Historia niezwykłego życia Vivienne Westwood, projektantki mody, aktywistki, współtwórczyni ruchu punkowego.


Vivienne WestwoodVivienne Westwood to jedna z ikon naszych czasów; projektantka mody, aktywistka, współtwórczyni ruchu punkowego, globalna marka i babcia – krótko mówiąc, żyjąca legenda. Jej nazwisko i stworzona przez nią marka znane są na całym świecie, a w Wielkiej Brytanii cieszy się statusem skarbu narodowego. Oto jej historia.

Opowiedziana po raz pierwszy, jej własnymi słowami, z zaskakującej perspektywy i z niezłomną uczciwością. Ta wyjątkowa książka jest połączeniem osobistego pamiętnika i autoryzowanej biografii: częściowo opiera się na zapiskach autorki i bohaterki, a częściowo na wspomnieniach szerokiego grona przyjaciół, rodziny i współpracowników.

Ian Kelly zaś (autor nagradzanych biografii) w tym oryginalnym wspólnym projekcie dzieli się swymi spostrzeżeniami historyka i przyjaciela Vivienne na temat życia i dokonao jednej z najbardziej wpływowych osób naszego stulecia.

Vivienne Westwood jest słynną brytyjską projektantką, bizneswoman, aktywistką. Wywarła ogromny wpływ na współczesną modę, zwłaszcza wprowadzając punk i nową falę do jej głównego nurtu. Karierę rozpoczęła od współpracy z życiowym partnerem, menedżerem grupy Sex Pistols, Malcolmem McLarenem. W 2006 r. otrzymała Order Imperium Brytyjskiego. W kwietniu 2016 skończyła 75 lat.

Ian Kelly jest autorem i aktorem. Jego poprzednie książki to cieszące się międzynarodowym uznaniem biografie Beau Brummella, Casanovy, Samuela Foote’a i Antonina Carême. Mieszka i pracuje w Londynie oraz Suffolk.

Vivienne Westwood, Ian Kelly
Vivienne Westwood
Przekład: Anna Rojkowska
Seria: Projektanci
Wydawnictwo Bukowy Las
Premiera: 13 kwietnia 2016
kup książkę

Vivienne Westwood


Moim obowiązkiem jest zrozumieć. Zrozumieć świat. To nasz obowiązek w zamian za to, że mamy szczęście żyć. Dzięki sztuce możemy odkryć różne wizje świata wypracowane przez ludzi, którzy żyli przed nami – to jest właściwe znaczenie kultury – i, przez porównanie, tworzyć własne idee świata lepszego niż ten, w którym żyjemy, niż ten, który zepsuliśmy.
Możemy zmienić naszą przyszłość. Szukając idei, zaczniesz myśleć, a to zmieni twoje życie.
A jeśli zmienisz swoje życie, zmienisz świat.
VIVIENNE WESTWOOD, 2014

Wszystko się łączy

Tydzień Mody w Paryżu. Kolekcja wiosna/lato 2014.
Wystukując te słowa na klawiaturze, siedzę pod wieszakiem na ubrania, pod sukniami wartymi dziewięćdziesiąt tysięcy funtów. Z jednej strony Vivienne Westwood w czapce z włóczki i wystrzępionym swetrze przypina błyszczącą aplikację na jakąś dzianinę, udając, że nie słyszy moich pytań. Z drugiej – półnaga modelka słania się w butach na koturnach. Rzecz dzieje się gdzieś w II dzielnicy. Jest trzecia rano.
O Vivienne trzeba wiedzieć kilka rzeczy.
Sprawia wrażenie osoby nie do zdarcia. Niedługo świt, a ona nadal pełna wigoru, pracuje z energią osób młodszych o pół wieku. Wygląda świetnie: „porcelanowogładka cera”, jak opisała Vivienne jej przyjaciółka, Tracey Emin. I zdaje się, że żywi się tylko jabłkami i herbatą. Jest superinteligentna. Nie daj się nabrać na minę osoby, która nie potrafi zliczyć do trzech. Umysł ma ostry jak brzytwa. Trochę źle słyszy. Podejrzewam, że to głuchota taktyczna. Chroni ją przed wrzawą panującą wokoło.
Ale najważniejsze, czego się o niej dowiedziałem, to to, że mimo wszystkich przeciwności udało jej się zachować dziecko w sobie. Dziecko patrzące na świat szeroko otwartymi oczyma. Ciekawe. Żywe. Czasami lubiące się wystroić. Niekiedy niegrzeczne. Kiedy indziej rozbrajająco lojalne i kochające. Przeważnie zachowuje się przyzwoicie. Lecz zdarza się, że wybucha i robi mi awanturę.
Można by pomyśleć, że takie zachowanie nie przystoi osobie siedemdziesięciotrzyletniej. Niezupełnie pasuje do Damy Orderu Imperium Brytyjskiego, szefowej światowej marki odzieżowej i jednej z najsłynniejszych Angielek na naszej planecie. Ani do grand couturier*, kobiety, która mogłaby podziwiać zdobyte przez siebie laury lub na nich spoczywać, nazywanej „Coco Chanel naszych czasów”, znacznie lepiej znanej na Dalekim Wschodzie niż brytyjska królowa czy Madonna, kobiety, która mimo ósmego krzyżyka codziennie dojeżdża do pracy rowerem.

* Grand couturier (fr.) – dyktator mody [wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki].

Jeśli się z tym zgadzasz, to przypuszczalnie ta historia nie jest dla ciebie. Jeśli uważasz, że moda to tylko ozdóbki albo że siedemdziesięciolatkowie mają mniejsze, nie wi ę k s z e , prawo mówić innym o przyszłości świata czy być świadectwem wzorów z przeszłości, to lepiej odłóż tę książkę. Jak wyraziła się kilka dni temu Vivienne: „wytnie się mniej drzew”.
Jeśli natomiast nie wstydzisz się towarzyszyć punkowej babci, która nadal aktywnie walczy o wszystko, co uważa za słuszne i piękne, gdy tymczasem – powiedzmy to wyraźnie – wielu jej rówieśnikom wystarcza wygodny fotel i wspomnienia, to zostań z nami. Może czekają Cię zawroty głowy przy niespodziewanych spotkaniach z niezwykłym umysłem – podobnie jak mnie podczas ostatniego roku. Mego Roku Magicznych Olśnień. Bo to opowieść o czymś więcej niż o modzie – choć jest skomponowana z tkanin.
„Słuchaj, chodzi mi tylko o to, żebyś nie gadał do mnie teraz, Ian. Teraz myślę. Idź i się napij. Ja nie mam czasu”.
Jeszcze jedno, co powinieneś wiedzieć o Vivienne: potrafi być bardzo zabawna.
26 września 2013 roku, druga rano, a przed nami jeszcze sześćdziesiąt godzin. Za sześćdziesiąt godzin po raz pierwszy zostanie pokazana w Paryżu nowa kolekcja Vivienne Westwood. Kolekcja „Gold Label” stanowi sztandarowy produkt Vivienne Westwood Group, a odbywające się co sześć miesięcy paryskie pokazy (wiosna/lato i jesień/zima) to dla projektantki zawodowo najważniejsze wydarzenia roku. Istnieją oczywiście inne kolekcje – między innymi „Red Label” (konfekcja) i „Red Carpet” (czyli „Czerwony dywan”) oraz linie upowszechniające markę, jak na przykład „Anglomania”, która przenosi idee kreatorki i projekty na inne terytoria objęte licencją, ubrania męskie („MAN”) prezentowane w Mediolanie, pokazy na Dalekim Wschodzie i nie tylko – ale dla Vivienne najistotniejsze są premiery kolekcji w Paryżu. Podobnie jest w innych domach mody, których przedstawiciele zapełniają o tej porze roku hotele przy place Vendôme. Chanel, Dior, Prada, Comme des Garçons: w tym tygodniu wszyscy wystawiają kolekcje, przy czym Vivienne częściowo pokazuje haute couture w tygodniu poświęconym pret-à-porter.
Te kolekcje dla najbogatszych, sprzedawane poniżej wartości rynkowej, cały czas są obecne w witrynach paryskich sklepów pomimo pojawienia się rywalizacji ze strony nowych stolic mody w Nowym Jorku, Londynie, Mediolanie czy Hongkongu. Większość z nich przynosi straty, choć Vivienne z dumą mówi, że dzięki zamówieniom specjalnym jej „Gold Label” zaczęła być dochodowa. Paryski Tydzień Mody stanowi najważniejsze wydarzenie w kalendarzu mody. Co kilka godzin jeden pokaz się kończy, a drugi zaczyna i chodniki Paryża wypełniają się patykowatymi kobietami na wysokich obcasach, spieszącymi się gdzieś i rozmawiającymi przez telefon komórkowy. A tak mówiąc poważnie: lepiej schodzić im z drogi. To starcie fashionistek z prasą branżową; eleganckich gangów kupców i modelek, fotografów i amatorów darmowych drinków, a także cel wielu miesięcy pracy londyńskiego studia Vivienne Westwood, jej włoskich krojczych i producentów obuwia. Tę kolekcję Vivienne zatytułowała „Wszystko się łączy” – a ja po raz pierwszy znalazłem się w Paryżu nie po to, by jeść czy zrobić wrażenie na dziewczynie. Tym razem, do licha, nici z jednego i drugiego, ale ogólnie rzecz biorąc, wiele się tu uczę.
Od kiedy Vivienne została kreatorką, sposób wprowadzania mody na rynek ogromnie się zmienił. Dokonała się rewolucja w rozumieniu, czym ona jest i co znaczy dla zachodnich rynków, na przykład brytyjskiego. Kiedyś kolekcje kierowano do grupy uprzywilejowanych kobiet, które potrzebowały strojów na gale, przyjęcia dyplomatyczne, wyścigi i herbatki. To, co nosiły, szybko się rozpowszechniało poprzez czasopisma, szablony i kopiowanie; wielkie domy mody robiły ubrania szyte na miarę, w niewielkiej ilości, których ceny dość realnie odzwierciedlały pracę całej rzeszy rzemieślników. Obecnie kolekcja haute couture przynosi straty, choć jej ceny są zabójcze. Jedna sztuka odzieży od Vivienne Westwood może kosztować w detalu od dwóch do sześciu tysięcy funtów, choć zdarzyło się, że niektóre rzeczy były dziesięciokrotnie droższe. A i tak jest to tylko ułamek rzeczywistego kosztu wykonania i wprowadzenia na rynek – ponieważ powstanie tych dzieł sztuki wymagało tysięcy roboczogodzin armii wyspecjalizowanych pracowników. Tygodnie Mody nie mają sensu. Ich celem jest przyciągnięcie uwagi szerokiej publiczności, coraz częściej poprzez Internet, z nadzieją, że jedni kupią kreacje ze względu na styl, a inni na znaną w Paryżu markę. Niemniej te właśnie paryskie kolekcje to moda w najczystszej postaci. Moda jako Sztuka. Moda odzwierciedlająca swój czas. Moda, jak to powiedziała Vivienne, która może nawet zmienić świat.
Kolekcje zwabiają tłumy, i to zarówno fizycznie, jak i online, zupełnie nieproporcjonalnie do liczby osób, które te ubrania noszą czy wytwarzają. Podczas Tygodnia Mody Paryż staje się epicentrum zjawiska typowego dla naszej epoki: nowej globalnej fascynacji modą i nowego języka, używanego głównie w Internecie, scalającego projektowanie i marketing, sławę, sztukę, zmysłowość i politykę; języka, który tak naprawdę nie ma odpowiednika w historii kultury, lecz który sięga również wczesnych punkowych projektów Vivienne łączących modę, muzykę, sławne osoby i ducha czasów. Więc niech wam się nie wydaje, że moda to błyskotki dla bogaczek. No, może trochę. Ale to również dział gospodarki światowej i istotny element tego, czym jest teraz Europa. To witryna. Paryż podczas Tygodnia Mody jest metaforą ukazującą, dokąd zmierza globalny rynek, jarmark na skalę epicką, ale też happening marketingowy upowszechniający styl Starego Świata, łączący modę, muzykę i nową narrację na temat istnienia. A także sprzedaż, na coraz większą skalę, do Chin.
Setki tysięcy osób obserwuje to, co się dzieje, w Internecie. Tylko w pokazach Vivienne uczestniczą zastępy zawodowych dziennikarzy modowych i blogerów z rozwijających się rynków Dalekiego Wschodu, Brazylii i Rosji. W sypialniach i biurach przy głównych ulicach, od Hongkongu po São Paulo i Moskwę, ich doniesienia ze skupioną uwagą śledzą nieprzebrane tłumy odbiorców. Telewizja kablowa, a teraz Internet zrewolucjonizowały modę, a nigdzie nie widać tego wyraźniej niż w tej opowieści o Vivienne Westwood, której nazwisko znane jest na całym świecie dzięki temu, co dzieje się w Paryżu. Stolica Francji przypomina nachalnego handlarza akcesoriami, perfumami i pismami – wszystkie one żyją z mody i nieustannie krążą wokół tego, co umożliwiło ich istnienie: haute couture. A w centrum tego całego zamieszania tkwi Vivienne – niegdyś punk z King’s Road, a teraz sama w sobie luksusowa marka o globalnym zasięgu – z drwiącym uśmiechem przyglądająca się biznesowi, który polega na udawaniu, i mimo otaczającej ją wrzawy spokojnie oddająca się pasji do piękna, szczególnie piękna wyczarowanego z tkaniny. A jednocześnie cały czas uparcie walcząca, poprzez modę, o wyższe cele w sztuce i polityce, a także najwyższą jakość tego, co sama robi.
Należy również zauważyć, że paryski Tydzień Mody jest jedną z niewielu okazji, kiedy Vivienne Westwood – bicz na brytyjski establishment, babcia, matka i działaczka ekologiczna – skupia się na tym, co przyniosło jej światową sławę: na odzieży. Przez resztę roku poświęca swój czas na mnóstwo innych rzeczy. Jednak nie w Paryżu. Paryż to wyłącznie moda. Ale też chyba najlepsze miejsce, żeby zacząć rozumieć Vivienne, zarówno w chwili twórczego spokoju (choć pełnego napięcia), jak i – o, cholera, czwarta rano – gorączkowej działalności.
Paryski Tydzień Mody kończy się w najbliższy weekend, a kolekcja „Gold Label” Vivienne ma być jednym z mocniejszych punktów programu. Tymczasem zostały niecałe trzy dni…
W tym tygodniu pod numerem 13 przy rue du Mail wszystko stoi na głowie. Elegancki stary budynek, położony tuż za pałacem królewskim i biblioteką narodową, dość sponiewierany przez wojnę oraz korporacyjnych właścicieli, niegdyś był domem Liszta i siedzibą gestapo, a teraz w dawnej sali balowej mieści salon wystawowy Vivienne Westwood. Co roku przez trzy dni września staje się ośrodkiem kreatywności, gdzie przygotowuje się pokaz kolekcji „Gold Label”. Sam pokaz odbywa się gdzie indziej.
Idąc rue du Mail, bez trudu zgaduję, gdzie mieści się salon wystawowy Vivienne i co się w nim teraz dzieje. Dziewczyny z błyszczącymi oczyma i nieprzyzwoicie długimi nogami wsiadają lub zsiadają z tylnego siodełka zmotoryzowanych kurierów. To modelki. Niedawno przyleciały z Mediolanu. Są jak szarańcza – wszystkie jednakowe, nieskazitelnie piękne, ubrane na czarno, z obojętnymi twarzami bez makijażu jeżdżą na motorach z castingu na casting, z butami na szpilkach w torbie i z nogami oplecionymi wokół facetów, którzy przewożą je z miejsca na miejsce. Dwa dni przed pokazem głównej kolekcji nadchodzi pora na casting. Wchodzę za dziewczynami do budynku.
Salon balowo-wystawowy podzielono dziesięcioma wielkimi wieszakami na ubrania, na których umieszczono ze sto unikatowych sztuk odzieży: satynowe suknie balowe, wiskozowe drapowane w stylu greckim, dziergane z bawełny, wełniane i lniane kostiumy. Ciuchy warte milion funtów. Na jednej ścianie gablota ze wszystkimi torebkami projektu Vivienne Westwood, na drugiej – z biżuterią. Przy trzeciej ścianie stłoczone biurka, monitory, telefony komórkowe – brzęczenie jak w ulu.
To miejsce pracy działu imprez, któremu szefuje Kiko Gaspar, szczupły, kompetentny Portugalczyk, od stóp do głów ubrany w Vivienne Westwood. W rogu ustawiono tymczasowe studio; ekran z oślepiająco białymi lampami i biurko, przy którym ogolony do skóry grafik z Włoch rozjaśnia, wyostrza i czyści fotografie dziewcząt w ubraniach pokazowych, które mają być wydrukowane i ustawione w takiej kolejności, w jakiej będą zaprezentowane modele.
Ubrania, buty i rzeczy z dzianiny zostały dopiero co dostarczone z włoskich fabryk i londyńskiego studia Vivienne. Biżuterię do tej kolekcji skonfiskowali celnicy w Calais. Nikt nie wyrywa sobie z tego powodu włosów z głowy. Niektóre sztuki odzieży są zrobione zaledwie w połowie, na stołach leżą w kawałkach, owinięte w bibułkę z logo Vivienne. Casting jest jednocześnie przymiarką modeli z kolekcji haute couture. Ubrania warte dziesięć tysięcy funtów, pospinane szpilkami, leżą na podłodze, choć za dwa dni z hakiem mają zostać pokazane światu – ale tym również nikt się nie przejmuje. Ostrożnie je omijam, starając się nie zaplątać w kolejkę dziewczyn oczekujących na swoją prezentację.
Na schodach prowadzących do sali balowej ustawiono buty, jak szklane pantofelki dla setki punkowych Kopciuszków. Wszyscy rozmawiają przez komórki. W stłumionym gwarze rozróżniam pięć języków. Cały czas napływają nowi ludzie. Jedni wchodzą, drudzy wychodzą. Nie widać, żeby ktokolwiek nad tym panował. Wydaje się, że za przepustkę wystarczy pewna mina i choćby jedna sztuka odzieży z kolekcji Vivienne. Tatuaż mile widziany. Pośrodku pomieszczenia samą swoją obecnością i – co pomocne – wysokim wzrostem przykuwa uwagę czterdziestoośmioletni Andreas Kronthaler, mąż Vivienne.
Dla osób zajmujących się modą to żadna nowość, ale dla tych, którzy znają Vivienne Westwood jedynie z nazwiska, może być zaskoczeniem, że Andreas, mąż i od dwudziestu lat współpracownik, jest obecnie współtwórcą jej kreacji. Kiedy się spotkali, ona była profesorem mody w Wiedniu, a on – jednym z jej studentów. Państwo Kronthalerowie są razem od jakichś dwudziestu pięciu lat, czyli w przybliżeniu tyle, ile wynosi różnica wieku między nimi. Więcej na ten temat w rozdziale Fräulein Kronthaler. Wszyscy, którzy się tu kręcą, doskonale wiedzą, że Andreas jest równie ważny jak Vivienne i że w czasie Tygodnia Mody ma pewną przewagę. Wyglądem przypomina skrzyżowanie Jere my’ego Ironsa w wersji nieokrzesanej z Arnoldem Schwarzeneggerem. Ponadto wyróżnia go hipnotyzujące spojrzenie i muskulatura tyrolskiego kowala (nawiasem mówiąc, kowalstwo to rodzinny fach). Wszystkie te cechy czynią z Andreasa wyjątek w paryskim światku haute couture.
Każdy, nie wyłączając Vivienne, trochę się w nim podkochuje. Ze wspomnień zebranych podczas gromadzenia materiału do książki wyłania się jedno: ich wspólna praca. Wyluzowani (mimo niesprzyjających warunków) i szczęśliwi partnerzy w życiu, sztuce i wspólnym biznesie. Trudniej niż męża jest dostrzec Vivenne, schowaną za wieszakami. Na głowie ma przepaskę z bardzo stosownym napisem: „Chaos”.
– Nie mam czasu teraz rozmawiać, Ian, ale będę pamiętać.
Wszystkie potencjalne modelki są fotografowane, nieliczne z nich w ubraniach, które być może będą prezentować. Zdjęcia wybranych dziewcząt bookerka Maiwenn oznacza czerwoną kropką, podobnie jak to się robi ze sprzedanymi obrazami w galerii. Maiwenn kultywuje wygląd gejszy z Pearl Harbor, który łączy z butami Vivienne Westwood z kolekcji „Anglomania”, i to ona może modelki zaakceptować lub nie. Czerwone kropki stawia na ich nosach. Zielone kropki oznaczają, że dziewczęta dobrze wyglądają w pokazywanej odzieży. Ich brak nie jest jednak przeszkodą nie do pokonania, ponieważ nie wszystkie ubrania są jeszcze gotowe.
Być może pokaz otworzy Issa, bardzo wysoka Japonka. Ajuma z Nairobi, często angażowana przez Vivienne, wróciła po urodzeniu dziecka. Marta z Walencji, która zdobyła medal w konkursie modelek, choć jeszcze nie skończyła szkoły, jest piękna jak zorza i podekscytowana jak mały szczeniak. Wszystko jest dla niej nowe, podniecające, a paryski pokaz przypomina bal przebierańców. Z pozostałych dziewczyn raczej emanuje eleganckie znudzenie osłodzone zabawą iPodami.
Kiedy wychodzę na spotkanie z redaktorką „Vogue’a”, zaczyna się klarować, która modelka wystąpi w pokazie i w której sukni.
– To nie tylko dostępność, to także chemia – tłumaczy Maiwenn. – Vivienne wcale nie płaci najwięcej, nigdy nie płaciła, więc niektóre dziewczyny mogą zrezygnować. Ale każda chce tu być, nawet jeśli jej agent się sprzeciwia. Jeżeli chodzi o Vivienne, wszyscy mamy podobne odczucia.
Do pokazu zostało trzydzieści godzin. Znowu siedzę po turecku na podłodze koło wieszaka, pod bolerkiem zrobionym na moje oko ze sznelki i pajęczyn, które Vivienne od nowa spina szpilkami i fastryguje. Otoczona przez najpiękniejsze kobiety świata w różnych stadiach nagości, tkaniny i wytwory zarówno piękna, jak i dziwactwa w rozmaitych stadiach niegotowości, Vivienne potrafi się jednak skupić na formułowaniu komunikatu prasowego, który objaśnia jej kolekcje, a skrawki papieru – podobnie jak otaczające ją próbki materiałów – powoli scalają się w gotowy tekst.

 
Wesprzyj nas