Fińskie Twin Peaks, czyli co się stało z Laurą Anderson?


Zaginiona dziewczyna, mroczna tajemnica sprzed lat i zmowa milczenia mieszkańców miasteczka Palokaski. Tutaj każdy chce coś ukryć, każdy może być mordercą.

Mia dobiega czterdziestki. Do niedawna pracowała w policji jako ekspertka od internetu, ale postanowiła zmienić swoje życie – wraca do swojego dawnego liceum i zostaje szkolnym psychologiem. Początek roku szkolnego nie jest jednak taki, jaki sobie wymarzyła. Cała szkoła przeżywa nagłe zaginięcie Laury Anderson. Dla Mii to więcej niż wstrząs. Przed wielu laty bez żadnego śladu zaginęła jej siostra Venla.

Bardzo szybko okazuje się, że w Palokaski nic nie jest takie, jakie się wydaje. Rodzice Laury próbują szukać swej córki za pomocą internetu i otwierają prawdziwą Puszkę Pandory. Seks ze starszymi mężczyznami, handel organami, narkotyki… czy to możliwe, aby Laura, dziewczyna o twarzy anioła, była w to wszystko zamieszana? Czy oddzielone w czasie przypadki zniknięcia nastolatek coś łączy?

W miasteczku wybucha prawdziwa psychoza. Policja drepcze w miejscu, lokalne media szaleją. Mia wiedziona instynktem postanawia rozwikłać zagadkę. Napotyka jednak niesłychany opór ze strony lokalnej społeczności. Wydaje się, że nawet jej brat Nikke, który również pracuje w szkole jako psycholog, nie mówi jej całej prawdy.

Laura to pierwszy tom znakomitej trylogii kryminalnej „Miasteczko Palokaski”, która podbiła serca czytelników najpierw w Finlandii, a potem w całej Skandynawii. Prawa do serii kupiło kilkanaście prestiżowych wydawnictw z całego świata. Klimat cyklu można porównać jedynie z najlepszymi kryminałami i serialami, takimi jak Top of the lake, The Killing i oczywiście Miasteczko Twin Peaks.

Kolejne tomy Noora i Venla ukażą się niebawem w Wydawnictwie Literackim.

J.K. Johansson
Laura
Przekład: Anna Buncler
Wydawnictwo Literackie
Premiera: 3 lipca 2014


Miia spojrzała na nauczycieli. Większości z nich nie kojarzyła, ale rozpoznała Mattilę, a także nauczycieli od biologii, rosyjskiego, religii i robótek ręcznych. Co sobie o niej myśleli? Wszyscy uśmiechali się, kiwając głowami. Czy podobnie jak pani dyrektor byli dumni z byłej uczennicy? Czy też w wyrazie ich twarzy kryła się nuta goryczy, bo jej nagłe pojawienie się w tym miejscu mogło im przypomnieć, jak bardzo sami posunęli się w latach? A może był to wyraz lekceważenia i powątpiewania, czy w ogóle nadaje się do tej roboty? Czy nikt się nie zastanawiał, dlaczego wróciła?
Dyrektorka zasiadła na honorowym miejscu przy stole.
— Chociaż, jak przed chwilą powiedziałam — kontynuowała — cieszymy się, że Miia dołączyła do naszego grona, to niestety mam również bardzo smutne wieści. Dzisiaj rano zadzwonił ojciec Laury Anderson i poinformował, że w sobotę wieczorem jego córka zaginęła.
Siedzący po lewej stronie Mii Nikke jakby zachłysnął się powietrzem. Znała ten odgłos. Jej brat wydawał go tylko w chwilach strachu. Na przykład wówczas, gdy został złapany na gorącym uczynku.
— W sobotę duża grupa uczniów tradycyjnie świętowała pożegnanie lata na plaży w Palokaski. Laura dotąd nie wróciła do domu. Nie wiadomo, czy w ogóle weszła do wody, żeby popływać, w każdym razie dno morza zostało…
Dyrektorka nie była w stanie wypowiedzieć na głos właściwego słowa. „Przeczesane” brzmiało zbyt okropnie. Jak wyrok, jak ostateczność.
— …zbadane. Jednak bez rezultatu. Oczywiście wierzymy, że Laura zostanie odnaleziona cała i zdrowa, mamy taką nadzieję. Może po prostu została na noc u któregoś z kolegów.
Miia zrozumiała teraz, dlaczego atmosfera w pokoju nauczycielskim była przygaszona. Informacja na pewno obiegła już całą okolicę i wiele osób pomagało w poszukiwaniach.
Nadal trzymała w ręku ciastko. Słuchając wypowiedzi dyrektorki, szukała wzrokiem miejsca, w którym mogłaby je ukryć, aż wreszcie wepchnęła je ukradkiem do torebki.

2.

Kiedy oficjalna część zebrania dobiegła końca, zaczęto rozmawiać o innych sprawach. Spekulowano na temat miejsca pobytu Laury, ale opowiadano również o wakacjach. Miia była zdumiona, obserwując, jak jej brat po mistrzowsku wymyśla dla kolegów z pracy całkiem wiarygodnie brzmiącą historyjkę o wyprawie na północ, chociaż o ile jej wiadomo, od czasu śmierci taty nie był na rybach, nie mówiąc już o Laponii. Nauczyciele w Palokaski najwyraźniej uważali jednak jego letnie eskapady wędkarskie za coroczny, legendarny już rytuał. Nikke zerknął parę razy na Miię, jakby chciał powiedzieć, żeby lepiej trzymała buzię na kłódkę. Zresztą nawet nie przyszło jej do głowy, żeby się wtrącać, bo gadanina Nikkego skutecznie rozpraszała ponurą atmosferę, która zapanowała po ogłoszeniu wiadomości o zaginięciu Laury.
— Chodź, Miia, pokażę ci twój pokój — zaproponowała dyrektorka. Miia pośpiesznie wstała, szurając krzesłem.
— Spokojnie, kochana siostrzyczko. Nikt cię nie wyśle do kozy, jeśli będziesz nieposłuszna — zakpił Nikke, ale on też wstał. Kiedy szli wzdłuż korytarza za dyrektorką, szturchnął Miię w bok.
— Dasz sobie radę.
Dyrektorka szybko oprowadziła nową pracownicę po budynku. Miia znała tu wszystkie zakamarki, nie potrzebowała więc żadnej szczególnej prezentacji. Gdy przemierzały korytarze, dyrektorka opowiadała jej o zwyczajach panujących w szkole. Miia raz po raz zerkała na Nikkego, który szedł za nimi. Był dziwnie cichy i patrzył pod nogi.
— …tych zasad tu przestrzegamy i każdy musi je sobie przyswoić tak, że nawet obudzony w samym środku nocy będzie wiedział, co ma robić — oznajmiła dyrektorka i spojrzała na Miię i Nikkego jak nauczyciel, który wie, że uczniowie go nie słuchali, w związku z czym na następnej lekcji będzie kartkówka. — Tutaj jest już twój pokój, Miio.
Dyrektorka wskazała jej czysty, przeszklony gabinecik.
— Możesz go sobie urządzić, jak tylko zechcesz. Twój brat ze swojego pokoju zrobił prawdziwy buduar — powiedziała i wskazała na sąsiednie pomieszczenie. — Tu są klucze. Ten do drzwi wejściowych, ten do twojego gabinetu, a to jest klucz uniwersalny.
Podała Mii pęk kluczy i wygrzebała z kieszeni kartkę.
— Czy mogłabyś pokwitować odbiór?
Miia nabazgrała swoje nazwisko na skrawku papieru uciętym z jakiejś kserokopii.
— Muszę wracać do siebie, żeby sprawdzić plan lekcji. W razie jakichkolwiek pytań z pewnością dowiesz się wszystkiego od Niklasa. Jeśli o mnie chodzi, jesteście wolni. Jeszcze raz witamy w naszym gronie!
Dyrektorka posłała im chłodny uśmiech i ruszyła w stronę pokoju nauczycielskiego. Jej kroki odbijały się echem od ścian jak ciche wystrzały.
Nikke otworzył drzwi do swojego pokoju i Miia zajrzała do środka. Rzeczywiście nie pożałował na urządzenie wnętrza. W oknach wisiały kolorowe zasłony Marimekko z kolekcji Kaivo, na podłodze leżał miękki wełniany dywan, a zamiast biurka Nikke używał do pracy kanapy, zawalonej teraz stosami papierów. Jedna ściana była pełna książek, na stelażu stały gitara akustyczna, gitara elektryczna oraz ukulele, w kącie leżała piłka do ćwiczeń, a naprzeciwko kanapy postawiono dwa wygodne fotele. Jedynym dysonansem stylistycznym były kwiatki na parapecie, które zwiędły przez lato. Na ścianach porozwieszano koneserskie dzieła sztuki, domagające się baczniejszej analizy.
— Zostały zrobione przez uczniów — wyjaśnił Nikke. Włączył duży wiatrak i po chwili Miię owionęła fala cudownie chłodnego powietrza.
— Wygląda to trochę inaczej niż u was w domu — stwierdziła Miia i padła na jeden z foteli. Strumień powietrza z wentylatora był tak przyjemny, że miała ochotę od razu zrzucić z siebie ubranie. — Chyba to właśnie tutaj, a nie w domu, wykorzystałeś całą swoją kreatywność.
— A to niby dlaczego?
Miia dobrze wiedziała dlaczego, ale nie chciała znowu narzekać na Suski.
— Wymienimy się pokojami? Dostaniesz pięć euro. — Patrzyła na brata, który rozgarniał papiery, żeby zrobić sobie miejsce do siedzenia na kanapie.
— Dychę.
— Stoi.
— Ale zatrzymam wiatraczek.
— Nie ma mowy!
— To się nie zamienię.
Miia podniosła się, niechętnie opuściła strefę chłodnego powietrza i skierowała się ku drzwiom.
— O, masz tu też coś takiego!
Rozsunęła i zsunęła żaluzje wiszące na przeszklonej ścianie od strony korytarza.
— A chciałabyś, żeby wszyscy cię widzieli w trakcie wizyty u psychologa?
Pewnie, że nie, pomyślała Miia. Nigdy nie była u psychologa, chociaż jej to zalecano. Nie dlatego, że miała pomieszane w głowie, ale z zupełnie innego powodu.
Po wejściu do swojego nowego gabinetu zaczęła się zastanawiać, jak by tu go urządzić. Ale jedyną rzeczą, o której teraz marzyła, był mimo wszystko wentylator. Otworzyła okno i wpuściła do środka jeszcze więcej nagrzanego powietrza. Pokój wyglądał przeciętnie, jak każde inne miejsce pracy. Biurko i półki z płyty wiórowej, jedno okazałe, w zamyśle ergonomiczne krzesło obrotowe, drugie wygodne krzesło po przeciwległej stronie biurka i trzy stołki z metalowymi, pobrzękującymi nóżkami.
Zasłonki były takie same jak we wszystkich innych biurach. Delikatne zielone łodyżki trzciny na beżowym tle.
W pokoju nie było komputera. Miia pomyślała, że później mogłaby skombinować sobie jakiś laptop. Poprzednim razem, kiedy zastępowała w szkole nauczyciela edukacji początkowej, miała do dyspozycji tylko komputer stacjonarny w pokoju nauczycielskim. Miała nadzieję, że tak samo będzie w szkole w Palokaski. Życie było dużo łatwiejsze, gdy nie trzeba było nieustannie opierać się pokusom. Tak czy inaczej znów trzeba będzie przyzwyczaić się do bliskości komputera, a zarazem zachować dystans.
Miia usiadła na krześle obrotowym i poszukała po omacku rączki do regulacji, bo blat biurka znajdował się na wysokości jej brody. Ciągnęła i obracała rączką we wszystkich kierunkach, jednak krzesło ani drgnęło. W końcu się poddała, wstała i podeszła do okna. Miała niczym nieprzesłonięty widok na śmietnik. Postanowiła, że koniecznie musi kupić jakieś porządne zasłonki.
Nikke wsadził głowę przez szparę w drzwiach.
— Przyjmujesz gości?
Podał Mii jeden ze zwiędłych kwiatków.
— Powodzenia w nowym miejscu pracy!
— Zatrzymaj sobie tę swoją zdechłą wierzbówkę!
— To jest taki gatunek, który zawsze latem wypoczywa i budzi się do życia dopiero jesienią, gdy tylko wystarczająco dobrze się go podleje.
Nikke postawił kwiatek na parapecie i zabrał się za krzesło Mii. Paroma energicznymi ruchami wyciągnął siedzisko do góry.
— Jak to zrobiłeś?
— Magic touch.
— Dobrze znasz tę zaginioną dziewczynę?
Nikke wciągnął szybko powietrze, tak samo jak wcześniej w pokoju nauczycielskim. Był naprawdę zmartwiony.
— Tak myślałam. — powiedziała. — To twoja pacjentka?
— Klientka. Nie wolno ich teraz nazywać pacjentami.
— Czyli zgadłam.
— Laura nie jest typem uciekinierki.
— Myślisz, że coś jej się przytrafiło?
Nikke przez chwilę milczał.
— Ta dziewczyna naprawdę dobrze sobie radzi w szkole. I jest utalentowaną pianistką. Raczej cicha, można nawet powiedzieć, że nieśmiała. Ale ze wszystkimi ma dobre stosunki.
— Dlaczego przychodziła do ciebie na rozmowy?
Nikke nie odpowiedział.
— Powiedz tyle, ile możesz. Teraz nie jestem twoją siostrą, ale koleżanką z pracy, więc granice tajemnicy zawodowej przebiegają trochę inaczej. Z pewnością będziemy mieli wspólnych pacjentów. O, przepraszam! Klientów.
— Chociaż Laura wydawała się całkiem spokojną dziewczyną, potrafiła uparcie dążyć do celu. Miała klasyczne wykształcenie muzyczne. Wiedziała, czego chce. Przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Od czasu do czasu strasznie się zapalała. Nie jestem pewien, czy mówiła mi, co naprawdę myśli.
Nikke znów zamilkł. Miia wpatrywała się w okno. Widziała, jak jakiś samochód wjechał na dziedziniec, słyszała, jak drzwi otworzyły się i zamknęły z trzaskiem, ale z tego miejsca nie zdołała dojrzeć nic więcej.
— Przez ostatni rok bardzo się zmieniła. Jasne, wszyscy się zmieniają, jednak Laura naprawdę była jakaś inna.
Miia spojrzała na brata. Nie zrozumiała.
— Okres dojrzewania. Na pewno o tym słyszałaś. Każdy go przechodzi. Zrywa się z domem, z rodzicami, hormony buzują.
— Nie, pierwszy raz o tym słyszę — odparła ironicznie Miia.
— Laura była pod tym względem klasycznym przykładem. Obcięła warkocze i tak mocno malowała oczy czarną kredką, że chyba ledwo cokolwiek widziała. Podobno jej rodzice narzekali na jej zachowanie. Ojciec był gorszy. W odwecie dziewczyna przestała się uczyć i grać na pianinie.
— Czy ucieczka z domu nie wpisuje się czasem w ten scenariusz?
— Owszem, ale… to wszystko w jej wydaniu było zbyt świadome i oczywiste. Cały czas miała nad tym kontrolę. Wiedziała, że ten okres kiedyś minie. Że teraz trzeba się buntować, ale potem życie potoczy się inaczej.
Miia obserwowała brata, który mówiąc, bawił się krzesłem obrotowym.
Rozległo się pukanie do drzwi, poszła otworzyć.
Na korytarzu stał mężczyzna w średnim wieku, z parodniowym zarostem i włosami w nieładzie, ubrany w wyblakły płaszcz z popeliny. Miał łagodny wzrok i szeroki uśmiech, i ktoś, kto go nie znał, mógłby pomyśleć, że jest to albo człowiek z marginesu społecznego, albo genialny naukowiec.
— Korhonen! — wykrztusiła Miia i nie mogła wydobyć z siebie ani słowa więcej. Dobrze znała komisarza Kariego Korhonena, był oficerem śledczym w tym samym czasie, gdy pracowała w policji.
— Witaj, Miia. A więc spotykamy się wcześniej, niż można było przypuszczać.
— Niestety. Muszę przyznać, że jesteś ostatnią osobą, którą chciałam dzisiaj spotkać — odparła Miia i podała mu rękę.
— Wierz mi lub nie, ale czuję dokładnie to samo.
Miia spojrzała w jasne oczy Korhonena i zdała sobie sprawę, że już się za nim stęskniła. Był jednym z tych ludzi, jakich lubiła najbardziej. Jego niedbały wygląd mocno kontrastował z tym, że jako policjant należał do pierwszej ligi, a jako przyjaciel do superligi. Ostatnim razem ściśle współpracowali wiosną, udało im się wtedy wykryć krąg pedofili od dłuższego czasu działający w Internecie.
— Zgaduję, czemu się tu pojawiłeś. Przyszedłeś sam?
— Lehtola jest na zwolnieniu lekarskim, a to przecież tylko rutynowe przesłuchanie.
— To jest mój brat, Niklas Pohjavirta. Pracuje tutaj jako szkolny psycholog.
Nikke wstał, żeby przywitać się z Korhonenem.
— Kari Korhonen z policji. Właśnie ciebie szukałem.
— Korhonen rzucił Mii przepraszające spojrzenie, zanim ponownie zwrócił się do Nikkego. — Czy moglibyśmy gdzieś spokojnie porozmawiać? O zniknięciu córki Andersonów…

 
Wesprzyj nas