Czy o tym, kim jesteśmy, decydują jedynie procesy neurobiologiczne zachodzące w mózgu, czy może jest coś jeszcze? Kto odpowiedzialny jest za przestępstwa popełnione pod
wpływem ucisku guza na mózg? Czy można za to wtrącić człowieka do więzienia?


Mia cieszyła się, kiedy jej mąż znów zaangażował się w ich związek, który jeszcze niedawno przechodził poważny kryzys. Jednak gdy Frederik podczas rodzinnych wakacji doznaje ataku nerwowego, okazuje się, że powodem zmian jego osobowości jest guz mózgu.

Wkrótce wychodzi na jaw, że mężczyzna w tajemnicy przed rodziną dopuścił się milionowych oszustw. Kobieta musi teraz chronić siebie i syna przed mężem, który zmienia się w nieobliczalną, obcą osobę.

Obsesyjnie śledzi wyniki najnowszych badań neurologicznych, próbując zrozumieć, jak to możliwe, że mężczyzna, z którym tworzyła wieloletni związek, mógł stać się kimś zupełnie innym. Szuka odpowiedzi na pytanie, z kim tak naprawdę spędziła trzy ostatnie lata, najszczęśliwsze w ich małżeństwie.

W pewnym sensie Znikasz jest kryminałem: Mia i Bernard muszą się dowiedzieć, kto jest odpowiedzialny za zdefraudowanie potężnej sumy pieniędzy – Frederik czy jego choroba? Ale jest to kryminał inny niż wszystkie. Nie chodzi w nim o pościgi samochodowe czy świst kul. Śledztwo, na którym opiera się książka, dotyczy małżeństwa Mii i osobowości jej męża: kiedy Frederik tak naprawdę był sobą?
Jungersen w nowoczesny sposób ujmuje odwieczne filozoficzne pytanie: czy istnieje dusza, która steruje mózgiem? A jeśli nie, w jaki sposób można orzec, kto jest za co odpowiedzialny?

Powieść została nominowana do Literature Prize przyznawanej przez duński tygodnik Politiken (2013), zdobyła Nagrodę Czytelników Berlingske Tidende.

***

„Niezwykle wciągająca opowieść. Autor z niewiarygodną łatwością potrafi żonglować skomplikowanymi problemami natury neuropsychologicznej. Obecne w powieści opisy ogromnych konsekwencji i dramatycznych dylematów, jakie niosą ze sobą choroby mózgu, są całkowicie przekonujące i brzmią upiornie znajomo. I mimo że pracuję jako neuropsycholog już od ponad 25 lat, to ta książka dostarczyła mi dużo materiału do przemyśleń”.
Hysse B. Forchhammer, ordynator oddziału neuropsychologii klinicznej szpitala w Glostrup

„To charakterystyczne Jungersenowskie połączenie pełnej napięcia fabuły z wątkami naukowymi jest cudowne i zupełnie wyjątkowe”.
Kristeligt Dagblad

Dobrze udokumentowana powieść, która zmusza do zastanowienia się nad istotą ludzkiego człowieczeństwa, jednocześnie nie obciążając tym fabuły. Wciągające czytadło, które jednak oferuje nam coś więcej niż tylko zachłanną lekturę i wchodzenie, strona po stronie, w świat jego bohaterów: daje i zaproszenie do świata neurobiologii. Nie dziwi mnie wcale, że ta perełka wyszła spod pióra Duńczyka. Wszak to naród, który w neurobiologii ma znakomite osiągnięcia. Oby stało się początkiem nowej ery w literaturze.
Prof. Jerzy Vetulani

nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak zachowa się jego mózg

Christian Jungersen jest autorem trzech powieści: Krat (1999), Wyjątek (2004) i Znikasz (2013). Wszystkie były nagradzane i zdobyły status bestsellerów. Poprzednia książka Jungersena, Wyjątek, utrzymywała się na listach bestsellerów przez ponad 18 miesięcy (okres obejmujący dwa Boże Narodzenia!), co nie udało się nigdy żadnej innej książce w Danii. W 2009 roku czytelnicy duńskiego dziennika Jyllands-Posten obwołali Wyjątek najlepszą duńską powieścią ćwierćwiecza.
Pisząc Znikasz, Jungersen poświęcił 7 lat na drobiazgowe zbieranie materiałów, otaczając się osobami z uszkodzeniami mózgu, ich najbliższymi, neurologami, psychologami, psychiatrami. Dzięki temu nie tylko udało mu się trzymać faktów, ale także zdołał zagłębić się w psychikę osoby chorej i jej rodziny.

Christian Jungersen
Znikasz
Przekład: Mateusz Borowski
Wydawnictwo Znak
Premiera: 30 lipca 2015


Frederik nie ma raka. Jego choroba go nie zabije.
Ale jego oponiak umiejscowił się blisko płaszczyzny przyśrodkowej mózgu, co oznacza, że trudniej go usunąć. W konsekwencji w ciągu tygodnia po operacji spędzam mnóstwo czasu na oddziale intensywnej terapii w klinice neurochirurgicznej w szpitalu, który staje się moim drugim domem. Przez kolejne trzy tygodnie odwiedzam Frederika na oddziale neurologicznym w szpitalu Hillerød. Mój mąż chodzi po korytarzu chwiejnym krokiem, powłócząc nogami jak zdychający pies.
Potem wraca do naszego domu. Powoli walczy o to, by znów móc pamiętać, mówić i chodzić. Jego stan poprawia się z każdym tygodniem, ale po miesiącu nadal wydaje mi się tak samo obcy, jak przed operacją. Może przestanie robić postępy, a może jego stan jeszcze się poprawi przez kolejnych kilka tygodni. Trudno powiedzieć. Na pewno już nigdy nie będzie sobą.
Kiedy ogarnia go furia, wykrzywia twarz dokładnie tak jak Niklas, kiedy miał trzy lata. Tak samo ściąga brwi, robią mu się identyczne dołeczki w policzkach, tak samo drży mu cała twarz i wysuwa się dolna warga. Teraz napady wściekłości Frederika kierują się przeciwko Niklasowi. Byle co potrafi zaognić konflikt. Drą się na siebie i trzaskają drzwiami w całym domu, podobni do siebie jak dwie krople wody, różnią się tylko tym, że jeden jest starszy o trzydzieści dwa lata i przeszedł skomplikowaną operację mózgu o nieprzewidzianych skutkach. Lawiruję między nimi, próbując przemówić Niklasowi do rozsądku. Tylko mnie nie wolno się wściekać. Jeśli się poddam, nasz świat się zawali.

(…)

Trzy tygodnie po upadku Frederika nadal nie operowano. Thorkild i Vibeke muszą z nim siedzieć w domu, kiedy ja jadę do pracy, bo co chwilę wyczynia najdziwniejsze rzeczy. Przez pierwszych kilka dni nie dziwiło nas to, że mówi tylko o sobie. Kto by nie mówił po tak poważnej diagnozie? Ale on nie przestawał.
To nie miało końca, zawsze tym samym, pełnym energii, radosnym głosem. Żadnej modulacji tonu, Żadnych wahnięć nastrojów i emocji. W czasie kolacji miałam ochotę rzucić się na niego przez stół i go udusić, byle tylko ucichł ten jego głos. Jego monologi śniły mi się w najgorszych koszmarach. Śniło mi się, że ten głos go opętał, że zamieszkiwał w guzie, jak mały, pająkowaty potwór, który gadał i gadał. Ten głos decydował o wszystkim, a w moim śnie wcielił się w obleśnego instruktora tenisa w zbyt obcisłych spodenkach, który prowadził moje treningi, gdy miałam szesnaście lat, i którego nienawidziły wszystkie dziewczyny z klubu.
W dzień i w nocy czytałam w Internecie o jego chorobie i pochłaniałam książki na temat neuropsychologii. Zawsze staram się dokładnie zrozumieć sytuację, w której się znalazłam. Czy w książkach piszą, że Frederik przeżyje?
Czy kiedyś jeszcze będzie sobą?

(…)

Moje pierwsze spotkanie z grupą wsparcia dla współmałżonków osób z uszkodzeniami mózgu miało się odbyć w domu kobiety o imieniu Kirsten. Ale jej mąż musiał wrócić tego ranka do szpitala, więc w ostatniej chwili spotkanie przeniesiono gdzie indziej.
W mieszkaniu Gerdy w powietrzu wisi zapach cukru i wanilii. Upiekła ciasteczka. Siedzimy stłoczeniu wokół jej stołu w jadalni. Sześć kobiet, z których pięć ma na oko dwadzieścia pięć lat więcej ode mnie, i jeden szczupły, siwowłosy mężczyzna. Gerda włączyła termostat, żeby starsze panie mogły rozgrzać zmarznięte kości. Mieszkanie umeblowane jest głównie podrabianymi antykami z ciemnego drewna, a na wysokiej witrynie przycupnął wypchany kondor z rozpostartymi skrzydłami. Wcześniej w rozmowie telefonicznej Gerda mnie o nim uprzedziła.
– Nie ma powodu do obaw. Gdy goście przychodzą do mnie po raz pierwszy, często na widok tego ptaka truchleją. Mój mąż kupił go od dobrego przyjaciela jeszcze przed naszym ślubem. – Gerda to emerytka, więc ma mnóstwo czasu na rozmowy telefoniczne. – Przezpięćdziesiąt lat kłóciliśmy się z powodu tego szkaradzieństwa. A teraz on ma je w nosie! Mogłabym wyrzucić to ptaszysko, razem z naszymi przezroczami z wakacji i wieloma innymi pamiątkami. Zupełnie stracił z nimi wszelką więź.
Nad naszymi głowami stoją rzędem pamiątkowe talerze bożonarodzeniowe, a kondor dumnie prezentuje swoje sfatygowane upierzenie w kolorze kurzu. Czekamy na ostatnią członkinię grupy. Trwa jeszcze część nieoficjalna, wszyscy śmieją się i rozmawiają, niektórzy z entuzjazmem wyrażają swoją radość ze spotkania. Pytają mnie o Frederika i już rozmawiamy w sposób zupełnie inny, niż kiedy rozmawiam ze swoimi przyjaciółmi. Tak mi tego brakowało. Zaczynam się trząść, choć ogrzewanie pracuje pełną parą. Nagle czuję, że mam ostatnią szansę, żeby stamtąd uciec.
Kobieta siedząca obok mnie to stateczna matrona grubo po sześćdziesiątce. Jeśli pod rdzawą bluzką nosi biustonosz, to niewiele jej on pomaga.
– Tutaj możesz powiedzieć, co tylko zechcesz! – mówi głosem, w którym słychać podekscytowanie. – Tu wszystko wolno. Taki natłok emocji potrafi zrozumieć tylko ktoś, kto mieszka z osobą z uszkodzonym mózgiem.
Dobrze znamy ten intensywny gniew, który wyładowuje się na niewłaściwej osobie. Dobrze znamy tę rozpacz, z którą trzeba nauczyć się żyć. Znamy…
– Ulla! – Przerywa jej kobieta siedząca obok mnie, po drugiej stronie. – Daj Mii szansę, żeby doświadczyła tego na własnej skórze.
– No dobrze, dobrze. Niech będzie. Tylko pamiętaj, że z nami możesz być do bólu szczera. Do bólu! Tacy właśnie jesteśmy.
Kiedy w zeszłym tygodniu rozmawiałam przez telefon z Kirsten, ona też się rozgadała i zrelacjonowała mi historię choroby partnerów wszystkich członków grupy. Niewiele z tego wszystkiego zapamiętałam. Tylko dwie osoby rozpoznaję z jej opisów. Jedna z nich to ta młoda kobieta, Andrea, która ma około trzydziestu pięciu lat, jest chuda i ma blond włosy obcięte na pazia. Wiem, że ma doktorat z biologii morza i dwójkę małych dzieci, a jej mąż półtora roku temu spadł ze zbocza górskiego w czasie wspinaczki w Norwegii. Teraz ma trudności z mówieniem, co noc dręczą go koszmary i jest sparaliżowany od pasa w dół.
Zapamiętałam też historię jedynego w grupie, siwowłosego mężczyzny. Nie wiem, czemu wygląda tak staro, bo powinien być w moim wieku. To Francuz. Ma na imię Bernard i osiem lat temu uległ wypadkowi samochodowemu ze swoją żoną, Dunką. Teraz ona jeździ na wózku i kiedy on idzie do pracy, musi oddawać ją na oddział dziennej opieki. Mają bliźniaki w wieku Niklasa, więc Kirsten uznała, że miałybyśmy o czym porozmawiać. Skąd ta przemożna chęć ucieczki, wyrwania się stąd?
Wreszcie przychodzi ostatnia uczestniczka. Wszyscy pytają o męża Kirsten, który trafił do szpitala, i chwalą ciasteczka Gerdy. Możemy zacząć. Po chwili opowiadam o czterech miesiącach mojego życia po operacji Frederika.
Czuję się taka oszukana, kiedy o tym opowiadam. Jakby ktoś ukradł mi życie. Moi współpracownicy i przyjaciele prowadzą jakieś życie. Każdy prowadzi jakieś życie. Pozostali członkowie grupy orientują się, że nie potrafię powiedzieć nic więcej, i głos zabiera kobieta siedząca na końcu stołu. Jej mąż cierpi na chorobę, którą autorzy podręczników nazywają zespołem nieuwagi stronnej. Nie widzi niczego po lewej stronie. Nie oznacza to, że ma uszkodzony wzrok. W ciągu kilku tygodni po wylewie zjadał jedzenie tylko z prawej strony talerza i co chwilę wpadał na meble i inne przedmioty stojące po jego lewej stronie. Ona nadal nie może z nim oglądać telewizji, bo on nie widzi tego, co dzieje się po lewej stronie ekranu.
Kiedy byłam jeszcze małą dziewczynką i mieszkałam we Fredericii, późną nocą oglądałam film dla dorosłych w naszym czarno-białym telewizorze. Ciemne, ziarniste zdjęcia przedstawiające kolonialne Indie. Umarł jakiś członek wysokiej kasty i wszyscy oczekiwali, że jego żona wejdzie na stos pogrzebowy i spłonie żywcem, jak nakazuje lokalny obyczaj. Jej przyjaciele i najbliższa rodzina zgromadzili się nocą wokół stosu, patrząc na nią wymownie. Dziś często przed oczami stają mi obrazy zapamiętane tamtej nocy. Siedzę na kanapie, rodzice gdzieś wyszli. Twarze, ciemność, czarno-białe płomienie, stary ekran śnieży. Wielkie, ciemne oczy stojących w szeregu Hindusów. Ona wchodzi na stos. Rodzina jej męża go podpala. Ona długo krzyczy. Potem umiera.
Mam ochotę komuś przyłożyć. Mam ochotę uderzyć kobietę, która spóźniła się na spotkanie, mam ochotę uderzyć inną kobietę za sposób, w jaki rozchyla usta i odgryza malutkie kawałeczki ciasteczka, żeby wszyscy słyszeli jej chrupanie. Mam ochotę uderzyć Bernarda, bo siedzi na krześle taki nieporuszony, z typowo męską pewnością siebie. Mam ochotę rozwalić na kawałki tego ohydnego kondora.
Teraz inna członkini grupy opowiada o tym, że jej mężowi jedzenie wypada z ust.
To nie może mi się przydarzyć. Ja jestem młoda, gram w tenisa i mieszkam w Farum. Ci ludzie też muszą odczuwać wściekłość, ale nie dają tego po sobie poznać. Jak im się to udaje? Jak udaje im się zapanować nad gniewem?

 
Wesprzyj nas