Reynolds przedstawia Hemingwaya jako człowieka i artystę, bez litości dla jego wad


W tej barwnej i świetnie napisanej książce Michael Reynolds opisuje Hemingwaya nie tylko jako pisarza, ale też człowieka z wieloma problemami osobowościowo-psychicznymi, które powoli go niszczyły.

W latach 30. – między Pożegnaniem z bronią i Komu bije dzwon – Hemingway dojrzewał jako pisarz na tle kubańskiej rewolucji, afrykańskich polowań, katastrof w Key West i hiszpańskiej wojny domowej. W życiu prywatnym rozpoczął namiętny związek z piękną i charyzmatyczną korespondentką wojenną, Marthą Gellhorn, która na 5 lat została jego żoną.

W latach 40., kiedy Ameryka przystąpiła do wojny, dla Hemingwaya było oczywiste, że on będzie w niej uczestniczyć. Na Kubie prowadził operacje kontrwywiadowcze, a we Francji towarzyszył żołnierzom podczas kolejnych kampanii.

Komitety przyznające nagrody literackie doceniły go w latach 50. – za opowiadanie Stary człowiek i morze otrzymał Nagrodę Pulitzera, a w 1954 Nobla za całokształt twórczości. Ale już wtedy jego stan fizyczny i psychiczny bardzo się pogorszył. W 1961 roku popełnił samobójstwo.

***

Reynolds ujawnia piękno, tragedię i największą tajemnicę jednego z kultowych pisarzy Ameryki.
„Chicago Tribune”

Mimo pokus tkwiących w skomplikowanej naturze samego tematu – głęboka depresja, maniakalne napady złości i radości na przemian, trudna, pewna siebie męskość połączona z prawie dziecięcą zależnością od kolejnych żon – Reynoldsowi udaje się uniknąć psychologicznego bełkotu tak modnego w dzisiejszej biografistyce. Opisaną przez niego historię życia pisarza czyta się z zapartym tchem.
Dorothea Strauss, „Baltimore Sun”

[Reynolds] wydobył na światło dzienne zdumiewający zbiór szczegółów znalezionych w dokumentach nieodkrytych lub też zlekceważonych przez innych… Nikt inny na razie Reynoldsowi nie dorównał.
Scott Donaldson, „Minneapolis Star Tribune”

[…] Reynolds przedstawia Hemingwaya […] jako człowieka i artystę, bez litości dla jego wad. Hipokryzja, egoizm, paranoja, dyscyplina, nielicząca się z niczym ambicja promowania samego siebie – wszystko to wydobyte i wplecione w narrację tak zajmującą jak powieść.
„Choice”

Można odnieść wrażenie, że nad stronami unosi się zapach whiskey, tak bardzo lubianej przez Hemingwaya.
„Library Journal”

Pasjonujący i błyskotliwy…
Wierny portret jednego z najbardziej interesujących
ludzi XX wieku.
„Los Angeles Times”

Michael Reynolds (1937–2000) wykładał literaturę angielską na Uniwersytecie Stanowym Karoliny Północnej. Jest autorem wielu książek: The Young Hemingway (finalistki konkursu National Book Award), Hemingway: The Homecoming i Hemingway: The Paris Years, Hemingway’s First War the Making of a Farewell to Arms. Był założycielem i przewodził przez lata fundacji Hemingway Foundation and Society, organizującej coroczny konkurs na najlepszą amerykańską powieść wśród książek publikowanych po raz pierwszy.

Michael Reynolds
Hemingway. Człowiek i pisarz 1929-1961
Przekład: Jan Jaroszuk
Wydawnictwo Świat Książki
Premiera: 3 grudnia 2014


Konkurs - Biografia Hemingwaya

Rozdział czternasty

W POŁOWIE DROGI

Styczeń – październik 1950

„Nigdy nie atakuj takiego boksera, który ma więcej w mięśniach niż w głowie. Znieś wszystko, żeby tylko dostać się do środka. Rób uniki. Blokuj sierpowe. A na ciosy proste odpowiadaj wszystkim, co masz”. Taką radę dał Hemingway Lillian Ross, ale sam czasami zapominał o tej taktyce w przeciwieństwie do Mary, której bardzo się ona przydała podczas następnych kilku miesięcy.
Niedługo po tym, jak z ich życia zniknęła Jigee Viertel, jej miejsce zajęła w Wenecji Adriana Ivancich, muza, która zainspirowała Ernesta do napisania Za rzekę, w cień drzew.

Matka muzy, Dora Ivancich, była nawet bardziej niż Mary zaniepokojona zainteresowaniem Hemingwaya jej upartą córką. Adrianie powiedziała: „Za często spotykasz się z tym Hemingwayem”. „To nie jest normalne, żonaty mężczyzna, starszy od ciebie. Nie zabraniam ci widywać się z nim, ale niech to będzie rzadziej, mniej tych randek… Musisz liczyć się z tym, co sobie pomyślą ludzie”. Adriana była za młoda, żeby przejmować się tym, co sobie pomyślą ludzie, ale nie widziała jeszcze, tak jak jej matka, nowej powieści, w której jej tożsamość została ukryta pod bardzo cienką warstwą fikcji. Kiedy Mary zwiedzała kościoły i muzea, Ernest zazwyczaj czekał w hotelu Gritti na Adrianę, by zjeść z nią lunch lub wybrać się na niespieszny spacer wzdłuż kanałów.

Hrabia Carlo Kechler, jeden z nowych włoskich przyjaciół Ernesta, ostrzegł go, że fascynacja Adrianą, oczywista dla każdego z ich bliskiego otoczenia, może być niebezpieczna zarówno dla niego, jak i dla niej. Ernest nie zamierzał się tym jednak przejmować. Adriana była jego „Czarnym Koniem”, taki nadał jej kryptonim. On był „Papą”, ona – „córką”. Mary próbowała nie widzieć tej gry i zachować tyle godności, na ile pozwalała sytuacja. Kiedy na początku lutego 1950 roku Adriana pojechała z Hemingwayami do Cortiny, Mary zapisała w swoim dzienniku, że Ernest „tka sieć, w którą sam może się zaplątać i będzie go to bolało”. Cokolwiek Mary powiedziałaby, i tak nie zmieniłaby tej sytuacji.
Gdy Adriana przeciągnęła swój drugi pobyt w Cortinie, jej matka wezwała ją do domu.
Ernest szarmancko zaproponował, że odwiezie ją do Wenecji. Mary została w Cortinie, gdzie jeździła na nartach. Zanim jej niewierny mąż zdążył wrócić, po raz drugi złamała sobie na stoku kostkę, tym razem lewą, i założono jej gips. Ożywiony obecnością Adriany, Hemingway wprowadził kolejne poprawki do książkowej wersji Za rzekę, w cień drzew i dodał dwa opowiadania do tych kilku depresyjnych wierszy napisanych w Paryżu, gdy prace nad powieścią stanęły w martwym punkcie. Jego włoski wydawca powiedział, że Hemingway ze swoją nową powieścią jest pewnym kandydatem do Nagrody Nobla, co Ernesta bardzo ucieszyło. Jednak ze względu na swoją wenecką historię, przez którą coraz bardziej cierpiał, Hemingway zakazał tłumaczenia na włoski Za rzekę, w cień drzew przez najbliższe dwa lata. Jak się wkrótce okazało, krok ten nie zdołał zapobiec skandalowi, który wybuchł wokół rodziny Ivancich. Bez żadnej przyzwoitki, nawet bez kuzyna z drugiej linii w tej roli, Renata z Richardem Cantwellem sączy drinki w barze U Harry’ego, jada z nim kolacje w hotelu Gritt i Palace i często jeździ z nim windą do jego pokoju, gdzie razem rozkładają się na łóżku. W Wenecji, gdzie każde działanie i każdy gest miał swoje znaczenie polityczne na poziomie lokalnym, tak ostentacyjne zachowanie przedstawione w książce wiele mówiło o rodzinie Ivancichów. Któż by się przejmował, że była to powieść o polityce w czasie wojny, gdy w gondoli pułkownik Cantwell przytulał Renatę pod kocem i „okaleczoną” dłonią szukał pod jej ubraniem „wyspy na wielkiej rzece o wysokich, stromych brzegach”? Trzymając się jej wskazówek, by „trzymać ją mocno”, Cantwell wprowadza młodą dziewczynę na erotyczne szczyty. Gdy włoska prasa połączy nazwiska Hemingwaya i Adriany, weneccy plotkarze tylko o tym będą rozmawiać.

W lutym pierwszy z pięciu odcinków powieści ukazał się w „Cosmopolitan”, gdzie w stopce redakcyjnej nie widniało już nazwisko Eda Hotchnera jako zastępcy redaktora. Hotchner twierdził, że to z winy nowego redaktora naczelnego Herba Mayesa. Kilkanaście lat później Mayes powiedział: „Hotchner tak nieporadnie zajmował się projektem dla «Cosmopolitan », że w lutym 1950 roku, dokładnie wtedy, kiedy opublikowaliśmy pierwszy odcinek… trzeba było poprosić go o zrezygnowanie z zajmowanego stanowiska”. Mayes nie podał szczegółów, ale być może zorientował się, że podczas podpisywania umowy Hotchner był lojalny przede wszystkim wobec Hemingwaya, a może nie spodobała mu się powieść. Hotchner jako młody prawnik ze smykałką do dziennikarstwa był typem człowieka, który poradzi sobie w każdej sytuacji, i z pewnością nie szukał stałej przystani w czasopiśmie.

Podobnie jak poprzedniej zimy Hemingwayowie traktowali hotel Gritti jako bazę wypadową. W czasie wolnym od poprawiania szpalt nowej powieści do publikacji w odcinkach Ernest strzelał do kaczek, zabiegał o względy Adriany i cieszył się swoją pozycją w hotelu Gritti. Mary zachowywała się lepiej, niż miał prawo się tego spodziewać. Do Adriany odnosiła się przyjaźnie, przynajmniej pozornie, mimo że Ernest często, choćby lekko ją obrażał i publicznie nadskakiwał tej młodej dziewczynie. W liście do Hotchnera Hemingway żalił się: „Moje cholerne serce, ta łatwa zdobycz, przekrojone równo na pół jak w scenie sądu Heroda. Tyle że moje serce rzeczywiście przekroili gładko jak nożem rzeźnickim i wtedy Herod wstrzymał atak”. Mary i Dora Ivancich w końcu spotkały się na lunchu umówionym przez Ernesta, który przekonał swoją żonę do tego, by zaprosiła Dorę i Adrianę do Finca Vigía. Tam będą mogły spędzić trochę czasu z Gianfrankiem, który pracował teraz w Hawanie, by odbudować rodzinną fortunę. Mary była zakłopotana i zła, zwłaszcza że z powodu nogi w gipsie poruszała się bardzo niezgrabnie, ale zrobiła to, o co Ernest ją prosił. Z wyrozumiałością i uśmiechem podeszła do łamanej angielszczyzny Dory, choć w duchu stwierdziła, że Włoszka ma „szare włosy, oczy, maniery i garderobę”.

Mary nie mówiła Ernestowi o listach od Nity Jensen, którą poprosili o zajmowanie się Finca Vigía podczas ich nieobecności. Zaraz po wyjeździe Hemingwayów do Europy Gianfranco zaczął regularnie co jakiś czas korzystać z ich domu. Nita pisała, że nie może go usunąć, a nie będzie spała z nim pod jednym dachem. Gdy którejś nocy przyjechała, Gianfranco „był tutaj z kilkoma kobietami w jakimś luksusowym kombi… Następnej nocy… spotkałam Sinskiego, który zapytał mnie, kim jest ten człowiek, który korzysta z Twojego pokoju. Prawie umarłam. Mimo że René kilka razy zamykał gdzieś Twoją maszynę do pisania, Włoch zawsze potrafił ją znaleźć… Jestem przekonana, że to typowy pasożyt, który chce Cię wykorzystać do cna”.

Na propozycję Mary Dora Ivancich odpowiedziała ostrożnym liścikiem, w którym napisała, że rozważy możliwość wizyty. Nie wspomniała o tym, że nie stać ich na taką ekstrawagancję. Nie wiedziała też, że Gianfranco zamiast nużącej pracy, do której przez swój temperament się nie nadawał, wybrał pozornie beztroskie życie pisarza.
Hemingwayowie wyjechali z Wenecji 7 marca po pożegnalnej kolacji z rodziną Adriany w ich apartamencie w hotelu Gritti. W drodze do Paryża zatrzymywali się w Nervi, Nicei i Aix-en-Provence.

W Paryżu po raz kolejny zameldowali się w hotelu Ritz , gdzie Ernest spędził cały tydzień w łóżku z powodu jednej ze swoich powracających infekcji oskrzeli. Wyzdrowiał dopiero wtedy, gdy Adriana wróciła do swojej szkoły artystycznej. Mniej więcej w tym samym czasie Ernest otrzymał list od osoby, którą kiedyś znał, ale prawie już zdążył o niej zapomnieć. Olga Rudge, kochanka Ezry Pounda od połowy lat dwudziestych, napisała, żeby przypomnieć „Szanownemu Panu Hemingwayowi”, że Ezra gnije w Szpitalu św. Elżbiety dla umysłowo chorych w Waszyngtonie. Został tam uwięziony przez rząd amerykański, który nie chciał wytoczyć mu procesu o zdradę. Podczas wojny Pound nadawał z Włoch programy radiowe, w których nawoływał angielskich i amerykańskich żołnierzy do tego, żeby nie walczyli za swoich dekadenckich kapitalistycznych pracodawców. Olga przypomniała Ernestowi, że rok wcześniej sugerował, że Ezra może zostać objęty amnestią. Czy coś się w tej sprawie dzieje?

Kontrowersyjna decyzja o przyznaniu Poundowi Poetyckiej Nagrody Bollingena ożywiła jedynie stare kłótnie, ale w żaden sposób nie przyczyniła się do uratowania poety. Olga pisała, że jego żona Dorothy „nie jest w stanie podjąć żadnych bezpośrednich działań i odmawia brania na siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności”. Hemingway zgodził się ostatnio, żeby jego esej Homage to Ezra (Hołd dla Ezry) został przedrukowany w zbiorze przygotowywanym z okazji sześćdziesiątych piątych urodzin starzejącego się i nieobliczalnego poety. Ale uwielbienie dla obrazoburcy nie uwolni go, a to przecież on nadał kształt Ziemi jałowej Eliota, bronił Jamesa Joyce’a i pomógł Ernestowi rozpocząć karierę literacką. Olga pisała:

Oczywiście, najłatwiej jest przyjaciołom E. zostawić go tam, gdzie jest, a swoje sumienia uspokoić kilkoma słowami uznania dla jego twórczości literackiej. Po prostu pełno wokół niego literackich pasożytów, z których żaden, przynajmniej w Stanach, nie porusza tematu zdrady, ponieważ nie chce się kompromitować… z pewnością nadszedł teraz czas, żeby jego przyjaciele, jeśli w ogóle jakichś ma, sprawdzili, co można zrobić.

Pod koniec listu Olga pisała, że przeprasza za bezceremonialny ton, ale musi Ernestowi zadać to pytanie: „Co jeszcze [oprócz przedrukowania starego eseju] zrobiłeś dla E.?”.
Niewypowiedziana odpowiedź była prosta: nic. Hemingway zdał sobie jednak sprawę z tego, że gdyby Ezra wyszedł ze Szpitala św. Elżbiety, byłby człowiekiem bez paszportu, groziłby mu proces o zdradę i nawet nie miałby gdzie uciekać, chyba że Włochy z powrotem by go przygarnęły.

Podczas ostatniego tygodnia pobytu w Paryżu Ernest spotkał się z Charliem i Verą Scribnerami, którzy przyjechali na wakacje i którym oświadczył, że gruntownie przeredagowa na powieść jest już gotowa do publikacji. Wcześniej tej zimy Adriana na prośbę Hemingwaya przedstawiła Scribnerowi zestaw rysunków na obwolutę przygotowywanej powieści, z których Charlie, najwyraźniej nieświadomy jej relacji z Ernestem, wybrał kilka do wykorzystania. Ernest tak był tym zachwycony, że zabrał „swojego partnera”, jak mówił o Adrianie, na lunch, po którym poszli na spacer bulwarem Saint-Germain. Na chwilę zatrzymali się w kawiarni Deux Magots, gdzie usiedli przy jednym ze stolików wystawionych na ulicę.

Przyglądając się młodym mężczyznom chodzącym po bulwarze, Hemingway powiedział, że ci z nich, którzy nie są głupi, z pewnością chcieliby wziąć za żonę kobietę tak uroczą jak Adriana. „Ponieważ nie jestem głupi – ciągnął – też bym chciał”. Kiedy Adriana przypomniała mu, że już ma żonę, Ernest zgodził się, ale dodał, że nie ma obowiązku pozostawania w małżeństwie. Mógł dodać, że trzy przecznice dalej na rue Férou mieszkał kiedyś z Pauline i że bardzo w sobie zakochani siedzieli raz przy stoliku w Deux Magots. Zamiast tego powiedział Adrianie: „Kocham cię całym swoim sercem i nie mogę nic z tym zrobić”. Adriana siedziała całkowicie sparaliżowana, jakby czekała na spadającą lawinę. „W tamtej chwili myślałam tylko o tym, że wszystko się kończy, że już po naszej pięknej przyjaźni”. Nie była nawet w stanie sięgnąć po swój gin z tonikiem, czekała unieruchomiona. W końcu Ernest się odezwał: „Poprosiłbym cię, żebyś wyszła za mnie, gdybym nie wiedział, że powiesz nie”. Minęła chwila. Ernest rzucił kilka franków na stół, wstali i poszli dalej rue Bonaparte, a potem obok galerii akademii sztuk pięknych nad Sekwanę.

21 marca w równonoc wiosenną Ernest i Mary wyjechali z Paryża pociągiem do Hawru, gdzie następnego dnia wsiedli na pokład liniowca „Île-de-France” udającego się do Nowego Jorku. Adriana pomogła im się spakować i towarzyszyła im aż do przystani, z której odpływali. W hotelu Ritz zostawili kufer, skrzynię z porcelaną i dwa kartony książek, które konsjerż miał wysłać statkiem na Kubę. W bagażu podręcznym zabrali ze sobą wrogość, zdradę i smutek. Zaraz po wypłynięciu statku z portu Ernest napisał Charlesowi Scribnerowi, że jego miłość do Mary i Adriany przypomina mielenie serca w maszynce do mięsa. Z kolei swojego londyńskiego wydawcę Jonathana Cape’a poprosił, żeby na obwolucie Za rzekę, w cień drzew nie drukować żadnych informacji na temat jego dokonań wojennych. Nalegał, żeby przedstawiać go jako pisarza, a nie żołnierza, dlatego że swoje najważniejsze wspomnienia wojenne ośmieszył. Pisał, że jeśli recenzenci zechcą udowadniać, że nigdy nie organizował patroli w poszukiwaniu okrętów podwodnych, nie latał z RAF-em, nie walczył w wojnie, nie był ranny i nikogo nie zabił, to dla niego nie będzie problemem.

Kiedy Hemingwayowie dotarli do Nowego Jorku, dwa odcinki Za rzekę, w cień drzew zostały już wydrukowane, a trzeci miał się wkrótce ukazać. Lillian Ross wciąż jeszcze pracowała nad portretem Hemingwaya dla „New Yorkera” i dlatego znów spędzała z nim dużo czasu, by zgromadzić jeszcze więcej szczegółów. Marlena Dietrich, którą ponownie odwiedzili, powiedziała, że pierwsze rozdziały nowej powieści szaleńczo się jej podobają. Do hotelu Sherry-Netherland wpadli z wizytą Charles Sweeny i Evan Shipman, przyjaciele Ernesta z wczesnych lat paryskich. W wydawnictwie Scribner’s Hemingway złożył poprawioną wersję Za rzekę, w cień drzew, którą zapowiadano na sierpień. 5 kwietnia odbył się urodzinowy lunch Mary z udziałem zaprzyjaźnionych dziennikarzy, wieczorem tego samego dnia Buddy North zaprosił Ernesta, Mary, Hotchnera i Lillian Ross na widowisko do swojego cyrku Ringling Brothers, który był właśnie w mieście. Serce Ernesta podbiły duże koty, niedźwiedzie i słonie.

Dzień później Ernest przez przypadek wpadł na Chinka Dormana-O’Gowana, starego przyjaciela, weterana wojny 1918 roku, którego nie widział przez ponad dwadzieścia lat. Chink był zawodowym żołnierzem armii brytyjskiej, teraz już na emeryturze. Tymczasem zmienił nazwisko ze Smith na O’Gowan, wracając do jego pierwotnej celtyckiej formy. Ponowne pojawienie się Chinka, Charlesa Sweeny’ego i Bucka Lanhama w życiu Hemingwaya sprawiło, że jeszcze trudniej było mu zapomnieć o wojnie. Wszyscy trzej przyjaciele Ernesta, zawodowi wojskowi do szpiku kości, czuli się wykorzystani nieuczciwie w czasie wojny, ale to Chink najdobitniej formułował swoje zarzuty. Pułkownik Lanham był jedynie rozgoryczony polityką w tym okresie, Dorman-O’Gowan był zaś na nią wściekły do tego stopnia, że popierał zbrojny bunt. Do Stanów Zjednoczonych przyjechał z serią odczytów o międzypartyjnym rządzie Irlandii, podczas których przekonywał do konieczności usunięcia wszystkich Brytyjczyków z Irlandii Północnej. Po powrocie do swojej wiejskiej posiadłości w Irlandii służył jako doradca wojskowy Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA), szkolił dla niej ludzi w lasach Dartry i instruował oficerów dowodzących batalionami.
Trwająca przez kilka następnych miesięcy korespondencja z Chinkiem jedynie potęgowała rozgoryczenie Hemingwaya; rozgoryczenie związane z wydarzeniami, których znaczenie wyolbrzymiał w swoich opowiadanych każdemu historiach.

Ernest i Mary wyjechali z Nowego Jorku 6 kwietnia, a na Kubie byli 8. Przez trzynaście miesięcy z ostatnich dziewiętnastu byli albo na morzu, albo w drodze – Paryż, Wenecja, Torcello, Cortina. W tym czasie Ernest zdążył zacząć, skończyć i poprawić Za rzekę, w cień drzew. Do Finca Vigía wracał przybity, Mary zaś z wyjałowionym sercem, mimo nowo nabytych w Wenecji złotych błyskotek. To, co na początku wyglądało na jeszcze jedną miłostkę jej męża, romantyczną, ale nieodwzajemnioną, urosło do rozwiniętej, krępującej obsesji, na którą Mary nie miała żadnego lekarstwa, zresztą tak jak Ernest. Obecność Gianfranca Ivancicha wciąż przypominała Ernestowi o jego oddalonej teraz o setki kilometrów muzie, Adrianie. Dla Mary młody Gianfranco był pociechą jako uważny słuchacz, przed którym mogła się wyżalić, i jako potencjalny kochanek, który chyba nie był nią zainteresowany, ale zawsze mogła taką możliwością dokuczyć Ernestowi.
Jednak nic z tego, co Mary robiła, nie było w stanie oderwać jej męża od fantazji na temat miłości i wojny. W towarzystwie jak zwykle zachowywał się czarująco, ale gdy był z nią sam na sam, okrywał się melancholią jak całunem, obrzucał ją wyzwiskami sprawiającymi ból i wymyślał nowe historyjki, którymi przeplatał swoje prawdziwe doświadczenia wojenne.

Hemingway przepisywał na nowo swój życiorys wojenny i mimo że we Włoszech służył jako kierowca karetki, a w Hiszpanii był korespondentem, twierdził, że w obu wojnach brał udział jako żołnierz. W liście do Bucka Lanhama napisał, że I wojna światowa była jego przedszkolem: „Jeśli zaczynało się świrować od wchodzenia zbyt wiele razy pod to samo cholerne wzniesienie, zawsze można było popatrzeć na pluton egzekucyjny [sic]. Można było nawet zobaczyć dwa plutony egzekucyjne, jeśli miało się podwójne widzenie od wstrząśnienia. Ale zawsze, podwójnie czy nie, widziało się pluton egzekucyjny, a czasami się nim dowodziło”. Zachęcany przez Dormana-O’Gowana do wzięcia udziału w irlandzkiej rewolucji, Hemingway wysyłał do niego listy tak niejednoznaczne, że trudno było powiedzieć, czy wydarzenia, które opisywał, tylko obserwował czy też brał w nich udział. O hiszpańskiej wojnie domowej pisał: „Kiedy zajęli miasto Irun, zostaliśmy pokonani, ale byliśmy wyczerpani najdłuższym w historii, trwającym dwa i pół roku atakiem pozorowanym… Wiem teraz na pewno i dokładnie, że zabiłem stu dwudziestu dwóch ludzi (uzbrojonych, nie licząc możliwych lub koniecznych strzałów)”. Twierdził, że podczas II wojny światowej przez dwa lata, kiedy w Zatoce Meksykańskiej gęsto było od niemieckich okrętów podwodnych, dowodził jako jedyny cywil statkiem pułapką. Z powodu niewystarczającego zabezpieczenia stracono siedem z jedenastu takich statków, ale jego łódź przetrwała w stanie nienaruszonym. „Polowaliśmy na tych, którzy zachowywali neutralność, ale w jakiś sposób pomagali Niemcom, i na Pannę Podwodną”. Z jego załogi przeżyło tylko czterech z dziewięciu ludzi. Nic z tego nie było do końca prawdą: podczas patroli żaden członek załogi „Pilar” nie został zabity, nigdy też nie zaatakowali żadnego okrętu podwodnego, „Pilar” nie służyła do polowań na nie i na Kubie nie było jedenastu takich jak ona.

Hemingway stwierdził, że być może będzie też musiał walczyć w wojnie koreańskiej. Tak właśnie postępowali z nim przez ostatnie trzydzieści dwa lata – wrzucali go w jakiś konflikt jak pit bulla albo koguta przygotowanego do walki i nikt nie chciał wziąć za niego odpowiedzialności, jeśli akcja się nie powiodła. Nie mógł nawet przypomnieć sobie tych wszystkich razów, kiedy w ten sposób został potraktowany.
Hemingway pisał, że nigdy nie był zawodowym żołnierzem jak Chink, ale dawał do zrozumienia, że przez sześć miesięcy służył w wojsku w Chinach. A oprócz tego przez dwa lata i trzy miesiące dowodził jednostką na morzu, latał z RAF-em, a przez resztę 1944 roku i początek 1945 walczył z 22. pułkiem Lanhama. Trzy razy był też zgłaszany do odznaczenia Krzyżem za Wybitną Służbę. To prawda, że był we wszystkich tych miejscach, nieprawdą jednak jest to, że walczył tam jako żołnierz, jak sugerował, a Krzyż za Wybitną Służbę nie był odznaczeniem przyznawanym cywilom.

W większości jego historii wojennych fundamenty z faktów przykrywała solidna warstwa wymysłów, które w końcu doprowadziły do tego, że jego prawdziwe, istotne dokonania w czasie wojny straciły znaczenie. Można było odnieść wrażenie, że przeżywa na nowo jedno ze swoich opowiadań. Kiedy Kreba, bohater Powrotu żołnierza (1925), wraca z wojny, odkrywa, że musi kłamać, żeby go słuchano, ale „przez to, że naopowiadał kłamstw, poczuł wstręt do wszystkiego, co przeżył na wojnie. Wszelkie te momenty, o których myśląc, czuł się wewnętrznie świeży i czysty… teraz zagubiły swoją świeżość i wartość, a potem zagubiły się same”. Hemingway dobrze znał to uczucie, ponieważ po powrocie do Oak Park z frontu włoskiego również opowiadał niestworzone historie. Dziennikarzowi z gazety „Oak Parker” powiedział, że trzydzieści dwa naboje kaliber 45 utkwiły w jego rękach i nogach. Z czego dwadzieścia osiem, jak twierdził, zostało „wydobytych bez znieczulenia”.
Ale to było trzydzieści lat wcześniej i wtedy skłonność do przesady młodego chłopaka, który chciał się pokazać światu, była zrozumiała. Teraz ten chłopiec miał lat pięćdziesiąt, czyli pół wieku, jak lubił mówić Hemingway, i wciąż opowiadał o niewiarygodnych wyczynach, tyle że trudniej było to wytłumaczyć. Dla tych, których cenił, Hemingway przycinał opowieści do ich potrzeb. Ponieważ Charles Scribner lubił brać udział w konnych, typu brytyjskiego, polowaniach na lisy, Ernest stworzył dla niego Hemingwaya jako ujeżdżacza dzikich koni. W tym celu połączył swoje własne doświadczenia z ujarzmiania koni na ranczu w Wyoming z obserwacjami pracy kowbojów: „W siodle do ujeżdżania wsiadałem na wszystko, co było w boksie, kiedy tylko potrzebowałem stówy i nie zastanawiałem się, czy grzbiet chce, czy nie, jak sami na to mówicie… W siodle nie może cię zrzucić. Trzymasz go w garści. Ale istnieje szansa jak dwadzieścia do jednego, że złamie ci kark”. W liście do profesora Arthura Mizenera Hemingway twierdził, że został postrzelony „dwa razy w mosznę”, w oba kolana, obie ręce i stopy oraz w głowę. Pod koniec sierpnia swojemu koledze po fachu, Robertowi Cantwellowi, pisał, że został ranny „dwadzieścia dwa razy… z powodu działań wroga”.
Mary nie była w stanie stwierdzić, gdzie kończy się prawda, a zaczyna fantazja, i dlatego nie podawała w wątpliwość opowieści o czasach sprzed ich spotkania się, ale była coraz bardziej zmęczona, jeśli nie zaniepokojona, tym, że opowiadał jej w kółko.

Po przeczytaniu pierwszego odcinka Za rzekę, w cień drzew Martha Gellhorn szybko doszła do wniosku, że jej były mąż kocha tylko samego siebie. Billowi Waltonowi zwierzała się: „Mdli mnie od tego, wręcz trzęsie”. Opłakiwała stracone lata, podczas których go uwielbiała. Być może tym, którzy nie znają osobiście Ernesta, pułkownik Cantwell wyda się przekonujący, ale dla niej cała ta historia „pobrzmiewa szaleństwem i strasznie śmierdzi rozkładem”. Kiedy przeczytała drugi odcinek, napisała Waltonowi, że ta książka to „zemsta Boga, ale Ernest nigdy się o tym nie dowie. Zawsze będzie się czuł niezrozumiany… zawsze będzie twierdził, że to wina kogoś innego i myślę… że skończy w wariatkowie”.
Mary martwiła się zachowaniem Ernesta i jednocześnie się go bała, niepokoiły ją listy przychodzące od Adriany i nie wiedziała, co myśleć o jego nowej powieści. W połączeniu z jego coraz bardziej nieznośnym zachowaniem w stosunku do niej Mary była u kresu wytrzymałości psychicznej.
Przez całe życie Hemingway podporządkowywał sobie kobiety, czy to za pomocą romantycznych wyznań jak w okresach narzeczeństwa, czy przygnębienia i sarkastycznych uwag jak przy rozstaniach. Przez całe życie zakochiwał się nieodwołalnie, w sposób, który wszystko pochłaniał, i tak intensywnie, że jego serce za każdym razem przeżywało coś na kształt zawału.

Przez całe swoje życie chciał również mieć żonę, którą mógłby obarczyć odpowiedzialnością za porządek i dyscyplinę w domu. Jednak za każdym razem kobieta, którą Hemingway brał za żonę, niedługo po zawarciu z nim małżeństwa stawała się dla niego matką i Ernest zaczynał jej nie cierpieć, tak jak nie cierpiał swojej własnej matki i sposobu, w jaki kierowała domem w Oak Park. Tak jak jego ojciec, Hemingway za każdym razem, gdy chciał ukarać swoją żonę, domagał się szczegółowego wykazu wydatków, nawet tych najdrobniejszych. Jednocześnie w przeciwieństwie do swojego ojca nie miał problemów z wydawaniem pieniędzy, tak jakby nie miały żadnego znaczenia.
Jego trzy pierwsze żony wiedziały, że gra się skończyła, gdy publicznie zaczynał je celowo wprawiać w zakłopotanie. W obecności Adriany Ernest często ignorował Mary, tak jakby była wynajętą pomocą domową. Po powrocie do Finca Vigía zachowywał się jeszcze gorzej. 5 maja, zaledwie miesiąc po zakończeniu drugiego pobytu we Włoszech, Mary i jej kuzynka czekały na pokładzie „Pilar” na Ernesta, by zjeść z nim lunch. Kiedy Ernest przyszedł spóźniony, nawet za to nie przeprosił, a na ramieniu wisiała mu młoda prostytutka Xenophobia, Mary dostała ataku zimnej furii. Następnego ranka dostarczyła mu deklarację niezależności:

Kiedy tylko będę miała taką możliwość… wyprowadzę się… w 1944 w łóżku w hotelu Ritz w Paryżu… myślałam, że jesteś uczciwym, honorowym i odważnym mężczyzną i ująłeś mnie swoim urokiem… choć z podejrzliwością patrzyłam na Twoje pijaństwa… Wierzyłam Tobie i w Ciebie… Myślałam, że do małżeństwa wniosę… absolutną lojalność i oddanie Twoim projektom… że będę służyła Tobie, Twojej rodzinie i domowi… że będę czujna na Twoje potrzeby i będę dla Ciebie czuła… [ale] oboje ponieśliśmy porażkę… Straciłam Twoje zainteresowanie, oddanie i szacunek. Twoją główną porażką… z powodu rozdymającego się ego i dlatego że coraz częściej… upijałeś się do nieprzytomności… był brak dyscypliny w życiu codziennym. Publicznie i prywatnie poniewierałeś mną jako istotą ludzką i jako kobietą Tobie oddaną i poniżałeś mnie w obecności swoich przyjaciół.

 
Wesprzyj nas