Pierwsza miłość, druga szansa. Ostra, szczera i bardzo zabawna, najlepsza komedia romantyczna tego roku


Każdy pamięta swoją pierwszą miłość.

Holly z pewnością pamięta Aleksa. Chociaż dziesięć lat temu uznała, że bycie razem nie polega na wspólnym nagrywaniu kaset z ulubionymi piosenkami, wciąż nie może znaleźć swojej drugiej połowy. Potajemne randki z szefem nie są spełnieniem jej marzeń o szczęśliwym związku.

A co, jeśli dawne uczucie nigdy nie wygasło?

Alex chce wykorzystać do cna każdą chwilę w swojej pracy. Rozpoczyna nowe życie i jest prawie pewien, że wyprowadzka do Londynu nie ma nic wspólnego z Holly. Prawie…

***

„Cudownie zabawna!”
– Lucy Diamond

„Świetnie napisana. Będziecie się śmiać na głos!”
– Paige Toon

„Ostra, szczera i bardzo, bardzo zabawna. Doskonale się bawiłam!”
– Kirsty Greenwood

„Najlepsza komedia romantyczna tego roku!”
– Ali McNamara

Laura Tait – pisarka, publicystka, współpracuje z magazynami „Shortlist” i „Stylist”.
Jimmy Rice – dziennikarz sportowy.
Autorzy poznali się na studiach dziennikarskich w Sheffield University, gdzie spędzili długie godziny w pubach na rozmowach o życiu, związkach i miłości. Niewiele się zmieniło od tego czasu, teraz po prostu zabierają ze sobą do pubów laptopy i piszą bestsellerowe powieści.

Mówią, że nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, ale wszyscy to robią. Wszystko kiedyś wraca.

Laura Tait, Jimmy Rice
Najlepsze, co mnie w życiu nie spotkało
Przekład: Piotr Kaliński
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 20 maja 2015


Prolog
ALEX


Maj 2010

– Mówią, że nie powinno się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki, ale wszyscy to robią. Wszystko kiedyś wraca. Na przykład dzwony. I batoniki z karmelem. I cholerne Take That.
Leżę na płask, plecami na trawie, i nie dbam o to, czy potną mnie komary. Promienie słońca ogrzewają mi twarz i ramiona. Obok mnie siedzi po turecku Holly. Plecie wianek ze stokrotek.
– O czym ty tam nadajesz, Al?
– O nas. O naszym nowym początku. Nowym lepszym początku.
Holly nie odrywa wzroku od wianka, ale kątem oka widzę, że próbuje ukryć uśmiech.
– Flares może znowu są w modzie w Mothston, ale nigdzie indziej.
– Mówię serio – upieram się.
Źródłem mojej teorii jest puszka cydru leżąca na trawie przy moim prawym kolanie, ale i tak mam wrażenie, że dotknąłem czegoś ważnego.
– Chcesz powiedzieć, że jesteśmy jak Take That?
– Tak. Tylko bez góry pieniędzy i masy rozwrzeszczanych fanek.
Wreszcie na mnie spogląda i uśmiecha się.
– Ty byś był Gary Barlow. Cały ułożony i rozsądny. I z upływem lat coraz przystojniejszy.
– A ty byś była Robbiem.
– To ten, który kiedyś był gruby?
– Nie – śmieję się. – Buntownik, który za pierwszym razem uciekł.
Holly wraca do wianka, ale tym razem z poważniejszym wyrazem twarzy. Jakby mniej ją to pochłaniało.
– Naprawdę – mówię. – To nasze reunion tour.
– Al?
– Tak?
– Podaj mi cydr, okej?
Kręcę głową i sięgam do foliowej torby, w której są puszki. Rzucam jedną w jej wyczekujące ręce. Uśmiecham się do siebie. Dobrze mi. Holly z Alexem. Staram się nie zwracać uwagi na to, że słońce zaczyna znikać. Długo czekałem na taką chwilę i nie chcę, żeby ten dzień się skończył.

Rozdział pierwszy
HOLLY


Wrzesień 1999

Kiedy się budzę następnego dnia, czuję się inaczej. Nie jest to ta radosna odmiana, na którą liczyłam. Nie mam wcale wrażenia, że unoszę się centymetr nad ziemią i widzę życie w innych barwach.
Ale wiem, co muszę zrobić.
Na samą myśl o zeszłej nocy zaciska mi się żołądek. Nawet kiedy przypominam sobie pierwszą część, kiedy jeszcze się dobrze bawiłam. Wychylałam szklanki u-Bootów (pięćdziesiąt procent piwa, pięćdziesiąt procent lodowego smirnoffa, sto procent NIGDY WIĘCEJ) i tańczyłam z Ellie w ogrodzie do DJ Lucka i MC Neata. Jak na wrzesień było całkiem ciepło i impreza przeniosła się do środka dopiero po północy.
Do Alexa dzwoniłam kilka godzin później. Nie mogę uwierzyć, że uznałam pijacki telefon w środku nocy za właściwy sposób na to, żeby mu powiedzieć, co czuję. Że nie chcę się tylko przyjaźnić. I że myślę o tym od dawna.
Dzięki Bogu nie odebrał. Nie mówię tego dlatego, że zmieniłam zdanie i już nie chcę, żeby o tym wiedział. Po prostu lepiej, żebym nie była kompletnie nawalona, jak będę mu to mówiła.
Zdejmuję T-shirt i unikam patrzenia w lustro. Łapię szlafrok i pędzę do łazienki. Wczoraj po powrocie do domu wzięłam gorący prysznic i teraz znowu kąpię się w ukropie. Wrzątek przyjemnie szczypie moją skórę. Przybiera ładny czerwonawy kolor. W końcu wychodzę, ubieram się w rozszerzane dżinsy i granatową kamizelkę (Alex zawsze powtarza, że granatowy to mój kolor) i zbiegam po schodach do salonu.
– Mamo, podwieziesz mnie do Alexa?
– Pewnie, Hols. Zaraz się skończy Diagnoza: morderstwo. – Patrzy to na mnie, to na telewizor. – Mam swoją teorię. Widzisz tego faceta? Wszyscy myślą, że zamordował swoją żonę, ale moim zdaniem ona sfingowała własną…
Nie mogę tego dzisiaj słuchać. To, czy przypadkowa postać z serialu zabiła swoją żonę, jest w tej chwili najmniejszym z moich zmartwień. Dzięki Bogu mama była już w łóżku, kiedy wczoraj wróciłam. Dzisiaj nieźle się trzymam, ale wczoraj musiałabym być najlepszą aktorką na świecie, żeby uśpić jej czujność.
– Dobra, nieważne. Przejdę się.
Przynajmniej będę miała czas się zastanowić, co właściwie powiedzieć. Mam od razu wszystko wyznać? Czy lepiej zacząć od wyjaśnień? Opowiedzieć o najgorszej nocy w moim życiu – o tym, że na samą myśl o niej pieką mnie oczy, skóra mi cierpnie i mózg się lasuje – i na koniec powiedzieć, że jedyną osobą, którą po tym wszystkim chciałam zobaczyć, był on? Bo jest moim najlepszym przyjacielem i chociaż zawsze wiedziałam, ile dla mnie znaczy, to przez ostatnich parę lat znaczył dla mnie więcej niż kiedykolwiek.
Dotychczas nie przyznawałam się przed sobą do tych myśli. Jestem zakochana jak wariatka w Alexie Tylerze. Kocham go. Mojego najlepszego kumpla, który zawsze myśli najpierw o innych – o swoim tacie, kolegach, o mnie – mimo że w ostatnich latach wiodło mu się gorzej niż innym.
Uwielbiam w nim to, że mogę z nim pogadać na każdy temat i że zawsze mówi mi, co naprawdę myśli, a nie to, co sądzi, że mogę chcieć usłyszeć. Uwielbiam to, że do dziś proponuje, że poniesie mi torbę, choćbym mu nie wiem ile razy tłumaczyła, że sama dam sobie radę. Kocham go za jego wełniane swetry, których wcale nie nosi dla żartu.
Czy jestem w stanie pokochać tę jego głupawą fryzurę? No pewnie. Zawsze mogę go wysłać do dobrego fryzjera. Uwielbiam to, że zawsze, jak robię nam kanapki, chodzi za mną ze ścierką i po mnie sprząta. Uwielbiam to, że wie tak dużo o gwiazdach, muzyce i książkach. Inni chłopcy w ogóle o tych rzeczach nie myślą. Uwielbiam to, że układa swoje kompakty w porządku alfabetycznym. Uwielbiam to, że to samo zrobił z moimi, chociaż pamiętam, że w pierwszej chwili mnie to rozśmieszyło. Czy chociaż mu podziękowałam? Przypomnę mu to dzisiaj, jak już powiem, że dosłownie kocham go na zabój. (Kocham w nim nawet to, że karci mnie za każde niewłaściwe użycie przysłówka dosłownie).
Jak zareaguje? Powie to samo co ja? Jak go znam, to najpierw będzie chciał to przedyskutować. W swoim stylu analizować do znudzenia, żeby się upewnić, że naprawdę tego pragnę.
A może się przestraszy i powie z zakłopotaniem, że zawsze traktował mnie wyłącznie jak przyjaciółkę – wręcz siostrę – i że bardzo mu schlebiam, dzięki, ale nie, to się nigdy nie uda. Pamiętam pierwszy dzień w klasie przedmaturalnej, niedługo po tym, jak umarła jego mama. Rozmawialiśmy w drodze do szkoły i w którymś momencie zaczęliśmy rozmawiać o jego rodzicach. Był taki smutny, że aż chciałam go przytulić, ale wyraz jego twarzy w tamtej chwili… Jakbym była wściekłym psem.
To wspomnienie jest ciągle bolesne, ale nie na tyle, żebym zawróciła, weszła na górę i wgramoliła się do łóżka. Muszę wiedzieć i możliwe, że teraz mam ostatnią okazję, żeby poznać prawdę.
No dobra, może moment nie jest najlepszy. Ja zaraz zaczynam studia w Londynie, on zostaje w Yorkshire. Nie żebym uzależniała decyzje co do nauki od tego, co powie Alex – ja tak nie robię. Trochę to frustrujące, że przez ostatnie miesiące mieszkaliśmy zaledwie kilka ulic od siebie. Dlaczego nie odważyłam się z nim porozmawiać? Powinnam była słuchać mamy. Ciągle żartowała, że prędzej czy później weźmiemy ślub. Zresztą wszyscy tak mówili, a ja protestowałam i upierałam się, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Pewnie dlatego, że bardzo długo tak właśnie myślałam. A potem bałam się, że jeśli nie będę zaprzeczać, to stanie się jasne, co naprawdę czuję, i stanę się pośmiewiskiem.
Dzisiaj nie obchodzi mnie, co myślą inni. I jeśli Alex się zgodzi, to może to być związek na odległość. Będę przyjeżdżać we wszystkie święta. Poza tym od czego są telefony? Już i tak ciągle do siebie dzwonimy. No i możemy pisać do siebie listy miłosne – to by było romantyczne. A jak będę podróżować, może jeździć ze mną. Czytałam niejeden artykuł o Brytyjczykach uczących angielskiego za granicą. On i tak chce zostać nauczycielem.
Jest cholernie zimno – zdaje się, że lato już definitywnie się skończyło – więc idę szybkim krokiem i zajmuję myśli marzeniami o naszych weekendowych spotkaniach. Wysiadam z pociągu, biegnę prosto w jego ramiona. Podnosi mnie, a ja oplatam go nogami. I nawet jeśli w wyobraźni jechałam starym pociągiem z lokomotywą parową, to nie będzie wcale mniej romantycznie, jeśli wysiądę z wagonu Midland Mainline i będę wlec po peronie walizkę na kółkach.
A potem się w niego wtulę.
– O, cześć, Holly. – Ojciec Alexa staje bokiem, żeby mnie wpuścić. – Nie masz kurtki? Robi się zimno. Chcesz herbaty?
Na ogół chętnie rozmawiam z tatą Alexa – ostatnio chyba czuje się samotny – ale odmawiam i staram się nie zauważać, że jest rozczarowany.
– Synku! Holly przyszła! – krzyczy w stronę jego pokoju na piętrze. – Wchodź śmiało.
Alex najwyraźniej go nie słyszy. Jest pod prysznicem i śpiewa coś o byciu creep i wierdo, na melodię, którą ledwo poznaję z jego samochodu. Siadam na łóżku i czekam. Znam jego pokój prawie jak własny. Duży plakat z Che Guevarą nad łóżkiem. Podręczniki z uczelni ułożone starannie na biurku. Wyprasowana piżama na swoim stałym miejscu: złożona na poduszce.
Nie mogę uwierzyć, że kiedyś uważałam to miejsce za sztywniackie, nawet nudne, jeśli mam być szczera. Po śmierci jego mamy często tu przychodziłam, żeby go pocieszać. Rozmawialiśmy do późnej nocy. W końcu zasypiałam w ubraniu na pościeli. Wtedy zaczęłam widzieć jego pokój inaczej. Jest ciepły. I bezpieczny. Kokon chroniący przed światem. Nic złego nie może się tu przedostać.
– O, cześć – mówi Alex.
Stoi w drzwiach z ręcznikiem na biodrach i czuję, że się rumienię. Kropelki wody lśnią na jego od niedawna foremnej klatce piersiowej i skapują po smukłej talii. Kiedy próbuję powiedzieć cześć, okazuje się, że mam sucho w gardle i zachrypnięty głos. Weź się w garść, Holly. Nie pierwszy raz widzisz Alexa bez koszulki. Z mokrymi włosami i rzęsami, pachnącego mydłem.
Nigdy w życiu tak bardzo nie pragnęłam kogoś przytulić.
– Co mogę dla ciebie zrobić, malutka?
MALUTKA?!
Puszczam mimo uszu to przypadkowe powitanie i sięgam po jego dłoń.
– Muszę ci coś powiedzieć.
– O zeszłej nocy, tak? Jak było?
Czy mi się tylko zdaje, czy w jego głosie słychać nutę sarkazmu? Próbuję mu spojrzeć w oczy, ale puszcza moją dłoń i rozgląda się po pokoju, jakby czegoś szukał. Dziwne, bo w pokoju panuje idealny porządek, każda rzecz leży na swoim miejscu. Wkładam ręce do kieszeni dżinsów, żeby ukryć zakłopotanie.
– Tak, chciałam z tobą o tym porozmawiać. Próbowałam wczoraj dzwonić, bo…
– A, tak. Przepraszam. Nie odbierałem telefonu. – Uśmiecha się, smarując pachy dezodorantem. – Byłem na randce i powiem tylko, że miałem zajęte ręce. Jeśli wiesz, co mam na myśli.
Na wypadek gdybym jednak miała jakieś wątpliwości, wymownie do mnie mruga.
Cholera, co się dzieje? To zupełnie nie w jego stylu. Alex, którego znam, jest serdeczny, troskliwy, słodki… A przede wszystkim z kim, do diabła, był na tej randce?
– Z kim byłeś na randce?
– Nie znasz. Ma na imię Jane. Superciało. Duże piersi. Świetnie całuje.
No dobra, coś tu nie pasuje. Takie teksty słyszę na ogół od Keva. A jak się nimi dzieli, Alex zasłania twarz dłońmi i kręci głową.
Wiele razy wyobrażałam sobie, jak by to było powiedzieć Alexowi, co do niego czuję, ale nigdy nie sądziłam, że będę aż tak zdenerwowana. Umiem podrywać chłopaków. Nie muszę odstawiać szopki z nieśmiałą, żałosną dziewczynką, która czeka, aż ją ktoś zaprosi. A ta cała Jane to nie może być nic poważnego. Pewnie dopiero co ją poznał, w ogóle nie ma porównania ze mną. Prawda?
– I co? Umówisz się z nią jeszcze raz?
Powiedz nie. Powiedz nie.
– Tak. Mam nadzieję, że dzisiaj. Dlatego ten prysznic.
Znowu do mnie mruga, a moje serce przestaje bić. Z zazdrości albo zakłopotania, nie jestem pewna. Czyżbym przez ten cały czas KOSZMARNIE się myliła? Karmiłam się myślami, że kocham Alexa, a tak naprawdę byłam zakochana w jakiejś jego wymyślonej wersji, bo prawdziwego Alexa nigdy tak naprawdę nie znałam? Jak kilka lat temu, kiedy po latach wzdychania do pana Abla, nauczyciela francuskiego – i po całych wakacjach wyobrażania sobie, że mam dwadzieścia pięć lat, spotykam go w paryskiej kawiarni, zakochujemy się w sobie nad croissantami i całujemy pod wieżą EiVa – weszłam we wrześniu na pierwszą lekcję, uradowana i spięta. Jak tylko wszedł do klasy, ze świeżo wyhodowanymi wąsami i z gadką o odmianie czasowników, pomyślałam: quelle ze mnie za idiotka?
A może ten ból to wcale nie złamane serce? Może to tylko rozczarowanie tym, że Alex jest jak wszyscy kolesie, którzy udają, że kogoś lubią, po to, żeby dostać, czego chcą, a kierują się wyłącznie nakazami własnego krocza.
Ale nie przejmowałabym się tak bardzo, gdyby moje uczucia nie były prawdziwe. I niemożliwe, żebym przez cały ten czas tak głęboko się co do niego myliła. Znowu próbuję nawiązać kontakt wzrokowy.
– Na co się gapisz? – mówi i śmieje się, a ja czuję, że płoną mi policzki. Nie mam nawet czasu wymyślić, co odpowiedzieć, bo od razu dodaje: – Co mi chciałaś powiedzieć, malutka?
Skąd się wzięła ta jego malutka? Nigdy nie słyszałam, żeby kogokolwiek tak nazywał. Dziwnie to brzmi w jego ustach. Czyżbym była dla niego aż tak zwyczajna?
To ja, Holly! – mam ochotę mu przypomnieć. Ale nie mogę. Nie mogę powiedzieć tego, co chcę, bo wszystko wygląda inaczej, niż się spodziewałam.
Więc przełykam z trudem ślinę i silę się na uśmiech.
– Przyszłam, żeby się pożegnać. Będę teraz zajęta pakowaniem, a potem tata zawiezie mnie do Londynu. Kto wie, kiedy się zobaczymy.
Bacznie mu się przyglądam, czekam, ale jego twarz nie zdradza żadnych emocji. A kiedy otwiera usta, żeby coś powiedzieć, przez chwilę karmię się nadzieją, że zamierza mnie objechać, co ja wygaduję, że oczywiście zobaczymy się za kilka dni, nawet jeśli miałby mi tylko pomóc się pakować. No i pewnie że będziemy się nawzajem odwiedzać. A potem przyciągnie mnie do siebie i…
– Kto wie? – mówi i wzrusza ramionami. – Może nasza szkoła zorganizuje zlot po dziesięciu latach. Do tego czasu wrócisz z tych swoich podróży, będziesz miała męża Australijczyka i gromadkę dzieci.
– Może. – Śmieję się cicho. – Ale ty pewnie będziesz dyrektorem jakiejś szkoły i nie znajdziesz czasu, żeby odwiedzić naszą.
– Może.
Biorę go za rękę i przez jakieś siedem sekund patrzymy na siebie. W końcu się odsuwa i odgarnia z twarzy mokre włosy. Zaczyna pociągać za wystającą z ręcznika luźną nitkę. Wygląda na tak samo zakłopotanego jak ja, więc mamroczę coś na pożegnanie i zamykam za sobą drzwi.
Dopiero na schodach, za drzwiami jego domu, zaczynam płakać. Nie wiem, kiedy i czy w ogóle zobaczę jeszcze Alexa Tylera, ale jednego jestem pewna już teraz: muszę jak najszybciej wyjechać z Mothston.

 
Wesprzyj nas