Zagładę Żydów przedstawia się jako tragiczny skutek szaleństwa jednego człowieka. Jak to możliwe, że Hitler pociągnął za sobą masy zwykłych obywateli? Przyzwyczailiśmy się myśleć, że Holokaust to przeszłość. Aż do teraz…


Zdaniem wybitnego historyka nie dostrzegamy realnego zagrożenia, przed którym stoimy teraz. Początek XXI wieku, z niepokojami w różnych rejonach ziemi, zatrważająco przypomina świat, który zrodził Hitlera. Strach przed obcymi, lęk o materialny byt, nienawiść i pogarda, których dziś jesteśmy świadkami, to poważne sygnały ostrzegawcze.

Timothy Snyder prezentuje przełomowe wyjaśnienie największej zbrodni XX wieku. Jak nikt dotąd przejrzyście opisuje zjawiska, które doprowadziły do Zagłady. Uwzględnia także perspektywę Polaków. Im lepiej poznajemy Holokaust, tym bardziej staje się on przerażający.

Czarna ziemia to książka pasjonująca i mądra, oparta na nieznanych dotąd źródłach. W przystępny sposób syntetyzuje dotychczasową wiedzę o Holokauście, jednocześnie wprowadza zupełnie nową perspektywę. Obowiązkowa lektura dla wszystkich, którzy próbują zrozumieć mechanizmy rządzące światem. Kiedyś i dziś.

Timothy Snyder – wybitny amerykański historyk, profesor Uniwersytetu Yale, znawca historii Europy Środkowej i Wschodniej. Doktorat uzyskał w Oksfordzie, przebywał również na stypendiach w Paryżu, Wiedniu, Warszawie i Harvardzie. Członek Instytutu Nauk o Człowieku w Wiedniu. Biegle mówi w kilku językach, w tym po polsku. Jako autor bestsellerowych książek słynie z nowatorskiego spojrzenia na podejmowane tematy.

Zbrodnia na miarę Holokaustu może powtórzyć się dziś

Timothy Snyder
Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie
Przekład: Bartłomiej Pietrzyk
Wydawnictwo Znak
Premiera: 19 października 2015


Prolog

W modnej szóstej dzielnicy Wiednia historię Holokaustu zapisano na bruku. Przed budynkami, gdzie dawniej mieszkali i pracowali Żydzi – w tych samych chodnikach, które musieli niegdyś szorować gołymi rękami – osadzono kwadratowe mosiężne tabliczki z nazwiskami, datami deportacji oraz miejscami śmierci. W umyśle dorosłego słowa i liczby łączą teraźniejszość z przeszłością. Dziecko widzi to inaczej, gdyż dla niego wszystko zaczyna się od rzeczy.
Mały chłopiec z szóstej dzielnicy obserwuje dzień po dniu, jak ekipa robotników posuwa się budynek po budynku po przeciwległej stronie jego ulicy. Patrzy na zrywanie chodnika, jak gdyby mieli naprawiać rurę lub kłaść kable. Pewnego ranka, czekając na autobus do przedszkola, widzi jak mężczyźni – teraz dokładnie naprzeciwko – rozkładają i walcują dymiący, czarny asfalt. Pamiątkowe tabliczki w ich dłoniach są dla niego tajemniczymi przedmiotami, w których odbija się anemiczne słońce.
„Was machen sie da, Papa?” („Co oni tam robią, tato?”). Ojciec chłopca milczy. Spogląda na ulicę, czy nie nadjeżdża już autobus. Chwilę się waha, po czym zaczyna: „Sie bauen…” („Budują…”). Przerywa. Nie wie, co powiedzieć. Wtedy nadjeżdża autobus i zasłania widok, otwierając ze świstem automatyczne drzwi – wstęp do zwykłego dnia.

Siedemdziesiąt pięć lat wcześniej, w marcu 1938 roku, na ulicach całego Wiednia Żydzi ścierali z bruku słowo „Österreich” (Austria), usuwając ślady istnienia kraju, który unicestwiał właśnie Hitler wraz ze swymi wojskami. Dziś nazwiska tych Żydów na płytach stanowią wyrzut dla przywróconej do istnienia Austrii, która – podobnie jak Europa – pozostaje niepewna swej przeszłości.
Dlaczego, w chwili gdy Austria znikała z mapy, prześladowano wiedeńskich Żydów? Dlaczego wysłano ich następnie na śmierć na odległą o tysiąc kilometrów Białoruś, kiedy w Austrii nie ukrywano wobec nich nienawiści? Jak dzieje narodu od wieków obecnego w mieście (oraz w kraju, na kontynencie) mogły tak nagle i gwałtownie się zakończyć? Dlaczego obcy zabijają obcych? I dlaczego sąsiedzi zabijają sąsiadów?
W Wiedniu, tak jak generalnie w innych metropoliach Europy Środkowej i Zachodniej, Żydzi byli ważnym elementem miejskiego życia. W Europie Wschodniej – na ziemiach położonych na północ, południe oraz wschód od Wiednia – mieszkali oni nieprzerwanie, w licznych społecznościach miejskich i wiejskich od przeszło pięciu wieków, po czym ponad pięć milionów Żydów wymordowano w ciągu niecałych pięciu lat.

Intuicja wiedzie nas na manowce. Słusznie kojarzymy Holokaust z ideologią nazistowską, zapominając jednak przy tym, że wielu zabójców nie było nazistami ani nawet Niemcami. Myślimy najpierw o niemieckich Żydach, choć niemal wszyscy przedstawiciele tego narodu, którzy zginęli w Holokauście, żyli poza Rzeszą. Wskazujemy na obozy koncentracyjne, mimo że niewielu zamordowanych Żydów kiedykolwiek przekroczyło ich bramy. Oskarżamy państwo, lecz mord stał się możliwy dopiero wtedy, gdy zniszczono jego instytucje. Stawiamy zarzuty nauce, przyjmując w ten sposób istotny element światopoglądu Hitlera. Wreszcie obwiniamy narody, uciekając się do uproszczeń wykorzystywanych przez samych nazistów.
Pamiętamy o ofiarach, ale zdarza nam się mylić danie świadectwa ze zrozumieniem. Pomnik w szóstej dzielnicy Wiednia nazwano Erinnern für die Zukunft – „Pamiętać dla przyszłości”. Czy uzasadniona jest pewność, że po Holokauście czeka nas jakakolwiek godna uwagi przyszłość? Dzielimy świat zarówno z upamiętnionymi ofiarami, jak i z zapomnianymi sprawcami. Świat ten zmienia się teraz, u wielu ponownie wzbudzając obawy, które były powszechne w czasach Hitlera, i którym on udzielił głosu. Historia Holokaustu nie dobiegła końca. Stanowi on wieczny precedens, z którego nie wyciągnęliśmy do tej pory należytych wniosków.
Każdy wartościowy opis masowego mordu na Żydach w Europie powinien uwzględniać zagadnienia planetarne, gdyż zamysł Hitlera był na swój sposób „ekologiczny” – traktował on Żydów jako skazę na naturze. Historia taka musi mieć charakter kolonialny, ponieważ Hitler pragnął wojen eksterminacyjnych na sąsiednich ziemiach, które zamieszkiwali Żydzi. Winna też być międzynarodowa, gdyż Niemcy i inni mordowali Żydów nie w Rzeszy, lecz poza jej granicami. Należy zachować układ chronologiczny, jako że dojście Hitlera do władzy w Niemczech, stanowiące tylko część opowieści, doprowadziło w efekcie do podboju Austrii, Czechosłowacji i Polski – wydarzeń zmieniających formułę „ostatecznego rozwiązania”. Musi być w pewnym sensie historią polityczną, gdyż zniszczenie przez Niemców sąsiednich państw stworzyło dogodne możliwości, aby na pewnych obszarach (zwłaszcza w okupowanym Związku Radzieckim) mogły powstać i rozwinąć się techniki zagłady. Powinna wreszcie mieścić w sobie wiele perspektyw, wychodząc poza punkt widzenia samych nazistów i czerpiąc ze źródeł, których autorami są przedstawiciele wszystkich grup społecznych – Żydów i nie-Żydów – zamieszkujących całą strefę mordu. Chodzi nie tylko o sprawiedliwość, ale o zrozumienie. Takie rozliczenie musi ponadto uwzględniać pierwiastek ludzki: odnotowując obok zbrodni próby przetrwania; opisując Żydów usiłujących przeżyć, jak też nielicznych nie-Żydów, którzy chcieli im pomóc; akceptując przy tym nieodłączną i nieredukowalną złożoność poszczególnych jednostek oraz kontaktów między nimi.
Historia Holokaustu musi mieć charakter współczesny, pozwalając nam zrozumieć, co z epoki Hitlera pozostało w naszych umysłach i w życiu. Światopogląd Hitlera sam w sobie nie skutkował Holokaustem, lecz jego ukryta wewnętrzna spójność wytworzyła nowy rodzaj destrukcyjnej polityki oraz przyniosła nam wiedzę o ludzkich zdolnościach do masowego mordu. Połączenie ideologii i okoliczności obecnych w 1941 roku nie powróci już w tej samej formie, ale wciąż może pojawić się coś podobnego. Częścią wysiłku koniecznego do zrozumienia przeszłości jest zatem dążenie do zrozumienia nas samych. Holokaust stanowi nie tylko historię, ale i ostrzeżenie.

Fragment rozdziału dwunastego

Garstka sprawiedliwych

(…)

Bardzo trudno jest mówić o motywacji mężczyzn i kobiet, którzy ryzykowali własne życie, by ratować Żydów, nie mając żadnego uzasadnienia politycznego ani nadziei na przyszłe zyski związane z uratowanymi. Bycie zmotywowanym oznacza bycie napędzanym przez jakąś siłę. Wyjaśnienie motywacji zwykle wymaga wskazania połączenia między osobą a czymś, co jest poza nią – czymś, co każe nam działać w teraźniejszości lub co najmniej w wyobrażonej przyszłości. Żaden z tych elementów nie wydaje się tutaj obecny. Relacje Żydów na temat tego, jak ich uratowano, rzadko zawierają ocenę motywacji ratujących.
Zazwyczaj ocaleni przedstawiają opis bezinteresownej szlachetności. W ten czy inny sposób mówią, że ci, którzy ich ratowali, kierowali się humanitaryzmem przerastającym otaczający świat lub rzucającym mu wyzwanie. Jak ujęła to Janina Bauman: „To, że żyłyśmy z nimi […] wzmacniało to, co w nich było szlachetne, bądź to, co było podłe”. Anton Schmid był Austriakiem, który zatrudniał Żydów w latach trzydziestych XX wieku, w Wiedniu bronił ich przed represjami po Anschlussie w 1938 roku, a jako żołnierz niemiecki uratował setki z nich od śmierci. Ci, którzy znali go przed wojną i podczas niej, mówili zwykle, że był menschlich – ludzki. Josef C., który uciekł z miejsca zagłady w Treblince, w swojej relacji płacze, próbując opowiedzieć o jedynym Polaku, który pomógł mu w niedoli. Słowem, które w końcu znajduje, by opisać Szymona Całkę, jest „ludzkość”27.
Agnieszka Wróbel, która sama przeżyła niemiecki obóz koncentracyjny, uratowała z warszawskiego getta kilku Żydów, ryzykując przy tym bardzo wiele. Dwójka Żydów, którzy z nią mieszkali, sporządziła obszerny i szczegółowy opis jej czynów, ale żadne z nich nie próbowało wyjaśnić, dlaczego była ona zdolna do takich wyborów oraz działań. Bronisława Znider stwierdziła natomiast, że „rola ludzi takich jak Agnieszka Wróbel polegała nie tyle na tym, że ratowali oni innych przed śmiercią, ile na tym, że w sercach ludzi – którzy byli ścigani jak zwierzęta, w duszy Żydów – którzy byli skazani na śmierć, budziła odrobinę nadziei, że nie całe dobro przepadło i że nadal pozostaje garstka ludzi godnych tego miana”28.
O ile Żydzi mieli niewiele do powiedzenia na temat tego, dlaczego ich uratowano, o tyle sami ratujący byli jeszcze mniej rozmowni. Na ogół w ogóle woleli nie mówić o tym, co zrobili. Ukrainka z Kijowa Olha Roszczenko po masowym rozstrzelaniu w Babim Jarze pomogła dwójce przyjaciół w ucieczce. Powiedziała: „to nie ja ich uratowałam”. Chodziło o to, że jej przyjaciołom pomogli też inni ludzie, a ostatecznie to oni sami się uratowali. To oczywiście prawda i niemal zawsze tak było. Sami Żydzi musieli uciekać się do rzeczy zupełnie wyjątkowych, żeby przeżyć, a pomagała im prawie zawsze duża grupa ludzi. Przyjaciele Olhi podczas tej samej rozmowy opowiadają: „Było wiele osób, które pomagały Żydom, i nie zawsze o tym mówią”. To także było prawdą. Ludzie, którzy nie ratowali Żydów, twierdzą, że to robili, a ci, którzy rzeczywiście ich ratowali, często milczą. U ratujących, którzy w ogóle decydują się mówić, zawsze widać tendencję do pewnej skromności, nieśmiałości ocierającej się o ogólną niechęć do odpowiadania na pytania o motywację. Gdy coś mówią, rzadko bywa to ciekawe: słyszymy banalne stwierdzenia o dobru, które niezależnie od płci, warstwy społecznej, języka, narodowości i pokolenia rozmówcy są tak podobne, że skłania to do zastanowienia29.
Niewykształcona chłopka Helena Chorążyczewska w następujący sposób wyjaśniła, dlaczego przyjęła Żydów pod swój dach i utrzymywała ich przy życiu: „Ja mówiłam, że jak podrosnę, to nigdy nie wypuszczę ze swego domu nikogo ani głodnego, ani nagiego”. Ideę gościnności rozciągnięto tutaj na najdalsze, najmroczniejsze zakątki ludzkiego doświadczenia. Czy była to wyobraźnia, czy raczej jej brak? Niemiecki (pochodzący z Austrii) żołnierz Anton Schmid był dobry dla ludzi, także Żydów. W miarę pogarszania się sytuacji dobroć wymagała podejmowania coraz większego ryzyka; Schmid nie zmieniał się razem ze światem i został jednym z niewielu Niemców, których stracono za ratowanie Żydów. W liście, który napisał do rodziny tuż przed śmiercią, nie znajdziemy wzniosłych uzasadnień jego czynów; napisał, że po prostu „postępował jak człowiek” i żałował smutku, jaki spowoduje, nie wracając do bliskich. Feliks Cywiński, który pomógł 26 Żydom, mówił o poczuciu „obowiązku”, Kazimiera Żuławska wspominała o „czysto ludzkim oburzeniu”, a Adam Zboromirski powiedział: „I tu ja z musu poczucia człowieka, starałem się dopomóc”30.
Karolina Kobylec wyjaśniła: „Bo już mam taki charakter”31.

Jan Lipke był Łotyszem, który pomógł kilkudziesięciu Żydom w Rydze i okolicach. Jeden z zawdzięczających mu życie ludzi powiedział, że jego zachowanie wychodziło „daleko poza granice heroizmu i zdrowego rozsądku”. Lipke wielokrotnie narażał życie, pomagając ludziom, których wcześniej nie znał. Sam stwierdził, że sposób jego postępowania nie był wcale nadzwyczajny, a wręcz „normalny”. Ratujący Żydów w całej Europie powtarzali to wielokrotnie – po prostu zachowywali się normalnie. „Uważaliśmy za rzecz najnormalniejszą pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebują” – to stwierdzenie polskiej rodziny ukrywającej przez większą część wojny dwójkę Żydów. Na pewno nie opisywali normalności, którą widzieli wokół siebie. Nie działali tak, jak inni i nie stosowali się do jawnych ani ukrytych nakazów władz. Ich poczucie normalności musiało pochodzić z wnętrza lub z czegoś przyswojonego i zinternalizowanego jeszcze przed wojną, gdyż zewnętrznych źródeł norm, które uosabiali, było niewiele lub w ogóle ich brakowało32.
Głęboko w lasach lub na bagnach ratujący mogli ukrywać Żydów bez wiedzy większej grupy innych ludzi. Jednak na wsiach i w miasteczkach, gdzie wszystko było widoczne i stawało się przedmiotem uwag, niewielkie zmiany w rytmie życia codziennego mogły sprowadzić wszechobecną wtedy śmierć. Nie dało się przechowywać Żydów w domu, nie zmieniając swojego zachowania poza nim. Każda transakcja, wymiana i zakup – wszystko, co w normalnych czasach należało do kategorii niewyróżniających się stosunków pieniężnych – w tych czasach nabierały dodatkowego znaczenia społecznego. Rodzina mogła zostać zamordowana, gdyż niepiśmienny chłop z dobroci serca kupił gazetę dla Żydów przebywających w jego domu33.
Ratujący narażali się na śmierć, ale nie towarzyszyła temu aura wojennego heroizmu. Były oczywiście chwile, gdy ratunek przypominał bitwę, i te momenty najłatwiej jest gloryfikować. W bezpaństwowych strefach Europy Wschodniej chronienie Żydów oznaczało nieustanne – przez tygodnie, miesiące, a nawet lata ryzykowanie życiem własnym i rodziny. Decyzja o ocaleniu kogoś nie była zwykłym wyborem, za którym mogły pójść kolejne – cofające bądź unieważniające ten pierwszy. To wybór, który wpływał na każdy aspekt dalszego życia większej liczby ludzi przez nieokreślony czas. Zazwyczaj wymagał on planowania i zdolności do myślenia o przyszłości w kategoriach innych niż konwencjonalne. Białoruski chłop spod Mińska podjął decyzję, co zasiać wiosną, aby latem i jesienią zapewnić schronienie żydowskim podopiecznym34.

Miron Lisikiewicz, który ratował Żydów, zapytał: „Czymże jest pieniądz wobec życia człowieka?”. Nie ma tu właściwie zastosowania koncepcja działania we własnym interesie ekonomicznym, dla zysku. Żydzi wielokrotnie podkreślali, że – pomijając wszystko inne – ci, którzy im pomagali, tracili pieniądze lub narażali życie, zdobywając dodatkowe środki niezbędne do tego, żeby wykarmić więcej osób. Polski kanalarz karmił 10 Żydów, którzy ukrywali się w kanałach Lwowa. Aby zapłacić za jedzenie, jego żona sprzedawała ubrania. W Rydze Jan Lipke denerwował się, gdy ktoś choćby wspomniał o pieniądzach. Bronisława Rozmaryn, którą ukrywała w Warszawie Helena Kawka, wspominała swoją zbawczynię w następujący sposób: „Ona narażała swoje i dwoje małych pięknych dzieci życie, by móc nas ratować. Uczynek ten wykonała zupełnie bezinteresownie, jedynie po to by ocalić 4 dusze żydowskich dzieci, co tułały się po ulicy Warszawy, nie mając żadnego schronienia, ta oto kobieta je przygarnęła”. Kronikarz warszawskiego getta Emanuel Ringelblum zastanawiał się: „Ale czy są na świecie tak wielkie sumy, które mogłyby wynagrodzić ustawiczny strach przed «nakryciem»”. Innymi słowy, oprócz strachu i chciwości musiały działać także inne czynniki35.
W wielu żydowskich relacjach, zwłaszcza spisanych długo po wojnie, znajdują się konwencjonalne oświadczenia, że osoby ratujące nie otrzymywały gratyfikacji materialnej. Takie stwierdzenia były niezbędne, aby upamiętniający ofiary Holokaustu Instytut Yad Vashem uznał daną osobę za Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Aby spełnić wymóg „braku gratyfikacji materialnej”, ci Żydzi, którzy pragnęli uhonorowania swoich zbawców, czasem upraszczali całą historię, twierdząc, że pieniądze nie wchodziły w grę. Często bywało oczywiście inaczej, jednak ludzie, którzy ratowali Żydów – w przeciwieństwie do tych, którzy ich denuncjowali lub zabijali – niemal nigdy na tym nie zyskiwali. Mogło dochodzić do przekazania kosztowności lub gotówki, ale nie zawierano normalnej umowy. Nie było zresztą państwa, które mogłoby wyegzekwować jej dotrzymanie – władze wręcz oferowały nagrody za wydanie Żydów, aby móc ich zamordować36.
Pieniądze były ważne, gdyż trudno jest bez nich przeżyć. Przyszłość Żyda zależała jednak od osoby, która brała te pieniądze – osoby działającej w radykalnie odmienionej rzeczywistości politycznej i gospodarczej. W miejsce normalnego rynku, gdzie ludzie posiadają majątek i między sobą ustalają jego wartość, wykształcił się rynek mroczny. Wszystkie stosunki własnościowe uległy destabilizacji i niemal nikt nie mógł być pewien swojej przyszłości ekonomicznej, a niektórzy – Żydzi – nie byli już istotami ludzkimi z prawem do posiadania majątku i dokonywania transakcji, lecz stali się szczególnym rodzajem kontrabandy. Przechowywanie Żydów w domu w bezpaństwowych strefach Europy Wschodniej, w okupowanej Polsce czy okupowanym Związku Radzieckim oznaczało narażenie życia. Z kolei wydając ich można było uzyskać sól, cukier, wódkę lub pieniądze oraz zakończyć czas niepewności i strachu. Wydanie Żyda oznaczało uniknięcie ryzyka indywidualnej i zbiorowej kary.
Przy takich bodźcach racjonalna ekonomicznie reakcja – gdy Żyd prosił nie-Żyda o pomoc – polegała na przyrzeczeniu jej, jak najszybszym zabraniu mu wszystkich pieniędzy, a następnie wydaniu go policji. Racjonalne ekonomicznie działanie człowieka, który wiedział, że inna osoba ukrywa Żyda, polegało na złożeniu donosu, zanim zrobi to ktoś inny, aby otrzymać nagrodę, a może i mienie ratującego, a dodatkowo uniknąć ryzyka denuncjacji jako ktoś, kto wiedział o ratowaniu Żydów. Pocieszające byłoby przekonanie, że osoby, które powodowały śmierć Żydów, zachowywały się irracjonalnie, ale w rzeczywistości często dokonywały one zupełnie rozsądnego ekonomicznie wyboru. Natomiast garstka sprawiedliwych postępowała w sposób, który w świetle norm kalkulacji ekonomicznej osobistego dobrobytu wygląda na irracjonalny37.

Nawet w najmroczniejszych czasach i miejscach pewna grupa osób ratowała Żydów najwyraźniej bez żadnego powodu. Zazwyczaj byli to ludzie, których w normalnych warunkach można byłoby uznać za pojmujących normy etyczne i społeczne trochę zbyt dosłownie, oraz których wierność wyznawanym zasadom przeżyła instytucje wspierające te zasady i ich broniące38.
Jeśli ludzi ratujących Żydów oprócz tego łączyła jakaś wspólna cecha, to była nią samowiedza. Gdy znamy samych siebie, już niewiele pozostaje do powiedzenia. Warto to przemyśleć, zastanawiając się nad tym, jak my, którzy znamy siebie tak słabo i mamy tak wiele do powiedzenia o sobie, zareagujemy na przyszłe wyzwania.

 
Wesprzyj nas