Niepozbawiona ironii i humoru kostiumowa opowieść o zamążpójściu. Najgłośniejsza powieść Jane Austen, kilkakrotnie zekranizowana.


Rzecz dzieje się na angielskiej prowincji na przełomie XVIII i XIX wieku. Niezbyt zamożni państwo Bennetowie mają nie lada kłopot – nadeszła pora, by wydać za mąż ich pięć dorosłych córek.

Sęk w tym, że niełatwo jest znaleźć odpowiedniego męża na prowincji. Pojawia się jednak iskierka nadziei, bo oto posiadłość po sąsiedzku postanawia dzierżawić pewien młody człowiek, przystojny i bogaty…

Powieść napisana została w latach 1796-1797 a wydana po raz pierwszy w 1813 roku. Jest to złożona z 61 rozdziałów, napisana w konwencji romansu jedna z pierwszych powieści społeczno-obyczajowych.

Najbardziej znane ekranizacje to miniserial z 1995 roku z Colinem Firthem i Jennifer Ehle oraz wersja kinowa z 2005 roku z udziałem Keiry Knightley i Matthew Macfadyena.

Jane Austen
Duma i uprzedzenie
Tłumaczenie: Anna Przedpełska-Trzeciakowska
seria: Angielski ogród
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 7 kwietnia 2015


Rozdział I

Jest prawdą powszechnie znaną, że samotnemu a bogatemu mężczyźnie brak do szczęścia tylko żony.
Jakkolwiek za pojawieniem się takiego pana w sąsiedztwie niewiele wiadomo o jego poglądach czy uczuciach, owa prawda jest tak oczywista dla okolicznych rodzin, że przybysz zostaje od razu uznany za prawowitą własność tej czy innej ich córki.
– Mężu drogi – zwróciła się pewnego dnia do pana Benneta jego małżonka – słyszałeś, że wydzierżawiono wreszcie Netherfield Park?
Mąż odparł, że nic mu o tym nie wiadomo.
– Naprawdę – zapewniała go żona. – Pani Long wpadła przed chwilą i opowiedziała mi wszystko.
Pan Bennet milczał.
– Czy naprawdę nie jesteś ciekaw, kto go wydzierżawił?! -zawołała wreszcie zniecierpliwiona.
– Ty chcesz mi o tym powiedzieć, a ja nie oponuję.
Było to wystarczające zaproszenie.
– No więc, mój drogi, pani Long powiada, że Netherfield wydzierżawił jakiś młody, ogromnie bogaty człowiek, skądś z północnej Anglii, że przyjechał z Londynu w poniedziałek powozem w cztery konie, aby wszystko obejrzeć, i tak mu się spodobało, że natychmiast ugodził się z panem Morrisem i ma objąć Netherfield jeszcze przed świętym Michałem, a część służby przyjedzie już w końcu przyszłego tygodnia.
– Jak się nazywa?
– Bingley.
– Żonaty czy kawaler?
– Och, kawaler, mój drogi, oczywiście. Kawaler, i to z dużym majątkiem – cztery czy pięć tysięcy funtów rocznie. Pomyśl, jakie to szczęście dla naszych dziewcząt!
– Nie rozumiem. Cóż to ma z nimi wspólnego?
– Ach, mój drogi, prawdziwe z tobą utrapienie! Myślę, że się z którąś z nich ożeni, przecież to jasne.
– Czy ów pan osiedla się tutaj w tym właśnie zamiarze?
– W tym zamiarze? Niedorzeczność! Ale bardzo możliwe, że się w którejś z nich zakocha, i dlatego musisz mu złożyć wizytę natychmiast po przyjeździe.
– Nie widzę po temu powodów. Możesz pojechać ty z dziewczętami albo – jeszcze lepiej – wyślij je same, boć przecież jesteś równie ładna jak one i jeszcze ciebie wybierze.
– Pochlebiasz mi, mój drogi! Co prawda były czasy, kiedym nie grzeszyła brzydotą, ale to już dawno minęło i nie sądzę, bym się teraz tak bardzo wyróżniała spośród innych. Kiedy kobieta ma pięć dorosłych córek, nie powinna zajmować się własną urodą.
– W takich przypadkach kobieta nie zawsze ma jeszcze urodę, którą mogłaby się zajmować.
– Ale, mężu drogi, kiedy pan Bingley tu zjedzie, musisz mu natychmiast złożyć wizytę.
– Zbyt wiele żądasz ode mnie, moja duszko.
– Pomyśl tylko o swoich córkach. Zastanów się, jaka to dla jednej z nich świetna partia. Sir William i lady Lucas postanowili do niego pojechać specjalnie z tego względu. Wiesz przecież, że na ogół nie składają wizyt nowo przybyłym. Koniecznie musisz jechać, przecież nie będziemy mogły same złożyć mu wizyty, jeśli ty nie pojedziesz!
– Nadmiar skrupułów, moja duszko. Jestem pewien, że wasza wizyta sprawiłaby panu Bingleyowi niewątpliwą przyjemność. Prześlę mu przez ciebie parę słów, zapewniając go, że chętnie się zgodzę na jego małżeństwo z którąkolwiek z naszych córek, choć muszę jednak dodać jakieś dobre słówko za moją małą Lizzy.
– Proszę cię, mężu, byś tego nie robił. Lizzy wcale nie jest lepsza od reszty, a już z pewnością nie jest ani w połowie tak ładna jak Jane lub tak wesoła jak Lidia. Ty jednak zawsze masz dla niej specjalne względy.
– Wszystkie one nie bardzo mają się czym chwalić – odparł pan Bennet. – Ot, płoche głuptasy, jak to dziewczęta. Lizzy jednak jest bystrzejsza od swych sióstr.
– Jak możesz tak okropnie krzywdzić własne dzieci! Sprawia ci przyjemność, gdy mnie dręczysz. Nie masz litości dla moich biednych nerwów.
– Mylisz się, moja droga. Mam dla twoich nerwów najwyższy szacunek. To moi starzy przyjaciele. Co najmniej od dwudziestu lat słyszę, jak się nad nimi rozwodzisz.
– Ach, nie wiesz, co ja cierpię!
– Mam jednak nadzieję, że jakoś to przeżyjesz i zobaczysz jeszcze wielu młodych mężczyzn z czterema tysiącami rocznego dochodu przyjeżdżających w sąsiedztwo.
– Nawet gdyby ich przyjechało dwudziestu, nic nam z tego nie przyjdzie, jeśli nie będziesz chciał złożyć im wizyty.
– Obiecuję ci, duszko, że jeśli ich się zjawi dwudziestu, złożę wizytę wszystkim, co do jednego.
Pan Bennet był tak oryginalną mieszaniną bystrej inteligencji, sarkastycznego humoru, powściągliwości i dziwactwa, że nawet doświadczenie dwudziestu trzech lat nie wystarczyło żonie, by go zrozumieć. Ją dało się przejrzeć o wiele łatwiej. Była to kobieta małego umysłu, miernego wykształcenia i nierównego usposobienia. Kiedy ją coś gniewało, wyobrażała sobie, że cierpi na nerwy. Celem jej życia było wydanie córek za mąż, radością wizyty i nowinki.

Rozdział II

Pan Bennet złożył wizytę panu Bingleyowi jako jeden z pierwszych. Od początku nosił się z tym zamiarem, choć do samego końca zapewniał żonę, że ani mu to w głowie, toteż biedaczka nie wiedziała o niczym aż do dnia, kiedy wizyta została złożona. Dowiedziała się zaś w sposób następujący. Pan Bennet, spoglądając wieczorem na swą drugą z rzędu córkę, która zajmowała się przystrajaniem kapelusza, zwrócił się do niej znienacka:
– Przypuszczam, Lizzy, że ten kapelusz spodoba się panu Bingleyowi.
– Nie będziemy mogły sprawdzić, co się panu Bingleyowi podoba – odparła z wyrzutem pani Bennet – ponieważ nie mamy zamiaru utrzymywać z nim znajomości.
– Zapominasz, mamo – wtrąciła Elżbieta – że spotkamy go na naszych asamblach i że pani Long obiecała nam go przedstawić.
– Nie wierzę, by pani Long to zrobiła. Ma dwie własne siostrzenice. To kobieta samolubna i w dodatku hipokrytka. Nie mam o niej dobrego mniemania.
– Ja również – odparł pan Bennet – i cieszę się, widząc, że nie liczycie na jej usługi.
Pani Bennet nie raczyła odpowiedzieć, nie mogąc powstrzymać złości, zaczęła łajać jedną ze swych córek.
– Na litość boską, Kitty, przestańże kaszleć! Miej trochę litości dla moich nerwów. Targasz je na strzępy.
– Kitty jest bardzo nieoględna z tym kaszlem – dorzucił ojciec. – Zawsze kaszle w nieodpowiedniej chwili.
– Nie kaszlę dla przyjemności – odparła Kitty gniewnie.
– Kiedy przypada wasz następny bal, Lizzy?
– Od jutra za dwa tygodnie.
– No właśnie! – zawołała matka. – A pani Long wraca zaledwie dzień wcześniej, więc nie będzie mogła nam go przedstawić, bo sama jeszcze nie będzie go znała.
– A więc, moja duszko, możesz mieć przewagę nad przyjaciółką i sama jej przedstawić pana Bingleya.
– Niemożliwe, mój drogi, niemożliwe, bo przecież go nie znam. Nie dręcz mnie, proszę!
– Szanuję twoją ostrożność. Rzeczywiście, dwutygodniowa znajomość to bardzo niewiele. Trudno po dwóch tygodniach wiedzieć, co to naprawdę za człowiek. Ale jeśli my się nie odważymy przedstawić jej pana Bingleya, to ktoś inny to zrobi. Pani Long i jej siostrzenice muszą też stanąć w szranki, a ponieważ byłoby im na rękę, gdybyś ty odmówiła tej przysługi, sam się jej podejmę.
Dziewczęta ze zdumieniem spojrzały na ojca, pani Bennet zaś powtarzała tylko:
– Co za niedorzeczność! Co za niedorzeczność!
– Cóż mają znaczyć te patetyczne okrzyki? – zapytał. -Czyżby niedorzecznością były dla ciebie formy obowiązujące przy zawieraniu znajomości lub też waga, jaką się do nich przywiązuje? W tym akurat wypadku absolutnie nie mogę się z tobą zgodzić. A cóż ty na to powiesz, Mary? Jesteś, jak wiem, młodą osobą o dociekliwym umyśle, czytasz uczone książki i robisz z nich notatki.
Mary chciała powiedzieć coś niesłychanie mądrego, ale nie bardzo wiedziała co.
– Podczas gdy Mary będzie formować swe opinie – ciągnął pan Bennet – powróćmy do pana Bingleya.
– Mam już dosyć pana Bingleya! – zawołała pani Bennet.
– Przykro mi, że to słyszę, ale czemuś mi nie powiedziała o tym wcześniej? Gdybym o tym wiedział dziś rano, z pewnością bym do niego nie jeździł. Fatalnie się stało – no, ale skoro złożyłem wizytę, znajomość jest już zawarta.
Zdumienie pań całkowicie spełniło jego oczekiwanie, a już zdumienie jego żony przeszło wszystko. Mimo to, kiedy minął pierwszy wybuch radości, pani domu oświadczyła, że właśnie tego i nie czego innego spodziewała się przez cały czas.
– Jak to pięknie z twojej strony, moje serce! Wiedziałam, że cię wreszcie przekonam! Byłam pewna, że za bardzo kochasz swoje dziewczęta, by stracić taką okazję! Jakam rada! Co za pyszny figiel, żeby pojechać rano i do tej chwili ani słówkiem o niczym nie pisnąć!
– No, Kitty, teraz możesz już kaszleć, ile ci się tylko podoba – rzekł pan Bennet i z tymi słowy opuścił pokój, zmęczony uniesieniami żony.
– Jaki nadzwyczajny jest wasz ojciec, dziewczęta! – zawołała matka, gdy tylko drzwi się za nim zamknęły. – Nie wiem, jak mu się kiedyś odwdzięczycie za jego dobro – jemu czy mnie… Mogę was zapewnić, że w naszym wieku takie codzienne zawieranie nowych znajomości to żadna przyjemność, ale czegóż my dla was nie zrobimy! Lidio, kochanie, myślę, że pan Bingley będzie z tobą tańczył na najbliższym balu, chociaż jesteś najmłodsza.
– Och – odparła Lidia śmiało – wcale się nie boję! Jestem najmłodsza, ale i najwyższa.
Reszta wieczoru upłynęła na domysłach, kiedy pan Bingley przyjdzie z rewizytą, i ustalaniu dnia, na który młody człowiek zostanie zaproszony na obiad.

 
Wesprzyj nas