Ekscytująca powieść – prawdziwy labirynt zagadek i zasadzek, przez który czytelnik przedziera się aż do zapierającego dech w piersiach finału…


Siostry bliźniaczki wpadają na zwariowany pomysł – postanawiają zamienić się rolami. Melina namawia Gillian, aby zastąpiła ją jako hostessa towarzysząca astronaucie Hartowi. Ta jednak odrzuca propozycję.

Melina nie żałuje, gdyż wieczór spędzony z Hartem okazuje się dla niej niezapomnianym przeżyciem. Następnego ranka policja przynosi jej wiadomość o brutalnym zabójstwie siostry. Napisy na ścianie wykonane przez mordercę wiążą ze zbrodnią… astronautę.

Melina, nie czekając na wyniki śledztwa, sama postanawia rozwikłać zagadkę.

Sandra Brown jest autorką kilkudziesięciu bestsellerów. Nakładem Świata Książki ukazały się m.in.: Cięcie, Nieczysta gra, Zasłona dymna, Oblężenie, Rykoszet, Wyrok śmierci, Tornado, Alibi.

Sandra Brown
Mistyfikacja
Przekład:
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 7 października 2015


Rozdział 1

– Całuski, całuski! – Melina Lloyd cmoknęła powietrze w okolicy policzków swojej siostry bliźniaczki. – Zamówiłam włoskie białe wino, które ma rześki, lekki i niezbyt owocowy bukiet, jak zapewnił kelner, dość seksowny facet. O, właśnie nadchodzi.
Gillian usiadła naprzeciwko. Kelner, stawiając przed nią kieliszek Pinot Grigio, z wrażenia rozlał sobie parę kropel wina na rękę, kręcąc ogoloną głową to w prawo, to w lewo.
– O mój Boże kochany! – wykrzyknął.
– Jesteśmy identyczne – rzekła Gillian, wyprzedzając jego pytanie.
– Zamurowało mnie. Podobieństwo jest rzeczywiście niesamowite.
Melina uśmiechnęła się lekko.
– Moja siostra chciałaby zamówić coś do picia, jeśli można.
Ton jej głosu, chłodny jak przyniesione wino, przywołał go do porządku.
– Oczywiście – odparł, stając prawie na baczność. -Proszę mi wybaczyć. Co pani sobie życzy?
– Wodę sodową. Z dużą ilością lodu i plasterkiem limony.
– Będę prontomente z pani napojem i wtedy przedstawię listę dań polecanych dzisiaj przez szefa kuchni.
– Nie mogę się doczekać – mruknęła Melina, gdy kelner się oddalił.
Gillian pochyliła się w jej kierunku i szepnęła:
– Prontomente to jakieś słowo?
– Niesamowite, co?
Siostry zachichotały.
– Cieszy mnie twój śmiech – odezwała się Gillian. -Kiedy tu przyszłam, wydawałaś mi się nieprzystępna, jakbyś miała ochotę warknąć.
– Czuję się wykończona – przyznała Melina. – Dzisiaj rano musiałam odwieźć na lotnisko pisarkę odlatującą o piątej pięćdziesiąt osiem. Piąta pięćdziesiąt osiem! Dobrze wiem, że literaci specjalnie rezerwują bilety na takie nieludzkie godziny, żeby sobie zapewnić naszą eskortę.
– A cóż to za ranny ptaszek? Ktoś interesujący?
– Zapomniałam, jak się nazywa. Wydała pierwszą książkę. Traktuj swoje dzieci jak zwierzęta domowe. Z podtytułem: Fenomenalne rezultaty.
– Dwulatki siadają i szczekają na komendę?
– Nie wiem, nie czytałam tej książki. Ale ludzie ją kupują, skoro zajęła trzecie miejsce na liście bestsellerów „New York Timesa”.
– Wygłupiasz się.
– Przysięgam. Jak coś jest chwytliwe, to się sprzedaje. Teraz nawet ja mogłabym napisać książkę. Tyle że nie przychodzi mi do głowy żaden poszukiwany temat. – Zamyśliła się na chwilę. – Pewnie mogłabym opisać większe i mniejsze sławy, które spotykam i z którymi z trudem wytrzymuję przez jeden dzień. Ale wówczas podano by mnie do sądu.
Kelner przyniósł szklanką wody sodowej dla Gillian i postawił na stole srebrny koszyczek z chlebem. Wyrecytował wyszukane menu, kwieciście opisując potrawy z użyciem mnóstwa przymiotników, i odszedł lekko nadęty, kiedy bliźniaczki zamówiły z karty połówki avocado z sałatką z krewetek.
Melina podsunęła koszyk Gillian, która wyjmując z celofanowego opakowania okrągły sucharek posypany orzechami, zapytała:
– A bliźnięta jednojajowe? O tym na pewno mogłabyś napisać.
– Za dużo materiału. Trzeba by zawęzić temat.
– Powiedzmy, bliźniaczki, które się tak samo ubierają, kontra takie, które różnią się strojem?
– Może.
– Rywalizujące o miłość rodzicielską?
– Brzmi lepiej. A co byś powiedziała o porozumiewaniu się za pomocą telepatii? – Melina, sącząc wino, spojrzała na Gillian znad kieliszka. – Co mnie prowadzi do odkrycia, że moja bliźniaczka jest dzisiaj jakaś zamyślona. Co się dzieje?
Gillian schrupała sucharek, otrzepała czubki palców i dopiero wtedy się odezwała:
– Zrobiłam to.
– To?
– No wiesz. – Celowo ściszyła głos. – To, nad czym się zastanawiałam od kilku miesięcy.
Melina omal nie zakrztusiła się wyśmienitym trunkiem z importu. Spojrzenie jej szarych oczu, dokładnie tego samego koloru co tęczówki Gillian, powędrowało w kierunku brzucha siostry, zasłoniętego blatem stołu.
– Nie zauważysz różnicy. – Gillian się roześmiała. -Przynajmniej jeszcze nie teraz. Przyszłam tu prosto z polikliniki.
– Mówisz, że to się odbyło dziś? Przed chwilą? Czyli w trakcie naszej rozmowy staję się ciotką?
Gillian znowu się uśmiechnęła.
– Tak sądzę. Pod warunkiem że te drobiny robią, co do nich należy, dostają się, gdzie mają trafić, płyną w górę.
– Boże, Gillian! – Melina szybko przełknęła następny łyk wina. – Naprawdę to zrobiłaś? Coś podobnego! Ale zachowujesz się tak… normalnie, wydajesz się taka opanowana.
– Wobec tego ginekolog byłby ze mnie zadowolony. Wyobraź sobie, że przed zabiegiem kazał mi się zrelaksować, jak gdyby dało się to zrobić na zawołanie. Metalowe podpórki pod nogi były zimne jak lód, co raczej nie sprzyja relaksowi. Byłam podekscytowana swoją decyzją, po miesiącach bicia się z myślami. A nie była to decyzja, która łatwo mi przyszła.
Sztuczne zapłodnienie z użyciem spermy anonimowego dawcy. Gillian przez kilka miesięcy rozważała wszystkie za i przeciw. Melina była pewna, że jej bliźniaczka głęboko zastanowiła się nad wszystkim, ale nie mogła opanować wątpliwości.
– Gillian, czy rozpatrzyłaś sprawę z każdej strony?
– Tak myślę. Mam nadzieję, że wzięłam wszystko pod uwagę, ale może coś przegapiłam.
Melinę zaniepokoiły ewentualne przeoczenia, ale nie dała tego poznać po sobie.
– Czasami miewałam tak sprzeczne odczucia, że miałam ochotę w ogóle się wycofać – ciągnęła Gillian. – Gorzko żałowałam, że ten pomysł przyszedł mi do głowy, chciałam o nim zapomnieć. Ale to nie takie proste, gdy człowiek raz się do czegoś zapali.
– To dobry znak. Gdy coś nas bierze tak mocno, to zazwyczaj kryją się za tym jakieś ważne powody.
– Fizycznie nie było żadnych przeszkód. Jestem zdrowa jak ryba. Przeczytałam wszystko, co wpadło mi w ręce na temat alternatywnych metod poczęcia. Ale im więcej się dowiadywałam, tym bardziej czułam się zdezorientowana. Próbowałam nawet wmówić sobie, że to nie ma sensu.
– No i?
– I nie znalazłam żadnego przekonywającego argumentu – roześmiała się Gillian. – Zatem poddałam się zabiegowi.
– Wybrałaś w końcu poliklinikę Watera?
Gillian przytaknęła.
– Ma świetne wyniki i cieszy się dobrą opinią. Polubiłam mego lekarza, bo był bardzo delikatny i cierpliwy. Nie szczędził mi objaśnień, moja decyzja była w pełni świadoma.
Patrząc na rozradowaną twarz siostry, Melina zrozumiała, że Gillian jest zachwycona sytuacją.
– Nie mogę uwierzyć, że nic mi nie powiedziałaś. Przecież poszłabym z tobą, gdybyś tylko wyraziła ochotę. Trzymałabym cię za rękę, mogłabym cię wspierać psychicznie…
– Melino, wiem, że mnie popierasz. Ty i Jem jesteście jedynymi ludźmi, z którymi o tym rozmawiałam. Przepraszam, że nie zawiadomiłam cię wcześniej o mojej decyzji. Ale… – Jej oczy się zaszkliły. – Melino, proszę, zrozum. Przemyślałam wasze opinie na ten temat, wzięłam pod uwagę wasze zastrzeżenia…
– Ja…
– Daj mi skończyć. Ale gdy już wszystko zostało powiedziane, kiedy głosowanie się odbyło, to ja musiałam podjąć decyzję, wyłącznie ja. Bo przecież ja jestem tą osobą, która poddaje się zapłodnieniu. Jeśli zabieg się powiedzie, zajdę w ciążę i urodzę dziecko. Tak, chciałam ci o tym powiedzieć. Ale kiedy wreszcie podjęłam postanowienie, nie miałam ochoty, aby ktokolwiek namawiał mnie…
– …żebyś tego nie zrobiła.
– Albo żebym przemyślała to jeszcze raz.
– Szanuję twoją decyzję. Naprawdę. – Melina, dla podkreślenia swoich intencji, wyciągnęła rękę i ścisnęła dłoń siostry. – Jem był z tobą?
– Nie.
– Ciągle nie mogę uwierzyć. – Znowu zerknęła na brzuch bliźniaczki. – Jak oni to… Jak to się odbywa?
– Wczoraj zrobiłam sobie w domu test moczu, który wykazał wzrost hormonów, co zapowiada owulację w ciągu dwudziestu czterech do trzydziestu sześciu godzin. Wobec tego zatelefonowałam do polikliniki i zamówiłam wizytę. Wszystko odbywa się bardzo profesjonalnie. Przez szyjkę macicy wsuwają cienką rurkę…
Melina słuchała jak zahipnotyzowana relacji o zabiegu.
– Bolało?
– Nie, to jest zupełnie bezbolesne.
– A skąd się wzięła sperma?
– Jak myślisz?
Melina parsknęła śmiechem:
– Chodzi mi o to, skąd ją przywieźli.
– Poliklinika Watera ma własny bank spermy, ale nie stosuje miejscowych zasobów do zapładniania tutejszych pacjentek.
– To mądre z ich strony.
– Moja pochodzi z godnego zaufania banku spermy w Kalifornii, przesyłka przyleciała dziś rano w opakowaniu ze sztucznego lodu. Zawartość termosu trzeba było rozmrozić i opłukać…
– Co takiego?
– Tak to nazywają. Potem mieszają spermę z białkiem i odwirowują, wreszcie umieszczają w cewniku… – Gillian się roześmiała. – Można to określić jako koncentrat plemnikowy.
– Przychodzi mi na myśl mnóstwo kawałów, których ci dzisiaj oszczędzę.
– Jestem ci za to wdzięczna.
– Czujesz jakąś różnicę?
– Nie. Prawdę mówiąc, zdrzemnęłam się w pokoju zabiegowym, bo musiałam potem leżeć przez pół godziny. Kiedy się zbudziłam, ujrzałam nad sobą pielęgniarkę, która mi powiedziała, że mam się ubrać i przejść do gabinetu lekarza. Tam doktorek palnął mi mowę o wysokim odsetku zapłodnionych pacjentek i uprzedził, żebym się nie zniechęcała, jeśli za pierwszym razem nic z tego nie wyjdzie. A potem wsiadłam do samochodu i przyjechałam tutaj.
Uspokojona tonem, w jakim siostra zdała jej sprawozdanie z zabiegu, Melina rozsiadła się wygodniej na krześle i wpatrzyła w twarz identyczną z jej własną twarzą.
– No, no. To naprawdę niesamowite. – Obie znowu się roześmiały, przypominając sobie słowa kelnera. – Wydaje mi się – ciągnęła Melina – że najtrudniejsza rzecz w tym wszystkim to nasikać na malutki pasek papieru do testowania.
– Owszem, wymaga to pewnej wprawy. Całkiem dobrze mi już szło.
– Prawdę powiedziawszy… – Melina zamilkła i wykonała ruch ręką, jakby chcąc wymazać nieskończone zdanie. – Ach, mniejsza z tym. Nie powinnam nic mówić.
Gillian jednakże domyśliła się, o co siostrze chodzi.
– Chciałaś powiedzieć, że wolisz staroświecką metodę zapładniania.
Melina wyciągnęła w jej kierunku rękę, udając, że strzela z pistoletu.
– Dobrze mnie znasz! – wykrzyknęła.
– Tata zawsze powtarzał, że mamy wspólny mózg.
– Może w twoich oczach jestem zacofana, ale wolę ciało i krew niż cewniki i podpórki. Zimny metal nie bierze mnie tak, jak ciepła klatka piersiowa i owłosione nogi ocierające się pod kołdrą o moje łydki, już nie mówiąc o samym aparacie seksualnym.
– Proszę, tylko nie wspominaj o aparacie seksualnym!
– No i co, niczego ci nie brakowało? Głośnego dyszenia, stopniowego szczytowania? I uczucia „Ach, Boże, życie jest piękne”? Chyba trochę tego żałowałaś?
– Ależ to, co zrobiłam, nie ma nic wspólnego z seksem. Dałam się zapłodnić nie po to, żeby się podniecić, lecz żeby mieć dziecko.
Melina spoważniała.
– Przecież wiesz, że żartuję. – Oparła ręce na stole i rzekła tonem serio: – Zasadniczą i fundamentalną prawdą jest to, że chcesz mieć dziecko.
– Otóż właśnie. Tak brzmi moja zasadnicza i fundamentalna prawda.
– No i dobrze. – Melina uśmiechnęła się do Gillian i po chwili namysłu dodała: – Szkoda, że Jem strzela ślepymi nabojami. Mogłabyś za jednym razem i zajść w ciążę, i mieć przyjemność.
Kelner przyniósł zamówione dania. Talerze z avocado były przybrane świeżymi bratkami; ta kompozycja wydała się bliźniaczkom zbyt estetyczna, żeby służyła do zjedzenia. Gillian wbiła widelec w aksamitny purpurowy płatek leżący na wierzchu sałatki z krewetek.
– Jem przeszedł wazektomię na długo przed naszym poznaniem się.
– Całe szczęście. – Melina uniosła kieliszek, wznosząc milczący toast. – To palant.
– Melino! Jak możesz? – oburzyła się Gillian.
– Przepraszam. – Widać było jednak, że wcale nie jest jej przykro. Gillian natychmiast wyczuła, że przeprosiny zabrzmiały nieszczerze. – Przecież to takie zero, Gillian. Nie powiesz mi, że jesteś z nim szczęśliwa – dodała Melina.
– Nieprawda. Właśnie że jestem.
– Czyżby? Nie wydajesz się zakochana do szaleństwa. Chyba że coś przeoczyłam.
– Najwyraźniej. Bo ja kocham Jema.
Melina uniosła brwi, robiąc sceptyczną minę.
– Kocham go – upierała się Gillian. – Powiedz, jaki związek jest idealny? Nie sposób mieć wszystko, na dodatek dostarczone w efektownym opakowaniu. Od jednej osoby nie można wymagać, aby spełniła wszystkie nasze potrzeby i pragnienia.
– W twoim wypadku chodziło o dziecko. Chciałaś je mieć, odkąd sama byłaś małą dziewczynką. Bawiłaś się lalkami, podczas kiedy ja wolałam łyżwy.
– I dalej chciałabyś wziąć udział w zawodach?
– Jasne, tylko jestem wściekła, że wprowadzili nowy typ łyżew, na których już nie potrafię jeździć.
Gillian się roześmiała:
– Czasami mama mogła nas rozpoznać jedynie po kolanach.
– Bo moje były zawsze w strupach. – Obie wzruszyły się na wspomnienie dzieciństwa, ale Melina szybko wróciła do tematu. – Skoro jedyną przeszkodą na drodze do idealnego związku jest bezpłodność Jema, to dlaczego nie poprosiłaś, żeby dał się zoperować? Wazektomia jest odwracalna.
– Raz napomknęłam, ale on nie chciał o tym słyszeć.
– Jak wobec tego zareagował na twoją decyzję?
– Zdumiewająco dobrze. Prawdę powiedziawszy, kiedy ja wyrażałam wątpliwości, sam mnie zachęcał, żebym poddała się zabiegowi.
– Hmm… – Melina się zdziwiła. – No widzisz, tyle razy powtarzałam, że on jest trochę szurnięty.
– Nie mówmy o nim. Ilekroć rozmawiamy o Jemie, zawsze się kłócimy. Nie chciałabym psuć nastroju w taki dzień. Co do Jema, to zgódźmy się, że mamy odmienne zdania na jego temat, dobrze?
– Proszę bardzo.
Jadły przez chwilę w milczeniu, póki Melina znowu nie zagadnęła siostry:
– Jeszcze coś przychodzi mi do głowy. – Gillian jęknęła, ale Melina niewiele sobie z tego robiła. – Jeśli zabieg okaże się skuteczny i zajdziesz w ciążę, uczucia Jema do ciebie zostaną wystawione na ciężką próbę.
– Zastanawiałam się nad tym.
– Uważaj, Gillian. Jeśli urodzisz dziecko, życie nie będzie takie różowe, jakby się mogło wydawać. Chwile odpowiednie do fotografii nie zdarzają się tak często; rzeczywistość to są brudne pieluchy. Jem może nie będzie taki pomocny, jak ci teraz wmawia. Chcę być wobec niego sprawiedliwa: on przypuszczalnie wierzy, że stanie na wysokości zadania.
Przerwała, żeby napić się wina, postanawiając, że wyrazi wszystkie swoje wątpliwości. Obie z Gillian zawsze były ze sobą brutalnie szczere.
– Obawiam się, że jego podejście zmieni się, kiedy maleństwo przyjdzie na świat. Każdemu mężczyźnie jest bardzo trudno zaakceptować dziecko innego mężczyzny, prawda? W najlepszym razie Jem będzie miał z tym kłopoty, może nawet obudzi się w nim niechęć do malca.
– Przewiduję pewne trudności – rzekła Gillian – i biorę je pod uwagę. Ale przecież nie mogłam opierać decyzji na hipotezach i przypuszczeniach. Musiałam w pewnym momencie dać sobie spokój z pytaniami „Co będzie, jeśli… w przeciwnym razie nigdy bym tego nie zrobiła. A skoro już postanowiłam, to lepiej nie zwlekać. Za kilka miesięcy skończę trzydzieści sześć lat.
– Nie przypominaj mi o tym.
– W poliklinice bez przerwy mi powtarzano, że mój zegar biologiczny stale tyka. Nie mogłam udawać, że go nie słyszę.
– Rozumiem.
Gillian odłożyła widelec.
– Naprawdę rozumiesz?
Bliźniaczki zawsze potrzebowały wzajemnej aprobaty. Melina ufała zdaniu Gillian jak nikomu innemu w świecie, podobnie jak Gillian, która najwyżej ceniła sobie opinię siostry.
– Tak – odrzekła wolno Melina. – Rozumiem, ale nie podzielam twojego zachwytu. Nigdy nie pragnęłam mieć dziecka. – Uśmiechając się lekko, dodała: – To nawet dobrze, że tak się złożyło, prawda? Moje życie, moja przyszłość – wszystko jest związane wyłącznie z pracą.
Znowu wyciągnęła rękę przez stół, żeby uścisnąć dłoń siostry.
– Różni nas jedynie instynkt macierzyński. Myślę, że otrzymałaś obie porcje, swoją i moją. Jeśli jest tak silny, błędem byłoby go ignorować. Musisz odpowiedzieć na ten zew, bo nigdy nie byłabyś szczęśliwa. A więc podjęłaś odpowiednią dla siebie decyzję.
– O Boże, mam nadzieję! – wykrzyknęła Gillian. Melina, zdając sobie sprawę ze znaczenia zabiegu, jakiemu poddała się siostra, była mimo wszystko zaskoczona siłą emocji w jej głosie. – Bardzo pragnę dziecka, ale co się stanie, jeśli… jeśli dziecko nie zechce mnie?
– Co przez to rozumiesz?
– Może mój instynkt macierzyński jest fałszywy? Może wcale nie jestem dobrym materiałem na matkę?
– Bzdura!
– Melino, mówisz tak, ponieważ wiesz, że właśnie to chciałam usłyszeć.
– Czy kiedykolwiek kłamałam z uprzejmości? Jestem przekonana, że będziesz doskonałą matką.
– Jakże bym chciała! – Twarz Gillian promieniała szczerością. Obie siostry nie miały skłonności do płaczu, niemniej przyszła matka była na granicy łez, których przyczyną była burza hormonów albo głębia jej uczuć.
Odezwała się po chwili milczenia:
– Ze wszystkich decyzji, które podjęłam w życiu, ta jest najważniejsza. Ze wszystkich decyzji, które podejmę w przyszłości, ta jest najważniejsza. Nie chciałabym sprawić sobie zawodu w tak istotnej sprawie. Po prostu nie mogę sobie na to pozwolić.
– I nie zawiedziesz siebie – odparła Melina stanowczo.
– Pragnę, aby moje maleństwo było ze mną równie szczęśliwe, jak ja będę szczęśliwa z nim. Albo z nią.
– Już teraz uważam je za szczęściarza. Chciałabym być pewna wielu innych rzeczy, jak jestem pewna tego. Gillian, będziesz po prostu wspaniałą matką, więc się nie zadręczaj podejrzeniami, że nie spełnisz pokładanych w sobie nadziei. Zapomnij o tym, odrzuć złe myśli. To się nie zdarzy.
Gillian z uśmiechem ulgi przyjęła potok wymowy siostry. Mrugnęła parę razy oczami, by ukryć zbierające się łzy.
– Tak się cieszę z twojego poparcia. Już zapomniałam o jakichkolwiek wątpliwościach.
– Dzięki Bogu, żeśmy to rozwiązały.
Melina znowu uniosła kieliszek:
– Za nowoczesną wiedzę medyczną. Mam nadzieję, że te mikroskopijne kijanki robią, co do nich należy!

 
Wesprzyj nas