Ziemia jest regularną kulą? A w Kosmosie panuje idealna pustka? Kiedy robisz zeza, oczy mogą tak zostać na zawsze? Dżdżownice lubią deszcz? Ilość kropek zdradza wiek biedronki? Keczup wymyślono w Ameryce? Tak się powszechnie sądzi, ale czy to prawda? Ależ skąd! Okazuje się, że to wcale nie jest prawda.


Borys i Marek znajdują rannego kruka i zanoszą go do weterynarza. Tam dowiadują się, jak należy postępować z pisklętami. Weterynarz tłumaczy im również, że wbrew obiegowej opinii kruki są bardzo troskliwymi rodzicami.

Antoś uwielbia frytki i mało się rusza, stając się obiektem kpin kolegów w klasie. Czy frytki rzeczywiście są niezdrowe?

Paulina i jej przyjaciółki bawią się w piratów i urządzają fascynujące wyścigi na tratwach. Ale – ojej! – zapomniały o fladze z trupią czaszką. Przecież każdy szanujący się statek piracki musi mieć taką flagę – a może to nieprawda?

A na filmie Indianie galopują za wikingami na koniach – tylko skąd je wzięli, kiedy w owych czasach w Ameryce nie było koni i dopiero Europejczycy po odkryciu jej przez Kolumba sprowadzili te zwierzęta na amerykański kontynent.

Książka zawiera bardzo pomysłowe historyjki wyjaśniające i prostujące najbardziej popularne stereotypy, obiegowe opinie i powszechne poglądy, bawiąc i dostarczając dociekliwym czytelnikom solidnej porcji frapującej wiedzy.

Christian Dreller (ur. 1963) – studiował slawistykę i historię, pracował w wielu wydawnictwach specjalizujących się w książkach dla dzieci i komiksach. Od 2005 roku zajmuje się tłumaczeniami, jest lektorem i pisze książki.

Karin Oertel (ur. 1979) jest absolwentką Wyższej Szkoły Grafiki i Rysunku w Münsterze. Od 2006 roku współpracuje z licznymi niemieckimi i zagranicznymi wydawnictwami. Mieszka na peryferiach Münsteru, gdzie w małym domku powstają jej radosne, zabawne, a czasami nawet szalone prace.

Christian Dreller
Czy słonie boją się myszy? Historyjki dla ciekawskich dzieci
Ilustrowała Katrin Oertel
Przełożyła Mirosława Sobolewska
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 4 listopada 2014

Spis treści

Czy liczba kropek zdradza wiek biedronki? 7
Czy czytanie przy słabym świetle psuje wzrok? 13
Podobno Ziemia jest kulą 19
Czy kruki to wyrodni rodzice? 25
Po co wikingom hełmy z rogami? 31
Czy Mikołaje z czekolady przerabia się na zajączki wielkanocne? 37
Czy połknięta guma do żucia może się przykleić do żołądka? 43
Czy szczypawki szczypią w uszy? 49
Gdzie są największe piramidy? 55
Czy frytki są zdrowe? 61
Dlaczego byki szaleją na widok czerwonej płachty? 66
Czy piraci mieli flagi z trupią czaszką? 72
Bakterie szkodzą zdrowiu? 78
Skąd pochodzi keczup? 84
Czy słonie boją się myszy? 90
Nie wolno robić zeza, bo oczy mogą zostać w takiej pozycji na zawsze! 96
A mówią, że Indianie zawsze jeździli konno! 101
Czy dżdżownice naprawdę lubią deszcz? 107
Kosmos jest pusty! 113
Pszczoły żądlą tylko jeden raz? 119

Czy liczba kropek zdradza wiek biedronki?

– Masz tu węgiel, tatusiu – wysapał Tomek, stawiając na drewnianym stole przed domkiem wielką i ciężką torbę węgla drzewnego i ocierając pot z czoła. Od parkingu, na którym zostawili samochód, do ich działki jest spory kawałek, zwłaszcza gdy dźwiga się taki wielki worek z węglem, a z nieba leje się słoneczny żar – jak dzisiaj.
– Świetnie, dziękuję – mruczy tata, nie patrząc na Tomka. Z zawziętą miną próbuje metalowym drapakiem oczyścić ruszt grilla oblepiony resztkami jedzenia. Tomek przygląda mu się z zainteresowaniem i wreszcie stwierdza:
– Najlepiej czyścić to zaraz po grillowaniu.
– Świetna rada, synku – zgadza się tata. – Tyle że teraz kompletnie nieprzydatna. Powiedz mi, co się właściwie dzieje z mamą i Rozalką. Powinny mieć zapasowe czyściki do grilla, prawda?
– Zaraz przyjdą. Po drodze spotkały państwa Godlewskich i poszły obejrzeć ich nową altanę.
Po chwili w furtce pojawiają się mama i siostra obładowane wielką turystyczną lodówką i torbami z prowiantem. Wspólnie wypakowują wszystko na stół i tata dostaje wreszcie upragnione czyściki do grilla. A potem wszyscy popijają zimny sok jabłkowy z wodą mineralną z bąbelkami. No, prawie wszyscy. Mama już ma przygotować napój dla siebie, ale opuszcza nagle szklankę i, pokazując palcem miejsce obok grilla, z rozszerzonymi przerażeniem oczami szepce:
– Och, nie!
Wszyscy spoglądają we wskazanym kierunku, gdzie rosną pnące róże obsypane jaskrawoczerwonymi kwiatami. Są mamy oczkiem w głowie. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się w porządku. Ale kiedy przyjrzeć się uważniej, widać na kwiatach i listkach niezliczone czarne punkciki. A obok nich dziwnie lśniące miejsca.
– O rany, to są mszyce – wzdycha mama. – Zniszczą mi moje piękne róże.
Tomek, Rozalka i tata podchodzą zaciekawieni do krzaków róż, by przyjrzeć się mszycom dokładniej. Tomek ostrożnie dotyka palcem lśniącego liścia.
– Fuj – krzywi się. – One się lepią. To obrzydliwe!
– Sprawa jest całkiem prosta – mówi tata. – Tu może pomóc tylko trucizna! – Zaraz pojadę do marketu budowlano-ogrodniczego. A po powrocie uruchomię mój nowy automatyczny opryskiwacz. Wreszcie będę miał okazję go użyć. – Twarz taty aż jaśnieje z radości. A Rozalka zauważyła nawet, że tata cieszy się jak Tomek, gdy dostał swój wymarzony pistolet na wodę.
– Nie ma mowy! – mama protestuje głośno. – W moim ogrodzie nie pozwalam na żadne trucizny.
– A czy ktoś ma lepszą propozycję? – Tata jest wyraźnie rozczarowany.
Tomek i Rozalka patrzą na siebie, a następnie uśmiechają się, kiwając głowami.
– Oczywiście, że mamy. Prawda, Rozalko? – mówi Tomek.
– Jasne! – potwierdza dziewczynka i dodaje: – Nazbieramy biedronek.
Mama jest zachwycona.
– Świetny pomysł – woła. Tylko tata patrzy, nie rozumiejąc ani słowa.
– Biedronki uwielbiają mszyce – tłumaczy Tomek. – To ich wielki przysmak. Ostatnio rozmawialiśmy o biedronkach w przedszkolu, jak one żyją, jakie są ich gatunki, że są pożyteczne w ogrodzie i takie tam…
Tata drapie się bezradnie po głowie.
– Aha, a skąd je teraz weźmiemy, tak na zawołanie?
– Poszukamy ich i nazbieramy – wyjaśnia Rozalka. – Mogę się założyć, że znajdziemy ich bardzo dużo. Trzeba się tylko uważnie rozglądać. Możemy też zapytać sąsiadów, czy pozwolą nam zajrzeć do swojego ogródka. U państwa Godlewskich widziałam krzak cały obsypany biedronkami.
– Nie mam nic przeciwko temu. Ogłaszam więc rozpoczęcie akcji pod kryptonimem „Biedronka” – oznajmia tata, a mama przynosi kilka pustych słoiczków i wszyscy wyruszają na poszukiwania: Rozalka i Tomek szukają na sąsiedniej działce, a mama i tata na grządkach warzywnych i kwiatowych w ich ogrodzie.
Po godzinie wszyscy spotykają się ponownie przy krzewach różanych i każdy trzyma słoiczek z kłębiącymi się chrząszczami.
– Ojej, ależ dużo ich mamy! – woła zachwycony Tomek. Ostrożnie odkręca wieczko i delikatnie wysypuje wszystkie owady na liście i kwiaty.
– Dziwne – zauważa tata. – Większość waszych biedronek ma dwie kropki, a moje mają… zaraz… aż siedem.
– To dlatego, że chrząszcze Tomka i Rozalki mają dwa lata, a nasze siedem – wyjaśnia mama. – Bo liczba kropek zdradza wiek biedronki.
Tomek i Rozalka patrzą na siebie zdziwieni i zaczynają chichotać.
– A co w tym takiego śmiesznego? – obrusza się mama.
– O rany, mamo! Przecież kropki nie mają nic wspólnego z wiekiem biedronek! – tłumaczy chłopczyk.
– Jak to? Dlaczego? Przecież zawsze się tak mówiło! – dziwi się mama.
– Ja też o tym słyszałem. – Tata przychodzi mamie z pomocą.
– Tak – przyznaje Rozalka. – Wiele osób tak myśli, ale naprawdę chodzi o różne gatunki tych owadów. Liczba kropek na pokrywach skrzydeł biedronek jest stała przez całe ich życie. Ta z dwiema kropkami nazywa się na przykład biedronka dwukropka.
– A z siedmioma – jak te w waszym słoiku – to są biedronki siedmiokropki – dodaje Tomek.
Tata i mama nie mogą się nadziwić, ile na ten temat wiedzą dzieci.
A potem wszyscy wypuszczają swoje owady na krzak róż i obserwują w skupieniu, co się będzie działo.
– Oho, patrzcie, udało się – szepce zadowolony tata. – Spójrzcie, jak biedronki dobierają się do mszyc. Chociaż… – urywa nagle.
– Chociaż co? – dopytuje się mama.
– Chociaż jest tu całe mnóstwo mszyc. Czy biedronki dadzą im radę? – zastanawia się tata głośno.
– Jeśli nawet nie, to i tak dwoje z nas ma już powody do radości! – mówi mama z uśmiechem. – Tata – bo będzie mógł uruchomić swój nowy spryskiwacz – i…
– Ja – przerywa jej Tomek – ponieważ swoim pistoletem na wodę zmiotę wszystko z krzaka. – I całe towarzystwo wybucha gromkim śmiechem.

Czy czytanie przy słabym świetle psuje wzrok?

Maksio patrzy w skupieniu na listę, rzucając od czasu do czasu okiem na stojącą przy łóżku otwartą torbę podróżną. Czy aby na pewno niczego nie zapomniał?
– Komiksy? Check – mruczy zadowolony. Stawia kredką haczyk przy słowie komiksy. Słowo check usłyszał kiedyś w telewizji: pewien pilot sprawdzał przed odlotem, czy urządzenia pokładowe samolotu są gotowe do startu.
Maksio nie jest co prawda pilotem, ale zaraz wyjeżdża po raz pierwszy w życiu na wycieczkę ze swoją klasą. Nie na jakąś wycieczkę przedszkolną, z której wieczorem wraca się do domu, ale taką naprawdę daleką, z noclegiem w schronisku młodzieżowym, które znajduje się w starym rycerskim zamku. Jasna sprawa, że wszystko musi być zapięte na ostatni guzik.
Maksio przesuwa palec do kolejnej pozycji na liście rzeczy, które musi zapakować. MP3? Check i haczyk. I dalej.
Buruś? Check i…
Maksio waha się chwilę. Bo Buruś to jego piesek-przytulanka. Właściwie koniecznie powinien jechać razem z nim, ale co będzie, gdy koledzy go zobaczą i zaczną sobie stroić żarty? „Nieważne” – myśli chłopczyk. Jakby co, zawsze może powiedzieć, że to maskotka, która przynosi mu szczęście. Coś takiego miał w kokpicie nawet ten pilot z telewizji! Zdecydowanym ruchem Maksio stawia haczyk obok Burusia.
Nagle drzwi otwierają się gwałtownie i do pokoju wpada z impetem Nela – starsza siostra Maksia.
– Braciszku, chciałam się z tobą pożegnać! Chodź, uściskam cię!
Maksio ma ochotę zaprotestować, ale na starszą o dziesięć lat siostrę nie ma rady. Nela przytula go z całych sił i głośno cmoka w policzek.
– Fuj – krzywi się Maksio, pocierając twarz.
– Ha, ha – śmieje się Nela. – A ja znam wielu chłopaków, którym by się to podobało!
Maksio już ma na końcu języka, że to jakieś ciamajdy. Wtem dostrzega w ręce siostry starą latarkę.
– Po co ci ona? – pyta.
– Co ty byś beze mnie zrobił, braciszku!? – odpowiada Nela.
– Założę się, że na twojej liście nie ma latarki.
Maksio przygląda się Neli wielkimi oczami.
– Wycieczka szkolna? Latarka! Halo! – Siostra macha mu dłonią przed oczami. – Latarka jest niezbędna do tego, żeby rozrabiać nocą. Albo żeby czytać pod kołdrą.
– Nasz pan powiedział, że nie będzie miał litości dla tych, którzy będą w nocy rozrabiać.
Nela kręci z niedowierzaniem głową.
– Człowieku, on musi tak mówić, bo to jego praca. Jest waszym wychowawcą. A wasza praca to dobra zabawa. A do tego należą rozrabianie nocą i tajne czytanie pod kołdrą.
Maksio nie jest wcale pewien, czy to prawda. Ale myśl o czytaniu pod kołdrą jest dość ekscytująca, więc bez zastanowienia chowa latarkę do torby. Nela podsuwa mu pod nos złożoną kartkę.
– Masz – mówi. – To na wypadek, gdybyś został przyłapany na czytaniu i musiał wysłuchiwać, że czytanie przy słabym świetle psuje wzrok. Ten artykuł mam z internetu. Pewien okulista udowadnia w nim, że to wcale nieprawda.
Maksio jest pod ogromnym wrażeniem sprytu siostry. Teraz już wszystko musi się udać.
Po trwającej całe wieki podróży autokarem, wycieczce po wspaniałym starym zamczysku i pysznej kolacji nadeszła wreszcie pora na spanie. A przecież nikt nie czuje się zmęczony! Filip, Igor, Mehmed i Maksio, którzy zajmują jeden pokój, też nie. Po krótkiej naradzie wojennej chłopcy postanawiają nastraszyć koleżanki. Po cichutku, na palcach skradają się mrocznym korytarzem. Nagle jedna ze stojących w holu zbroi ożywa i, wyciągając rękę uzbrojoną w wielki topór, zagradza drogę całej czwórce.
Chłopcy zastygają w bezruchu.
– Dobry pomysł – odzywa się zbroja głosem, który wydaje się znajomy. Nic dziwnego, bo zaraz unosi się przyłbica hełmu i chłopcom ukazuje się uśmiechnięta twarz wychowawcy.
– A teraz marsz do łóżek i gasimy światło! – komenderuje nauczyciel.
Z kwaśnymi minami chłopcy maszerują do pokoju. Leżąc w łóżkach, rozmawiają jeszcze chwilę o tym, jakie odjazdowe pomysły ma pan Kolski. Ale stopniowo, jeden po drugim milkną i zasypiają. Wszyscy oprócz Maksia, który mości się wygodnie z Burusiem, komiksem i latarką pod kołdrą. Na wszelki wypadek – gdyby jednak pojawił się wychowawca – kładzie jeszcze pod poduszkę kartkę, którą dała mu siostra. Ziewając szeroko, otwiera zeszyt z przygodami Batmana i zaczyna czytać…
Naraz słyszy ciężkie kroki. Zbliżają się coraz bardziej do łóżka.
Potem ktoś zrywa z niego kołdrę. Przerażony Maksio patrzy na stojącego przed nim rycerza z wielki toporem.
– Czytanie pod kołdrą psuje wzrok! – krzyczy rycerz, unosząc broń.
– Ale… tutaj jest napisane, że to… że to nie jest niebezpieczne dla oczu – jąka się Maksio, wyciągając rękę z kartką Neli.
– Nieważne! Nie wolno to nie wolno! – wrzeszczy rycerz i robi gwałtowny zamach. Ręka z toporem opada…
– Hej, obudź się! – Ktoś gwałtownie tarmosi chłopca za ramię.
Maksio powoli otwiera oczy i spogląda ostrożnie przez palce. Za oknem świeci poranne słońce, groźny rycerz zniknął. A przy łóżku stoją Filip, Igor i Mehmed.
– Ale twardo spałeś! Co ci się śniło? – pytają jeden przez drugiego.
Maksio tylko wzrusza ramionami. Woli nie opowiadać o swoim śnie.
Wstając, zauważa, że zniknęła kartka Neli. Ale na szukanie nie ma już czasu, ponieważ wszyscy idą na śniadanie. Maksio spał w nocy tak krótko, że dzień dłuży mu się niemiłosiernie. Z kwaśną miną i w złym humorze siedzi wreszcie przy kolacji i jest tak zmęczony, że marzy tylko, by pójść do łóżka.
– Bardzo ciekawy artykuł! – słyszy nagle czyjś głos i ktoś kładzie mu na stoliku kartkę Neli. Zdziwiony Maksio podnosi wzrok. Przed nim stoi wychowawca. „Ojej, jeśli trzyma w ręku tę kartkę, to oznacza, że faktycznie przyłapał mnie na czytaniu pod kołdrą” – myśli chłopiec.
– Bo… czytanie pod kołdrą wcale nie… psuje wzroku, prawda? – duka wreszcie.
– Hm – chrząka groźnie wychowawca i patrzy surowo na Maksa. Chłopczyk zaczyna nerwowo kręcić się na krzesełku. – Niby tak, ale psuje humor i dobre samopoczucie następnego dnia – mówi pan Kolski, puszczając oczko, a potem odwraca się i odchodzi.
„Co prawda, to prawda” – myśli Maks, zadowolony, że skończyło się to tak ulgowo. I postanawia: nigdy więcej nie będzie czytać pod kołdrą, a przynajmniej nie na wycieczkach klasowych.

 
Wesprzyj nas