Powieść Paola Sorrentino na podstawie scenariusza jego najnowszego filmu z Michaelem Caine’em, Harveyem Keitlem, Rachel Weisz i Jane Fondą w rolach głównych. Hit tegorocznego festiwalu w Cannes.


Dwaj przyjaciele Fred i Mick – wybitny kompozytor i sławny reżyser – spędzają wakacje w alpejskim kurorcie pełnym niezwykłych gości. Wspominają swoje życie, próbując, każdy na swój sposób, rozliczyć się z przeszłością, pogodzić z tym, co nieuniknione.

W tej niezwykłej książce, pełnej emocji i błyskotliwego humoru, Paolo Sorrentino przypomina, że metryka to nie wszystko. Że człowiek jest młody, póki nosi w sobie pasję, i że jesień życia nie musi się sprowadzać do ciągłego wsłuchiwania się w nieubłagane tykanie zegara.

Paolo Sorrentino – włoski reżyser, scenarzysta i pisarz. Wyreżyserował kilkanaście filmów, kilkakrotnie brał udział w konkursie głównym festiwalu w Cannes. Wielokrotnie nagradzany. Zdobywca Oscara i Złotego Globu za film Wielkie piękno z 2013 roku, laureat Europejskiej Nagrody Filmowej, nagrody BAFTA. Jego najnowszy film Młodość był jednym z faworytów konkursu głównego na tegorocznym festiwalu w Cannes.

Paolo Sorrentino
Młodość
Przekład: Alicja Bruś
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 8 września 2015


Fred i Mick spacerują po łące w pięknej dolinie, po prawej stronie mają zagajnik, a po lewej rozciąga się jedno z miasteczek Górnej Adygi.
Rozmawiają.
– Jak sądzisz, dlaczego od tylu lat przyjeżdżamy tu na wakacje? – pyta Fred.
– Bo zawsze chce się wracać do miejsc, w których byliśmy szczęśliwi.
Ballinger się uśmiecha.
– Powiedziane, jak przystało na scenarzystę.
– Chciałbym! To John Cheever.
– Pamiętasz Gildę?
– Ten film?
– Nie, Gildę Black. Tę, w której się obydwaj zakochaliśmy.
– Gilda Black?!
– Gilda Black.
Mick się śmieje.
– Co za wspomnienia cię naszły! To było chyba sto lat temu.
– Mnie się wydaje, jakby to było wczoraj. Oddałbym dwadzieścia lat życia, żeby pójść z nią do łóżka.
– Zrobiłbyś straszną głupotę. Gilda Black nie była warta dwudziestu lat życia. Nie była warta nawet jednego dnia.
Nagle Fred jest bardzo rozczarowany i trochę zaniepokojony.
– Skąd to wiesz? Byłeś z nią w łóżku?
Mick mamrocze, wie, że popełnił gafę.
– Co? Co mówiłeś?
– Słyszałeś doskonale. Sześćdziesiąt lat temu przysięgałeś mi, że nie poszedłeś z nią do łóżka przez wzgląd na moją miłość do niej. Teraz mówisz coś innego.
– Posłuchaj, muszę ci coś wyznać.
– Brawo, wyznawaj!
– Prawdziwa tragedia, i uwierz mi, że to naprawdę jest tragedia, tkwi w tym, że ja nie pamiętam, czy poszedłem do łóżka z Gildą Black.
– Mówisz poważnie?
– Niestety tak. Przysięgam.
– Hm, to zmienia postać rzeczy.
– W jakim sensie?
– Gdybyś miał pewność, że to zrobiłeś, nasza przyjaźń by się teraz skończyła. W tym wypadku jednak powiedzmy… że mogę żyć w niepewności.
– W każdym razie, jeśli poszedłem z nią do łóżka i tego nie pamiętam, to znaczy, że nie była warta dwudziestu lat życia. Nie sądzisz?
– Tak, masz rację. Gilda Black to zamknięty rozdział między nami.
– To dobrze. Dzieci wyjechały?
– Twój syn poszedł na całość: Polinezja.
– Wiem, lubi wydawać. Ciekawe, po kim to odziedziczył.
– Na pewno nie po tobie.
Mick się śmieje. Cisza. Fred nagle traci cierpliwość. Wzdycha. Jego przyjaciel to zauważa.
– Co? Ciągle myślisz o Gildzie Black?
– Nie. Myślę o tym wszystkim, o czym zapominamy z czasem. Ja nie pamiętam już moich rodziców. Jacy byli, jak mówili. Wczoraj w nocy patrzyłem na śpiącą Lenę i myślałem o tych wszystkich rzeczach, tysiącach rzeczy, które zrobiłem dla niej jako ojciec. I robiłem je dokładnie po to, żeby ona, jak dorośnie, sobie o nich przypomniała. Natomiast ona, z czasem, nie będzie pamiętała o żadnej z nich.
Mick na niego patrzy i nie wie, co powiedzieć. To jest piękna chwila.
Fred także podnosi wzrok na Micka i z lekkim, nietypowym dla niego zapałem chwyta go za ramię i syczy z oburzeniem:
– Ogromny wysiłek, Mick. Ogromny wysiłek, a rezultat skromny. Zawsze tak samo.
Mick jest zaskoczony, oniemiały.
– Ta rozmowa zaczyna się robić interesująca. Potrzebuję papierosa, a zostawiłem je w hotelu. Zaczekaj chwilę, pójdę kupić.
Fred przytakuje smutno, jakby pokonany. Przyjaciel oddala się w stronę miasteczka.
Nagle w ciszy rozlega się intensywne cykanie cykady. Fred odwraca się w stronę źródła dźwięku i, jak zahipnotyzowany, idzie w jego stronę.
Znalazł się pomiędzy drzewami, rozbrzmiewają setki cykad. Jakiś ptak zaczął dziwnie, nieprzyjemnie świergotać, zagłuszając cykady. Fred jest zafascynowany tym nowym dźwiękiem. Zapomina o cykadach i oddala się w poszukiwaniu jego źródła. Wpatruje się w korony drzew, próbując znaleźć ptaka, który nie daje się uchwycić wzrokiem. Idzie dalej, dociera na skraj lasu. Zupełnie nowa konstelacja dźwięków dołącza do poprzednich: to dzwonki krów.
Fred wychodzi z zagajnika i jego oczom ukazuje się rozległe, łagodne wzgórze skąpane w słońcu. Pięćdziesiątka rozproszonych krów pasących się na łące potrząsa bezwiednie kolejnymi dzwonkami. Ten widok rozpromienia jego oczy. Obserwując krowy, siada na kamieniu. Przysłuchuje się tej kakofonii dźwięków: krowom, cykadom, ptakowi.
W tym momencie Fred się koncentruje, zamyka oczy. Delikatnie zaczyna poruszać dłonią w sposób typowy dla dyrygenta i – jak zaczarowane – niektóre dzwonki milkną. Inne dalej rozbrzmiewają, ale nie tworzą już anarchicznego chaosu, lecz układają się w melodyjną całość. Kolejnym ruchem dłoni Fred zatrzymuje następne dzwonki, tak że pozostają tylko dwa, które wygrywają naprzemienne tony.
Jeden szeroki gest jego ręki, zwrócony jakby do tyłu, i do dzwonków dołącza świergot ptaka z lasu. Następnie obydwiema rękami Fred zaprasza do udziału chór: setki cykad akompaniują ptakowi soliście i drugiemu głosowi krowich dzwonków. Symfonia natury.
Fred, nadal z zamkniętymi oczami, uśmiecha się do siebie.
Pierwszy raz widzimy szczęśliwego człowieka.
Harmonizując w wyobraźni otaczające go odgłosy, robi coś pięknego. Komponuje.
Mick wraca w to miejsce na łące, w którym się rozdzielili. Rozgląda się, po Fredzie nie ma nawet śladu. Zapala papierosa. Gdy to robi, jego wzrok pada na coś, co się porusza w oddalonej zagrodzie. To biały koń.
Mick robi jedyną rzecz, którą potrafi: składa dłonie, tak jak robią reżyserzy, w kształt kadru filmowego. Przymyka jedno oko i palcami ułożonymi w „ramkę” śledzi w panoramie przepiękne biegnące zwierzę.

 
Wesprzyj nas