Peter Pezzelli po raz kolejny zabiera nas w podróż do amerykańskiej Małej Italii.


Mistrz obyczajowej, pachnącej bazylią i pomidorami opowieści powraca w wielkim stylu.

Bohaterem jego najnowszej powieści jest Fabio Terranova, mieszkający we Włoszech, młody, dobrze zapowiadający się tancerz, który marzy o karierze na Broadwayu.

Nie jest mu jednak dane podbić serca amerykańskiej publiczności. W wypadku samochodowym giną jego przyjaciel Enzo oraz partnerka taneczna, Caterina. Pokiereszowany fizycznie i psychicznie Fabio wciąż na nowo przeżywa tragedię.

Z demonami przeszłości rozprawi się dopiero na obcej ziemi, w Ameryce, ucząc się, pod czujnym okiem wuja trudnej sztuki artystycznego dmuchania szkła. Czy stanie się ona jego nowym fachem? A może Fabio powróci jednak do ukochanego tańca?

Peter Pezzelli
Pierwsza lekcja tańca
przekład: Michał Ronikier
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 5 lutego 2015


— Ciao, Fabio!
Głos dobiegał z okna domu stojącego przy wąskiej uliczce. Idący w kierunku piazza Fabio natychmiast go rozpoznał i jęknął w duchu.
— Ciao, Bettina! — zawołał, unikając wzroku mijanej dziewczyny.
— Dokąd się dziś wybierasz?
Chłopak niechętnie przystanął i odwrócił głowę. Dobrze wiedział, że Bettina od czasów szkolnych bez powodzenia usiłuje pozyskać jego względy. Rzadko zaszczycał ją choćby przelotnym spojrzeniem. Była dziewczyną o przeciętnej urodzie; niebrzydką, ale nie spełniającą jego wymogów, które sięgały znacznie wyżej. Poza tym przypominała większość mieszkających w miasteczku młodych kobiet, które myślały tylko o tym, żeby na palcu mieć obrączkę, na rękach dziecko, a życie chętnie spędzały na oglądaniu wschodów i zachodów słońca nad Mont’Oliva. Choć trudno mu było to sobie wyobrazić, podejrzewał, że być może kiedyś również zatęskni za tego rodzaju ustatkowanym, monotonnym życiem. Na razie jednak nie zamierzał skazywać się na takie zniewolenie. Chciał osiągać liczne sukcesy i poznać cały świat. Więc kiedy spotykał takie dziewczyny, obdarzał je zaledwie drobną cząstką swej uwagi. Nie sądził, że postępuje brutalnie czy okrutnie. Chciał im po prostu oszczędzić zbytecznych rozczarowań.
— Nie mam żadnych określonych planów — odparł. — Chcę po prostu spędzić wieczór poza domem.
Bettina, wcześniej wygodnie oparta o parapet, ożywiła się i spojrzała na niego z sympatią.
— A po co ci ta la valigia? — spytała, wskazując walizkę. — Wygląda na to, że wybierasz się w podróż.
— Tylko na kilka dni — burknął i odwrócił się do niej plecami. — Ciao, Bettina.
— Ciao, Fabio, sta attento! — zawołała wyraźnie zmartwiona perspektywą jego wyjazdu. — Uważaj na siebie.
Fabio, który ciągle miał w pamięci ostrzeżenia swojej ciotki, odetchnął z ulgą i przyspieszył kroku, jakby chcąc uniknąć dalszych tego typu opóźnień. Po chwili dotarł do piazza i natychmiast dostrzegł w pobliżu fontanny Enzo i kilku innych przyjaciół. W tym momencie poczuł uderzenie piłki futbolowej, która nagle nadleciała z boku i otarła się o jego stopę.
— Hej! — zawołał do gromadki chłopców rozgrywających zaimprowizowany mecz pod boczną ścianą kościoła. — Uważajcie na moje buty!
— Słyszeliście?! — zawołał drwiącym tonem jeden z graczy. — Nie wolno nam pobrudzić butów naszego tańczącego pięknisia!
Fabio rzucił mu pełnie niechęci spojrzenie, a potem mrugnął porozumiewawczo do Enza i reszty swoich kolegów.
— Guarda, guarda! — zaczęli szeptać do siebie z rozbawieniem. — Zobaczmy, co teraz zrobi!
Fabio nagle wykonał w miejscu trzy piruety, przypominające taneczne kroki Michaela Jacksona, a potem kopnął mocno piłkę. Przeleciała o włos od głowy niespodziewającego się zagrożenia chłopca, niemal otarła mu się o ucho i uderzyła o ścianę. Szybkość i pęd powietrza zaskoczyły piłkarza, który zrobił krok w tył i upadł na plecy. Na piazza rozległ się zbiorowy wybuch śmiechu.
— A teraz zapamiętaj moje słowa — Fabio pogroził chłopcu palcem. — Uważaj na moje buty!
Capito?
Chłopiec siedział na ziemi, pocierając ucho tak starannie, jakby chciał się upewnić, że nie oderwało się od głowy. Nie zdobył się na odpowiedź, ale wyraz jego twarzy dowodził, że zrozumiał skierowane pod jego adresem pouczenie.
Wyraźnie zadowolony z siebie Fabio podszedł szybkim krokiem do grupy przyjaciół. Usiadł na murku okalającym fontannę i zapalił papierosa, pozwalając sobie na rzadkie odstępstwo od rygorystycznie przestrzeganego systemu zakazów i nakazów. Ale bądź co bądź, był to ostatni weekend Ferragosto. Zaciągnął się głęboko, wypuścił kłąb dymu i zaczął oglądać but, by się upewnić, czy nie został zadrapany przez piłkę. Enzo podszedł do fontanny i usiadł obok niego.
— A więc, Generalissimo — zatarł ręce jak człowiek z radością czekający na dalszy rozwój wydarzeń — jak wygląda plan bitwy na dzisiejszy wieczór?
Fabio spojrzał na przyjaciela i szeroko się uśmiechnął. Znali się od wczesnego dzieciństwa i już jako niesforni mali chłopcy biegali wokół tej fontanny pod czujnym okiem matek. W gruncie rzeczy stanowili osobliwą parę. Enzo, zupełnie pozbawiony zdolności przywódczych, nie posiadał nawet odrobiny pewności siebie, poczucia stylu ani sprawności fizycznej Fabia. W istocie był nieco pulchny, choć bynajmniej nie gruby. Otaczała go aura sympatycznej abnegacji, żywo kontrastującej z Fabiem i jego dbałością o własny wygląd. Tego lata Enzo postanowił zapuścić dość komicznie wyglądające wąsy, wyobrażając sobie, że zwiększą one jego atrakcyjność w oczach przedstawicielek płci pięknej, i nie przewidział, że wywrą one skutek wręcz przeciwny do zamierzonego. Ale obok tych śmiesznostek, które w przypadku innej osoby mogłyby być nieznośne, posiadał pewne przymioty, które Fabio nauczył się cenić. Był pogodnym, można by powiedzieć simpatico kompanem, więc cierpliwie znosił uszczypliwości, przejawy arogancji i pełne wyższości uwagi, do jakich Fabio bywał niekiedy zdolny. Miał też inne zalety — był właścicielem samochodu i wynajął niedawno małe mieszkanie na przedmieściach miasta Frosinone, gdzie zamierzał studiować. Dla Fabia oba te fakty miały tego wieczoru wielkie znaczenie.
Enzo również czerpał z ich przyjaźni bardzo namacalne korzyści. Zapewniała mu ona towarzystwo ragazze, czyli młodych dam, które nieuchronnie lgnęły do Fabia podczas ich wspólnych wizyt w nocnych klubach. Stał wtedy u boku przyjaciela, obserwując przebieg wydarzeń, i z nadzieją czekał na moment, aż uda mu się pozyskać względy którejś z odrzuconych przez Fabia, nie dość dla niego atrakcyjnych dziewcząt. Jak dotąd nie miał wiele szczęścia, a prawdę mówiąc, nie miał go wcale. Uważał jednak, że trafiające mu się od czasu do czasu okazje uzasadniają znoszenie wybuchowego charakteru przyjaciela. Dla obu była to w pewnym sensie przyjaźń z rozsądku, ale Enzo naprawdę kochał Fabia jak brata i był wobec niego lojalny jak pies.
— Nasz plan batalii, Capitano mio — odparł Fabio, obejmując ramiona przyjaciela — wygląda tak samo jak zawsze. Jesteśmy Conquistatori. Najpierw znajdziemy Aldo, a potem, dokądkolwiek się udamy, wkroczymy na parkiet i zaczniemy podboje!
Enzo ponownie zatarł ręce, optymistycznie oceniając perspektywy nadchodzącej nocy. Nagle zastygł i spojrzał badawczo na przyjaciela.
— Jak myślisz, będzie tam Caterina? — spytał nieśmiało.
Słysząc to imię, Fabio wydał z siebie niski pomruk, jaki może wydać tygrys, który po dniach bezowocnego uganiania się za zwierzyną poczuje w końcu zapach ofiary. Caterina była zachwycającą balleriną, którą poznał kilka tygodni wcześniej podczas konkursu w Gaecie. Po raz pierwszy ujrzał ją, kiedy właśnie skończył swój występ, a ona wchodziła na parkiet w sukni lśniącej od cekinów, które błyszczały jak światło księżyca na powierzchni wody. Odtańczył przed chwilą ognistą rumbę, ale był w dość podłym humorze, bo jego partnerka, Filipa, od pewnego czasu nie spełniała jego oczekiwań. Gdy usłyszał dźwięki muzyki i zobaczył początek występu Cateriny, jego nastrój uległ jednak gwałtownej zmianie.
Był urzeczony elegancją jej ruchów, kształtem jej długich nóg i powiewem ciemnych, jedwabistych włosów. Choć nie była jeszcze bardzo doświadczoną tancerką, w jej ruchach migotał ukryty ogień, a każdy zwrot, każdy sprężysty krok po parkiecie, emanował zmysłowością. Niestety — może na szczęście dla Fabia — jej partner, chłopak w jego wieku wyraźnie nie radził sobie z wyzwaniem, jakim było prowadzenie takiej tancerki. Starał się wyprzedzać jej ruchy, ale ich występ był nierówny i kiepsko skoordynowany. Zdecydowanie do siebie nie pasowali, więc Fabio stwierdził, że nie powinni byli wspólnie przystępować do tego konkursu. Potem jednak uzmysłowił sobie, że taki dobór często był zrodzony z konieczności. Była to sytuacja, w której obie strony traktowały współuczestnika występu jako stopień prowadzący do innej konfiguracji personalnej, a mówiąc brutalnie — do pozyskania lepszego partnera. Fabio kiedyś był zachwycony urodą Filipy, ale teraz doszedł do wniosku, że maksymalnie wykorzystał potencjał partnerki i osiągnął wraz z nią wszystko, co mógł. Postanowił więc zrobić następny krok.

 
Wesprzyj nas