Nowa książka Siggego Eklunda jest zarówno powieścią psychologiczną, jak i thrillerem, gdzie kilkoro narratorów snuje różne historie i podpowiada liczne rozwiązania tej historii – niektóre oczywiste, inne zawoalowane – które mają pomóc w odszukaniu dziewczynki.


Pewnego majowego dnia, kiedy rodzice wychodzą na kolację do okolicznej restauracji, jedenastoletnia Magda Horn znika z domu. Choć jest przedmiotem licznych kłótni i częstych trosk, w rzeczywistości od dawna pozostaje niewidoczna, zagubiona, ignorowana.

Zarówno ojciec, wysoce poważany wydawca, jak i matka, zaangażowana psycholożka, są mistrzami w analizowaniu siebie, przeglądaniu się w sobie nawzajem. Magdy jednak nie dostrzegają. Aż dziewczynka któregoś dnia znika.

Sigge Eklund
W głąb labiryntu
Przekład: Bogumiła Ratajczak
Dom Wydawniczy PWN
Premiera: 27 kwietnia 2015


Wieczorem wychodzą na długi spacer nad wodę. Docierają do porośniętego dębami pagórka, gdzie przysiadają na ławce, aby popatrzeć na fiord pokryty lśniącym spękanym lodem. Niebo ma odcień głębokiego granatu.
– Opowiedz coś o Magdzie – prosi Åsa.
– W jakim sensie?
– Coś, o czym nie wiem. Jakieś wspomnienie, którym się ze mną jeszcze nie podzieliłeś.
– Masochistka z ciebie.
– Nazywaj mnie, jak chcesz, ale daj mi coś. Potrzebuję tego.
– Nie wiem co.
– Nie ma pośpiechu. Posiedzimy sobie, dopóki na coś nie wpadniesz.
Przez chwilę trwa cisza, po czym Martin ze wzrokiem nadal utkwionym w zatoczce zaczyna opowiadać:
– Pewnej nocy, kiedy Magda miała siedem lat, obudziła się i zaczęła nas wołać. Spałaś, więc zszedłem do niej i przysiadłem na brzegu łóżka, żeby dotrzymać jej towarzystwa. Musiałem przysnąć, bo nagle ocknąłem się, a ona głaskała mnie po twarzy. Nigdy wcześniej tego nie robiła i jak tylko zorientowała się, że ją widzę, cofnęła rękę i schowała się pod kołdrą… Zadowolona?
Åsa odwraca się od niego. Słyszy jego szloch, dość głośny i przenikliwy, jak u kobiety. Od miesięcy nie widziała, by płakał. Nie może tego znieść.
Wstaje i odchodzi, zostawiając go samego.
– To ja jestem podejrzany! Tobie policja przynajmniej dała spokój! – woła za nią.
Åsa idzie szybko i zdecydowanie, byle stąd odejść, lecz jego głos podąża za nią dużo dalej, niżby sobie tego życzyła.
Wreszcie słyszy już tylko własny oddech oraz skrzypienie śniegu pod butami, ale wciąż maszeruje, rozpamiętując jego słowa. Wstyd jej, że tak rzadko przejmuje się tym, iż on nadal jest oficjalnie podejrzany.
Zatrzymuje się dopiero przy szkolnym podwórku.
Zastyga.
Nowy pomysł. Inny kąt widzenia. A co, jeśli sprawca zauważył Magdę w szkole, za dnia, i w jakiś chory sposób zauroczony nią dowiedział się, gdzie mieszka? Policja zbadała już ten trop, lecz ona sama tylko pobieżnie. Czuje znajome uniesienie, pędzi do tej części dziedzińca, gdzie zazwyczaj bawiła się córka, jednak gwałtownie się zatrzymuje na widok światła i tłumu w jej klasie. Chyba spotkanie rodzicielskie. Chowa się za składzikiem.
Wychowawczyni stoi przy biurku i przemawia, rodzice notują. Åsa zna większość zebranych. Nie chce ich nienawidzić – zna przecież źródło swojej agresji – ale trudno jej się oprzeć, kiedy patrzy na nich, wygodnie usadowionych, zadowolonych i z uśmiechem na ustach.
Przypomina sobie rozmowę z nauczycielką Magdy dwa tygodnie po zaginięciu córki. Kobieta zadzwoniła, aby ją poinformować, że w z związku z tym wydarzeniem wszystkim dzieciom w klasie zaproponowano terapię. Jakby ją to interesowało. Jeśli ją pamięć nie myli, zanim rozmowa dobiegła końca, wychowawczyni zaczęła płakać.
A teraz ona, Åsa, ukryta w ciemności, przygląda się twarzom rodziców.
Rozprawiają o błahostkach, nie mając pojęcia, jaki to luksus. Zapewne nie mogą doczekać się końca wywiadówki. Nie mają porównania.

Jednorazowy wyjazd Martina szybko okazuje się wyzwoleniem. Åsa może robić wszystko, na co przy nim brakuje jej odwagi, bo nie chce zostać posądzona o niestabilność emocjonalną. Może na przykład wrócić do starego zwyczaju czytania e-maili przy lampce białego wina. Robi to średnio raz na dwa tygodnie i wyłącznie wtedy, kiedy ma pewność, że nikt jej nie będzie przeszkadzał. Z czasem zaczęło jej na tych krótkich chwilach zależeć.
Nienawiść, jak się okazało, stała się dla niej źródłem energii i działa na nią zadziwiająco ożywczo.
Ponadto zawsze po tym dochodzi do przekonania, że jest zdrowa, a przynajmniej w lepszym stanie niż inni.
Dwieście dwadzieścia wiadomości tym razem.
Dziesięć z nich stanowią, jak to określa, powieści – trzy do pięciu stron – których autorzy snują długie, umiarkowanie agresywne teorie na temat tego, dlaczego ona lub Martin ponad wszelką wątpliwość są winni i dlaczego muszą się przyznać. Większość e-maili to jednak standardowo pocieszna mieszanka: życzenia śmierci, propozycje wywiadu oraz wyrazy podziwu.
To ciekawe, jak zaproszenia do wywiadu odzwierciedlają brak kreatywności mediów. Wszystkie bez wyjątku zaczynają się od zachęty, aby „po raz pierwszy” ustosunkowała się do „tych ohydnych oskarżeń” rzucanych pod adresem Martina, i niezmiennie kończą się dziennikarskim wyznaniem wiary w jego niewinność.
Jedynym e-mailem, na który zamierza odpowiedzieć, jest ten od reporterki na serio kwestionującej zarzuty wobec jej męża. Ale to musi poczekać do wiosny. Wywiad to ostatnia rzecz, na jaką ma teraz ochotę.
I wreszcie wiadomości od tych, którym przydarzyło się coś podobnego. Mało istotne, gdyż mogły się odnosić do każdego przestępcy, o którym rozpisywały się media.
Rozważała oczywiście, czy nie usunąć adresu z wyszukiwarki Eniro albo nie wynająć kogoś do zajęcia się pocztą, ale czytanie e-maili weszło jej w nawyk i nawet zaczęła to lubić – osobliwe, lecz ważne połączenie między nią a światem zewnętrznym. Jedno z nielicznych, jakie pozostały.
„Niedługo przekroczysz limit wiadomości. Opróżnij skrzynkę” – czyta ostrzeżenie. Przewija listę na sam dół, aby wykasować część korespondencji, i od razu rzuca jej się w oczy e-mail od Magdy wysłany pół roku przed jej zaginięciem.
Nie otwiera go. W pierwszym odruchu wstaje, kieruje się do sypialni i siada na łóżku, aby się uspokoić. Długo tak siedzi, a serce wali jak młotem. Potem wraca i już bez wahania otwiera wiadomość.
„Mamusiu, o której wrócisz do domu? Jestem sama”.
Słyszy głośne westchnienie – własne – i chowa twarz w dłoniach. Czyta raz jeszcze. Ciemność wdziera się do pokoju, szybka, dławiąca, krępująca. Åsa wstaje i niemal biegiem kieruje się do pokoju córki, pada przy jej łóżku na kolana i zaczyna się modlić, pierwszy raz od dzieciństwa. Prosi Boga, aby sprawił, żeby dziewczynka dobrze się czuła, żeby nie była sama. Błaga o przebaczenie. Mówi, że żałuje i że gdyby mogła, zrobiłaby wszystko inaczej.

 
Wesprzyj nas