Kontynuacja losów rodziny Cavendishów, bohaterów znanych z powieści „Tajemnice Rutherford Park”. Jak poradzą sobie mieszkańcy Rutherford Park w zetknięciu ze zbliżającym się kataklizmem wojennym?


Z położonego na wzgórzu rozległego majątku Rutherford Park, rodzina Cavendishów ma doskonały widok na otaczający ich świat – piękno sięga horyzontu i daje ukojenie.

W pierwszych dniach maja 1915 roku nic nie wydaje się piękniejsze i mniej groźne. A jednak… Jak poradzą sobie mieszkańcy Rutherford Park w zetknięciu ze zbliżającym się kataklizmem wojennym?

Aby uniknąć skandalu, William i Octavia żyją w kłamstwie, utrzymując małżeństwo bardziej z obowiązku, niż namiętności. Ale kiedy ich syn Harry dołącza do Królewskiego Korpusu Lotniczego we Francji, Cavendishowie muszą stawić czoło nieuniknionej prawdzie o nich samych, społeczeństwie, w którym żyją i tajemnicom, których nie potrafią już znieść.

W obliczu wojny wszystko ulegnie zmianie: relacje między mężem i żoną, żoną i jej kochankiem oraz matką i jej dziećmi. Fundamenty rodu Cavendishów zadrżą w posadach, wiatr historii nie oszczędzi także pozostałych mieszkańców Rutherford Park.

„Niezwykła i intrygująca powieść. Niektóre sceny przywodzą na myśl klimat seriali Schodami w górę, schodami w dół czy Downton Abbey. Cooke ma znakomite przygotowanie i w scenach batalistycznych we Francji okazuje się niezwykle wiarygodna, zaś opis zatopienia „Lusitanii” – cóż, ściska za serce”. –
Historical Novel Society

Elizabeth Cooke mieszka w Dorset w południowej Anglii i jest autorką kilkunastu powieści, w tym bestsellera Tajemnice Rutherford Park. Słynie z umiejętności opowiadania i dbałości o realia. Korzenie rodziny Cooke sięgają terenów, na których mieszkały siostry Brontë. Dziadek Elizabeth pracował kiedyś w tamtych okolicach jako lokaj. Te okolice – tamtejsza przyroda, miasta i miasteczka – i życie dziadka stały się inspiracją dla świata Rutherford Park.

wiatr historii nie oszczędzi mieszkańców Rutherford Park…

Elizabeth Cooke
Ciemne dzikie kwiaty
Przekład: Agata Żbikowska
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 4 marca 2015


William mylił się, sądząc, że Octavia wciąż śpi.
Leżała na łożu z baldachimem i wpatrywała się w żółte, atłasowe zasłony. Wyhaftowane na nich stadko błękitników wyglądało niemal tak, jakby przelatywało nad jej głową. Błękitnik od wieków był rodowym ptakiem Beckfordów, jeszcze w czasach prapradziadka Williama, zanim ten otrzymał tytuł szlachecki. Błękitne akcenty pojawiały się w całym domu. Tapicerka w salonie i w pokojach dziennych była niebiesko-biała. Na słupach przy bramie wjazdowej wyrzeźbiono w granicie przycupnięte na trzcinie cukrowej, splecione ze sobą ptaki. W wybudowanej za Tudorów sali kominkowej gipsowe błękitniki ozdabiały ściany. Przy głównej, wyłożonej mahoniem klatce schodowej ptaki te rozciągały skrzydła pod ogromnym portretem Octavii pędzla Singera Sargenta.
Westchnęła i odwróciła głowę. Ptaki, dom, męcząca nuda zwyczajnego życia… Czasem miała wrażenie, że się dusi. Usiadła na łóżku, odrzuciła kołdrę i podeszła do okna. Stojący obok łóżka zegar z domu towarowego Liberty wskazywał wpół do szóstej rano.
Dziś Harry wróci do domu. Wieczorem go zobaczy, będzie mogła wziąć za rękę. Od jego poprzedniej przepustki minęło siedem miesięcy. Już wtedy dostrzegła, że dwudziestojednoletni chłopak zmienił się w mężczyznę, jego twarz znaczyły wspomnienia trudnych doświadczeń. Widziała na niej cienie, on jednak wzruszył ramionami, pocałował ją i się uśmiechnął.
– Nie wolno ci się o mnie martwić – nakazał. – Dobrze się bawię.
Dobra zabawa. Odwrót z Mons, rozpaczliwa walka, która przyniosła tyle ofiar po stronie angielskiej i francuskiej – wiedziała, że Harry tam był. Ale nie chciał o tym rozmawiać. Zmienił temat i skierował rozmowę na swoją córeczkę, Cecilię, zdrobniale Sessy. Urodziła ją jedna z pokojówek w święto Bożego Narodzenia dwa lata wcześniej – ten romans wywołał ogromny skandal. Niewątpliwie jednak była córką Harry’ego i wyglądała dokładnie jak on. Upór Octavii sprawił, że dziewczynka zamieszkała w Rutherford.
Oparła się o parapet i wdychała słaby zapach kwiatów napływający z położonego niżej tarasu. Postanowiła, że później odwiedzi Sessy w pokoju dziecinnym. Może zabierze ją na przechadzkę po ogrodzie. Dziewczynka przypominała jej Harry’ego, gdy był w tym samym wieku. Okazała się stanowcza i odważna. Zaciskała w piąstce różę, z całej siły powstrzymując się od płaczu, kiedy kolec wbił się w jej kciuk i popłynęła krew. Była do niego tak podobna. Ale Harry urodził się w czasach, gdy wojna oznaczała zaledwie odległy pomruk na terenie Imperium, problemy na granicach Indii czy konflikt burski. Nie tutaj. Nie w odległości dwunastu mil, po drugiej stronie Kanału Angielskiego. Wojna nie odbierała ludziom synów i nie unicestwiała ich tysiącami.
Octavia zadrżała. Usiadła na fotelu, otuliła się szalem i patrzyła przed siebie, lecz niczego nie dostrzegała

Zdziwiła się, kiedy pół godziny później usłyszała pukanie. Zmarszczyła brwi, wiedząc, że wciąż jest zbyt wcześnie na jej pokojówkę, Amelie.
– Tak? – zawołała.
Drzwi się otworzyły. W progu, w stroju wyjściowym, stał William.
– Mogę wejść? – spytał.
– Oczywiście. Patrzyła, jak przechodzi przez pokój. William był od niej niemal dwadzieścia lat starszy. Pobrali się, kiedy Octavia ledwo co skończyła dziewiętnaście lat. Nie wiedziała wtedy nic o mężczyznach i bardzo niewiele o społeczeństwie. Ojciec, którego się bała, trzymał ją blisko siebie. Olbrzymi posag – odkryła to po latach – przyciągnął Williama Cavendisha. W dniu ślubu była w nim szaleńczo zakochana. Mąż pokochał ją dopiero w trakcie trwania związku. Lecz to nie ten rodzaj miłości, jakiej doświadczyła zeszłego roku z Johnem Gouldem. Między nimi nigdy tak nie będzie. Nie mogło tak być, nie teraz.
William ujął jej dłoń i pocałował. Usiadł naprzeciwko.
– Zdziwiłem się, że już nie śpisz. Ale cieszy mnie to. – Podał jej poranną gazetę, którą przyniósł ze sobą. – Właśnie przyszła. Złapałem chłopca na posyłki, kiedy niósł ją przez dziedziniec.
Spojrzała na gazetę i z powrotem na niego. Poczuła ukłucie paniki.
– Tylko nie Harry…
– Czy gdyby coś mu się stało, dowiedzielibyśmy się z gazety? – spytał, unosząc brew. – Nie chodzi o Harry’ego. Chodzi o Kentów. O ich syna Ruperta.
– Och, nie – szepnęła.
Kentowie, ich najstarsi przyjaciele w okolicy, mieli dwóch synów, zawodowych żołnierzy stacjonujących we Francji. Kiedy ostatnio widziała się z Elizabeth Kent, ona, jak wszystkie matki, z przerażeniem mówiła o wojnie. Przyjaciółka pokazała Octavii listy Ruperta. Pisał o okopach zalanych lodowatą wodą, w których musieli stać godzinami. Wspominał też o pułkach kanadyjskich, ich odwadze pod obstrzałem.
Octavia wciąż rozmyślała o liście od Ruperta. Wojna przybierała w nich konkretną formę.
„Najtrudniej jest, kiedy ginie ktoś porządny” – pisał. – „Przedwczoraj straciliśmy sierżanta. Nigdy tego nie zapomnę. Był starym wygą, wesołym człowiekiem. Wydawał właśnie rozkazy strzelcom, kiedy obok uderzył zabłąkany pocisk artyleryjski. Pobiegłem z powrotem w ich stronę – całej sceny nie będę opisywał – ale nasz sierżant leżał na plecach. Wyglądał, jakby nic mu się nie stało, jakby odpoczywał. Na jego ciele nie widać było żadnych ran, a jednak nie żył. Bliski wybuch pocisku powoduje taki właśnie efekt. Zaledwie kilka sekund wcześniej się do mnie uśmiechał, a teraz leżał, z twarzą wciąż pełną życia…”.
Rupert Kent pięknie pisał. Elizabeth i Hamiltonowi zostaną po nim wyłącznie listy. Na liście ofiar zamieszczono informację, że kapitan Rupert Kent zginął w miejscowości Langemark dwudziestego drugiego kwietnia.
– Muszę zobaczyć się z Elizabeth – szepnęła Octavia. – Na pewno jest zdruzgotana. – Oderwała oczy od listy poległych i z namysłem złożyła stronę. – A co z Alexandrem? – spytała. Alexander był drugim synem Kentów.
– Zapewne wciąż tam jest – odparł William.
Zakryła oczy, w myślach powtarzając: „Proszę, niech Harry już wróci. Teraz, w tej chwili”. Czuła – choć zdawała sobie sprawę, że to absurdalne – że nie wytrzyma ani chwili dłużej. Nie uwierzy, że jej syn jest bezpieczny, dopóki go nie zobaczy.
Poczuła na ramieniu dłoń Williama. Spojrzała na męża.
– Umówiliśmy się, że nie będziemy się zamartwiać – przypomniał jej.
Nie potrafiła zdobyć się na odpowiedź. Widziała, że zerknął na łóżko. Gładził jej dłoń.
– Czy miałbyś… czy miałbyś coś przeciwko temu, żebym zadzwoniła po Amelie? – spytała. – Muszę napić się herbaty.
Spostrzegła, że źle przyjął to odtrącenie. Jego twarz niemal komicznie skrzywiła się w wyrazie rozczarowania.
– Oczywiście, że nie – wymamrotał i wstał.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, Octavia odetchnęła głęboko.
Bez wątpienia postąpiła okrutnie i egoistycznie. Żona nie powinna się tak zachowywać, a William był zbyt wielkim dżentelmenem, by naciskać. Odkąd John Gould wyjechał, jej serce zmieniło się w bryłę lodu. Została ze względu na dzieci, nie tylko Harry’ego, lecz również Louisę i Charlotte, jego młodsze siostry. I oczywiście małą Sessy. Octavia szanowała Williama. Czasami mu współczuła, więc ulegała mu tak często, jak uważała za stosowne. Ale kochać go, naprawdę go kochać? Na to nie potrafiła się zdobyć.

 
Wesprzyj nas