Kimkolwiek jesteś – jeśli kiedykolwiek zdarzyło ci się coś upiec – ta opowieść jest dla ciebie.


Weź pięcioro nieznajomych, którzy nie mają ze sobą nic wspólnego, oprócz zamiłowania do pieczenia. Dodaj ostrą walkę o zwycięstwo w konkursie i ubij na sztywno. Podgrzewaj napięcie do właściwej temperatury. Udekoruj słodko-gorzką opowieścią o legendarnej kobiecie, która ich zainspirowała. Ciesz się smakiem, spożywając po kawałeczku lub za jednym razem.

Rok 1966, Kathleen Eaden, autorka felietonów kulinarnych i żona właściciela sieci supermarketów, wydaje „Sztukę pieczenia”, książkę kucharską pełną porad, jak stworzyć szczęśliwą rodzinę, piekąc smakowite ciasta, ciastka i ciasteczka.

Początek XXI wieku, pięcioro piekarzy amatorów staje do konkursu o tytuł Nowej Pani Eaden. Jest tu Jenny, której dzieci wyfrunęły już z gniazda; Claire, która dla córki poświęciła własne marzenia; Mike, po śmierci żony wychowujący samotnie syna i córkę; niepracująca młoda mama Vicki, która dla synka zrezygnowała z wielu rzeczy, i Karen, doskonała Karen, o życiu pełnym starannie skrywanych, wstydliwych tajemnic.

Między uczestnikami konkursu tworzą się zaskakujące sojusze, wychodzą na jaw sekrety, przy których stworzenie skomplikowanego dzieła sztuki cukierniczej wyda się zawodnikom dziecinną igraszką.

Przekonają się – tak jak kiedyś pani Eaden – że jeśli nawet w kuchni udaje się osiągnąć doskonałość, to w życiu jest o nią o wiele trudniej.

Sarah Vaughan
Słodki smak miłości
Przekład: Ewa Górczyńska
Dom Wydawniczy PWN
Premiera: 11 maja 2015

2

Podczas pieczenia nie należy oszczędzać na składnikach ani chodzić na skróty. Bylejakość nie ujdzie ci płazem. Twoja rodzina zasługuje na najlepsze.
Zdecydowanie jestem za umiarem i oszczędnością, ale nikt nie lubi kiepskiego ciasta czy niewyrośniętego chleba, pasztecików skąpo wypełnionych nadzieniem czy puddingu bez smaku. Pamiętaj: kiedy pieczesz, okazujesz miłość i troskę.

W swoim wiejskim domu w Suffolk Jennifer Briggs ugniata na granitowym kuchennym blacie ciasto na focaccię. Przerywa na chwilę, żeby spojrzeć przez okno na otoczony murem ogród. Od wysiłku zaczynają ją boleć ramiona: rozciąga ciasto, potem znów je ugniata i ponownie rozciąga, żeby uwolnić gluten. Swędzi ją nos, więc pociera go grzbietem umączonej dłoni. Kot – jeden z dwóch, które zawsze ją odwiedzają, kiedy piecze – przechodzi wolno przez kuchnię, miauczy natarczywie, siada i wbija wzrok w wielką lodówkę.
– Nie. Na razie nic nie dostaniesz – oznajmia mu Jennifer i po chwili dodaje rozbawiona: – Widzę, że i ciebie to zaciekawiło, Pręgusku. Cóż, wydaje mi się, że nic z tego nie będzie.
Kot mruga z nieprzeniknionym wyrazem pyszczka i zaczyna się myć. Jennifer znów patrzy na anons starannie wycięty z „Eaden’s Monthly” i przyczepiony do lodówki magnesem w kształcie serca. „Wzywamy brytyjskich mistrzów pieczenia!” – krzyczy ogłoszenie stylizowane na znany plakat z Kitchenerem z czasów pierwszej wojny światowej. „Kraj was potrzebuje! Pokażcie, co potraficie!” Tekst wyjaśnia dynamiczną kursywą, że sieć sklepów Eaden i Syn poszukuje nowej pani Eaden, niezawodowej mistrzyni lub mistrza wypieków, kogoś tak utalentowanego, że będzie godnym następcą zmarłej w zeszłym roku żony założyciela firmy, która w 1966 roku wydała klasyczną książkę kucharską Sztuka pieczenia. Zwycięzca konkursu podpisze wart pięćdziesiąt tysięcy funtów kontrakt na stanowisko doradcy w dziedzinie wypieków, co miesiąc będzie zamieszczać artykuł w firmowym miesięczniku oraz zostanie twarzą kampanii reklamowej supermarketów Eaden’s. Potem nowa pani Eaden będzie mogła rozpocząć karierę na własną rękę.
Jennifer uwielbiała piec, a konkurs tak bardzo ją zaintrygował, że ku własnemu zaskoczeniu zgłosiła swoją kandydaturę. W końcu wychowała się na Sztuce pieczenia. Jej matka stale korzystała z receptur Kathleen Eaden i zachwycała się jej opisami wyszukanych ciast i deserów, a Jennifer często robi zakupy w Eaden’s i wierzy, że będzie to prawdziwy konkurs pieczenia – pomimo raczej niepoważnego wymogu, żeby po każdym etapie dwoje najlepszych zawodników umieściło swoje filmiki na YouTube. Sędziowie na pewno robią wrażenie: Dan Keller, przystojny piekarz artysta, i Harriet Strong, autorka ponad trzydziestu książek kucharskich i gwiazda nadawanego od wielu lat programu o gotowaniu. To nie będzie żadne reality show, ale konkurs ogłoszony przez najbardziej ekskluzywną sieć supermarketów w kraju, w których sprzedaje się produkty wysokiej jakości, ekologiczne i świeże i której klienci uwielbiają domowe wypieki.
Jennifer, jedna z takich klientek, wysłała swoje zgłoszenie tuż przed Gwiazdką. Nadal irytował ją fakt, że dotychczas nikt się z nią nie skontaktował. Chociaż w sumie nie zaskoczyło jej to. Na stronie internetowej napisano drobnym drukiem, że sieć zastrzega sobie prawo do selekcji kandydatów, którzy będą reprezentować różne grupy demograficzne kraju. Z przesadnym naciskiem przypomniano, że należy załączyć swoje zdjęcie, więc Jennifer podejrzewa, że jako pięćdziesięciolatka jest o wiele za stara i za gruba, żeby dostać się do konkursu.
Wzdycha, wyobrażając sobie, jak musieli ją widzieć ci, którzy przeglądali zgłoszenia, zapewne ludzie młodzi, w wieku jej od niedawna dorosłych trzech córek: krótka, praktyczna fryzura na pazia, nudna i niedodająca urody, ale odpowiednia dla żony dentysty i członkini Ligi Kobiet, szeroka szczera twarz, zaczerwieniona od trądziku różowatego i świadcząca o zamiłowaniu do prostego życia oraz braku próżności, no i waga, przez którą może być postrzegana jako wcielenie grubej, wesołej aseksualnej kucharki.
Wraca do pracy nad ciastem.
Ugniatając je z coraz większym wigorem, wywołanym nagłym przypływem gniewu, dochodzi do wniosku, że przyzwyczaiła się do swojej nadwagi.
Jej miłość do pieczenia rozkwitła, kiedy Jennifer weszła w wiek średni. „Nigdy nie ufaj chudej kucharce”, rzuca niekiedy z humorem, splatając nadal jędrne ramiona pod biustem – jest to raczej biust niż dwie oddzielnie zarysowane piersi – który staje się coraz pokaźniejszy, podobnie jak okrywające go ubrania. Jennifer doszła do rozmiaru czterdzieści osiem i nikt już nie powie, że jest ponętna, krągła czy choćby puszysta. Na udach, które ocierają się o siebie, kiedy chodzi, niczym krople wilgoci na cieście rozciąganym teraz przez nią na blacie, widać srebrzyste rozstępy. Miękki, obwisły brzuch ma konsystencję słabo bitej śmietany. Córki, jeśli kiedykolwiek się nad tym zastanawiały, pewnie myślą, że matka nie zwraca na takie sprawy uwagi. Bo wygląd Jennifer odzwierciedla jej charakter: typ Matki Ziemi o rumianych policzkach, doskonała kucharka, która wyczaruje tuzin bułeczek albo biszkopt królowej Wiktorii, używając jaj od własnych kur rasy sussex, choćby goście uprzedzili ją o wizycie zaledwie dwadzieścia minut wcześniej, w końcu niezawodna podpora rodziny. Tylko Lizzie, najmłodsza, która właśnie rozpoczęła studia w Bristolu, zastanawia się, czy matka jest tak szczęśliwa, jak twierdzi.
– Mamo, wszystko w porządku? – zapytała niepewnie podczas świąt. – Nie przeszkadza ci, że teraz, kiedy wszystkie wyjechałyśmy na studia, siedzisz tu sama i gotujesz tylko dla taty?
Jennifer się uśmiechnęła.
– Pewnie chodzi ci o to, co robię całymi dniami?
Starsze córki nie wykazały takiej troski.
– Przecież mama uwielbia opiekować się nami i dbać o naszego zrzędliwego staruszka, prawda? – wtrąciła Kate, która niedawno skończyła dwadzieścia trzy lata.
– Oczywiście, że tak. To przecież nasza mama kwoka. Prawda, mamo? – Emma, lat dwadzieścia dwa, jak zwykle bardziej oschła, otoczyła ją szczupłym ramieniem i przytuliła.
Jennifer trochę się zmieszała, ale szybko rozluźniła się w uścisku córki.
– Mam mnóstwo zajęć. Nadal jest sporo gotowania i pracy w ogrodzie… No i kury oczywiście. – Starała się zrobić wrażenie osoby bardzo zapracowanej.
Córki, chcąc wierzyć, że wszystko jest w porządku, roześmiały się.
– Lizzie, nie czepiaj się – nakazała Emma młodszej siostrze. – Słyszałaś, co powiedziała mama. Po prostu robi to, co zawsze.
Nie przychodziło im do głowy, że kiedyś pracowała zawodowo jako pielęgniarka, chociaż rzeczywiście zrezygnowała z tego po urodzeniu pierwszego dziecka. Kiedy dziewczynki poszły do szkoły, nikt nie chciał, żeby podjęła pracę poza domem – więc tego nie zrobiła. Teraz zaś, gdy Lizzie martwi się o nią i wysyła pełne troski esemesy, szybko otrzymuje wesołą odpowiedź: „Jak miło, że piszesz, kochanie. Spędziłam wspaniały dzień w ogrodzie, a teraz robię ciasto daktylowe z sosem toffi. Buziaki”. Jennifer bardzo się stara, żeby wiadomość brzmiała odpowiednio beztrosko, ale zawsze wpatruje się w telefon, jakby chciała go zmusić, żeby zadzwonił. Telefon jednak milczy. Tak więc piecze i piecze, samotna w swojej kuchni.

 
Wesprzyj nas