Nowa powieść ulubionej amerykańskiej autorki romansów Nory Roberts – kontynuacja „Sił ciemności”. Światowy bestseller.



Connor O’Dwyer, w którego krwi płyną legendy i tradycje Irlandii, z dumą nazywa Hrabstwo Mayo swoim domem. Tam mieszka i pracuje jego siostra Branna, tam jego kuzynka Iona odnalazła prawdziwą miłość, a przyjaciele tworzą krąg niemożliwy do przerwania.
Krąg, który niespodziewanie zmienia kształt przez długo wyczekiwany pocałunek.

Meara Quinn jest najlepszą przyjaciółką Branny, jej siostrą pod każdym względem – oprócz krwi. Ścieżki Meary i Connora przecinają się prawie codziennie, kiedy on prowadzi turystów na spacery z sokołami, a ona z końskiego grzbietu pokazuje przyjezdnym uroki okolicy. Meara ma oczy Cyganki i ciało bogini… na co Connor nie zwraca uwagi, dopóki dotknięcie śmierci nie doprowadzi pary przyjaciół do wybuchu namiętności.

Wiele kobiet znajdowało drogę do łóżka Connora, ale jeszcze żadna nie odnalazła klucza do jego serca. Jak na złość, Mearze wystarcza sama namiętność, boi się zaryzykować łączącą ich przyjaźń – dla czegoś więcej. Jednak wkrótce Connor pozna w pełni siłę daru, który płynie w jego krwi. I będzie potrzebował przy swym boku przyjaciół oraz rodziny, gdy jego przeszłość nadciągnie niczym mgła, zagrażając wszystkiemu, co kocha.

Ulubiona autorka Ameryki.
„The New Yorker”

Nora Roberts jest autorką ponad 200 romantycznych powieści. Pod pseudonimem J.D. Robb pisze również bestsellerowe kryminały futurystyczne. Wydrukowano ponad 400 milionów egzemplarzy jej książek. „Zaklęty w cień” to druga, po „Siłach ciemności”, część bestsellerowego cyklu romansów.

Nora Roberts
Zaklęty w cień
Tłumaczenie: Xenia Wiśniewska
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 3 lutego 2015


Dla mojego kręgu
rodziny i przyjaciół

Nadchodzące wydarzenia rzucają wcześniej swój cień.
Thomas Campbell

Ozdobą domu jest przyjaciel, który go odwiedza.
Ralph Waldo Emerson

rozdział pierwszy

Jesień, 1268

Mgła unosiła się nad wodą niczym oddech, gdy Eamon płynął niewielką łódką. Słońce świeciło bladym, chłodnym światłem, budząc się z nocnego spoczynku przy akompaniamencie ptasiego chóru. Eamon słyszał pianie koguta, tak aroganckiego i ważnego, i beczenie owiec skubiących trawę na zielonych łąkach.
Znajome dźwięki, które witały go każdego ranka przez ostatnich pięć lat.
Jednak tu nie był jego dom. Bez względu na to, jak ciepło go tu przyjęto, jak dobrze poznał owo miejsce, ono nigdy nie stanie się jego domem.
Tak bardzo pragnął mieć dom. Myśli o domu przeszywały go bólem aż do szpiku kości, aż czuł się jak starzec w wilgotną pogodę, budziły tęsknoty, od których jego serce krwawiło jak u wzgardzonego kochanka.
A pod pragnieniem, bólem, tęsknotą, buzowała wściekłość, która w każdej chwili mogła wybuchnąć, paląc mu gardło.
W niektóre noce śnił o domu, o ich chacie w wielkim lesie, w którym znał każde drzewo, każdy zakręt drogi. Czasami sny były tak realne jak jawa, aż czuł zapach torfowego ognia i miękkość materaca w jego łóżku, w który matka wplotła lawendę na dobry sen i spokojne sny.
Słyszał jej głos, gdy śpiewała na poddaszu, mieszając swoje napary i mikstury.
Nazywali ją Czarownicą z Ciemności, z szacunkiem, ponieważ była potężna i silna. Czuła i dobra. Dlatego w niektóre noce, kiedy śnił o domu, kiedy słyszał matkę śpiewającą na strychu, budził się ze łzami na policzkach.
Wtedy pośpiesznie je ocierał. Teraz był już mężczyzną, skończył dziesięć lat i stał się głową rodziny, jak przed nim jego ojciec.
Łzy są dobre dla kobiet.
A on musiał opiekować się siostrami, prawda? – upomniał sam siebie, odkładając wiosła. Pozwolił, by łódka dryfowała swobodnie, i zarzucił linkę. Brannaugh może i była najstarsza, ale to on jest mężczyzną w tej rodzinie. Złożył przysięgę, że będzie chronił siostry, i słowa dotrzyma. To on otrzymał miecz dziadka. I użyje go, gdy nadejdzie czas.
A czas nadejdzie na pewno.
Wiedział, ponieważ miewał też inne sny, które przynosiły nie smutek, lecz lęk. Sny o Cabhanie, złym czarnoksiężniku. Po tych snach czuł w brzuchu lodowaty strach, który mroził nawet wrzącą wściekłość. Z tego strachu chłopiec, który nadal w nim mieszkał, chciał płakać i wołać mamę.
Jednak nie mógł sobie pozwolić na to, by się bać. Jego matka odeszła, poświęciła siebie, aby ocalić ich troje, zaledwie kilka godzin po tym, jak Cabhan zamordował ich ojca.
Eamon z trudem przywoływał w pamięci obraz ojca, często musiał korzystać z pomocy ognia, by go zobaczyć – wysokiego, dumnego Daithiego, cennfine o jasnych włosach, zawsze skorego do śmiechu. Wystarczyło jednak, by zamknął oczy, a już widział matkę, bladą jak zbliżająca się ku niej śmierć, stojącą przed chatą w lesie tamtego mglistego poranka, gdy on odjeżdżał z siostrami, z żałobą w sercu i świeżą, gorącą mocą we krwi.
Od tamtego ranka nie był już chłopcem, stał się jednym z trojga, potomkiem Czarownicy z Ciemności, zobowiązanym przysięgą i krwią, by zniszczyć to, czego nie zdołała unicestwić nawet jego matka.
Po części pragnął, aby spokojny czas w Galway, na farmie kuzynki, gdzie rano piał kogut, a owce beczały na polach, trwał. Jednak mężczyzna i czarownik tkwiący w nim nie mógł się doczekać, kiedy ten czas dobiegnie końca, a on będzie miał dosyć siły, by unieść miecz dziadka bez drżenia ręki pod ciężarem broni. Kiedy nadejdzie chwila, gdy w pełni wykorzysta swą moc i magię, z którą się urodził. Gdy przeleje czarną krew Cabhana, aż jej strumień wypali ziemię.
Jednak w snach był tylko chłopcem, niedoświadczonym i słabym, ściganym przez wilka, w którego przemienił się Cabhan, wilka z czerwonym klejnotem na szyi, pulsującym czarną mocą. I to jego krew, Eamona, i krew jego sióstr, ciepła i czerwona, spływała na ziemię.
Rankami po najgorszych snach wypływał na rzekę, by łowić ryby i pobyć samemu, choć przez większość dni pragnął towarzystwa, głosów, zapachów kuchni, unoszących się w domu.
Dlatego teraz siedział w łódce, smukły, dziesięcioletni chłopiec z brązową czupryną, wciąż potarganą od snu, i błękitnymi oczami ojca, pełnymi jasnej, wrzącej mocy matki.
Tutaj mógł słuchać, jak wokół niego budzi się dzień, i pogryzając owsiane ciastko, które zabrał z kuchni kuzynki, czekać cierpliwie, aż ryba połakomi się na przynętę.
I mógł znowu odnaleźć siebie.
Rzeka, cisza, delikatne kołysanie łódki przypominały mu o ostatnim, naprawdę szczęśliwym dniu, jaki spędził z matką i siostrami.
Pamiętał, że wtedy dobrze wyglądała, choć przez całą długą, mroźną zimę była blada i wyczerpana. Wszyscy odliczali dni do Beltaine, do powrotu jego ojca. Wtedy usiądą wokół ognia, tak myślał Eamon, i jedząc ciastka i pijąc słodzony miodem napar, będą słuchali opowieści Daithiego o polowaniach i bitwach.
Zasiądą do uczty, myślał, a matka wyzdrowieje.
Tak wtedy wierzył, tamtego dnia na rzece, gdy łowili ryby, śmiali się i rozmawiali o tym, że już niedługo ojciec wróci do domu.
Jednak nigdy nie wrócił, ponieważ Cabhan wykorzystał swą ciemną magię, by zgładzić dzielnego Daithiego. I Sorchę, Czarownicę z Ciemności. Chociaż spaliła go na popiół, ją także zabił. Uśmiercił ją, a sam w jakiś sposób nadal egzystował.
Eamon wiedział to ze snów, z dreszczu, który przebiegał mu po kręgosłupie. Widział tę prawdę w oczach sióstr.
Miał jednak tamten dzień, przechowywał w pamięci ów słoneczny, wiosenny dzień na rzece. Chociaż ryba zaczęła ciągnąć linkę, chłopiec cofnął się myślami w przeszłość i zobaczył siebie, kiedy miał pięć lat i wyciągnął z ciemnej rzeki lśniącą zdobycz.
Teraz poczuł tę samą dumę.
– Kuzynka Ailish się ucieszy.
Gdy wrzucił rybę do wiadra z wodą, by zachowała świeżość, matka uśmiechnęła się do niego.
To jego ogromna tęsknota przywołała Sorchę, by przyniosła mu pocieszenie. Znowu zaczepił haczyk, a coraz cieplejsze promienie słońca rozpraszały rzednącą mgłę.
– Potrzebna nam więcej niż jedna.
Pamiętał, że to samo powiedziała tamtego dnia dawno temu.
– W takim razie złapiesz więcej niż jedną.
– Szybciej złowiłbym je w naszej rzece.
– Kiedyś złowisz. Pewnego dnia, mo chroi, wrócisz do domu. Pewnego dnia ci, którzy powstaną z ciebie, będą łowić ryby w naszej rzece, spacerować po naszym lesie. Obiecuję ci to.
Do oczu napłynęły mu łzy, zamazując obraz matki, aż zaczęła znikać. Powstrzymał je siłą woli, by nadal wyraźnie ją widzieć. Ciemne włosy, którym pozwalała opadać swobodnie aż do pasa, ciemne oczy, pełne miłości. I moc, która biła z niej niczym blask. Nawet teraz, choć była to tylko wizja, czuł jej moc.
– Dlaczego nie mogłaś go zniszczyć, mamo? Dlaczego nie mogłaś przeżyć?
– Nie takie było moje przeznaczenie. Moja miłości, mój chłopcze, moje serce, gdybym tylko mogła oszczędzić ciebie i twoje siostry, oddałabym więcej niż życie.
– Oddałaś. Przekazałaś nam swoją moc, prawie całą. Gdybyś ją zachowała…
– Nadszedł mój czas, a wam moc się należała z racji urodzenia. I uwierz mi, jestem z tego powodu szczęśliwa. – Lśniła srebrem w rzednącej mgle. – Na zawsze pozostanę w tobie, Eamonie Lojalny. Jestem w twojej krwi, w twoim sercu, w myślach. Nie jesteś sam.
– Tęsknię za tobą.
Poczuł na policzku jej usta, ciepło jej pocałunku, otulił go jej zapach. I przez tę chwilę, tylko przez ten jeden moment, znowu mógł być dzieckiem.
– Chcę być odważny i silny. I będę, przysięgam. Będę chronił Brannaugh i Teagan.
– Będziecie chronić siebie nawzajem. Jesteście trojgiem. Razem macie więcej mocy, niż ja kiedykolwiek posiadałam.
– Czy ja go zabiję? – To było jego najgłębsze, najciemniejsze marzenie. – Czy to ja go unicestwię?
– Nie znam odpowiedzi na to pytanie, wiem tylko, że on nigdy nie może odebrać ci tego, kim jesteś. Moc, którą posiadasz, musi zostać darowana, jak ja przekazałam ją wam. On nosi moje zaklęcie i jego znak. Wszyscy, którzy z niego powstaną, będą go nosić, tak jak wszyscy, którzy zrodzą się z ciebie, będą nieśli światło. Moja krew, Eamonie. – Odwróciła dłoń wnętrzem do góry, a na skórze zalśniła cienka czerwona strużka. – I twoja.
Poczuł nagłe ukłucie bólu, zobaczył ranę na własnej dłoni. I przycisnął ją do dłoni matki.
– Krew trojga z Sorchy unicestwi go, choćby to miało potrwać tysiąc lat. Zaufaj temu, kim jesteś. To wystarczy.
Pocałowała go jeszcze raz, uśmiechnęła się znowu.
– Złowiłeś więcej niż jedną.
Szarpanie linki przywróciło Eamona do rzeczywistości.
Tak, złowił więcej niż jedną.
Będzie odważny, pomyślał, wyciągając rzucającą się rybę z wody. Będzie silny. Aż pewnego dnia stanie się wystarczająco silny.
Spojrzał na dłoń, na której teraz nie było nawet śladu, ale on rozumiał. Miał w sobie krew Sorchy i jej dar. Jedno i drugie przekaże pewnego dnia swoim synom i córkom. Jeśli to nie jemu było dane zabić Cabhana, zgładzi go ktoś z jego krwi.
Jednak miał nadzieję, na wszystkich bogów, że to będzie właśnie on.
Na razie będzie łowił. Dobrze być mężczyzną, pomyślał. Można polować i łowić, by zaopatrzyć dom. Odpłacić kuzynom za dach nad głową i opiekę.
Odkąd stał się mężczyzną, nauczył się cierpliwości – i złowił jeszcze cztery ryby, zanim skierował łódź do brzegu. Przywiązał ją, nanizał ryby na sznurek.
Stał przez chwilę, patrząc na wodę, lśniącą teraz w promieniach słońca. Myślał o matce, o dźwięku jej głosu, zapachu jej włosów. Jej słowa pozostaną przy nim.
Wróci do chaty przez niewielki las. Nie tak gęsty, jak ten w domu, ale wciąż piękny las, powiedział do siebie.
Przyniesie Ailish ryby, wypije napar przy ogniu. A potem pomoże przy ostatnich żniwach.
W drodze do chaty i małej farmy usłyszał wysoki, ostry krzyk. Uśmiechając się do siebie, wyjął z torby skórzaną rękawicę. Wystarczyło, że ją włożył i wyciągnął rękę, a Roibeard już wychynął zza chmur, rozkładając skrzydła do lądowania.
– Dzień dobry. – Eamon spojrzał w złote oczy i poczuł więź, jaka łączyła go z sokołem, jego przewodnikiem i przyjacielem. Dotknął zaczarowanego amuletu na szyi, który jego matka stworzyła magią krwi, by chronił syna. Amuletu z wizerunkiem sokoła.
– Piękny dzień, prawda? Jasny i chłodny. Żniwa już prawie skończone i wkrótce będziemy mogli świętować – mówił, idąc z sokołem na ramieniu. – Uczcimy zrównanie dnia z nocą, kiedy noc zwycięża dzień tak, jak Gronw Pebr zwyciężył Lleu Llaw Gyffes1. Będziemy świętowali narodziny Mabona, syna Modron, strażniczki ziemi. Na pewno będą owsiane ciastka. Zadbam, żebyś i ty dostał kawałek.
Sokół potarł łebkiem o policzek chłopca, czule jak kociak.
–Znowu miałem ten sen, o Cabhanie. Śnił mi się dom i mama, po tym jak oddała nam prawie całą swoją moc i odesłała nas w bezpieczne miejsce. Widzę to, Roibe­ardzie. Jak zatruła go pocałunkiem, jak płonęła, wykorzystując wszystko, co miała, by go zniszczyć. Odebrała mu życie, a mimo to… widziałem ruch w popiołach, w które go zmieniła. Widziałem w nich zło i lśniącą czerwień jego mocy.
Eamon przerwał na chwilę, przywołał swoją moc, otworzył się na nią. Poczuł bicie serca zająca, umykającego w krzaki, głód młodych, czekających na matkę wracającą ze śniadaniem.
Poczuł siostry, owce, konie.
I żadnego zagrożenia.
– Nie znalazł nas. Wyczułbym to. Ty również byś to zobaczył i powiedziałbyś mi. Ale czuję, że on szuka, poluje, czeka.
Błękitne oczy pociemniały, delikatne usta chłopca zacisnęły się po męsku.
– Nie będę zawsze się ukrywał. Pewnego dnia, przysięgam na krew Daithiego i Sorchy, to ja wyjdę na polowanie.
Eamon uniósł dłoń i złapał w nią powietrze, którym rzucił – delikatnie – w stronę drzewa. Zadrżały gałęzie, siedzące na nich ptaki odleciały.
– Tylko nabiorę więcej siły – szepnął i poszedł do chaty, żeby mile zaskoczyć Ailish świeżo złowionymi rybami.

Brannaugh jak co dzień wykonywała swoje obowiązki. Jak każdego dnia przez ostatnich pięć lat robiła wszystko, o co ją poproszono. Gotowała, sprzątała, zajmowała się dziećmi, ponieważ Ailish zawsze miała maleństwo przy piersi albo w brzuchu. Pomagała siać i zajmowała się obrządkiem. Pomagała przy żniwach.
Dobra, uczciwa praca, która w pewien sposób przynosiła jej satysfakcję. Nikt nie mógłby okazać im więcej życzliwości niż kuzynka Ailish i jej mąż. Oboje byli dobrymi, solidnymi ludźmi, solą ziemi. Ofiarowali trójce sierot dużo więcej niż tylko dach nad głową.
Dali im rodzinę, a nie ma cenniejszego daru.
Czyż jej matka nie była tego pewna? Inaczej nigdy nie posłałaby do Ailish trójki swoich dzieci. Nawet w najczarniejszej godzinie Sorcha powierzyłaby dzieci jedynie życzliwym, kochającym ludziom.
Jednak w wieku dwunastu lat Brannaugh nie była już dzieckiem. A to, co w niej rosło, rozprzestrzeniało się, budziło – coraz bardziej, odkąd rok temu zaczęła się uczyć – i stawiało żądania.

 
Wesprzyj nas