Bestsellerowy thriller o Wybrańcach z mrocznego miasteczka Engelfors. Tajemnica, strach, magia, śmierć, miłość, przyjaźń… Wielki powrót skandynawskiej literatury dla młodzieży.



W Engelsfors zbliża się koniec.

Minął niespełna miesiąc od tragedii na sali gimnastycznej w liceum w Engelsfors, lecz Wybrańcy nie mają czasu, żeby dojść do siebie. Niebawem ich świat znowu stanie na głowie.

Pytania znajdą odpowiedzi, tajemnice zostaną wyjawione, a lojalność będzie wystawiona na ciężką próbę. Czasu jest coraz mniej, a Wybrańcy mogą być pewni tylko jednego – że wszystko się zmieni.

Klucz to ostatnia część trylogii o miasteczku Engelsfors. Poprzednie dwa tomy, Krąg i Ogień odniosły ogromny sukces zarówno wśród krytyków, jak i czytelników. Krąg został w 2011 r. nominowany do prestiżowej nagrody literackiej Augustpriset w kategorii „literatura dla dzieci i młodzieży”.

Mats Strindberg – pisarz, niezależny dziennikarz i popularny felietonista gazety „Aftonbladet”.
Sara Bergmark Elfgren – pisarka, blogerka i autorka scenariuszy – tworzy zarówno dla producentów filmowych, jak i telewizyjnych.

Sara B. Elfgren, Mats Strandberg
Klucz
Przekład Patrycja Włóczyk
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 19 listopada 2014

2

Minoo otwiera swoją szafkę i w tym momencie spada na nią lawina książek, długopisów i zeszytów. Udaje jej się złapać podręcznik do biologii i Zbrodnię i karę. Reszta ląduje na podłodze.
Uszy jej płoną, kiedy schyla się, by wszystko pozbierać. Czeka na wybuch śmiechu, ale zdaje się, że nikt niczego nie zauważył. Ci, którzy stoją niedaleko, są zajęci rozmową na jeden temat.
…będzie super, w końcu coś się dzieje… kumpel mojego starszego brata załatwi alkohol… pożyczysz mi tę sukienkę… olać to, przecież wszyscy tam idą…
Minoo prostuje się i wciska wszystko z powrotem do szafki.
– Impreeeza! – wrzeszczy jakiś chłopak z trzeciej klasy, biegnąc korytarzem.
Minoo przypomina sobie, jaki jest jej status w tej szkole.
Wszyscy wiedzą, że nigdy nie chodzi na imprezy. Nie zapraszają jej nie dlatego, że jej nienawidzą. Po prostu nie przyjdzie im do głowy, żeby to zrobić. I okej. Naprawdę okej. Wreszcie zatrzasnęła drzwiczki szafki. W tym samym momencie napotkała spojrzenie chabrowych oczu. Viktor Ehrenskiöld ma pod beżowym kardiganem idealnie wyprasowaną jasnoniebieską koszulę. Jego popielatoblond włosy są jak zwykle perfekcyjnie uczesane. I jak zwykle niczym nie pachnie.
Żadnej wody kolońskiej. Żadnych zapachów ciała. Nadal jest jej z tego powodu nieswojo.
– Proszę – mówi Viktor i podaje jej długopis, który wypadł z szafki i którego nie zauważyła.
– Dzięki – rzuca Minoo.
To ich najdłuższa wymiana zdań od ponad miesiąca. Unikała go od rozmowy w jego samochodzie, kiedy wyjaśnił, że wciąż jest lojalny wobec Rady. On też zostawił ją w spokoju.
Minoo zakłada plecak i czuje, jak brzegi książek wbijają się jej w lędźwie.
– Wygląda na ciężki – kwituje Viktor. – Będziesz zakuwać w noc Walpurgii?
Minoo nie odpowiada. Rusza w stronę korytarza przy głównym wejściu.
– A może wybierasz się na jego małe… przyjęcie? – ciągnie Viktor.
Kiwa głową w stronę Levana stojącego trochę dalej w towarzystwie kilku chłopaków z trzeciej klasy. Śmieją się i tak poklepują go po plecach, że musi poprawić okulary, które zsunęły mu się z nosa.
Levan.
A więc Minoo nie jest zapraszana nawet wtedy, kiedy imprezę robi jeden z pozostałych klasowych kujonów. Boli ją to bardziej, niż chce przyznać.
– Wybierasz się? – dopytuje Viktor.
– Czemu to cię tak interesuje?
– Próbuję podtrzymać konwersację.
– Znajdź kogoś, kto jest nią zainteresowany.
– Aua – rzuca Viktor, łapiąc się teatralnie za serce.
Wchodzą na korytarz. Minoo zauważa plakat ze zdjęciem Olivii. „Widzieliście Olivię Henriksson?” – widnieje duży napis nad numerem policji. Niebieskie włosy Olivii sterczą niczym chmura wokół pomalowanej na biało twarzy. Jej duże brązowe oczy błyszczą, policzki są ładnie zaokrąglone. Nie przypomina tego wraku człowieka, który Alexander zbierał z podłogi na sali gimnastycznej.
– Minoo – mówi Viktor. – Wiem, że mamy inne spojrzenie na niektóre kwestie. Ale możemy chyba przynajmniej porozmawiać?
Minoo zatrzymuje się przy drzwiach i spogląda mu w oczy.
– Jasne – rzuca cicho. – Jest mnóstwo rzeczy, o których chciałabym z tobą porozmawiać. Gdzie jest Olivia? Żyje? Czemu zostaliście w Engelsfors, ty i Alexander? Przecież nie wierzycie w apokalipsę ani w to, że jesteśmy Wybrańcami. Powinniście mieć ciekawsze rzeczy do roboty.
– Wiesz, że nie mogę odpowiedzieć na twoje pytania – oznajmia Viktor.
– W takim razie nie mamy o czym rozmawiać.
Viktor kładzie rękę na jej ramieniu, powstrzymuje ją przed odejściem.
– Naprawdę myślisz, że jestem twoim wrogiem?
– Zdecydowanie nie jesteś moim przyjacielem.
Viktor zabiera rękę.
– Oj – wzdycha. – Naprawdę tak uważasz.
Zdaje się, że jego magiczny wykrywacz kłamstw dokładnie pokazał, że Minoo naprawdę tak uważa, bo Viktor wygląda na urażonego. Minoo ma przez sekundę wyrzuty sumienia. Potem uświadamia sobie, że może właśnie o to mu chodziło. Nie ma bladego pojęcia, kim on tak naprawdę jest, co jest prawdą, a co manipulacją. Wie jedynie, co obiecała samej sobie: że nigdy mu nie zaufa.
– Zostaw mnie w spokoju – fuka.
Viktor odpuszcza.
Dziedziniec szkolny jest skąpany w bladoszarym świetle, które sprawia, że Minoo musi zmrużyć oczy. Gustaf stoi przy samotnej bramce do nogi ubrany w wiosenną kurtkę moro. Wiatr mierzwi jego blond włosy, a on się do niej uśmiecha, podnosi rękę w geście powitania.
Ciało Minoo daje jej znaki. Szepce o tym, o czym ona nie ma odwagi myśleć, czego nie wolno jej czuć. Jej uszy znowu płoną, a kiedy do niego podchodzi, czuje mrowienie w nadgarstkach.
– Hej – mówi Gustaf i ją przytula.
– Hej – odpowiada Minoo.
Zmusza się do wyswobodzenia z jego uścisku, zanim wczepi się w niego jak koala w eukaliptus.
– Przejdziemy się? – pyta Gustaf.
Chmury szczelnie przykrywają niebo nad Engelsfors. Krokusy wyglądają spod śniegu na poboczu. Gustaf i Minoo idą przez Mały Spokój. Mijają biały dom, w którym jeszcze kilka tygodni temu mieszkała Adrianna Lopez. Ten piękny budynek stoi teraz pusty. Adrianna przebywa w dworku i Minoo próbuje odgadnąć, jak się tam czuje. Nie widziała Adriany, odkąd ukryła wszystkie jej myśli związane z tym, co się wydarzyło po przyjeździe do Engelsfors. Zrobiła to, żeby ochronić ją przed Radą.
Kierują się dalej na południe, zmierzają w stronę kanału.
Gustaw opowiada o różnych kierunkach studiów, na które złożył papiery. Najbardziej zależy mu na tym, żeby dostać się na prawo w Uppsali. Minoo próbuje dodać mu otuchy, zignorować swój ból.
Uppsala. Sztokholm. Lund. Linköping. Umeå. Göteborg.
Każda nazwa jest niczym cios nożem w brzuch. Za kilka miesięcy Gustaf pojedzie do któregoś z tych miast i nie będzie częścią jej codzienności. Może to i dobrze. Może trzeba pozwolić tej relacji, czymkolwiek jest, by się stopniowo rozluźniała.
Gdy mijają Wzgórze Olssona, Minoo wędruje wzrokiem na jego czubek. Leży tam pokaźna sterta chrustu i desek do spalenia.
– Idziesz popatrzeć na ognisko? – pyta Gustaf.
– Nie… – zaczyna Minoo, ale przerywa jej huk petardy.
Wystraszona odwraca się i widzi kilku smarkaczy śmiejących się do rozpuku.
– W ich wieku wolno strzelać z petard? – zastanawia się głośno i uświadamia sobie, że brzmi jak stara zgredówa.
– Wystraszyłaś się? – z uśmiechem pyta Gustaf.
– Po prostu nie rozumiem, co jest fajnego w petardach.
– Przecież strzelanie z petard to była najlepsza zabawa pod słońcem. Wysadzanie gór piachu i takich tam. Nigdy tego nie robiłaś?
Minoo kręci głową. To jasne, że Gustaf bawił się petardami, a ona nie.
Pamięta tamtego Gustafa, którego widywała tylko z daleka, kiedy sami mieli tyle lat, ile ci chłopcy. Na dużej przerwie zawsze był na boisku otoczony wianuszkiem kumpli i fanek. Minoo zazwyczaj chowała się w bibliotece, żeby nie wychodzić na zewnątrz.
Myśl o tym, jak bardzo różnili się od siebie jako dzieci, wciąż sprawia, że czuje się niepewnie. Bo czy to nie dowodzi, że są z zupełnie innych bajek? Co mają ze sobą wspólnego? Czemu się przyjaźnią? A ta inna kwestia? To, o czym właściwie nie wolno jej myśleć? To, co sprawiło, że Gustaf złapał ją za rękę, kiedy siedzieli obok siebie na jego łóżku w wieczór przed równonocą wiosenną…
– Wybierasz się na imprezę? – zagaduje Gustaf.
Kolejne wybuchy petard niosą się echem za ich plecami.
– Chodzi ci o imprezę u Levana? – pyta Minoo i uzmysławia sobie, że mogło to zabrzmieć tak, jakby próbowała udawać, że ma co najmniej dwie fantastyczne imprezy do wyboru.
– Tak – odpowiada Gustaf.
– Muszę się uczyć. Poza tym nie zostałam zaproszona – wyjaśnia i ma nadzieję, że nie brzmi jak męczennica.
– Nikt nie przejmuje się tym, czy jest zaproszony, czy nie. Nie wydaje mi się, żeby Levan zdawał sobie sprawę z tego, w co się wpakował. Może powinniśmy tam pójść i dopilnować, żeby cała ta impreza nie wymknęła się spod kontroli? – kończy ze śmiechem.
Minoo zerka na niego i ich spojrzenia się spotykają.
Naprawdę chce, żebyśmy tam poszli? – myśli Minoo. Czemu miałby chcieć? Bo nagle uświadomił sobie, że z taką kumpelą jak ja fajnie będzie poimprezować? Czy zrobiło mu się mnie żal, że w noc Walpurgii będę siedzieć sama w domu? A może jest tak, jak mówi, i będę dobrym imprezowym cerberem?
Na takiej imprezie wszystko się może zdarzyć.
Uszy Minoo zaczynają płonąć.
– Czemu miałaby się wymknąć spod kontroli? – pyta.
– To noc Walpurgii. Prawie nikt nie zna Levana. To pierwsza duża impreza od tamtego wydarzenia na sali gimnastycznej.
Tamto wydarzenie.
Olivia, Helena i Krister planowali złożyć w ofierze wszystkich członków Pozytywnego Engelsfors. Wykorzystać siłę życiową setek ludzi do wskrzeszenia Eliasa. Tylko Helena i Krister nie wiedzieli, że Olivia ich również zamierza poświęcić. Olivia natomiast nie miała pojęcia, że demony ją oszukały.
Gdyby udało jej się masowe morderstwo, nie wskrzesiłaby Eliasa, a rozpętała apokalipsę.
Ale Gustaf nic o tym nie wie. Pamięta tamten wieczór równie mgliście jak wszyscy pozytywni zombi, którzy mieli na sobie amulet Olivii. Minoo pieczołowicie ukryła wszystkie jego wspomnienia. Chciałaby tylko, żeby ktoś mógł sprawić, że to ona zapomni.
Wszystko, co Gustaf przeżył tamtego wieczoru, jest teraz w głowie Minoo. Patrzyła na śmierć Idy i jego, i swoimi oczami. Zbyt wiele rzeczy widziała oczami innych ludzi. Oczami Adriany.
Oczami Maxa.
Kiedy w stołówce skierował pistolet na Linnéę. Kiedy zmusił Annę-Karin, żeby wyjęła nóż do mięsa i przyłożyła sobie ostrze do gardła. Kiedy prawie utopił Minoo. Kiedy zepchnął Rebeckę z dachu szkoły. Kiedy zmusił Eliasa, by podciął sobie żyły odłamkiem lustra. Kiedy sprawił, że Alice, jego dziewczyna, rzuciła się z okna i roztrzaskała o skały, bo nie chciała z nim dłużej być.
Gustaf lekko dotyka jej ramienia. Ten dotyk ją budzi, rozprasza wir, który ją wciąga we wspomnienia Maxa.
– Gdzie mi zniknęłaś? – sonduje Max.
Chciałaby móc szczerze odpowiedzieć, wyznać mu wszystko. Niestety, prawo Rady zabrania jej wyjawić pozamagicznej społeczności, do której należy Gustaf, że jest czarownicą. Wybrańcy muszą starać się nie zwracać na siebie uwagi, żeby znowu nie podpaść Radzie. Minoo boi się przede wszystkim tego, co zrobiliby z Gustafem, gdyby poznał prawdę.
– Przepraszam, po prostu mam teraz mnóstwo spraw na głowie.
– Może kiepsko zareklamowałem tę imprezę? Poważnie: co ty na to? Idziemy do Levana?
Nagle Minoo czuje, że naprawdę chce tam pójść. Choć raz nie musieć być grzeczna, poukładana i przewidująca. Odwraca się do Gustafa. A on właśnie kogoś zobaczył. Podnosi rękę, macha. Minoo patrzy w tamtym kierunku.
Nadchodzi Isabell Mohlin, mama Rebecki. Prowadzi za rękę swoje małe córeczki. Rudoblond włosy ma skrócone, ale wciąż jest podobna do Rebecki. Uśmiecha się promiennie do Gustafa. Obejmuje go długo i serdecznie.
– Miło cię widzieć – mówi.
– Nawzajem – odpowiada Gustaf i kuca, by się przywitać z Almą i Moą.
– Dzień dobry – z uśmiechem zwraca się Isabell do Minoo.
– Dzień dobry – odpowiada Minoo.
Ciekawe, czy Isabell pomyślała o tym, że Minoo i Gustaf to dwoje najbliższych Rebecce ludzi? Może zastanawia się nad tym, czy widzieli jakieś sygnały, które ona przeoczyła? Znaki, których nie było, ponieważ Rebecka nie odebrała sobie życia?
– Mamo – mówi Moa zachrypniętym, dziecięcym głosem – chce mi się siku.
– Tak, już idziemy – zapewnia ją Isabell i zwraca się do Gustafa: – Przed wyjściem do pracy muszę nakarmić całe stadko. Cieszę się, że nie pracuję już w izbie przyjęć. Noc Walpurgii i w ogóle.
– Mamo! – marudzi Moa, ciągnąc ją z całej siły za rękę.
– Tak, kochanie – Isabell nie odrywa wzroku od Gustafa.
– Wiesz, że możesz wpadać do nas, kiedy tylko chcesz. Ale pewnie masz teraz urwanie głowy przed końcem roku.
– Niedługo mamy ostatnie sprawdziany, ale potem będzie spokojnie – wyjaśnia Gustaf. – Dostaniecie zaproszenie na moją imprezę z okazji zakończenia liceum*.
– Super – rzuca Isabell. – Postaramy się przyjść. Któreś z nas w każdym razie. Do widzenia, Minoo.
Minoo i Gustaf patrzą na odchodzącą Isabell i jej córki.
– Nie mogę pójść – oznajmia Minoo. – Naprawdę muszę się pouczyć.
Patrzy na Gustafa, widzi jego rozbiegane spojrzenie.
– Rozumiem – rzuca Gustaf.

* Studentmottagning (szw.) – w dzień zakończenia liceum absolwenci i ich rodzice organizują w domach małe przyjęcia, na które zapraszają rodzinę i przyjaciół (wszystkie przypisy w tekście pochodzą od tłumaczki).

Nie ściska jej na pożegnanie, a ona się zastanawia, czy to coś znaczy, i nienawidzi za to samej siebie. Nie lubi siebie również za to, że chciałaby, żeby to zrobił.
Minoo otwiera drzwi wejściowe, w przedpokoju zrzuca buty, wbiega po schodach na górę i pada na łóżko jak kłoda. Myśli są jak tysiące małych haczyków. Wbijają się w nią i rozrywają jej ciało we wszystkich kierunkach.
Wyciąga przed siebie ręce i powoli się rozluźnia.
Czarny dym zaczyna się wić wokół palców. Porusza się wolno, jego smugi splatają się ze sobą, robią się grubsze, unoszą się nad nią spokojnie niczym ciemna woda. Masz jakiś feler. Wiesz już o tym, prawda? Pachniesz magią, która nie przypomina żadnej magii, z jaką się do tej pory spotkałam. Nie wiem, u diabła, co to takiego. Nie podoba mi się to.
Tydzień po pogrzebie Idy wróciła do Kryształowej Groty i zapytała Monę Månstråle, co właściwie miała na myśli.
– Wiedziałam, że jesteś podejrzana, jeszcze zanim się poznałyśmy – odpowiedziała Mona, nakładając kolejną warstwę szminki w kolorze zimnego różu. – Jednak dopiero kiedy przyszłaś tu pierwszy raz, zrozumiałam, jak bardzo podejrzana. Magia manifestuje się na różne sposoby, lecz podwaliny zawsze są takie same.
– Chodzi ci o żywioły? – zapytała Minoo.
– Oczywiście – z niecierpliwością w głosie odpowiedziała Mona. – Ale ty nie masz żadnego żywiołu, prawda?
Nie – myśli teraz Minoo i podąża wzrokiem za pełnymi gracji ruchami dymu, zatraca się w nich. Mam coś dużo lepszego.
Myśli cichną. Emocje powoli się uspokajają. Jakby się wyzwoliła. Już się nie boi. Nic nie może jej się stać, nie może sprawić bólu, kiedy dym jest w pobliżu. Nie ma znaczenia, czy ból pochodzi z zewnątrz, czy z wnętrza, nie może jej dopaść, gdy w niej i wokół niej pulsuje magia obrońców.
Pierwszy raz poczuła to, pokonując Maxa i ukrywając wspomnienia Adriany. Ale dopiero po pogrzebie Idy zaczęła w dymie szukać ucieczki. Być może to jest ten największy prezent, jaki dostała od obrońców. Wyzwolili ją od niej samej.
Minoo siada. Otwiera szufladę stolika nocnego. Wyjmuje Magiczną Księgę i kładzie ją przed sobą na łóżku. Dym lewituje ospale wokół jej dłoni, gdy na chybił tra5ł otwiera Księgę.
Od śmierci Idy codziennie rozmawia z obrońcami za pośrednictwem Księgi. Rzadko odpowiadają na jej pytania, ale sama ich obecność jest pocieszeniem.
Minoo widzi poruszające się symbole żywiołów. Zlewają się ze sobą, rozdzielają i tworzą nowe wzory.
Musimy ci coś pokazać.
Dotyka palcami znaków.
– Co takiego? – pyta.
Nagle zaczyna jej się kręcić w głowie. Pokój wiruje, a głowa robi się lekka, jakby była wypełniona helem. Minoo lewituje nad swoim ciałem, wznosi się wyżej i wyżej w kierunku sufitu. Spogląda w dół i dostrzega samą siebie siedzącą na łóżku z otwartą Księgą na kolanach.
Potem widzi pod sobą dachówki.
Podnosi wzrok, spogląda na miasto. Słońce wisi na niebie niczym żarząca się kula. Tuż pod nią znajduje się dom, w którym mieszka. Osiedle, na którym dorastała. Wszystko staje się coraz mniejsze, a ona powoli wznosi się coraz wyżej. Wie, że powinna się bać, tymczasem czuje jedynie ciekawość, kiedy tak obserwuje Engelsfors z lotu ptaka.
Jest takie piękne.
Z tej perspektywy ulice miasta wyglądają inaczej. Niektóre wiją się miękko – nie zauważyła tego, chodząc nimi. Widzi las otaczający miasto. Słońce odbija się w jeziorze Dammsjön i w wodzie kanału. Minoo dostrzega szpital. Dworek. Jest zupełnie cicho. Jakby miasto spało. Żadnego ruchu. Spogląda w kierunku liceum. Ciemne chmury spiętrzyły się za czworokątnym budynkiem z cegły i teraz rozciągają się nad horyzontem we wszystkich kierunkach, zasnuwają całe niebo.
Nie, to nie chmury.
Czarny dym bezgłośnie pokrywa Engelsfors. Jego macki wiją się między blokami, w przydomowych ogródkach, pochłaniają wszystkie budynki, pożerają miasto. Słońce blednie i kurczy się do rozmiarów małej gwiazdy. W końcu gaśnie. Minoo nie wie, czy zasysają ją przestworza, czy raczej spada.
Otwiera oczy.
Dławi ją strach, którego przed chwilą nie czuła.
Wstaje z łóżka, na drżących nogach podchodzi do okna i wygląda przez nie.
I chociaż wszystko wydaje się zwyczajne, jest pewna, że to, co widziała, było prawdziwe.
Tylko po prostu jeszcze się nie wydarzyło.

 
Wesprzyj nas