Romantyczna, marzycielska i zabawna powieść o upragnionej podróży do Włoch, która przyniesie niespodzianki i spotkania, które odmienią życie trzech kobiet.


Anna właśnie dowiedziała się, że jej ojciec, którego nigdy nie poznała, jest Włochem. Szuka swoich korzeni: piecze focaccię, przyrządza tiramisu i uczy się słówek, by zorganizować wyprawę na Półwysep Apeniński i tam odnaleźć ojca.

Na kursie włoskiego pozna Catherine, którą właśnie porzucił mąż, i która wkrótce dowie się, że jego zakłamanie daleko wykracza poza niewierność. Razem z nauczycielką Sophie, która pragnie oderwać się od trudnej sytuacji w domu i podróżować, Anna i Catherine dadzą się uwieść marzeniom o słonecznej Italii.

Między trzema kobietami pojawia się silna więź. Upragniona podróż do Włoch przyniesie niespodzianki i spotkania, które odmienią ich życie.

Świetnie skonstruowana, wciągająca, wiarygodna, zabawna, z głębi serca.
Heat

Romantyczna, marzycielska i zabawna
Closer

Czy włoski naprawdę jest językiem miłości?

Lucy Diamond
Pewnej nocy we Włoszech
Przekład: Barbara Sieradz
Wydawnictwo Black Publishing
Premiera: 24 czerwca 2015


La riunione – zjazd

Catherine uwielbiała Boże Narodzenie, kojarzyło jej się z choinką, prezentami, ekscytacją. Jednak tego roku atmosferę świąt zniszczyły kłamstwa, niedopowiedzenia, były – niech go szlag – mąż.
Udawanie szczęśliwej rodziny z Mikiem było jak granie w bardzo kiepskiej farsie. Mieszkanie z nim znów pod jednym dachem stanowiło nadludzki wysiłek. Jak też udawało jej się przez cały ten czas – każdej nocy – znosić to gardłowe chrapanie, przywodzące na myśl morsa? Poza tym zabierał jej kołdrę, wciąż przewracał się z boku na bok i ciągnął ją ze sobą, tak że Catherine budziła się po kilka razy, drżąc z zimna, i musiała mu ją wyszarpywać. Zapomniała też o innych jego przywarach, jak choćby głośne przełykanie jedzenia, niespłukiwanie wanny po kąpieli albo to, że widok stosu naczyń w zlewie czy sterty ubrań do prania w żaden sposób nie kojarzy mu się z nim samym. Jeśli chodzi o pilota od telewizora, można by pomyśleć, że został chirurgicznie doszyty do jego ręki. Rządził wieczornym oglądaniem telewizji niczym tyran, narzucał świąteczne Radio Times i ciągle wszystko komentował.
On sam zdawał się nie zauważać, jakie katusze przechodzi Catherine. Sprawiał wrażenie zupełnie nieporuszonego. Pewnie czuł się jak na wakacjach po tym, jak dwa miesiące musiał sam troszczyć się o siebie w wynajętym mieszkaniu. I oto znów był panem i władcą, gwiżdżącym pod prysznicem, zabierającym Matthew na mecz piłki nożnej i z irytująco dobrym humorem wchodzącym na powrót w rolę osobistego taksówkarza Emily.
Co kilka dni znikał na wieczór, prawdopodobnie po to, by zniewolić nieszczęsną Rebeccę na wynajmowanej sofie. Gdy później wracał do domu i wślizgiwał się do jej łóżka, wciąż czuć było od niego zapach perfum innej kobiety. Catherine przyprawiało to o mdłości. Dlaczego w ogóle przyszło jej do głowy, że ta głupia maskarada to dobry pomysł? Catherine z jej pamiętnika nigdy nie pozwoliłaby na podobną farsę. Wylałaby mu piwo na głowę i powiedziała, gdzie ma iść.
Sytuacja miała jedną zaletę: dzieci znów były w domu. Tyle że to już nie te same nastolatki, które wyjechały dziesięć tygodni temu. Matthew udekorował ramię tatuażem, naprawdę okropnym, przedstawiającym czaszkę z płomieniami buchającymi z oczodołu. Tymczasem Emily utleniła i obcięła na krótko swoje piękne włosy, a w jej nozdrzu połyskiwał fioletowy kolczyk.
Catherine próbowała ukryć przerażenie, ale nie przychodziło jej to łatwo.
– Dorastają, szukają swojej tożsamości – powiedział Mike ze zniecierpliwieniem, gdy poruszyła ten temat.
– Ale ja lubiłam ich starą tożsamość – odparła bezradnie. – Teraz czuję się tak, jakbym już ich nie znała.
Właściwie, myślała Catherine, ładując kolejną partię brudnych ubrań do pralki, prawie ich nie widywała, odkąd przyjechali, nie mówiąc o okazji do rozmów od serca mamy z dziećmi, a tak na nie liczyła. Traktowały ją tak samo jak Mike, jak służącą, która powinna po nich posprzątać, zaopatrzyć lodówkę w ich ulubione przekąski i o szóstej każdego wieczoru zapewnić kolację. Czy tylko tyle dla nich znaczyła?
Ale przecież, przypominała sobie, spędzą razem cudowne święta. To było najważniejsze. W bożonarodzeniowy poranek, przed jedenastą, w Catherine narastał histeryczny krzyk. Obudziła się o brzasku, by mocować się z indykiem, potem obrała i pokroiła górę ziemniaków, marchewek i brukselek. Własnymi rękami sporządziła nadzienie kasztanowe, nakryła stół najlepszym obrusem i położyła na nim najładniejsze srebrne sztućce, wypolerowała wszystkie kieliszki do wina. W tym czasie Matthew i Emily walczyli na Xboxie, a Mike utknął w swojej nowej politycznej biografii, oflankowany puszką cukierków Celebrations i nieodłącznym pilotem od telewizora.
Nikt nie kiwnął palcem, by jej pomóc. Nikt nawet nie zaparzył jej herbaty. Zdała sobie sprawę, że nigdy tego nie robili. Przez lata pozwalała, by jej rola sprowadzała się do zaspokajania wszystkich potrzeb swojej rodziny, jakby tylko do tego się nadawała. Dla nich to było po prostu najzwyklejsze Boże Narodzenie.
Gdy nadeszła pora otwierania prezentów, Matthew z zakłopotaniem przeprosił za to, że niczego jej nie kupił.
– Nie miałem czasu – tłumaczył się, chociaż odkąd przyjechał do domu, tylko się obijał.
Tymczasem Emily podarowała jej babciowaty zestaw przyborów toaletowych, który Catherine widziała na przecenie w drogerii w miasteczku. Mike oczywiście nie zapędził się w zachowaniu pozorów szczęśliwej rodziny tak daleko, by wyłożyć pieniądze na jakikolwiek prezent. Uchowaj Boże! Przyłapać Mike’a na marnowaniu cennych, zarobionych ciężką pracą pieniędzy? Akurat!
Shirley i Brian, jego rodzice, przyjechali prosto z kościoła.
– Catherine, kochana, jesteś taka zaróżowiona – wykrzyknęła Shirley, po czym przygryzła wargę. – Czyżbyśmy przechodziły zmianę? Uderzenia gorąca? – spytała.
Emily zachichotała, Matthew wyglądał na skrępowanego, Mike włożył sobie do ust następnego minimarsa. Zaraz to ja cię uderzę, pomyślała bezlitośnie Catherine.
– Jestem zajęta w kuchni, to wszystko – powiedziała. – Mike, mógłbyś przynieść rodzicom coś do picia?
– Ooo, nie, Mike, zostań tam, gdzie jesteś, na pewno jesteś zmęczony – powiedziała Shirley, nim zdołał ruszyć choćby mięśniem.
Co nie znaczy, że wyglądał tak, jakby miał zamiar kiwnąć palcem, najwyżej po to, by kolejny raz sięgnąć do opakowania.
– To ja poproszę brandy – powiedział Brian jowialnie. – Skoro już mamy święta.
– A ja napiję się sherry – dodała Shirley. – Małej. Skoro już mamy święta.
A ja dostanę załamania nerwowego, pomyślała Catherine, znikając z powrotem w kuchni, zanim ktoś jeszcze złoży zamówienie.
Skoro już mamy te cholerne święta.
Pół godziny – i następny kieliszek wina – później posiłek był gotowy. Catherine podała danie złożone z okraszonych masłem warzyw, chrupiących pieczonych ziemniaków, sosu chlebowego i wina. Podczas gdy ona przynosiła kolejne półmiski Mike, Emily, Matthew, Shirley i Brian siedzieli przy stole i nikt nie zaproponował jej pomocy. „Tylko patrzeć, a podniesie się chór »Dlaczego musieliśmy tyle czekać?«” – pomyślała Catherine z wściekłością.
– Idzie! – ucieszyła się Emily, której oczy zaświeciły się na widok Catherine wnoszącej na półmisku zarumienionego, połyskującego indyka otoczonego soczystymi kiełbaskami chipolata zawiniętymi w bekon.
– Chodź do tatusia – powiedział Matthew, zacierając dłonie.
– Najlepszy posiłek roku – zadecydował Mike, oblizując usta.
– Och… – powiedziała Shirley zdziwionym tonem. – Czyżbym zapomniała wspomnieć, że przeszliśmy na wegetarianizm?
W Catherine coś pękło. W dupie ma szczęśliwą rodzinę. Dość tego!
– Wiecie co? – usłyszała swój podniesiony głos. – To najgorsze Boże Narodzenie wszech czasów. Nie zasługujecie na to, wy lenie.
I zanim zdołała się powstrzymać, podniosła tacę z indykiem nad głowę i cisnęła nią o ścianę. Emily krzyknęła. Mike wrzasnął. Shirley pisnęła. Matthew zaśmiał się nerwowo.
– Co to, kurwa, ma być? – zagrzmiał Brian, gdy ogromny indyk rozbryzgał się o oprawione zdjęcie rodzinne, pokrywając je tłuszczem.
Indyk odbił się od kaloryfera i wylądował na dywanie, gdzie położył się nieelegancko, z nogami sterczącymi do góry. Kiełbaski uderzyły w tapetę jak mięsne naboje, zostawiając po sobie oleiste plamy. Zdjęcie ze stłumionym brzdękiem spadło z haka za kaloryfer.
– Catherine! – wykrzyknął Mike. – Co ty wyprawiasz, na litość boską?
– Upiła się – mruknęła Shirley do Briana. Wyglądała na zbulwersowaną.
– Bezczelna – odmruknął Brian, wyraźnie zszokowany.
Wszyscy wpatrywali się w nią z zaskoczeniem. Teraz w końcu zwróciła na siebie uwagę. Teraz zadali sobie trud, by na nią spojrzeć. Przebrała się miarka, pomyślała, zaciskając pięści.
– Nie jestem pijana, nie zwariowałam i nie przechodzę menopauzy! – warknęła. – Mam po prostu dość, słyszycie? Dość! Sami sobie przygotujcie świąteczny obiad, ja idę do Penny. Tam przynajmniej zaznam trochę szacunku.
– Ależ mamo! – zaprotestowała Emily, z oczami nagle pełnymi łez. – Są święta, nie możesz teraz iść!
– Mamo, przepraszamy – powiedział Matthew. – Usiądź, ja się zajmę indykiem.
Za późno. Za późno, do ciężkiej cholery. Catherine stała się nieczuła na wszelkie łzy i protesty. – Nie martw się, tata sobie z nim poradzi – uśmiechnęła się szyderczo. – Ptaki to jego domena, prawda, Mike?
Mike pobladł jak trup.
– Catherine… – zaczął błagalnym tonem.
– To niedorzeczne – wykrztusiła Shirley.
– Och, pierdol się, Mike… – odparła Catherine, zrywając z siebie fartuch. – Ty też! – dodała, zwracając się do teściowej. Cisnęła fartuch na stół, wylądował w pieczonych ziemniakach. – Wesołych, kurwa, świąt – powiedziała, odwróciła się na pięcie i wyszła.
Penny otworzyła drzwi w fioletowej papierowej czapeczce na głowie i ubrana w złoty, jedwabny dres.
– Ojej, kochanie – powiedziała zaalarmowana. – Co się stało?
– Właśnie rzuciłam indykiem o ścianę – chlipała Catherine. – I powiedziałam Shirley, żeby się pierdoliła. Najgorsze Boże Narodzenie życia!
Penny przytuliła ją mocno do swojej wyperfumowanej piersi.
– Cóż, to dla ciebie paskudne święta – powiedziała, kojąco głaszcząc Catherine po plecach. – Wejdź i coś przegryź. Mamy właśnie zaczynać, a jedzenia jest tyle, że starczyłoby na zatopienie Titanica.
– Na pewno nie będę przeszkadzać?
Nagle zdała sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiła. „O mój Boże!” Mogła myśleć tylko o sterczących w górę nogach indyka, tej plamie oleju na tapecie, zdziwionych twarzach wokół stołu.
„Wesołych, kurwa, świąt”. TRZASK.
– Oczywiście, że nie przeszkadzasz, Cath, im nas więcej, tym weselej. No dobrze, czego się napijesz, słonko?
– Solidnego drinka.
– Wchodzę w to.
Pół godziny później znów odezwał się dzwonek. Za drzwiami stała Emily, blada, ze śladami łez na twarzy.
– W samą porę na świąteczny pudding, kochanie – powiedziała Penny, nie mrugnąwszy powieką. – Napij się wina i przytul mamę, na litość boską.
– Wszystko w porządku, Em? – spytała Catherine, otaczając ją chwiejnie ramionami. Boże, to brandy, a potem pinot gris uderzyły jej do głowy. – Przepraszam za indyka i… właściwie to za wszystko.
– Tutaj zostało udko, jeśli masz jeszcze miejsce, Emily – zaproponowała Penny, której czapeczka przechyliła się zawadiacko. – Albo możesz od razu przejść do puddingu. Dazza właśnie odgrzewa sos.
– Co się dzieje w domu? – spytała Catherine. – Wszystko okej? Shirley i Brian ciągle tam są?
Emily wyglądała na oszołomioną.
– Tata nam powiedział – wykrztusiła, a jej głos przeszedł w szloch. – O tej Rebecce. Mówił, że ją kocha i że się rozstajecie. – Szloch zamienił się w lament. – Dlaczego musieliście nam to mówić w Boże Narodzenie? Wszystko zepsuliście!
– Przepraszam – powiedziała Catherine sama bliska płaczu. – Nie chcieliśmy, żebyście dowiedzieli się w ten sposób.
– Co ona właśnie powiedziała? – spytała Janice, mama Penny, nadstawiając ucha. – Że miły Mike cię zostawił? I to, psiamać, w Boże Narodzenie? Co za kapcan.
– Mamo! Nie bądź niegrzeczna. Pij swój Babycham * i się nie odzywaj – syknęła gospodyni.

* Babycham – angielskie wino gruszkowe.

– Mamo! To nie do pojęcia… – powiedział Darren, chłopak Penny, wchodząc do pokoju z garnkiem pełnym sosu i śmietaną kremową w sprayu. Potrząsnął pojemnikiem i wpsikał sobie dwie wielkie chmury prosto do ust. – Odejść od takiego kociaka? Co on sobie myślał?
– To kto chce świątecznego puddingu? – spytała Penny, próbując zmienić temat. – Mamy sos, brandy butter ** i… Darren! Przestań! Jeszcze wina, Cath?
– Tak, poproszę – zgodziła się Catherine. – Biorę wszystko. Przed końcem tego dnia umrę na zawał.
– A czemu by nie, do cholery? – powiedziała Janice. – Wcinaj zdrowo, mała. W końcu nie każdego dnia dowiadujesz się, że twój facet to kanalia. Mężczyźni!

** Brandy butter – krem z masła, cukru i brandy.

– Hej – powiedział Darren dobrodusznie. – Nie każdy z nas jest kanalią, Janice. Właściwie to mam wam coś do powiedzenia. To wszystkich rozpogodzi… – Poszperał w kieszeni, a potem klęknął przed Penny. – Penny, czy zaszczycisz mnie i…
– TAK! – wykrzyknęła Penny, zanim skończył zdanie. Upuściła łyżkę do nakładania potraw i odebrała małe pudełeczko z jego dłoni. – Tak, Dazza, o tak!
– Powtórka z rozrywki – mruknęła Tanya, najstarsza córka Penny.
– Ooo… – westchnęła Janice. – Czy to nie romantyczne?
– Och, co my tu mamy… – powiedziała Emily, trochę się ożywiając.
– To cudownie, gratulacje – powiedziała Catherine, starając się cieszyć szczęściem przyjaciółki. To znaczy cieszyła się, bez dwóch zdań.
Z okna widziała, jak drzwi wejściowe ich domu otwierają się i wymaszerowują z nich oburzeni Shirley i Brian, a za nimi Mike w fartuchu, skruszony i znękany.
Tego Bożego Narodzenia żadne z nich długo nie zapomni.

 
Wesprzyj nas