Zajrzyj do Malowniczego. Tu zawsze jest czas, by się uśmiechnąć i porozmawiać


Każdy ma swój Wymarzony Dom. Miejsce, w którym może znaleźć ukojenie, szczęście i miłość. Kiedy Magda podejmuje szaloną decyzję i kupuje stary dom w Malowniczem, miasteczku u podnóża Sudetów, nie wie jeszcze, jak bardzo zmieni się jej życie. W pierwszym odruchu chce się go pozbyć, ale dom nie chce wcale pozbyć się jej. Siła kryjąca się w jego wnętrzu pozwala Magdzie odnaleźć swoje miejsce i pomóc innym:
Małej Marcysi, która potrzebuje mamy.
Krysi, która leczy złamane serca kawą migdałową, a wieczorami piecze „kłopotki”, by zapomnieć o przeszłości.
Michałowi, który uczy się walczyć o miłość Magdy.

“Malownicze. Wymarzony dom” to wzruszająca i pełna humoru opowieść o spełnianiu marzeń, a przede wszystkim o miłości, która zmienia życie i nadaje mu sens. Jeśli wyciągniesz rękę do innych i nauczysz się marzyć, los uśmiechnie się do ciebie.

Magdalena Kordel – jest autorką, m.in. bestsellerowych powieści Uroczysko i Sezon na cuda. Pisać zaczęła, by poradzić sobie z trudną przeszłością, ale szybko okazało się, że jej książki stały się balsamem dla duszy tysięcy czytelników. Uwielbia podróżować, czytać i gotować. Razem z mężem i dwójką dzieci mieszka w Otwocku i kiedy tylko może ucieka w Sudety, bo marzy się jej dom gdzieś wysoko w górach. Obecnie autorka pracuje nad kolejną częścią z serii „Malownicze”.

Magdalena Kordel
Malownicze. Wymarzony dom
Wydawnictwo Znak
Premiera: 17 lutego 2014


Obudziła się z potwornym bólem głowy i świadomością, że coś się stało. Powoli przed jej oczami przesuwały się urywki wspomnień z minionego wieczoru: matka Klary śmiejąca się serdecznie z opowieści o Goni, Klara dolewająca wina do kieliszków, jakaś opowieść o kupionym domu zaginionego krewnego, pełne łez oczy pani Lilki i… Madeleine zmarszczyła w skupieniu brwi, ale wspomnienie nie chciało zniknąć. Ba, przed oczami bardzo wyraźnie widziała kartkę i swoją rękę podpisującą…
– O Boże – jęknęła zwlekając się z łóżka – Mam nadzieję, że ja sobie to wszystko wymyśliłam! To nie może być prawda!
– Madeleine, wstałaś? – usłyszała zza drzwi głos swojej przyjaciółki. – Musimy pogadać – Klara nie czekając na zaproszenie otworzyła drzwi i trzymając się pod boki przyglądała się Madeleine spod zmrużonych powiek. – Czy ty wiesz co zrobiłaś? Pamiętasz cokolwiek?
– Niestety chyba tak. A twoja reakcja utwierdza mnie w przekonaniu, że to, co pamiętam niekoniecznie jest wytworem mojej wyobraźni… Czy ja, nie daj Boże, obiecałam coś twojej mamie?
– Żebyś ty jej tylko obiecała! Ty z nią podpisałaś umowę przedwstępną! A wiesz czego dotyczyła?
– Czy mogłabyś tak nie krzyczeć? – Madeleine przycisnęła dłonie do pulsujących skroni. – Zamiast się nade mną znęcać, dałabyś mi lepiej coś przeciwbólowego… Twoja mama już wstała? – zapytała człapiąc za Klarą do kuchni.
Wstała, wypiła dzbanek wody z cytryną i położyła się z powrotem. Mimo potężnego kaca radosna jak skowronek.
– Czy ty wiesz, że ona jest przekonana, że załatwiła sprawę? – Klara ze złością podała jej opakowanie tabletek i z rozmachem postawiła na stole szklankę z wodą. – Usiłowałam jej uświadomić, że to był jedynie skutek amoku alkoholowego i że ty wcale, a wcale nie zamierzasz od niej kupić tego nieszczęsnego domu, ale ona jak zwykle myśli, że wie lepiej i jest uparta niczym osioł! Twierdzi, że na pewno jej nie zawiedziesz! Sama musisz jej oznajmić, że jednak ma o tobie zbyt wysokie mniemanie! Nie chcę nawet myśleć, co będzie jak tata się dowie! Swoją drogą, muszę do niego zadzwonić i jakoś tak delikatnie powiedzieć mu, co się stało…
– Czyli, dobrze pamiętam, że rzecz dotyczyła domu. – przerwała tę tyradę Madeleine. – I rzeczywiście coś tam podpisałam… Jak to możliwe, że w naszym stanie udało nam się sporządzić coś tak skomplikowanego, jak umowa…
– A, bo ty nie znasz jeszcze mojej mamy! Ona jest zawsze na wszystko przygotowana. Miała gotowe wydruki. Wystarczyło wpisać dane i złożyć podpis, a z tym wyjątkowo sprawnie sobie poradziła. Gdybym na własne oczy nie widziała, ile wcześniej wypiła, byłabym przekonana, że udawała wstawioną tylko po to, żeby cię wkręcić. – Klara z niedowierzaniem pokręciła głową – Tak czy inaczej, teraz ją obudzę, a ty będziesz musiała jej powiedzieć, że wytrzeźwiałaś i że niestety nie możesz kupić od niej domostwa zaginionego krewnego – mówiąc to Klara przewróciła oczami – Z reguły panuje przekonanie, że to rodzice siwieją przez dzieci. Coś mi się wydaje, że w moim przypadku będzie jednak na odwrót…
– Poczekaj chwilę… Gdzie jest ta umowa?
– Leży na szafce. Nie wiem na co niby mam czekać…
– Słuchaj, ten dom, to jakiś taki niewiarygodnie tani… – Madeleine usiłując nie zwracać uwagi na łupiącą głowę przebiegła oczami zadrukowaną kartkę. Rzeczywiście, na jej końcu widniał jej podpis.
– Tam w Malowniczym nieruchomości są tańsze. A ten konkretny dom, o ile mi wiadomo, długi czas nie mógł znaleźć nabywcy. Sukcesywnie obniżano cenę. Wiesz, małe miasteczko, to raczej miejsce, z którego się wyjeżdża, niż do niego sprowadza. Swoją drogą, to może kwota jak na sumę za dom niewielka, ale to wszystkie oszczędności moich rodziców. Podejrzewam, że to jakieś nawiedzone miejsce, które rzuciło urok na moją matkę i dlatego zrobiła coś tak niewiarygodnie głupiego. A i ty się nie popisałaś! Że też się ciebie posłuchałam z tym winem i spijaniem!
– Pomysł był dobry, tylko trochę wymknął się spod kontroli. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło… – Madeleine ku swojemu zaskoczeniu poczuła, że podjęła właśnie niespodziewaną decyzję. – Jak się pospieszymy, to pan Henryk nawet nie zauważy, że na koncie czegoś brakuje. Jak mi włączysz komputer zlecę przelew.
– Ty chyba nie mówisz poważnie! Albo ewentualnie jeszcze do końca nie wytrzeźwiałaś! Nie kupuje się domu nawet go nie oglądając! Poza tym, po co ci chałupa na takim końcu świata? Co ty tam będziesz robić? – Klara popatrzyła na swoją przyjaciółkę, jak na osobę, która właśnie postradała resztki rozumu.
– Nic. Właśnie, zupełnie nic – odpowiedziała Madeleine z beztroskim uśmiechem – Pojadę tam, obejrzę co zakupiłam, jak się da, to przemieszkam tam kilka dni, a może tygodni… Jak się nie da, to wynajmę jakiś pokój w okolicy. I tak przecież miałam wyjechać w góry, to pojadę… Po prostu nie mam sumienia zawieść twojej mamy. Dla niej to ogromna suma, a dla mnie… Sama wiesz. Pieniądze i tak leżą nietknięte na moim koncie. – Madeleine wzruszyła lekko ramionami.
Klara przez moment siedziała oniemiała wpatrując się w nią rozszerzonymi ze zdumienia oczami.
– Nie wiem, co było w tym winie, ale coraz bardziej się cieszę, że zbyt dużo go nie wypiłam – powiedziała wreszcie. – Posłuchaj, kocham moją mamę i bardzo bym chciała oszczędzić jej problemów, ale nie mogę ci nie powiedzieć, że to idiotyczny pomysł! Rozumiem, wypiłaś, nie wiedziałaś co robisz, podpisałaś. Ale, heloł! Jest już nowy dzień i powinien ci wrócić zdrowy rozsądek! Dom, to nie nowa torebka, albo sweterek. Nie możesz kupić go ot tak, bo mojej mamie coś odbiło i napytała sobie biedy!
– Ależ ty jesteś nudna – Madeleine z ulgą poczuła, że proszek nareszcie zaczyna działać. Łupanie w głowie jakby ustawało. – Zero spontaniczności! Poza tym, przecież ci mówię, że dla mnie to żadna różnica. Kupię, potem sprzedam i po sprawie. Mój brat twierdzi, że na ziemi nigdy się nie straci. A twoja mama nie będzie miała kłopotów. Chyba powinnaś być zadowolona!
– Kupię i sprzedam – przedrzeźniała ją Klara – Już widzę, jak chętni walą drzwiami i oknami!
– Klara, daj spokój. Pokaż mi lepiej na mapie, gdzie jest to całe Malownicze i uruchom komputer – Madeleine jednym haustem opróżniła szklankę z wodą. – Ostatecznie podpisałam tę umowę a obietnic trzeba dotrzymywać…
– Jesteś nienormalna – Klara sugestywnie popukała się palcem w czoło – I pamiętaj, że ja cię ostrzegałam!

Dopiero po powrocie do domu do Madeleine dotarło co właściwie zrobiła. Kupiła dom, którego nie widziała nawet na zdjęciu, nie mówiąc już o nim samym, w miasteczku, o którym do dzisiejszego ranka nie wiedziała, że istnieje. Madeleine z westchnieniem sięgnęła do torebki, do której przed jej wyjściem Klara wepchnęła mapę Sudetów.
– Zabierz ją, bo znając ciebie żadnej w domu nie posiadasz – powiedziała z westchnieniem. – Dawno nie miałam takiego mętliku w głowie. Z jednej strony kamień spadł mi z serca, bo nie wiem, jak bez twojej pomocy to szaleństwo by się skończyło. Ojciec by się na mamę śmiertelnie pogniewał no i miałby do niej ogromny żal… Z drugiej strony, nadal nie mogę uwierzyć w to, co zrobiłaś… I nie wiem, czy mam się martwić tylko trochę, czy bardzo.
Madeleine zostawiła Klarę z tym dylematem. Z całą pewnością mogła się zgodzić z przyjaciółką co do jednego: i ona dawno już nie miała takiego zamętu w głowie. Z głębokim westchnieniem rozłożyła mapę na stole. Malownicze było na niej maleńką kropką na zielonym tle. Aż trudno było uwierzyć, że w tym mikroskopijnym punkcie mieszczą się domy, ludzie i że stoi tam budynek, który od tego ranka czeka właśnie na nią. W tym momencie przypomniał jej się fragment z jednej z ulubionych książek:
„Mam kupić dom w obcym kraju. Dom o pięknej nazwie Bramasole”
Gdy czytała ją po raz pierwszy pomyślała, że ona by nigdy nie miała tyle odwagi. Kupić dom w jakimś dalekim miejscu… Z jednej strony z całego serca podziwiała Frances Mayes, z drugiej uważała ją za szaloną. A tymczasem w obecnej sytuacji, w porównaniu z nią pani Mayes to był mały pikuś! Frances przynajmniej znała okolicę i widziała miejsce swojego przyszłego zamieszkania.
– Co ci w ogóle, kobieto, przyszło do głowy? – mruknęła do siebie i nagle jej wzrok zahaczył o półkę z ulubionymi lekturami. Stało tam właśnie „Pod słońcem Toskanii”, cały cykl o Prowansji Petera Mayle i mnóstwo innych książek właściwie o tym samym: o ludziach, którzy przeprowadzali się w poszukiwaniu nowego miejsca do życia. I właśnie w tym momencie do wpatrującej się w półkę Madeleine dotarło, że dzięki niepoczytalności alkoholowej spełniła swoje wielkie podświadome marzenie: tak, jak bohaterowie jej ulubionych książek kupiła sobie dom w „obcym kraju”. I nie miało tu żadnego znaczenia, że nie przekroczy granic państwa. Bo czym właśnie, jak nie obcym krajem, było nigdy nie widziane miasteczko leżące gdzieś na końcu świata?
– Boże, dobrze, że pani Lilka nie miała więcej domów na zbyciu – pomyślała Madeleine w przypływie nagłego rozbawienia. – Po tym winie prawdopodobnie kupiłabym je wszystkie bez mrugnięcia okiem. I jedno jest pewne: dobrze, że ten dom nie jest we Francji. Bo gdyby był… Sprawa nie byłaby tak prosta.

Ktoś, kto nie znał Madeleine zapewne zupełnie nie zrozumiałby jej sposobu myślenia. Postronny obserwator mógłby stwierdzić, że skoro ktoś jest tak szalony, by kupić dom w zupełnie obcym miejscu, to to czy ten dom stoi w Polsce, we Francji czy w Australii nie powinno mieć dla tego kogoś najmniejszego znaczenia. Ale w przypadku Madeleine nie było to takie oczywiste.
Nie wiadomo dlaczego: czy to ze względu na imię jakie otrzymała, czy z innej przyczyny, Madeleine urodziła się pod francuską gwiazdą. I zapewne z tego powodu od najmłodszych lat kochała wszystko co miało związek z Francją. Jej matka twierdziła, że tak jak przy łóżeczku śpiącej królewny zgromadziły się dobre wróżki obdarzając ją wszystkim co najlepsze, to przy jej kołysce musiały zgromadzić się wszystkie francuskie wróżki tego świata. Ale jak w każdej bajce, poza dobrymi wróżkami istnieją też te złe, które rzucają okrutne czary. Zła wróżka Madeleine nazywała się Lęk Przed Rozczarowaniem. I właśnie dlatego Madeleine znająca doskonale język, kulturę, historię i wszystko co tylko było związane z Francją, nigdy do Francji nie pojechała. Francja, którą sobie stworzyła w wyobraźni była tak piękna i doskonała, że bała się skonfrontować swoje wyobrażenia z rzeczywistością. Czuła całą sobą, że gdyby okazało się, że prawdziwa ojczyzna lawendy i wina nie sprosta jej wyobrażeniom, to umarłoby w niej coś, co stanowiło najważniejszy element jej osobowości. A stracić tej części siebie nie chciała za nic na świecie. Z całą pewnością wolała oglądać zdjęcia, czytać książki innych, odważniejszych od niej i żyć Francją stworzoną w głębi swojej duszy.

Od ciągłego wpatrywania się w mapę Madeleine miała wrażenie, że wszystkie miasteczka wokół Malowniczego zlewają się w jedną dużą kropę. Czaiła się w niej groźna niewiadoma.
– Jeszcze trochę i zacznę tam widzieć kłapiące na mnie zębiska – pomyślała ironicznie i zdecydowanym ruchem odsunęła mapę jak najdalej od siebie. – Nie ma co się zastanawiać… Trzeba działać – zadecydowała i pierwsze co zrobiła to znalazła w internecie numer telefonu do fachowca od ekspresowego wymieniania zamków.
– A tak, wymieniamy – potwierdził męski z lekka schrypnięty głos, gdy w końcu po trzeciej próbie udało jej się połączyć – Ekspresowo. Za tydzień.
– Przepraszam ale, co za tydzień? – zapytała Madeleine nie bardzo rozumiejąc.
– No możemy przyjść i wymienić. Za tydzień. Czego paniusia nie rozumie?
– Niczego właśnie! Jaki to ma być ekspres, skoro tydzień trzeba czekać?
– A bo to paniusia wczoraj się urodziła i w ogłoszenia wierzy? – zarechotał głos w słuchawce – to taki chwyt markietingowy, żeby ładniej wyglądało… To co, za tydzień bedzie dobrze?
– Nie bedzie! A niech was szlag trafi z takim markietingiem – przedrzeźniała go wściekła Madeleine. A zanim się rozłączyła usłyszała jeszcze jak spec od markietingu mówi do kogoś obok:
– A polej Zdenek, bo nie idzie inaczej wytrzymać, znów jakaś wariatka na biegu chce zmieniać zamki…
– Niech cię szlag trafi – rzuciła ze złością Madeleine do telefonu i z rozmachem wcisnęła czerwoną słuchawkę. – Tak to my daleko nie zajedziemy… Może pani Basia będzie mogła mi kogoś polecić – stwierdziła po chwili zastanowienia.
Jednak pani Basia, wśród licznego grona swoich znajomych, nie posiadała nikogo, kto by się trudnił ślusarstwem.
– Był taki jeden, Janek miał na imię. Przed wojną jeszcze go znałam. On nie tylko wymieniał, ale dla niego nie było zamka, którego by nie otworzył… Miał wyczucie w palcach, oj miał – westchnęła starsza pani rozmarzonym głosem. – Takich jak on, to już teraz nie uświadczysz. Teraz to jak się włamują, to najczęściej całe drzwi rozwalają… Zero zawodowego honoru i finezji… Oj, chyba za bardzo się rozgadałam – zreflektowała się po niewczasie. – Gdybyś mogła dziecko, nie wspominać mojemu wnukowi o naszej rozmowie, to byłabym ci niezmiernie wdzięczna… Sama rozumiesz, że przy jego policyjnym fachu, mój zachwyt nie do końca musiałby być dobrze zrozumiany…
– Pani Basiu niech się pani nie martwi, będę milczała jak grób – przyrzekła rozbawiona Madeleine. – Chyba nie pozostaje mi nic innego, jak nadal próbować coś znaleźć w internecie. Muszę wymienić zamki przed wyjazdem…
– Tym to się w ogóle nie przejmuj, kochana. Zamów tego ślusarza normalnie, a do momentu aż się nie pojawi, mój wnuk będzie miał oko na twoje mieszkanie. I tak przychodzi do mnie codziennie na obiady, to przynajmniej będzie miał jakąś rozrywkę.
– Tak pani myśli? – Madeleine w głębi duszy wątpiła, żeby wnuk pani Basi pragnął tego typu uciech.
– Oczywiście! Nudzi się biedak w tej policji jak mops – A przy okazji i ja się rozerwę. Jak tak patrzyłam, jak wychodzisz przez to okienko, to zatęskniło mi się za dawnym życiem, takim, wiesz, ekscytującym i pełnym wrażeń. Teraz tylko siedzę przed telewizorem, albo kawki piję z koleżankami, które w większości nie robią nic poza narzekaniem na życie. A wracając do twojego wyjazdu, gdzie ty się Magda wybierasz? – zainteresowała się pani Basia.
– Jadę w góry. Mam tam dom i hmmm… Wie pani, trzeba by było zobaczyć jak to wszystko wygląda – kluczyła Madeleine. – A teraz mam trochę wolnego, nie na rękę mi odwlekać wyjazd. A może jak się okaże, że dłużej tam zostanę, przyjechałaby pani do mnie na kilka dni? – zaproponowała spontanicznie.
– Myślisz, że bym mogła?
– A czemu nie? Lato się zaczyna i nikt nie powinien siedzieć zamknięty w czterech ścianach, gdy na dworze jest tak pięknie. Wnuk mógłby panią przywieźć, albo ja bym po panią przyjechała…
– No jeszcze czego! W jakimś celu się te wnuki hoduje. O transport dla mnie to ty się nie martw. Tylko co ty byś ze mną starą tam robiła?
– O to, to niech się pani z kolei nie martwi. Można o pani dużo powiedzieć ale na pewno nie to, że jest pani stara!
– Dobrze, dobrze, zobaczymy. A ten dom, to duży czy mały?
– A hmm… Średni taki – bąknęła niewyraźnie Madeleine – To, co? Pojadę i zadzwonię z wiadomością co i jak? W razie gdyby Grzegorz tu się zjawił, zanim pojawi się ślusarz, niech sobie nim pani nie zawraca głowy. Wejdzie, zobaczy, że mnie nie ma to szybko się stąd zabierze.
– Spokojna głowa. Zostaw go mnie i wnukowi! A do środka, do mieszkania z całą pewnością nawet nie zajrzy! Chyba, że po moim trupie!
W tym momencie wyobraźnia podsunęła Madeleine obraz pani Basi, która widząc Grzegorza, niczym Rejtan rzuca się na próg jej mieszkania, by własnym ciałem zagrodzić wejście. Obraz był tak sugestywny, że aż musiała potrząsnąć kilka razy głową by się go pozbyć. W każdym razie, patrząc na zaciętą minę starszej pani i stalowy błysk w jej oczach, pomyślała, że na miejscu Grzegorza nie wchodziła by jej w drogę.

 
Wesprzyj nas