Sekret, który mógł zniszczyć potężną dynastię. Zamach, który nie mógł się powieść. Szpieg, od którego zależy wszystko. Tętniąca akcją, świetnie udokumentowana historycznie książka przywołująca atmosferę elżbietańskiej Anglii.


Młodziutka Elżbieta Tudor zdobywa upragniony tron, ale nie wolno jej jeszcze odetchnąć z ulgą. Protestancka królowa ma wielu wrogów. Za każdym filarem może kryć się skrytobójca, a każdy łyk wina może zawierać truciznę. Na dodatek w niewyjaśnionych okolicznościach ginie najwierniejsza dama dworu Elżbiety, lady Parry.

Brendan Prescott, zaufany szpieg w służbie królowej, otrzymuje od władczyni sekretną misję: musi za wszelką cenę odnaleźć lady Parry. Jednak podczas poszukiwań uświadamia sobie, że oto trafił na trop tajemnicy tak niewiarygodnej, że gdyby wyszła na jaw, z pewnością przyniosłaby zgubę potężnej królewskiej dynastii…

Duże tempo, ekscytująca fabuła, fascynujący bohater (…). Opowieść tak barwna, że czytelnik ma wrażenie, iż stał się jej częścią!
Diana Gabaldon, autorka bestsellerowego cyklu Obca

Napięcie, intryga, zdrada i mordercza rywalizacja (…). Porywająca, trzymająca w napięciu powieść przygodowa, od której nie sposób się oderwać.
M.J. Rose, autorka Księgi utraconych zapachów

Pełna akcji intryga pałacowa w najlepszym wydaniu.
Booklist

Tętniąca akcją, świetnie udokumentowana historycznie książka (…) przywołująca atmosferę elżbietańskiej Anglii z całą jej chwałą i charakterystyczną siecią intryg. Autor łączy prawdziwe postacie i wydarzenia historyczne oraz realistyczne opisy z postaciami fikcyjnymi, wciągając czytelnika w każdy szczegół swojej opowieści.
RT Book Reviews

C.W. Gortner jest autorem poczytnych powieści historycznych i miłośnikiem historii. Zbierając materiały do książek, odbył liczne podróże, uczył się dworskich tańców i zamieszkał w zamku w Hiszpanii. Jego powieści przetłumaczono na kilkanaście języków.

C.W. Gortner
Potomek Tudorów
Przekład: Adriana Sokołowska-Ostapko
Premiera: 23 kwietnia 2015


Nie opuściłem Anglii z własnej woli. Po zmierzeniu się z ostatnim straszliwym zadaniem na dworze, na którym straciłem umiłowanego giermka i o mały włos nie postradałem życia, zdołałem ochronić Elżbietę, ale nie udało mi się powstrzymać jej przyrodniej siostry Marii od posłania jej do Tower. Po dwóch miesiącach straszliwej niewoli Elżbiecie zwrócono wolność i wysłano ją pod strażą do odległego majątku. Moja ukochana Kate pozostała u jej boku, ale mnie nie udało się do nich zbliżyć. Królowa rozkazała mi opuścić dwór. Znalazłem schronienie w wiejskim domu mego mistrza, Williama Cecila, którego zausznicy informowali nas o położeniu Elżbiety również wtedy, kiedy Maria w swej gorliwości, by przypodobać się Bogu i mężowi – królowi Hiszpanii Filipowi II – rozpoczęła przerażające prześladowania swoich protestanckich poddanych. Kiedy wybuchła plotka, że Maria uważa się za brzemienną, pętla wokół mego gardła znowu się zacisnęła. Jej zaufany doradca, królewski ambasador Simon Renard, którego wcześniej zdołałem przechytrzyć, wysłał za mną pogoń. Wówczas Cecil potajemnie przygotował moją ucieczkę tutaj, do kalwińskiej Szwajcarii, gdzie schronił się już jego wysłannik Francis Walsingham, opuściwszy Anglię po wstąpieniu Marii na tron.
Drżąc, wypuściłem powietrze. Supeł w mej piersi powoli się rozluźniał. Dlaczego teraz? Dlaczego po tak długim czasie znowu śni mi się Sybilla Darrier? Przez wiele miesięcy prawie o niej nie myślałem, choć w każdej godzinie każdego dnia mierzyłem się ze skutkami jej czynów. Dlaczego wciąż mnie prześladuje? Minuty mijały. Nie mogłem już zasnąć. Kiedy usłyszałem, że nasza gospodyni, Gerthe, krząta się głośno na dole, dokładając do ognia i nakrywając do śniadania, odrzuciłem koc i umyłem się pośpiesznie pozostałą w dzbanie wodą. Po chwili, ponownie dygocząc z zimna, założyłem dyskretne odzienie złożone z czarnych pończoch, pumpów i prostego kaftana – strój ucznia kalwińskiego kupca, moje przebranie.
– Już wstał? – powiedziała wesoło po niemiecku Gerthe, gdy wszedłem do niewielkiej izby, w której jadaliśmy posiłki. Była tęgą, pracowitą niewiastą w nieokreślonym wieku, nieodznaczającą się niczym niezwykłym. Codziennie mijałem na ulicy setkę podobnych jej służących, zatrudnionych w domach, które zdawały się, przynajmniej z pozoru, takie same jak nasz. Podejrzewałem, że Walsingham wybrał ją z tego właśnie powodu. Bez wątpienia też zapewnił sobie jej lojalność, biorąc ją od czasu do czasu do swego łoża. Tego ranka biło od niej to szczególne, senne ciepło. Uśmiechnąłem się do niej, usiadłem na taborecie przy stole, a ona podała mi świeży kozi ser, ciemny chleb i kufel grzanego piwa.
– Czy pan Thorsten wstał? – zapytałem pomiędzy kolejnymi kęsami. Posłużyłem się pseudonimem Walsinghama. Pokiwała głową, zajęta paleniskiem.
– Wyszedł wcześnie. Mówił, żeby zaczekać w jego pracowni. – Obejrzała się przez ramię. – No, już. Niech je. Pan Johann taki blady, trzeba nabrać sił. Zima za pasem, a czuję w kościach, że będzie sroga. W nocy już spadł pierwszy śnieg.
Mój przydomek brzmiał śmiesznie, ale Walsingham upierał się, że tak zwyczajne imię jak John nie wzbudzi niczyich podejrzeń. Jako że władałem niemieckim i retoromańskim w najlepszym wypadku miernie, musiał udawać, że jestem synem jego kuzyna, zmuszonym do porzucenia ojczystej ziemi z powodu prześladowań ze strony katolików. Ci, którzy zbiegli w trakcie grabieży Rzymu, byli mile widziani w Bazylei i zazwyczaj nikt nie kwestionował ich tożsamości. Teraz wszyscy protestanci w Europie byli już świadomi grozy, jaką budziła Maria I u ich braci w Anglii.

(…)
Wyglądał nadspodziewanie dobrze, choć prawdę mówiąc, wcale nie spodziewałem się go ujrzeć. Przekląłem pod nosem własną krótkowzroczność. Dudley odziany był w popielaty aksamit z rozcięciami podszytymi jedwabiem barwy kości słoniowej. Rękawy jego kaftana zdobiły wysadzane drobnymi perełkami herby rodowe przedstawiające niedźwiedzia i berło. Jego szerokie ramiona nie ustępowały umięśnionym nogom, którymi tak się chlubił. Zupełnie nie przypominał tego wyniszczonego więźnia, którego ostatnio widziałem w Tower. Poczułem, że niespodziewanie budzi się we mnie z dawna tłumiony gniew. Dudley dręczył mnie z upodobaniem od czasów, kiedy jako podrzutek trafiłem pod opiekę jego rodziny. Po jego pałających nienawiścią ciemnych oczach poznałem, że on również mnie nie zapomniał.
Postąpił krok naprzód.
– A ty czego tutaj szukasz? – wysyczał.
Spojrzałem mu w oczy. Ja także nie przypominałem młodzieńca, którego niegdyś znał. Dzięki ćwiczeniom nabrałem hartu i byłem pewien, że mogę go zwyciężyć w walce, nie obawiałem się już jego pogróżek. Nim jednak zdążyłem odpowiedzieć, Walsingham przemówił do niego ze stosownym szacunkiem:
– Błagam cię, panie, o wybaczenie, lecz zostałem wezwany przez mojego pana sekretarza Cecila. Oto mój służący i…
– Służący? – warknął Dudley. – A odkąd to ten kundel komuś służy? Gryzie każdą rękę, która go karmi. Na Boga, z rozkoszą wsadziłbym go do worka, zawiązał i wrzucił do rzeki.
Zacisnął pięści i już miał zejść z podwyższenia, kiedy rozległ się stanowczy głos:
– Milordzie, za pozwoleniem! Ci ludzie przybyli tu na moje zaproszenie.
Odwróciłem się. Na widok zmierzającego ku nam Cecila przepełniła mnie ulga. Nie byłem w nastroju zmagać się teraz z Robertem Dudleyem, choć jego nieruchoma postawa i gniewne spojrzenie, które skierował teraz na Cecila, nie pozostawiały wątpliwości, że prędzej czy później będę musiał stawić mu czoła. Szybki marsz przez salę pozbawił Cecila tchu. Obrzucił nas prędkim, krytycznym spojrzeniem z tą wytrawną swobodą sprawiającą, że wszystkie jego poczynania zdawały się doskonale zaplanowane. Wydawał się zmęczony. Liczył sobie trzydzieści osiem lat i dorobił się już właściwego ludziom w jego wieku brzucha – bez wątpienia na solidnym wikcie, którym cieszył się w swoim wiejskim majątku wraz z oddaną mu lady Cecil. Jego rudawa broda nie nosiła jednak śladów siwizny, a spojrzenie zachowało młodzieńczą bystrość.
– Nie spodziewaliśmy się ciebie tak prędko, panie Walsingham. – Cecil nie pozdrowił mnie, a ja pokornie spuściłem wzrok. Widać przeznaczona mi była rola służącego, co Walsingham potwierdził w następnych słowach.
– Wybacz, panie, jeśli przysporzyliśmy kłopotu. Podróż potrwała krócej, niż się spodziewałem, ponadto chcąc uniknąć jazdy przez most, wynająłem przewoźnika. Oczywistym jest, że mój służący i ja nie jesteśmy gotowi, by bawić w towarzystwie. Gdyby zdołano nam znaleźć komnatę…
Dudley zarechotał, po czym z łaskawą życzliwością zwrócił się ku swoim szlachetnie urodzonym towarzyszom.
– Słyszeliście, panowie? Życzą sobie komnatę! Może także najprzedniejsze piernaty i gorącą kąpiel? – Jego szyderczy śmiech raptem ucichł. Obrócił się z powrotem ku nam. – Jeśliście jeszcze o tym nie słyszeli, Jej Wysokość właśnie objęła tron. Obawiam się, że mamy komplet, chyba że odpowiada wam legowisko w jednej z królewskich psiarni. – Wbił we mnie szydercze spojrzenie. – Twój służący bez wątpienia do nich przywykł, panie, wszak całe życie sypiał wśród psów.
Odwróciłem twarz, by nie okazać odrazy, jaką we mnie budził. Spostrzegłem, że Cecil, zaznajomiony już swego czasu z zachowaniem Dudleya, jest mistrzem w ukrywaniu własnej awersji. Wiedział także, jak głęboki jest antagonizm pomiędzy mną a moim dawnym panem.
Jednak Dudley od dzieciństwa pozostawał bliskim przyjacielem królowej, toteż Cecil zdobył się na okazanie mu należnego szacunku.
– Panie, jesteśmy naturalnie w pełni świadomi ścisku, jaki panuje na dworze. Ufam jednak, że Jej Wysokość życzyłaby sobie, by zapewniono jej gościom godne kwatery.
Oblicze Dudleya pociemniało od gniewu, lecz nim zdążył odpowiedzieć, w sali zapadła raptowna cisza, po czym wśród dworzan, niczym podmuch wiatru, przetoczył się szmer. Stojący na podwyższeniu obciągali kaftany i pospiesznie się kłaniali. Sam Dudley się nie poruszył, wpatrzony we mnie z zaciekłą groźbą w oczach, od której zdawało się, że sala opustoszała, a my zostaliśmy sami.
– Nie ujdziesz mi, Prescott – wyczytałem z ruchu jego warg. Następnie złożył wyćwiczony ukłon, a ja zwróciłem się ku wchodzącej do sali Elżbiecie.
Wpływ jej obecności na zgromadzonych był natychmiastowy. Zdawało się, że wszyscy wstrzymali oddech, kiedy jej szczupła postać przesuwała się pośród ukłonów i dygnięć. W dłoni trzymała wysadzaną klejnotami balsaminkę, zaś delikatny rumieniec powlekający wydatne kości policzkowe podkreślał bladość jej cery. Miała na sobie suknię z adamaszku o barwie sjeny, a jej ogniste włosy wiły się w wysadzanej agatami siatce, odsłaniając jej alabastrową szyję. Nie była piękna, miała zbyt wysokie czoło, nadmiernie wąską twarz i wydatny orli nos, a jednak wywierała tak skończone wrażenie piękna, że większość ludzi za taką właśnie ją uważało. Jej ciemne bursztynowe oczy błyszczały, porywając mnie tą samą lwią siłą, która przed pięciu laty kazała mi jej służyć. Przetrwała liczne próby uwięzienia jej i stracenia, by nareszcie urzeczywistnić to, co zdawało się niemożliwe – zostać królową. Należałem do tych, którzy walczyli o to, by być świadkami tej chwili, toteż na jej widok moje serce wypełniło się radością. Stałem, niezdolny się poruszyć, dopóki nie uniosła jednej ze swych rudozłotych brwi. Czym prędzej ukląkłem na jedno kolano. Mój niezręczny ukłon przywołał na jej usta ukradkowy uśmiech, który znikł równie szybko, jak się pojawił. Minęła mnie, by wstąpić na podium, a jej dwórki pospieszyły za nią, by zająć miejsca na rozłożonych u jej stóp poduszkach. Podniosłem wzrok na owe niewiasty, z zapartym tchem szukając wśród nich Kate. Ku mojej równoczesnej uldze i rozczarowaniu, ta, którą kochałem i porzuciłem była nieobecna.
Wszyscy powstali, kiedy Elżbieta uniosła dłoń, by pozdrowić poddanych. Na palcu miała sygnet. Ostatnio, gdy go widziałem, zdobił dłoń jej siostry, Marii.
– Kontynuujcie – powiedziała lekko ochrypłym głosem. – Niebawem wszystkich przyjmę.
Dworzanie wrócili do przerwanych rozmów, nie przestając zachłannie jej obserwować, ona zaś spojrzała na nas.
– Zatem? – powiedziała. – Wyczuwam poruszenie. Czy ktoś zechce mi to wyjaśnić?
Dudley przepchnął się naprzód.
– Wasza Wysokość, informowałem właśnie lorda sekretarza Cecila, że zważywszy na liczbę i rangę tych, którzy już szukają zakwaterowania na dworze, nie mamy możliwości ulokowania w pałacu tych jego… nowo przybyłych.
Ku mojemu obrzydzeniu, przemawiał teraz potulnym, niemal służalczym tonem, lecz nie zdołał mnie nabrać. Znałem jego losy, mieliśmy wspólną przeszłość. Jego ojciec i młodszy brat przypłacili głową rodzinne machinacje, a Dudleyowi udało się zbiec, choć był w równym stopniu winien zdrady, jak oni. Zawsze mógł liczyć na swój czar i długotrwałe stosunki z Elżbietą, przekonał się także, że nawet świadomość jego przebiegłości nie uczyniła jej nieczułą na jego wdzięki. W moim mniemaniu to on zawsze był dla niej największym zagrożeniem – ponad wszystko zaś jego ambicja, nie wspominając o niefortunnym małżeństwie z córką szlachcica z Norfolk. Trzymał żonę z dala od dworu, nie rezygnując z intryg, by doprowadzić do zakończenia tego małżeństwa i ślubu z Elżbietą. Elżbieta zaś wodziła go za nos, czyniła aluzje do obietnic, których nigdy nie dotrzymała, lecz wiedziałem, ile ją to kosztuje. Nie przestawało mnie niepokoić ciepło w jej oczach, kiedy na niego patrzyła. Łączyła ich dozgonna więź, kształtowana od dziecka nieprzewidywalnością dworskiego otoczenia. Ich wzajemny pociąg zdawał się rozświetlać przestrzeń między nimi blaskiem, jak od niewidzialnego płomienia.
– Mój drogi Robercie, mianowałam cię koniuszym królewskim – powiedziała z nutką wyniosłego rozbawienia – nie zaś zarządcą mojego pałacu. Zadbam o to, by moi goście otrzymali kwatery stosowne do ich pozycji. Mamy wszak do dyspozycji całe miasto, zapewne pozostał w nim jeszcze jakiś wolny kąt. A skoro lord sekretarz ma swoich gości w poważaniu, to my również.
Przestrzegała reguł gry, które ustaliła już dawno. W jej głosie czaiło się ostrzeżenie, że jego zuchwałość w obecności innych będzie tolerowana tylko do pewnego stopnia. Oblicze Roberta pociemniało od upokorzenia. W przeciwieństwie do pozostałej szlachty, był gładko ogolony, zapewne z obawy, by broda nie umniejszyła jego gorączkowej młodzieńczej męskości. Zdarzało mi się zapominać, że jest jeszcze młodym, zaledwie dwudziestosześcioletnim mężczyzną. W rzeczy samej, był tylko o rok starszy od Elżbiety i ode mnie.
– Wasza Wysokość, jesteśmy zaszczyceni twoją łaskawością. Jak wiesz, pani, pan Walsingham spędził ostatnie sześć lat za granicą i teraz służy u mnie. Mogę cię zapewnić o jego niezwykłych pożytkach dla twego panowania.
– Nie wątpię.
Elżbieta przyjęła wręczony jej przez pazia kielich. Zanim ów jednak zdążył go napełnić, Dudley pospieszył na podwyższenie. Odebrał chłopcu karafkę i osobiście obsłużył królową.
– Witaj na dworze, panie Walsingham – dodała królowa, skinąwszy w podziękowaniu głową Dudleyowi. Zdołaliśmy wymienić zaledwie jedno krótkie spojrzenie. Nie byłem pewny, jak to rozumieć. Czy cieszyła się z mojej obecności, czy też przywoływała przykre wspomnienia tego, co o niej wiedziałem?
– Niestety – ciągnęła – ubolewam, że nie możemy pomówić dłużej, lecz jak widzicie – wskazała na sznur poddanych, oczekujących, by ją pozdrowić – tego wieczoru będę zajęta, podobnie – jak mniemam – także przez kilka następnych. Zwróćcie się do Cecila, by wyznaczył wam dogodny termin spotkania. To on nadzoruje teraz królewską radę,
a także – dodała z naciskiem – moje codzienne obowiązki.
Mimo wszystko jej uśmiech po tych słowach wyrażał większe zadowolenie, niż zdarzyło mi się u niej kiedykolwiek widzieć, co było niezbitym dowodem na to, że po latach schodzenia z drogi tym, którzy czekali jej upadku, nie wyłączając jej własnej siostry, naszej poprzedniej królowej, cieszyła ją niedawno uzyskana władza. Cecil, jej nieustająco oddany orędownik, z równym poświęceniem chronił siebie i ją. Nie szczędził trudów, by ocalić ją przed toporem kata, grożącym jej za panowania poprzednich królów, zdobywał informatorów takich jak ja, aby zapewnić jej bezpieczeństwo. Miałem już okazję przekonać się, że niepodobna znaleźć człowieka równie niezawodnego jak on. Gdyby przyszło stanąć w obronie Elżbiety, nikt nie mógłby okazać się groźniejszy od Cecila.
– Wasza Wysokość, to wielki zaszczyt. – Walsingham ponownie się skłonił.
Elżbieta skinęła głową Cecilowi i dała mu znak, by wszedł na podium, zmuszając Dudleya, by usunął się na bok. Ten zmarszczył gniewnie brwi, podczas gdy królowa i jej kanclerz na kilka chwil pogrążyli się w rozmowie. Dudley i Cecil nigdy nie byli przyjaciółmi. Hrabia mógł nie wiedzieć, jak głęboką nienawiścią darzy go Cecil, wiedział wszak dość, by pojmować, że owemu człowiekowi, który niegdyś służył jego ojcu, pod żadnym pozorem nie można ufać. Przez chwilę delektowałem się jego konfuzją, po czym sięgnąłem po nasze sakwy. Poczułem jednak powtórnie na sobie jego spojrzenie. Podniosłem wzrok i zobaczyłem wykrzywiający mu usta złośliwy uśmieszek. Ten sam uśmieszek oglądałem na jego twarzy przez całe swoje dzieciństwo, ilekroć postanawiał uczynić moje istnienie nieznośnym, nękając mnie, sprawiając mi lanie albo zamykając mnie na strychu stajni, by wraz ze swoimi braćmi, diabłami wcielonymi, rozrzucać moje rzeczy po chlewie. Jeszcze raz powściągnąłem swoje oblicze. Nareszcie Cecil skończył rozmawiać z królową i znowu zakrzątnął się wokół Walsinghama i mnie.
– Jej Wysokość przydzieliła wam komnatę w dolnej części pałacu – wymruczał Cecil. – Nie jest przestronna, lecz dość zaciszna. Zaprowadzę was.
Kiedy opuszczaliśmy salę, dworzanie ruszyli skwapliwie naprzód w nadziei, że królowa okaże im względy. Nie obejrzałem się za siebie.

 
Wesprzyj nas