W tej przełomowej książce autorka bestselleru “No Logo” opowiada, w jaki sposób amerykańskie strategie wolnorynkowe podbiły świat, wykorzystując to, że niektóre kraje i narody znajdują się w stanie szoku.


Irak ogarnia wojna domowa. Korzystając z chaosu, amerykańska administracja wprowadza nowe przepisy prawa, które pozwalają koncernom naftowym takim jak Shell czy BP uzyskać kontrolę nad irackimi zasobami ropy naftowej.

Zamachy z 11 września 2001 roku. Administracja Busha w tajemnicy zleca natychmiast firmom Halliburton i Blackwater prowadzenie “walki z terroryzmem”.
Potężne tsunami dewastuje wybrzeża Azji Południowo-Wschodniej. Zanim mieszkańcy otrząsną się z szoku, tamtejsze dziewicze plaże zostają wystawione na sprzedaż.

Huragan Katrina wypędza z domów tysiące mieszkańców Nowego Orleanu. Kiedy próbują wrócić do swego dawnego życia, okazuje się, że nie będzie już mieszkań socjalnych, a państwowe szpitale i szkoły nie zostaną ponownie otwarte.

Powyższe fakty są przykładami zastosowania w praktyce tego, co Naomi Klein nazywa doktryną szoku.

Kiedy w wyniku potężnego, zbiorowego szoku, spowodowanego wojną, atakiem terrorystycznym czy klęską żywiołową, opinia publiczna wciąż jest zdezorientowana, wkrótce przeżywa kolejny szok, tym razem w postaci niepopularnych reform gospodarczych, często określanych mianem terapii szokowej. Jeżeli i to nie wystarczy, aby wyeliminować wszelki opór, sięga się po jeszcze jeden szok: elektrowstrząsy lub paralizatory.

Badania historyczne oraz cztery lata wytężonej pracy dziennikarskiej w strefach dotkniętych katastrofami pozwoliły autorce na zebranie materiału, który w Doktrynie szoku służy do obalenia tezy, jakoby globalny kapitalizm zwyciężył w pełni demokratycznie.

“Kapitalizm kataklizmowy” nie narodził się 11 września 2001 roku. Naomi Klein szuka jego intelektualnych korzeni u Miltona Friedmana, w jego pracach i działalności na wydziale nauk ekonomicznych Uniwersytetu Chicago jeszcze w latach pięćdziesiątych. Wpływy teorii tego amerykańskiego ekonomisty odczuwane są po dziś dzień.

Autorka stara się wykazać związki polityki gospodarczej, kampanii wojskowych typu “Szok i przerażenie” i finansowanych przez CIA tajnych prób z wykorzystaniem elektrowstrząsów oraz deprywacji sensorycznej. Prowadzone w latach pięćdziesiątych eksperymenty posłużyły do napisania podręczników tortur, wykorzystywanych obecnie w bazie Guantánamo.

Książka Naomi Klein pokazuje, w jaki sposób doktryna szoku doprowadziła do zdarzeń, które odmieniły oblicze świata, od wojskowego zamach stanu Pinocheta w Chile w 1973 roku po masakrę na placu Tiananmen w 1989 roku i upadek Związku Radzieckiego w roku 1991. Jednak wywód Klein radykalnie różni się od tego, co zwykle słyszeliśmy na ten temat. Po raz kolejny Naomi Klein napisała książkę, która niewątpliwie zmieni kontekst naszych debat.

Naomi Klein
Doktryna szoku
wyd.3
Wydawnictwo Muza
Premiera: 21 maja 2014

WSTĘP
CZYSTE JEST PIĘKNE
TRZY DEKADY BURZENIA I PRZEBUDOWY ŚWIATA

Ziemia została skażona w oczach Boga. Gdy Bóg widział, iż ziemia jest skażona, że wszyscy ludzie postępują na ziemi niegodziwie, rzekł do Noego: „Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo ziemia jest pełna wykroczeń przeciw mnie; zatem zniszczę ich wraz z ziemią”.
Rdz 6, 11–13*

Operacje wojskowe „Szok i przerażenie” mają na celu wywołanie strachu, poczucia zagrożenia oraz sianie spustoszenia na tak dużą skalę, by przekraczały zdolność pojmowania zarówno całego społeczeństwa, jak i poszczególnych grup społecznych oraz władz. Także zjawiska przyrodnicze jak tornada, huragany, trzęsienia ziemi, powodzie, niekontrolowane pożary, klęski głodu oraz epidemie chorób zakaźnych mogą wywoływać skutki zbliżone do tych, jakie niosą ze sobą operacje „Szok i przerażenie”.
Shock and Awe: Achieving Rapid Dominance (Szok i przerażenie, jak zdobyć szybką przewagę), doktryna militarna przyjęta przez armię USA w trakcie inwazji na Irak w 2003 roku[*]

Jamara Perry’ego poznałam we wrześniu 2005 roku w zorganizowanym przez Czerwony Krzyż schronisku w Baton Rouge w Luizjanie. Czekał w kolejce po obiad wydawany przez młodych, uśmiechniętych od ucha do ucha scjentologów. Przed chwilą za próby rozmawiania z ewakuowanymi mieszkańcami Nowego Orleanu bez obstawy mediów zostałam stąd przepędzona. Teraz podejmowałam się niemalże niewykonalnego zadania: starałam się niezauważona wtopić w tłum Afroamerykanów z Południa. Ja, biała Kanadyjka. Wepchnęłam się do kolejki oczekujących na posiłek i ustawiłam się za Jamarem, by po chwili poprosić go o rozmowę – tak, jak gdybyśmy byli dwójką starych znajomych. Jamar był na tyle miły, że zgodził się zamienić ze mną parę słów.

Jamar Perry urodził się i wychował w Nowym Orleanie. Jednakże tydzień wcześniej musiał uciekać ze swego rodzinnego miasta przed powodzią. Na pierwszy rzut oka wyglądał może na siedemnaście lat, ale w trakcie rozmowy okazało się, że ma dwadzieścia trzy. Jamar wraz ze swoją rodziną bardzo długo czekał na autobusy, które miały ewakuować ich z zagrożonego miasta. Autobusy nigdy jednak nie przyjechały, mieszkańcy byli więc zmuszeni opuszczać miasto na piechotę, maszerując w piekącym słońcu. W końcu dotarli właśnie tutaj – do tętniącego życiem centrum konferencyjnego, gdzie zwykle odbywają się targi przemysłu farmaceutycznego oraz impreza o nazwie „Capital City Carnage: The Ultimate in Steel Cage Fighting”. Tego dnia pomieszczenia centrum wypełniało dwa tysiące łóżek polowych oraz tłumy wściekłych, wykończonych ludzi pilnowanych przez nieco podenerwowanych żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy niedawno wrócili z Iraku.

Wszystkich zgromadzonych w centrum elektryzowały najnowsze wiadomości, w szczególności wypowiedź prominentnego republikańskiego kongresmana z Luizjany Richarda Bakera. Baker powiedział grupie lobbystów: „Nareszcie udało się oczyścić Nowy Orlean z mieszkań socjalnych. Sami tego nie dokonaliśmy – Bóg to zrobił”[*]. Również Joseph Canizaro, jeden z najbogatszych deweloperów z Nowego Orleanu, wypowiadał się w podobnym duchu: „Sądzę, że teraz mamy tutaj czystą kartkę i możemy zacząć wszystko od nowa. A taka czysta kartka stwarza nam zupełnie nowe możliwości”[*]. Przez cały ostatni tydzień korporacyjni lobbyści wykazywali się szczególnie dużą aktywnością w legislaturze stanowej w Baton Rouge. Dla nich faktycznie otwierały się „nowe możliwości”: niższe podatki, mniej regulacji prawnych, tańsza siła robocza oraz „mniejsze, bezpieczniejsze miasto” – co w praktyce oznaczało bardzo konkretny plan zrównania z ziemią starych budynków z mieszkaniami socjalnymi i zastąpienia ich prywatnymi apartamentowcami. Słuchając tej mantry o „nowym początku” i „czystych kartkach”, można było niemalże zupełnie zapomnieć o toksycznej brei gruzu, chemicznych ścieków i ludzkich zwłok, kłębiącej się zaledwie kilka kilometrów dalej.

Tutaj, w zorganizowanym przez Czerwony Krzyż schronisku, Jamar Perry nie mógł myśleć o niczym innym. „Ja tego nie postrzegam jako jakiegoś «oczyszczania» miasta. Ja po prostu widzę, że w powodzi zginęło wiele osób. I wiem, że ci ludzie nie powinni byli zginąć”.
Chociaż Jamar mówił niezbyt głośno, jakiś starszy mężczyzna stojący przed nami w kolejce usłyszał naszą rozmowę i odwrócił się gwałtownie. „Co jest nie tak z tymi ludźmi z Baton Rouge? To nie jest żadna okazja, żadna nowa możliwość. To po prostu cholerna tragedia. Czy oni tam są ślepi?”.
Matka dwójki dzieci wtrąciła się do rozmowy: „Nie, oni nie są ślepi. To są po prostu źli ludzie. Z ich wzrokiem wszystko jest w porządku”.

Jedną z osób, która powódź w Nowym Orleanie postrzegała jako „otwieranie się nowych możliwości”, był Milton Friedman – wielki guru ruchu na rzecz niczym nieskrępowanego kapitalizmu oraz człowiek, któremu przypisuje się sformułowanie zasad, na jakich opiera się współczesna hipermobilna globalna gospodarka. W roku, w którym huragan Katrina przeszedł przez Luizjanę, Milton Friedman miał już dziewięćdziesiąt trzy lata, a stan jego zdrowia stale się pogarszał. Mimo to „wujek Miltie”, jak nazywali go zwolennicy jego poglądów, znalazł w sobie dostatecznie dużo energii, by trzy miesiące po tym, jak pękły wały przeciwpowodziowe chroniące Nowy Orlean, napisać felieton dla gazety „The Wall Street Journal”. „Większość szkół w Nowym Orleanie jest zrujnowana – pisał Friedman. – To samo dotyczy domów dzieci, które do tych szkół uczęszczały. Na skutek huraganu i powodzi dzieci z Nowego Orleanu są teraz rozsiane po całym kraju. To wielka tragedia. Ale to także doskonała okazja, aby przeprowadzić radykalną reformę systemu edukacyjnego”[*].

Pomysł Friedmana na radykalną reformę polegać miał na tym, aby część z puli miliardów dolarów wyasygnowanych na odbudowę i podniesienie jakości szkół państwowych w Nowym Orleanie przeznaczyć na zupełnie inny cel: przekazanie rodzicom bonów, które ci mogliby następnie wykorzystać do sfinansowania edukacji swoich dzieci w prywatnych szkołach – przeważnie instytucjach typu for profit. W ten sposób środki publiczne posłużyłyby do subsydiowania prywatnych instytucji. Jak pisał Friedman, kluczowe w przypadku reformy edukacyjnej było to, aby nie ograniczyć się do tymczasowego eksperymentu, lecz uznać ją za „permanentną zmianę”[*].

Eksperci z sieci prawicowych think-tanków natychmiast podchwycili pomysł Friedmana, toteż niebawem całe ich zastępy zaczęły zjawiać się w Nowym Orleanie. Administracja George’a W. Busha również poparła plan i przeznaczyła na ten cel dziesiątki milionów dolarów. Pieniądze te miały posłużyć na przekształcenie nowoorleańskich szkół państwowych w „szkoły czarterowe”, czyli finansowane z publicznych pieniędzy prywatne instytucje rządzące się według własnych reguł. Idea rozbudowy sieci szkół czarterowych budzi w USA wiele kontrowersji. Jej zwolennicy na szczególnie silny opór natrafili właśnie w Nowym Orleanie, gdzie rodzice z rodzin afroamerykańskich obawiają się, że takie reformy doprowadzą do sytuacji, w której jedno z największych osiągnięć ruchu na rzecz praw obywatelskich, czyli zagwarantowanie takich samych standardów edukacyjnych dla wszystkich dzieci w USA, zostanie utracone. Jednakże dla Miltona Friedmana sama idea państwowego systemu edukacyjnego trąciła socjalizmem. Jak bowiem pisał Friedman, jedyną funkcją państwa powinna być: „ochrona wolności – tak przed zewnętrznymi wrogami, jak i przed współobywatelami. Chodzi tu o zachowanie spokoju i porządku publicznego, zmuszenie do poszanowania prywatnych umów i popieranie wolnego rynku”[*]. Ujmując sprawę najprościej, państwo powinno ograniczyć się do zatrudniania żołnierzy i policjantów. Wszelkie inne potencjalne funkcje, włącznie z zapewnianiem bezpłatnej edukacji, stanowiłyby niesprawiedliwą ingerencję w działanie rynku.

Podczas gdy odbudowa miejskiej sieci elektrycznej oraz naprawa zniszczonych wałów przeciwpowodziowych przebiegały w iście żółwim tempie, wyprzedaż państwowych szkół w Nowym Orleanie została przeprowadzona z precyzją i szybkością właściwą akcjom wojskowym. W ciągu dziewiętnastu miesięcy, kiedy to większość uboższych mieszkańców miasta wciąż koczowała z dala od swych domów, państwowy system edukacyjny został w Nowym Orleanie prawie w całości zastąpiony przez sieć prywatnych szkół czarterowych. Przed huraganem Katrina stanowe władze oświatowe zarządzały w Nowym Orleanie 123 publicznymi szkołami. Teraz władzom tym miały podlegać jedynie 4 takie placówki. Przed nadejściem kataklizmu w mieście działało zaledwie 7 szkół czarterowych. Teraz ich liczba wzrosła do 31[*]. Tutejsi nauczyciele cieszyli się silną ochroną ze strony związków zawodowych. Po ataku Katriny wynegocjowany przez związek układ zbiorowy przestał być honorowany. Cztery tysiące siedmiuset nauczycieli należących do związku zawodowego zostało zwolnionych[*]. Część nieco młodszych pedagogów została zatrudniona przez szkoły czarterowe, zaoferowano im jednak niższe płace. Większości starych nauczycieli nie zatrudniono.

Jak zauważył jeden z dziennikarzy „The New York Timesa”, Nowy Orlean stał się „najważniejszym w całej Ameryce laboratorium do prowadzenia eksperymentów z wykorzystaniem szkół czarterowych na dużą skalę”. Natomiast American Enterprise Institute, think-tank promujący Friedmanowskie idee, ogłosił z entuzjazmem, że „huragan Katrina zdziałał w jeden dzień to, czego luizjańskim reformatorom szkolnictwa nie udało się zrobić przez lata”[*]. Tymczasem nauczycielom pracującym dotychczas w państwowych szkołach przyszło obserwować, jak pieniądze, które miały zostać przeznaczone na pomoc ofiarom powodzi, wykorzystuje się do zastąpienia publicznego systemu szkolnictwa siecią nowych, prywatnych szkół. Plan Friedmana określono jako „edukacyjną grabież ziemi”[*].

Ja natomiast takie zorganizowane ataki na sferę publiczną po rozmaitych katastrofach, w połączeniu z traktowaniem tych katastrof jako świetnych okazji do ubicia interesu, nazywam kapitalizmem kataklizmowym (disaster capitalism).

Opublikowany przez Miltona Friedmana felieton na temat Nowego Orleanu należy uznać za ostatnią wskazówkę, jakiej ekonomista udzielił politykom. Niecały rok później, 16 listopada 2006 roku, Friedman zmarł w wieku dziewięćdziesięciu czterech lat. Prywatyzacja systemu szkolnictwa w średniej wielkości amerykańskim mieście wydaje się stosunkowo błahym zagadnieniem w przypadku człowieka uchodzącego za najważniejszego i najbardziej wpływowego ekonomistę minionego półwiecza. Wśród wyznawców doktryny ekonomicznej sformułowanej przez Friedmana znajdowali się m.in.: prezydenci USA, brytyjscy premierzy, rosyjscy oligarchowie, polscy ministrowie finansów, dyktatorzy z krajów Trzeciego Świata, sekretarze generalni Komunistycznej Partii Chin, dyrektorzy Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz kilku ostatnich szefów Rezerwy Federalnej. Nie da się jednak ukryć, że determinacja, z jaką Friedman walczył o wykorzystanie powodzi w Nowym Orleanie do upowszechniania fundamentalistycznej wersji kapitalizmu, stanowiła dla tego wyjątkowo dynamicznego i niestrudzonego, a mierzącego niecałe 160 centymetrów wzrostu profesora ekonomii dość adekwatną formę pożegnania się ze światem. Za swoich najlepszych lat Friedman zwykł porównywać się do „pastora z minionej epoki wygłaszającego niedzielne kazanie”[*].
Przez ponad trzy dekady Milton Friedman oraz jego zwolennicy udoskonalali strategię kapitalizmu kataklizmowego. Najpierw wyczekuje się na poważny kryzys, następnie zaś powstałe w jego wyniku zamieszanie wykorzystuje się do oddania części sektora publicznego w prywatne ręce. Na koniec takie „reformy” uznaje się za permanentne.

W jednym ze swoich najważniejszych esejów Friedman dokładnie opisał taktykę, za pomocą której współczesny kapitalizm realizuje swoje cele. Ja nazywam tę koncepcję doktryną szoku (shock doctrine). Jak pisał Friedman: „Tylko kryzys – rzeczywisty lub postrzegany – prowadzi do realnych zmian. Kiedy taki kryzys nastąpi, rodzaj podejmowanych działań będzie zależał od tego, jakie pomysły dominują na rynku idei. I tutaj właśnie dostrzegam nasze najważniejsze zadanie. Musimy stwarzać alternatywy dla istniejących rozwiązań, mówić o nich i utrzymywać je przy życiu, aż pewnego dnia to, co politycznie niemożliwe, stanie się politycznie nieuniknione”[*]. Niektórzy ludzie na wypadek kataklizmu gromadzą zapasy – magazynują wodę oraz puszki z jedzeniem. Friedmaniści gromadzą wolnorynkowe idee. Ekonomista z Uniwersytetu Chicago uważał, że kiedy kryzys w końcu nadejdzie, należy działać natychmiastowo. Radykalne reformy trzeba narzucić niezwłocznie, zanim wstrząśnięte kryzysem społeczeństwo znów popadnie w „tyranię status quo”. Friedman szacował, że „nowa administracja ma na przeprowadzenie poważniejszych zmian jakieś sześć do dziewięciu miesięcy. Jeżeli nowa ekipa nie skorzysta z nadarzającej się sposobności i w tym czasie nie będzie działać zdecydowanie, druga taka okazja już się nie powtórzy”[*]. Ten swoisty wariant rady udzielanej przez Machiavellego, zgodnie z którą „krzywdy powinno się wyrządzać wszystkie naraz”, stał się jednym z najważniejszych elementów spuścizny Friedmana.

Pierwszą lekcję w zakresie wykorzystywania potężnego kryzysu Milton Friedman wziął w połowie lat siedemdziesiątych, kiedy został doradcą chilijskiego dyktatora, generała Augusta Pinocheta. W okresie, jaki nastąpił po brutalnym zamachu stanu, społeczeństwo chilijskie pozostawało w stanie głębokiej traumy, potęgowanej jeszcze dodatkowo przez hiperinflację. Friedman doradził Pinochetowi, aby ten przeprowadził gwałtowną transformację gospodarki obejmującą: obniżkę podatków, liberalizację handlu, prywatyzację usług publicznych, cięcia wydatków socjalnych oraz deregulację. W efekcie tych zmian system publicznych szkół został w Chile zastąpiony siecią prywatnych szkół finansowanych za pomocą bonów. Transformacja, jakiej zostało poddane społeczeństwo chilijskie, to przykład najbardziej radykalnej kapitalistycznej inżynierii w historii. Reformy te nazywa się często „rewolucją szkoły chicagowskiej”, a to ze względu na fakt, iż wielu doradców ekonomicznych Pinocheta studiowało ekonomię na Uniwersytecie Chicago, gdzie wykładał Milton Friedman. Guru szkoły chicagowskiej przewidywał, że gwałtowność, skala oraz dynamika reform gospodarczych wywoła wśród społeczeństwa odpowiednie reakcje psychologiczne, które „ułatwią proces dostosowawczy”[*]. Friedman ukuł nawet nazwę dla postulowanej przez siebie bolesnej taktyki: terapia szokowa (shock treatment). Od tego czasu ilekroć jakiś rząd przystępował do wdrażania programu radykalnych reform gospodarczych, każdorazowo terapia szokowa była preferowaną metodą działania.

Pinochet „ułatwił proces dostosowawczy” za pomocą „szoków”, jakim wojskowy reżim w izbach tortur poddawał ciała tych, którzy przez nową władzę uznani zostali za potencjalnych przeciwników kapitalistycznej transformacji. Wielu obserwatorów wydarzeń w Ameryce Łacińskiej dostrzegało bezpośredni związek pomiędzy ekonomiczną terapią szokową, która wpędziła w nędzę miliony ludzi, oraz istną epidemią tortur, którym poddano setki tysięcy osób wierzących w to, że społeczeństwo powinno opierać się na innych zasadach. Jak pytał retorycznie urugwajski pisarz Eduardo Galeano: „Czy taki poziom nierówności społecznych może być utrzymany za pomocą innych metod niż elektrowstrząsy?”[*].

Dokładnie trzydzieści lat po tym, jak te trzy formy szoku zostały zastosowane w Chile, możemy obserwować ponowną próbę wykorzystania tej taktyki (choć z większą dozą przemocy) – tym razem w Iraku. Pierwszym etapem była oczywiście wojna. Operacja wojskowa została przeprowadzona zgodnie z założeniami doktryny wojennej „Szok i przerażenie”, której twórcy postulują „uzyskanie pełnej kontroli nad wolą, zdolnością postrzegania i rozumowania przeciwnika oraz pozbawienie go możliwości zarówno działania, jak i reagowania”[*]. Drugim etapem było wprowadzenie pakietu radykalnych reform gospodarczych. Główny amerykański administrator cywilny w Iraku Lewis Paul Bremer rozpoczął wdrażanie terapii szokowej w czasie, gdy większość kraju była zniszczona na skutek działań militarnych. Reformy objęły: masową prywatyzację, całkowitą liberalizację handlu, wprowadzenie piętnastoprocentowego podatku liniowego oraz radykalną redukcję wydatków budżetowych. Tymczasowy minister ds. handlu Ali Abdul-Amir Allawi powiedział wówczas, że jego współobywatele „mają już serdecznie dość bycia poddawanym kolejnym eksperymentom. System zniósł już dostatecznie dużo szoków. Nie potrzeba nam kolejnego wstrząsu w formie terapii szokowej w gospodarce”[*]. Kiedy Irakijczycy zaczęli stawiać opór, spotkały ich represje w postaci aresztowań. W więzieniach ich ciała i umysły zostały poddane kolejnym wstrząsom, które tym razem przyjęły mniej metaforyczną postać.

Badania nad zagadnieniem zależności wolnorynkowej ekspansji od szoków zaczęłam prowadzić cztery lata temu, w początkowym okresie okupacji Iraku. W trakcie swojego pobytu w Bagdadzie pisałam o nieudanych próbach uzupełnienia operacji wojskowej prowadzonej według doktryny „Szok i przerażenie” o ekonomiczną terapię szokową. Następnie udałam się na Sri Lankę, gdzie zaledwie kilka miesięcy po katastrofalnym tsunami zobaczyłam po raz kolejny, jak funkcjonuje doktryna szoku. Zagraniczni inwestorzy oraz międzynarodowe instytucje finansowe połączyły siły i wykorzystały atmosferę paniki, aby tamtejsze wyjątkowo atrakcyjne plaże przekazać w ręce przedsiębiorców, którzy natychmiast przystąpili do rozbudowy sieci luksusowych kurortów turystycznych. Dla setek tysięcy osób utrzymujących się z rybołówstwa taka prywatyzacja oznaczała przekreślenie możliwości odbudowania swoich rodzinnych wiosek wzdłuż wybrzeża. Jak obwieścił światu rząd Sri Lanki: „Jakkolwiek okrutny okazał się los wobec mieszkańców naszej wyspy, natura dała nam niezwykłą możliwość: katastrofę tę wykorzystamy do stworzenia najwyższej jakości kurortów turystycznych dla gości z całego świata”[*]. Kiedy więc huragan Katrina uderzył w Nowy Orlean i większość polityków Partii Republikańskiej, analityków z think-tanków oraz deweloperów zaczęła powtarzać mantrę o „niepowtarzalnych możliwościach” i „czystej kartce”, jasne się stało, że to jest właśnie preferowany sposób realizowania celów świata korporacyjnego: wykorzystać momenty zbiorowej traumy do przeprowadzenia radykalnej inżynierii społeczno-ekonomicznej.

Większość osób, które padają ofiarą klęski żywiołowej, nie jest zainteresowana „czystymi kartkami”. Przeciwnie – ofiary chcą uratować wszystko to, co nie zostało zniszczone, oraz odbudować to, co zabrał im kataklizm. W ten sposób ofiary potwierdzają więzi łączące je z miejscami, które uformowały ich tożsamość. „Kiedy angażuję się w odbudowę mojego miasta, to tak, jak gdybym odbudowywała samą siebie” – wyznała podczas usuwania gruzu naniesionego przez powódź Cassandra Andrews, mieszkanka nowoorleańskiej dzielnicy Lower Ninth Ward, która w trakcie huraganu ucierpiała najmocniej[*]. Ale w kapitalizmie kataklizmowym nie ma miejsca na odbudowę starego porządku. Zarówno w Iraku, jak i na Sri Lance oraz w Nowym Orleanie proces nazwany zwodniczo „odbudową” rozpoczął się od zniszczenia tego, czego nie zdołał zdewastować sam kataklizm. Usuwa się resztki sfery publicznej, przypuszcza się atak na społeczności zakorzenione w lokalnej rzeczywistości, po czym natychmiast przystępuje się do budowy nowego ładu – swoistego „korporacyjnego Nowego Jeruzalem”. W tym samym czasie ofiary wojny czy katastrofy naturalnej są jeszcze zbyt zdezorientowane, by móc przegrupować siły i bronić swoich racji.

Istotę doktryny szoku najlepiej ujął Mike Battles: „Dla nas poczucie zagrożenia i chaos to doskonała okazja do zarobku”[*]. Ten trzydziestoczteroletni były agent CIA tymi słowami wyjaśnił, w jaki sposób panujący w Iraku po inwazji chaos umożliwił jego niemalże nieznanej i niemającej prawie żadnego doświadczenia firmie ochroniarskiej Custer Battles zawarcie z rządem amerykańskim umów opiewających na kwotę 100 milionów dolarów[*]. Słowa byłego agenta CIA mogłyby jednak posłużyć jako motto współczesnego kapitalizmu: strach i chaos stały się bowiem katalizatorami kolejnych skoków naprzód.

Kiedy rozpoczęłam badania nad związkiem pomiędzy kolosalnymi zyskami a katastrofami na olbrzymią skalę, byłam przekonana, że oto staję się świadkiem fundamentalnej zmiany sposobu, w jaki przebiega globalna „liberalizacja” rynków. Dotychczas angażowałam się w działalność ruchu sprzeciwiającego się wszechwładzy świata korporacyjnego, o którym to ruchu świat dowiedział się przy okazji protestów zorganizowanych w Seattle w 1999 roku. W tym czasie byłam już przyzwyczajona do faktu, że poprzez naciski polityczne w ramach Światowej Organizacji Handlu (WTO) oraz poprzez warunki stawiane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) przy okazji udzielania pożyczek państwa są zmuszane do wprowadzania rozwiązań zgodnych z żądaniami świata biznesu. Trzy najważniejsze postulaty – prywatyzacja, deregulacja oraz daleko idące cięcia wydatków socjalnych – były od początku bardzo niechętnie przyjmowane przez społeczeństwa w krajach starających się o pożyczki. Niemniej jednak zawieranym pod auspicjami WTO oraz MFW porozumieniom pomiędzy negocjującymi ze sobą rządami towarzyszyło poczucie chociaż minimalnego konsensusu. O konsensusie zwykli mówić też eksperci związani z tymi instytucjami. Punktem zwrotnym stały się jednak zamachy z 11 września 2001 roku. Okazało się, że od tej pory ten sam mocno zideologizowany program będzie wdrażany za pomocą stricte siłowych metod: albo w trakcie wojskowej okupacji kraju, który stał się celem inwazji, albo też przy wykorzystaniu zamieszania będącego skutkiem klęski żywiołowej. Po zamachach z 11 września Waszyngton zmienił swoją politykę tak, jak gdyby od tej pory Stany Zjednoczone były upoważnione do narzucania innym krajom swojej wersji „wolnego handlu i demokracji” za pomocą operacji wojskowych „Szok i przerażenie”. Ewentualne pytanie, czy dane państwo jest zainteresowane takim właśnie pakietem reform, stało się już zbędne.

Im dłużej jednak zajmowałam się historią triumfu wolnego rynku na skalę globalną, tym bardziej zrozumiały stawał się dla mnie fakt, iż wykorzystywanie kryzysów i kataklizmów stanowiło od samego początku modus operandi Miltona Friedmana i jego zwolenników. Najbardziej fundamentalistyczna wersja kapitalizmu potrzebuje katastrof, aby móc maszerować naprzód. Można z całą pewnością stwierdzić, że katastrofy stają się z czasem coraz bardziej spektakularne i powodują coraz większe zniszczenia, ale samo zjawisko nie jest nowe. To, co stało się w Nowym Orleanie oraz w Iraku, nie jest innowacją wprowadzoną dopiero po 11 września. W rzeczywistości bowiem te sposoby wykorzystywania nadarzających się kryzysów to jedynie kulminacja prawie trzydziestoletniej praktyki ścisłego przestrzegania zasad doktryny szoku.

Z punktu widzenia zwolenników tejże doktryny minione trzydzieści pięć lat to jednak zupełnie inaczej wyglądająca epoka. Najbardziej brutalne przypadki gwałcenia praw człowieka, na które zwykle patrzyło się jak na sadystyczne akty przemocy niedemokratycznych rządów, w rzeczywistości były celowymi działaniami polegającymi albo na sterroryzowaniu opinii publicznej, albo też na przygotowaniu gruntu dla radykalnych wolnorynkowych „reform”. W latach siedemdziesiątych podczas rządów junty w Argentynie „zniknęło” 30 tysięcy osób, z których większość stanowili lewicowi aktywiści. „Polityka zniknięć” stosowana wobec potencjalnych przeciwników politycznych była jednak integralnym elementem planu, w ramach którego kraj został poddany rewolucji szkoły chicagowskiej. Terror stał się również nierozłącznym partnerem analogicznej transformacji społeczno-ekonomicznej przeprowadzanej przez zwolenników doktryny Miltona Friedmana w Chile. W Chinach w 1989 roku, kiedy doszło do masakry na placu Tiananmen oraz aresztowań setek tysięcy faktycznych i potencjalnych opozycjonistów, komunistyczne władze uznały, że od tej pory mają wolną rękę w realizowaniu programu reform. Kraj został przekształcony w dynamicznie rozwijającą się strefę eksportową, w której robotnicy są zbyt sterroryzowani, by domagać się swoich praw. W 1993 roku Borys Jelcyn podjął decyzję o wysłaniu czołgów przeciwko parlamentarzystom, wydał rozkaz ostrzelania siedziby parlamentu i nakazał aresztować głównych przywódców opozycji. W ten sposób droga do błyskawicznej prywatyzacji, która doprowadziła do wyłonienia się grupy cieszących się fatalną sławą rosyjskich oligarchów, stanęła otworem.

Wojna o Falklandy w 1982 roku odegrała podobną rolę w przypadku rządu Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii. Zamieszanie oraz patriotyczne emocje wywołane przez wojnę pozwoliły kierowanemu przez Thatcher rządowi złamać strajk górników i rozpocząć pierwszą w świecie zachodnim falę prywatyzacji. Prowadzone przez NATO naloty na Belgrad w 1999 roku umożliwiły przeprowadzenie natychmiastowej prywatyzacji na obszarze byłej Jugosławii – realizację tego celu zakładano jeszcze przed rozpoczęciem wojny. Jakkolwiek przesłanki ekonomiczne nie były wyłącznym uzasadnieniem tych wojen, należy pamiętać, że zbiorową traumę skrzętnie wykorzystano jako podstawę do przeprowadzenia ekonomicznej terapii szokowej.

Etap „rozmiękczania” kraju pod kątem terapii szokowej niekoniecznie musi wiązać się z zastosowaniem przemocy na szeroką skalę. W latach osiemdziesiątych rządy państw Afryki i Ameryki Łacińskiej, uginając się pod ciężarem zadłużenia, stanęły przed prostym wyborem, który jeden z urzędników MFW podsumował następująco: „prywatyzacja albo śmierć”[*]. Wobec kolosalnych długów i hiperinflacji rządy te nie mogły sobie pozwolić na odrzucenie warunków terapii szokowej (licząc, że jej przeprowadzenie pozwoli im uniknąć jeszcze gorszej katastrofy), od których spełnienia uzależnione zostało przydzielenie dalszych kredytów zagranicznych. Z kolei w Azji, gdzie kryzys z lat 1997–1998 spowodował spustoszenia porównywalne tylko z wielkim kryzysem lat trzydziestych, niegdyś dumne „azjatyckie tygrysy” zostały zmuszone do gwałtownego otwarcia swoich gospodarek dla kapitału zagranicznego. „The New York Times” nazwał działania zachodnich inwestorów i przejęcia firm azjatyckich „największą w historii wyprzedażą majątku bankruta”[*]. Wiele z tych państw było demokracjami. Tyle tylko, że radykalne reformy ekonomiczne, które tym państwom niejako narzucono, nie zostały przeprowadzone w sposób demokratyczny. Wręcz przeciwnie: friedmaniści doskonale rozumieli, że atmosfera towarzysząca potężnemu kryzysowi stanowi niezbędny pretekst do całkowitego zignorowania preferencji wyrażanych przez wyborców i przekazania uprawnień do decydowania w sprawach gospodarczych w ręce „ekonomicznych technokratów”.

Znane są oczywiście przypadki, kiedy reformy rynkowe zostają przyjęte i przeprowadzone w sposób w pełni demokratyczny. Przykładami polityków, którzy w swoim programie zapowiadali taki właśnie pakiet reform i wygrali demokratyczne wybory, mogą być Ronald Reagan w USA (chyba najbardziej znany przypadek) czy niedawno Nicolas Sarkozy we Francji. Jednakże w obu przypadkach politycy ci natrafili na opór ze strony społeczeństwa i zostali zmuszeni do zrewidowania swoich pierwotnych planów. W efekcie ich programy reform polegały na skromniejszych, częściowych zmianach, nie zaś na kompleksowej przebudowie systemu. O ile bowiem postulowany przez Friedmana model gospodarczy może zostać zrealizowany w warunkach demokratycznych jedynie częściowo, pełna wersja kapitalizmu à la Friedman może zostać zbudowana tylko przez rządy autorytarne. Jeżeli ekonomiczna terapia szokowa ma zostać zaaplikowana bez jakichkolwiek ograniczeń – tak jak w Chile w latach siedemdziesiątych, w Chinach pod koniec lat osiemdziesiątych, w Rosji na początku lat dziewięćdziesiątych czy w USA po zamachach z 11 września – konieczna jest do tego jakaś forma zbiorowego szoku psychicznego. Szoku, który albo tymczasowo zawiesza normalny bieg życia politycznego i praktyki demokratycznego rządzenia, albo też permanentnie usuwa demokrację. Ta ideologiczna krucjata zrodziła się w okresie autorytarnych rządów w Ameryce Południowej. Współcześnie zaś koegzystuje w najlepsze (i to z niemałymi zyskami dla obu stron) z rządami twardej ręki w Rosji i Chinach – dwóch krajach, gdzie doktryna szoku odnosi dziś największe sukcesy.

Przypisy końcowe

[*]Bud Edney, Appendix A: Thoughts on Rapid Dominance, w: Harlan K. Ullman, James P. Wade, Shock and Awe: Achieving Rapid Dominance, NDU Press Book, Washington, DC, 1996, s. 110.
[*]John Harwood, Washington Wire: A Special Weekly Report from The Wall Street Journal’s Capital Bureau, „Wall Street Journal”, 9 września 2005.
[*]Gary Rivlin, A Mogul Who Would Rebuild New Orleans, „New York Times”, 29 września 2005.
[*]The Promise of Vouchers, „Wall Street Journal”, 5 grudnia 2005.
[*]Ibid.
[*]Milton Friedman, Kapitalizm i wolność, tłum. Marek Lasota, Andrzej Kondratowicz, Centrum im. Adama Smitha & Rzeczpospolita, Warszawa 1993, s. 16.
[*]Wywiad z Joe DeRose, United Teachers of New Orleans, 18 września 2006; Michael Kunzelman, Post-Katrina, Educators, Students Embrace Charter Schools, Associated Press, 17 kwietnia 2007.
[*]Steve Ritea, N.O. Teachers Union Loses Its Force in Storm’s Wake, „Times-Picayune” (New Orleans), 6 marca 2006.
[*]Susan Saulny, U.S. Gives Charter Schools a Big Push in New Orleans, „New York Times”, 13 czerwca 2006; Veronique de Rugy, Kathryn G. Newmark, Hope after Katrina, „Education Next”, 1 października 2006, www.aei.org.
[*]Educational Land Grab, „Rethinking Schools”, jesień 2006.
[*]Milton Friedman, Inflation: Causes and Consequences Asia Publishing House, New York, 1963, s. 1.
[*]Milton Friedman, Capitalism and Freedom, University of Chicago Press, Chicago 1982, s. IX. [Fragment ten nie znalazł się w przedmowie do polskiego wydania książki z 1993 roku].
[*]Milton Friedman, Rose Friedman, Tyranny of the Status Quo, Harcourt Brace Jovanovich, San Diego 1984, s. 3.
[*]Milton Friedman, Rose D. Friedman, Two Lucky People: Memoirs, University of Chicago Press, Chicago 1998, s. 592.
[*]Eduardo Galeano, Days and Nights of Love and War, tłum. Judith Bristler, Monthly Review Press, New York 1983, s. 130.
[*]Harlam K. Ullman, James P. Wade, Shock and Awe, dz. cyt., s. XXVIII.
[*]Thomas Crampton, Iraq Official Warns on Fast Economic Shift, „International Herald Tribune” (Paris), 14 października 2003.
[*]Alison Rice, Post-Tsunami Tourism and Reconstruction: A Second Disaster?, Tourism Concern, London, październik 2005, www.tourismconcern.org.uk.
[*]Nicholas Powers, The Ground below Zero, „Indypendent”, 31 sierpnia 2006, www.indypendent.org.
[*]Neil King Jr., Yochi J. Dreazen, Amid Chaos in Iraq, Tiny Security Firm Found Opportunity, „Wall Street Journal”, 13 sierpnia 2004.
[*]Eric Eckholm, U.S. Contractor Found Guilty of $3 Million Fraud in IraQ, „New York Times”, 10 marca 2006.
[*]Davison L. Budhoo, Enough is Enough: Dear Mr. Camdessus… Open Letter of Resignation to the Managing Director of the International Monetary Fund, New Horizon Press, New York 1990, s. 102.
[*]Michael Lewis, The World’s Biggest Going-Out-of-Business Sale, „New York Times Magazine”, 31 maja 1998.

 
Wesprzyj nas