Książka Pinkera – adresowana przede wszystkim do tych, którzy zajmują się pisaniem – obfituje w przykłady znakomitego i marnego pisarstwa, unikając pouczającego tonu i spartańskiej surowości klasycznych podręczników.


Dlaczego pisarstwo tak często bywa kiepskie? Czy esemesy i media społecznościowe psują język? Czy młodym ludziom zależy dziś na dobrym stylu pisarskim? Dlaczego komukolwiek miałoby na nim zależeć? To tylko niektóre z zagadnień o jakich pisze Steven Pinker, jeden z najwybitniejszych współczesnych intelektualistów.

W swojej zajmującej i pouczającej książce Steven Pinker, wybitny kognitywista i lingwista oraz znakomity pisarz, przedstawia nowy pomysł na podręcznik dobrego pisania w XXI wieku. Zamiast narzekać na upadek języka, ubolewać nad tym, co go irytuje, albo powtarzać dogmatyczne nakazy i zakazy autorów poradników sprzed stulecia, Pinker wykorzystuje naukową wiedzę na temat języka i umysłu, aby pomóc czytelnikowi w trudnej sztuce tworzenia przejrzystej, spójnej i stylowej prozy.

Nie wińmy internetu – mówi autor – ani dzisiejszej młodzieży. Sztuka pisania nigdy nie była łatwa. Dobre pisarstwo zaczyna się od smakowania znakomitej prozy innych autorów. Wymaga wyobraźni – umiejętności podtrzymywania iluzji, że kierujemy spojrzenie czytelnika na jakiś element świata. Pisarz musi przezwyciężyć klątwę wiedzy. Musi też rozumieć, w jaki sposób składania językowa przekształca skomplikowaną sieć idei w liniowy ciąg słów. Powinien splatać zdania w spójną całość, tak aby jedno zdanie płynnie przechodziło w następne.

Książka Pinkera obfituje w przykłady znakomitego i marnego pisarstwa, unikając pouczającego tonu i spartańskiej surowości klasycznych podręczników. Autor pokazuje, że sztuka pisania może być przyjemnym dążeniem do mistrzostwa i fascynującym tematem rozważań intelektualnych. „Piękny styl” jest adresowany do wszystkich, którzy zajmują się pisaniem, a także do czytelników, którzy interesują się literaturą i chcieliby się dowiedzieć, w jaki sposób nauka o ludzkim umyśle może nam pomóc w zrozumieniu, jak działa język w swoim najlepszym wydaniu.

Język nie jest sztywnym protokołem zatwierdzonym przez władze. Przypomina raczej internetowy serwis wiki – jest sumą wysiłków milionów użytkowników

„Świetna lektura! Tylko Steven Pinker mógł napisać tę znakomitą książkę i, dzięki Bogu, zrobił to. „Dobre pisarstwo może zmienić nasz sposób spostrzegania świata” – pisze autor, a Piękny styl z pewnością zmieni nasz sposób myślenia o dobrym pisarstwie. Ciekawość i radość autora rozświetlają każdą stronę tej książki, a kiedy Pinker pisze, że dobry styl może uczynić świat lepszym, wierzymy mu.”
Patricia T. O’Conner, autorka książek Woe Is I oraz (ze Stewartem Kellermanem), Origins of the Specious

„Znakomity myśliciel, świetny pisarz. (…) Pinker to prawdziwa gwiazda, a świat nauki ma wielkie szczęście, że pojawił się w nim ktoś taki.”
Richard Dawkins, The Times Literary Supplement

„Bardzo dobrze, że człowiek obdarzony tak żywym i jasnym umysłem przybliża szerokiej publiczności idee nauki o poznaniu.”
Douglas Hofstadter, Los Angeles Times

Steven Pinker (ur. 1954) – nagradzany kognitywista, intelektualista i popularyzator nauki, jest również przewodniczącym komisji poprawności językowej (Usage Panel) American Heritage Dictionary oraz uznanym autorem takich bestsellerów, jak The Language Instinct, Words and Rules i The Stuff of Thought. Jest profesorem na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Harvarda. Mieszka w Bostonie i w Truro w stanie Massachusetts. Magazyn Time uznał go za jednego ze 100 najbardziej wpływowych ludzi na świecie.

Dobre pisarstwo może zmienić nasz sposób spostrzegania świata

Steven Pinker
Piękny styl. Przewodnik człowieka myślącego po sztuce pisania XXI wieku
Przekład: Agnieszka Nowak-Młynikowska
Seria: Mistrzowie Psychologii
Wydawnictwo Smak Słowa
Premiera: 18 listopada 2015


W S T Ę P

Brniemy.
Przez instrukcje obsługi pisane językiem z trzecim stopniem inwalidztwa.
Przez artykuły, w których więcej jest zgranych fraz niż sensu.
Przez naukowe dysertacje, których językowy bezwdzięk ma być rzekomo dowodem na metodologiczną poprawność.
Przez zaśmiecone hejtem sieci społecznościowe.
I będziemy brnąć, bo taki nasz los, ludzi epoki trochę niespodziewanego powrotu pisma. Nie ma co liczyć na cud. Ilość znaków, które wyskakują spod naszych palców i spod palców naszych bliźnich, gwałtownie rośnie, więc do katalogu chorób cywilizacyjnych trzeba będzie dopisać zreumatyzowane nadgarstki i nadwerężone kciuki. A do tego jeszcze atrofię stylu. Może zresztą nie ma czego żałować? W epoce gwałtownych przemian reguły zwykle stają się przeszkodą, którą należy czym prędzej przekroczyć bez oglądania się za siebie. Styl? Kto by się przejmował stylem? Ważna jest komunikatywność. I skuteczność. A czy osiągamy ją, cytując Szymborską, czy też rozmnażając emotikony, to w gruncie rzeczy wszystko jedno. Może nawet tak jest lepiej. Zwłaszcza że pojęcie stylu przesunęło się z obszaru estetyki w stronę etyki i zmieniło w – coraz mniej skuteczny – rekwizyt celebrowania własnej wyższości nad tłumem rzekomych miernot. Tak więc to strata czasu – przekonywać nas, że jednak powinniśmy w swoim pisaniu opowiedzieć się po stronie stylu. W dodatku stylu klasycznego, który samą nazwą wywołuje – przynajmniej we mnie – skomplikowaną mieszankę uczuć z dominantą konsternacji. Co nam będzie Pinker…
Steven Pinker. Profesor na Uniwersytecie Harvarda. Kognitywista, psycholingwista, obrońca koncepcji, według której nasz mózg, chociaż jest wielowarstwową i wielowątkową strukturą, najlepiej daje się objaśnić jako swoista wirtualna maszyna von neumannowska.
Nie spodobałaby mu się taka wizytówka. Nic dziwnego. On sam, kiedy zaczyna oprowadzać swoich czytelników po skomplikowanej architekturze ludzkiego mózgu, świadomości i języka (mówię o jego wydanej u nas w 2002 roku książce Jak działa umysł, w tłumaczeniu Małgorzaty Koraszewskiej), przywołuje Karola Čapka, Gwiezdne wojny, Terminatora i Hamleta. To z ich pomocą zaczyna opowieść o „fenomenalnie skomplikowanej konstrukcji, leżącej u podstaw wyczynów ludzkiego umysłu”. Oczywiście pisze również, że „umysł jest systemem narządów komputacyjnych, stworzonych przez dobór naturalny do rozwiązywania problemów, jakie napotykali nasi ewolucyjni przodkowie w swoim łowiecko-zbierackim życiu”. Pisze tak jednak nie po to, żeby wzbudzić w nas panikę, ale żeby natychmiast wytłumaczyć – równie błyskotliwie, co klarownie – dlaczego właśnie pojęcia z obszaru teorii, która umożliwiła komputerom inwazję na nasz świat, najlepiej objaśnią nam także narodziny gramatyki, religii, filozofii i poezji. To dyskusyjna teza – jedna z najintensywniej dyskutowanych we współczesnej humanistyce.
Ale też – dzięki Pinkerowi właśnie – najlepiej, najklarowniej wyłożona. Jeżeli więc jakiś współczesny naukowiec ma plenipotencje do tego, by przekonywać nas, że jednak warto popracować nad własnym stylem – nawet jeśli nie zamierzamy przekonać do swoich koncepcji połowy ludzkości – to jest nim właśnie Steven Pinker. Dlatego kiedy rok temu harwardzki uczony wydał swój podręcznik (nie ma co ukrywać, to jest podręcznik) The Sense of Style. The Thinking Person’s Guide to Writing in the 21st Century, nie odezwał się chór zaskoczonych głosów.
Tym bardziej że podręczniki stylu mają w świecie anglosaskim bogatą tradycję (najczęściej przywoływanym – również przez samego Pinkera – przykładem jest książka Williama Strunka i E.B. White’a The Elements of Style). Oczywiście książka Pinkera jest inna – pisali recenzenci. Dwudziesty pierwszy wiek w tytule zobowiązuje, ale też wymusza zmianę tonu. To nie są dobre czasy dla językowych purystów. Nie da się językowej poprawności narzucić, ani tym bardziej wyegzekwować.
I z całą pewnością nie o poprawność, nie o zgodność z jakąkolwiek stylistyczną matrycą chodzi Pinkerowi. Nawet jeśli przekonuje nas, że właściwie nie warto ćwiczyć się w żadnym innym stylu z wyjątkiem klasycznego. Ale styl klasyczny nie jest jakąś abstrakcją ani podniosłym idiomem, który należałoby zapisywać wyłącznie piórem ze złotą stalówką. Wręcz przeciwnie – to czysty pragmatyzm. Jasne, stylistyka to obszar wyborów. Ogród o rozwidlających się ścieżkach, labirynt nieskończonych możliwości. Ale Pinker nie napisał podręcznika dla pisarzy o tym, jak stworzyć Wielką Amerykańską (lub Polską, Grecką, Szwedzką… – do wyboru) Powieść. Ani jak zakraść się ze skrzynką uniwersalnych narzędzi do krainy poezji. To przede wszystkim książka dla tych, którzy piszą, bo to ich praca, ich podstawowy sposób komunikacji, ich „drugi instynkt” (skąd ten cudzysłów – za chwilę). Raczej dla studentów, naukowców, rzemieślników z dziedziny non-fiction niż dla literatów. A jednak jestem przekonany, że Piękny styl powinni przeczytać z uwagą również pisarze i ich redaktorzy. Nawet jeśli nie będą się z Pinkerem zgadzać i z politowaniem pokiwają głowami nad jego, wydawałoby się, zbyt oczywistymi wskazówkami (mnie też rozbawił, polecając, bym po napisaniu odstawił tekst na jakiś czas i przeczytał go jak ktoś obcy, a jeszcze lepiej – pokazał koledze).
Warto sięgnąć po tę książkę przede wszystkim dlatego, że Pinker dokonuje w niej istotnego zwrotu: próbuje na nowo – jak inaczej to nazwać? – powiązać to, jak piszemy, z tym, jak myślimy. Jeśli więc chcesz zbudować więź z czytelnikiem, zagarnąć dla swojego pisania jego mózg, wyobraźnię i wolę – czytaj Pinkera.
Jesteśmy ssakami.
Jaki to ma związek z kwestią stylu?
Jesteśmy ssakami naczelnymi, a więc – jak przypomina Pinker – aż jedna trzecia naszego umysłowego potencjału zaangażowana jest w procesy związane z widzeniem. Inne zmysły – słuch, dotyk, balans w przestrzeni – też okupują znaczne przestrzenie naszego mózgu. Pytanie o styl – o to, jaki język najskuteczniej nas wciągnie i najbliżej podprowadzi do samego sedna opisywanych spraw – jest zatem w gruncie rzeczy pytaniem o to, jak pisać, by nasz czytelnik „zobaczył obraz i poczuł ruch”. Pisanie bowiem, w odróżnieniu od mowy, nie jest instynktowne (mowa jako rodzaj instynktu to zresztą jedna z głównych tez Pinkera dotyczących funkcjonowania ludzkiego umysłu). Jest bardzo późno nabytą przez nasz gatunek umiejętnością, więc – trawestując zdanie samego Pinkera z książki Jak działa umysł – podziw dla opanowującego sztukę pisania sześciolatka nie powinien być mniejszy niż dla Zi Xu grającego Poloneza fis-moll w czasie drugiego etapu Konkursu Chopinowskiego (właśnie trwa). Zamiast więc mnożyć pytania o naturę języka, podważać jego zdolność rozumienia i wpisywać ów krytyczny dyskurs w każdą wypowiedź, dążmy do jasności i przejrzystości. Sprawmy (Pinker lubi, ja też, metaforykę teatralną), by nasz odbiorca, czytając nasz tekst, miał poczucie, że patrzy na scenę, gdzie na jego oczach rozgrywa się angażujące, ale też dające się ogarnąć jednym rzutem oka i myśli widowisko.
Żeby być jego reżyserami – a jednocześnie widzami – nie musimy wierzyć w jakąkolwiek twardą koncepcję rzeczywistości, języka, świadomości. Wystarczy, że uwierzymy w to, co piszemy. Albo widzimy. Reszta jest techniką. Semantyką, gramatyką, frazeologią, składnią i dramaturgią myśli. To, jak Pinker wprowadza nas w poszczególne zagadnienia pisarskiej techne (ups, właśnie popełniłem wytykany przez autora błąd – oczywiście, że powinienem napisać „techniki pisania”), samo w sobie jest doskonałym przykładem klasycznego stylu. To zarazem wykład i degustacja. Ale też coś więcej.
Kluczowe – moim zdaniem (znowu błąd – Pinker zaleca: nie dystansuj się od własnych tez) – pytanie wpisane w Piękny styl brzmi… Zaraz, najpierw powinny się pojawić zastrzeżenia, że to przecież tylko przybliżenie, świadoma symplifikacja i tak dalej. Ale i tak trzeba je postawić, nawet jeśli wyda się – powtórzmy za Pinkerem – naiwne i filisterskie: w jakim stopniu to rzeczywistość, na dowolnym jej poziomie, jest skomplikowana, a w jakim to my sami przyczyniamy się do jej komplikacji? Pinker nawet nie próbuje tego rozstrzygnąć. Za wszelką cenę jednak chciałby nas przekonać, żebyśmy nie uczestniczyli w procesie zaciemniania świata. Styl, którego próbuje nas nauczyć, jest przede wszystkim demokratyczny, bo stara się znosić, a nie ustawiać bariery między tym, kto pisze, i tym, kto czyta (Pinker bariery te nazywa „klątwą wiedzy”). Styl klasyczny nie jest przy tym narzędziem uprawiania narcyzmu, nie onieśmiela. Nie powinien służyć rywalizacji, dowodzeniu, kto tu jest mądrzejszy. Jego niezbywalnym elementem jest coś, co Pinker nazywa „standardami skrupulatności intelektualnej”.
Wierność owym standardom jest ważniejsza niż skrupulatne przestrzeganie reguł gramatycznych i umiejętność budowania poprawnych konstrukcji składniowych. Bo w stylu nie chodzi wyłącznie o piękno, ale również – niech będzie – o prawdę.
Paweł Goźliński

OD TŁUMACZKI

Mają Państwo przed sobą wyjątkową książkę. Jej autor, Steven Pinker – wybitny amerykański psycholog, psycholingwista i niestrudzony popularyzator nauki – połączył wnikliwą wiedzę językoznawczą z ustaleniami naukowymi dotyczącymi działania ludzkiego umysłu, żeby wyjaśnić, na czym polega sekret dobrego pisarstwa. Książka obfituje w przykłady doskonałej i marnej prozy, które autor analizuje niezwykle wnikliwie, z właściwą sobie błyskotliwością i odwagą w myśleniu.
Przeważająca część rozważań Pinkera i omówionych przezeń przykładów ma charakter uniwersalny – odnosi się do zjawisk i prawidłowości niezależnych od tego, jakim językiem posługują się autor tekstu i jego odbiorca. Niektóre zagadnienia są jednak specyficzne dla języka angielskiego, bądź też powinny być analizowane inaczej niż w oryginale ze względu na odmienność polskiej składni i gramatyki. Dlatego za zgodą autora w polskim przekładzie dokonano pewnych zmian, aby dostosować go do reguł obowiązujących w języku polskim i do potrzeb polskich czytelników. Dotyczy to zwłaszcza rozdziału czwartego, poświęconego formułowaniu przejrzystych, zrozumiałych zdań. Rozdział szósty (Telling right from wrong), w którym autor omawia konkretne przykłady trafnego lub nietrafnego doboru słów oraz poprawnego lub błędnego zastosowania reguł gramatycznych, jest w całości specyficzny dla języka angielskiego. Za wiedzą i zgodą autora został dołączony do polskiego przekładu w wersji oryginalnej. Z pewnością będzie źródłem cennych wskazówek dla czytelników, którym zdarza się pisać po angielsku.
Praca nad Pięknym stylem była dla mnie niemałym wyzwaniem, a jednocześnie okazją do refleksji nad własnym stylem pisarskim (jakże ważnym w pracy tłumacza). Oddaję w Państwa ręce polski przekład książki Pinkera z nadzieją, że będzie on frapującą lekturą nie tylko dla osób zajmujących się pisaniem, ale także dla wszystkich miłośników dobrego pisarstwa.
Agnieszka Nowak-Młynikowska

P R Z E D M O W A

Uwielbiam podręczniki dotyczące sztuki pisania. Od czasu obowiązkowej lektury książki The Elements of Style autorstwa Strunka i White’a w trakcie zajęć z wprowadzenia do psychologii podręcznik dobrego stylu należy do moich ulubionych gatunków literackich – nie tylko dlatego, że chętnie przyjmuję wskazówki pomocne w nieustannym doskonaleniu rzemiosła pisarskiego, ale także dlatego, że wiarygodny poradnik na temat sztuki pisania sam musi być świetnie napisany, a najlepsze spośród tych dzieł są uosobieniem zawartych w nich rad. Notatki, na których podstawie William Strunk prowadził swoje zajęcia na temat pisania, a które jego student, E.B. White, przekształcił w słynny podręcznik dobrego stylu, obfitowały w zdania będące doskonałymi przykładami wierności głoszonym zasadom, takie jak: „Używaj rzeczowników i czasowników”, „Umieść słowa, które pragniesz podkreślić, na końcu zdania”, czy też (to chyba najlepszy przykład, a zarazem najważniejsza wskazówka, jakiej udzielił nam Strunk) „Pomijaj zbędne słowa”.
Wielu wybitnych pisarzy – mistrzów stylu wykorzystało swój talent, aby wyjaśnić czytelnikom istotę pisarskiego rzemiosła. Byli wśród nich Kingsley Amis, Jacques Barzun, Ambrose Bierce, Bill Bryson, Robert Graves, Tracy Kidder, Stephen King, Elmore Leonard, F.L. Lucas, George Orwell, William Safire oraz, rzecz jasna, sam Elwyn Brooks White, uwielbiany autor Pajęczyny Szarloty i Stuarta Malutkiego. Oto jak ów wielki eseista wspominał swojego nauczyciela:

W czasach, gdy uczestniczyłem w jego zajęciach, pomijał tak wielką liczbę zbędnych słów i robił to tak stanowczo, z takim zapałem i niekłamaną przyjemnością, że czasami wydawał się wpadać we własne sidła – sprawiał wrażenie człowieka, który nie ma już nic więcej do powiedzenia, a jednak musi wypełnić czas, niczym radiowy kaznodzieja, który zanadto się pospieszył, zostawiając zegar daleko w tyle. Will Strunk wychodził z tej opresji, uciekając się do prostej sztuczki: każde zdanie powtarzał trzy razy. Kiedy wygłaszał swoją mowę na temat zwięzłości, pochylał się nad biurkiem, chwytał za klapy marynarki i mówił chropawym, konspiracyjnym głosem: „Zasada siedemnasta. Pomijaj zbędne słowa! Pomijaj zbędne słowa! Pomijaj zbędne słowa!”

Lubię czytać podręczniki dobrego stylu z jeszcze jednego powodu – tego samego, za którego sprawą botanicy chętnie zaglądają do ogrodu, a chemicy do kuchni: to praktyczne zastosowanie nauki, którą się zajmujemy. Jestem psycholingwistą i badaczem poznania (kognitywistą), a czymże jest styl pisarski, jeśli nie skutecznym zastosowaniem słów w celu zaangażowania ludzkiego umysłu? Zagadnienie to jest jeszcze bardziej zajmujące dla kogoś, kto pragnie przybliżyć owe dyscypliny naukowe szerokiemu gronu odbiorców. Zastanawiam się, jak działa język, żeby jak najlepiej wytłumaczyć innym, jak on działa.
Moja wiedza na temat języka sprawiła jednak, że podczas lektury tradycyjnych poradników doświadczałem coraz silniejszego poczucia dyskomfortu. Strunk i White pomimo intuicyjnego wyczucia stylu mieli niewielkie pojęcie o gramatyce2. Błędnie definiowali takie terminy, jak „fraza” (phrase), „imiesłów” (participle) czy „zdanie względne” (relative clause), a doradzając czytelnikom rezygnację z czasowników w stronie biernej na rzecz czasowników przechodnich w stronie czynnej, często podawali nietrafne przykłady jednych i drugich. Na przykład zdanie „Było tam mnóstwo suchych liści leżących na ziemi” nie jest przykładem strony biernej, a zdanie „Pianie koguta rozbrzmiewało o świcie” nie zawiera czasownika przechodniego. Nie dysponując narzędziami do analizowania języka, autorzy ci często mieli trudności z przeistoczeniem swoich intuicji w konkretne wskazówki i na próżno odwoływali się do „dobrego ucha” pisarskiego. Ponadto wydawali się nieświadomi faktu, że niektóre z ich rad przeczyły same sobie. Pisząc: „Wiele nudnych zdań może zostać ożywionych poprzez wprowadzenie czasownika przechodniego w stronie czynnej”, autorzy używają strony biernej, aby przestrzec czytelników przed stroną bierną. W słynnym eseju Politics and the English Language (Polityka a język angielski) George Orwell wpadł w tę samą pułapkę, kiedy to bez śladu ironii wyśmiewał prozę, w której „strona bierna jest używana, kiedy to tylko możliwe, i przedkładana nad stronę czynną”3. Pominąwszy te wewnętrzne sprzeczności, dzisiaj wiemy, że radzenie pisarzom, aby unikali strony biernej, jest nieuzasadnione. Badania językoznawcze wykazały, że konstrukcja bierna pełni kilka niezwykle ważnych funkcji ze względu na sposób, w jaki angażuje uwagę i pamięć czytelnika. Sprawny pisarz powinien wiedzieć, jakie to funkcje, i przeciwstawiać się redaktorom językowym, którzy – ulegając wpływowi podręczników dobrego stylu niepopartych dobrą znajomością gramatyki – wykreślają każde zdanie w stronie biernej, zastępując je konstrukcją czynną. Podręczniki dobrego stylu, które nie opierają się na rzetelnej wiedzy językoznawczej, mają też problem z tym aspektem pisania, który budzi najwięcej emocji – z kwestią poprawnego i niepoprawnego użycia. Duża ich część traktuje tradycyjne reguły użycia języka tak, jak fundamentaliści traktują Dziesięć Przykazań – jako nieomylne prawa wykute w kamieniu, których śmiertelnicy muszą przestrzegać, jeśli pragną uniknąć wiecznego potępienia. Tymczasem sceptycy i wolnomyśliciele badający historię owych reguł odkryli, że należą one do ustnej tradycji folkloru i mitów. Z wielu powodów podręczniki, które ślepo wierzą w nieomylność tradycyjnych reguł, nie służą ludziom pióra. Chociaż niektóre z tych reguł poprawiają jakość pisarstwa, duża ich część ją pogarsza, a co za tym idzie – pisarze radzą sobie lepiej, kiedy ją lekceważą. Reguły te często mieszają ze sobą kwestie poprawności gramatycznej, spójności logicznej, formalnego stylu i języka standardowego (standard dialect), podczas gdy wprawny pisarz powinien je rozróżniać. Ponadto ortodoksyjne podręczniki dobrego stylu są słabo przygotowane do radzenia sobie z niezwykle ważną, nieodłączną cechą języka – jego zmiennością w czasie.
Język nie jest sztywnym protokołem zatwierdzonym przez władze. Przypomina raczej internetowy serwis wiki – jest sumą wysiłków milionów użytkowników, posługujących się nim w mowie i w piśmie, którzy nieustannie naginają go do swoich potrzeb i którzy nieuchronnie się starzeją, umierają i ustępują miejsca swoim dzieciom, te zaś w swoim czasie przystosowują język do własnych potrzeb.
Tymczasem autorzy klasycznych podręczników pisali je tak, jakby język, z którym dorastali, był nieśmiertelny, lekceważąc fakt, że język nieustannie się zmienia. Strunk i White, którzy pisali w początkowych i środkowych dekadach XX wieku, potępiali nowe (w tamtym czasie) czasowniki, takie jak personalize (personalizować), finalize (finalizować), host (gościć), chair (przewodniczyć) czy debut (debiutować), i przestrzegali ludzi pióra przed używaniem fix w znaczeniu „naprawić”, czy też claim w znaczeniu „twierdzić”. Co gorsza, uzasadniali swoją niechęć do tych słów przy użyciu niedorzecznych racjonalizacji. Twierdzili na przykład, że czasownik contact (kontaktować się) jest „niejasny i napuszony. Nie «kontaktuj się» z ludźmi; pisz do nich, odwiedzaj ich, telefonuj do nich, znajduj ich albo się z nimi spotykaj”. Tymczasem słowo „kontaktować się” przyjęło się właśnie dzięki swojej wieloznaczności – czasami nie potrzebujemy informacji na temat tego, w jaki sposób jeden człowiek nawiązał kontakt z innym; wystarczy nam wiedza, że to zrobił.
W ostatnim wydaniu podręcznika The Elements of Style, które ukazało się za jego życia, White przyznał, że w języku następują pewne zmiany, zapoczątkowywane przez „młodych”, którzy „rozmawiają z innymi młodymi ludźmi w wymyślonym przez siebie języku – odświeżają język, dodając mu młodzieńczego wigoru, podobnie jak można odświeżyć mieszkanie w suterenie”. Protekcjonalny stosunek do tych „młodych ludzi” (którzy dzisiaj są w wieku emerytalnym) skłonił White’a do przewidywania, że takie słowa, jak nerd (dziwak, kujon), psyched (podekscytowany), ripoff (zdzierstwo), dude (koleś), geek (palant, dzisiaj także maniak komputerowy), będą tylko przelotną modą, tymczasem wszystkie weszły na stałe do współczesnego języka.
Anachroniczne poglądy specjalistów od dobrego stylu wynikają nie tylko z tego, że nie doceniają oni zmian zachodzących w języku, ale także z braku refleksji nad własnymi procesami psychicznymi. Z wiekiem ludzie zaczynają mylić zmiany następujące w nich samych ze zmianami w otaczającym świecie, a zmiany w świecie z upadkiem moralnym – właśnie stąd bierze się złudzenie dobrych starych czasów4. To dlatego każde pokolenie uważa, że dzisiejsza młodzież powoduje degradację języka, a wraz z nią – upadek cywilizacji5.

 
Wesprzyj nas