Oto opowieść o lojalności, zaufaniu i zdradzie, przynależności klasowej i sumieniu, o wykuwaniu się wyjątkowej męskiej przyjaźni i jej niszczeniu.


Kim Philby – podwójny agent, czarujący intelektualista i bezwzględny oszust w jednej osobie – zdradzał Rosjanom szczegóły wszystkich najważniejszych tajnych operacji prowadzonych przez aliantów w pierwszych latach zimnej wojny.

W okresie bezpośrednio po II wojnie światowej Philby, Nicholas Elliott i James Jesus Angleton należeli do grona wschodzących gwiazd na firmamencie brytyjskich i amerykańskich tajnych służb, osób, które miały dostęp do wszelkiego rodzaju tajemnic.

Elliott i Angleton żyli w przekonaniu, że znają Philby’ego jak nikt inny – po czym ze zdumieniem odkryli, że nie mieli pojęcia, kim był naprawdę.

Ben Macintyre, mając dostęp do niedawno odtajnionych i nigdy wcześniej niepublikowanych dokumentów MI5, ujawnia szczegóły tego, co należy uznać za ostatnią wielką tajemnicę zimnej wojny.

Ben Mcintyre
Szpieg wśród przyjaciół
Przekład: Jerzy Korpanty
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 16 marca 2016
kup książkę

WSTĘP

Na temat Kima Philby’ego istnieje obszerna literatura, w tym takie nieocenione, pionierskie opracowania, jak książki Patricka Seale’a, Phillipa Knightleya, Toma Bowera, Anthony’ego Cave’a Browna i Gienricha Borowika. Jednak dla wielu czytelników Philby wciąż pozostaje postacią nieprzeniknioną i tajemniczą, niczym zimna wojna, do której często robi się aluzje, ale którą tak naprawdę niezbyt się rozumie. Co więcej, w ostatnich latach dostęp do dotychczas w większości utajnionych materiałów, a także autoryzowanych historii MI5 i MI6, rzuca nowe światło zarówno na sam ów konflikt, jak i na miejsce w nim Philby’ego.
Niniejsza książka nie jest kolejną biografią Kima Philby’ego. Stanowi raczej próbę opisania pewnego specyficznego rodzaju przyjaźni, która odegrała ważną rolę w historii, opowiedzianej w formie narracji. Chodzi w niej nie tyle o politykę, ideologię i problem odpowiedzialności, ile o osobowość, charakter i pewien bardzo brytyjski rodzaj relacji międzyludzkich, których istoty nikt nigdy dotąd jeszcze dostatecznie wnikliwie nie badał.
Skoro archiwa MI6, CIA i KGB wciąż pozostają zamknięte, większość materiału źródłowego, z którego korzystałem, ma charakter pośredni: są to dowody z trzeciej ręki, wiadomości w formie wspomnień na temat wydarzeń, które rozegrały się wiele lat wcześniej. Szpiedzy są ludźmi o wyjątkowym talencie do błędnego zapamiętywania faktów z przeszłości; tak więc protagoniści tej opowieści sami, przynajmniej w pewnym stopniu, ponoszą winę za zniekształcenia i przeinaczenia dotyczących ich wiadomości. Na temat wielu „faktów” związanych z przypadkiem Philby’ego wciąż toczą się gorące dyskusje i spory, a liczba rozmaitych teorii, spiskowych i nie tylko, jest zaiste ogromna. Niektóre z bardziej kontrowersyjnych kwestii omawiam w przypisach. Większość tego, co pisano i pisze się o Philbym, oparte jest na wspomnieniach i spekulacjach niemających żadnego umocowania w materiale dokumentalnym; niektóre sprawy zostały podkolorowane przez propagandę, kilka jest czystą fantazją. Nawet jeśli oficjalne dokumenty w całej pełni zostaną kiedyś ujawnione, wydarzenia, w których brał udział Philby, na zawsze już w pewnym stopniu pozostaną tajemnicze. Dla historyka, który opowiada o tych wydarzeniach, stanowi to więc nie lada wyzwanie. Prezentując sprzeczne relacje, różne punkty widzenia i rozbieżne wspomnienia, musiałem nieustannie dokonywać oceny wiarygodności różnych źródeł, a następie wybierać, które z licznych wątków dowodowych wydają się najbardziej zgodne z tym, co rzeczywiście się zdarzyło, a które nie. Wiele osób niewątpliwie nie zgodzi się z dokonanymi przeze mnie wyborami. To, o czym piszę, nie ma charakteru ściśle naukowego: mimo to zawsze starałem się podążać tak blisko za prawdą, jak to tylko było możliwe.
Niniejsza książka nie rości sobie pretensji do tego, by być „ostatnim słowem” na temat Kima Philby’ego. Zamiast tego próbuje opowiedzieć jego historię w inny niż dotychczas sposób, poprzez pryzmat jego osobistych relacji z ludźmi, co – być może – pozwoli nam na nowe i lepsze zrozumienie tego najbardziej niezwykłego szpiega czasów współczesnych.

WPROWADZENIE

Bejrut, styczeń 1963 roku

W jednym z mieszkań w dzielnicy chrześcijańskiej siedzi dwóch szpiegów w średnim wieku, popijając herbatę i w miarę jak zbliża się wieczór, coraz szczodrzej okłamując się nawzajem. Są Anglikami – tak angielskimi, że nawyk uprzejmości, który ich ze sobą zbliża i jednocześnie utrzymuje między nimi dystans, nawet na moment nie przestaje dawać o sobie znać. Przez otwarte okno do środka wnikają dźwięki ulicy – odgłosy klaksonów samochodowych i stukotu końskich kopyt mieszają się z pobrzękiwaniem porcelanowych filiżanek i ściszonymi męskimi głosami. Mikrofon, przemyślnie ukryty pod kanapą, rejestruje rozmowę, przekazując jej treść wzdłuż przewodu, który przez niewielki otwór w pokrytej boazerią ścianie przechodzi do sąsiedniego pokoju, gdzie trzeci mężczyzna siedzi pochylony nad obracającymi się szpulami magnetofonu, starając się dzięki bakelitowym słuchawkom dosłyszeć i zrozumieć jak najwięcej wypowiadanych słów.
Dwaj rozmawiający ze sobą mężczyźni są starymi przyjaciółmi. Znają się od prawie trzydziestu lat. Teraz jednak są zażartymi wrogami, bojownikami walczącymi po przeciwnych stronach brutalnego konfliktu.
Kim Philby i Nicholas Elliott wspólnie uczyli się szpiegowskiego fachu w okresie drugiej wojny światowej. Kiedy się skończyła, razem zaczęli robić karierę w szeregach brytyjskich służb wywiadowczych, dzieląc ze sobą wszystkie tajemnice. Obaj należeli do tych samych klubów dżentelmenów, popijali w tych samych barach, nosili takie same, dobrze skrojone garnitury, obaj też ożenili się z kobietami ze swojej „sfery”. Jednak przez cały ten czas Philby miał jeden sekret, którym nie dzielił się z nikim: pracował pod przykryciem dla Moskwy, słuchając wszystkiego, co tylko powiedział mu Elliott, a następnie skrupulatnie przekazując to swoim sowieckim mocodawcom.
Elliott przyjechał do Bejrutu, żeby wydobyć od Philby’ego przyznanie się do winy. Założył w mieszkaniu instalację podsłuchową, a także postarał się o to, by przed domem i na ulicy rozmieszczono zapewniających mu bezpieczeństwo tajnych agentów. Przede wszystkim pragnął się dowiedzieć, kiedy Philby zaczął go oszukiwać. Chce poznać prawdę lub przynajmniej jakąś jej część. A kiedy już to się stanie, ewentualnie pozwoli Philby’emu uciec do Moskwy albo wrócić do Wielkiej Brytanii, gdzie mógłby ponownie pracować jako potrójny agent, albo zapić się w samotności w którejś z bejruckich knajp. Jemu samemu, mówił sobie Elliott, jest to całkowicie obojętne.
Philby zna zasady tej gry, jako że przecież od trzech dekad doskonale ją rozgrywa. Nie wie jednak tego, ile wie Elliott.
Może i tym razem ich przyjaźń zdoła go uratować, tak jak ratowała go już wcześniej. Obaj mężczyźni mówią sobie trochę prawdy, doprawionej oszustwem, a także trochę się okłamują, starając się być jak najbardziej szczerzy i przekonujący. Jedna warstwa nakłada się na drugą, naprzemiennie. Kiedy zapada noc, ów osobliwy pojedynek na śmierć i życie trwa dalej. Toczy go dwóch ludzi, których ściśle wiąże ze sobą pochodzenie społeczne, przynależność klubowa i wykształcenie, lecz dzieli ideologia; dwóch ludzi o niemal identycznych gustach i manierach, między którymi występuje jednak fundamentalny konflikt interesów wynikający z lojalności wobec dwóch różnych, skonfliktowanych ze sobą stron; najbardziej intymnie związani ze sobą wrogowie, jakich tylko można sobie wyobrazić. Dla osoby postronnej, która miałaby okazję przysłuchiwać się ich rozmowie, wydawałaby się ona konwersacją prowadzoną przez dwóch wytwornych dżentelmenów, czymś w rodzaju dawnego, rdzennie angielskiego rytuału, który rozgrywa się w obcym kraju. Tymczasem w rzeczywistości chodzi o całkowicie bezwzględną i bezpardonową walkę, ostatnie podrygi dogorywającej, a niegdyś tak pełnej życia, przyjaźni.

ROZDZIAŁ 1

SZPIEG NA STAŻU

Pewnego dnia, gdy Nicholas Elliott był na torze wyścigów konnych w Ascot, obserwując, jak ogólny faworyt o imieniu Quashed przychodzi na metę pierwszy, z łatwością wygrywając gonitwę, w której obstawiano go 7 do 2, ku własnemu niejakiemu zdumieniu został szpiegiem. Stało się to 15 czerwca 1939 roku, prawie trzy miesiące przed wybuchem najbardziej krwawego konfliktu zbrojnego w historii. Elliott miał wówczas 22 lata.
Wszystko wydarzyło się przy kieliszku szampana. Ojciec Johna Nicholasa Rede’a Elliotta, sir Claude Aurelius Elliott, kawaler Orderu Imperium Brytyjskiego, był dyrektorem Eton College – najbardziej prestiżowej w Anglii prywatnej szkoły średniej dla chłopców, znanym alpinistą oraz jednym z filarów brytyjskiego establishmentu. Sir Claude znał każdego, kto tylko był kimś i kto się liczył. Pośród wielu ważnych znanych mu osobistości znajdował się również sir Robert Vansittart, główny doradca dyplomatyczny Rządu Jego Królewskiej Mości, który miał bliskie powiązania z Secret Intelligence Service (SIS), znanej lepiej jako MI6*, agencji odpowiedzialnej za zbieranie danych wywiadowczych za granicą.

* Brytyjski wywiad wojskowy, sekcja 6.

Nicholas Elliott umówił się na spotkanie z „Vanem” w Ascot, gdzie przy kolejnym drinku wspomniał mu, że od pewnego czasu rozważa ewentualność wstąpienia do tajnych służb. Sir Robert Vansittart uśmiechnął się i powiedział: „Co za ulga, że zwraca się pan do mnie z czymś tak łatwym do załatwienia”. „I tak to się właśnie odbyło” – napisał wiele lat później Elliott.
System rekrutacji nowych agentów przez tak zwany old boy network* działał bez zarzutu.

* Old boy network – „znajomości ze szkolnej ławy”; w brytyjskim systemie męskich szkół i uczelni prywatnych przynależność do tego samego, zwykle elitarnego klubu.

Nicholas Elliott nie miał oczywistych predyspozycji do tego, by zostać szpiegiem. W szkole i na studiach nie wyróżniał się niczym szczególnym. Wiedział niewiele o złożoności polityki międzynarodowej, nie mówiąc już o niezwykle skomplikowanej i niebezpiecznej grze, jaką w okresie poprzedzającym wybuch drugiej wojny światowej prowadziło MI6. Nie miał on żadnego pojęcia o szpiegowaniu, sądził jednak, że jest to niewątpliwie coś bardzo ekscytującego, istotnego i zarezerwowanego tylko dla nielicznych. Elliott był pewnym siebie młodym człowiekiem, jakim może być tylko ktoś, kto urodził się w dobrej i zamożnej angielskiej rodzinie, zalicza się do grona wychowanków Eton i świeżo upieczonych absolwentów Cambridge, a także dysponuje szerokimi towarzyskimi koneksjami we właściwych sferach. Był on kimś, kogo przeznaczeniem było rządzenie innymi (choć sam oczywiście nigdy nie wyraziłby tego w tak mało delikatny i bezpośredni sposób), członkostwo zaś w tym najbardziej ekskluzywnym klubie angielskich dżentelmenów zdawało się sprzyjać osiągnięciu tego celu.

Ród Elliottów był opoką imperium brytyjskiego; od pokoleń kolejni Elliottowie zasilali szeregi oficerów armii, byli wysokiej rangi duchownymi Kościoła anglikańskiego, prawnikami i administratorami w koloniach, którzy stanowili dla Wielkiej Brytanii gwarancję jej dalszej supremacji na oceanach oraz większości położonych między nimi kontynentów. Jeden z dziadków Elliotta był wicegubernatorem Bengalu, drugi sędzią Sądu Najwyższego. Podobnie jak członkowie wielu innych potężnych angielskich rodów, Elliottowie znani byli ze swojej ekscentryczności. Stryjeczny dziadek Nicholasa, Edgar, wsławił się zakładem z innym oficerem armii indyjskiej, że codziennie przez trzy miesiące będzie wypalał tyle cherootów*, ile – ułożonych jeden za drugim – tworzyłoby odcinek odpowiadający jego wzrostowi. W rezultacie po dwóch miesiącach „zapalił się” na śmierć. Babka stryjeczna, Blanche, miała podobno w wieku 26 lat „doznać tak silnego zawodu miłosnego”3, że położyła się do łóżka, po czym nie wychodziła z niego przez następne pięćdziesiąt lat. Ciotka Nancy była święcie przekonana, że katolicy nie nadają się do tego, by trzymać w swoich domach psy czy koty, ponieważ nie wierzą, że zwierzęta także mają duszę.

* Krótkie cylindryczne cygaro, obcięte z obu końców.

Wielu członków rodziny przejawiało również nieprzepartą, niezwykle silną, lecz często zgubną fascynację górską wspinaczką. Stryj Nicholasa, wielebny Julius Elliott, spadł w 1869 roku z Matterhornu krótko po tym, jak poznał Gustave’a Flauberta, który uważał go za „doskonałe uosobienie angielskiego dżentelmena” 4. Ekscentryczność to jedna z tych angielskich cech, które wydają się słabościami, lecz w istocie maskują ukrytą siłę, mamy zwykle bowiem do czynienia z wyjątkowo silną indywidualnością, wręcz uchodzącą za dziwaka.
W dzieciństwie postacią zdecydowanie dominującą w życiu Nicholasa był jego ojciec, Claude, człowiek niezłomnych wiktoriańskich zasad i silnie zakorzenionych uprzedzeń. Claude nie znosił muzyki, której dźwięki przyprawiały go o niestrawność, nie cierpiał wszelkich urządzeń grzewczych, uznając ich stosowanie za objaw „zniewieściałości”5, a także uważał, że „mając do czynienia z obcokrajowcami, najlepszym sposobem porozumienia się z nimi jest głośnie krzyczenie na nich po angielsku”6. Zanim został dyrektorem Eton, pomimo swojej wrodzonej nieufności do przedstawicieli świata akademickiego oraz awersji do prowadzenia intelektualnych dysput wykładał historię w Cambridge University. Długie uniwersyteckie wakacje dawały mu mnóstwo wolnego czasu, który przeznaczał na górskie wspinaczki. Prawdopodobnie zostałby najbardziej znanym i podziwianym alpinistą swojego pokolenia, gdyby w wyniku upadku podczas wędrówki w rejonie Lake District* nie uszkodził sobie rzepki, co wykluczyło go z udziału w wyprawie Mallory’ego na Mount Everest.

* Obszar w północno-zachodniej Anglii, jedno z najpopularniejszych miejsc wypoczynkowych Wielkiej Brytanii; kraina obfi tująca w jeziora i góry.

Jako górująca nad innymi postać, zarówno pod względem fizycznym, jak i mentalnym, Claude zdobył sobie pośród swoich wychowanków w Eton przydomek The Emperor (Cesarz). Nicholas traktował ojca z pełnym czci szacunkiem. Claude przeciwnie, całkowicie ignorował, to znów drażnił swoje jedyne dziecko, sądząc, podobnie jak w owych czasach wielu ojców z jego klasy społecznej, że okazywanie serdecznych uczuć może tylko zrobić z jego syna „mięczaka”, który w późniejszym czasie mógłby wykazywać homoseksualne skłonności. Nicholas dorastał w przekonaniu, że „Claude był wielce zażenowany tym, że w ogóle istnieję”7. Jego matka unikała w rozmowie wszelkich intymnych tematów, w tym – według słów jej własnego syna – mówienia o „Bogu, chorobach i tym, co człowiek ma poniżej pasa”8.
Mały Elliott był więc najpierw wychowywany przez kilka kolejnych nianiek, potem zaś wysłany z domu do Durnford School w Dorset, miejsca, w którym nawet jak na brytyjskie standardy prywatnych szkół podstawowych stosowano drakońskie metody wychowawcze, a uczniowie żyli w iście spartańskich warunkach. Codziennie rano wszyscy chłopcy musieli wskakiwać nago do basenu z zimną wodą, bo tak się akurat podobało dyrektorowi, jego żona lubiła wieczorami czytać na głos umoralniającą literaturę, kładąc przy tym swoje nogi na kolanach dwóch małych chłopców, trzeciemu zaś każąc łaskotać się w podeszwy stóp. W szkole i internacie nie było nigdy żadnych świeżych owoców, toalet z drzwiami, żadnych ograniczeń, jeśli chodzi o dręczenie młodszych i słabszych przez starszych i silniejszych oraz żadnej możliwości ucieczki. Dziś działalność tego rodzaju instytucji edukacyjnych byłaby zakazana; jednak w 1925 roku uważano je za miejsca, w których „formuje się silny charakter” wychowanków.
Po ukończeniu tej szkoły Elliott był przekonany, że „nic równie okropnego nie może się już [mu] nigdy więcej przytrafić”9, tym bardziej że miał w sobie wrodzoną pogardę dla wszelkiej władzy, a także buntownicze poczucie humoru. Po takim „istnym piekle”10, jakim było Durnford, Eton wydało mu się prawdziwym rajem. Fakt, że ojciec jest dyrektorem tej szkoły, nie stanowił dla Nicholasa żadnego szczególnego problemu, jako że Claude wciąż udawał, że go tam po prostu nie ma. Młody Elliott – bardzo inteligentny, pogodny i leniwy – wysilał się tylko o tyle, o ile okazywało się to niezbędne do przechodzenia z klasy do klasy. „Coraz bardziej czytelny charakter jego pisma zdradza jedynie nieumiejętność pisania bez błędów”11, wpisał mu do dzienniczka któryś z nauczycieli. Wkrótce Elliott został wybrany do swojego pierwszego klubu w Eton, o nazwie Pop.

 
Wesprzyj nas