Ostatnia część bestsellerowej trylogii Kiery Cass o miłości, władzy i wierności wobec siebie i bliskich


Dla trzydziestu pięciu dziewcząt Eliminacje są szansą ich życia. To dzięki nim mają szansę uciec z ponurej rzeczywistości. Ze świata, w którym panują kastowe podziały, wprost do pałacu, w którym będą spełniane ich życzenia. Z miejsca, gdzie głód i choroby są na porządku dziennym, do krainy jedwabi i klejnotów. Celem Eliminacji jest wyłonienie żony dla czarującego i przystojnego księcia Maxona.

Każda dziewczyna marzy o tym, by zostać Wybraną. Każda poza Ami Singer.
Dla Ami Eliminacje to koszmar. Oznaczają konieczność rozstania z Aspenem – jej sekretną miłością i opuszczenie domu. A wszystko tylko po to, by wziąć udział w morderczym wyścigu o koronę, której wcale nie pragnie.

Jednak gdy spotyka Maxona, który naprawdę przypomina księcia z bajki, Ami zaczyna zadawać sobie pytanie, czy naprawdę chce za wszelką cenę opuścić pałac. Być może życie o jakim marzyła wcale nie jest lepsze niż to, którego nawet nie chciała sobie wyobrazić…

America jest jedną z czterech dziewcząt, które utrzymały się w ścisłej czołówce Eliminacji. Ukochana przez zwykłych ludzi, znienawidzona przez obecnego króla, dziewczyna wciąż nie jest pewna swych uczuć.

A jednak nadchodzi moment ostatecznego wyboru, tym trudniejszego, że cały los Illei może spoczywać właśnie w rękach Ami.

Czy dziewczyna powróci do swej dawnej miłości, czy zdecyduje się zostać królową i podjąć walkę o lepszy świat dla siebie i wszystkich mieszkańców Illei?

Kiera Cass
Jedyna
Tłumaczenie Małgorzata Kaczarowska
Wydawnictwo Jaguar
Premiera: 5 września 2014

Poprzednie tomy:
1. Rywalki
2. Elita

Rozdział 1

Tym razem byłyśmy w Sali Wielkiej, męcząc się z kolejną lekcją etykiety, kiedy przez okna zaczęły wpadać cegły.
Elise natychmiast rzuciła się na podłogę i zaczęła się czołgać do bocznych drzwi, pojękując ze strachu. Celeste wrzasnęła przeszywająco i pomknęła na tył sali, ledwie unikając sypiących się odłamków szkła. Kriss złapała mnie za ramię i pociągnęła, więc razem z nią pobiegłam w stronę wyjścia.
– Pospieszcie się! – zawołała Silvia.
W ciągu kilku sekund gwardziści ustawili się wzdłuż okien i otworzyli ogień, a huk wystrzałów dzwonił mi w uszach podczas ucieczki. Sprawca aktu agresji w pobliżu pałacu musiał zginąć. Nieważne, czy miał broń palną, czy kamienie – skończyła się wyrozumiałość dla rebeliantów.
– Nienawidzę biegać w tych pantoflach – mruknęła Kriss, przerzucając brzeg sukni przez ramię i nie odrywając spojrzenia od końca korytarza.
– Jedna z nas będzie się musiała do tego przyzwyczaić – zauważyła Celeste, dysząc ciężko.
Przewróciłam oczami.
– Jeśli to będę ja, zacznę nosić na co dzień tenisówki. Mam już tego kompletnie dość.
– Mniej gadania, szybsze tempo! – krzyknęła Silvia.
– Jak mamy się stąd dostać na dół? – zapytała Elise.
– A co z Maxonem? – wysapała Kriss.
Silvia nie odpowiedziała. Szłyśmy za nią przez labirynt korytarzy, szukając zejścia do podziemi i patrząc, jak jeden za drugim mijają nas biegnący w przeciwną stronę gwardziści. Poczułam, że naprawdę ich podziwiam, i zastanawiałam się, jakiej odwagi trzeba, żeby dla dobra innych biec w stronę niebezpieczeństwa.
Mijający nas gwardziści wyglądali wszyscy tak samo. W końcu mój wzrok przykuła para zielonych oczu. Aspen nie wyglądał na przestraszonego ani nawet zaskoczonego. Pojawił się problem, a on musiał go po prostu rozwiązać. Taki już był. Nasze spojrzenia spotkały się tylko na moment, ale to wystarczyło. Tak właśnie było z Aspenem – w ułamku sekundy, bez słowa, byłam w stanie mu przekazać: Uważaj na siebie. A on bez słowa odpowiedział: Wiem, ty też.
Niewypowiedziane słowa były kojące, nie mogłam jednak czerpać podobnej pociechy z rzeczy wypowiedzianych na głos. Nasza ostatnia rozmowa była dość burzliwa. Miałam zaraz opuścić pałac i prosiłam go, żeby dał mi trochę czasu i pozwolił zapomnieć o Eliminacjach. A potem ostatecznie zostałam, ale nie miałam okazji wyjaśnić mu dlaczego.
Może kończyła mu się już cierpliwość do mnie i zaczynał tracić zdolność dostrzegania we mnie tylko tego, co najlepsze. Musiałam coś na to poradzić. Nie wyobrażałam sobie życia, w którym nie byłoby Aspena. Nawet teraz, chociaż miałam nadzieję, że Maxon mnie wybierze, istnienie świata bez Aspena wydawało mi się czymś niemożliwym.
– Tutaj! – zawołała Silvia, odsuwając ukryty w ścianie panel.
Ruszyłyśmy w dół schodami, Elise i Silvia na początku.
– Cholera, Elise, pospiesz się trochę! – krzyknęła Celeste.
Wkurzyły mnie jej słowa, ale nic nie powiedziałam, bo w końcu wszystkie myślałyśmy to samo.
Kiedy schodziłyśmy coraz niżej w ciemność, myślałam ze zgrozą o zmarnowanych godzinach, które spędzę, chowając się jak mysz w norze. Szłyśmy dalej, a odgłosy naszej ucieczki były tłumione przez krzyki, aż w końcu nad nami zabrzmiał męski głos:
– Zatrzymajcie się!
Kriss i ja odwróciłyśmy się jednocześnie, mrużąc oczy, dopóki nie zobaczyłyśmy wyraźnie munduru.
– Czekajcie! – zawołała Kriss do dziewcząt poniżej. – To gwardzista.
Zatrzymałyśmy się na schodach, oddychając ciężko. W końcu mężczyzna, także zadyszany, dotarł do nas.
– Przepraszam panie. Rebelianci uciekli, kiedy tylko otworzyliśmy ogień. Najwyraźniej dzisiaj nie byli w nastroju do walki.
Silvia przesunęła dłońmi po ubraniu, żeby je wygładzić, i odparła w naszym imieniu:
– Czy król ogłosił, że jest bezpiecznie? Jeśli nie, naraża pan te dziewczęta na poważne niebezpieczeństwo.
– Dostaliśmy polecenie od dowódcy gwardii. Jestem pewien, że jego wysokość…
– Nie mówi pan w imieniu króla. Dobrze, dziewczęta, idziemy dalej.
– Naprawdę? – zapytałam. – Mamy się kryć bez potrzeby?
Silvia rzuciła mi spojrzenie, które powstrzymałoby chyba nawet atakującego rebelianta. Natychmiast umilkłam. Nawiązała się między nami nić przyjaźni, ponieważ nie wiedząc o tym, odwracała moją uwagę od Maxona i Aspena dzięki dodatkowym lekcjom. Jednak po moim popisie kilka dni temu w czasie Biuletynu wszystko to należało już chyba do przeszłości.
Silvia odwróciła się do gwardzisty i mówiła dalej:
– Proszę przynieść rozkaz od króla, wtedy wrócimy. Idziemy dalej, dziewczęta.
Gwardzista i ja wymieniliśmy znużone spojrzenia i poszliśmy każdy w swoją stronę.
Silvia nie okazała ani cienia skruchy, kiedy dwadzieścia minut później pojawił się inny gwardzista, mówiąc nam, że możemy wracać na górę.
Byłam tak poirytowana całą tą sytuacją, że nie czekałam na Silvię ani na pozostałe dziewczyny. Wspięłam się po schodach, wyszłam na jakiś korytarz na parterze i pomaszerowałam do swojego pokoju, cały czas niosąc pantofle w ręku.
Moich pokojówek nie było, ale na łóżku czekała na mnie mała srebrna tacka z kopertą.
Natychmiast rozpoznałam pismo May i rozerwałam kopertę, łapczywie chłonąc jej słowa.

Ami,
zostałyśmy ciotkami! Astra jest cudowna. Żałuję, że nie ma Cię tutaj i nie możesz jej sama zobaczyć, ale wszyscy rozumiemy, że teraz musisz być w pałacu. Myślisz, że spotkamy się na Boże Narodzenie? To przecież już niedługo! Muszę kończyć, pomagam Kennie i Jamesowi. Nie mogę uwierzyć, jak ona jest śliczna! Przesyłam zdjęcie. Ściskamy Cię mocno!
May

Wyjęłam zza kartki błyszczącą fotografię. Byli na niej wszyscy z wyjątkiem Koty i mnie. James, mąż Kenny, miał podkrążone oczy, ale stał rozpromieniony koło żony i córki. Kenna siedziała wyprostowana na łóżku, trzymając małe różowe zawiniątko, i wyglądała na szczęśliwą, ale i wyczerpaną. Mama i tata promienieli dumą, a entuzjazm May i Gerada był widoczny nawet na zdjęciu. Oczywiście, Koty tu nie było, ponieważ obecność w tym miejscu nie wiązała się z żadnymi korzyściami. Ale ja powinnam tam być.
Nie było mnie tam.
Byłam tutaj i chwilami sama nie rozumiałam dlaczego.
Maxon nadal spędzał czas z Kriss, nawet po tym wszystkim, co zrobił, żebym mogła zostać. Rebelianci bezustannie zagrażali naszemu bezpieczeństwu, a lodowate słowa króla były zabójcze dla mojej pewności siebie. Przez cały czas krążył wokół mnie Aspen – sekret, którego nikt nie mógł poznać.
Kamery pojawiały się i znikały, wykradając okruchy naszego życia, aby zabawiać publiczność. Z każdej strony znajdowałam się pod presją i brakowało mi wszystkich tych rzeczy, które zawsze były dla mnie ważne.
Przełknęłam łzy złości. Już dostatecznie dużo płakałam. Zamiast tego zaczęłam snuć plany. Jedyną metodą, żeby wszystko poukładać, było zakończenie Eliminacji.
Chociaż nadal od czasu do czasu zastanawiałam się, czy na pewno chcę być księżniczką, nie miałam cienia wątpliwości, że chcę należeć do Maxona. Jeśli tak się miało stać, nie mogłam siedzieć i czekać bezczynnie. Przypominając sobie ostatnią rozmowę z królem, krążyłam po pokoju i czekałam na pokojówki.
Oddychałam z trudem, więc wiedziałam, że niewiele zdołam przełknąć, ale to było warte poświęcenia. Musiałam poczynić jakieś postępy i to jak najszybciej. Zgodnie ze słowami króla, inne dziewczęta czyniły Maxonowi awanse – fizyczne awanse – a jego zdaniem ja byłam o wiele zbyt pospolita, żeby dorównać im pod tym względem.
Jakby moja relacja z Maxonem nie była dostatecznie skomplikowana, dochodziła do tego jeszcze kwestia odbudowy zaufania. Nie byłam pewna, czy to oznacza, że nie wolno mi zadawać pytań, czy wręcz przeciwnie. Chociaż byłam praktycznie pewna, że nie posunął się zbyt daleko w relacjach z pozostałymi dziewczętami, nie potrafiłam się nad tym nie zastanawiać.
Nigdy wcześniej nie próbowałam być uwodzicielska – niemal każdy intymny moment z Maxonem był niezaplanowany – ale musiałam mieć nadzieję, że jeśli tylko się postaram, będę mogła jasno pokazać, że jestem zainteresowana nim tak samo, jak pozostałe dziewczęta.
Odetchnęłam głęboko, uniosłam głowę i weszłam do jadalni. Celowo spóźniłam się o minutę lub dwie z nadzieją, że wszyscy zdążyli już zająć miejsca. Nie pomyliłam się, ale wywarłam większe wrażenie, niż się spodziewałam.
Dygnęłam, przesuwając nogę w taki sposób, żeby rozcięcie w sukni rozchyliło się i odsłoniło udo niemal do samego biodra. Suknia miała kolor ciemnoczerwony, nie zakrywała ramion i praktycznie całych pleców, a ja mogłabym przysiąc, że pokojówki użyły magii, żeby w ogóle się na mnie trzymała. Wstałam i spojrzałam na Maxona, który, jak zauważyłam, przerwał jedzenie. Ktoś upuścił widelec.
Skromnie schyliłam głowę i podeszłam do swojego miejsca, siadając obok Kriss.
– Ami, ty tak poważnie? – zapytała szeptem.
– Nie rozumiem? – zapytałam, udając zaskoczenie.
Kriss odłożyła sztućce i popatrzyłyśmy na siebie.
– Wyglądasz na łatwą.
– Cóż, a ty wyglądasz na zazdrosną.
Musiałam trafić w dziesiątkę, bo zarumieniła się lekko i znowu zajęła się jedzeniem. Ja skubałam ostrożnie swoją porcję, czując się nieznośnie ściśnięta. Kiedy postawiono przed nami deser, postanowiłam przestać ignorować Maxona i okazało się, że patrzył na mnie, tak jak miałam nadzieję. Natychmiast pociągnął się za ucho, a ja niespiesznie powtórzyłam ten gest. Rzuciłam szybkie spojrzenie królowi Clarksonowi i postarałam się ukryć uśmiech. Był poirytowany, co oznaczało, że kolejna rzecz uszła mi na sucho.
Wstałam od stołu wcześniej, żeby dać Maxonowi okazję do podziwiania mojej sukni od tyłu, i jak najprędzej poszłam do pokoju. Zamknęłam za sobą drzwi i rozpięłam natychmiast suwak, rozpaczliwie potrzebując oddechu.
– Jak panience poszło? – zapytała Mary, podchodząc do mnie.
– Wyglądał na oszołomionego. Tak jak wszyscy.
Lucy pisnęła, a Anne podeszła, żeby pomóc Mary.
– Przytrzymamy to, panienka może usiąść – poleciła, więc posłuchałam jej. – Przyjdzie tu dzisiaj?
– Tak. Nie wiem kiedy, ale na pewno przyjdzie.
Przysiadłam na skraju łóżka, zaplatając ręce na brzuchu, żeby przytrzymać rozpiętą sukienkę.
Anne spojrzała na mnie ze smutkiem.
– Przykro mi, że będzie panienka musiała znosić te niewygodę jeszcze przez kilka godzin. Ale jestem pewna, że efekt okaże się tego wart.
Uśmiechnęłam się, starając się wyglądać, jakby nie przeszkadzało mi takie cierpienie. Powiedziałam pokojówkom, że chcę zwrócić na siebie uwagę Maxona. Nie wspomniałam o mojej nadziei, że jeśli będę miała szczęście, ta suknia szybko wyląduje na podłodze.
– Chce panienka, żebyśmy zostały, dopóki on nie przyjdzie? – Lucy kipiała entuzjazmem.
– Nie, pomóżcie mi tylko zapiąć to z powrotem. Muszę przemyśleć parę spraw – odpowiedziałam i wstałam, żeby mogły się mną zająć.
Mary sięgnęła do suwaka.
– Proszę wciągnąć brzuch.
Posłuchałam jej, a kiedy suknia znowu zacisnęła się na mnie, pomyślałam o żołnierzach, idących na wojnę. Miałam inny mundur, ale podobną determinację.
Dzisiaj wieczorem zamierzałam ustrzelić mężczyznę.

 
Wesprzyj nas