W 2010 roku zadebiutowali jako duet powieścią kryminalną Ciemne sekrety, która cieszyła się ogromnym powodzeniem w Szwecji i Danii i została przetłumaczona na kilkanaście języków. Niemowa to czwarta część cyklu kryminalnego z Sebastianem Bergmanem, policyjnym psychologiem i specjalistą od seryjnych zabójstw.


W domu w Torsby zostają zamordowani członkowie rodziny Carlstenów ‒ matka, ojciec i dwoje dzieci. Wszyscy zginęli od strzałów oddanych z bliska. Wkrótce po makabrycznym odkryciu na miejscu zjawia się Sebastian Bergman wraz z resztą ekipy z Krajowej Policji Kryminalnej.

Śledztwo jest skomplikowane, a napięcie wzrasta, kiedy jedyny podejrzany ginie zastrzelony z tej samej broni co Carlstenowie.

Detektywi odkrywają, że świadkiem morderstwa rodziny była dziesięcioletnia Nicole. Policja musi odnaleźć dziewczynkę, zanim… zrobi to morderca.

Michael Hjorth jest scenarzystą i jednym z założycieli firmy produkcyjnej Tre vänner. Był także producentem wielu filmów pełnometrażowych.
Hans Rosenfeldt zajmował się pisaniem scenariuszy, a także dziennikarstwem telewizyjnym i radiowym. W latach 2003–2005 był szefem działu rozrywki szwedzkiej telewizji SVT.
Zadebiutowali jako duet powieścią kryminalną Ciemne sekrety. Zachęceni jej sukcesem, w następnych latach opublikowali kolejne tomy serii – Uczeń (2011) i Grób w górach (2012). Niemowa to czwarta część cyklu.

Michael Hjorth, Hans Rosenfeldt
Niemowa
Przekład: Maciej Muszalski
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 22 kwietnia 2015


Kiedy Erik wszedł na werandę i zobaczył pierwszą ofiarę, wydawało mu się, że czuje zapach prochu. Wiedział, że to niemożliwe.
Koroner po krótkich oględzinach ciał podał mu wstępny czas zgonu – mniej więcej dwadzieścia cztery godziny wcześniej. Nawet gdyby drzwi były zamknięte – choć najwyraźniej tak nie było, kiedy dziewięcioletnia córka sąsiadów szukała tam czegoś do zabawy – upłynęło zbyt wiele czasu, żeby w powietrzu nadal utrzymały się resztki zapachu.
Erik założył ochraniacze na buty, wciągnął białe lateksowe rękawiczki i wszedł do środka. Odsunął kilka wielkanocnych gałązek z kolorowymi jajeczkami, które stały w doniczce koło półki na buty, i uklęknął przy kobiecie leżącej na posadzce z grubo ciosanych kamieni. Pierwszej z czterech ofiar.
Czworo zabitych.
Dwoje dzieci.
Rodzina.
Nie zostali jeszcze zidentyfikowani, ale właścicielami domu byli Karin i Emil Carlstenowie, którzy mieszkali tam z synami Georgiem i Fredem. Bardzo by się zdziwił, gdyby kobieta, którą widział przed sobą, okazała się kimś innym niż Karin Carlsten. Czasami, kiedy rozmawiał z kolegami ze Sztokholmu lub Goteborga, a nawet z Karlstad, dziwili się, że nie zna wszystkich w Torsby. Przecież stąd pochodzi. Czyżby Torsby było czymś więcej niż tylko małą dziurą w środku lasu? Erik odpowiadał zmęczonym westchnieniem.
Gmina liczyła prawie dwanaście tysięcy mieszkańców. W centrum było ich cztery tysiące. Kto w Sztokholmie zna cztery tysiące osób? Nikt.
Nigdy nie spotkał Carlstenów, ale chyba o nich słyszał. Całkiem niedawno byli zamieszani w jakąś sprawę z policją…
– Znasz Carlstenów?
Rzucił szybkie spojrzenie w kierunku Fredriki, która stała na werandzie i z wysiłkiem naciągała ochraniacze na buty.
– Nie.
– Coś mi się kojarzy, że zimą mieliśmy z nimi do czynienia.
– Możliwe.
– Możesz to sprawdzić?
Fredrika kiwnęła głową, zdjęła niebieską folię, którą udało jej się nałożyć na jeden but, odwróciła się i poszła do samochodu. Erik ponownie spojrzał na około trzydziestopięcioletnią kobietę o brązowych włosach leżącą na podłodze w przedpokoju.
W jej klatce piersiowej była dziura. Duża. Prawie dziesięciocentymetrowa.
Za duża, żeby mogła pochodzić z broni gwintowanej jak pistolet czy sztucer. Wskazywałaby raczej na dubeltówkę. Ilość krwi na podłodze świadczyła o pokaźnej ranie wylotowej. Erik obstawiał strzał z przyłożenia – lufę przyciśnięto do ciała. Gazy prochowe zebrały się między skorą a mostkiem, wysokie ciśnienie rozpłatało skórę, wywołało oparzenia i sczernienie białego dzierganego swetra wokół rany wlotowej. Zgon musiał nastąpić od razu.
Zerknął na drzwi. Leżała niecały metr od nich. Jakby otworzyła, a ktoś przytknął jej lufę do piersi i pociągnął za spust, zanim zdążyła zareagować. Odrzuciło ją do tyłu.
Człowiek, który oddał strzał, musiał następnie zrobić krok nad nią i przejść do wnętrza domu.
Erik się wyprostował i zrobił to samo.
Zaraz za przedpokojem była duża kuchnia. „Rustykalna kuchnia” – opisałby ją zapewne agent nieruchomości, który miałby sprzedać ten dom. W jednym rogu stał murowany kominek z okapem. Podłoga z sosnowych desek była solidna. Podobne szerokie deski znajdowały się na suficie. Na ścianie nad ławą wisiały łopata do chleba i jakiś przyrząd kuchenny, którego nie potrafił zidentyfikować. Pośród nowoczesnych sprzętów znajdowała się też stara, czarna kuchnia opalana drewnem.
Na dużym sosnowym stole wciąż jeszcze stały resztki śniadania. Talerz z czymś, co wyglądało jak jogurt, i pudełko płatków Havrefras. Krzesło było przewrócone. Na podłodze leżał ośmio-, dziewięcioletni chłopiec. Miał na sobie piżamę.
Były ferie wielkanocne.
Dzieci nie musiały wstawać rano do szkoły. Niestety, pomyślał Erik.
Kiedy przyjrzał się chłopcu z bliska, pomyślał, że jego teoria się potwierdza. Jedna ręka była praktycznie oderwana w okolicy barku. Na szyi i na policzku widać było małe dziurki. Ślady po kulkach śrutu. Ile wynosił odstęp, jeżeli morderca strzelał, stojąc w drzwiach? Dwa metry? Trzy? Wystarczająco, żeby śmiercionośne pociski zdążyły się trochę rozproszyć. Może nie zabiły od razu, ale chłopak wykrwawiał się nie dłużej niż minutę.
A potem?
Ktoś tędy przebiegł. Po tym, jak chłopiec został postrzelony. Jakieś dziecko. We krwi wokół stołu widać było odciski małych stop. Erik spojrzał w kierunku pokoju znajdującego się za kuchnią. Był to mniejszy salon. W środku stały telewizor i odtwarzacz DVD. Może drugi syn oglądał telewizję, kiedy usłyszał strzały? Może po pierwszym z nich wstał. Stanął w drzwiach i zobaczył, jak strzelają do jego brata. Pobiegł. Dokąd? Ślady prowadziły do schodów na piętro.
Dlaczego i on nie został zamordowany w kuchni? Czyżby strzelec przeładowywał broń? Erik rozejrzał się po podłodze. Nie dostrzegł żadnych łusek. Zanotował w pamięci, żeby zapytać Fabiana, czy je pozbierał.
– Jan Ceder.
Erik omal nie podskoczył. Fredrika po cichu zaszła go od tyłu.
– Kto to taki? – zapytał, odwracając się do niej.
– W grudniu Carlstenowie donieśli na niego na policję – odparła Fredrika, skupiając wzrok na martwym chłopcu leżącym na podłodze.
– Za co?
– Za złamanie prawa łowieckiego.
– A konkretnie? – drążył cierpliwie Erik.
– Przekazali film, który dowodził, że Ceder miał na posesji martwego wilka.
– A więc został skazany.
Było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
– Tak, na karę grzywny – odparła Fredrika.
Erik kiwnął głową.
Myśliwy.
Śrutówka.
To oczywiście niczego nie dowodziło, w okolicy pełno było posiadaczy broni i pozwoleń na polowanie, ale zawsze był to jakiś początek.
– We wtorek im groził.
Erik zatrzymał potok myśli. Czy dobrze zrozumiał? Czasem było to trudne, ponieważ Fredrika udzielała tylko tylu informacji, ile było absolutnie konieczne, a i to w najlepszym razie.
– Ceder? – upewnił się Erik. – Jan Ceder groził we wtorek Carlstenom?
Fredrika skinęła głową i po raz pierwszy od wejścia do kuchni odwróciła się do niego.
– Koło basenu. Jest wielu świadków.
Erik szybko przetwarzał informacje. Czy mogło to być takie proste? Czy ktokolwiek byłby tak nieporadny? Odpowiedź na oba pytania brzmiała „tak”. Tylko dlatego, że było to brutalne i bezwzględne, nie musiało zarazem być skomplikowane i przemyślane. Wręcz przeciwnie.
– Chcę z nim porozmawiać – powiedział do Fredriki. – Przyprowadź go.
Fredrika odwróciła się i wyszła z kuchni. Erik rozważał swoją decyzję, idąc po małych, krwawych śladach w kierunku schodów.
Groźby.
Myśliwy.
Śrutówka.
Naprawdę chciał, żeby tak to wyglądało. Od ponad dwóch miesięcy był w varmlandzkiej policji szefem Wydziału do Walki z Przestępczością Przeciwko Życiu i Zdrowiu i nie chciał, żeby śledztwo się przeciągało. Pia też nie chciała. Będzie żądała szybkiego rozwiązania sprawy. Tak, żeby gmina mogła mieć to już za sobą. Pójść dalej.
Ślady stop były coraz słabsze, aż w końcu kilka metrów przed schodami znikły zupełnie. Erik chwycił pomalowaną na biało poręcz i wszedł na gorę.
Schody kończyły się w podłużnym holu przypominającym korytarz. Było tam troje drzwi, w tym dwoje otwartych. Zajrzał do pokoju po lewej. Piętrowe łóżko i porozrzucane zabawki świadczyły o tym, że to pokój chłopców. Erik doszedł do końca korytarza i znów przystanął. O zamknięte drzwi, które, jak się domyślał, prowadziły do łazienki, opierał się Emil. Znajdował się w pozycji półsiedzącej. Wyglądał na starszego o kilka lat od Karin, choć może takie wrażenie tworzyły tylko siwe włosy. W każdym razie nie żył. Tym razem na pewno była to śrutówka. Dostał w pierś. Erik wyobraził sobie, jak wybiegł z sypialni i zobaczył strzelca stojącego na szczycie schodów.
Rozejrzał się dookoła. Wyglądało na to, że mężczyzna nie wziął żadnego narzędzia. Musiał słyszeć, co działo się na dole, a mimo to wybiegł całkowicie bezbronny. Prawdopodobnie w takiej sytuacji nie myśli się jasno. Erik nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co by zrobił, gdyby to samo zdarzyło się u niego w domu. U nich w domu. Gdyby na parterze były Pia i ich córka.
Robiąc krok nad nogami mężczyzny, wszedł do sypialni. Dominowało w niej podwójne łóżko. Minimum dwa na dwa metry. Miejsce dla dzieci, którym śnią się koszmary. Narzuta i ozdobne poduszeczki były na swoim miejscu. Przy jednej ścianie stały dwa nocne stoliki i komoda, nad którą wisiało lustro. Drugą ścianę zajmowały szafy. Drzwi tej pośrodku były otwarte.
Szafa Karin.
Na wieszakach wisiały sukienki, bluzki i spódnice. Spomiędzy butów wystawały dwie małe, gołe nogi. Erik
podszedł bliżej.
W szafie siedział drugi syn. Skulony najgłębiej, jak tylko można było wejść. Na kolanach miał koc. Jak gdyby próbował się schować. Czy to dlatego Emil nie dotarł dalej? Zobaczył syna, który pobiegł do niego na gorę, i próbował go ukryć?
Uratować.
Nie udało mu się.
Strzelec go znalazł. Musiał stać tam, gdzie Erik był teraz. Nieco ponad metr od chłopca. Wylot lufy znajdował się jeszcze bliżej. Strzał w szyję prawie odciął głowę. Erik był zmuszony się odwrócić. Widział już niejedno i wiedział, co ludzie są zdolni zrobić sobie nawzajem, ale coś takiego…
Dzieci. Piżamy. Małe, gołe nogi.
Erik usiadł na pościelonym łóżku i głęboko oddychał, tłumiąc płacz. Czuł piekące łzy i obiecał sobie, że dostanie tego, kto to zrobił. Nie przypominał sobie, żeby zdarzyło mu się to kiedykolwiek przedtem. W każdym razie nigdy nie wyraził tego tak dobitnie przed samym sobą. Dostanie tego, kto to zrobił.
Za wszelką cenę.

 
Wesprzyj nas