Podstarzały literat i młody przystojny poeta przypadkiem wpadają na ten sam pomysł – napisać książkę-bestseller, która będzie miała w sobie wszystko…


Najlepsza książka na świecieZmęczony nadużywaniem wszelkich rozrywek podstarzały literat czuje się coraz bardziej wyobcowany. Potrafi jednak pisać genialnie, o ile uda mu się utrzymać w trzeźwości. Jego kolegą jest młody, przystojny poeta, który emanuje takim ciepłem, że mógłby ożywić nawet kamień polny. Z wzajemnością kocha cały świat.

Obydwaj wpadają przypadkiem na podobny, rewelacyjny pomysł. Trzeba napisać książkę, która będzie miała w sobie wszystko! Znajdzie się na czele list bestsellerów w najróżniejszych kategoriach, jako najlepszy kryminał i poradnik dla odchudzających się, książka popularno-naukowa i psychologiczna, najlepsza książka kucharska itd. Wszystko w jednym! Jeśli to się uda książka będzie się sprzedawać jak ciepłe bułeczki i na długo pozostanie na listach bestsellerów na całym świecie. Sukces zapewni fortunę
i nieśmiertelność. Jednak tylko temu z nich, który będzie pierwszy.

Szalony i intrygujący wyścig zaczyna się w momencie, gdy pisarze muszą zastosować nietypowe metody pracy. Który wcześniej znajdzie wenę? Któremu uda się usidlić gwiazdę wydawnictwa, młodą i piękną Astrę? Kto wygra, a kto będzie musiał odejść?

Peter Stjernström opublikował dotychczas dwie powieści: “Enn Mann” i “Stora Journalist-Prisse”. Oprócz działalności literackiej zajmuje się prowadzeniem własnej Agencji Komunikacji i jest udziałowcem w wiodącej szwedzkiej Agencji Literackiej.

Peter Stjernström
Najlepsza książka na świecie
Przekład: Emilia Fabisiak
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 13 stycznia 2016
kup książkę

Najlepsza książka na świecie


CZĘŚĆ 1
W której autor określa, kto rządzi

Na scenę wchodzi mężczyzna.
Tytus Jensen próbuje wymyślić pierwsze zdanie nowej powieści. Zastanawiał się nad tym przez całe przedpołudnie.
Na scenę wchodzi mężczyzna.
Tytus widzi Wielkiego Pisarza, którego czasy świetności już dawno minęły. Nadal ma on jednak okazję grzać się w świetle reflektorów. Wielki Pisarz nie ma pojęcia, dlaczego akurat jemu zaproponowano nieźle płatną chałturę polegającą na czytaniu na głos. Przecież już od dawna nic nie napisał.
Niestety, nie będzie czytać fragmentu żadnej ze swoich książek. Żeby zasłużyć na uznanie i brawa, weźmie do ręki książkę, którą dostanie w chwili, gdy będzie wchodził na scenę. Stanie przed mikrofonem i zanim zdąży przeczytać tytuł, usłyszy głośny śmiech publiczności.
Nie ma wątpliwości, że śmieją się z niego. Woli jednak myśleć, że reagują żywiołowo, bo go lubią. Traktują go jak swojaka. A spotkanie z nimi jest na pewno lepsze niż samotny wieczór w mieszkaniu na Soder. A do tego można się napić i przygrzać za darmo. Wcześniej był symbolem kultury wysokiej. Dziś już tylko odcina kupony od dawnej sławy.
Tytus nie tylko widzi pisarza, ale słyszy jego myśli, czuje jego potrzeby, wie, co go kręci i co będzie robił za chwilę.
Jak nazwać mężczyznę stojącego na scenie? Może nie zaszkodzi rozcieńczenie fikcji szczyptą rzeczywistości? Tytus postanawia iść na całość. W końcu zawsze starał się pisać szczerze i bez ogródek. Najlepiej dać mu własne nazwisko. Nie ma wyjścia. Pokaże czytelnikowi, że nie boi się nadać swojego nazwiska człowiekowi słabemu i rozchwianemu. Tytus Jensen to ja, to on, to my – myśli Tytus. – Wszystko, co dzieje się z nim, dzieje się też ze mną, w mojej głowie. Mężczyzna na scenie to ja. Mężczyzna z pętlą losu na szyi.
Palce Tytusa zawisły nad klawiaturą. Musi podjąć najważniejszą decyzję w życiu. To fenomenalny pomysł na książkę. Rozwojowe studium pychy. Metapowieść o wolności i uzależnieniu. Jak by tu zacząć to wiekopomne dzieło?
Na scenę wchodzi mężczyzna.
Może to wystarczy? Która cecha zewnętrzna najlepiej ukazuje jego wnętrze? Czy warto napisać, że mężczyzna ma na sobie czarną koszulę, czarne skórzane spodnie i czarną marynarkę? Że jego twarz nosi ślady wieloletnich wędrówek po sztokholmskich knajpach. Że krótko obcięte włosy nie kryją kropelek potu na głowie. Że jednak jest dość atrakcyjny, choć wszystkie dzwonki alarmowe świata dzwonią ostrzegawczo: „To nałogowiec, nie warto mu ufać, to nałogowiec, nie warto mu ufać!”.
Czy aby na pewno trzeba tak szczegółowo opisywać jego wygląd? To może zepsuć czytelnikowi całą zabawę! Czytelnik ma chyba prawo wyobrazić go sobie po swojemu?
Chcę, by powstało tyle wizji, ilu będzie czytelników -myśli Tytus. Będzie to tak samo ekskluzywne jak film, który ogląda tylko jeden widz, jak obraz, który ogląda tylko jedna osoba, jak symfonia, której słucha tylko jeden meloman.
Na scenę wchodzi mężczyzna.
Zaraz, zaraz. Recenzent Adrian Wymiot zjechał jego ostatnią książkę właśnie za to, że opisy postaci były zbyt oszczędne. Co za absurd. Przecież chodziło o dzieło poetyckie. Napisał, że „ambicje artystyczne autora skończyły się na pierwszej stronie książki”. Co taki dureń, do cholery, może wiedzieć o jego ambicjach i dążeniach?
O ciągłym podnoszeniu poprzeczki? Pracował nad tamtą książką rok. Każdy, każdziutki dzień był po brzegi wypełniony artystycznymi ambicjami. Obmierzły krytyk musiał wypluć tę idiotyczną recenzję po paru godzinach kartkowania powieści. Nie da się jednak ukryć, że historia morderstwa na tle seksualnym miała więcej czytelników niż którakolwiek z dotychczasowych powieści Tytusa. Mimo że jego książki sprzedawały się przecież zupełnie nieźle. Gazeta ma jednak dużo większy nakład. Czy kiedykolwiek uda mu się naruszyć tę równowagę sił?
Sprawiedliwość nie istnieje – myśli Tytus. – Ja też chcę dużo sprzedawać. BĘDĘ mieć ogromne nakłady. Na przekór ciosom seryjnego mordercy Adriana Wymiota.
Zaraz, zaraz, przecież Adrian Wymiot to emanacja czytelnika. Co chciałby przeczytać?
Jest piękne szwedzkie lato. Przedwcześnie postarzały pięćdziesięcioletni pisarz wchodzi na scenę pod namiotowym dachem na terenie legendarnego festiwalu rockowego, który odbywa się rokrocznie w idyllicznej wiejskiej okolicy w zachodniej Yarmlandii. Szeroko otwartymi oczami przygląda się pełnej oczekiwania publiczności. W namiocie jest około siedmiuset osób, w większości młodych, mniej więcej dwudziestoletnich. Ekscentryczny dwudziestopięcioletni poeta z niebieskimi i pomarańczowymi pasemkami we włosach podaje ubranemu na czarno od stóp do głów pisarzowi podniszczoną książkę w bibliotecznej oprawie. Mocno rozochocony młodzieniec stojący przy samej scenie zaczyna gwałtownie kaszleć. Na jego białym T-shircie wyraźnie widać ślady kebabu. Wzdłuż sceny unosi się silny zapach czosnku.
O nie – myśli Tytus – tak nie dam rady. To nie byłaby moja książka, nie moja historia. To nie mój styl. Nie dam się sprowokować byle recenzentowi. Jestem artystą. Robię, co chcę. Mam słuch absolutny. Żaden Adrian Wymiot nie będzie mi mówił, co jest ważne, a co nie.
Wiele kobiet twierdziło, że w białym mu do twarzy. Te same kobiety najpierw przysięgały, że będą go kochać po grób, a chwilę później zatrzaskiwały mu drzwi przed nosem. Czy zatem można mieć do niego pretensję, że stale ubiera się na czarno?
To jest to.
Teraz pojawi się Tytus Jensen.

CZĘŚĆ 2
Walka o Najlepszą książkę na świecie

ROZDZIAŁ 1
Slam poetycki

Na scenę wchodzi mężczyzna.
Wiele kobiet twierdziło, że w białym mu do twarzy. Te same kobiety najpierw przysięgały, że będą go kochać po grób, a chwilę później zatrzaskiwały mu drzwi przed nosem. Czy zatem można mieć do niego pretensję, że ciągle ubiera się na czarno?
Wściekłe dudnienie bębna basowego rozhuśtało emocje publiczności. Reflektory migają do taktu.
Świat widział wiele wspanialszych wejść na scenę. Tytus Jensen pojawia się na niej na ręcznym wózku paletowym. Zsiada z niego i staje przed statywem z mikrofonem. Po chwili reflektor przestaje migać, ale bęben nadal wybija rytm. Martensy i poszarpane trampki tańczącej i skaczącej publiczności wydają głuchy łomot.
Przez kilka sekund panuje całkowita ciemność. Później nad głową Tytusa rozbłyska biały stożek światła. Wygląda jak świetlna szpila, która przykuwa go do sceny. Tytus wpatruje się w kulisę.
Pojawia się drugi snop światła, który błądzi po scenie, jakby kogoś szukając. Słychać brawa i gwizdy. Wszyscy wiedzą, co teraz będzie.
Owacje rosną, gdy na scenę wchodzi gospodarz wieczoru, młody i przystojny poeta miłości Eddie X, ubrany w błękitną jedwabną piżamę. Eddie pochodzi z Ameryki Łacińskiej, więc jego mowa ciała różni się znacznie od standardów północnoeuropejskich. Nie widzi nic niestosownego w zbliżaniu się do rozmówcy na odległość pięciu centymetrów, wybucha śmiechem, nie przejmując się nieświeżym oddechem.
Eddie X obrzuca Tytusa Jensena aksamitnym spojrzeniem ciemnych oczu, wita go nieco zbyt długim uściskiem, a następnie podaje mu książkę. Wolnym ruchem ręki odsuwa pomarańczowe pasemko z twarzy i umieszcza je obok innych różnokolorowych, cieniutkich pasemek wśród długich, kruczoczarnych, prostych włosów. Opuszcza mikrofon na wysokość twarzy Tytusa i pochyla się nad nim.
– Kochani! – mówi wolno, zbliżając zmysłowo usta do mikrofonu. Białe zęby połyskują w świetle reflektorów. – Kochani festiwalowicze. Tylko posłuchajcie! Tylko spójrzcie! Człowiek legenda. Tabloidy pisały o jego romansach, zanim większość z nas się urodziła. Napisał kilkanaście książek o obrzucaniu błotem, zdradzie i bolesnej, nagłej śmierci. Jest stałym bywalcem klubu Foreningen. Jego imieniem nazwano nawet drink. Teraz jest z nami na scenie, a jego oczy i zmysły są szeroko otwarte! Gorąco powitajmy Tytusa Jensena – Wielkiego Pisarza!
Publiczność wybucha śmiechem. Wielu ich widziało podobne przedstawienie mnóstwo razy. Zapalają się kolejne reflektory, oślepiając Tytusa Jensena do reszty. Widzi publiczność jak przez mgłę. Słyszy rytm basów. Próbuje kołysać się do taktu. No właśnie, o to chodzi. Teraz sobie przypomniał. Jest na slamie poetyckim na festiwalu rockowym. Czemu nie pamięta popołudnia? Tytus wie tylko, że gadał z Eddiem X na zapleczu. Trochę pili, dobrze się bawili i gadali o życiu, literaturze i miłości. Potem któryś z kolegów Eddiego z zespołu dał mu plaster z jakimś nieznanym dragiem. I wszystko zaczęło błyszczeć. No, może nie do końca błyszczeć. W głowie zaczęły mu się pojawiać najróżniejsze obrazy. W pewnej chwili zobaczył siebie jako ubranego w czarne futerko szczura, który biegnie w fluoryzującym kołowrotku dla chomika. Biegł i biegł, ale jego myśli stanęły bez ruchu. Miał wrażenie, że biega już tak od wielu tygodni, podczas gdy mózg z ledwością posunął się naprzód o jedną literę. Później wszystko zgasło.
Teraz znowu zrobiło się jasno – myśli Tytus, mrużąc oczy oślepione reflektorem.
Krótki głos werbla ogłasza, że czas zaczynać. Obecność publiczności otrzeźwia go i dodaje mu sił. Spogląda na książkę, którą dał mu Eddie X, i mocnym, lekko zachrypniętym basem odczytuje jej tytuł:
Schorzenia szwedzkich monarchów opisane przez Wolframa Kocka. Od Gustawa Wazy do Gustawa Piątego.
Słychać pojedyncze wybuchy radości. Można się tarzać ze śmiechu, gdy Tytus Jensen czyta na głos stare, dziwaczne książki, tak jakby były greckimi tragediami. Teatralna powaga, z jaką to robi, nikogo nie pozostawia obojętnym.
Tytus przerzuca kilka kartek. Widzi portret zdziwaczałego Karola Trzynastego i zaczyna pierwszą rundę. Drżącym głosem odczytuje fragment:
Stało się jasne, że nadchodzi kres. Czyniono przygotowania do szybkiego ogłoszenia spodziewanego odejścia. W zamku roiło się od przedstawicieli wszystkich klas, którzy przybyli, żeby dowiedzieć się, jaki jest stan króla i jakie biuletyny wyłożono w Sali Kolumnowej. Kilka ostatnich wieczorów przed odejściem króla wszystkich oczekujących, zarówno tych znanych, jak i nieznanych, częstowano herbatą i ponczem. Ostatniej nocy zapanowała jednak cisza, albowiem znużeni czuwaniem dworzanie, drabanci i inni słudzy posnęli na KANAPACH I KRZESŁACH.
Ostatnie słowa Tytus wypluwa z siebie z wściekłością. Robi pauzę retoryczną i spogląda na publiczność. Większość śmieje się do łez. Kochają go. Wraca do czytania.
Z protokołu sekcji zwłok: Najbardziej interesujących odkryć dokonano w mózgu i oponach mózgowych. Ukazują one rozległą starczą atrofię mózgu i pogrubienie opon mózgowo-rdzeniowych w wyniku zapalenia. Zarówno symptomy, jak i wyniki sekcji świadczą o niewielkim miażdżycowym rozmiękczeniu mózgu w rejonie zwojów podstawy i mostu, a zatem mamy tu do czynienia z typowym stanem dezintegracji. Obraz płuc wskazuje na stan zapalny ze zwłóknieniami. Normalny obraz serca wydaje się czymś nadzwyczajnym, podczas gdy zwapnienia naczyń są jak najbardziej naturalne.
Publiczność trochę ucichła. Słychać tylko pojedyncze chichoty. Tytus odbiera to jako znak, że musi poszukać bardziej populistycznego rozdziału, inaczej publiczność się znudzi. Nie jest to wcale takie łatwe w tej beznadziejnej książce! Gorączkowo przerzuca kartki. Może ten kawałek? Staje w rozkroku i chowa jedną rękę za siebie. Drugą ręką unosi książkę w geście pozdrowienia. Jest Hamletem, a książka czaszką.
– O Gustawie Piątym! – wykrzykuje teatralnie Tytus. -Na początek to: Uprawianie tenisa nie przyczynia się do żadnych uszkodzeń ciała. Przeciwnie, w cudowny sposób buduje sprawność i witalność organizmu. Czego nie można powiedzieć o walce bokserskiej lub zapaśniczej. Hm, król nieco przesadził z wiarą w bezpieczne dla zdrowia uprawianie tenisa. Kilka razy sam się o tym przekonał. Ale wolał bagatelizować takie incydenty. Warto tu jednak przytoczyć historię kilku wypadków podczas gry w tenisa. Najbardziej poważny wypadek na korcie zdarzył się królowi w 1927 roku, kiedy POŚLIZGNĄŁ SIĘ NA PIŁCE, upadł, uderzając tyłem głowy w ziemię, i skręcił stopę. Stracił przytomność i odzyskał ją dopiero jakiś czas później, po zniesieniu z kortu. Jeden z graczy nastawił mu skręconą stopę, zanim pojawił się nadworny lekarz C. O. Olin. Pan G., jak zwykł o sobie mówić król, gdy grał w tenisa, był zszokowany upadkiem i bólem. Gdy doszedł do siebie, zażądał, wbrew zaleceniom lekarza, żeby zawieziono go do pałacu w Drottningholmie. Wieczorem obdzwonił swoich sparingpartnerów z podziękowaniem za pomoc, dodając przy tym, że ból stopy trochę mniej mu już dokucza, ponieważ udało mu się zagrać w brydża – król Gustaw był zapalonym brydżystą. Kontuzja stopy nie pozwalała mu jednak na wznowienie treningów przez PONAD TRZY MIESIĄCE!
Czytając ten fragment, Tytus gestykuluje żywiołowo i wymachuje ramionami. Śmiech młodej publiczności roznosi się po całym namiocie. Podnosi głos o ton wyżej i stara się brzmieć Najbardziej Dramatycznie Jak Się Da.

 
Wesprzyj nas