Iwona Żytkowiak w powieści „Kobiety z sąsiedztwa” przypomina starą prawdę, że każda rodzina to osobna historia. Sześć kobiet, sześć opowieści z przeszłości i jeszcze ta siódma, współczesna. A wszystko to w jednym tylko bloku. Barlinek, ulica Kozia. Jesteśmy na miejscu, czas wysiadać.

„Kobiety z sąsiedztwa” to sześć osobnych życiorysów połączonych wspólnym miejscem zamieszkania. Klamrę dla nich stanowi Sabina, która przybywa pod ów wspólny adres z zamiarem sprzedania mieszkania po rodzicach. Swój własny dom właśnie buduje wraz z mężem, ale nie tryska szczęściem z tego powodu. Wręcz przeciwnie: jest zawiedziona, umęczona, rozczarowana. Mieszkanie, w którym dorastała wkrótce stanie się własnością kogoś innego. Sabina postanowiła zajrzeć do niego po raz ostatni.

Wychodzi na balkon, zapala papierosa. Drobinki popiołu niesione wiatrem trafiają na niższy balkon i osiadają na wietrzącej się tam pościeli. Wtedy do uszu Sabiny dobiega głos zdenerwowanej właścicielki prania. Wraz z nim otwierają się wrota do przeszłości.

Pierwsza historia dotyczy Adeli. To na jej pościel upada niesiony przez wiatr popiół. Kobieta jest już sędziwa i zgorzkniała. Los dał jej jedno i drugie nie szczędząc trudów, a odbierając chociażby upragnione macierzyństwo. Kolejna jest Justyna. Eteryczna, elegancka i delikatna dama, tłamszona przez zaborczą matkę, która wmawiała jej, że mężczyźni to samo zło – oczywiście dla dobra córki. Po niej Celina, szukająca szczęścia w coraz to nowych męskich ramionach, bezpośrednia i otwarta. Jest i Mira, córka wojskowego marząca w dzieciństwie by pójść do I Komunii Świętej tak jak inne dzieci, a obok niej także zdziwaczała Wiera – staruszka Sybiraczka wzbudzająca tkliwość i odruchy opiekuńcze nawet u pyskatego osiłka. I wreszcie Teresa – zawsze grzeczna, nie sprawiająca kłopotów dziewczynka, której życie ukształtował poważny sekret skrywany przez jej rodziców.

Ich losy przecinały się przez lata. Zdawkowe rozmowy na klatce schodowej, sąsiedzka pomoc, czasem sprzeczka, szczypta plotek. Iwona Żytkowiak sportretowała zarówno to co składa się na szarą, wspólną dla wszystkich codzienność, jak i rysy indywidualne poszczególnych bohaterów. Ich marzenia, pragnienia i zarazem ograniczenia czy lęki. Portrety wszystkich postaci tchną autentyzmem, są wpisane w plastycznie oddane tło czasów, w których rozgrywa się opowieść o nich. Łatwo dostrzec dbałość o szczegóły, urzeka wyrafinowany język.

„Kobiety z sąsiedztwa” stanowią mozaikę losów ludzi złączonych miejscem zamieszkania, a różniących się od siebie w zasadniczy sposób. Powieść jest niespieszna, wnikliwa, napisana z ciepłem i uczuciem. Pomimo, że czytelnik wnika w intymny świat bohaterów, ich najgłębszych lęków i sekretów, to nie czuje się podglądaczem, a współuczestnikiem – co jest oczywistą zasługą kunsztu pisarskiego autorki.

Tę jej książkę z pewnością warto mieć na półce i nie zaszkodzi też od czasu do czasu do niej wrócić, bo pogląd na postępowanie i decyzje podejmowane przez bohaterów zapewne będzie się nam, czytelnikom, z wiekiem i doświadczeniem modyfikował. A to niemała przyjemność czytać książkę po raz kolejny i odnajdywać w niej nowe znaczenia. Ta idealnie się do tego nadaje. Polecam!

Wanda Pawlik

Iwona Żytkowiak
Kobiety z sąsiedztwa
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Premiera: czerwiec 2013

 

 
Wesprzyj nas