Mocna lektura. Boleśnie przekonująca książka Ayaan Hirsi Ali o potrzebie reformy religii.


Heretyczka
W swojej jak dotąd na pewno najbardziej kontrowersyjnej książce Ayaan Hirsi Ali dowodzi, że jedynym sposobem na powstrzymanie terroryzmu, położenie kresu wojnom o podłożu religijnym oraz represjom dotykającym kobiety i mniejszości i co roku pozbawiających życia tysiące ludzi w całym świecie muzułmańskim, jest reforma religii.

Hirsi Ali, błyskotliwa, charyzmatyczna i bezkompromisowa autorka Niewiernej i Nomadki, twierdzi, że upieranie się przy przeświadczeniu, któremu hołdują nasi przywódcy, iż brutalne czyny islamskich ekstremistów należy oddzielać od będącej dla nich natchnieniem doktryny religijnej, jest po prostu niemądre.

Zdaniem Hirsi Ali musimy pogodzić się z faktem, że za tymi działaniami stoi zakorzeniona w islamie ideologia polityczna.

***

Boleśnie przekonująca. Warto przezwyciężyć uprzedzenia i ją przeczytać. To najważniejsza książka, jaką czytałem od lat.
RICHARD DAWKINS

Mocna lektura. Krótko mówiąc, ta kobieta jest bohaterką.
THE CHRISTIAN SCIENCE MONITOR

Ayaan Hirsi Ali jest autorką bestsellerowych książek Niewierna, Nomadka oraz The Caged Virgin. Urodziła się w Somalii, wychowała w rodzinie muzułmańskiej, dorastała zaś w Afryce i Arabii Saudyjskiej. W 1992 roku uzyskała azyl w Holandii, gdzie przeszła drogę od sprzątaczki w fabryce do członkini holenderskiego parlamentu. Jest wybitną mówczynią, dyskutantką i dziennikarką. Tygodnik “Time” uznał ją za jedną ze stu najbardziej wpływowych osób na świecie. Obecnie wykłada w John F. Kennedy School of Government na Uniwersytecie Harvarda. Założyła fundację AHA, która walczy z przemocą wobec kobiet i dziewcząt.

Ayaan Hirsi Ali
Heretyczka
Przekład: Agnieszka Wyszogrodzka-Gaik
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 17 lutego 2016
kup książkę

Heretyczka


Wstęp
Jeden islam, trzy rodzaje muzułmanów

W dniu_____grupa_____uzbrojonych, ubranych na czarno mężczyzn wtargnęła do_____w_____, otworzyła ogień i zabiła łącznie_____osób. Na nagraniach słychać, jak napastnicy krzyczą „Allahu akbar!”*.
Na konferencji prasowej prezydent_____powiedział: „Potępiamy ten brutalny czyn ekstremistów. Nie przyjmujemy do wiadomości prób uzasadniania tego rodzaju przestępczych działań względami religii pokoju. Równie stanowczo potępiamy tych, którzy zechcą wykorzystać zdarzenie jako pretekst do islamofobicznych zbrodni nienawiści”.

Cztery miesiące przed ukazaniem się Heretyczki, kiedy pracowałam nad wstępem do książki, mogłam oczywiście napisać bardziej konkretnie, na przykład tak:

Siódmego stycznia 2015 roku dwóch uzbrojonych, ubranych na czarno mężczyzn wtargnęło do siedziby magazynu „Char-lie Hebdo” w Paryżu, otworzyło ogień i zabiło łącznie 10 osób.
Na nagraniach słychać, jak napastnicy krzyczą „Allahu akbar!”

Ale po zastanowieniu uznałabym, że nic nie stoi na przeszkodzie, abym wymieniła inne miejsce niż Paryż. Kilka tygodni wcześniej mogłam napisać na przykład:

W grudniu 2014 roku grupa dziewięciu uzbrojonych, ubranych na czarno mężczyzn wtargnęła do szkoły w Peszawarze, otworzyła ogień i zabiła łącznie 145 osób.

Tym krótkim tekstem podsumowałabym wiele innych podobnych zdarzeń, choćby te w Ottawie, Sydney albo w nigeryjskiej Badze. Postanowiłam więc, że czas i miejsce oraz liczbę sprawców i ofiar pozostawię puste. Ty sam, czytelniku, śledząc doniesienia medialne, możesz wypełnić te miejsca najnowszymi danymi. Możesz również odwołać się do wydarzeń nieco starszych, przykładowo:

We wrześniu 2001 roku grupa 19 muzułmańskich terrorystów rozbiła porwane samoloty o budynki w Nowym Jorku i Waszyngtonie, zabijając łącznie 2996 osób.

Od ponad trzynastu lat w odniesieniu do tego rodzaju aktu terroryzmu przywołuję tę samą jasną opinię. Brzmi ona następująco: Upieranie się przy przeświadczeniu, któremu hołdują nasi przywódcy, że brutalne czyny muzułmańskich ekstremistów można oddzielić od będących dla nich natchnieniem religijnych ideałów, jest po prostu głupie. Musimy uznać, że za tymi działaniami stoi ideologia polityczna zakorzeniona w samym islamie oraz w Koranie, jego świętej księdze, a także w hadisach, opowieściach o życiu i naukach proroka Mahometa.
Ujmę to najprościej, jak potrafię: Islam nie jest religią pokoju.
Za wyrażanie poglądu, iż korzenie muzułmańskiej brutalności nie wyrastają ze społecznego, ekonomicznego ani politycznego podłoża – a nawet nie tkwią w błędzie natury teologicznej – tylko sięgają aż do fundamentalnych dla tej religii tekstów, wielokrotnie stawiano mi zarzut bigoterii oraz „islamofobii”. Uciszano mnie, unikano i próbowano zdyskredytować. Naznaczono mnie piętnem heretyczki; zrobili to nie tylko muzułmanie – dla nich i tak już byłam odszczepieńcem – ale również niektórzy zachodni liberałowie, których wielokulturową wrażliwość najwyraźniej uraziłam swoimi „niedelikatnymi” wypowiedziami.
Moja bezkompromisowość wywołała tak gwałtowną reakcję, tak żarliwe potępienie, że można by pomyśleć, iż to ja osobiście popełniłam brutalne akty przemocy, o których mowa. Wygląda bowiem na to, że dziś mówienie prawdy o islamie jest przestępstwem. I że współcześnie herezję nazywa się „mową nienawiści”; w tej atmosferze wszystkiemu, co muzułmanów uraża, przykleja się łatkę zrodzonego z „nienawiści”.
Tą książką zamierzam „urazić” wiele osób – nie tylko muzułmanów, ale także zachodnich apologetów islamu – i uprzykrzyć im życie. Nie zrobię tego za pomocą rysunków satyrycznych. Rzucę wyzwanie religijnej ortodoksji, zmierzę się z nią, uzbrojona w poglądy i argumenty, które – nie mam co do tego żadnych wątpliwości – zostaną potępione jako heretyckie. Postuluję bowiem ni mniej, ni więcej, tylko muzułmańską reformację. Uważam, że bez przebudowy fundamentów islamu nie uda się rozwiązać palącego, i już w coraz większym stopniu ogólnoświatowego, problemu przemocy politycznej w imię religii. Będę mówiła otwarcie, licząc na równie otwartą debatę; mam nadzieję, że inni, zamiast próbować powstrzymać dyskusję na temat tego, co należałoby zmienić w doktrynie islamu, włączą się do debaty.
Niech poniższa anegdota będzie ilustracją, dlaczego według mnie taka książka jak Heretyczka jest niezbędna.

Otóż we wrześniu 2013 roku odebrałam bardzo miły telefon od Fredericka Lawrence’a, ówczesnego rektora Uniwersytetu Brandeisa, który powiadomił mnie, że uczelnia zamierza nadać mi honorowy tytuł naukowy w dziedzinie sprawiedliwości społecznej; uroczystość miała się odbyć w maju 2014 roku podczas ceremonii rozdania dyplomów. Wszystko pięknie, dopóki pół roku później Frederick Lawrence nie zadzwonił do mnie ponownie, tym razem po to, aby przekazać mi informację, że uniwersytet wycofuje zaproszenie. Byłam zaskoczona. Wkrótce dowiedziałam się, że pewna grupa studentów i wykładowców, którzy poczuli się obrażeni wyborem mojej osoby, rozpowszechniała stworzoną przez Council on American-Islamic Relations (Rada ds. Stosunków Amerykańsko-Muzułmańskich, dalej CAIR) i umieszczoną w internecie na stronie change.org petycję z żądaniem usunięcia mnie z listy kandydatów do tytułu honoris causa.
Oskarżono mnie o używanie „mowy nienawiści”. W petycji można przeczytać między innymi: „Informacja, że Ayaan Hirsi Ali, osoba znana ze swych skrajnie islamofobicznych poglądów, otrzyma w tym roku tytuł honoris causa w dziedzinie sprawiedliwości społecznej, wywołała szok w naszym gronie. Zamiar wręczenia pani Hirsi Ali honorowego tytułu naukowego świadczy o braku wyczucia ze strony władz uczelni i jest wyrazem rażącego lekceważenia nie tylko muzułmańskich studentów, ale wszystkich, którzy zetknęli się z mową nienawiści w czystej postaci. To jawne pogwałcenie zasad moralnych, jak i praw studentów Uniwersytetu Brandeisa”. W końcowej części petycji jej sygnatariusze zadają pytanie: „Jak to możliwe, że władze uczelni, która szczyci się zasługami na polu społecznej sprawiedliwości i poszanowania bliźnich, podjęły decyzję godzącą we własnych studentów i okazującą im tak daleko posunięty brak szacunku?”. Moja nominacja do tytułu honoris causa była „krzywdząca dla muzułmańskich studentów i społeczności Uniwersytetu Brandeisa, opowiadającej się za społeczną sprawiedliwością”.
Osiemdziesięcioro siedmioro członków kadry Uniwersytetu Brandeisa podpisało się pod listem do rektora, w którym wyrażają „zdumienie i zaniepokojenie” wyczytanymi i zasłyszanymi urywkami moich wystąpień publicznych, przeważnie wywiadów, jakich udzieliłam siedem lat wcześniej. Nazwali mnie „osobą stwarzającą podziały”.

Hirsi Ali sugeruje, że przemoc w stosunku do dziewcząt i kobiet jest charakterystyczna dla islamu czy też dla krajów niebędących częścią Zachodu, tym samym pomijając przypadki tego rodzaju przemocy w naszym społeczeństwie, pośród niemuzułmanów, a nawet na terenie campusu. Nie zauważa również ciężkiej pracy zaangażowanych muzułmańskich feministek i innych postępowych aktywistów i uczonych, którzy w muzułmańskiej tradycji skutecznie poszukują wsparcia dla idei równouprawnienia.

Kiedy przejrzałam listę sygnatariuszy listu, mocno się zdziwiłam, ponieważ nieumyślnie przyczyniłam się do skojarzenia wielu osobliwych par: profesorowie studiów genderowych złożyli swoje podpisy obok członków CAIR, organizacji, którą jakiś czas później rząd Zjednoczonych Emiratów Arabskich umieścił na swojej liście ugrupowań terrorystycznych, zaś autorytet w dziedzinie narratologii feministycznej i homoseksualnej sprzymierzył się z otwarcie homofobicznymi muzułmańskimi fundamentalistami.

To prawda, że w lutym 2007 roku, kiedy jeszcze mieszkałam w Holandii, powiedziałam w wywiadzie dla londyńskiego „Evening Standard”: „Przemoc tkwi w istocie islamu”. Był to jeden z trzech krótkich i starannie wybranych cytatów, które tak oburzyły grono pedagogiczne Uniwersytetu Brandeisa. Profesorowie zapomnieli wspomnieć w swoim liście, że niecałe trzy lata wcześniej Mohammed Bouyeri, młody Holender marokańskiego pochodzenia, zastrzelił na ulicy Amsterdamu Theo van Gogha, z którym nakręciłam krótki film dokumentalny*. Morderca najpierw strzelił do Theo osiem razy z pistoletu, następnie oddał jeszcze do niego kilka strzałów, kiedy ten błagał o litość, po czym poderżnął mu gardło dużym nożem i próbował obciąć głowę. Na koniec drugim, mniejszym nożem przytwierdził do ciała Theo długi list.

* Chodzi o film Submission. Part I. (Podporządkowanie. Część I), traktujący o przemocy wobec kobiet w islamie (przyp. tłum).

Ciekawe, ilu spośród moich krytyków z Uniwersytetu Brandeisa przeczytało list zabójcy, spisany w formie fatwy, czyli opinii o charakterze religijnym. Zaczynał się od słów: „W imię Boga Miłosiernego, Litościwego” i zawierał, obok licznych cytatów z Koranu, również jednoznaczną groźbę pod moim adresem:

Rabbi [Panie], sprowadź na nas śmierć, abyśmy doświadczyli szczęścia poprzez męczeństwo. Allahumma Amin [Boże, przyjmij]. Pani Hirshi [sic] Ali i wy, inni ekstremistyczni niewierni: islam w swej historii oparł się wielu wrogom i prześladowaniom (…). AYAAN HIRSI ALI, ROZTRZASKASZ SIĘ O ISLAM!.

I tak dalej w tym samym tonie.

Islam zwycięży krwią męczenników. Oni zaniosą jego światło do wszystkich ciemnych zakątków ziemi i jeśli będzie trzeba, mieczem zapędzą zło z powrotem do jego czarnej dziury.

(…) Nie będzie litości dla niesprawiedliwych, miecz zostanie wzniesiony przeciw nim. Żadnych dyskusji, żadnych demonstracji, żadnych petycji.
List zawierał także następujący fragment Koranu:

„Zaprawdę, śmierć, od której uciekacie, z pewnością was spotka!
Potem zostaniecie sprowadzeni do Tego, który zna, co skryte i jawne.
On obwieści wam to, co czyniliście”*.

* Sura LXII, w. 8. Wszystkie cytaty z Koranu za: Koran, z arabskiego przełożył i komentarzem opatrzył Józef Bielawski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1986 (przyp. tłum.).

Być może mieszkańcy oderwanego od rzeczywistości akademickiego światka Uniwersytetu Brandeisa potrafią wykazać, że nie istnieje żaden związek między czynem Bouyeriego a islamem. Doskonale pamiętam, jak niektórzy pracownicy holenderskich uczelni utrzymywali, że mimo religijnego języka, jakim posłużył się Bouyeri, tym, co skłoniło go do zabójstwa i wysuwania gróźb pod moim adresem, było tak naprawdę ubóstwo społeczno-ekonomiczne bądź postmodernistyczna alienacja. Jednakże moim zdaniem, kiedy morderca cytuje Koran jako uzasadnienie swojej zbrodni, powinniśmy przynajmniej wziąć pod rozwagę ewentualność, że czyni to poważnie i naprawdę myśli to, co pisze.
Kiedy mówię, że islam nie jest religią pokoju, nie chodzi mi o to, że wiara czyni muzułmanów z natury agresywnymi. Zdecydowanie nie w tym rzecz, na całym świecie żyją przecież miliony pokojowo nastawionych muzułmanów. Twierdzę natomiast, że wezwanie do przemocy, a także usprawiedliwienie tejże zostało wyrażone wprost w świętych tekstach islamu. Impulsem budzącym tę usankcjonowaną teologicznie przemoc może się okazać obraza bądź wykroczenie dowolnego kalibru, na przykład apostazja, cudzołóstwo, bluźnierstwo, a także coś tak niejednoznacznego, jak zagrożenie honoru rodziny albo samego islamu, oraz wiele innych czynników.
Mimo to od samego początku, czyli od kiedy wyraziłam opinię, że istnieje nieuchronny związek między religią, w której zostałam wychowana, a brutalnością takich organizacji jak Al-Kaida i samozwańcze Państwo Islamskie (w skrócie PI*), nieustająco i wytrwale próbuje się zakneblować mi usta.

* W prasie oraz literaturze przedmiotu można się również spotkać ze skrótami: ISIS (ang. Islamic State of Iraq and Syria – Islamskie Państwo w Iraku i Syrii) oraz ISIL (ang. Islamic State of Iraq and the Levant – Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie).

Grożenie śmiercią to oczywiście najbardziej niepokojąca metoda zastraszania, ale były i są też inne, mniej brutalne.
Organizacje muzułmańskie, takie jak CAIR, próbują ograniczać moją swobodę wypowiedzi, zwłaszcza kiedy chcę przemawiać na uczelniach. Inne twierdzą, że skoro nie jestem islamolożką ani nawet praktykującą muzułmanką, to nie mogę wypowiadać się jako kompetentny autorytet w tej dziedzinie. W różnych miejscach muzułmanie i zachodni liberałowie ramię w ramię oskarżali mnie o islamofobię, wyciągniętą z tego samego worka, co antysemityzm, homofobia i inne uprzedzenia, które Zachód nauczył się potępiać.
Dlaczego tym ludziom tak bardzo zależy na uciszeniu mnie? Co takiego zmusza ich do protestowania przeciwko moim wystąpieniom i do piętnowania moich opinii? Co kieruje nimi, kiedy grożą mi śmiercią? Nie chodzi o to, że nie znam się na tej problematyce albo że jestem niedoinformowana. Przeciwnie, moja wiedza o islamie opiera się na osobistym doświadczeniu – byłam muzułmanką, żyłam w społeczeństwie muzułmańskim, przez pewien czas mieszkałam w Mekce, w samym sercu islamu – doświadczeniu, które zdobywałam przez lata, wyznając tę religię, ucząc się jej i przekazując ją innym. Prawdziwe wytłumaczenie jest proste: ci ludzie robią to, ponieważ nie potrafią mi udowodnić, że się mylę. Nie jestem jednak sama. Krótko po zamachu na redakcję „Char-lie Hebdo” Asra Nomani, działaczka na rzecz reformy islamu, wypowiedziała się na temat istnienia, jak to ujęła, „brygady honoru”, zorganizowanej międzynarodowej kliki dążącej do wyciszenia jakiejkolwiek debaty nad islamem.
Wstyd, że na Zachodzie kampania tej koterii okazuje się aż tak skuteczna. Zachodni liberałowie wydają się być w zmowie przeciwko jakiejkolwiek krytycznej dyskusji. Nie przestaje mnie zadziwiać, że niemuzułmanie, którzy uważają się za liberałów, w tym feministki i orędownicy praw mniejszości seksualnych, tak łatwo dają się przekonać prymitywnym argumentom i w sporze o krytykę islamu, tę uprawianą zarówno przez muzułmanów, jak i niemuzułmanów, stają po stronie fundamentalistów.

 
Wesprzyj nas