“Trzecia wojna światowa?” Jurija Felsztinskiego i Michaiła Stanczewa jest pierwszą książkową publikacją na temat zbrojnego konfliktu między Rosją i Ukrainą, który – zdaniem autorów – musi się przerodzić w starcie na skalę światową.


Przytaczają na to liczne dowody, sięgają do analogii historycznych, czerpią ze źródeł mało znanych lub zgoła nieznanych. Mimo że Felsztinski i Stanczew całą winą za wybuch tej wojny obarczają Władimira Putina i jego kagebowskie otoczenie, dostrzegają też poważne błędy elit politycznych Ukrainy, które przez ćwierćwiecze niepodległości tego państwa stworzyły warunki sprzyjające rosyjskiej inwazji.

“Rosja nie zdoła wygrać z całym demokratycznym światem. Rezultatem będzie rozpad Federacji Rosyjskiej… Ukraińcy dowiedli na Majdanie, że gotowi są umierać w imię swej wolności. Nie jest oczywiste, czy Rosjanie są gotowi umierać za imperialne ambicje Putina” – Jurij Felsztinski

Jurij Felsztinski urodził się w 1956 r. w Moskwie. Studiował historię w Moskiewskim Państwowym Instytucie Pedagogicznym. W 1978 r. wyemigrował do USA. Kontynuował studia na Brandeis, a następnie Rutgers University, gdzie się doktoryzował. Zebrał i opracował kilkadziesiąt tomów dokumentów archiwalnych. Autor i współautor książek: Wysadzić Rosję (REBIS 2007), w której wykazał z Aleksandrem Litwinienką, że w 1999 r. FSB zabiła 300 Rosjan, by wywołać drugą wojnę czeczeńską, Korporacja zabójców. Rosja, KGB i prezydent Putin, The Bolsheviks and the Left SRS, The Failure of World Revolution, Rozgowory s Bucharinym, Wożdi w zakonie.

Michaił Stanczew, syn “wroga ludu”, urodził się w 1953 r. w Mołdawii, a dzieciństwo spędził w Kazachstanie, gdzie deportowano jego rodzinę. Studiował historię na charkowskim Uniwersytecie im. Karazina, którego jest obecnie profesorem. Specjalizuje się w bułgarystyce. Pracował we władzach Charkowa i w ukraińskiej służbie dyplomatycznej. Autor dziesięciu monografii i ponad stu innych publikacji naukowych.

Jurij Felsztinski, Michaił Stanczev
Trzecia wojna światowa? Bitwa o Ukrainę
Przekład Jerzy Redlich
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera: 17 lutego 2015

Zamiast przedmowy

Wyprzedzając czas

Byłem współautorem książek wyprzedzających czas o sześć lat. Pierwszą – Wysadzić Rosję – napisałem w 2000 roku z Aleksandrem Litwinienką.
I chociaż zyskała ona popularność w Rosji, a nawet została częściowo opublikowana w Moskwie, w specjalnym wydaniu „Nowej Gaziety” z sierpnia 2001 roku, poza granicami Rosji w treść tej książki nie uwierzono: to, co się działo w „demokratycznym” państwie Jelcyna i Putina, zostało w niej odmalowane zbyt gęstą czarną farbą.
Pisaliśmy o tym, jak Federalna Służba Bezpieczeństwa sprawnie sabotowała reformy demokratyczne w kraju, jak umiejętnie zorganizowane przez służby specjalne akty terroru spowodowały najpierw tak zwaną pierwszą wojnę czeczeńską, a następnie, we wrześniu 1999 roku, również drugą. Bardzo szczegółowo przeanalizowaliśmy dokonane w 1999 roku w kilku miastach rosyjskich akty terrorystyczne i doszliśmy do wniosku, że za tymi zamachami, które doprowadziły do drugiej wojny czeczeńskiej, stały rosyjskie służby specjalne, które postawiły sobie za cel wyniesienie do najwyższej władzy swojego człowieka – dyrektora FSB Władimira Putina.
W 2001 roku trudno było w to wszystko uwierzyć. Minęło pięć lat. W listopadzie 2006 roku w Londynie został otruty Aleksander Litwinienko. Przyczyny tego zabójstwa i jego historia to osobny temat kryminalny. Tu najważniejsze jest dla nas co innego: że to właśnie po otruciu Litwinienki w Londynie radioaktywną trucizną zachodnia opinia publiczna, nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale na całym świecie, uwierzyła w to, co napisaliśmy w książce Wysadzić Rosję. Wszystko to okazało się banalną prawdą. Było nawet dziwne, że wcześniej jej nie dostrzeżono. W 2008 roku książka ta ukazała się w dwunastu krajach.

W 2008 roku wraz z moim rosyjskim kolegą Władimirem Pribyłowskim wydałem fundamentalną pracę Korporacja zabójców. Rosja, KGB i prezydent Putin. Pisaliśmy w niej o tym, jak od roku 1991 przez dziesięć lat Komitet Bezpieczeństwa Państwowego, przemianowany na Federalną Służbę Kontrwywiadu, a następnie Federalną Służbę Bezpieczeństwa, usiłował zagarnąć władzę i zdobyć kontrolę nad całą Rosją, w tym bogactwami naturalnymi, finansami, gospodarką tego ogromnego kraju; jak poniosły fiasko dwie próby zdobycia władzy podjęte w sierpniu 1991 roku (tak zwany pucz sierpniowy) oraz w marcu 1996 roku (spisek szefa ochrony prezydenta Jelcyna, generała Aleksandra Korżakowa); jak w rezultacie tych dwóch niepowodzeń KGB/FSB radykalnie zmieniło taktykę, stawiając sobie za zadanie przejęcie władzy nie w drodze przewrotu, puczu czy spisku, ale zdobywania stanowisk – legalnie, w drodze wyborów ogólnokrajowych.

Właściwie należało zdobyć tylko jedno stanowisko. Ale było to stanowisko prezydenta Rosji. W tym celu zniedołężniałemu i moralnie zniszczonemu przez dwie wojny czeczeńskie Jelcynowi w zamian za całkowity immunitet i nietykalność jego oraz jego rodziny sprawnie i bardzo profesjonalnie podsunięto do wyboru trzy kandydatury: Jewgienija Primakowa, starego funkcjonariusza operacyjnego KGB i byłego dyrektora Służby Wywiadu Zagranicznego, Siergieja Stiepaszyna, byłego dyrektora Federalnej Służby Kontrwywiadu, jednego ze sprawców pierwszej wojny czeczeńskiej, oraz Władimira Putina – dyrektora FSB. Na któregokolwiek wskazałby Jelcyn, władza tak czy owak znalazłaby się w rękach służb specjalnych (byłego KGB).

Udało się Putinowi. Karty tak się rozłożyły, że Jelcyn odmówił Primakowowi, który – w zmowie z antyjelcynowskim parlamentem – spieszył się do detronizacji Jelcyna jeszcze przed upływem kadencji. Nie zgodził się też na Stiepaszyna, który zawiązał spisek (albo tylko tak się wydawało szefowi kancelarii prezydenta Aleksandrowi Wołoszynowi) z ubiegającym się o posadę prezydenta Rosji merem Moskwy Jurijem Łużkowem. Putin był na liście ostatni. Na nim też zatrzymał się Jelcyn.
W sierpniu 1999 roku Putin został przesunięty z funkcji dyrektora FSB na stanowisko premiera Rosji. A we wrześniu dokonano zamachów terrorystycznych, w wyniku których zginęło niemal 300 osób, i rozpoczęto drugą wojnę czeczeńską.
31 grudnia 1999 roku Jelcyn dobrowolnie i przedwcześnie (przed upływem kadencji) podał się do dymisji, czyniąc Putina pełniącym obowiązki prezydenta kraju, czyli czynnym prezydentem jeszcze przed ogólnorosyjskimi wyborami powszechnymi. 26 marca 2000 roku Putin, jak ogłoszono, zwyciężył w formalnych wyborach prezydenckich, otrzymując – jeżeli wierzyć oficjalnym danym – nieco ponad 50 procent głosów wyborców.
Obejmując stanowisko, Putin kardynalnie i radykalnie zmienił system władzy państwowej w Rosji. Praktycznie rozwiązał izbę wyższą parlamentu – Radę Federacji – de facto zniósł samodzielność i obieralność gubernatorów, przywrócił sowiecki system twardej kontroli przez centrum (Kreml), ogłosił tak zwany pionowy system władzy, wdrożył nadzór nad głównymi mediami informacyjnymi, stopniowo likwidował wolność słowa, przejął kontrolę nad wyborem wszystkich szczebli władzy, całkowicie podporządkował sobie parlament, który miał tylko pieczętować kremlowskie dekrety.

Ponieważ okres jego rządów przypadł na niebywały wzrost cen ropy i innych kopalin, podniósł się poziom życia w kraju, a Putin pozwolił się rozwijać gospodarce rynkowej. Stworzył jednak określone zasady gry, do których mieli się stosować wszyscy jej uczestnicy, tak zwana elita. Zasady te były bardzo proste: ci, którzy zamierzali konkurować z Kremlem o władzę, mieli być niszczeni (finansowo, a nawet fizycznie). Tym, którzy chcieli się tylko wzbogacić, pozwolono z czasem zostać członkami korporacji „Rosja”, na czele której stał przewodniczący rady nadzorczej Władimir Putin. Tylko że skład rady nadzorczej i liczba akcji należnych każdemu z jej członków pozostawały najściślejszą tajemnicą państwową, której szczegółów można się było jedynie domyślać.
Niepokój budziło to, że kiedy w 2000 roku Putin doszedł do władzy, zaczął mianować na najwyższe stanowiska państwowe byłych i czynnych funkcjonariuszy resortów siłowych bądź ludzi, o których wiadomo było (lub były poważne podstawy do takich przypuszczeń), że są agentami służb specjalnych. Formalnie Putin nie naruszał przy tym żadnych przepisów prawa. W rezultacie po kilku latach kraj znalazł się, w sensie dosłownym i przenośnym, w rękach FSB. Byli oficerowie KGB zajmowali teraz nie tylko najwyższe stanowiska państwowe, ale też wchodzili w skład rad nadzorczych bądź nawet kierowali największymi rosyjskimi strukturami gospodarczymi, przede wszystkim w sektorze surowcowym i finansowym.

Niemniej jednak przed 2008 rokiem Putinowi można było na razie zarzucić głównie chęć uzurpacji władzy, której celem było szybkie wzbogacenie udziałowców korporacji „Rosja”. Na razie mały dyktator nie spoglądał jeszcze łakomie poza granice kraju znanego światu jako Federacja Rosyjska. USA i Europa nie były gotowe dostrzec w nim „klasycznego” zagrożenia, jakim byli dla świata cywilizowanego Lenin, Stalin, Chruszczow czy Breżniew. Nie licząc Michaiła Gorbaczowa i Jelcyna na początku jego rządów, Putin wydawał się najbardziej postępowym, przewidywalnym, a nawet najbardziej proamerykańskim przywódcą, z jakim kiedykolwiek miały one do czynienia. Wydawał się osobą, z którą zawsze można się dogadać.
Tak było do sierpnia 2008 roku, kiedy to wojska rosyjskie rozpoczęły działania wojenne przeciwko Gruzji.
Historia wojny rosyjsko-gruzińskiej jest powikłana, a uczestniczące w kampanii dezinformacyjnej rosyjskie media zrobiły bardzo dużo, żeby przekrzyczeć całą prasę światową. Zachodnia opinia publiczna, z wielkim trudem odnajdując na mapie Gruzję, nie mówiąc już o Abchazji czy Osetii Południowej, nie potrafiła się zorientować w tej rzeczywiście złożonej konfrontacji niewielkich narodów kaukaskich, raz pokojowo współistniejących, a innym razem nawzajem sobie wrogich. Gdy w sierpniu 2008 roku zrozumiano, że armia rosyjska nie planuje wtargnięcia do Tbilisi i zdobycia całej Gruzji, mocarstwa zachodnie odetchnęły z ulgą i odłożyły na półkę mapy Kaukazu. Konflikt rosyjsko-gruziński stopniowo odszedł w przeszłość i został zapomniany. Abchazja i Osetia Południowa, w których pozostały rosyjskie wojska, przeprowadziły referenda i ogłosiły niepodległość uznaną spośród znaczących krajów tylko przez Rosję. Gruzja zaś na znak protestu zerwała z Rosją stosunki dyplomatyczne.

Na tym tle właśnie w 2008 roku wydaliśmy Korporację zabójców. Książka ta podówczas, tak jak wcześniej Wysadzić Rosję, okazała się absolutnie nie na czasie. O niedoszłej wielkiej wojnie Rosji z Gruzją wszyscy właśnie starali się zapomnieć, więc nader krytyczna zbiorowa biografia Putina i KGB, w którym przepracował on całe życie, bardzo w tym przeszkadzała.

Jako historyk z wykształcenia i zawodu odmierzam zwykle czas latami, dziesięcioleciami, wiekami. Dobra książka od kiepskiej różni się tym, że wytrzymuje próbę czasu. Książki napisane przeze mnie się nie starzeją. Bardzo bym chciał, żeby Wysadzić Rosję, a nawet Korporacja zabójców stały się przestarzałe, straciły aktualność. Ale upłynęło sześć lat i okazało się, że namalowany w 2008 roku w Korporacji zabójców portret Putina i obraz utworzonego przezeń systemu wcale nie są groteskowe i przesadne, lecz ukazują wielce złagodzoną rzeczywistość.
Krępowaliśmy się nazwać Putina Hitlerem. Nie dlatego, że urodził się i żyje w innym kraju – kraju, który najpierw się przyjaźnił, a później wojował z nazistowskim przywódcą. Uważaliśmy, że Putin nie dorównuje Hitlerowi, ponieważ przed marcem 2014 roku zależało mu, żeby pozostać członkiem wspólnoty europejskiej – mimo wysadzania domów we wrześniu 1999 roku w Rosji, mimo nowej wojny w Czeczenii, mimo tłumienia swobód własnych poddanych, mimo wojny 2008 roku przeciw maleńkiej Gruzji.
W marcu 2014 roku Putin przekroczył Rubikon. Wykreślił się ze społeczności europejskiej i światowej. Wykazał, że korporacyjne, finansowe interesy kraju schodzą na drugi plan wobec narodowych, a ściślej – nacjonalistycznych interesów Rosji, tak jak on je widzi.

Putin jest nieodpowiedzialnym prostackim nieukiem. Bardzo kiepsko zna historię i nie przypadkiem kanclerz Niemiec Angela Merkel (która historię własnego kraju zna doskonale) powiedziała, że prezydent Rosji żyje w innym świecie. Nie miała na myśli tego, że Putin zwariował. Miała na myśli to, że Putin operuje pojęciami od dawna przestarzałymi – z XIX i pierwszej połowy XX wieku, kiedy myślano w kategoriach podboju terytoriów i łączenia narodów.
Rosja prowadziła już, w latach 1853–1856, wojnę na Krymie i tamtą wojnę przegrała. Putin rozmawia dziś ze światem z pozycji siły – jak swego czasu Hitler. Tyle że Hitler wspierał się blokiem z Włochami i Japonią, a od sierpnia 1939 roku również sojuszem ze Stalinem. A mimo to przegrał. W kwestii podboju Krymu Rosja znalazła się natomiast w całkowitej izolacji. Nie poparł jej żaden kraj (oprócz dwóch afrykańskich). Nawet Chiny ograniczyły się do uprzejmej neutralności.

Analogia między Hitlerem, który w marcu 1938 roku podbił Austrię, a we wrześniu tegoż roku Sudety, i Putinem, który w marcu 2014 roku podbił Krym, jest tak oczywista, że porównanie to wciąż nie schodzi z łamów gazet oraz ust działaczy politycznych i społecznych na Zachodzie. Nawet Hilary Clinton przyrównała Putina do Hitlera. Kwestia nie polega jednak na tym, czy Putin jest Hitlerem i czy kroczy jego śladem – bo jest nim i kroczy. Pytanie brzmi: Co powinniśmy czynić i czego się spodziewać my, znający historię hitleryzmu?
Gdyby Hitler zatrzymał się w marcu lub wrześniu 1938 roku, czy nawet w marcu 1939 roku, po zaborze Czechosłowacji, zapisałby się w historii Niemiec jako wybitny mąż stanu i pozostałby w pamięci narodu niemieckiego jako Führer, który zjednoczył etnicznych Niemców w granicach nowego germańskiego imperium. Ale się nie zatrzymał, bo Niemców trzeba było, jak uważał, „ocalać” i „jednoczyć” w całej Europie.
1 września 1939 roku rozpoczął działania zbrojne przeciw Polsce, nieświadomy, że rozpoczyna wojnę, która wejdzie do annałów jako druga wojna światowa, chociaż szczerze nie chciał i nie planował wojny zakrojonej na tak szeroką skalę.

Putin też się nie zatrzyma. Tak jak Hitler, nie może się zatrzymać. Rosjanie bowiem są „gnębieni” nie tylko na Ukrainie. Krym nie może się stać ostatecznym celem nacjonalistycznych i imperialnych dążeń rosyjskiego dożywotniego prezydenta. Dożywotniego – ponieważ według nowej rosyjskiej konstytucji Putin ma prawo pozostać na tym stanowisku do 2018 roku, do następnych wyborów prezydenckich, a potem może być powtórnie wybrany do 2024 roku (w końcu tej kadencji akurat osiągnie wiek Stalina).
Widząc narzucającą się analogię, znając historię drugiej wojny światowej, spoglądając wstecz na 1938 rok, możemy zadać sobie pytanie: Co mogły i co powinny były uczynić zachodnie kraje demokratyczne? Rozpocząć wojnę z Hitlerem? Zawrzeć globalne antyniemieckie porozumienia i izolować Niemcy, stosując wobec nich najrozmaitsze sankcje? Wyczekiwać, nic nie robiąc, w nadziei, że jakoś to będzie? W 1938 roku Europa wybrała drugi wariant: wyczekiwania i nicnierobienia. Półtora roku później, po tym jak oddała jeszcze połowę Czechosłowacji, okazało się jednak, że i tak została wciągnięta w wojnę rozpoczętą przez Hitlera. I to nawet bez możliwości kapitulacji, Hitler dał bowiem wszystkim wybór jedynie między śmiercią lub zwycięstwem. Wiemy, kto zwyciężył w tej wojnie i jaki był koniec Niemiec oraz ich przywódców: klęska, zrujnowanie kraju i procesy norymberskie.

Sądzę, że proces norymberski Putina i jego ludzi odbędzie się w Sewastopolu. Zapewne, oprócz tych, którzy popełnią samobójstwo, dożyją oni chwili, gdy zostanie im odczytany wyrok. Chciałbym, żeby przynajmniej niektórzy z nich już teraz usłyszeli swoje nazwiska wyczytane z listy oskarżonych. Jest na niej minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow, odgrywający obecnie przy Putinie rolę Ribbentropa, powieszonego z wyroku Trybunału Norymberskiego; jest minister obrony Rosji Siergiej Szojgu; jest Wiaczesław Surkow, polityczny i ideologiczny autor planu „Podbój Ukrainy”; jest były dyrektor FSB, a obecny sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Nikołaj Patruszew, odpowiedzialny za siłowe operacje karne w wojnie z Ukrainą; jest rosyjski faszysta Dmitrij Rogozin; jest średniowieczny obskurant nacjonalista Aleksandr Prochanow oraz tłumiciel wolności w telewizji rosyjskiej Konstantin Ernst. Są też ci, którzy ze względów służbowych trzymają się poza kadrem: generałowie KGB/FSB Siergiej i Wiktor Iwanowowie oraz Igor Sieczin. A także wszyscy członkowie Dumy Państwowej i Rady Federacji, którzy najpierw zatwierdzili wprowadzenie wojsk rosyjskich na Ukrainę, a następnie aneksję Krymu.
Wspomnijmy też milczenie Anatolija Czubajsa, posłusznego niewolnika, w niczym nie sprzeciwiającego się zwierzchności, i żenujące, na wpół akceptujące oświadczenie Aleksandra Wołoszyna, jednego z twórców Putinowskiego systemu „pionu władzy”, oraz zawsze lawirującego Władimira Poznera, którego wypuszczono na zachodnie kanały telewizyjne tak samo jak w 1980 roku, gdy armia sowiecka wkroczyła do Afganistanu, a on – bez cienia wstydu – tłumaczył w swoim ojczystym języku, angielskim, że chodzi o „ograniczony kontyngent” i „misję wyzwoleńczą”. Przypomnimy sobie ich wszystkich, ale nastąpi to nieco później – wtedy, gdy świat demokratyczny odniesie kolejne zwycięstwo.

W marcu 2014 roku państwa demokratyczne stanęły wobec takiego samego wyboru jak w 1938 roku: Rozpocząć wojnę z Putinem? Zawrzeć globalne antyrosyjskie porozumienie międzynarodowe i izolować Rosję, stosując wobec niej najrozmaitsze sankcje? Wyczekiwać, nic nie robiąc, w nadziei, że jakoś to będzie? Niestety, jakoś to nie będzie. Stawiam dwie prognozy, z których jedna się sprawdzi. Różnią się one od siebie tylko datą. Pierwsza wypływa z historii Niemiec: wrzesień 2015 roku. Druga – z losu moich książek (Wysadzić Rosję oraz Korporacja zabójców), które wyprzedziły czas o sześć lat: wrzesień 2020 roku. Świat może się podzielić na optymistów i pesymistów i wybrać jedną z tych dat rozpoczęcia trzeciej wojny światowej.

Europa zwycięży w tej wojnie, ponieważ Rosja nie zdoła wygrać z całym demokratycznym światem. Rezultatem będzie rozpad Federacji Rosyjskiej, wobec którego rozpad Związku Sowieckiego w 1991 roku wyda się skromną próbą przed premierą. Daleki jestem od myśli, że Rosji wystarczy dziś sił wewnętrznych, by powstrzymać nadciągającą katastrofę. Putin jest agresorem i podżegaczem wojennym. Wojna ta przyniesie Rosji hańbę, spustoszenie i śmierć. Ukraińcy dowiedli na Majdanie, że gotowi są umierać w imię swej wolności. Nie jest oczywiste, czy Rosjanie są gotowi umierać za imperialne ambicje Putina. A poza tym w całych dziejach świat demokratyczny nigdy nie przegrał żadnego starcia. Wychodził zwycięsko ze wszystkich bitew.

Jurij Felsztinski
Boston, 2014

Spis treści

Zamiast przedmowy. Wyprzedzając czas . . . . . . . . 5
1. Ukraina: wyprawa w dzieje . . . . . . . . . . 13
2. Trudna droga Ukrainy do wielkiej Europy . . . . . . 43
3. Zabójstwo Heorhija Gongadzego . . . . . . . . . 70
4. Wybory parlamentarne i prezydenckie (2002–2004) . . . 87
5. Pomarańczowa rewolucja . . . . . . . . . . . 108
6. Wiktor Juszczenko, Don Kichot polityki . . . . . . 122
7. Prezydent Janukowycz (2010–2014) . . . . . . . . 155
8. Problem integracji europejskiej . . . . . . . . . 183
9. Majdan . . . . . . . . . . . . . . . . 190
10. „Banderowcy” jako znak firmowy . . . . . . . . . 205
11. Rewolucja trwa . . . . . . . . . . . . . . 234
12. Zmiana władzy czy zmiana oligarchii? . . . . . . . 251
13. Do kogo należy Krym . . . . . . . . . . . . 272
14. „Rosyjska wiosna” na Kremlu i na południowym wschodzie Ukrainy . . . . . . . . . . . . . . . . 287
15. Czy Rosjanie chcą wojny? . . . . . . . . . . . 300
Zakończenie . . . . . . . . . . . . . . . . 330
Aneksy . . . . . . . . . . . . . . . . . . 343
Z dokumentów WikiLeaks opublikowanych w prasie . . . 345
Z taśm Leonida Kuczmy . . . . . . . . . . . . 362
Historia współczesnej Ukrainy w życiorysach (październik 2014) 372
Indeks . . . . . . . . . . . . . . . . . . 426

 
Wesprzyj nas