Absolutna klasyka powieści obyczajowej – kariera, miłość i szczęście, które czeka tuż… za progiem


Trudno jest znaleźć właściwego mężczyznę. Zwłaszcza takiego, który zaakceptuje cię taką, jaka jesteś, i nie będzie się o to złościł.

W zdominowanym przez mężczyzn świecie biznesu Fiona wspięła się na sam szczyt. Zawodowy sukces odniosła jednak kosztem rodzinnego szczęścia: jej małżeństwo rozpadło się, a kolejni kandydaci na partnerów bali się związać z inteligentną, przebojową kobietą.

Z upływem lat Fiona zaczęła tracić nadzieję, że uda jej się poukładać sobie życie. Jednak czy naprawdę nie można mieć i kariery, i miłości?
Czy każdy związek musi sprowadzać się do gry o władzę?

Danielle Steel jest autorką ponad 120 książek, przetłumaczonych na 43 języki i wydanych w 69 krajach, matką dziewięciorga dzieci i założycielką dwóch fundacji charytatywnych. Pokochały ją miliony kobiet na całym świecie. Fenomenalna autorka, której książki nie schodzą z listy bestsellerów „New York Timesa”. Od ponad 40 lat cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem czytelniczek na całym świecie.

Danielle Steel
Gra o władzę
Wydawnictwo Znak Między Słowami
Premiera: 22 maja 2014

Rozdział 1

Fiona Carson wyszła ze swojego gabinetu z odpowiednim zapasem czasu, by zdążyć do sali konferencyjnej na ważne spotkanie. Miała na sobie elegancki kostium, upięte włosy i delikatny makijaż. Była prezesem zarządu jednej z największych i najbardziej skutecznych korporacji w kraju. Nienawidziła się spóźniać i prawie nigdy tego nie robiła. Ludzie, którzy nie znali jej dobrze, byli przekonani, iż nad wszystkim sprawuje całkowitą kontrolę, że poradziłaby sobie w każdej sytuacji. Nawet jeśli miewała problemy osobiste, nigdy nie pozwalała, by wpływały one na jej pracę. Kobieta jej pokroju nigdy by do tego nie dopuściła.
Była już niemal w sali konferencyjnej, gdy zadzwoniło jej blackberry. Postanowiła pozwolić, by dzwoniący nagrał się na pocztę głosową, lecz uznała, że na wszelki wypadek sprawdzi, kto dzwoni. Wyjęła telefon z kieszeni. Była to jej córka Alyssa, obecnie studentka drugiego roku na Uniwersytecie Stanforda. Fiona zawahała się, po czym postanowiła odebrać. Miała czas. Rozpoczęcie spotkania zaplanowano za kilka minut, a jako samotny rodzic zawsze się denerwowała, jeśli nie udało się jej odebrać telefonu od dzieci. A jeśli tym razem stało się coś złego? Alyssa nigdy nie sprawiała kłopotów, była odpowiedzialna, lecz mimo to… mogła mieć wypadek… zachorować… może leży w szpitalu… może to jakiś kryzys w szkole… może jej pies został potrącony przez samochód (co już raz się stało – Alyssa cierpiała potem przez wiele miesięcy). Fiona nie mogłaby tak po prostu zignorować dzwonka, wiedząc, że to jedno z jej dzieci. Żywiła przekonanie, iż częścią roli rodzica jest bycie na zawołanie przez cały czas. To samo myślała o roli prezesa zarządu. Jeśli coś się działo, oczekiwała, że do niej zadzwonią, niezależnie od pory dnia i miejsca jej pobytu. Była zawsze dostępna dla swojej korporacji i swoich dzieci. Odebrała po drugim dzwonku.
– Mamo? – Alyssa użyła tonu, który rezerwowała tylko dla ważnych wydarzeń. Dla fantastycznego stopnia albo wręcz przeciwnie, dla nieprzyjemnej diagnozy lekarza lub pozytywnego testu na mononukleozę.
Fiona od razu zrozumiała, że jakikolwiek jest tego powód, rozmowa będzie ważna i tym bardziej ucieszyła się, że odebrała. Miała tylko nadzieję, że to nic poważnego.
– Tak, to ja. Słucham? – Zniżyła głos, by nikt nie usłyszał, że prowadzi prywatną rozmowę, i przeszła na koniec korytarza. – Dobrze się czujesz?
– Tak, oczywiście – odparła Alyssa z irytacją. – Dlaczego mnie o to pytasz?
Nie rozumiała jeszcze, co znaczy bycie matką, o co wtedy martwi się człowiek, co sobie wyobraża, jak wiele rzeczy może pójść źle, jak wiele złego może się przydarzyć. Zadaniem Fiony było myśleć o wszystkich tych sprawach i żyć w pełnej gotowości, by włączyć się do akcji, jeśli będzie to potrzebne, niczym Czerwony Krzyż lub straż pożarna. Bycie matką jest jak praca w pogotowiu przez całe życie.
– Gdzie jesteś? Czemu tak cicho mówisz? – Alyssa niemal jej nie słyszała. Nie znosiła, gdy matka szeptała do telefonu.
– Idę na posiedzenie zarządu – odparła Fiona scenicznym szeptem. – Czego potrzebujesz?
– Niczego nie potrzebuję. Chciałam cię tylko o coś zapytać – mruknęła Alyssa z urazą w głosie.
Rozmowa nie rozwijała się najlepiej. Fiona zaczęła się zastanawiać, dlaczego córka po prostu nie wysłała jej wiadomości tekstowej, co często robiła. Wiedziała, jak bardzo zajęta jest matka w ciągu dnia. Fiona jednak bezustannie powtarzała dzieciom, że to one są dla niej priorytetem, nie bały się więc zwracać do niej nawet podczas pracy. Założyła, że Alyssa chce powiedzieć jej coś ważnego. Dzieci znały zasady. „Nie dzwońcie do mnie, gdy jestem w pracy, chyba że naprawdę musicie”. Wyjątki zdarzały się, gdy dzieci były młodsze – wtedy dzwoniły do niej, by powiedzieć, że się uderzyły albo że za nią tęsknią. Nigdy nie ganiła ich za te telefony, ani Alyssy, ani Marka.
– Pytaj w takim razie – powiedziała Fiona, próbując maskować zniecierpliwienie w swoim głosie. – Zaraz mam spotkanie, jestem już prawie na miejscu.
– Chcę cię prosić o przysługę.
Oby to było ważne, pomyślała Fiona, biorąc pod uwagę wyczucie czasu córki, zdenerwowanie w jej głosie i przydługi wstęp.
– Jaką przysługę?
– Czy mogę pożyczyć twoją czarną spódnicę od Givenchy z rozcięciem z boku? Mam ważną randkę w sobotę.
Dla niej na pewno była to ważna sprawa.
– I po to dzwonisz? Nie mogło to zaczekać do wieczora? – Teraz to Fionę ogarnęła irytacja. – Ani razu jej jeszcze nie włożyłam.
Rzadko wkładała cokolwiek pierwsza. Alyssa albo pożyczała jej ubrania, albo też te znikały na wieczność i stawały się tylko bladym wspomnieniem w czeluściach jej szafy. Zdarzało się to coraz częściej. Nosiły ten sam rozmiar, a Alyssa wyrabiała sobie coraz bardziej wyrafi nowany styl.
– Przecież nie wkładam jej na zawody lekkoatletyczne. Oddam ci ją w niedzielę.
Ciekawe którą? W kwestii zwrotów Alyssę wyjątkowo zawodziło poczucie czasu.
Fiona już miała jej to wypomnieć, gdy okazało się, że nie znajdzie na to czasu.
– Dobrze. Porozmawiamy o tym wieczorem, gdy wrócę do domu.
– Muszę wiedzieć, bo jeśli mi nie pożyczysz, pojadę na zakupy. Nie mam co na siebie włożyć.
W dyskusję na ten temat Fiona również postanowiła się nie wdawać.
– Dobrze. Weź ją. Porozmawiamy wieczorem.
– Nie, mamo, zaczekaj… Muszę z tobą porozmawiać o mojej pracy na ekonomię. Termin mija w poniedziałek, profesorowi nie spodobał się mój temat i chciałam…
– Alysso, nie mogę teraz o tym rozmawiać. Później. Jestem zajęta. To zbyt obszerne zagadnienie, by mu poświęcać dwie sekundy – przerwała Fiona córce z rozdrażnieniem, a Alyssa natychmiast poczuła się urażona.
– Dobrze. W porządku, rozumiem. Zawsze narzekasz, że nie rozmawiam z tobą o swoich zajęciach, a profesor powiedział…
– Nie w środku dnia pracy, tuż przed spotkaniem zarządu. Bardzo się cieszę, że chcesz o tym ze mną porozmawiać. Po prostu nie mogę rozmawiać teraz. – Stała już przed drzwiami do sali konferencyjnej, musiała jak najszybciej zakończyć tę rozmowę.
– W takim razie kiedy? – prychnęła lekko Alyssa, jakby chciała zasugerować, że matka nigdy nie ma dla niej czasu, co nie byłoby uczciwe.
Fiona robiła, co mogła, by być dla nich dostępną, o czym Alyssa dobrze wiedziała.
– Wieczorem. Porozmawiamy wieczorem. Zadzwonię do ciebie.
– Wieczorem nie mogę. Idę do kina z grupą z francuskiego, a wcześniej na kolację do francuskiej restauracji. To część zajęć.
– Zadzwoń do mnie, jak wrócisz – odparła Fiona, rozpaczliwie próbując zakończyć rozmowę.
– Wpadnę w sobotę po spódnicę. Dzięki, mamo.
– Nie ma sprawy – mruknęła Fiona z kpiącym uśmiechem.
Bezustannie jej to robili, zwłaszcza Alyssa. Jakby potrzebowała dowodu, że jej matka zwraca na nią uwagę. Fiona zawsze to robiła. Alyssa nie musiała jej w tym zakresie testować, lecz mimo to próbowała. Jak teraz. Tak, poświęcam ci uwagę, pomyślała Fiona z nadzieją, że Alyssa nie zadzwoni za chwilę, by poprosić o pożyczenie czarnego sweterka, który pasowałby do spódnicy.
– Kocham cię. Baw się dobrze wieczorem.
– Ja też cię kocham. Baw się dobrze na posiedzeniu zarządu. Przepraszam, że zawracałam ci głowę, mamo. – Po tych słowach Alyssa się rozłączyła.
Fiona przełączyła telefon w tryb wibracji i wsunęła go do kieszeni żakietu. Miała pracę do wykonania. Na razie koniec z negocjowaniem warunków użyczenia nowiutkiej, jeszcze nienoszonej spódnicy. Tak właśnie wyglądało prawdziwe życie nowoczesnej prezes zarządu i samotnej matki.
Przybrała poważną minę i weszła do sali konferencyjnej NTA, National Technology Advancement; uśmiechnęła się do członków zarządu zebranych wokół długiego owalnego stołu. W zarządzie zasiadało dziesięć osób – ośmiu mężczyzn i dwie kobiety, głównie dyrektorzy innych korporacji, mniejszych i o podobnym rozmiarze. Połowa już się zebrała, czekali na Fionę i czworo pozostałych członków, by rozpocząć zebranie. Czterdziestodziewięcioletnia Fiona była prezesem zarządu NTA od sześciu lat, doskonale wypełniała swoją funkcję. Zastąpiła człowieka, który zasiadał w fotelu zbyt długo i nadmiernie przywiązał się do staromodnych decyzji niosących minimalne ryzyko i skutkujących spadkiem wartości akcji. Kandydatura Fiony była wynikiem skrupulatnego wyboru komitetu, który skusił ją do porzucenia innej intratnej posady.
Przejęła stery spokojnie, z namysłem, po czym wykazała się przenikliwością spojrzenia oraz śmiałością i odwagą w planowaniu. Nie ryzykowała niepotrzebnie, każdy jej krok był przemyślany, wyznaczyła firmie konkretne krótko- i długoterminowe cele i błyskotliwie je realizowała. Po kilku miesiącach kurs akcji wrócił do poprzedniego poziomu, a potem zaczął rosnąć pomimo trudnej sytuacji gospodarczej. Pokochali ją za to zarówno zarząd, jak i udziałowcy, zyskała sobie też szacunek współpracowników i podwładnych. Dochody rosły. Była bezlitosna, jeśli zachodziła taka potrzeba, lecz wszystko, co robiła, było drobiazgowo przeanalizowane i wykonane. Fiona Carson była prawdziwą gwiazdą, od samego początku swojej kariery. Cechowała ją błyskotliwa inteligencja i głowa do interesów. Była jedną z najbardziej rozpoznawalnych kobiet w kraju, dyrektorem jednej z największych korporacji amerykańskiego przemysłu, odpowiadała za sto tysięcy pracowników.
Dyskutowała cicho z członkami zarządu, którzy powoli się schodzili. Od rozpoczęcia spotkania dzieliło ich jeszcze dziesięć minut. Zawsze starała się przyjść nieco wcześniej, by móc z nimi porozmawiać. Przewodniczący, Harding Williams, zjawiał się zazwyczaj w ostatniej chwili. On również zrobił karierę w biznesie, lecz nie tak błyskotliwą jak Fiona. Był głową dużych korporacji przez wiele lat, choć żadna z nich nie dorównywała wielkością NTA, preferował dyktatorski styl zarządzania, co było normą w jego czasach. Teraz jednak wiele się zmieniło, co Fiona wytykała mu za każdym razem, gdy zdecydował się na jakiś rebeliancki krok, bazując na swoich opiniach i kaprysach. Fiona ściśle przestrzegała reguł korporacyjnego zarządzania, granic, które korporacje i ludzie stojący na ich czele mieli obowiązek respektować. Oczekiwała, że zarząd uczyni tak samo. Wywoływało to tarcia pomiędzy nią a Hardingiem, ilekroć się spotykali. Fiona z wrodzoną delikatnością tłumaczyła, że są jak rodzice, którzy mają na uwadze dobro swego dziecka i że ich diametralnie różne opinie przysługują się NTA, prowadzą bowiem do rozsądnych kompromisów. Wypracowywanie tych kompromisów zawsze przyprawiało ją jednak o ciężkie bóle głowy, budziło też najgorsze cechy ich obojga. Szanowała Hardinga Williamsa jako przewodniczącego, ceniła jego długoletnie doświadczenie, lecz nie kryła się z tym, że gardzi nim jako człowiekiem, a on pałał do niej jeszcze większą nienawiścią. Nie robił z tego sekretu, często czynił na jej temat obraźliwe osobiste komentarze, przewracał oczami, słysząc jej sugestie, podczas gdy ona zachowywała się wobec niego dyplomatycznie, z szacunkiem i powagą, niezależnie od tego, ile ją to kosztowało. Ranił jej uczucia swoimi złośliwościami, którymi obrzucał ją także za jej plecami, lecz nigdy nie dawała niczego po sobie poznać. Nie chciała dawać mu satysfakcji płynącej ze świadomości, jak bardzo ją tym krzywdzi. Była profesjonalistką do szpiku kości. Jej asystentka witała ją dwoma advilami i szklanką wody, ilekroć Fiona wracała ze spotkania zarządu, dziś miało być podobnie. Fiona zwołała to nadzwyczajne spotkanie, by wypracować z zarządem rozwiązanie pewnego problemu.
Harding był zdania, że spotkanie to głupota, narzekał, że musi na nie przyjść. Od pięciu lat był na emeryturze, lecz nadal zasiadał w zarządach kilku spółek. Pod koniec roku ze względu na wiek był zobligowany zrezygnować z funkcji przewodniczącego zarządu NTA, chyba że zarząd postanowiłby przegłosować przepis o obowiązkowym odejściu na emeryturę członka, który skończy siedemdziesiąt lat, na co się jednak nie zapowiadało. Fiona nie mogła się już doczekać końca roku, od którego dzieliło ich jeszcze siedem miesięcy. Do tego czasu musiała zachowywać się w stosunku do niego konstruktywnie. Podejmowała ten wysiłek od sześciu lat, odkąd objęła fotel prezesa NTA.
Pierwszego dnia gdy podjęła pracę, dowiedziała się, że Harding Williams uważa ją za kobietę pozbawioną moralności i dziwkę. Zasiadał w zarządzie NTA od wielu lat, a ich drogi skrzyżowały się po raz pierwszy w Harvard Business School, gdzie miał wykłady podczas jej pierwszego roku studiów. To wtedy sformułował sobie opinię na jej temat, która nigdy się nie zmieniła.
Fiona mogłaby być uderzająco piękną kobietą przy odrobinie wysiłku, którego jednak z wyboru nie podejmowała. Nie zaprzątała sobie głowy tym, by wydawać się atrakcyjną mężczyznom, z którymi pracowała. Jej jedynym celem było prowadzenie firmy i tysięcy jej pracowników ku jeszcze szczytniejszym celom. Wiele lat wcześniej przejęła styl kobiet w korporacyjnym świecie. Była wysoka i szczupła, miała ładną figurę, długie jasne włosy, które zawsze upinała w schludny węzeł, i duże zielone oczy. Nie nosiła biżuterii ani innych ozdób. Jej paznokcie zawsze były nieskazitelne i powleczone bezbarwnym lakierem. Była uosobieniem odnoszącej sukcesy, potężnej kobiety z kadry zarządzającej. Żelazna ręka w aksamitnej rękawiczce. Silna kobieta, która nie nadużywała władzy, lecz była gotowa podejmować trudne decyzje, jeśli to konieczne. Akceptowała krytykę i wszelkie problemy, które wiązały się z jej zawodem. Nigdy nie pokazywała po sobie, że ma wątpliwości, obawy, wyrzuty sumienia, gdy trzeba było zamknąć fabrykę, eliminując tym samym tysiące miejsc pracy. Nie mogła spać nocami, lecz w pracy zawsze wydawała się spokojna, chłodna, nieustraszona, inteligentna, pełna współczucia i uprzejma. Nigdy nie pokazywała w biurze swojej łagodniejszej strony, choć przecież ją miała. Nie mogła sobie na to pozwolić; byłoby to dla niej niebezpieczne. Musiała być nieustraszonym liderem, czego przez cały czas była świadoma.
Gdy w końcu wszyscy usiedli, Harding Williams ogłosił rozpoczęcie posiedzenia, po czym zwrócił się do niej z sarkastycznym spojrzeniem, które zignorowała:
– To ty zwołałaś to spotkanie, Fiono. Powiedz nam, czego chcesz. Mam nadzieję, że okaże się to warte zmuszenia nas wszystkich, byśmy porzucili to, co akurat robimy, i natychmiast zjawili się tutaj na nieplanowane posiedzenie. Nie rozumiem, dlaczego nie mogłaś po prostu przesłać nam wszystkim informacji. Mam lepsze rzeczy do roboty, niż przybiegać tutaj za każdym razem, gdy wpadnie ci do głowy nowy pomysł, i jestem przekonany, że inni członkowie zarządu czują podobnie.
Ona również nie narzekała na brak zajęć, lecz nie wytknęła mu tego. Miała dobry powód, by zwołać to posiedzenie, wiedziała, że Harding również to wie. Znęcał się nad nią po prostu, jak zwykle. Nigdy nie przeoczył ku temu okazji. W jego obecności zawsze czuła się jak studentka, która obleje kurs. Niczego jednak po sobie nie pokazywała.
Przez te wszystkie lata Harding nieraz napomknął, że jego zdaniem kobiety nie powinny zarządzać dużymi korporacjami, że nie mają ku temu zdolności; był przekonany, że Fiona nie jest wyjątkiem. Nienawidził tego, że kobiety w dzisiejszych czasach zajmują wysokie pozycje, niepomiernie go to irytowało. Sam był żonaty od czterdziestu czterech lat z kobietą, która uczęszczała do Vassar, zrobiła dyplom z historii sztuki w Radcliff e i nigdy nie pracowała. Nie mieli dzieci, Marjorie Williams żyła zupełnie w jego cieniu, oczekując na jego dyspozycje. To całkowicie satysfakcjonowało Hardinga, często chwalił się długością swojego małżeństwa, zwłaszcza gdy słyszał o takich, które się rozpadły. Nie miał w sobie za grosz skromności ani uprzejmości, jego arogancja budziła powszechną antypatię. U Fiony również.
– Szanowni państwo – powiedziała Fiona cicho, prostując plecy. Miała spokojny głos, lecz cechowała ją też charyzma, która sprawiała, że ludzie jej słuchali, wzbudzała zainteresowanie każdej osoby w sali, gdy dzieliła się swoimi innowacyjnymi pomysłami. – Zwołałam to posiedzenie, ponieważ chciałam poruszyć temat niedawnego przecieku do prasy. – Wszyscy o tym wiedzieli, wzbudziło to niepokój każdego członka zarządu. – Myślę, że wszyscy zgadzamy się co do tego, iż stawia nas to w niezręcznej sytuacji. Zamknięcie fabryki w Larksberry wpłynie na tysiące naszych pracowników, których trzeba będzie zwolnić. Należy to ogłosić z wyjątkową ostrożnością. Sposób, w jaki to ogłosimy, oraz to, jak postąpimy później, może wywrzeć poważny negatywny wpływ na nasze notowania, a nawet wywołać panikę na giełdzie. Nie ma wątpliwości, że choć przegłosowaliśmy tę kwestię na naszym poprzednim spotkaniu, podanie tego do publicznej wiadomości, do wiadomości akcjonariuszy czy naszych pracowników jest wciąż przedwczesne. Teraz potrzebujemy czasu, by opracować plan zamknięcia, nad czym pracuję bez przerwy od naszego ostatniego spotkania. Myślę, że wpadliśmy na kilka bardzo dobrych pomysłów co do tego, jak chociaż trochę osłabić ten cios. Musimy zamknąć fabrykę dla dobra firmy, lecz nie chcemy przecież, by wiadomość o tym trafi ła do prasy, zanim będziemy gotowi. A jak sami wiecie, artykuły na ten temat ukazały się dwa tygodnie temu w „The Wall Street Journal” i „The New York Times”. Od dwóch tygodni próbuję uprzątnąć ten bałagan. Myślę, że wszyscy zgadzamy się, iż najbardziej niepokojący nie jest sam przeciek, lecz fakt, że musiał się go dopuścić ktoś z nas. O zamknięciu fabryki wiedziały tylko osoby zgromadzone w tej sali. Niektóre szczegóły nigdy nie zostały zapisane na papierze, jest więc oczywiste, że prasę poinformował ktoś z nas.
Zapadła martwa cisza, Fiona zaczęła rozglądać się wokół z powagą.
– To nie do pomyślenia. Doszło do tego po raz pierwszy w czasie mojej sześcioletniej kariery w NTA, nigdy nie spotkałam się zresztą z przeciekiem, który wyszedłby od zarządu. Wiem, że to się zdarza, lecz dla mnie jest to pierwszy raz, dla niektórych z was zapewne też. – Znów na nich spojrzała.
Skinęli głowami. Nikt nie miał miny winnego, Harding wydawał się poważnie poirytowany, jakby marnowała ich czas, choć przecież tak nie było. Ktoś z zarządu przekazywał wiadomości prasie, a Fiona zamierzała się dowiedzieć kto. Chciała się tego dowiedzieć najszybciej, jak to tylko możliwe, by wykluczyć tę osobę z zarządu. Było to wykroczenie zbyt poważne, by można je potraktować lekko lub zignorować.
– Myślę, że wszyscy zasługujemy na to, by wiedzieć, kto naruszył poufność posiedzeń, a dotychczas nikt nie wziął na siebie za to odpowiedzialności. Tak nie może być. – W jej zielonych oczach zapłonął ogień. – Zbyt wiele mamy do stracenia: pozycję firmy, stabilność notowań naszych akcji. Odpowiadamy przed akcjonariuszami i naszymi pracownikami. Chcę wiedzieć, kto kontaktował się z prasą, wy także powinniście.
Wszyscy przytaknęli, Harding zrobił znudzoną minę.
– Do rzeczy, Fiono – wtrącił niegrzecznie. – Co sugerujesz? Badania z wykrywaczem kłamstw? Dobrze, możesz zacząć ode mnie. Miejmy to już z głowy, bez całego tego idiotycznego zamieszania. Nastąpił przeciek, jakoś to przetrwaliśmy, pracownicy, których zwolnimy, oraz opinia publiczna zostali ostrzeżeni. Nie usprawiedliwiam tego, co się wydarzyło, lecz może to wcale nie było takie złe.
– Nie zgadzam się z tobą. Myślę, że to ważne, byśmy wiedzieli, kto to zrobił, i dopilnowali, by nigdy więcej się to nie powtórzyło.
– Dobrze. Możesz zorganizować to swoje polowanie na czarownice, lecz ostrzegam, że nie zgodzę się na żadne nielegalne metody. Wszyscy pamiętamy, co wydarzyło się w Hewlett-Packard parę lat temu z bardzo podobnego powodu. To niemal zrujnowało firmę, zarząd padł ofiarą prześladowań prasy, a jego członkowie nie mieli pojęcia, że zostały przeciwko nim wykorzystane nielegalne metody inwigilacji, przez co przewodniczący niemal trafi ł do więzienia. Ostrzegam cię, Fiono. Nie mam zamiaru iść do więzienia dla ciebie ani dla twojego polowania. Możesz przeprowadzić dochodzenie, lecz każdy krok ma być legalny, i to bezdyskusyjnie.
– Zapewniam cię, że tak właśnie będzie – odparła chłodnym tonem. – Podzielam twoje obawy. Nie chcę powtórki problemów HP. Skontaktowałam się z kilkoma firmami detektywistycznymi, prześlę wam ich nazwy. Chcę uczciwego, całkowicie legalnego śledztwa wobec wszystkich członków zarządu, mnie również, by odkryć, kto jest odpowiedzialny za przeciek, jako że nikt nie chce się do tego przyznać.
– Czy to naprawdę ma znaczenie? – zapytał Harding ze znudzoną miną. – Stało się, powiedziałaś, że sprzątasz bałagan. Nic się nie zmieni, jeśli dowiesz się, kto się wygadał. Może jakiś sprytny reporter sam na to wpadł.
– To niemożliwe i dobrze o tym wiesz. Chcę mieć całkowitą pewność, że to się więcej nie powtórzy. To wydarzenie przeczy wszystkim naszym zasadom zarządzania, temu, jak prowadzimy tę firmę – odrzekła Fiona, a Harding przewrócił oczami.
– Na litość boską, Fiono, potrzeba czegoś więcej niż „zarządzania”, by prowadzić firmę. Wszyscy znamy zasady. Marnujemy mnóstwo czasu na dyskusje o procedurach i wymyślanie nowych, by się spowolnić. Jestem zdumiony, że przy tym wszystkim masz jeszcze czas, by prowadzić firmę. Ja nigdy nie marnowałem go aż tyle w trakcie swojej długoletniej kariery. Podejmowaliśmy słuszne decyzje i trzymaliśmy się ich. Nie trwoniliśmy czasu na wymyślanie nowych zasad odnośnie do tego, jak to robić.
– Nie można dzisiaj zarządzać korporacją w dyktatorskim stylu – zaoponowała stanowczo. – Te czasy dobiegły końca. Nasi akcjonariusze by sobie tego nie życzyli, my również nie powinniśmy. Wszyscy musimy żyć według zasad, a akcjonariusze dzisiaj są o wiele lepiej poinformowani i o wiele bardziej wymagający niż jeszcze dwadzieścia, trzydzieści lat temu – dodała. Była nowoczesnym prezesem zarządu i żyła według zasad, które Harding uważał za stratę czasu. Często ją za to krytykował. – Chciałabym poddać pod głosowanie wniosek o wszczęcie śledztwa w celu dowiedzenia się, kto był źródłem przecieku, z użyciem legalnych metod, by zdobyć informacje.
Harding natychmiast zarządził głosowanie, by mieć to z głowy, i choć jasno dał wszystkim do zrozumienia, że uważa to za głupotę i marnotrawienie pieniędzy NTA, nie wyraził sprzeciwu. Wszyscy zagłosowali za wnioskiem.
– Zadowolona? – zapytał ją, gdy tylko razem opuścili salę posiedzeń.
– Tak, dziękuję, Hardingu.
– A co zrobisz, gdy dowiesz się, kto stoi za przeciekiem? – zapytał, obrzucając ją drwiącym spojrzeniem. – Wymierzysz tej osobie klapsa? Mamy lepsze rzeczy do roboty.
– Poproszę, by ta osoba złożyła rezygnację – odparła stanowczym tonem i spojrzała mu prosto w oczy.
Zobaczyła w nich tę samą pogardę, którą w nich widywała od dwudziestu pięciu lat, odkąd uczęszczała do Harvard Business School. Wiedziała, że nie zdoła zdobyć jego szacunku, i nie dbała o to. Odniosła fenomenalny sukces, niezależnie od tego, co on o niej myślał.

 
Wesprzyj nas