Sarajewo podczas oblężenia (1992). Snajperzy sieją śmierć. Wybuchy moździerzy zabijają mieszkańców. A wiolonczelista siedzi przy oknie i gra Adagio Albinoniego.


W pewnej chwili wybuch pocisku zabija dwadzieścia dwie osoby stojące w kolejce po chleb. Przez następne dwadzieścia dwa dni każdego popołudnia wiolonczelista schodzi na dół i grając Adagio, oddaje hołd zmarłym.

Steven Galloway opisuje historię oblężonego miasta z perspektywy trzech mieszkańców Sarajewa: Kenana, który stara się zdobyć wodę dla swoich bliskich, Dragana, który boleśnie przeżywa rozłąkę z synem i żoną, i kontrsnajperki o pseudonimie Strzała.

To opowieść o przetrwaniu, o walce z pokusą nienawiści, o niezłomności ludzkiego ducha mimo strachu i cierpienia.

„Ta porywająca opowieść wykracza poza swój czas i miejsce. To historia uniwersalna, świadectwo poszukiwania sensu, odkupienia i człowieczeństwa nawet w obliczu niewyobrażalnej grozy”
– Khaled Hosseini, autor Chłopca z latawcem i Tysiąca wspaniałych słońc.

„Powieść Gallowaya jak każda dobra proza przenosi czytelnika w świat, który zwykle jest mu obcy, przybliża go i pozwala zrozumieć. To wspaniała, potężna powieść o ludziach, którzy zachowują – lub odzyskują – swoje człowieczeństwo w skrajnie trudnej sytuacji”
– Yann Martel, autor Życia Pi.

„Krótka i znakomita. […] Imponuje sprawność, z jaką Galloway za pomocą zwykłych, zupełnie niepozornych postaci zgłębia wybrane tematy: szaleństwo wojny domowej, jej nieodłączne barbarzyństwo, cynizm tych, którzy czerpią wymierne korzyści z cudzej niedoli. Autor wystrzega się przesady, dzięki czemu wędrówki Kenana i Dragana […] jeszcze bardziej zapadają w pamięć”
– Andrew Riemer, „Sydney Morning Herald”

„Proza Gallowaya to piękna, przepełniona humanizmem muzyka, która towarzyszy czytelnikowi jeszcze długo po lekturze”
– ZZ Packer

„[Książka] trzyma w napięciu i nie pozwala o sobie zapomnieć. […] Posługując się wspaniale nakreślonymi postaciami i oszczędną fabułą, Galloway sugestywnie przybliża odległy konflikt”
– „Publishers Weekly”

„Imponujące dzieło”
– Sara Dowse, „Canberra Times”

Porywająca opowieść o oblężonym Sarajewie

– J.M. Coetzee, laureat Nagrody Nobla.

Steven Galloway urodził się w Vancouver w 1975 roku. Debiutował powieścią Finnie Walsh (2000), nominowaną do kanadyjskiej nagrody First Novel Award. Jego druga powieść, Podniebny spacer (2003, wyd. polskie 2006), była nominowana do nagrody im. Ethel Wilson i została przetłumaczona na kilka języków. Jego najnowsza powieść The Confabulist (2014) znalazła się w finale The Rogers Trust Fiction Prize.
Wiolonczelista z Sarajewa (2008) to największy literacki sukces Gallowaya; prawa do książki autorskie zakupiło trzydzieści krajów, ma być też zekranizowana.

Steven Galloway
Wiolonczelista z Sarajewa
Przekład Łukasz Witczak
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 18 lutego 2015


Strzała mruży oczy. Długo czekała. Przez celownik karabinu widzi trzech żołnierzy stojących przy murku na wzgórzu nad Sarajewem. Jeden spogląda na miasto, jakby coś sobie przypominał. Drugi wyciąga zapalniczkę i podpala trzeciemu papierosa. Nie mają pojęcia, że ktoś do nich celuje. Pewnie im się wydaje, że znajdują się w bezpiecznej odległości od frontu. Mylą się. Być może sądzą, że budynki stanowią wystarczającą osłonę. Są w błędzie. Mogłaby w każdej chwili zabić jednego z nich, a może nawet dwóch. I niebawem to zrobi.
Ci trzej mają powody, by czuć się bezpiecznie. Gdyby mierzył do nich ktoś inny, raczej nie mieliby się czego bać. Kilometr to duża odległość; karabin Strzały, taki sam, jakiego używają prawie wszyscy obrońcy Sarajewa, ma zasięg ośmiuset metrów. Powyżej tej odległości szanse trafienia do celu są znikome. Ale nie dla Strzały. Ona potrafi posłać kulę tam, gdzie inni strzelcy nie umieją.
Dla większości snajperów strzelanie z dużej odległości to połączenie sztuki obserwacji z matematyką. Trzeba oszacować siłę i kierunek wiatru oraz dystans. Obliczenia muszą uwzględniać prędkość pocisku, grawitację, moc powiększającą celownika. Zupełnie jak przy rzucie piłką. Piłki nie rzuca się prosto w cel, ale nadaje się jej trajektorię, która się z nim przetnie. Strzała nie dokonuje pomiarów, nie bawi się w obliczenia. Po prostu posyła kulę tam, gdzie trzeba. Nie bardzo rozumie, dlaczego innym snajperom sprawia to kłopot.
Jej stanowisko znajduje się w szkielecie wypalonego wieżowca biurowego, kilka metrów od okna z widokiem na południowe wzgórza. Nawet gdyby ktoś uważnie się przyglądał, trudno byłoby mu dojrzeć drobną, młodą kobietę z czarnymi włosami do ramion, przyczajoną w dymiących gruzach kiedyś normalnego życia. Leży na brzuchu, nogi ma częściowo zakryte starą gazetą. Jedyne, co mogłoby ją zdradzić, to jej duże, jasne, niebieskie oczy.
Strzała uważa, że nie ma nic wspólnego ze snajperami na wzgórzach. Bierze na cel wyłącznie żołnierzy. Oni strzelają do bezbronnych mężczyzn, kobiet i dzieci. Za każdym razem, gdy pociągają za spust, chodzi im o coś więcej niż o zabicie człowieka. Usiłują zabić Sarajewo. Każda śmierć pustoszy miasto jej młodości równie dotkliwie jak granaty spadające na budynki. Żywi oprócz towarzysza tracą również wspomnienie miasta, w którym człowiek mógł przejść na drugą stronę ulicy bez obawy, że ktoś go zastrzeli.
Dziesięć lat temu, kiedy miała osiemnaście lat i nie mówiono na nią Strzała, pożyczyła od ojca samochód i pojechała na wieś odwiedzić znajomych. Dzień był słoneczny, bezchmurny, auto zdawało się jechać samo, jakby kierowane siłą przeznaczenia według jakiegoś tajemnego planu. Za którymś zakrętem w radiu puszczono jedną z jej ulubionych piosenek, słońce przeświecało przez drzewa niczym przez koronkowe firanki, przypominając jej o babci, i wtedy nagle po twarzy pociekły jej łzy. Nie z powodu babci, która wówczas cieszyła się jeszcze świetnym zdrowiem, lecz pod wpływem szczęścia, radości z życia, tym silniejszej, że ono kiedyś niechybnie się skończy. To doznanie było tak potężne, że musiała zjechać na pobocze. Później czuła się trochę głupio i nigdy nikomu o tym nie powiedziała.
Dziś jednak wie, że to wcale nie było głupie. Dziś rozumie, że całkiem niechcący dotknęła najgłębszej istoty ludzkiego życia. To rzadki dar – zdać sobie sprawę, że twoje życie jest cudem i że nie będzie trwało wiecznie.
Kiedy więc Strzała pociągnie za spust i zakończy życie jednego z tych żołnierzy na wzgórzu, uczyni to nie dlatego, że chce go zabić – choć nie może temu zaprzeczyć – lecz dlatego, że ci ludzie odebrali ten dar jej i większości mieszkańców Sarajewa. Ulotność życia stała się czymś tak oczywistym, że przestała cokolwiek znaczyć. A najgorsza w tym wszystkim jest przepaść między tym, co wie, a tym, w co wierzy. Bo choć wie, że jej łzy tamtego dnia nie były głupią ckliwością nastolatki, niezwykle trudno jej w to uwierzyć.
Z górującej wysoko nad okupowaną Grbavicą twierdzy Vraca ci żołnierze bombardują miasto w poczuciu bezkarności. Podczas drugiej wojny światowej Vraca była miejscem, gdzie hitlerowcy torturowali i mordowali swoich przeciwników. Nazwiska ofiar wyryto w kamiennych schodach, lecz wtedy mało kto walczył pod prawdziwym nazwiskiem. Większość bojowników przybierała nowe imiona, które mówiły o nich więcej niż chełpliwe opowieści pijaków w knajpach; imiona, o których późniejsze władze, próbujące przekuć ich czyny w propagandę, wolałyby zapomnieć. Mówi się, że działali pod pseudonimami, by nie narażać bliskich – by móc prowadzić dwa równoległe życia. Ale Strzała przypuszcza, że chcieli przede wszystkim odseparować się od tego, co robili, by potem łatwiej było im wrócić do normalnego życia. Nienawiść do ludzi na wzgórzach – za ich własną nienawiść, która była pierwsza, i za wyrządzoną jej krzywdę – zrodziła w niej potrzebę oddzielenia tej części siebie, która zamierzała, wręcz pragnęła walczyć, od tej, która nigdy walczyć nie chciała. Gdyby pozostała przy swoim nazwisku, nie różniłaby się niczym od żołnierzy, do których strzela. W pewnym sensie czułaby się wtedy bardziej martwa, niż gdyby zginęła naprawdę.
Mówiła o sobie Strzała od początku, odkąd pierwszy raz sięgnęła po karabin, by zabić człowieka. Niektórzy nadal zwracają się do niej po imieniu. Ignoruje ich. Jeżeli są uparci, przypomina, że teraz nazywa się Strzała. Nikt z nią nie dyskutuje. Nikt nie podważa jej wyborów. Każdy stara się przetrwać po swojemu. Ale gdyby ktoś ją przycisnął, odpowiedziałaby: „Jestem Strzała, bo nienawidzę tamtych. Ta dziewczyna, którą znaliście, nie miała w sobie nienawiści”.

 
Wesprzyj nas