Byli wytrawnymi komentatorami wydarzeń rozgrywających się na powojennej scenie politycznej. Ich korespondencje są ciekawym świadectwem historycznym, ważnym dla poznania historii polskiej emigracji, ale też wykraczającym poza “sprawę polską” – bo ukazującą zachodnią cywilizację w momencie wybuchu zimnej wojny.


Wielki świat, wielka polityka 1940–1951. Korespondencja Józefa Potockiego i Alika Koziełł–Poklewskiego w opracowaniu i z komentarzami Jerzego Jakubowicza to wyjątkowy zbiór listów pochodzących z okresu, kiedy Józefa Potockiego i Alika Koziełł–Poklewskiego łączyła przyjaźń, wspólnota poglądów i wyznawanych wartości.

Potocki i Poklewski dzielą się wieściami o rodzinie i przyjaciołach. Z bólem komentują swary polskiej emigracji i z niepokojem nasłuchują wiadomości ze stalinowskiej Polski.

Nurtuje ich pytanie, czy można uratować świat od komunizmu i atomowej apokalipsy. Uważnie obserwują więc politykę USA i Wielkiej Brytanii, są też świadkami pierwszych prób jednoczenia się Europy. Potocki i Poklewski w swoich politycznych opiniach – niezależnie, czy dotyczą one Zachodu, polityków emigracyjnych czy wydarzeń w Polsce – okazują się przenikliwi, niezależni i dalekowzroczni.

Autorzy listów dorastali wśród przodków doskonale pamiętających wiek XIX. Im samym przyszło żyć w czasach gwałtownych zmian i przełomu. Dlatego książka ta nie tylko opowiada osobiste historie, ale jest świadectwem świata dawnej wielkości na chwilę przed zniknięciem.

Józef Alfred hr. Potocki herbu Pilawa (ur. 8 IV 1895 w Szepietówce, zm. 12 IX 1968 w Lozannie), dyplomata polski. Syn Józefa Mikołaja i Heleny Augusty z Radziwiłłów, brat stryjeczny Alfreda, ostatniego ordynata na Łańcucie. W latach 1919–1922 sekretarz poselstwa polskiego w Londynie, w 1929–1932 jego radca, od lutego 1934 r. wicedyrektor departamentu politycznego i naczelnik wydziału zachodniego. W 1939 r. przez Rumunię przedostał się do Francji, a po jej kapitulacji do Portugalii. W czasie wojny i potem delegat PCK na Portugalię. W latach 1944–1968 ambasador w Madrycie. Twórca sekcji polskiej Radia Madryt. Przez żonę, Krystynę z Radziwiłłów, spowinowacony z rodziną Johna Kennedy’ego.

Alfons Aleksander (Alik) Koziełł-Poklewski herbu Kozieł (ur. 4 VII 1891 w Talicy pod Uralem, zm. 9 XI 1962 w Iver w Anglii), przemysłowiec, dyplomata rosyjski, potem polski, syn Wincentego, członka rosyjskiej Rady Państwa, wnuk Alfonsa, twórcy rodzinnego imperium finansowo-przemysłowego na Syberii i Uralu. Przed wojną zarządzał fabrykami w Katowicach, w 1939 r. wyjechał z rodziną do Anglii. Jego żona, Zoja, baronówna de Stoeckl, była damą honorową Mariny księżnej Kentu i wychowawczynią jej dzieci. Poklewski był ważną postacią emigracji polskiej, utrzymywał kontakty między innymi z prezydentem Edwardem Raczyńskim i generałem Władysławem Andersem.

Izabela z Potockich hr. d’Ornano, córka Krystyny i Józefa A. hr. Potockich, żona Hubera d’Ornano, potomka Marii Walewskiej i marszałka Francji Filipa Antoniego d’Ornano. Mieszka we Francji, kontynuuje działalność swego dziadka Janusza ks. Radziwiłła oraz ojca Józefa Alfreda, zmierzającą do ocalenia pamięci o dziejach polskich rodów historycznych. W czasie stanu wojennego zaangażowana w pomoc humanitarną dla Polski.

Książka jest świadectwem świata dawnej wielkości na chwilę przed zniknięciem

Jerzy Jakubowicz, z wykształcenia lekarz, z zamiłowania badacz dziejów polskich i europejskich rodów królewskich i arystokratycznych. Autor licznych publikacji na tematy medyczne i historyczne oraz autor i współautor książek i opracowań, m.in. Sagi rodów polskich. Odczytał i opracował listy składające się na niniejszy tom, opatrując je komentarzami i drzewami genealogicznymi.

Wielki świat, wielka polityka 1940–1951
Korespondencja Józefa Potockiego i Alika Koziełł–Poklewskiego w opracowaniu i z komentarzami Jerzego Jakubowicza
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 8 października 2015


Madryt, 23 II 1945 r.
Kochany Aliku,
[…]
Oto kilka wyciągów z listu Cioci Betki z 19.12.1944:
„13 lipca opuściłam kochany Łańcut na kurację, do Gastein, w przekonaniu, że za trzy tygodnie wrócę, i tak się pożegnałam z Helenką. Hanką i dziećmi uściskałyśmy się, rozeszłyśmy dobrej myśli, że za trzy tygodnie się zobaczymy, wyjechałam z Łańcuta nie przewidując, że z grzmotem zapadnie żelazna kurtyna, która mnie rozłączy z domem, gdzie 59 lat spędziłam w szczęściu. Kozielski wyjechał do Rabki. Dwernicki do Nowego Targu, obaj tak samo są bez żadnych wiadomości. Alfred był jakiś czas temu w Krakowie, potem zjechaliśmy się tutaj i od tego czasu siedzimy kamieniem. Tu naokoło stworzyło się kółko rodzinne — Pawłowie Sapiehowie, Andrzej Lubomirski, Stefanowie Tarnowscy, Lubomirski1 etc. Nasze życie tu jest bardzo monotonne i z powodu bombardowań dnie są ciągle urwane. Rano się siedzi zwykle w piwnicy, gdzie jest ogólne rendez-vous i chodzą największe plotki, po południu przeważnie spokój, czasem chodzimy do kina o 5-ej. Mieliśmy nadzieję przez Ciebie coś usłyszeć o Twojej Matce. Alfred tu mocno schudł, z czym mu do twarzy, ja także straciłam ze sześć kilo, ale się zrobiłam starą, ciężko mi pisać, dwa dni na ten list potrzebowałam”.

Oto właściwie wszystko. Smutne to, ale przynajmniej jest uczucie jakiejś możliwości kontaktu, czego nie można powiedzieć co do tych za kurtyną.
[…]
Twój Józef

Coppins Cottage, św. Zofia, 1950 r.

Kochany Józefie,

smutny był ubiegły tydzień wyczekiwania nieuniknionego rozwiązania, które nastąpiło w sobotę rano. W sobotę przyleciał ze Szwajcarii Harry Larisch, który poprzedniego dnia odwiedzał Alfreda, a ten go wprowadził do pokoju śp. Pani Betki. Mówił, że spokojnie oddychała z zamkniętymi oczami i miała pogodny wyraz twarzy, było to 12-go, dzień przed zgonem. Człowiek się jakoś tak przyzwyczaił, że śp. Pani Betka była zawsze na swoim miejscu, że trudno sobie przedstawić, że Jej nie ma, tak jakby raptem nie stało skały gibraltarskiej! Dzięki temu, że bawi tu w Claridge’u pani Sidney, która kilka razy dziennie do Alfreda telefonowała, to byłem przez nią w ciągłym kontakcie z Fruniem, który z tego, co mi mówiła, dobrze się trzymał. Dziś rano był jednak bardzo o Jerzego niespokojny. Jerzy był anonsowany samolotem amerykańskim w Genewie w sobotę wieczór, w samolocie jednak go nie było, jak również we wczorajszym. Alfred telefonował do Limy i dotychczas nie miał żadnej odpowiedzi. Nie może zrozumieć, co się z nim stało, i naturalnie był strasznie zmartwiony, że nie było Jerzego dziś na pogrzebie. Telefonował potem tu do pani Sidney i mówił, że było dużo osób i moc kwiatów! Czeka na Jerzego na razie, a potem ma zamiar przyjechania tu do Anglii. Myślę jednak, że jest w tym nieco pobożnego życzenia, bo chyba musi mieć dużo spraw do załatwienia na miejscu. W tej chwili (11 wieczór) przerwał mi list telefon od pani Sidney, która „znalazła” Jerzego przez swoich adwokatów w Nowym Jorku, od których otrzymała telegram w odpowiedzi na swoje zapytanie. Jerzy dziś przyleciał z Limy do Nowego Jorku, jutro wylatuje i pojutrze 17-go powinien być w Genewie!
Jerzy w sobotę załadował na statek Susanitę i Stasia i zaraz potem odleciał. Jerzy miał jednak zamiar odlecieć w środę, odłożył swój wyjazd widocznie, bo Alfred mu telegrafował, że było małe polepszenie. Jak człowiek jednak pomyśli, że z Limy (łamanym dyszlem powietrznym) do Genewy 4 dni drogi, to trudno sobie to wyobrazić! Pomyślałem sobie, że byłoby dobrze, by w tutejszej prasie ukazał się nekrolog o śp. Pani Betce. Jestem pewny, że nikt lepiej od Ciebie by tego nie zrobił, szczególnie że Twoja Matka, która ma tak dobrą pamięć, mogłaby podać szereg ciekawych faktów, do których może Twoja pamięć nie sięga. Nie mogę tego gwarantować, ale myślę, że mógłbym to prawdopodobnie umieścić w „Sunday Times” przez Lorda Kemseya, z którym jestem w bliższych stosunkach, nie mówiąc już o jego żonie. Tak mi na myśl przyszło, że Pani Betka urodziła się tego samego roku co książę Adam oczy zamknął. On zaś urodził się 2 lata przed pierwszym rozbiorem! Życie tych dwojga ludzi pokryło okres 180 lat. Od daty, kiedy nie było jeszcze żadnych republik, nawet amerykańskiej, do czasu kiedy zaledwie kilku, i to ograniczonych (i to niestety pod każdym względem), królów pozostało!
[…]

Twój Alik

Fragment posłowia Jerzego Jakubowicza na temat Potockich z Łańcuta

Łańcut — dzieje rezydencji magnackiej

Łańcut należy do najpiękniejszych i najstarszych polskich rezydencji magnackich.
Prawdopodobnie jednym z pierwszych jego właścicieli był piastowski książę Władysław Opolczyk, ojciec chrzestny króla Władysława II Jagiełły oraz założyciel klasztoru jasnogórskiego. Kolejną dziedziczką była Elżbieta Pilecka, trzecia żona króla Władysława II Jagiełły. W 1578 r. nowym panem na Łańcucie został Stanisław Stadnicki (1551–1610) postać niezmiernie barwna, ale do historii przeszedł pod smutnym przydomkiem Diabła Łańcuckiego. Nowym właścicielem (od 1626) został Stanisław Lubomirski (1583–1649) herbu Szreniawa, wojewoda krakowski, który w 1647 r. otrzymał od cesarza Ferdynanda III tytuł księcia Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Panowanie rodzinny Lubomirskich było bardzo pomyślne dla Łańcuta i trwało równo sto dziewięćdziesiąt lat. Ks. Stanisław był właścicielem wręcz bajecznej fortuny, która obejmowała 18 miast, 315 wsi i 163 folwarki. Łańcut, położony w centrum dóbr księcia, stał się drugą po Wiśniczu rezydencją rodową, a Lubomirski uczynił z niego potężną twierdzę, która miała bronić najbliższą okolicę na wypadek najazdu tureckiego.

Pałac łańcucki słynął z bardzo ożywionego życia towarzyskiego. Mieszkali w nim znani emigranci francuscy, którzy ocaleli z zawieruchy rewolucyjnej, m.in. Ludwik hr. Prowansji (późniejszy Ludwik XVIII, król Francji), Maria Teresa, córka zamordowanego króla Ludwika XVI, Karolina królowa Sycylii. W Łańcucie przebywał także Tadeusz Kościuszko oraz inni Polacy uciekający przed prześladowaniami targowiczan.

 
Wesprzyj nas