W tej odważnej powieści biograficznej o Magdzie, żonie Josepha Goebbelsa, ministra propagandy w rządzie Adolfa Hitlera, Meike Ziervogel próbuje wyjaśnić, jaka kobieta jest w stanie zamordować własne dzieci.


Nikt wcześniej nie opisał w ten sposób zbrodniarki, która nazywano Medeą III Rzeszy. Poznajcie kobietę, która choć chciała pozostać nietknięta, miała siedmioro dzieci. Poznajcie kobietę rozpuszczoną i zepsutą przez swoją matkę, która jednak uznała, że szkoła jej niczego nie nauczy i ma pracować w fabryce. Poznajcie kobietę, której najstarsza córka napisze, że nie obchodzi ją, co mówi matka. Matka nie zawsze ma rację. Wszystkie trzy kobiety to jedna osoba, Magda Goebbels.

Autorka w posłowiu wyjaśnia, że w książce opisała własną wizję wydarzeń, starała się skupić przede wszystkim na głębi psychologicznej postaci. Stworzyła obraz trójpokoleniowej destrukcyjnej miłości pomiędzy matką i córką. Matka Magdy marząc o lepszym życiu dla dziewczyny, nie potrafiła jej dać ciepła i miłości. Z kolei najstarsza dwunastoletnia córka tytułowej bohaterki, Helga, opisuje w swoim pamiętniku, jak wygląda rzeczywistość z perspektywy bunkra, w którym przyszło jej spędzić ostatnie dni życia i przeczuwa nadchodzące niebezpieczeństwo, choć matka woli utrzymywać ją w fikcji, karmiąc historiami o potędze führera.

W tej odważnej powieści biograficznej o Magdzie, żonie Josepha Goebbelsa, ministra propagandy w rządzie Adolfa Hitlera, Meike Ziervogel próbuje wyjaśnić, jaka kobieta jest w stanie zamordować własne dzieci. Nie jest to próba wytłumaczenia tego czynu, bo jego bezwzględność nie znajduje usprawiedliwienia. Autorka nie odmawia człowieczeństwa swojej bohaterce, pokazuje natomiast drogę, która doprowadziła ją do tego dramatu, jej zwichrowaną psychikę, okaleczone relacje z matką i dziećmi, fanatyzm w stosunku do III Rzeszy i Hitlera, a w końcu skrajność sytuacji, z której nie potrafiła znaleźć innego wyjścia.

Według Meike Ziervogel było wiele powodów, dla których zdecydowała się napisać książkę o Magdzie Goebbels. Także tych osobistych – gdy sama urodziła córkę przez prawie dwa lata próbowała zrozumieć, czym jest macierzyństwo. Zastanawiała się, co by się stało, gdyby nie odkryła w sobie miłości do dziecka i nie odnalazła się w roli matki. Szukając najbardziej dramatycznych odpowiedzi, trafiła na postać Magdy Goebbels. Pisanie tej książki pozwoliło Ziervogel spojrzeć na historię Niemiec krytycznie, ale jednocześnie z wyrozumiałością. Próbowała zmierzyć się z teorią na temat winy Niemców za zbrodnie wojenne, gdzie w powszechnej opinii jako winowajcy postrzegani są głównie mężczyźni, a według niej kobiety powinny ponieść odpowiedzialność w równym stopniu.

„Przekonujący i chwilami boleśnie surowy opis nazistowskiego kręgu władzy, a także sposobu, w jaki na intymnym, osobistym poziomie przemoc odradza się w kolejnych pokoleniach”.
– Frederick Taylor

„To prawdziwa literacka perełka, która łączy w sobie fakty i fikcję, przenikając przez ciemną materię chorych relacji matek z córkami na przestrzeni pokoleń. Autorka inteligentnie i z talentem kreśli subtelny portret kobiety, z której historia zrobiła potwora”.
– Lisa Appignanesi

Gdy matka zabija swoje dzieci, gdzie jest początek zła? W fanatyzmie, prymitywizmie emocjonalnym, faszyzmie, w jej matce. Nigdy dość uważności. Przejmująca książka.

– Katarzyna Miller

Meike Ziervogel jest założycielką i szefową Peirene Press, nagradzanego wydawnictwa z Wielkiej Brytanii. Wychowywała się w północnych Niemczech. Studiowała arabistykę, później pracowała jako dziennikarka dla Agence-France Press i Reutersa. Jej debiut Magda spotkał się z gorącym przyjęciem czytelników i znalazł się w finale Guardian’s Not the Booker Prize, został także książką roku według „Observera” i „Irish Timesa”. Meike mieszka w Londynie z mężem i dwójką dzieci.

Meike Ziervogel
Magda
Przełożyła: Anna Bańkowska
Wydawnictwo Marginesy
Premiera: 14 stycznia 2015

Powołanie

I oto stoi przed Magdą na podium mały człowieczek o postawie giganta. Używa wyłącznie prostych słów, jego głos kipi złością. Chociaż dzieli ich od siebie cała długość zadymionej sali (ona podpiera ścianę na końcu), patrzy prosto na nią. Po powrocie do domu Magda czyta jego książki i dociera do niej, że temu człowiekowi wystarczy jeden rzut oka na historię, żeby nabrać perspektywicznego spojrzenia na nagie fakty. Ten mężczyzna wierzy w sens, nadaje sens, ten mężczyzna to sam sens, umysł bez ciała. Magda jest olśniona; wstąpił w nią duch, sam Duch Święty przyszedł i nią zawładnął, zasiał w niej ziarenko tak samo jak kiedyś w Dziewicy Marii.
Magda wstępuje do organizacji kobiecej w swojej dzielnicy. Stara sala ze stiukami ma słabe oświetlenie, w kącie stoi rozstrojony czarny fortepian. Spod ciemnoczerwonej tapety w kwiaty przebija zgniły róż. Magda od razu widzi, że jest najlepiej ubraną osobą wśród zebranych – reszta to proste kobiety w butach na płaskim obcasie i brązowych włóczkowych swetrach. Wiele z nich straciło na wojnie synów i mężów. Rozmawiają o Nim: że daje im nadzieję, że zapewni pracę i każdemu przywróci godność. Nastrój jest ponury i Magda czuje się przytłoczona, a mimo to wraca tam, trzyma się osobno, słucha rozmów i skarg. Te kobiety nie potrafią się zorganizować, to oczywiste; grzęzną w zalewie słów. W następnym tygodniu Magda proponuje otwarcie garkuchni, która wydawałaby zupę i w ten sposób rozgłaszała wśród ubogich i potrzebujących Jego imię i nazwę Jego partii. Poza tym gorąca zupa zawsze jest mile widziana. Kobiety są sceptyczne: wysoka blondynka w norkowej etoli i na wysokich obcasach zgłasza propozycję założenia garkuchni? Ale Magda nie daje się zbić z tropu; zabiera się do rozdzielania zadań. Następnego dnia kobiety przynoszą wielkie gary zupy, a Magda z chochlą w ręku staje za stołem przed wejściem do sali i z uśmiechem nalewa wszystkim chętnym. Wkrótce okazuje się, że trzeba gotować więcej, i uśmiech Magdy staje się coraz szerszy. Mężczyźni ustawiają się w kolejce, a kiedy zupa się kończy, stoją dalej, aby otrzymać uśmiech pięknej kobiety na wysokich obcasach z norkami na ramionach. Etola szybko staje się znakiem firmowym platynowej blondynki, w której uśmiechu głód i nędza topią się niczym lód. Magda drukuje ulotki i prosi chłopców Frau Lehmann, żeby rozdawali je na mieście. Potrzeba jeszcze więcej zupy i kiedy Magda ją nalewa, skupia na sobie wszystkie spojrzenia. Ludzie widzą w niej hojną dobrodziejkę, patronkę, ona zaś udaje przed samą sobą kapłankę w powiewnej szacie, która udziela błogosławieństw szaremu ludowi.
Nagle pewnego dnia masy ludzkie cichną i rozstępują się jakby na rozkaz, tworząc pośrodku ścieżkę. Magda, z uśmiechem na czerwonych wargach i pełną chochlą w dłoni, po raz kolejny podnosi głowę. Przed stołem zatrzymuje się samochód i wysiada On, a za nim Joseph. Przez tłum przebiega szmer, z ust kobiet wyrywają się westchnienia i szepty, a one same chowają się spłoszone za plecami Magdy, która jako jedyna nie szepcze, tylko na Niego patrzy. Mały człowieczek ze śmiesznym wąsikiem nie szerszym niż jego nos, z cienkim kosmykiem włosów sczesanych do tyłu przez placek łysiny… pospolity, brzydki facecik w o wiele za dużym beżowym prochowcu, przepasanym ciasno na brzuchu niczym mnisi habit, z cienkimi, starczymi nogami w pumpach i kratkowanych skarpetkach. Magda patrzy prosto w wodniste, niebieskie oczy, takie same jak jej, On zaś powoli zbliża się do stołu. Magda pochyla głowę w ukłonie, dyga. On kładzie jej dłoń na głowie.
– Ależ nie trzeba, moje dziecko. To ja powinienem zgiąć kolano przed tobą.
Dłoń przemieszcza się pod podbródek, który spoczywa teraz w jej wnętrzu. On unosi jej głowę i Magda wie, że w tym momencie otrzymała błogosławieństwo. Prostuje się i za Jego plecami dostrzega Josepha.
Następnego dnia odbiera od Josepha prywatny list z serdecznym zaproszeniem na oficjalny obiad z Jego udziałem. Frau Feld w ciągu czterdziestu ośmiu godzin szyje jej perłowoszarą wieczorową suknię z cekinami, dopasowaną w talii, z niewielkim trenem. Tego wieczoru Magda śmieje się, je i pije, a Joseph nie odrywa oczu od jej warg i piersi. Przy stole jest ich tylko dziesięcioro – trzy panie i siedmiu panów, w tym On, prezydujący na honorowym miejscu. Nie pije alkoholu i przynoszą mu oddzielnie zupę, którą sam sobie nalewa z metalowego pojemnika.
– Jedz, moje dziecko. Z przyjemnością na ciebie patrzę.
Nieznacznie się ku niej wychyla. Kiedy mówi normalnie, a nie wrzeszczy z mównicy, ma niski głos, lekko stłumiony i nieśmiały, kompletnie pozbawiony pompatyczności. Wyraża nim jakby rodzicielską troskę, postawę kogoś, kto z radością śledzi zabawy swoich milusińskich.
– Czy pan nigdy nie pije? – pyta Magda.
– Mam bardzo wrażliwy żołądek. Muszę na siebie uważać. – Odchyla się w krześle i uśmiecha do blond piękności, patrząc na nią oczami pełnymi uwielbienia. – Ale ty, moje dziecko, powinnaś cieszyć się życiem. Masz w sobie prawdziwą siłę, to widać.
Magda pali, pije, gada, a na parkiecie wiruje w ramionach Josepha, chociaż ten wcale nie jest dobrym tancerzem. Nie przeszkadza jej to, bo tańczy pod Jego wzrokiem, wie, że On czuwa nad Josephem i nad nią, jakby otaczał ich opieką. W Jego oczach tańczą piękny taniec, w Jego oczach sami są piękni – idealna para. Wkrótce Magdę i Josepha ogarnia wrażenie, że są dwojgiem dzieci, które bawią się pod czujnym, spostrzegawczym okiem ojca, wiedząc, że przez cały czas będzie im towarzyszyć owo spokojne rodzicielskie uznanie. Także później, kiedy ona i Joseph nie mogą wytrzymać ani chwili dłużej i zamiast w sypialni robią to na perskim dywanie, tuż obok czarnego fortepianu, gdzie on szepcze jej coś w rodzaju: „Zerwałem cię, mój ty słodki kwiatuszku, pozwól mi nasycić się swoim nektarem”, ona słyszy te słowa, czuje jego dłonie i patrzy na nich oboje Jego oczami. Wie, że chociaż fizycznie nieobecny, nie przestaje ich obserwować, i uważa za pocieszające, że ten najbardziej ludzki akt dokonuje się pod jego okiem, gdyż to On, dzięki swojej czystości, nadaje mu sens i darzy błogosławieństwem.

 
Wesprzyj nas