Głęboka przyjaźń, pełna gry pozorów i prawdziwej bliskości, miłości i zdrady, podporządkowania się i dążenia do samorealizacji: Nicole Nottelmann kreśli przed oczami czytelników niebywale współczesny portret dwóch kobiet z krwi i kości.


Greta Garbo, jedna z najpiękniejszych i najbardziej pożądanych kobiet świata, poznała Salkę Viertel w Beverly Hills, na przyjęciu u reżysera Ernsta Lubitscha.

Dwudziestoczteroletnią wówczas Garbo, znajdującą się u szczytu popularności, zafascynowała życiowa mądrość starszej od niej o szesnaście lat Viertel. Przez ponad dziesięć lat te dwie tak różne od siebie kobiety uchodziły za najsłynniejszy żeński duet w Hollywood.

O ich relacjach niewiele jednak było wiadomo – aż do tej chwili.

Nicole Nottelmann, ur. 1967, studiowała dziennikarstwo i germanistykę. Jej praca dyplomowa poświęcona była pisarstwu Vicky Baum. Opublikowała m.in. Kariery Vicky Baum (2007)

Nicole Nottelmann
Greta Garbo i Salka Viertel. Historia niezwykłego związku
Przekład: Urszula Szymanderska
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 21 stycznia 2015

Od pierwszego wejrzenia

Salka Viertel i Greta Garbo poznały się pod koniec kwietnia lub na początku maja 1930 roku, na uroczystej kolacji wydanej przez Ernsta Lubitscha w jego domu w Beverly Hills na cześć MarlenyDietrich. Gwiazda Błękitnego anioła wyprodukowanego przez niemiecką wytwórnię UFA przybyła do Hollywood zaledwie kilka dni wcześniej i miała stać się „odpowiedzią Paramountu na Gretę Garbo”. Jednak mimo całego medialnego szumu, jaki poprzedził jej przyjazd, w 1930 roku w USA o Marlenie Dietrich prawie nikt nie słyszał, podczas gdy Garbo była niekoronowaną królową Hollywood. Do amerykańskich kin trafił właśnie jej pierwszy film dźwiękowy Anna Christie i odnosił wielkie sukcesy, nic dziwnego więc, że to jej osobą zajmowały się przede wszystkim gazety i czasopisma ilustrowane filmowej metropolii.

Salka Viertel widziała Garbo już kilka miesięcy wcześniej na pożegnalnym przyjęciu Emila Janningsa, nie ośmieliła się jednak wówczas zagadnąć gwiazdy otoczonej tłumem wielbicieli. Teraz, w towarzystwie przyjaciela, belgijskiego reżysera Jacques’a Feydera, zbliżyła się do kanapy, na której obok Marleny Dietrich siedziała Garbo, drobna i szczupła, jedyna na przyjęciu kobieta w marynarce. Reżyser dokonał prezentacji. Garbo chciała się przesunąć, żeby zrobić miejsce dla Salki, Dietrich natomiast nie zechciała choćby zebrać fałdów sukni. Obie panie szybko zdecydowały więc, że pozostawią jej „kanapę gwiazd” do wyłącznej dyspozycji, same zaś spędziły resztę przyjęcia na wspólnej rozmowie na tarasie. „To był niezwykle wesoły i ekscytujący wieczór” – wspominała Salka.

Sekretne porozumienie, jakie od pierwszych chwil połączyło ją z Garbo, żywe było także czterdzieści lat później. Opisując tę scenę w 1969 roku, Viertel nie wymienia Dietrich z nazwiska, pisze tylko enigmatycznie o „niemieckiej «gwieździe»”. Tania autopromocja jej kosztem nawet nie wchodziła dla Salki w grę, nawet jeśli miałoby to oznaczać, że sama musi usunąć się nieco w cień – bo przecież wyjawienie okoliczności pierwszego spotkania Garbo z Marleną Dietrich, wykreowaną później na jej największą rywalkę, z pewnością wywołałoby huczek w mediach. Viertel decyduje się jednak zachować dyskrecję i tylko raz pozwala sobie wbić Dietrich ironiczną szpileczkę – subtelną aluzję, zrozumiałą przede wszystkim dla samej Grety Garbo. Jednak sens całej wypowiedzi jest jasny – ona i Garbo są po tej samej stronie, niczym para spiskowców.

Na tarasie panie szybko doszły do wniosku, że bardzo wiele je łączy. Salka wyznała, że jak dotąd widziała Garbo tylko w jednej roli, w Gdy zmysły grają. Notabene był to jej ulubiony film. „Wyglądało na to, że bardzo ją to ucieszyło”- wspominała dalej Viertel. Później po niemiecku rozmawiały o berlińskiej premierze filmu w sierpniu 1924 roku, która dla Garbo stanowiła pierwszą okazję do wyjazdu za granicę. Zapytana o własną teatralną przeszłość, Salka dowcipnie i barwnie opisała dzieje teatru repertuarowego w Berlinie, który w latach dwudziestych założyła wraz z mężem Bertholdem Viertlem, a który później zrobił spektakularną klapę. To właśnie z powodu całej
tej teatralnej awantury rodzina przeniosła się w 1928 roku do Hollywood, by spłacić długi dzięki zarobionym tutaj pieniądzom.

Pozostali goście obserwowali, jak 24-letnia Garbo z wyraźną fascynacją przysłuchuje się starszej o blisko dwadzieścia lat Viertel. Łowiła każde jej słowo, przez cały wieczór nie odstępowała jej nawet na krok, „niczym dziecko, które trafiwszy na wyrozumiałego dorosłego, reaguje z radosnym zapałem, graniczącym z niedowierzaniem”. Salka Viertel roztaczała wokół siebie aurę macierzyńskiego ciepła, a zarazem męskiego niemal zdecydowania. Zdawała się emanować niezniszczalną siłą, pozwalającą jej prowadzić życie tak spontanicznie i impulsywnie. Viertel była w branży już od dwudziestu lat, dobrze poznała wszystkie blaski i cienie aktorskiej egzystencji. Udało jej się połączyć role aktorki, żony i matki trzech synów (cztery, dziewięć i dziesięć lat), co w oczach Garbo czyniło z niej „prawdziwą” kobietę.

W jej zachowaniu nie sposób było dopatrzyć się choćby śladu teatralności, wszystko wydawało się całkowicie autentyczne. Już sama sprężysta, wyprostowana sylwetka Viertel i wysoki – metr siedemdziesiąt – wzrost, który dawał jej wyraźną przewagę nad wszystkimi pozostałymi kobietami na przyjęciu z wyjątkiem Garbo, przydawały jej autorytetu. Do tego płomiennorude włosy i kusząco egzotyczny, słowiański akcent – Viertel nie można było nie zauważyć. Rodzina Salki należała do zamożnego mieszczaństwa Galicji, ona sama była wykształcona i obyta w świecie, znała pięć języków. To wszystko wyraźnie fascynowało Garbo, która wywodziła się z rodziny robotniczej.

Salkę Viertel ujęły natomiast „młodość, prostota i godność” Garbo. Greta była piękna i utalentowana, odniosła też oszałamiający sukces zawodowy, który nigdy nie stał się udziałem Salki. W 1930 roku Garbo była najsłynniejszą aktorką na świecie, Salka wyczuwała w niej jednak wielką wrażliwość i delikatność. A co może jeszcze ważniejsze, Garbo gotowa była bezgranicznie podziwiać Salkę.

Gdy późnym wieczorem Salka i Berthold Viertlowie wreszcie się pożegnali, Garbo bardzo niechętnie oderwała się od nowo poznanej. Już następnego popołudnia pojawiła się u Viertlów bez zapowiedzi, w codziennym stroju, aby kontynuować rozmowę rozpoczętą poprzedniego wieczoru. Taki był żywiołowy początek niezwykłej przyjaźni, która przetrwała aż do śmierci Salki w 1978 roku. Już wkrótce Greta pomogła przyjaciółce powrócić do zawodu i zdobyć sobie w Hollywood zupełnie wyjątkową pozycję. Ta z kolei zadbała o to, by utrwalić wizerunek Garbo jako nieśmiertelnej gwiazdy kina.

Na zewnątrz przez blisko pięćdziesiąt lat obie panie zdawały się tworzyć nierozłączny duet, choć w istocie wciąż dochodziło między nimi do tarć i walk o władzę. Przyjaźń ta stała się niemal symbiotyczną wzajemną zależnością, na czym szczególnie ucierpiała Salka. Wszystko, co nastąpiło po przyjęciu u Lubitscha, cała miłość i troska, wszystkie konflikty i rozczarowania zarysowały się już podczas tamtego pierwszego spotkania. Garbo upatrzyła sobie Viertel – ta zaś czuła się tym zaszczycona i była gotowa zrobić dla niej wszystko.

Młodość Salki

„Nie rozmyślać, tylko żyć, tylko czuć”.
Anna Karenina

Trudno byłoby znaleźć dwa bardziej różniące się od siebie środowiska niż te, z których wywodziły się Greta Garbo i Salka Viertel. Ta ostatnia przyszła na świat jako Salomea Sarah Steuermann 15 czerwca 1889 roku, w niewielkim miasteczku Sambor u podnóża Karpat. Galicja Wschodnia wchodziła wówczas w skład monarchii austro-węgierskiej. Obszary położone na najbardziej na wschód wysuniętych peryferiach habsburskiego imperium należały do Polski do roku 1772, w okresie międzywojennym 1918-1939 ponownie znalazły się w granicach Polski, obecnie stanowią część Ukrainy. U schyłku XIX wieku Galicja stanowiła fascynujący tygiel narodowościowy i religijny, wielojęzyczny i wielokulturowy twór, pełen frapujących przeciwieństw. Urodziło się tu i dorastało wielu znanych pisarzy i poetów, wymieńmy choćby: Paula Celana, Josepha Rotha, Rose Auslander, Manesa Sperbera czy Stanisława Lema. W opowiadaniach Rotha znajdziemy opisy zapadłych mieścin, bezkresnych stepów czy nieprzebytych bagien, surowego klimatu jego ojczyzny, na który składały się upalne lata i mroźne zimy w tej „zapomnianej przez świat” okolicy pełnej „nieporządku, niesolidności i robactwa”. Do Wiednia było stąd piętnaście godzin jazdy pociągiem, zaraz zaś za wschodnią granicą Podola rozciągała się już carska Rosja z jej „barbarzyńskimi” tradycjami i obyczajami. Galicja uchodziła za „przytułek Europy”, a większość ludności stanowili Rusini, ukraińscy chłopi, żyjący w skrajnej nędzy analfabeci.

Steuermannowie zaliczali się jednak do bardzo wąskiej elity zasymilowanego żydowsko-niemieckiego mieszczaństwa. Salka była najstarszym dzieckiem adwokata, doktora Josepha Steuermanna, który jako właściciel kancelarii, dyrektor miejscowej kasy oszczędnościowej i wreszcie pierwszy burmistrz żydowskiego pochodzenia dbał o rozwój i dobrobyt rodzinnego Sambora. Salka wraz z trójką młodszego rodzeństwa: Różą („Rózią”), Edwardem („Edkiem”) i Zygmuntem („Duszkiem”) dorastała, korzystając ze wszystkich przywilejów swego stanu. Rodzina Steuermannów posiadała kamienicę w mieście oraz majątek ziemski w okolicy, zatrudniała gospodynię, pokojówkę, lokaja, kucharki i stajennych, guwernantki i domowych nauczycieli. Salka otrzymała gruntowne wykształcenie muzyczne, opanowała też pięć języków. Jej językiem ojczystym był niemiecki, mówiła też po polsku – obu języków używano w domu – a od wczesnego dzieciństwa uczyła się francuskiego, potem także rosyjskiego i ukraińskiego.

Na swój sentymentalny sposób Salka Viertel była niezwykle związana z latami dzieciństwa czy może raczej z ich obrazem, jaki sobie wytworzyła. Pod tym względem różniła się zasadniczo od Grety Garbo, która choć nigdy nie przestała tęsknić za tym, co określała jako „prostotę” szwedzkiego życia – lasami, śniegiem, wiatrem i deszczem, to jednak w miarę upływu lat całkowicie oddaliła się od robotniczego środowiska, z którego pochodziła. Właśnie owo „radykalne odcięcie od skromnych początków” Salka uznawała za „bodaj najbardziej fascynującą właściwość” aktorki. Sama skłaniała się raczej ku temu, by z sentymentem rozpamiętywać własne dzieciństwo i przeszłość. Ukochanym miejscem, do którego tęskniła przez całe życie, była Wychyłowka, majątek rodziców, położony pięć kilometrów na południowy wschód od garnizonowego Sambora, 17-tysięcznego miasta, w którym znajdowały się jeden dworzec, trzy hotele i aż troje koszar.

Nostalgię Salki mogły nieoczekiwanie rozbudzić kolory, zapachy czy dźwięki, jak stało się to w 1957 roku podczas spaceru po plaży na Long Island: „Zabawy nad brzegiem Dniestru […]. Pod stopami czuję żwir i drobniutki piasek. Potem powrót do domu przez pola i łąki, zapach jeżyn i porykiwanie krów, zapędzanych do obór z pastwiska. Czerwień maków i błękit chabrów. Dookoła zieleń, zieleń, tylko zieleń – oto najprawdziwsze szczęście” – notowała w dzienniku blisko 70-letnia Salka. Przez całe życie Wychyłowka stanowiła dla niej „oazę”, miejsce duchowego schronienia, choć od roku 1927 nigdy już nie odwiedziła rodzinnych stron. W istocie rzeczy „wychylać się” lubiła przez całe życie. Ekstrawertyczność, nadmiar, skłonność do przekraczania granic to najistotniejsze cechy jej charakteru. Hojna i serdeczna, rozpina, jak patetycznie określił to jej przyjaciel Carl Zuckmayer, „niebo wielkiej prawdziwej miłości” nad rodziną, kochankami, najbliższymi przyjaciółkami, takimi jak Garbo i innymi podopiecznymi, a nierzadko też nad obcymi, którzy zwracali się do niej w poszukiwaniu pomocy.

W oczach bardzo wielu ludzi Viertel stanowiła uosobienie tego, czym stała się dla Garbo – była opoką, silnym, energicznym i nadzwyczaj odważnym człowiekiem, ucieleśnieniem kobiety nowoczesnej, zwłaszcza dla osób młodszych od niej. Ale istniała też druga strona jej charakteru, którą znali tylko najbliżsi członkowie rodziny: Salka była kapryśna, humorzasta, skłonna do gwałtownej huśtawki nastrojów, do nagłego zamykania się w sobie i depresji, z którą zmagała się przez całe życie, choć tak starannie skrywała to przed innymi i nawet przed sobą samą.

Bezpieczne dzieciństwo, dom pełen „ciepła, muzyki i miłości”, atmosfery „kulturalnej, serdecznej i pełnej humoru”, rodzeństwo, w którym każdy „poszedłby za drugiego w ogień” – takie idylliczne obrazki dzieciństwa pielęgnowała w sobie Salka przez całe życie. Była zawodową aktorką i autorką scenariuszy, która chętnie chroniła się w świecie fantazji, gdy prawdziwe życie stawało się zbyt skomplikowane. Gdy czyta się jej dzienniki z lat 1957-1969, nie można się oprzeć wrażeniu, że wszystkie te opowieści o jakoby szczęśliwym dzieciństwie to nic innego, jak tylko forma obrony przed realnym życiem. Tak naprawdę Salka bardzo cierpiała z powodu nieudanego małżeństwa swoich rodziców. Jej matka Augusta, tycjanowska piękność pochodząca z zamożnej rodziny, była, wedle jej własnych słów, „gorzko rozczarowana”, gdy na życzenie rodziców musiała poślubić bogatego prowincjonalnego adwokata Josepha Steuermanna, a tym samym wyrzec się marzeń o karierze śpiewaczki operowej w Wiedniu.

I choć Salka do końca pozostała „dobrą córką”, która nigdy nie mówiła źle o matce, a w wielu kwestiach wręcz ją naśladowała, choć niezmiennie troszczyła się o jej pomyślność, w jej wspomnieniach znajdziemy liczne passusy, które pozwalają na wnioski niezamierzone bynajmniej przez autorkę. Augusta Steuermann jawi się w nich jako nieszczęśliwa i kapryśna kobieta, traktująca własne dzieci jak zwierciadło, w którym mogłaby się przeglądać. Przed wieczornym wyjściem, wspomina Salka, matka prezentowała się dzieciom w szyfonowej czarnej sukni w różowe koniczynki. „Przekonana o własnej urodzie, domagała się od nas braw, których jej w zachwycie nie szczędziliśmy”.

Bardzo wcześnie Salka nauczyła się więc uzależnienia od wybranej osoby, od jej przychylności i sympatii. Czuła się winna, gdy przy stole matka kłóciła się z ojcem, robiąc drwiące docinki i odnosząc się do niego z sarkazmem. „Instynktownie zawsze stawałam po stronie ojca – wspomina -może dlatego, że matka zawsze była o wiele głośniejsza i bardziej agresywna niż on. Stale miałam wrażenie, jakby papa, ten niedostępny, wyniosły mężczyzna, był w takich chwilach brutalnie spychany z piedestału, który mu się przecież słusznie należał”.

Salka idealizowała zamkniętego w sobie ojca, współczuła mu, że jest tak odizolowany, obcy we własnej rodzinie. „Nie sądzę, żeby którekolwiek z nas, dzieci, naprawdę znało ojca. Otaczała go aura samotności i powściągliwości, przez którą nigdy nie mieliśmy odwagi się przedrzeć ani w dzieciństwie, ani później”. Aż do drugiego roku życia dziewczynki, a więc do chwili, gdy przyszła na świat jej siostra Róża, ojciec miał „całkowitego bzika” na jej punkcie, opowiadano potem Salce. Sama niewiele pamiętała z tamtych wspaniałych czasów, gdy była jeszcze jedynaczką, wiedziała tylko, że na wszelkie sposoby usiłowała zwrócić na siebie ojcowską uwagę, co jednak niezbyt jej się udawało. Przez całe życie szukała bliskości ludzi podobnych do ojca, ludzi o „lodowatym wnętrzu”, których ukryte zalety usiłowała wydobyć na światło dzienne.

Podczas gdy ojciec wycofywał się w samotność z wyboru, matka poszukiwała akceptacji poza rodziną. Działała w najrozmaitszych żydowskich stowarzyszeniach dobroczynnych, prowadziła dom otwarty, zapraszała do Wychyłowki samborską elitę, a także lwowskich artystów i uczonych, by również na prowincji poczuć powiew wielkiego świata. Cieszyła się sławą uroczej wykształconej gospodyni, inteligentnej rozmówczyni, uchodziła za osobę „serdeczną” i „łaskawą”. Salka czuła jednak wyraźnie, że to tylko fasada. Gdy była smutna i szukała matczynej bliskości, spotykała się z odtrąceniem. Dziewczynka wcześnie nauczyła się ukrywać własne uczucia, a także wyczuwać nieszczerość u innych, rozpoznawać, jak udają, niczym jej matka, która właściwie przez cały czas coś odgrywała.

Zupełnie inaczej niż ukochana rusińska niania, będąca zarazem mamką małej Salki. To właśnie z tą dobroduszną, pełną ciepła chłopką, nieumiejącą się nawet podpisać, łączyła Salkę w dzieciństwie najmocniejsza więź. Niania była pierwszą z wielu zastępczych matek w życiu Salki, uosobieniem uczuć macierzyńskich i pierwowzorem roli, którą Viertel miała później odegrać w życiu Garbo. Zarazem za sprawą jej nadopiekuńczości mała Salka nie nauczyła się samodzielności i wiary w siebie, niania zaszczepiła też w dziewczynce irracjonalny lęk przed niebezpieczeństwami czyhającymi tuż za płotem Wychyłowki: złymi duchami, upiorami i wampirami, które nawiedzają ludzi we śnie. Od tamtej pory Salkę dręczyły koszmary senne. Do końca życia nie pozbyła się całkiem strachu przed światem poza Wychyłowką, choć jej mąż Berthold Viertel próbował później wybić jej z głowy te „barbarzyńskie wymysły”.

Jako dziecko Salka wycofywała się w głąb siebie, szukała schronienia w świecie fantazji i lektur. A jednocześnie już od najmłodszych lat czuła pociąg do sceny. Przebierała się za Marię Stuart albo Kleopatrę, a następnie odgrywała przed rodzeństwem i służbą wymyślone przez siebie lub wyczytane gdzieś historie. Niestety, nie wzbudziło to w rodzicach tak upragnionego przez nią zainteresowania. „Doskonale pamiętam tę okropną niepewność i strach, pamiętam, jak bardzo chciałam być kochana i starałam się
o to tak desperacko, że każdym swym czynem osiągałam coś wręcz przeciwnego. Byłam krnąbrna, bezczelna i zbuntowana” – pisała Viertel w dzienniku w 1960 roku. Miała poczucie, że mniej zasługuje na miłość i nie jest tak wartościowa jak Edward, jej „genialny” brat intelektualista, pupilek matki. Nie wierzyła też, że mogłaby się równać ze swą „mądrą”, „łagodną” i „piękną” siostrą Różą.

Gdy miała jedenaście lat, rodzice zdecydowali się wysłać ją na pensję do Lwowa, jako że podczas domowej nauki dziewczynka przejawiała poważne „zaburzenia koncentracji”. Zderzyła się tu z całkiem obcą rzeczywistością. Po raz pierwszy w życiu zdana wyłącznie na siebie, zawsze czuła się wyobcowana z kręgu rówieśniczek. Po matce odziedziczyła rude włosy, była też bardziej rozwinięta fizycznie niż jej koleżanki, które przewyższała prawie o głowę. Nie przychodziło jej też łatwo dostosować się do grupy. Obiektem swej młodzieńczej erotycznej fascynacji uczyniła lekarza zajmującego się jej skrzywionym kręgosłupem, który zresztą, jak można wywnioskować z nieopublikowanych fragmentów jej wspomnień, wykorzystał ją, choć zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Była przekonana, że lekarz odwzajemniał jej płomienne uczucia, skoro ją całował i dotykał jej piersi. Po zakończeniu terapii mężczyzna stracił wszelkie zainteresowanie pacjentką.

Podczas pobytu na pensji Salce pozwolono kiedyś towarzyszyć ojcu podczas wizyty w lwowskim teatrze. Gdy ów tak zimny mężczyzna nagle okazał uczucia, ba, zaczął płakać ze wzruszenia, Salka wpadła na pomysł, by zostać wielką aktorką. Do domu wróciła po blisko dwuletniej nieobecności, głęboko przekonana, że odnalazła swoje powołanie. Bez specjalnych subtelności rodzice dali jej jednak do zrozumienia, że ich zdaniem nie nadaje się na aktorkę, bo nie jest wystarczająco ładna.

 
Wesprzyj nas