Jaka jest cena miłości? Ostatnia po „Bez pamięci” i „Bez skrupułów” część trylogii o detektywach z Bow Street.


Nick Gentry, znany ze swych umiejętności rozwiązywania delikatnych problemów, zostaje zatrudniony, by odszukać pannę Charlotte Howard. Nick uważa, że z łatwością wypełni zadanie, lecz rzeczona dama wyprowadza go z błędu.

Okazuje się bowiem nie samowolną uciekinierką, a kobietą pogrążoną w rozpaczy, która ukrywa się przed człowiekiem gotowym ją zniszczyć. Nick składa jej szokującą propozycję – prosi, by została jego żoną.

Wie, że ich związek będzie czymś znacznie więcej niż tylko małżeństwem z nazwy. Wyczuwa bowiem coś, z czego Charlotte jeszcze nie zdaje sobie sprawy – że jej zmysłowe apetyty dorównują jego temperamentowi. Młodej żonie udaje się go jednak zaskoczyć. Sięgając po jej ciało, najsłynniejszy kochanek w Londynie szybko odkrywa, że trzeba będzie czegoś znacznie więcej niż namiętności, by zdobyć jej miłość.

Lisa Kleypas (ur. 1964) – bestsellerowa amerykańska pisarka, laureatka nagrody RITA, autorka licznych współczesnych i historycznych romansów, które mają swoje wierne czytelniczki na całym świecie. Autorka mieszka w stanie Waszyngton wraz z mężem i dwójką dzieci.

Lisa Kleypas
Bezcenna miłość
Przekład: Agnieszka Myśliwy
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 23 lipca 2015


Prolog


Londyn, 1839

Miał dwadzieścia cztery lata i po raz pierwszy w życiu odwiedzał burdel. Nick Gentry przeklął się w duchu za lodowaty pot, który wystąpił mu na twarz. Płonął z pożądania, zimna i przerażenia. Przez lata tego unikał, aż w końcu przywiodło go tutaj rozpaczliwe cielesne pragnienie. Żądza spółkowania ostatecznie przezwyciężyła strach. Zmuszając się do ruchu, wszedł na schody należącego do pani Bradshaw przybytku z czerwonej cegły, ekskluzywnego interesu świadczącego usługi zamożnej klienteli. Powszechnie wiadomo było, że noc z jedną z dziewcząt pani Bradshaw kosztuje fortunę, ponieważ wszystkie były najlepiej wyszkolonymi prostytutkami w Londynie.
Nicka stać było na to, by zapłacić każdą cenę. Zarobił mnóstwo pieniędzy jako prywatny łapacz złodziei, a drugie tyle czerpał ze swych kontaktów z półświatkiem. W rezultacie zyskał bardzo złą sławę. Cieszył się względami opinii publicznej, lecz świat przestępczy się go bał, a detektywi z Bow Street gardzili nim, postrzegając go jako rywala bez zasad. Pod tym względem mieli rację – faktycznie gardził regułami. Skrupuły przeszkadzały w interesach, Nick więc nie mógł mieć z nich pożytku.
Muzyka płynęła z okien, przez które Nick dostrzegał elegancko ubranych mężczyzn i kobiety przechadzające się między nimi jak na wieczorku wyższych sfer. W rzeczywistości były to prostytutki, które przeprowadzały transakcje ze stałymi klientami. Był to zupełnie inny świat niż jego melina niedaleko Fleet Ditch, gdzie tanie dziwki obsługiwały mężczyzn w zaułkach za szylingi.
Wyprostował ramiona i mosiężną kołatką w kształcie lwiej głowy zapukał mocno do drzwi. Gdy się uchyliły, stanął w nich kamerdyner o kamiennej twarzy i zapytał, w jakiej sprawie Nick przychodzi. Czy to nie oczywiste? – pomyślał Nick z irytacją.
– Chcę się spotkać z jedną z kobiet.
– Obawiam się, że pani Bradshaw nie przyjmuje obecnie nowych gości, proszę pana…
– Powiedz jej, że przyszedł Nick Gentry.
Wepchnął dłonie do kieszeni surduta i zmierzył kamerdynera ponurym spojrzeniem. Mężczyzna otworzył szeroko oczy, zdradzając tym samym, że rozpoznał niesławne nazwisko. Otworzył drzwi i uprzejmie skinął głową.
– Tak, proszę pana. Jeśli zgodzi się pan zaczekać w holu, poinformuję panią Bradshaw o pana wizycie.
W powietrzu unosiła się słaba nuta perfum i tytoniu. Oddychając głęboko, Nick rozglądał się po marmurowym holu z wysokimi białymi pilastrami. Jedyną dekoracją był obraz nagiej kobiety przeglądającej się w owalnym lustrze. Na udzie położyła delikatną dłoń. Zafascynowany Nick utkwił wzrok w oprawionym w złotą ramę malowidle. Odbicie kobiety w lustrze było nieco zamazane, trójkącik pomiędzy jej nogami namalowano mglistymi pociągnięciami pędzla. Poczuł się tak, jakby w jego żołądku zaległ zimny ołów. Gdy służący w czarnych bryczesach przeciął hol z tacą kieliszków, Nick szybko odwrócił wzrok od obrazu.
Był boleśnie świadom, że tuż za nim znajdują się drzwi, które może otworzyć, by wyjść choćby zaraz. Zbyt długo jednak zachowywał się tchórzliwie. Cokolwiek wydarzy się tej nocy, przetrzyma to. Zacisnął dłonie w kieszeniach w pięści i spojrzał na lśniącą podłogę; zawijasy białego i szarego marmuru odbijały blask żyrandola. Nagle ciszę przerwał senny głos kobiety:
– To prawdziwy zaszczyt móc gościć sławnego pana Gentry’ego. Witam.
Jego wzrok powędrował od brzegu niebieskiej aksamitnej sukni do pary roześmianych oczu w kolorze sherry. Pani Bradshaw była wysoką, cudownie proporcjonalną kobietą. Jej jasna skóra była usiana bursztynowymi piegami, kasztanowe włosy upięła w kaskadę swobodnych loków. Nie była piękna w konwencjonalnym sensie – miała zbyt kanciastą twarz i za duży nos – lecz jej styl, nieskazitelny wygląd i specyficzny urok sprawiały, że piękno stawało się zbyteczne.
Uśmiechnęła się w taki sposób, że Nick odprężył się wbrew sobie. Później miał się dowiedzieć, że nie jest to wyjątkowa reakcja. Wszyscy mężczyźni odprężali się w miłej obecności Gemmy Bradshaw. Wystarczył jeden rzut oka na nią, by zrozumieć, że nie ma nic przeciwko przekleństwom ani obutym nogom na stole, że uwielbia soczysty dowcip, nie udaje nieśmiałości i nikim nie gardzi. Mężczyźni uwielbiali Gemmę, ponieważ ona tak wyraźnie uwielbiała ich.
Pochyliła się na tyle nisko, by odsłonić wspaniały dekolt.
– Proszę powiedzieć, że nie przyszedł pan tu w interesach, lecz dla przyjemności.
Gdy skinął krótko głową, znów się uśmiechnęła.
– Cudownie. Proszę więc przejść się ze mną po salonie, abyśmy mogli omówić, jak najlepiej możemy panu usłużyć. – Podeszła do niego i ujęła go pod ramię.
Nick wzdrygnął się nieznacznie, walcząc z impulsem, by odepchnąć jej dłoń. Madam nie mogła nie zauważyć, że nagle stężał. Jej ręka opadła, lecz cały czas mówiła do niego przyjaźnie, jakby nie wydarzyło się nic nieoczekiwanego.
– Tędy, jeśli pan pozwoli. Moi goście lubią grać w karty i w bilard, a także relaksować się w palarni. Może pan pogawędzić z każdą z dziewcząt, zanim zdecyduje się pan na którąś z nich. Wybranka zaprowadzi pana do jednego z pokojów na górze. Za jej towarzystwo pobierzemy od pana godzinową stawkę. Osobiście wyszkoliłam dziewczęta, a każda z nich ma własny wyjątkowy talent. Oczywiście porozmawiamy o pana preferencjach, jako że niektóre z nich chętniej angażują się w ostrą grę niż inne.
Gdy weszli do salonu, kilka kobiet posłało Nickowi kokieteryjne spojrzenie. Wszystkie wyglądały na zdrowe i zadbane, diametralnie różniły się od dziwek, które widywał w okolicach Fleet Ditch i Newgate. Flirtowały, gawędziły i negocjowały z takim samym spokojem, jaki cechował panią Bradshaw.
– Z radością przedstawię pana niektórym z nich – szepnęła pani Bradshaw do jego ucha. – Czy któraś szczególnie się panu spodobała?
Nick pokręcił głową. Znany był z zawadiackiej arogancji i swobody wypowiedzi doświadczonego oszusta. Nie potrafił jednak znaleźć słów w tej obcej dla siebie sytuacji.
– Czy mogę coś zasugerować? Ta ciemnowłosa dziewczyna w zielonej sukni jest wyjątkowo popularna. Ma na imię Lorraine. Jest czarująca i energiczna, posiada też cięty dowcip. Ta obok niej, blondynka… to Mercia. Cichsza i delikatniejsza, co przemawia do wielu naszych gości. Nettie natomiast… ta mała przy lustrze… ma doświadczenie w egzotyczniejszych sztukach… – Pani Bradshaw urwała, gdy dostrzegła, że Nick zaciska zęby. – A może woli pan iluzję niewinności? – zasugerowała miękko. – Mogę dostarczyć panu wiejską dziewczynę, która bardzo przekonująco udaje dziewicę.
Nick nie miał pojęcia o swoich preferencjach. Patrzył na nie wszystkie – ciemnowłose, blondynki, szczupłe, o bujnych kształtach – w każdej postaci, każdym rozmiarze i kolorze, jaki można sobie wyobrazić, i różnorodność go obezwładniała. Próbował sobie wyobrazić, że idzie z jedną z nich do łóżka, i oblał się zimnym potem. Znów spojrzał na panią Bradshaw. Miała przejrzyste ciepłe brązowe oczy i rudawe brwi o kilka odcieni ciemniejsze od włosów. Jej wysokie ciało było jak zaproszenie, a jej usta wyglądały na aksamitne i miękkie. To piegi ostatecznie przeważyły szalę. Bursztynowe kropki zdobiły jej bladą skórę niczym odświętna mgiełka, pobudzając go do uśmiechu.
– Pani jest tu jedyną kobietą, którą warto mieć – usłyszał swój głos.
Madame opuściła ogniste rzęsy, ukrywając swoje myśli, lecz wyczuł, że ją zaskoczył. Jej wargi wykrzywił uśmiech.
– Drogi panie Gentry, cóż za uroczy komplement. Niestety, nie sypiam z gośćmi mojego domu. Te dni należą do przeszłości. Musi mi pan pozwolić, bym przedstawiła pana jednej z dziewcząt i…
– Ja pragnę pani – powtórzył.
Gdy dostrzegła nieskrywaną szczerość w jego oczach, jej policzki powlekły się bladym rumieńcem.
– Dobry Boże – powiedziała, po czym się roześmiała. – To prawdziwa sztuka sprawić, by trzydziestoośmiolatka się zaczerwieniła. Myślałam, że już nie jestem do tego zdolna.
Nick nie odpowiedział uśmiechem.
– Zapłacę każdą cenę.
Pani Bradshaw ze zdumieniem pokręciła głową, nadal się uśmiechając, po czym utkwiła wzrok w gorsie jego koszuli, jakby rozważała jakąś istotną kwestię.
– Nigdy nie robię nic pod wpływem impulsu. To moja osobista zasada.
Nick powoli sięgnął po jej dłoń i dotknął jej z wielką delikatnością, przesuwając czubkami palców po jej wnętrzu ostrożnym i intymnym gestem. Miała szczupłe dłonie, typowe dla kobiety jej wzrostu, lecz jego były o wiele większe, a palce dwa razy grubsze niż jej. Musnął wilgotne małe fałdki wnętrz jej palców.
– Każdą zasadę należy raz na jakiś czas złamać – mruknął.
Madame uniosła wzrok wyraźnie zafascynowana czymś, co dostrzegła w jego zmęczonej życiem twarzy. Nagle podjęła decyzję.
– Proszę pójść za mną.
Nick wyszedł za nią z salonu obojętny na spojrzenia, które ich śledziły. Poprowadziła go przez hol do krętych schodów wiodących do jej prywatnych apartamentów. Jej pokoje były urządzone wymyślnie, lecz wygodnie, meble miały głębokie siedziska, ściany pokrywały francuskie tapety, a w kominku płonął mocny ogień. W kredensie w saloniku spoczywała kolekcja lśniących kryształowych karafek i kieliszków. Pani Bradshaw podniosła kieliszek ze srebrnej tacy i spojrzała na Nicka pytająco.
– Brandy?
Skinął głową.
Nalała do kieliszka złotoczerwonego płynu. Z wprawą zapaliła zapałkę i przyłożyła ją do knota świecy na kredensie. Zacisnęła palce na nóżce kieliszka i przechyliła czaszę nad płomieniem. Gdy brandy osiągnęła satysfakcjonującą dla niej temperaturę, podała mu ją. Nigdy wcześniej nie zrobiła tego dla niego żadna kobieta. Brandy miała bogaty orzechowy smak, jej delikatny zapach wypełnił mu nozdrza, gdy pił. Rozglądając się po salonie, dostrzegł, że jedna ze ścian jest pokryta półkami, na których stoi masa książek w skórzanych i foliowych oprawach. Podszedł do nich, by się im przyjrzeć. Nie czytał najlepiej, lecz wywnioskował, że tematem większości z nich są seks i anatomia ludzka.
– Moje hobby – powiedziała pani Bradshaw, a jej oczy zalśniły przyjacielskim wyzwaniem. – Kolekcjonuję książki o technikach seksualnych i obyczajach różnych kultur. Niektóre z nich są bardzo rzadkie. Przez ostatnią dekadę zgromadziłam obszerną wiedzę na mój ulubiony temat.
– Myślę, że to ciekawsze niż zbieranie tabakier.
Roześmiała się.
– Proszę tu zostać. Zaraz wrócę. Podczas mojej nieobecności może pan zapoznać się z moją biblioteką.
Wyszła z salonu do pokoju obok, w którym widać było kawałek łóżka z baldachimem.
Żołądek znów zaczął ciążyć Nickowi. Dopił alkohol jednym haustem, odstawił kieliszek i podszedł do półek z książkami. Jego uwagę przykuł duży tom oprawiony w czerwoną skórę. Stara obwoluta zatrzeszczała lekko, gdy otworzył książkę pełną ręcznie malowanych ilustracji. Jego wnętrzności zawiązały się w wielki supeł, gdy zobaczył rysunki ciał powykręcanych w pozycjach seksualnych osobliwszych, niż mógłby to sobie wyobrazić. Serce tłukło mu się w piersi, a jego członek pulsował gwałtownym pożądaniem. W pośpiechu zamknął książkę i odłożył ją na półkę. Wrócił do kredensu, nalał sobie jeszcze jedną brandy i wypił ją, nawet jej nie smakując. Pani Bradshaw wróciła szybko, tak jak obiecała. Stanęła w progu. Włożyła cienki szlafrok obrębiony koronką, z długimi rękawami zakończonymi na modłę średniowieczną. Biały jedwab odsłaniał jej sterczące pełne piersi, a nawet kępkę włosów pomiędzy udami. Madame miała wspaniałe ciało, o czym dobrze wiedziała. Stanęła, wysuwając do przodu kolano tak, by w rozcięciu widać było całą długą kształtną linię jej nogi. Jej płonące włosy spływały na ramiona i plecy, sprawiając, że wyglądała młodziej, łagodniej.
Nick poczuł na kręgosłupie dreszcz pożądania. Jego pierś uniosła się i opadła w cięższym rytmie.
– Musisz wiedzieć, że jestem wybredna w doborze kochanków. – Gestem nakazała mu podejść bliżej. – Talentu takiego jak mój nie należy trwonić.
– Dlaczego ja? – zapytał Nick ochrypłym głosem.
Podszedł na tyle blisko, by wyczuć, że nie używała perfum. Pachniała mydłem i czystą skórą, a jej woń podniecała o wiele bardziej niż jaśmin czy róże.
– Przez sposób, w jaki mnie dotknąłeś. Instynktownie odnalazłeś najwrażliwsze miejsca na mojej dłoni… Jej wnętrze i wewnętrzna strona kłykci… Niewielu mężczyzn posiada taką wrażliwość.
Zamiast ucieszyć się z pochlebstwa, Nick doświadczył ataku paniki. Madame miała wobec niego oczekiwania – oczekiwania, których bez wątpienia nie spełni. Jego twarz pozostała bez wyrazu, lecz serce prawie stanęło, gdy wciągnęła go do ciepłej, oświetlonej blaskiem ognia sypialni.
– Pani Bradshaw – mruknął niezręcznie, gdy podeszli do łóżka. – Powinienem powiedzieć pani…
– Mów mi Gemma – szepnęła.
– Gemma – powtórzył.
Wszystkie spójne myśli pierzchły z jego głowy, gdy zsunęła surdut z jego ramion i pomogła mu go zdjąć. Rozwiązała wilgotny od potu fular i uśmiechnęła się do jego zaczerwienionej twarzy.
– Trzęsiesz się jak trzynastolatek. Czyżby cieszącego się złą sławą pana Gentry’ego aż tak onieśmielała myśl o pójściu do łóżka ze słynną panią Bradshaw? Nie spodziewałam się tego po tak światowym człowieku. Przecież nie możesz być prawiczkiem, nie w twoim wieku. Masz… dwadzieścia trzy lata?
– Dwadzieścia cztery. – W głębi duszy umierał, wiedząc, że nie zdoła wmówić jej, iż jest mężczyzną doświadczonym. Z trudem przełknął ślinę, po czym dodał ochryple: – Nigdy tego nie robiłem.
Uniosła łuki rudawych brwi.
– Nigdy nie byłeś w burdelu?
Zmusił się, by wydobyć słowa z obolałego gardła.
– Nigdy nie kochałem się z kobietą.

 
Wesprzyj nas