W tej podnoszącej na duchu powieści trzy siostry odkrywają prawdziwe skarby, jakie oferuje im Morska Bryza, gdzie na jaw wychodzą zaskakujące fakty, błędy zyskują przebaczenie i tworzą się bezcenne więzi, które przetrwają niejedno lato.


Mariettę Muir martwi fakt, że jej ukochane wnuczki są sobie niemal obce. Dorosłe już: Carson – wolny duch, Dora – piękność Południa, a teraz mama na pełny etat, oraz Harper – typowa dziewczyna z miasta; nie spędzały ze sobą czasu, odkąd jako dzieci przyjeżdżały na wakacje do Morskiej Bryzy, letniego domu na Wyspie Sullivana w Karolinie Południowej.

Gdy Marietta układa przebiegły plan, aby jeszcze raz zebrać je razem z okazji swoich osiemdziesiątych urodzin, okazuje się, że różnice pomiędzy kobietami mogą wywołać rozłam raz na zawsze.

Fotografka z Los Angeles Carson najlepiej czuje się na wodzie. Magia oceanu to jednak za mało, aby utrzymać na wodzy jej emocjonalne demony. Gdy przyjeżdża na Wyspę Sullivana, zyskuje szansę na nowy początek… z udziałem biologa morskiego, delfina o imieniu Delphine i sióstr.

Gdy rytm życia na wyspie otwiera jej serce, Carson stawia pierwsze kroki ku swojej przyszłości.

Trzy wnuczki.
Trzy miesiące.
Jeden dom nad morzem.

Mary Alice Monroe
Siostry na lato
Tłumaczenie: Agnieszka Myśliwy
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 28 kwietnia 2015


Morska Bryza,
Wyspa Sullivana,
Karolina Południowa

5 kwietnia 2012 r.

Do moich ukochanych wnuczek
– Dory, Carson i Harper

Witajcie, najdroższe dziewczynki! 26 maja obchodzę osiemdziesiąte urodziny… Możecie uwierzyć, że jestem już taka sędziwa? Przyjedziecie do domu, do Morskiej Bryzy i swojej starej Buni, aby pomóc jej świętować? Zrobimy to jak należy, z miejscową potrawką, bułeczkami Lucille i – co najważniejsze – razem.
Moje Drogie, niczym przejrzała brzoskwinia, najlepszy okres mam już za sobą. Ale umysł nadal ostry, a zdrowie dobre, zważywszy na okoliczności. Z myślą o przyszłości postanowiłam jednak przeprowadzić się do domu seniora, nadchodzi więc pora, aby uporządkować wszystko, czym zdołałam zagracić swój dom przez te długie lata.
Uświadomiłam sobie też, że zbyt wiele czasu minęło, odkąd po raz ostatni byłyśmy razem. Wiem, że jesteście zajęte, a Wasze letnie wakacje są wypełnione planami i podróżami. Mimo to… proszę, napiszcie, że przyjedziecie na moje przyjęcie. Na całe lato, jeśli tylko możecie! To jedyny prezent, jakiego sobie życzę. Najbardziej pragnę dzielić to ostatnie lato w Morskiej Bryzie z moimi Letnimi Dziewczętami.

Wasza Bunia
PS Zaproszenie nie obejmuje Waszych mężów, kawalerów ani matek!

Rozdział pierwszy

Los Angeles
Carson przeglądała nudną jak zwykle pocztę, w której roiło się od rachunków i ulotek, gdy nagle jej palce zatrzymały się na grubej kremowej kopercie zaadresowanej do Panny Carson Muir znajomym niebieskim atramentem. Zacisnęła kopertę w dłoni, a serce gwałtownie przyspieszyło, gdy wbiegła po rozgrzanych betonowych schodach z powrotem do mieszkania. Klimatyzacja się popsuła, więc jedynym źródłem świeżego powietrza był wiatr wpadający przez otwarte okna, który niósł z sobą hałas i zapach spalin z ulicy. Mieszkanie w dwupoziomowym otynkowanym budynku pod LA było małe, ale blisko oceanu i miało dość niski czynsz, dlatego też Carson została w nim na całe trzy lata, dłużej niż w jakimkolwiek innym miejscu.
Niedbale rzuciła resztę poczty na stolik do kawy, wyciągnęła długie nogi na supełkowej brązowej sofie, po czym wsunęła palec pod pieczęć na kopercie. Niecierpliwie wyjęła kremowy arkusz papieru listowego z granatową obwódką. Od razu poczuła woń perfum – łagodne słodkie przyprawy i kwiaty pomarańczy – a gdy zamknęła oczy, zobaczyła Atlantyk, a nie Pacyfik, i biały drewniany dom na palach otoczony palmami i starymi dębami. Na jej wargi wypłynął uśmiech. Babcia chyba spryskuje listy swoim zapachem. To takie staroświeckie i takie… południowe.
Usadowiła się wygodniej na poduszkach, by rozkoszować się każdym słowem listu. Gdy skończyła, podniosła wzrok i zapatrzyła się w chmurę kurzu unoszącą się w promieniach słońca. List okazał się zaproszeniem…
Czy to możliwe?
Była gotowa zerwać się z kanapy i wirować na palcach, wprawiając w ruch długi warkocz, jak dziewczynka w jej wspomnieniach. Bunia zaprosiła ją na Wyspę Sullivana. Lato w Morskiej Bryzie. Całe trzy miesiące bez czynszu!
Bunia i jej doskonałe wyczucie czasu, pomyślała, wyobrażając sobie wysoką, elegancką kobietę o włosach w kolorze piasku i uśmiechu tak zmysłowym, jak zachód słońca na wybrzeżu. Carson miała za sobą okropną zimę pełną rozstań. Serial telewizyjny, przy którym pracowała, został skasowany bez ostrzeżenia po trzech sezonach. Gotówka już prawie się jej skończyła i właśnie kombinowała, skąd weźmie na czynsz w przyszłym miesiącu. Od pewnego czasu dryfowała po mieście, szukając pracy, niczym kawałek drewna na wzburzonych wodach.
Znów spojrzała na list, który trzymała w dłoni.
– Dziękuję, Buniu – powiedziała na głos z głębokim przekonaniem. Po raz pierwszy od dawna poczuła przypływ nadziei. Okrążyła pokój tanecznym krokiem, podeszła do lodówki, wyjęła butelkę wina i nalała sobie do kieliszka. Następnie stanęła przy małym drewnianym biurku, zepchnęła stos ubrań z krzesła, usiadła i otworzyła laptop.
Wyznawała zasadę, że jeśli toniesz, a ktoś rzuca ci linę, nie tracisz czasu na rozważanie następnego kroku. Po prostu ją chwytasz, a potem młócisz wodę i płyniesz co sił do bezpiecznego miejsca. Miała dużo do zrobienia i mało czasu, jeśli chciała opuścić to mieszkanie przed końcem miesiąca.
Znów podniosła list, ucałowała go, po czym położyła dłonie na klawiszach i zaczęła pisać. Przyjmie zaproszenie Buni. Wróci na wybrzeże – do niej. Do jedynego miejsca na ziemi, które kiedykolwiek nazywała domem.

Summerville, Karolina Południowa
Dora stała przy kuchence i mieszała czerwony sos.
Była siedemnasta trzydzieści pięć, a pełen zakamarków wiktoriański dom wydawał się pusty i smutny. Do niedawna mogła regulować zegarek według rozkładu dnia męża. Nawet teraz, po sześciu miesiącach od odejścia Calhouna, wciąż oczekiwała, że zaraz wejdzie przez drzwi, niosąc pocztę. Uniosłaby wtedy policzek ku mężczyźnie, który był jej mężem przez czternaście lat, aby otrzymać zdawkowy pocałunek.
Usłyszała odgłos kroków na schodach. Chwilę później do kuchni wpadł Nate.
– Udało mi się przejść do następnego poziomu – oświadczył. Nie uśmiechnął się, lecz jego oczy jaśniały triumfem.
Uśmiechnęła się do niego. Dziewięcioletni syn był dla niej całym światem. Odpowiedzialne zadanie dla tak małego chłopca. Był szczupły i blady; miał rozbiegane spojrzenie, przez które zawsze się zastanawiała, dlaczego jej mały synek się boi. Czego się boi? Zapytała o to nawet jego dziecięcego psychiatrę.
– Nate nie tyle się boi, ile jest ostrożny – odparł, by dodać jej otuchy. – Nie powinna pani brać tego do siebie, pani Tupper.
Nate nigdy nie lubił się przytulać, ale martwić się zaczęła, dopiero gdy po ukończeniu pierwszego roku życia przestał się uśmiechać. Jako dwulatek nie nawiązywał kontaktu wzrokowego i przestał odwracać głowę, gdy go wołano. W wieku trzech lat przestał przychodzić do niej po pocieszenie, gdy się zranił, przestał też zauważać, gdy płakała albo się denerwowała. Chyba że krzyczała.Wtedy Nate zakrywał uszy i kołysał się histerycznie.
Instynkt krzyczał w niej, że coś się dzieje z jej dzieckiem, zaczęła więc ukradkiem czytać książki o rozwoju dzieci. Wiele razy dzieliła się z Calem swoimi obawami, że Nate zbyt długo nie mówi, a jego ruchy są niezdarne. Wiele razy Cal reagował gniewem, utrzymując, że chłopak jest zdrowy, a ona zmyśla niestworzone rzeczy. Zachowywała się jak struś, który chowa głowę w piasek w obawie przed konfrontacją. Temat prawidłowego rozwoju Nate’a wbił się pomiędzy nich niczym klin. W końcu gdy Nate skończył cztery lata i zaczął wymachiwać rękami oraz wydawać osobliwe dźwięki, umówiła się na pierwsze, od dawna przekładane spotkanie z dziecięcym psychiatrą. To wtedy lekarz ujawnił to, czego Dora od dawna się obawiała: jej syn ma autyzm wysokofunkcjonujący.
Cal potraktował diagnozę jak psychologiczny wyrok śmierci. Dora natomiast niespodziewanie przyjęła ją z ulgą. Oficjalna diagnoza była lepsza niż wymyślanie wymówek i życie z wątpliwościami. Teraz mogła przynajmniej aktywnie pomóc swojemu synowi.
I pomogła. Od razu zaczęła zgłębiać temat zaburzeń autystycznych. Uznała, że nie ma sensu robić sobie wyrzutów z powodu tego, iż wcześniej nie posłuchała głosu instynktu – wcześniejsza diagnoza i leczenie mogły być ważnymi krokami w rozwoju Nate’a. Zamiast tego skoncentrowała całą swoją energię na grupie wsparcia i pracowała nad stworzeniem intensywnego programu terapii domowej. Wkrótce jej życie kręciło się wokół Nate’a i jego potrzeb. Wszystkie plany dotyczące odrestaurowania domu zeszły na dalszy plan, tak jak wizyty u fryzjera, spotkania z przyjaciółkami, ubrania w rozmiarze ósmym.
I jej małżeństwo.
Była zdruzgotana, gdy Cal znienacka oświadczył w pewne sobotnie popołudnie w październiku, że dłużej nie zniesie życia z nią i z Nate’em. Zapewnił, że się o nią zatroszczy, po czym spakował walizkę i wyszedł.
Tak po prostu.
Szybko wyłączyła kuchenkę i wytarła dłonie w fartuch. Uśmiechnęła się radośnie do syna, zwalczając instynktowne pragnienie pochylenia się i ucałowania go, gdy wszedł do kuchni. Nate nie lubił dotyku innych ludzi. Sięgnęła po zaproszenie z granatową obwódką, które przyszło w porannej poczcie.
– Mam dla ciebie niespodziankę – oznajmiła śpiewnie z przeczuciem, że to odpowiednia chwila, by podzielić się z nim planami Buni na lato.
Nate przechylił głowę, nieco zainteresowany, ale wciąż nieufny.
– Jaką?
Otworzyła kopertę i wyjęła z niej list, czując zapach perfum babci. Szybko odczytała list na głos. Nate milczał, więc dodała:
– To zaproszenie. Bunia wydaje przyjęcie z okazji swoich osiemdziesiątych urodzin.
Chłopiec natychmiast się przygarbił.
– Muszę jechać? – zapytał i zmarszczył z obawą brwi.
Rozumiała niechęć Nate’a do spotkań towarzyskich, nawet tych organizowanych przez ludzi, których kochał, jak jego babcia. Pochyliła się nad nim z uśmiechem.
– Tylko do domu Buni. Przecież kochasz wizyty w Morskiej Bryzie.
Odwrócił głowę do okna, by uniknąć spojrzenia matki, odpowiedział:
– Nie lubię przyjęć.
Na żadne nie jesteś zapraszany, pomyślała ze smutkiem.
– Tak naprawdę to nie będzie przyjęcie – wyjaśniła pospiesznie, pilnując, by jej głos brzmiał energicznie, ale spokojnie. Nie chciała, by Nate negatywnie się nastawił. – To tylko spotkanie rodzinne… ty, ja i twoje dwie ciotki. Otrzymaliśmy zaproszenie do Morskiej Bryzy na weekend. – Z jej gardła wyrwał się pełen niedowierzania śmiech. – A w zasadzie na całe lato.
Nate wykrzywił twarz w grymasie.
– Na całe lato?
– Nate, przecież zawsze jeździmy do Morskiej Bryzy do Buni w lipcu, pamiętasz? Tym razem pojedziemy nieco wcześniej, ponieważ są Buni urodziny. Kończy osiemdziesiąt lat. To dla niej bardzo wyjątkowy dzień. – Miała nadzieję, że wyjaśniła mu to na tyle wyraźnie, aby zadziałało. Nate bardzo nie lubił zmian. W jego życiu wszystko musiało mieć określony porządek. Zwłaszcza teraz, po odejściu jego taty.
Ostatnie pół roku było trudne dla nich obojga. Choć Nate miał z ojcem ograniczony kontakt, w tygodniach po jego wyprowadzce był wyjątkowo pobudzony. Chciał wiedzieć, czy Cal jest chory i czy leży w szpitalu. A może wyjechał w interesach jak ojcowie niektórych kolegów z klasy? Gdy Dora dała chłopcu jasno do zrozumienia, że jego ojciec nigdy już nie wróci do domu, aby z nimi mieszkać, Nate zmrużył powieki i zapytał, czy Cal umarł.
Spojrzała na swojego małomównego syna i z niepokojem odkryła, że taka możliwość wcale go nie zasmuciła. Po prostu chciał wiedzieć na pewno, czy Calhoun Tupper żyje, czy nie, aby zaprowadzić porządek. Musiała przyznać, że to uczyniło perspektywę rozwodu o wiele mniej bolesną.
– Jeśli pojadę do Buni, będę musiał wziąć akwarium – oświadczył w końcu Nate. – Rybka by umarła, gdyby została sama w domu.
Dora powoli wypuściła wstrzymywany oddech.
– Tak, to doskonały pomysł – zgodziła się wesoło.
Zmieniła temat na taki, który Nate uzna za mniej groźny.
– A teraz opowiedz mi o tym nowym poziomie. Jakie będzie twoje następne wyzwanie?
Przez chwilę rozważał pytanie, po czym przechylił głowę i zaczął wyjaśniać jej nużące szczegóły wyzwań, które stawiała przed nim gra, oraz to, jak zamierzał się z nimi mierzyć.
Wróciła do kuchenki, nie zapominając o potakujących pomrukach od czasu do czasu, gdy Nate szczebiotał. Sos ostygł, a cała radość, którą czuła, gdy czytała zaproszenie, zgasła i pozbawiła ją energii. Bunia dała jasno do zrozumienia, że to babski weekend. Och, tak bardzo marzyła o weekendzie bez niezliczonych monotonnych obowiązków, o kilku dniach wypełnionych winem i śmiechem, o nadrobieniu zaległości z siostrami, o byciu znowu Letnią Dziewczyną. Tylko na parę dni…
Czy prosiła o zbyt wiele?
Najwyraźniej tak. Zadzwoniła do Cala zaraz po tym, jak otrzymała zaproszenie.
– Słucham? – zagrzmiał jego głos w słuchawce. – Mam pilnować dziecka? Przez cały weekend?
Od razu się najeżyła.
– Będzie fajnie. W ogóle nie widujesz się z Nate’em.
– Nie, nie będzie fajnie. Wiesz, jaki się staje, gdy wyjeżdżasz. Nie zaakceptuje mnie jako twojego substytutu. Nigdy.
Słyszała w jego głosie, że już postanowił.
– Na miłość boską, Cal. Jesteś jego ojcem. Musisz coś z tym zrobić!
– Zachowuj się rozsądnie, Doro. Oboje wiemy, że Nate nigdy nie zgodzi się na mnie ani na opiekunkę. Bardzo się denerwuje, gdy wyjeżdżasz.
W jej oczach wezbrały łzy.
– Nie mogę go zabrać. To babski weekend. – Uniosła zaproszenie. – Wyraźnie napisała: „Zaproszenie nie obejmuje Waszych mężów, kawalerów ani matek!”.
Cal prychnął.
– Typowe dla twojej babki.
– Cal, proszę…
– Nie rozumiem, na czym polega problem – odparł zniecierpliwiony. – Zawsze przywozisz Nate’a, gdy jedziesz do Morskiej Bryzy. Zna dom, Bunię…
– Ale napisała…
– Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie, co napisała – przerwał jej bezceremonialnie. Nastąpiła pauza, po której zimno dorzucił: – Jeśli chcesz jechać do Buni, musisz zabrać z sobą Nate’a. To tyle. Do widzenia.
Z Calem zawsze tak właśnie było. Nigdy nie dostrzegał dobrych cech Nate’a – jego poczucia humoru, inteligencji, pracowitości. Nienawidził jej za czas, który spędzała z ich synem, narzekał, że ich życie kręci się tylko wokół małego. Dlatego sam postąpił jak samolubny smarkacz i ich zostawił.
Zwiesiła ramiona, przyklejając zaproszenie Buni do drzwi lodówki magnesem obok listy zakupów i szkolnego zdjęcia syna. Na zdjęciu Nate wykrzywiał twarz w grymasie, wbijając w obiektyw dziki wzrok. Westchnęła, ucałowała fotografię i wróciła do gotowania.
Kiedy siekała cebulę, jej oczy znów wypełniły się łzami.

 
Wesprzyj nas