Martyn. Chloe starała się przypomnieć sobie imiona profesorów w Akademii. Ale Hannah powiedziała profesor, nie nauczyciel. Teraz zerwała się, zaczęła chodzić po pokoju i mówić rzeczy, których Chloe nie mogła usłyszeć. Przyszło jej do głowy, że może dlatego nie wiedziała o Martynie. Hannah opowiedziała, lecz grała Metal-lica i wśród głośnych akordów wszystko jej umknęło.
Hannah chwyciła ją za ręce.
– Co mam zrobić? To go dobije.
– Chcesz z nim zerwać?
– Muszę. Zbyt mocno zaangażował się emocjonalnie.
– A co z Blakiem?
– Zapomnij o Blake’u! Mam prawdziwy problem, a ty wspominasz o nim co pięć sekund. Nie pomagasz mi.
Chloe próbowała odzyskać równowagę, znaleźć coś, co zabrzmiałoby mniej władczo.
– Jak długo ciągnie się ta sprawa z Martynem?
– Od października.
– Zeszłego roku?
– Tak. Od czasu rozmowy kwalifikacyjnej w college’u. Chloe, dlaczego jesteś taka tępa? Robisz to celowo? W ten sposób mnie osądzasz? Trudno się z tobą rozmawia.
Wreszcie sobie przypomniała. Zawiozła Hannah do Bangor na rozmowę kwalifikacyjną na Uniwersytecie Maine. Ją przyjęto bez rozmowy, więc czekała na zewnątrz. Hannah wyszła z mężczyzną, który uścisnął jej dłoń, a raczej ujął i przytrzymał. Był bardzo wysokim, starszym dżentelmenem, który mówił cicho i zachowywał się bardzo skromnie. Przecież to nie mógł być Martyn.
Chloe nie myślała o tym więcej do stycznia, gdy Hannah poprosiła ją, by znów zawiozła ją do Bangor, bo w biurze rekrutacji potrzebowali jeszcze jakichś dokumentów.
To nie mógł być mężczyzna, z którym musiała zerwać. Na pewno wszystko pomyliła. To nie mógł być on, bo…
– Przepraszam, ile Martyn ma lat?
Hannah wpatrywała się w liliową narzutę, jakby na niej była wypisana odpowiedź na pytanie Chloe.
– Sześćdziesiąt dwa.
Chloe zerwała się z łóżka.
– Usiądź. Co cię tak wścieka?
– Hannah! – Chloe nie mogła usiąść. Z trudem skupiła się na zrozpaczonej twarzy przyjaciółki. – Proszę, powiedz mi, że nie związałaś się z mężczyzną starszym o czterdzieści lat. Proszę. – Czy tylko ona uważała, że to obrzydliwe?
– Okej – odparła Hannah. Metallica przeszła w Nirvanę. Przyjdź, jaki jesteś. Jak przyjaciel. – Czterdzieści cztery – poprawiła przyjaciółkę.
Przyjdź, jaki jesteś.
Chloe nie wiedziała, dlaczego tak ją to poruszyło. Hannah była zarumieniona, szybko mrugała powiekami, oddychała przez usta, jakby chwytała nitki poruszającej fabuły, miała zaraz usiąść do komputera i napisać wiekopomne opowiadanie.
– Jest we mnie bardzo zakochany – wyznała melodyjnie. – Nie miałam pojęcia, że zaangażuje się aż tak mocno. Jest wdowcem i był bardzo samotny. Początkowo mówił mi, że szuka tylko towarzystwa. Wiedział, że to nie przetrwa. To on mi powiedział, że to nie przetrwa!
– Ale widziałaś go tylko parę razy, gdy woziłam cię do Bangor -odezwała się tępo Chloe. – Zgadza się? Chodzi mi…
– Nie bądź naiwna. Spotykamy się co wtorek w Silver Pines Motor Court. I w niektóre soboty. We wtorki wcześnie kończy zajęcia.
Wyraz twarzy Chloe musiał mówić wszystko.
– Dlatego ci nie zdradziłam. Nie chciałam, żebyś mnie osądzała, i bałam się, żebyś nie sypnęła Masonowi, bo Blake zaraz by się dowiedział.
Jakim cudem nie zauważyła, że Hannah znika dwa razy w tygodniu? Jak wyjaśniła Blake’owi swoją regularną nieobecność w ich już i tak zawiłym życiu? Jak on mógł nie wiedzieć? Chloe pracowicie ukrywała przed przyjaciółką swoje sekrety i być może była wdzięczna za parę dni w tygodniu, kiedy nie musiała odwracać wzroku za każdym razem, gdy Hannah rozpływała się nad Uniwersytetem Maine, na który obie zaczną uczęszczać jesienią. Ale co usprawiedliwia Blake’a?
Dziś wieczorem Chloe nie miała nic do powiedzenia w sprawie dylematu Hannah. Zafiksowała się na wieku tego dziadka. Był trzynaście lat starszy od jej ojca! Jednak Hannah zupełnie nie przeszkadzał ten najbardziej zaskakujący szczegół: że sypiała z wujkiem Kaina i Abla. Westchnęła niczym w romansie.
– To niezwykle schlebia, gdy jest się tak kochaną – oświadczyła. -Tak intensywnie. Och, Chloe. Wiesz, jak to jest być tak intensywnie kochaną?
– Jasne. – Chloe wbiła wzrok w dłonie, jakby to one intensywnie ją kochały. – Wpakowałaś się w niezłą kabałę, przyjaciółko.
– Myślisz, że nie wiem? – Przez chwilę Hannah wyglądała, jakby miała się zaraz rozpłakać. Jednak Chloe wiedziała, że to tylko pozory; Hannah nigdy nie płakała. Tylko sprawiała wrażenie, że jest na granicy łez.
– Muszę iść – powiedziała Chloe, wstając. – Spójrz na to z jaśniejszej strony. Moi rodzice pewnie i tak nie pozwolą mi jechać.
– To ma być jasna strona? Marzymy o Barcelonie od czasu, gdy skończyłyśmy jedenaście lat.

4
Wielka powódź nad Rzeką Czerwoną

Gdy Chloe wyszła od Hannah i przedarła się przez krzaki jeżyn oddzielające oba domy, było już ciemno, a na polanie stał zaparkowany czarny dodge durango ojca.
Wieczór był ciepły. Przez otwarte okno słyszała cichy głos matki i grzmiący ojca. Zwolniła. Stąpając ostrożnie po sosnowych igłach, które chrzęściły pod jej stopami, podeszła do zasłoniętego siatką okna w pokoju dziennym.
– Wykluczone.
– Tak też powiedziałam.
– Dlaczego chce jechać właśnie tam?
– Bo jeszcze nie była.
– Co to za powód?
– Mówi, że pojechaliśmy do Irlandii bez niej.
– Nie chcę już słyszeć ani słowa o Irlandii!
– Cii. Wiem.
– Mam nadzieję, że byłaś stanowcza. Że powiedziałaś nie.
– Byłam stanowcza. Powiedziałam nie.
– Ale co?
– Nic.
– Widzę po twojej twarzy, że o coś chodzi. O co?
– Ona nalega.
– I co z tego? Pozwolimy dziecku podejmować decyzje?
– Powiedziała, że kończy osiemnaście lat.
– A, więc tak to będzie rozgrywać!
– Też to powiedziałam.
– Dlaczego naprawdę chce tam jechać?
– Nie wiem, Jimmy.
– Co jest w Barcelonie?
– Nic. To nie Fryeburg, nie Brownfield, nie Maine.
– Dlaczego nie pojedzie do Kanady? Zawieziemy ją do Montrealu. To tylko kilka godzin. Ale też inny kraj. Zostawimy ją tam z Hannah, a po paru dniach odbierzemy.
– Tak. No cóż. Nie powiedziałam ci nawet połowy.
Rozległ się szelest, gruchanie, cichy chichot.
– Nie słyszałaś mojej połowy, ziemniaczku. Damy sobie szansę i zatrzymamy się w hotelu. Jak nowożeńcy.
– Jimmy, nie bądź niegrzeczny.
Znów szelest. Nawet cichy jęk.
– Jimmy, daj spokój…
Boże święty. Nawet podsłuchiwanie rozmowy rodziców o sobie wiązało się z zażenowaniem i wstydem.
– Ale już poważnie – powiedział ojciec. Gruchanie ucichło, dzięki Bogu. – Nie możemy jej pozwolić.
– Zgadzam się. Jak ją powstrzymamy?
– Powiemy po prostu, że nie może jechać.
– Nie mogę się już doczekać pikantnych kotletów, przy których jej to powiesz.
– Nigdy nie lubiłem tej Hannah. Dlaczego jej ojciec ladaco nie mógł dostać opieki?
– Odpowiedź jest chyba zawarta w pytaniu.
– Ta Terri to niezły numer. Nie wie, co się dzieje z jej własnymi dziećmi? Słyszałem, że Jason co chwilę pakuje się w kłopoty w Port-land. Nawiasem mówiąc, szopy znów dorwały się do jej śmieci.
– Widziałam. Czułam ten zapach.
– Mówiłaś jej, żeby posprzątała? Czy ja mam to zrobić?
– Powiedziała mi dziś rano, że zwierzęta też muszą jeść.
– Kiedy następnym razem usłyszę je przy jej kubłach, powystrzelam dranie. Mogą roznosić wściekliznę.
– Jimmy, weź ziemniaki. Niech ona lepiej zaraz wróci. Kolacja gotowa.
– Mam po nią jechać? Zawiozłaś ją?
– Nie zawiozłam jej do Hannah. To dwadzieścia metrów stąd.
Zapadła cisza.
– Nie zawiozłam jej, Jimmy. Nic jej nie jest. Jest obok. – Chloe usłyszała odgłos garnka stawianego na stole.
– No to co zrobimy?
– Przemów jej do rozsądku. Ciebie słucha. Jesteś jej ojcem.
– Gdyby mnie słuchała, nigdy nie prosiłaby o taką głupotę.
– To nie głupota, Jimmy. To tylko dzieci, które zachowują się jak dzieci.
– Ja nigdy czegoś takiego nie robiłem.
– Też mamy coś na sumieniu.
– Ale nie coś takiego.
– Jeszcze gorzej. Też byliśmy młodzi.
– Hmm.
– Pamiętasz Pembinę? Kiedy Rzeka Czerwona wylała w siedemdziesiątym sódmym roku? No dobrze, panie komiku. Wiem, że pamiętasz. Byliśmy bardzo niegrzeczni. Nie musieliśmy jechać do Barcelony.
– Nigdy nie musieliśmy nigdzie jeździć, ziemniaczku.
– Weź picie. Ja po nią pójdę.
Lang pochodziła z Pembiny w Dakocie Północnej, dwa kilometry od granicy z Kanadą. Nieduża Rzeka Czerwona płynie powoli, nie ma dość siły, by wyżłobić wąwóz, więc wije się przez muliste równiny. Jednak co parę lat straszliwie wylewa, zatapiając bagna w delcie, co wiąże się z ogromnymi stratami. Gdy wylała w 1977 roku, wezwano Gwardię Narodową, by pomogła mieszkańcom zalanych terenów. Jim-my Devine, członek Gwardii, poznał Lang Thia, której ojciec był prominentnym lokalnym biznesmenem wytwarzającym aparaty słuchowe.
Matka nie potrzebowała aparatu. Podeszła do okna, przy którym ukrywała się Chloe, i rzuciła w stronę siatki:
– Chodź, Chloe. Kolacja na stole.
Chloe z głębokim westchnieniem oderwała się od drewnianej ściany i ze spuszczoną głową podeszła do drzwi.

 
Wesprzyj nas