Odważna, ironiczna, wstrząsająca, z klasą i humorem – słodko-gorzka opowieść o największym tabu w dziejach.


Zakazane ciałoDla Platona wagina to wierzgające zwierzę. Da Vinci pomija ją na anatomicznych szkicach. Do 1948 r. jest wymazywana z podręczników medycyny, ale już 30 lat później pornograficzny film Głębokie gardło podbija Cannes.

W 1960 r. zdesperowane mieszkanki Kamerunu obalają rząd, publicznie obnażając sromy. W 2006 r. Kolumbijki przez „strajk zaciśniętych ud” rozbrajają mafię narkotykową.

W XIX w. kolonizatorów Afryki szokuje rytuał wydłużania warg sromowych, ale dziś w USA i Europie na zabiegi modelowania narządów płciowych wydaje się miliony dolarów.

W najnowszej książce Diane Ducret pokazuje, jak męskie wyobrażenia na temat kobiecego ciała wpłynęły na życie milionów kobiet od starożytności po współczesność. To opowieść pikantna i przejmująca, doprawiona nutą ironii i humoru.

Powinny ją przeczytać wszystkie kobiety i każdy mężczyzna, który chce je lepiej zrozumieć.

***

Pragnę jedynie przedstawić prawdziwą historię moich poprzedniczek,
które podobnie jak ja żyły w owym ciele – pożądanym, a zarazem
przeklętym – i często musiały słono płacić za to, jak zostały stworzone
.
Diane Ducret

Diane Ducret – francuska pisarka i dziennikarka. Studiowała filozofię, historię i historię sztuki w Rzymie oraz w Paryżu. Autorka bestsellerowych „Kobiet dyktatorów” – przetłumaczonych na osiemnaście języków i tylko w Polsce sprzedanych w nakładzie stu tysięcy egzemplarzy oraz „Kobiet dyktatorów 2”. Współpracuje z kanałami pierwszym i trzecim francuskiego radia.

Diane Ducret
Zakazane ciało. Historia męskiej obsesji
Przekład: Anna Maria Nowak
Wydawnictwo Znak
Premiera: 17 lutego 2016
kup książkę

Zakazane ciało


Ja byłem panem siebie; wolny duszą, ciałem,
Z mych pragnień tylko sobie rachunek zdawałem.

Jean Racine, Berenika,
przeł. Kazimierz Broński

Prolog

Kiedy przyszłam na świat, Simone de Beauvoir właśnie z niego odchodziła. Wtedy byłam zbyt zajęta ząbkowaniem, więc dopiero jako studentka Sorbony odkryłam jej przesłanie: „Nikt nie rodzi się kobietą, a jedynie się nią staje”. Świeżo skończone dwadzieścia lat zachęcało do umysłowej ekwilibrystyki. Wzięłam tę myśl pod lupę i rozłożyłam na czynniki pierwsze, tak naprawdę niewiele z niej rozumiejąc. Owszem, kobieta rodzi się z narządem, którego znaczenie odkryje dopiero w okresie pokwitania, ale czy pod tym względem naprawdę różni się od mężczyzny? Przy odrobinie szczęścia bezboleśnie wkroczy na drogę kobiecości, by, początkowo samotnie, odkrywać zmysłową rozkosz i macierzyństwo, do których została przeznaczona. Radość, ale i nieuchronny ból, które im towarzyszą, pozostaną jednak jej własnym doświadczeniem przeżywanym w ukryciu. Jej płeć bowiem, spowita woalem tajemnicy, nie znosi cudzego spojrzenia. Możecie zaglądać to z jednej, to z drugiej strony: niczego nie zobaczycie. Wszystko odbywa się wewnątrz, zasłonięte przed wzrokiem.
Przekonana, że przedstawicielki mojej płci, podobnie jak ja, rodzą się wolne i równe lub prawie równe wobec prawa, odłożyłam te rozważania, skupiając się na losie tych, które miłość pchnęła w ramiona dyktatorów; które ciało i duszę oddały tyranom XX wieku. W ostatnich latach jednak nie mogłam pozostać ślepa na to, co widziałam w mediach: kobiety obnażające się na znak protestu przeciwko fundamentalizmowi; kobiety traktowane jak obiekt seksualny wystawiony na sprzedaż lub jak zdobycz wojenna; kobiety manifestujące w obronie praw, które – wydawać by się mogło – zdobyły raz na zawsze: do swobodnego decydowania, czy i kiedy chcą zostać matkami, oraz do traktowania swego ciała nie tylko jako narzędzia reprodukcji, lecz także źródła przyjemności. W zależności od czasów oraz środowiska seks i macierzyństwo dla jednych stanowiły brzemię, dla innych obowiązek lub przekleństwo. Dziś nadal trzeba walczyć, by los okazał się dla kobiet łaskawszy.
Mnogość tych obrazów uświadomiła mi, jak słabo rozumiem słowa Simone de Beauvoir oraz jak mało wciąż wiem o szczęściu – ale również przekleństwie – posiadania kobiecych narządów płciowych. Wraz z nadziejami i obowiązkami, które na nią nakładają, przekazują posiadaczce nadzwyczajną władzę: możność przekazywania życia. Ta jednak powoduje z kolei, że kobieta nieodmiennie ląduje pod ganiącym lub niespokojnym spojrzeniem mężczyzny. Podczas gdy część kobiet obnaża swoją płciowość, epatuje nią, ofiarowuje ją pierwszemu lepszemu bądź kupczy nią, inne traktują ją jak coś wstydliwego, wręcz hańbiącego; rzecz, którą należy ukryć.
Od początków cywilizacji zakazane ciało – płciowość kobiet – stanowi pożywkę dla męskich lęków, choć równocześnie zapewnia rozkosz i potomstwo; budzi pożądanie, ale i nienawiść. Potępiane, odrzucane i znieważane, składane w ofierze i okaleczane, często również poniżane, do dziś bywa traktowane jak coś, czego kobieta powinna się wstydzić.
Uznawane za trezor, w którym zamknięto honor rodziny – ba!, narodu; zmuszane do uległości – także chirurgicznie – żeby nie wyobrażało sobie za wiele; zawłaszczane przez poetów, szkicowane przez malarzy… A mimo to kobiece ciało przez całą historię dyktowało ludzkości swoje prawa oraz pragnienia, choć mężczyźni, polityka i religie nieraz próbowali narzucić mu swoją wolę, podporządkować je swoim wyobrażeniom lub zakazom. Tej rzeczywistości musiały stawiać czoło nasze matki, a przedtem ich matki – i tak dalej w przeszłość – bez względu na cywilizację, szerokość geograficzną czy epokę.
Dziś, kiedy na całym świecie waży się kwestia praw kobiet, które stanowią wszak połowę ludzkości, należy wreszcie zapytać o stosunek mężczyzn do najbardziej intymnego organu kobiecego; baczniej przyjrzeć się płciowości kobiet, której mechanizmów ani anatomii nas nie uczono; w końcu, przynajmniej w ogólnym zarysie, naszkicować jej historię. Nie zamierzam tworzyć traktatu moralnego, streszczać zasad feminizmu ani ogłaszać manifestu. Pragnę jedynie przedstawić prawdziwą historię moich poprzedniczek, które podobnie jak ja żyły w owym ciele – pożądanym, a zarazem przeklętym – i często musiały słono płacić za to, że tak zostały stworzone. Mam nadzieję, że czytelniczki biorące do ręki tę książkę dowiedzą się z niej czegoś nowego o sobie. Oby przypomniała im, że w ich życiu jest matka, być może inna kobieta albo córka. Oby dostrzegły w niej lustro podane im bez cienia złośliwości, przeciwnie: z najgłębszą czułością.

Część pierwsza
Boska otchłań

1
Dawno, dawno temu

Co słychać, pani doktor?

Ateny, rok 350 p.n.e. Agnodike nie chce być wyłącznie przykładną żoną i matką, jak przystoi dobrze urodzonej Greczynce. Ta dziewczyna urodą równa Helenie Trojańskiej marzy, by zgłębiać tajniki medycyny, i reaguje wściekłością na kategoryczną odmowę. Choć dla ówczesnych Greków stolica jest niczym latarnia morska rozświetlająca mrok niewiedzy i zacofania, kobiety nie mogą tam ani opiekować się ciężarnymi, ani odbierać porodów. Agnodike usłyszała więc, że ma pohamować niecierpliwość i pokornie zaakceptować swój los. Porody to męska sprawa, a niżej stojącym od nich kobietom nic do tego.
Trzeba bowiem nie lada odwagi i poświęcenia, by zgłębić owe narządy przypominające raczej labirynt, niemające w sobie nic uległego. Jedynie Platonowi nie zabrakło zuchwałości, by z bliska zbadać tę dziwaczną anatomię1. To, co nazywamy macicą bądź macierzą lub łonem, tłumaczy filozof, jest ukrytym w ciele zwierzęciem, które chce rodzić dzieci. Ale tutaj uwaga: jeśli to pragnienie zbyt długo pozostaje niezaspokojone, zwierzę „popada w smutek i boleści, miota ciałem na wszystkie strony, zamyka przejście powietrza (…) i powoduje wszelkiego rodzaju inne choroby”. W swojej jaskini Platon odkrył wygłodzone, skłonne do wierzgania zwierzę, przed którym lepiej mieć się na baczności.
Jeśli zatem wierzyć autorom pierwszych podręczników medycyny, macica okazuje się przerażającą bestią, która nie waha się wyrazić niezadowolenia, gdy nie dostanie tego, czego sobie życzy. To dziwaczne zwierzę jest wędrownym narządem, który ze złośliwą satysfakcją przemieszcza się po ciele, wszędzie siejąc zamęt: ściska śledzionę, miażdży płuca, wywołuje duszności oraz poty, a wreszcie atakuje serce, które bez powodu zaczyna bić jak szalone. Potrafi nawet dotrzeć aż do gardła, gdzie zwija się w kłębek! Może należałoby wtedy otworzyć usta i pozwolić mu uciec2, żeby wreszcie przyjrzeć się mu z bliska i ustalić, jak właściwie wygląda?
Brak znajomości kobiecej anatomii prowadzi więc najtęższe umysły epoki do najróżniejszych spekulacji. „Jest to zatem zwierzę zawieszone w podbrzuszu za sprawą skrzydeł bądź błon połączonych z biodrami”, uczy medyk Areteusz z Kapadocji. „Owe skrzydła bądź błony poddają się jego każdemu ruchowi niczym żagle kołysaniu statku”3. Płochliwe, skrzydlate zwierzę… Czyżby chodziło o orła? A może o łabędzia? Nie, mowa o macicy. Jak zwabić to stworzenie z powrotem do kryjówki? Areteusz ma na to sposób: posadzić kobietę na wilgotnym płótnie pachnącym mirrą. Tej przynęcie zwierzę się nie oprze. Lubi przyjemne zapachy, więc będzie zbliżać się do miłej woni, a uciekać od przykrej. Najsłynniejszy lekarz świata, Hipokrates, z kolei radzi drażnić nozdrza „starym moczem, którego smród wskrzesiłby umarłego, a potem czystym, by wywabić macierz”. Jeśli macica okaże się uparta i nie ulegnie tym potężnym lekom, pozostaje już tylko jedno: trzeba wprowadzić między uda kobiety dym z kadzidła zmieszany z męskimi płynami4. Czego zatem właściwie pragnie to nieposłuszne, wędrujące zwierzę? Męskiego nasienia. Bez tego życiodajnego napoju macica wysycha i opuszcza swe miejsce w poszukiwaniu wilgoci. Dlatego lekarze radzą kobietom, by jak najczęściej zachodziły w ciążę. W ten sposób zwierzę będzie miało zajęcie i nie będzie mogło się włóczyć. Wyjątkowo przydatna teoria, utwierdzająca męską dominację w społeczeństwie.
Agnodike jednak nie przejmuje się zakazami ani ryzykiem towarzyszącym spotkaniu z tym nieokiełznanym zwierzęciem. Za wszelką cenę chce zgłębić tajniki medycyny5. W końcu jest kobietą. Czyż zatem nie nadaje się lepiej, by towarzyszyć przedstawicielkom własnej płci w bolesnej misji wydawania na świat potomstwa? Bez wahania ścina więc długie włosy, wdziewa luźną męską tunikę i udając młodego studenta, zgłasza się do mistrza. Przebranie okazuje się perfekcyjne. Nikt nie domyśla się, że wyjątkowo pilny uczeń jest kobietą. Agnodike szybko zdobywa wykształcenie i może oferować swoje usługi ciężarnym Atenkom. Tu jednak czeka ją bolesne rozczarowanie. Mieszkanki stolicy przywykły do samotnego znoszenia cierpień. Nie wpuszczą do swoich alków młodego lekarza, a już na pewno nie będą słuchały jego porad! Ta kolejna przeszkoda jednak nie zmniejsza determinacji ani zuchwałości Agnodike. Śmiało rozchyla przed sceptyczkami tunikę, ujawniając prawdziwą tożsamość.
Od tego momentu pozostali lekarze gwałtownie tracą pacjentki. Zewsząd dobiegają pochwały pod adresem genialnego żółtodzioba. Rozjuszeni medycy oskarżają go o rozpustę, zepsucie i gwałty. Skoro kobiety wolą jego usługi, widocznie zapewnia im niemoralne przyjemności. Za mniejsze występki grozi cykuta. Agnodike staje zatem przed Areopagiem. W odpowiedzi na zarzuty po raz kolejny zrzuca ubranie, ukazując oskarżycielom nagą prawdę.
Po burzliwych obradach wydaje się, że uniknie śmierci, ale nie banicji. Sędziowie uznają, że karą za nielegalną praktykę medyczną winno być wygnanie. Nie biorą jednak pod uwagę opinii jej pacjentek, które tłumnie gromadzą się na znak protestu. „Nie jesteście troskliwymi mężami, lecz wrogami! Oto bowiem znalazła sposób, by nas ratować, a wy ją potępiacie!”. Krzyki i prośby docierają w końcu do uszu ustawodawców. Pod naciskiem żon, matek i córek sędziowie wycofują się z poprzednich decyzji. Od tej pory kobiety będą mogły zgłębiać medycynę; będą poznawać tajniki narządów, którymi wydają na świat dzieci; wreszcie zyskają dostęp do wiedzy wcześniej uważanej za zbyt świętą, by im ją ujawniać.

Naga królowa

Pamiętajmy jednak, że starożytni bynajmniej nie nienawidzili kobiecej seksualności. Wręcz przeciwnie. Ten żywioł, choć nieokiełznany, posiada też niezliczone zalety i zaskakujące zdolności. Płciowość stanowiła nieodłączny atrybut bogiń obdarzanych największą czcią. Wierni zasypywali darami Hathor, słodko pachnącą egipską boginię radości i miłości. Do jej świątyni w Dolinie Królów ściągali mężczyźni szukający partnerki – i odwrotnie6.
Na jej szyi wiszą najpiękniejsze kwiaty, za głową jaśnieje słoneczna tarcza ozdobiona piórami. Królowa Synaju ruchem dłoni ucisza liry, flety i tamburyny towarzyszące każdej jej wędrówce. Nie pora teraz świętować. Wśród bogów trwa zacięta walka, komu przyznać koronę Egiptu. Zwołano boski trybunał, by wyznaczył godnego następcę potężnego Re. Ten władca wszechświata opada z sił. Co noc bowiem zstępuje do piekieł, by rano obudzić nowy dzień. Wyczerpany bóg o głowie sokoła opuszcza szlachetne zgromadzenie i strapiony kładzie się na wznak. Nie ma wpływu na przyszłość. Kryzys rozwiąże się bez jego udziału albo nie. Córce brakuje pewności siebie, pozostałym bogom zaś mocy. Hathor widzi, że ojca opuściła nadzieja, a teraz uchodzi z niego życie. Na nic nie zdadzą się już jej słowa ani czyny, zaklęcia ani łzy. Nic go nie poruszy. Wtem na Hathor spływa olśnienie. Jednym ruchem podciąga ubranie i pokazuje ojcu srom7. I oto cud! Re wraca do życia. Śmieje się!
Czyż można spłatać załamanemu mężczyźnie lepszego figla? Młodziutka, przykładna córka uwolniła ojca od trwogi i przytłaczającego ciężaru świata. Dzięki niej Re ponownie zasiada na tronie, królując nad bogami. Sama Hathor zaś awansuje na „panią sromu”. To najwyższy tytuł, jaki może uzyskać starożytna bogini. Obnażając się, nieustraszona Hathor wyzwoliła pierwiastek kobiecy, który uruchamia męską energię życiową. Między udami kobieta skrywa bowiem tajemnicę, która daje bądź przywraca mężczyźnie życie. Tę mądrość zdradzają nam egipskie papirusy.

Małżeństwo po sumeryjsku

Trzy tysiąclecia przed naszą erą urodziwa Inanna z jedną nogą zanurzoną w Tygrysie, a drugą w Eufracie – innymi słowy stojąca na terytorium dzisiejszego Iraku – ukrywa pewien banalny szczegół anatomiczny, „zakątek słodki niczym miód”. Największym skarbem Sumeryjczyków bowiem nie było złoto ani kamienie szlachetne, a narządy płciowe bogini, którymi użyźniała ziemię. Za Inanną krok w krok szły wilki, lwy, niedźwiedzie i pantery. Wystarczyło muśnięcie nogą, by rozpalić w nich niewyobrażalne pożądanie. „Jej srom podobnie jak usta ma w sobie słodycz ambrozji. Nic nie dorówna jej słodyczą!”, wyśpiewywali w zachwycie sumeryjscy i babilońscy poeci. A jednak nawet to nie wystarcza, by uwieść króla Gilgamesza, choć ten, jak przystało na bohatera eposu, zwykle nie wycofuje się łatwo. Tym razem jednak bezceremonialnie odrzuca awanse Inanny: „Jesteś tylko pochwą miecza, którą gasi chłód; drzwiami, które nie zatrzymują wiatrów ani przeciągów; twierdzą, która zabija swoich obrońców, (…) bukłakiem, który moczy swojego posiadacza”8. Co z tego, że jest się królem? Nie zapewnia to ani piękna, ani odwagi. Gilgamesz boi się przekleństwa ciążącego na Inannie: jej kochanków nieodmiennie czeka tragiczny kres.
Ostatni w sidła bogini wpadł ogrodnik ojca Gilgamesza. Co dzień przynosi jej daktyle i sute posiłki. To znak, że miłuje ją nad wszystko. Niezbadanymi ścieżkami jednak podąża serce wybranki. Narzeczona zmienia go w żabę i zostawia w ogrodzie, którego wcześniej doglądał. Straciwszy w ten sposób mężczyznę, który by ją zadowolił, bogini martwi się i więdnie. „Mój srom, ten rożek, statek niebiański, płonie z żaru i gotowości niczym księżyc w nowiu. Moja ziemia leży odłogiem, nikt jej nie orze i nie uprawia. Któż przyjdzie zasiać moje wilgotne pole?”9, skarży się, czekając na nowego oblubieńca. To nie żarty. Od przychylności jej narządów płciowych zależy dobrobyt państwa. Z chwilą gdy zostanie zapłodniona, tchnie życie w glebę, z której wyrastają rośliny – pożywienie człowieka. Trzeba więc natychmiast znaleźć jej umiłowanego. W świątyniach rozbrzmiewają żałosne skargi kapłanów, zanoszących błagalne modły do bogów.
Tammuz, bóg roślinności, to prawdziwy śmiałek. Nie lęka się, że podzieli losy poprzednika. Zasypuje boginię darami, przynosi jej jagnięta i kozy10. Uszczęśliwiona tymi przejawami atencji Inanna cała rozkwita: „Och! Jakże wzbiera moje serce! Jakimż runem pokrywa się mój srom! Radujmy się! Oto spocznę na łonie mego wspaniałomyślnego i hojnego wybranka! Tańczcie! Tańczcie wszyscy! Radujmy się, myśląc o mym sromie!”. Inanna nie widzi teraz świata poza Tammuzem. Wreszcie znajduje zaspokojenie, a wokół jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozkwita bujna roślinność. Niestety, dzielny kochanek, choć niczym nie zawinił, nie zostanie jednak oszczędzony. Dołączy do ogrodnika, który trafił do Podziemia.
Historie o Hathor i Inannie znajdują się u źródeł potężnej rzeki – naszej cywilizacji, cywilizacji wielkich miast – gdzie w micie założycielskim powraca motyw kobiecych narządów płciowych jako miejsca, skąd tryska radość i życie.
Mężczyźni, którzy nieustannie podglądają swoje bóstwa, nie omieszkają zawłaszczyć gestu Hathor. Boginie nie mają monopolu na ekshibicjonizm. Mieszkanki delty Nilu zresztą też nie znają lęku. Co roku prawie siedem tysięcy wiernych gromadzi się w Bubastis, by podziwiać radosne widowisko. Świętą rzeką płyną wtedy na barkach podekscytowane kobiety, prowokując inne zebrane na brzegu. Swoje lekceważenie okazują w każdy możliwy sposób: krzykami, tańcami i odsłanianiem sromu. Mijając każdą siedzibę, wysoko zadzierają szaty. Ich przesłanie brzmi jasno i klarownie: my jesteśmy prawdziwym kobietami. My. Teraz od tych drugich zależy, czy przyjmą wyzwanie. Czy się odważą. Po paradzie zaczyna się feta. Jej uczestnicy wypijają więcej wina niż przez całą resztę roku. Jest czym się radować: nagość oraz pijaństwo uwalniają od tabu, zwiększają płodność11.
Inne miasto, inne obyczaje. W Nilopolis zamyka się w klatce byka. Rytuał powtarza się rokrocznie. Najpierw kapłani ruszają na poszukiwanie nadzwyczajnego samca. Zwierzę musi wyróżniać się urodą: białym umaszczeniem naznaczonym tu i ówdzie czarną plamką. Kiedy już zostanie znalezione, trafia do świątyni, gdzie przez czterdzieści dni – rycząc bezsilnie w niewoli – znosi procesje wiernych niewiast, które przychodzą złożyć hołd jego męskiej mocy pomnażającej ich płodność. Wtedy też następuje wymiana usług: przychylność buhaja w zamian za obnażenie swoich wdzięków. Pobożne ekshibicjonistki jedna za drugą podsuwają ogłupiałemu bykowi pod nos obnażone łono12. W czasie tej uciążliwej niewoli zwierzę przechodzi transformację: staje się bogiem, po czym z należnymi honorami trafia na statek, gdzie w przeznaczonej dlań kabinie zdobionej złotem wyrusza do Memfis, stolicy Dolnego Egiptu. Tam w jednej z wielobarwnych świątyń zostaje ostatecznie złożone w ofierze.

 
Wesprzyj nas