Akcja nowej powieści Małgorzaty Wardy toczy się na dwóch planach – w realnym życiu i w grze, do której wchodzi szesnastoletnia bohaterka.


W szkole Miki dochodzi do tragicznej w skutkach strzelaniny. Tylko ona widziała sprawcę. Okazuje się, że dramat w liceum mógł mieć coś wspólnego z kontrowersyjną i tajemniczą grą, stworzoną w najnowszej technologii, gdzie gracz odczuwa nie tylko temperaturę otoczenia, zapachy i smaki, ale też ból. Może tam nawet przeżyć własną śmierć.

Na prośbę policji Mika wkracza w wirtualny świat stworzony na wulkanicznym księżycu Io. Czy i ona wpadnie w pułapkę piekielnie niebezpiecznej gry?

Jakie zagrożenia płyną z maratonów gier, jak niebezpieczna jest anonimowość w Internecie? Z jakimi problemami borykają się dzieci mieszkające w rodzinach zastępczych, pogotowiach opiekuńczych i domach dziecka?
Wartka akcja, ciekawe postaci, dająca do myślenia lektura dla nastolatków.

Małgorzata Warda
5 sekund do IO
Wydawnictwo Media Rodzina
Premiera: 3 kwietnia 2015


(…)
– Miko, podobno znałaś nastolatka, który wszedł do szkoły z bronią – odzywa się niby obojętnie, ale wyczuwam, że zależy mu na odpowiedzi.
– Opowiesz mi? Powiedzieli, że poznałaś go w jakimś konkursie. Co to za konkurs?
Nie chcę myśleć, że robi to specjalnie, na prośbę kogoś z policji. Czapliński na pewno mi wierzy, wie, że nie mam nic wspólnego z wydarzeniami, które rozegrały się w szkole. Odpowiadam więc, siląc się na spokojny ton głosu:
– Krajowe zawody w grach komputerowych. Przeszliśmy do ostatniego etapu i graliśmy razem w sieci w wiele osób… – Urywam, uświadamiając sobie, że Czaplińskiego na pewno nie obchodzi konkurs, tylko Sebastian. – Zdobył pierwsze miejsce – wyznaję, marszcząc brwi.
Według mojej wiedzy, laureat krajowych zawodów otrzymał zaproszenie do uczestniczenia w zawodach międzynarodowych, gdzie gra się w najnowszej technologii Work a Dream. Nie śledziłam tamtych zdarzeń, miałam wtedy wiele własnych problemów, ponieważ rozdzielono mnie z siostrą. Nikola trafi ła do rodziny zastępczej, a ja zostałam w domu dziecka. Z tamtego czasu niewiele pamiętam. Głównie spałam, ponieważ mój organizm tak reaguje na stres. Spałam i modliłam się, żeby Niki nie została adoptowana, ponieważ w prawie polskim nie ma paragrafu, który nakazywałby dzieciom z tej samej rodziny mieszkanie razem, więc nie byłabym w stanie powstrzymać ani wpłynąć na procedurę adopcyjną.
Zapada cisza, więc na plan pierwszy wybija się dźwięk radia. Spiker właśnie podaje informacje o masakrze w szkole. Spoglądam na wyświetlacz radiowy, a Czapliński szybko zmienia stację na inną, gdzie nadawana jest muzyka. Kilka chwil nie odzywamy się do siebie.
– Rozpoznałaś go w grze w sieci? – pyta niespodziewanie.
Finał konkursu to kolejna sprawa, o której wolałabym zapomnieć. Tamtego dnia byłam podekscytowana i liczyłam na wygraną. Dobrze mi szło, miałam dużo punktów. Podłączyliśmy się do sieci, wybrałam ciało avatara – nastoletniej dziewczyny o włosach równie jasnych jak moje własne. Wcześniej zastanawiałam się, czy rozpoznam Sebastiana i czy będziemy sobie pomagać, ale w końcu okazało się to bez znaczenia. Nie ukończyłam fi nałowej rundy, właściwie to nawet nie pograłam dłużej niż dziesięć minut. Gra Terrible Horror, w której się poruszaliśmy, posługiwała się zjawami oraz zdarzeniami rodem z filmowych horrorów. Kiedy tylko się w niej znalazłam, postanowiłam zrezygnować i nie chodziło wcale o to, że przestraszyłam się upiorów czy mocnych scen.
– Wycofałam się już na początku – wyznaję niechętnie. – W pierwszej albo drugiej scenie mój samochód zderzył się z policyjnym radiowozem, w środku widziałam zakrwawione ciało kierowcy i… – Wcale nie muszę kończyć, Czapliński dokładnie wie, co mam na myśli. Tak zginął mój tata.

[…]

– To dzieciaki. Niektóre nie pokończyły jeszcze gimnazjum. Inne są w liceum. Na naszej liście poszukiwanych nastolatków znajduje się kilkanaście nazwisk, ale ja wydrukowałem ci zaledwie pięć. Rodziny szukają ich od miesięcy.
Ujmuję wydruk i przyglądam się twarzom znajomym z korkowej tablicy w jego gabinecie.
– Dlaczego mi to pokazujesz? – pytam zdziwiona.
– Ponieważ od jakiegoś czasu szukamy osoby potrafiącej się poruszać w świecie gier komputerowych. Potrzebujemy kogoś młodego, kto przetrwa w grze, z której bardzo łatwo jest odpaść. Nie myślałem o tobie, Miko, naprawdę, ale mój przełożony usłyszał o konkursie, gdzie poznałaś Sebastiana, i poprosił, żebym ci złożył ofertę.
Jeszcze przez chwilę trzymam fotografie. W końcu odkładam je na blat i spoglądam na Czaplińskiego z niepokojem.
– Jaką ofertę? Mam dla was grać? W co? Od kiedy policja werbuje graczy?
Usta Czaplińskiego drgają, ale zachowuje powagę.
– Jesteś młoda i znasz świat nastolatków – stwierdza. – Poza tym jesteś córką policjanta. – Na to wspomnienie uśmiecha się trochę smutno. – Kandydatka idealna! Gdybyś się zgodziła, musiałbym zabrać cię z domu dziecka, od dziennikarzy i policji, ponieważ to, o co proszę, to tajna operacja.
Teraz już nie spuszczam z niego zaciekawionych oczu.
– Nie żartujesz, prawda? – upewniam się.
Zaprzecza ruchem głowy.
– Składam ci prawdziwą ofertę, Miko.
– Wyjechałabym? – Nie umiem ukryć ulgi.
Od chwili, gdy wyszłam ze szpitala, o niczym tak bardzo nie marzę, jak właśnie o wydostaniu się z Warszawy. Odruchowo łączę dłonie na kolanach i zaczynam skubać skórkę przy paznokciu.
– Gdzie byś mnie zabrał? – pytam niby obojętnie.
– Umieściłbym cię u kobiety pracującej z nami, w miejscowości nad morzem. Dostałabyś nowe papiery, nowe nazwisko. Wiem, jak to brzmi, ale…
– Chcesz mi zmienić tożsamość? Dlaczego? To aż tak poważne? – Znowu się uśmiecham, teraz z niedowierzaniem.
Ale Czapliński jest śmiertelnie poważny. Dotyka wydruku i spogląda mi w oczy.
– Nikt nie może wiedzieć, kim jesteś, Miko. Jeśli zdecydujesz się dla nas grać, powinnaś mieć świadomość, że twoja rola nie ogranicza się tylko do samej gry. Wejdziesz w nowe środowisko i poznasz ludzi, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z policją. – Widzę, że ciężko mu dobrać słowa. – Miko? Policja siedzi ci na plecach, od kiedy wyszłaś cało z masakry w szkole. Wyjazd dobrze ci zrobi. Oderwiesz się od tego koszmaru i znowu będziesz robiła to, co lubisz najbardziej, tyle że zagrasz na naszych zasadach. Nikt nie może cię rozpoznać. Ludzie, których poznasz w grze, nie powinni móc odnaleźć się poza nią.
On nie żartuje, naprawdę chce mnie wywieźć z Warszawy i zmienić mi tożsamość!
– Dlaczego mieliby mnie szukać poza grą? – pytam coraz bardziej zaintrygowana.
– Na tym etapie nie mogę odpowiedzieć na twoje pytania.
Więc najpierw muszę podjąć decyzję!
– Co otrzymam w zamian?
– Zabiorę cię z domu dziecka i będę trzymał policję z daleka od ciebie.
– Jak to możliwe? Koniec przesłuchań?
– Koniec przesłuchań – potwierdza.
Wie, jak wiele to dla mnie znaczy. Potrzebuję wyjazdu, ponieważ od dnia, gdy Sebastian zabił bibliotekarkę na moich oczach, właściwie co noc budzę się spocona z nerwów i mam wrażenie wielkiego nieszczęścia. To dziwny czas, Czapliński ma rację – sytuacja, w której się znalazłam, zaczyna mnie niszczyć. W dzień ciągle jestem senna, zasypiam nawet po niewielkim wysiłku, ciężko mi skupić się na zajęciach w szkole, unikam kontaktów ze znajomymi. Za to w nocy godzinami leżę w ciemności, słysząc, jak dudni mi serce, a w głowie pojawia się natłok myśli. Mam wtedy wrażenie, że coś ciężkiego siada mi na piersiach. W nocy wszystko wygląda inaczej: cienie drzew na ścianach, blask latarni ulicznej… Wtedy naprawdę zaczynam się bać, a moje życie widzę jak przejaskrawione i umieszczone w krzywym zwierciadle. Prześladuje mnie myśl, że mogłam uratować bibliotekarkę, gdybym bardziej się postarała. Wiem, że powinnam była znaleźć właściwsze słowa, przekonać Sebastiana, żeby odłożył broń. Przecież mogłam ocalić też jego. Te myśli nie dają mi spokoju. Wszystko wydaje się przez nie złe, przytłaczające. Ulgę sprawia mi przełączanie kanałów w telewizorze, bezmyślne maratony oglądania reklam albo teledysków. Ostatnio tak długo zmieniałam programy, aż w pilocie wyczerpały się baterie! Tego jednak nie mogę powiedzieć Czaplińskiemu. Mogę za to zapytać:
– Co to za gra?
– Nowość na rynku, która już stała się hitem.
Głośno wypuszczam oddech. „To chyba nie…?” – przemyka mi przez myśl, ale w brzuchu pojawia się delikatne mrowienie.
– Grałam już w nią?
Grałam chyba we wszystko, co pojawiło się na rynku. Ale Czapliński kręci głową i wtedy w brzuchu pojawia się już nie mrowienie, a cała chmara łaskoczących mrówek.
– Nie grałaś. Nie byłoby cię stać na konsolę.
– Work a Dream – wymawiam słowa wolno, chyba sądząc, że zaprzeczy.
Nie zaprzecza.
– Mam dla was grać Work a Dream? – Z trudem powstrzymuję emocje. – W co dokładnie?

 
Wesprzyj nas