Fabryka snów skrywa nikczemne czyny. Thriller z Hollywood w tle.


Kiedy w studiu filmowym ożywa złowieszcza postać kapłana z filmu i zabija początkującą aktorkę, o morderstwo zostaje oskarżony syn właściciela studia. Aby udowodnić jego niewinność, trzeba posunąć się do niekonwencjonalnych sposobów – nawet rozmowy ze zmarłymi…

W znanym studiu filmowym Eddiego Archera, hollywoodzkiego speca od efektów specjalnych, straszą potwory, monstra i zombie. Manekiny wyglądają tu jak ofiary zbrodni, a sztuczną krew można wziąć za autentyczną. W podziemiach tego królestwa ułudy, gdzie zrekonstruowano sceny z niektórych mrocznych filmów, dochodzi w końcu do prawdziwego morderstwa.

Pewnego niedzielnego wieczoru, Alistair – syn Eddiego, znalazł się sam w studiu z początkującą aktorką, Jenny Henderson. Nic nie wskazywało na to, że tej nocy wydarzy się coś niezwykłego… Jednak na oczach zaskoczonego i przerażonego Alistaira ożywa złowieszcza postać kapłana z filmu „Sam Stone i dziwaczny przypadek Muzeum Egiskiego” i jednym ruchem noża uśmierca Jenny. Policja nie wierzy zeznaniom Alistaira i oskarża go o zabójstwo.

Zrozpaczony Eddie szuka ratunku dla ukochanego syna, który zapewnia go o swojej niewinności. Udaje mu się sprowadzić Ekipę Łowców, słynną ze skuteczności i niekonwencjonalnych sposobów prowadzenia śledztwa. Przewodniczką tej grupy po studiu i pośród ludzi z nim związanych zostaje Madison Darvil, zaufana pracownica Eddiego. Okazuje się, że Madison potrafi nawiązać kontakt ze zmarłymi. Wkrótce ta niezwykła umiejętność okazuje się przydatna w śledztwie.

Heather Graham – autorka bestsellerów „New York Timesa” i „USA Today”. Opublikowała ponad 70 tytułów, m.in. „Rajska pokusa”, „Noc, morze i gwiazdy”, „Mordercze grono” i wiele innych. Jej powieści zostały wyróżnione licznymi nagrodami. Ukazały się na całym świecie w łącznym nakładzie ponad 20 milionów egzemplarzy.

Heather Graham
Zło
Wydawnictwo Burda Książki
Premiera: 16 kwietnia 2014


Alistair powoli zszedł po schodach, świadom wonnej obecności Jenny za swoimi plecami. Dotarł na podest. Wcześniej nie odwiedzał muzeum, gdy było wyłączone oświetlenie z wyjątkiem awaryjnego. Zmieniało to wygląd ekspozycji. Pierwsza zrekonstruowana scena nawiązywała do Sokoła maltańskiego. Humphrey Bogart, Bogie, siedział za biurkiem, pochylała się ku niemu femme fatale, czyli Mary Astor, a złowieszczy Peter Lorre czaił się z boku. Wszyscy tkwili w cieniu i nawet Bogart wydawał się niebezpieczny, jakby chciał udusić Mary Astor. Po drugiej stronie przejścia stał przy stole śniadaniowym Orson Welles jako tytułowy bohater Obywatela Kane’a, zły, że nie miał o czym rozmawiać z Ruth Warrick, która grała jego pierwszą żonę. Stare manekiny z połowy lat pięćdziesiątych, czyli z czasów poprzedniego właściciela studia, odtworzono z wielkim pietyzmem. W mrocznym światłocieniu, ożywianym przez czerwone lampki, niewiele brakowało, by Alistair uwierzył, że Orson Welles gniewnie przemówi, gdy zabraknie mu cierpliwości, i jego wybuch położy kres nudzie tego małżeństwa. Dalej Alan Ladd i Veronica Lake stali razem w scenie ze Szklanego klucza, byli też Dana Andrews, Vincent Price i Gene Tierney z Laury.
Długi tunel zapełniały eksponaty. Niepozorna drewniana barierka oddzielała przejście od części wystawowej, a goście mogli, uruchamiając przycisk, posłuchać z głośnika tekstu sceny, przed którą właśnie stali, a także informacji o aktorach, producentach, scenarzystach i reżyserach filmów. Alistair pomyślał, że tego wieczoru wszystkie postaci wyglądają tak, jakby umiały mówić bez pomocy elektroniki.
Bogart pojawiał się ponownie w scenie z Ingrid Bergman z Casablanki, żegnał się z nią, a w tle był samolot, którym miała odlecieć. Bogart trzymał Ingrid za ramiona, a dzielone przez nich emocje wyraziście malowały się na twarzach.
Przy końcu przejścia Alistair przystanął.
Ta scena pochodziła z filmu, który dopiero co oglądał: Sama Stone’a i dziwacznego przypadku Muzeum Egipskiego. Detektyw Sam Stone, grany przez nieszczęsnego Johna de la Torre, przybył odrobinę za późno. Widać było pusty sarkofag, a w pobliżu mężczyzna w kapłańskich szatach zaciskał dłonie na szyi femme fatale Dianny Breen, granej przez równie nieszczęsną Audrey Grant. Na podłodze wiły się liczne węże, kobry egipskie. Sam musiał przedostać się między nimi, jeśli nie chciał stracić szansy uratowania Dianny. Wpatrując się w tę scenę, Alistair zamrugał oczami, uznając, że źle widzi. Przysiągłby, że zauważył ruch jednego z węży.
– Ej – przynagliła Jenny, popychając go od tyłu.
– Co? – spytał nieprzytomnie Alistair, wciąż wpatrzony w scenę.
– Drzwi do studia są otwarte – szepnęła.
Odwrócił się, by spojrzeć w koniec przejścia. Drzwi do studia efektów specjalnych rzeczywiście były uchylone, a powinny być zamknięte na cztery spusty. Ojciec i dyrektorzy studia ściśle przestrzegali ustalonych reguł. Alistair pomyślał, że ktoś go podpuszcza, i to na całego. Mogły tu być kamery, o których nic mu nie wiadomo, i gromada ludzi, gotowa wybuchnąć śmiechem. Głupiec z niego, że gotów był złamać zasadę za pieszczotę kobiety. Podobnie jak w wielu czarnych filmach, urodziwa kobieta wiodła go do zguby. A jednak… scena z Sama Stone’a i dziwacznego przypadku Muzeum Egipskiego naprawdę wydawała się ożywiona. Chłód przeniknął Alistaira do szpiku kości. Ostrzegł Jenny spojrzeniem, że zdaje sobie sprawę z sytuacji. Gdy stanął w drzwiach prowadzących do studia, usłyszał jej krzyk. Odwrócił się i otworzył usta ze zdumienia.
Morderca w długiej szacie, złowieszczy kapłan Amun Mopat, opuścił scenę. To coś zdawało się nie mieć twarzy – jej miejsce było niczym czarna dziura. Stało za Jenny i zdawało się gapić na Alistaira, ale przecież nie miało oczu…
– Ej! – usiłował wykrzyknąć Alistair, ale zabrzmiało to bardziej jak rechot żaby.
Ukazała się dłoń dzierżąca długi nóż, który wyglądał bardzo prawdziwie.
– Dobra, dość tego. Puść ją! – zażądał Alistair, usiłując pokonać niemoc, by ruszyć w stronę Jenny i przebranego napastnika.
Jenny nie była już kinową femme fatale. Patrzyła na niego błagalnie pełnymi trwogi oczami.
– Alistair! – wykrzyknęła spanikowana.
– Dość! – zawołał Alistair.
Nagle dziwaczny napastnik przystąpił do ataku. Szybkim, mocnym ruchem przeciągnął ostrzem noża po gardle Jenny. Krew nie pociekła, lecz trysnęła. Krzyk dziewczyny zamarł, zduszony charczeniem, towarzyszącym krwawej fontannie, i po kilka sekundach zapadła cisza. W powietrzu uniósł się metaliczny, zdecydowanie przykry zapach, bo lejąca się krew nie była sztuczna. Przebieraniec puścił Jenny i ruszył ku Alistairowi.
Alistair spędził całe życie w świecie strachów i makabry, wśród największych bohaterów kina i najbardziej przerażających czarnych charakterów, potworów, wampirów, duchów, groźnych przybyszy z kosmosu. Mimo to przestał myśleć, ogarnięty przerażeniem. Czerń zasnuła mu pole widzenia i upadł na podłogę w kałużę krwi. Poznał po zapachu, że nie jest sztuczna. Krwawa śmierć Jenny była jak najbardziej prawdziwa.

Zemsta.
W Hollywood każda postać musiała mieć imię. Imię Zemsta brzmiało dobrze.
Zemście podobało się, że stoi w ukryciu, ogarnięta radością, czując zapach krwi. Pierwsze minuty zostały zapisane na kręcących się szpulach pamięci.
Większość ludzi uznałaby ten czyn za szalony, a Zemstę za niespełna rozumu. Nic z tego. Szaleńcowi nie udałoby się tak szczegółowo opracować planu i dokładne wyliczyć czasu. Szaleniec nie przewidziałby wszystkiego, co było potrzebne do takiego triku. Nie zagrałby tego tak, jak należało to zrobić.
Zemście powiodło się lepiej, niż mogła oczekiwać. Ta dziewczyna, krew, Alistair Archer, który potyka się, pada i mdleje… Potem odzyskuje przytomność, krzyczy, biegnie do strażnika…
Z ulicy dobiega wycie. Wkrótce będą tu węszyć gliniarze. Nie przyjdzie im do głowy, by podejrzewać Zemstę. Nie znają ani studia, ani jego przeszłości. Nie zrozumieją, ile pomysłowości i błyskotliwości wymagało urzeczywistnienie planu.
Jutro Zemsta na powrót wcieli w kogoś normalnego, przeciętnego. Odrzuci nadzwyczajną osobowość, będzie współczuć, zajmować się codziennymi sprawami. Nikt się nie dowie. Nie za życia Zemsty.
Uśmiecha się i po chwili wybucha śmiechem. To nie jest niebezpieczne, ponieważ Zemsty nikt nie usłyszy. Trzeba było poczuć smak tej chwili. Postać samotnie w mroku, poobserwować. Czas stąd odejść.
Nie do wiary, że się udało! Brawa dla Zemsty! To zaledwie początek…

Gdy zadzwonił telefon, Madison Darvil nie była w pełni obudzona. Wcześniej budzik wyrwał ją z cudownego stanu półsnu, ale ponieważ miała pod ręką przycisk drzemki, uznała, że przez kilka minut poleniuchuje. Sygnał telefonu był głośny i przenikliwy, przekręciła się więc na bok, żeby odebrać połączenie. Aparat wysunął się jej z dłoni i spadł na podłogę. Zaklęła, bo gdy się po niego schyliła, uderzyła głową w stolik przy łóżku.
– Cholera! – rzuciła, zauważając, że zdążyła uruchomić przyciskiem połączenie, więc rozmówca słyszał, co się u niej działo.
– Halo? – powiedziała, zerkając na zegarek. Siódma trzydzieści trzy. Kto tak wcześnie dzwoni? Usłyszała cichy śmieszek, a potem chrząknięcie.
– Madison?
– Słucham cię, Alfie.
Alfie Longdale był jej asystentem w studiu. Wygodnie było korzystać z pomocy asystenta, a Alfie miał niezrównane oko do szczegółów, co wróżyło mu karierę.
– Nie musisz przychodzić dzisiaj rano. Zresztą, nawet ci nie wolno.
Serce podeszło jej do gardła. Czyżby ktoś nagle uznał ją za nieodpowiednią osobę na niewłaściwym miejscu, która mimo przygotowania, skończonych studiów i doświadczenia jest dzieciakiem, bawiącym się w kręcenie filmów?
– Co takiego?
Alfie zniżył głos.
– Wyobraź sobie, że wczoraj wieczorem w muzeum popełniono morderstwo. Zaaresztowano Alistaira Archera. Jakaś gwiazdeczka się na niego napaliła. Mówią, że miała gardło poderżnięte od ucha do ucha. Alistair twierdzi, że egipska mumia urządziła jatkę, gdy wyszła spomiędzy muzealnych figur. Wiesz, ten kapłan z pierwszego filmu o Samie Stonie, ten potwór.
Madison pomyślała, że Alfie dramatyzuje, do czego miał skłonności. Mumia? Potwór? Musiał to wymyślić. Owszem, potwory były u nich na porządku dziennym, często je konstruowali. Tworzyli też superbohaterów, gigantyczne szczury do reklam, śliczne małe świnki i podobne stworzenia. Horrory miały jednak wyjątkową pozycję, gdyż przy całkiem rozsądnym budżecie
mogły zarobić mnóstwo pieniędzy.
– Alfie, czy to…
– To nie żart, jak również nie scenariusz filmu. To naprawdę się wydarzyło. Zabito kobietę. Kręci się mnóstwo policjantów i Eddie Archer zamknął studio. Nikt nie wejdzie do środka, dopóki policja nie skończy oględzin miejsca zbrodni i nie porozciąga tych swoich taśm. Wczoraj jeszcze nie spałem, kiedy podano tę wiadomość w telewizji i pokazano Eddiego Archera. Był blady jak duch! Powiedział, że zapewni policjantom pełny dostęp do obiektu, aby przeprowadzili dochodzenie, bo jego syn nie jest mordercą.
Madison współczuła Eddiemu Archerowi, świetnemu fachowcowi i przyzwoitemu człowiekowi. Jego syn to porządny młody człowiek, miły, a chyba nawet nieśmiały. Czy mógł w przypływie gwałtownych emocji kogoś zabić? – zadała sobie w duchu pytanie i od razu na nie odpowiedziała: Zdecydowanie nie. To niemożliwe.
– Potwór… – powtórzyła. – Masz na myśli egipskiego kapłana, mordercę z Sama Stone’a i dziwacznego przypadku Muzeum Egipskiego?
– Naturalnie! Już nie wiem: w kinie jesteśmy czy co? Wszyscy podejrzewają, że Zło to nowa wersja tamtego filmu, ale mało kto ma pewność. Dochodzi do prawdziwego morderstwa przed inscenizacją z Sama Stone’a i dziwacznego przypadku Muzeum Egipskiego!

 
Wesprzyj nas