Towarzyszki życia prezydentów Francji bywały niezwykle różne, wspierały głowy Państwa, ale i wywoływały skandale. Miały wpływ na politykę, obyczaje i modę. Ich historie w „Pierwszych damach Francji” przedstawia Robert Schneider.


Autor opisuje historie ośmiu Pierwszych Dam V Republiki Francuskiej. Przywiązaną do katolickiej tradycji, skromną i drobnomieszczańską Yvonne de Gaulle, nowoczesną Claude Pompidou, arystokratyczną Anne-Aymone Giscard d’Estaing, dla której obowiązek to rzecz święta, bezbożną rewolucjonistkę Danielle Mitterrand, wywodzącą się z wielce szanownego francuskiego rodu Bernadette Chirac, przy której jej następczyni, Cécilia Sarkozy, to zwykła emigrantka, zepsutą i przebogatą Carlę Bruni, i potem choleryczną i chorobliwie zazdrosną Valérie Trierweiler.

Robert Schneider dużo miejsca poświęca stosunkom międzyludzkim, zwłaszcza w łonie prezydenckiej pary, przez co tekst balansuje między swoistym studium ewolucji instytucji małżeństwa na przestrzeni ostatniego półwiecza a kroniką towarzyską i sercową z życia celebrytów. Opis bezpardonowej walki szarej myszki Yvonne de Gaulle o oczyszczenie otoczenia męża z osobników rozwiedzionych czy zdradzających żony, słynna wymiana złośliwości między Bernadette i Chirakiem – to wszystko znaleźć można w książce, która odsłania niezwykłe tajemnice Pałacu Elizejskiego.

Wielkim jej atutem jest ton, w jakim autor się wypowiada: jest on przede wszystkim rzeczowy, pragnie zrozumieć i pozwolić innym zrozumieć, bez grania na emocjach, i choć czasami stara się wniknąć w odczucia swoich bohaterek, to skutecznie unika taniego psychologizowania.

Książka opisuje barwne, mocno zróżnicowane osobowości kobiet, których wpływ na życie milionów Francuzów był często niezauważalny, ale bardzo istotny. Na przykładzie przedstawionych Pierwszych Dam Francji doskonale widać, jak wiele we francuskiej i europejskiej obyczajowości zmieniło się przez ostatnie pół wieku.

To także ważna publikacja poświęcona roli kobiet w polityce i w życiu publicznym, przekrojowa opowieść o tym jak zmieniała się funkcja Pierwszej Damy – od dyskretnej i skromnej doradczyni do przebojowej celebrytki i gwiazdy brukowców.

Robert Schneider jest austriackim dziennikarzem i pisarzem, autorem wielu książek historycznych i publicystycznych m.in. głośnej powieści „Schlafes Bruder”, fascynującej historii związków papieży z kobietami „Der Papst und das Mädchen. Eine Erzählung” czy opowieści o J.S. Bachu „Die Offenbarung”.

Robert Schneider
Pierwsze damy Francji
Przekład: Grażyna Majcher, Małgorzata Kozłowska
Wydawnictwo MUZA SA
Premiera: 20 maja 2015

Osiem kobiet

„Ostatnia pierwsza dama Francji” – czy tak właśnie historia zapamięta Valérie Trierweiler, piękną młodą kobietę, niemającą co prawda formalnych podstaw do tego tytułu, skoro prezydent jej nie poślubił, za to obdarzoną wyrazistym charakterkiem (który może zresztą tłumaczyć jej niezamężny stan)?
Była ósmą kobietą z serii zainaugurowanej za prezydentury de Gaulle’a, jednak nie z woli Generała – takie były wymogi nowoczesności, które należało spełnić, choć bywały niewygodne. Pierwszą z owej serii była Yvonne de Gaulle, z domu Vendroux, kobieta wierna zasadom wpojonym przez wychowanie w duchu religijnym i mocno przejęta „służbą” – u wojskowych słowo to nie jest w żadnej mierze pejoratywne – pełnioną przez nieśmiałego młodego mężczyznę, często zatopionego w myślach, a jednak już wówczas stanowczego i robiącego na ludziach silne wrażenie. „Zostaw, pani, zostaw”, zwykł mówić, gdy matka trójki jego dzieci ośmieliła się wypowiedzieć na temat polityki.
„Świat się zmienia” – to stwierdzenie, pod którym Generał podpisałby się z pełnym przekonaniem. Mamy rok 1961. John Fitzgerald Kennedy bawi z oficjalną wizytą w Paryżu. A u jego boku – czarująca Amerykanka pochodzenia normandzkiego, którą prezydent Stanów Zjednoczonych przedstawia jako First lady, pierwszą damę Ameryki.
Jako Damę! Czyżby była wybranką ludu, a może w linii prostej potomkinią wyimaginowanej szlachty, która panowała nad krainą coca-coli w czasach Indian? Nie, ona jest żoną – nie byle kogo, rzecz jasna – i to wystarcza. Podobno Generał był urzeczony jej wdziękiem. I co z tego? On sam nigdy, przenigdy nie powierzyłby podobnej roli własnej żonie, którą Francuzi – z sympatii czy dla kpiny – nazywają „Ciocią Yvonne”. Zwłaszcza że „Jack”, najpotężniejszy człowiek na świecie, nie zna umiaru: „Jestem facetem, który towarzyszy Jackie Kennedy”, stwierdza na wstępie swojego przemówienia na oficjalnej kolacji w Pałacu Elizejskim.
Stało się jednak inaczej, niż Generał by sobie życzył. Bo „świat się zmienia” i nawet madame Coty pozwoliła się sfotografować, gdy nalewa mężowi zupę, a obok talerza widać butelkę dumesnila, piwa, które pija się w ich domu. A madame de Gaulle? Jej tradycyjna rola polega między innymi na kupowaniu małżonkowi dwa razy w roku, zimą i latem, garnituru w dziale „Duże rozmiary” w domu towarowym Bon Marché, na chodzeniu z Generałem na mszę i na byciu wzorową panią domu, uległą, lecz na modłę francuską, to znaczy czujną, pilnującą w szczególności posiłków i rozkładu dnia męża, panowie są przecież tak nieprzewidywalni – otóż ta właśnie madame de Gaulle, ta cicha Yvonne, surowa Yvonne została namaszczona na pierwszą damę Francji. Tak postanowiła prasa.
Minęło ponad pięćdziesiąt lat… „Pocałuj mnie (nie, nie tak) w usta!” To pierwsze zdanie, jakie Valérie Trierweiler szepcze prezydentowi François Hollande’owi, gdy reporterzy zaczynają go obskakiwać na placu Bastylii.
Nowa pierwsza dama Francji? Valérie chce nią być. Domaga się tego. Prosi. Błaga. Żąda. Dla tego socjalisty, który wciąż jest postrzegany jako miękki, wręcz poczciwy, to tylko drobny dowód miłości ofiarowany „kobiecie jego życia”. Jest zbyt wytrawnym politykiem, by nie zdawać sobie sprawy, że ta „nominacja” wcale nie jest republikańska, i zbyt dobrze wychowany, by nie rozumieć, że pominięcie przy tej okazji matki czwórki jego dzieci doprawdy nie jest eleganckie. Ale przecież w sumie do niczego go to nie zobowiązuje. Ta pierwsza dama nie zostanie jego żoną, a wyparcie się jej jest mniej kompromitujące od rozwodu. Tego typu rzeczy można mówić po fakcie. François mógł je sobie mówić po tym, jak los postawił na jego drodze pewną czarującą aktorkę. Popularność prezydenta osiąga historyczne minimum, świat jest pustoszony ogniem i mieczem, a ten daje się przyłapać na skuterze w przebraniu motocyklisty. Generał miał rację: świat się zmienia!
Zmienił się tak bardzo, że pełnienie roli pierwszej damy stało się mission impossible. Tak twierdzi czasopismo „Elle”, które dobrze się orientuje w kwestii kobiecej kondycji. Sęk w tym, że rola była przycięta na miarę cór katolickiej, konserwatywnej burżuazji i arystokracji, kobiet ukształtowanych po to, aby wywiązywały się należycie z obowiązków żon, matek i gospodyń domowych. Przygotowanych do tego, by spod władzy ojca przejść bezpośrednio pod władzę męża.
Claude Pompidou, Anne­‑Aymone Giscard d’Estaing i Bernadette Chirac bez większego trudu wcieliły się w rolę Yvonne de Gaulle.
Danielle Mitterrand nie mogła tego zrobić. Nie wywodziła się z burżuazji, nie była katoliczką. Ta córka nauczycieli szkolnictwa świeckiego, socjalistów i masonów, nie była wychowywana po to, by służyć mężowi. W wieku osiemnastu lat uczestniczyła w ruchu oporu, a buntowniczką była przez całe życie: szła własną drogą uczuciową i polityczną, prowadząc na całym świecie upartą walkę o prawa człowieka. Nawet za cenę poważnych incydentów dyplomatycznych.
Z kolei Bernadette Chirac przez długie lata była „sługą swego pana i władcy”, lecz gdy osiągnęła zaawansowany wiek, wstąpił w nią demon polityki. Nie tyle chodziło jej o to, by wyswobodzić się spod kurateli Jacques’a, ile o to, by wzbudzić jego podziw, pokazać mu, że może być użyteczna, że nie jest tą, której „nic się w życiu nie udaje i która na dodatek psuje szyki innym”, jak ją złośliwie określił na początku wspólnego życia.
Te pięć kobiet różniło się, ale łączyło je to, że były wychowywane w tradycyjny sposób, związały się ze swoim mężczyzną na dobre i na złe, jak również to, że wszystko przetrzymały. Yvonne de Gaulle o włos uniknęła śmierci u boku Generała, gdy na ich samochód spadł grad pocisków wystrzelonych przez bojowników Tajnej Organizacji Zbrojnej, czyli OAS. Claude Pompidou, nikczemnie oczerniana w związku z aferą Markovica, myślała o samobójstwie. Anne-Aymone Giscard d’Estaing, wyśmiewana i oskarżana o to, że uważa się za królową, bo jest córką księżnej, szukała ratunku w modlitwie. Danielle Mitterrand, w karykaturach przedstawiana jako nowa lewicowa La Pasionaria, cudem uszła z życiem z zamachu w irackim Kurdystanie, by potem zaznać bolesnego upokorzenia, gdy ujawniono istnienie drugiej rodziny jej męża. Bernadette Chirac, przez siedem lat pierwszej kadencji spychana na margines przez małżonka i własną córkę, tłumiła gniew, powtarzając sobie w duchu: „Jestem nikim”.
Cokolwiek robiły, wszystkie były krytykowane. Zachowywały milczenie? Oceniano je jako figurantki, które nie mają nic do powiedzenia. Wygłaszały jakąś opinię? Dlaczego się wtrącają, jakim prawem zabierają głos? Nie ugięły się pod ogniem krytyki. Zdzierżyły, jak ujęła to Bernadette Chirac. Nawet gdy mężowie je zdradzali.
Jednak świat znów się zmienił. Nadszedł czas kobiet wyzwolonych. Stare instytucje – małżeństwo, rodzina – rozpadły się; podrzędna, zawsze podrzędna pozycja żony poszła w zapomnienie. Następne pierwsze damy Francji żyły, kochały, wydawały na świat dzieci, zdobywały popularność, na długo zanim poznały swoich mężów prezydentów. Cécilia Sarkozy, modelka pracująca w atelier sławnych projektantów mody, poślubiła w pierwszej kolejności jednego z najbardziej znanych mężczyzn we Francji, prezentera telewizyjnego Jacques’a Martina, z którym ma dwie córki. Carla Bruni-Sarkozy, jedna z najsłynniejszych topmodelek na świecie, miała synka i przez długi czas nawiązywała kolejne romanse z różnymi znakomitościami, wzbudzając żywe zainteresowanie kronik towarzyskich. Z kolei Valérie Trierweiler, dwa razy zamężna, dwa razy rozwiedziona, matka trzech chłopców, przez dwadzieścia lat była dziennikarką w „Paris Match” i należała do kręgów polityczno-medialnych. Jak odległa od nich wydaje się Ciocia Yvonne!
„Nudzi mnie bycie First lady”. Cécilia Sarkozy zdesakralizowała rolę pierwszej damy. Zmusiła głowę państwa do rozwodu. A była przecież najbardziej wpływową z pierwszych dam Francji. Lecz pragnęła czegoś więcej. Zdawała sobie sprawę, że „ma ogromny wpływ” na swojego mężczyznę, o którym mawiała zresztą: „On jest jak dziecko!”. Chciała, żeby dzielił się z nią władzą, choć było to niemożliwie, a ona o tym wiedziała. Tak więc odeszła. Cécilia jest kobietą nowoczesną, kobietą, która stawia własne szczęście ponad wszystko.
Osobowość jej następczyni, Carli, żeńskiej wersji Don Juana, zdawała się jeszcze mniej pasować do trącącej myszką funkcji. Tymczasem… Nie dość, że piękna Włoszka nie rozniosła obowiązujących zasad w pył, to jeszcze aż nazbyt sumiennie wcieliła się w rolę kobiety uległej, usłużnie skrytej w cieniu męża – zawiesiła na kołku swoje życie artystyczne i wykreowała postać zakochanej gąski, przeciwieństwo jej prawdziwej osobowości, znacznie bogatszej i bardziej oryginalnej. To doświadczenie ją złamało.
Valérie Trierweiler chciała wymyślić swoją rolę na nowo, ale strzeliła sobie samobójczą bramkę wystąpieniem na Twitterze. Po tym jak Hollande przywołał ją do porządku – był to dla niej pamiętny czternasty lipca! – była już grzeczna. Za późno. Hollande wykorzystał ujawnienie swoich motocyklowych eskapad, by dać jej do zrozumienia, że to koniec.
Purytańska Yvonne i rozwiązła Carla, Anne-Aymone, córka księżnej de Faucigny-Lucinge, i Valérie, córka kasjerki na lodowisku w Angers, katoliczka Bernadette i niewierząca Danielle, Claude, przez trzydzieści lat dochowująca wierności zmarłemu mężowi, i Cécilia, która opuściła męża zaledwie pięć miesięcy po tym, jak objął urząd prezydenta. Osiem diametralnie różnych kobiet, które wykazywały się zadziwiającą solidarnością, gdyż każda z nich jak nikt inny wiedziała, przez co przeszły pozostałe. Yvonne de Gaulle, która nie mogła wybaczyć Georges’owi Pompidou i Valéry’emu Giscardowi d’Es­taing zdrady Generała, zawsze serdecznie przyjmowała Claude Pompidou i Anne-Aymone Giscard d’Estaing. Należały nawet do nielicznego grona tych, którym pozwoliła się ze sobą pożegnać przed jej złożeniem do grobu. Panie Pompidou i Chirac były najlepszymi na świecie przyjaciółkami. Obie nie znosiły Giscarda, lecz złego słowa nie rzekły jego małżonce, Anne-Aymone. Ta zaś nie kryła podziwu dla Danielle Mitterrand: sama bała się swojego męża, podczas gdy Danielle potrafiła stawić czoło swojemu. Bernadette Chirac była zirytowana Cécilią Sarkozy, która pod koniec kadencji Chiraca zupełnie ją przyćmiła: „Ona jedna się liczy!”. Ale bez wahania stanęła u jej boku podczas meetingów przedwyborczych kandydata Sarkozy’ego w roku 2007. Jednocześnie zachwalając kobietę, która miała szanse na zostanie pierwszym prezydentem Republiki Francuskiej w spódnicy, czyli Ségolène Royal. Później Bernadette, która mieszkała w Pałacu Elizejskim dwanaście lat, doradziła Carli Bruni, by nie przenosiła się do „tego lodowego pałacu, w którym wszyscy wszystko wiedzą”. Z kolei Cécilia Sarkozy nie krytykowała tej, która ją zastąpiła, zadowalając się stwierdzeniem: „Carla jest artystką”. Nawet starała się zminimalizować znaczenie nieszczęsnego wpisu partnerki Hollande’a, Valérie, na Twitterze: „To drobiazg”. Bernadette Chirac zapewniła o sympatii dla tej, która została porzucona. Lecz nie mogła się powstrzymać i dodała: „Zatruwała życie François Hollande’owi”.
Jak te osiem kobiet radziło sobie z wyjątkowym losem, jaki przypadł im w udziale, do którego nie były ani predestynowane, ani przygotowane? Jak odgrywały swoją rolę u boku republikańskiego monarchy? Jak reagowały na nieżyczliwość, nienawiść, oszczerstwa? Jaki wpływ wywierały poza sferą czysto prywatną? Dlaczego wszystkie – z wyjątkiem Bernadette Chirac – twierdziły, że nie były szczęśliwe w Pałacu Elizejskim, prestiżowej siedzibie prezydenta, w której usługiwano im jak królowym? Poznając je z bliska, odkrywamy osiem kobiet z krwi i kości, daleko odbiegających od rozpowszechnianych przez prasę stereotypów, od karykatur, które je ośmieszały, różniących się także od wizerunku, jaki same usiłowały wykreować. Osiem kobiet, których życie odzwierciedla pół wieku najnowszej historii Francji. A oto ich historia.

 
Wesprzyj nas