Miłość, gry pozorów, układy. Pierwsza odsłona intrygi rozgrywającej się w samym sercu starożytnego Egiptu.


Przeklęty grobowiecKrótko po zwycięstwie sił faraona Ramzesa II w bitwie z Nubijczykami dochodzi do tragedii: z przeklętego grobowca znika największy ze skarbów – zapieczętowany dzban Ozyrysa, w którym zamknięto tajemnicę życia i śmierci.

Książę Setna, młodszy syn władcy, jest świetnie wykształconym skrybą i błyskotliwym kapłanem świątyni boga Ptaha. By zniweczyć plany złodzieja, Setna sprzymierza się z młodą, czarującą uzdrowicielką, kapłanką ze świątyni bogini Sechmet, a przy okazji zakochuje się w niej. Sekhet odwzajemnia jego uczucie.

Czy ich miłość i wiedza okażą się dość silne, by pokonać działanie złych mocy?

“Przeklęty grobowiec” nie tylko zaciekawia sensacyjną, wartką fabułą, ale także przenosi czytelnika w tajemniczy i fascynujący, wciąż na nowo odkrywany kraj faraonów. Autor z niezwykłą wręcz precyzją oddaje realia starożytnego Egiptu, w którym światy bogów i ludzi przenikały się w każdej dziedzinie życia, a to, co boskie, było nierozłącznie związane z tym, co ludzkie.

Christian Jacq (ur. 28 kwietnia 1947 roku w Paryżu) – francuski egiptolog, pisarz, założyciel tzw. Institut Ramsès, zajmującego się dokumentowaniem epigraficznym i fotograficznym zagrożonych zabytków starożytności. Wśród bogatego dorobku pisarskiego Jacqa znajdują się prace naukowe i opracowania popularnonaukowe z dziedziny historii (głównie starożytnej), powieści historyczne, jak również rozległe cykle powieści kryminalnych (np. “Archiwa Scotland Yardu”, “Sprawy inspektora Higginsa”) wydawanych pod pseudonimami J.B. Livingstone, Christopher Carter i Célestin Valois. Znany jednak przede wszystkim jako autor poczytnych powieści i książek popularnonaukowych o starożytnym Egipcie.

Christian Jacq
Przeklęty grobowiec
(Śledztwa księcia Setny, t.1)
Przekład: Monika Szewc-Osiecka
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 26 kwietnia 2016
kup książkę

Przeklęty grobowiec

1

Stary od urodzenia był stary i wcale nie było mu z tym źle. Był potomkiem długowiecznego rodu – zdaniem niektórych sięgającego korzeniami okresu panowania pierwszego faraona – i miał do dyspozycji eliksir młodości, jakim było dobre wino. Białe wytrawne o smaku świeżych owoców na przebudzenie, mocne czerwone na obiad, lekkie różowe na podwieczorek i najwyborniejsze do kolacji. Te wykwintne produkty, mariaż natury i ludzkiej inteligencji najwyższych lotów, stanowiły lek na wszelkie choroby.
Iluż młodym ludziom, których poi się wodą, brak sił! Oczywiście piwo to także napój nie do pogardzenia, zwłaszcza w porze upałów. Nic jednak nie może zastąpić wina. Stary był właścicielem winnicy w pobliżu Memfis, gospodarczej stolicy Egiptu. Uprawę powierzył dwóm specjalistom, których skrupulatnie nadzorował. Opisane dzbany spoczywały w piwnicy, gdzie przed zakusami rabusiów chroniły je podwójne drzwi zaopatrzone w solidne zamki.
Aby opłacić swoich pracowników, Stary sam musiał zarabiać. Znalazł zatrudnienie jako administrator w służbie bogatego dostojnika, właściciela dużego majątku, w którym mieszkał i pracował liczny personel rozmaitych zawodów. Trzeba było bez przerwy nadzorować ów mikrokosmos, tropiąc ewentualnych dekowników, którzy tylko czekali na chwilę rozprzężenia. Ale przy Starym młodzież nie mogła się lenić.
Korzystając z wolnego wiosennego dnia, odwiedził swoją piwnicę i odkorkował kilka starych dzbanów z czasów pierwszych lat panowania Ramzesa II – powszechnie czczonego bohatera, który w bitwie pod Kadesz pokonał pragnących zająć Egipt Hetytów*. W obu krainach – Dolnym i Górnym Egipcie – panował dobrobyt, na którym wszyscy korzystali.

* Przodkowie Turków.

Na terenie Delty, blisko szlaku syropalestyńskiego, który został wykorzystany jako droga inwazji, faraon pobudował nową stolicę, Pi-Ramzes. Nie zapomniał przy tym o dodaniu splendoru starym ośrodkom, takim jak Teby, siedziba boga Amona, który kierował jego ramieniem pod Kadesz, czy Abdżu, święte terytorium Ozyrysa, strażnika tajemnicy zmartwychwstania i pana „usprawiedliwionych głosem”. Krótko mówiąc, w tym najdoskonalszym ze światów żyło się naprawdę dobrze. Staremu doskwierał jedynie potężny ból głowy, spowodowany prawdopodobnie zbyt dużą ilością słodkiego białego wina. Spacerując bez celu w łagodnym blasku wieczoru, zarządca przekroczył granicę między terenami uprawnymi a pustynią i zdrzemnął się u stóp wydmy. Obudziło go rześkie nocne powietrze.
Stary spojrzał na tysiące gwiazd składających się na duszę bogini nieba Nut. Mimo że łamało go w kościach, gotów był oddać się kontemplacji nieboskłonu, gdyby nie gwałtowny podmuch wiatru, który nagle przysypał go do połowy piaskiem. Wyrzekając i plując, mężczyzna wstał. W ciągu kilku chwil niebo pokryło się czarnymi chmurami i stało się polem zażartej bitwy. Błyskawice raz po raz cięły firmament, ziemia zaczęła drżeć, a szczyt wydmy urósł. Nie był to ani koszmarny sen, ani normalne zjawisko. Demony pustyni rozpętały kataklizm. Świadom swoich niewielkich szans na przeżycie Stary ruszył prosto przed siebie w poszukiwaniu jakiegoś schronienia.
Stracił orientację w chaotycznym krajobrazie i potykał się co krok. Ratowała go jednak krzepka postura, nie poddawał się więc zwątpieniu. W chwili gdy zabrakło mu tchu w piersiach, zauważył stos kamieni. Wyjął część z nich, tak by powstała dziura, skulił się w niej i zasłonił odłamkami wapiennej skały. Jakiż smutny koniec, umrzeć o suchym gardle, z dala od ukochanej piwniczki! Na tę wstrząsającą myśl postanowił, że się nie podda.
I wtedy tumult ustał. Lodowaty wiatr przyprawił Starego o drżenie. Z trudem wydobywszy się spod kamiennego całunu, mężczyzna rozejrzał się dookoła. Nowe wydmy poprzecinane wąwozami, połamane rośliny, trupy lisów pustynnych i gryzoni… A nieco dalej jakaś ludzka postać!
Powinien zawołać, machać, ruszyć biegiem w kierunku drugiego ocaleńca, ale poczuł silny wewnętrzny impuls, który nakazał mu pozostać w ukryciu i obserwować. Posłuchał go i poczuł głęboką ulgę. Mężczyzna, uzbrojony w długi sztylet, rozejrzał się po okolicy i dał znak swoim towarzyszom, że droga jest wolna.
Najwyraźniej grupa wyszła z grobowca, który ocalał z nawałnicy. Schronienie dla zbłąkanych wędrowców? A może cel, który upatrzyła sobie szajka rabusiów? Stary powinien uciekać, ale ciekawość okazała się silniejsza. Twarze złoczyńców zasłaniały zgrzebne chusty, zza których widać było tylko oczy. Wszyscy odziani byli w długie tuniki. Stanęli kręgiem wokół mężczyzny ze sztyletem. Ten zaś uniósł broń, jakby chciał przebić gęste chmury.
Niebo przecięła potężna błyskawica i grom uderzył kilka kroków od mężczyzn, zamieniając się w kulę ognia. Z zawrotną szybkością zatoczyła krąg wokół grupy, a następnie zniknęła w piasku. Nie było najmniejszych wątpliwości: człowiek ze sztyletem był czarownikiem, i to najgorszego gatunku! Rozkazywał żywiołom, wywoływał nawałnicę i trzymał w garści Seta, pana burzy i piorunów.
Stary był przerażony. Sądził, że nadeszła jego ostatnia godzina. Mag wyczuje jego obecność i przygwoździ go do ziemi, a potem unicestwi. Czarownik przekroczył granicę kręgu, w którym uwięzieni byli jego wspólnicy, i wszedł do grobowca. Zarządca dotknął własnego ciała i uświadomił sobie, że wciąż żyje. Teraz już musi uciekać! I tak za dużo widział, poza tym z każdą chwilą czuł coraz większą suchość w gardle.
Drżące nogi odmówiły mu jednak posłuszeństwa. Ta słabość go uratowała, bowiem czarownik już wychodził z grobowca, niosąc duży, podłużny przedmiot okryty czerwonym welonem. Wolnym krokiem doszedł do kręgu i złożył łup w samym jego środku. Odezwał się głosem tak uroczystym i władczym, że Stary aż zadrżał:
– Oto skarb nad skarby, tajemnica życia i śmierci. – I zdjął welon.
Oczom zebranych ukazał się dzban podłużnego kształtu na solidnej podstawie, zamknięty wielkim kamiennym korkiem. Jeden z rabusiów, nie mogąc się powstrzymać, podszedł do bezcennego przedmiotu. Dotknął korka i spojrzał na czarownika, który stał z rękami skrzyżowanymi na piersi. Skoro tylko kamień został uniesiony, z dzbana wydobył się pomarańczowy dym i otulił świętokradcę. Mężczyzna cofnął się zaskoczony. Szeroko otworzył usta niczym ryba wyjęta z wody. Uduszony osunął się na ziemię.
Czarownik ponownie przykrył skarb czerwonym welonem.
– Oto oglądaliście zapieczętowany dzban*, który zawiera największy sekret – oznajmił wspólnikom. – Kto zna jego tajemnicę, posiada prawdziwą moc. A wy, bando drobnych rzezimieszków, dostąpiliście przywileju, którego nie jesteście godni, dlatego musicie zniknąć. Odkopaliście wejście do przeklętego grobowca, wasza misja jest zakończona, nie jesteście mi więcej potrzebni.

* W języku egipskim: Khetemet.

– Ale obiecałeś… – oburzył się jeden z osiłków.
Mag chwycił dzban i zakręcił nim. Pomarańczowy dym otoczył jego wspólników. Ich ciała się skurczyły, a ciszę pustyni rozdarły krzyki agonii. Kiedy stwierdził, że z trupów prawie nic już nie zostało, czarownik, który stał się teraz posiadaczem zapieczętowanego dzbana, oddalił się na wschód. Poranne słońce przebiło się wreszcie przez chmury.
Stary roztropnie odczekał dłuższą chwilę i dopiero wtedy się podniósł. Chwiejąc się na nogach, ruszył w kierunku miejsca masakry, zastanawiając się, czy nie przyśnił mu się koszmarny sen. Jednak obecność zwęglonych ludzkich szczątków dowodziła czegoś wręcz przeciwnego.
Podjął instynktowną decyzję: nikomu nie powie o tej tragedii. Umierając z pragnienia, powlókł się w kierunku terenów uprawnych i świata żywych.

 
Wesprzyj nas