Finał jednej z najlepszych szwedzkich trylogii ostatnich lat – zmysłowy, brutalny i zapadający w pamięć.
Byłam dobra w złych pomysłach. Ten wydawał się rozstrzygający. Stałam przed czymś. Może przed wyborem. Jednym z takich jakich nie da się odrzucić.
Kiedy w wyniku tragicznego wypadku jana zostaje sama, musi zdecydować, co dalej. Wyjazd z rodzinnej wsi i udział w wystawie w Sztokholmie otwierają przed nią nowe możliwości, ale przypominają też o nierozwiązanych sprawach sprzed lat. Teraźniejszość splata się z przeszłością, zmuszając janę do działania. Czy powinna wrócić do domu i ludzi, którzy na nią czekają? A może nadszedł moment, aby odejść, nie oglądając się za siebie?
W ostatniej części trylogii Karin Smirnoff stawia swoją bohaterkę przed najtrudniejszym z wyborów, konfrontując ją z samą sobą. Jest coś mrocznego i uzależniającego w historii jany, która staje się uniwersalną opowieścią o poszukiwaniu własnego miejsca w świecie.
Nie lubię, nie chcę i może nawet nie umiem pisać blurbów, nie wierzę im i inaczej widzę swoją rolę. Ale Smirnoff naprawdę mi się podoba!
Kinga Dunin
Karin Smirnoff to urodzona w 1964 roku szwedzka pisarka, dziennikarka i bizneswoman. Od zawsze była związana z pisaniem, jednak dopiero kurs pisarski na Uniwersytecie w Lund okazał się dla niej przełomowy – aby się na niego dostać, musiała wysłać swój tekst. Napisała wówczas pierwszy rozdział swojej debiutanckiej powieści Pojechałam do brata na południe. Jest to pierwszy tom trylogii o Janie Kippo, który w 2018 roku został nominowany do Nagrody Augusta. Podobnie jak dwa kolejne tomy: Jedziemy z matką na północ i Wracam do domu zyskał status bestsellera w Szwecji. Pod koniec 2021 roku Wydawnictwo Polaris, które przejęło prawa do kontynuacji sagi „Millennium” Stiega Larssona, ogłosiło, że powierzyło Karin Smirnoff napisanie trzech kolejnych tomów tej serii. W 2022 roku ukazał się pierwszy z nich.
Wracam do domu
Przekład: Agata Teperek
Seria: Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich
Wydawnictwo Poznańskie
Premiera: 24 stycznia 2024
1
Bror umarł i mnie zostawił.
Lina się poluzowała. Ześlizgnęliśmy się. Polecieliśmy.
Przytrzymało mnie rozgałęzione drzewo. Wąski konar oplótł się wokół ręki i wyszeptał do ucha ty nie janokippo. Szarpnięcie wyrwało mi ramię ze stawu. Lina wysunęła się z dłoni.
Wijąc się jak wąż zniknęła w dole urwiska.
Na drugim końcu węża był mój brat.
Wierzył że starczy mi sił. Zawsze we mnie wierzył.
Zawisłam nad szczeliną z ramieniem wplątanym w sosnę.
Sosna szeptała że było o włos. Że słyszała jak świerk mówił brzozie że.
Wisiałam nad aftastupet i słyszałam krzyki brora uderzającego o występy skalne.
Potem zamilkło wszystko poza drzewami.
Traciły igliwie na wietrze.
Poprosiłam żeby się zamknęły.
2
Zdjęcie. Gdy byliśmy mali stało na szyfonierze w izbie.
Aatka robiła nam co roku nowe.
Gdy mieliśmy dwanaście lat oociec postanowił zapoczątkować nową świecką tradycję. Odtąd do fotografii miała pozować cała rodzina kippów.
Kiedy mieliśmy trzynaście lat bror zabił ooca. Tuż po naszych urodzinach. Fotograf był już umówiony. Nie zdążyliśmy do niego dotrzeć.
Nigdy nie mogliśmy się doczekać tej wizyty. Tliła się w nas nadzieja. Że może kiedyś będziemy takimi ludźmi jak na zdjęciu. Rodziną. Jednością. Dorastającymi dziećmi. Dumnymi rodzicami.
Nie mogłeś wstrzymać się z zabijaniem ooca do wizyty u fotografa spytałam raz brora.
Wyszło jak wyszło prychnął.
Nie mogłeś wstrzymać się z umieraniem do końca świąt spytałam teraz. Umieranie w święta jest słabe. Trzeba było pomyśleć o angelice. Siedzi sama z pudłami gratów i nie wie co ze sobą zrobić.
A co będzie ze mną dodałam.
Mam się wspiąć na tę górę i rzucić w przepaść.
Zastrzelić się. Powiesić. Utopić.
Powiedz skoro już to wiesz.
Jakie to uczucie umrzeć.
3
Mimo wszystko musimy jakoś uczcić boże narodzenie oświadczyła angelika.
Zniosła ze strychu pudła z dekoracjami świątecznymi i postawiła je na podłodze w izbie. Usiadła na emmie i tak siedziała.
Ja usiadłam na oscarze i też tak siedziałam.
Nie chcę obchodzić bożego narodzenia powtórzyłam.
A więc w tej kwestii mamy odmienne zdania odparła angelika.
Chciała podtrzymać tradycję. Bo tradycje pozwalają ludziom zachować równowagę jak to ujęła.
Wszystko może się zdarzyć jeśli nie będziemy obchodzić świąt. Jeszcze coś ci się przestawi w głowie i zaczniesz pić dodała. Albo ja nie dam rady więcej piec.
Jeśli już to bez bombek łańcuchów i gości nie ustępowałam.
Podniosła aniołka na nitce. Odczekała aż przestanie się obracać i schowała go z powrotem do pudełka.
Sporo ozdób jest po mojej mamie zauważyła. Też lubiła boże narodzenie.
Twoja mama podchwyciłam i pomyślałam że nigdy nie pytałam angeliki o rodzinę. Zrobiłam to teraz a ona odpowiedziała niezbyt wylewnie.
Mieszkaliśmy w västibyn. Koło lantmanny. Ojciec był mechanikiem. Na podwórzu miał warsztat. Właściwie to nawet wciąż ma. Dawno tam nie zaglądałam.
A co z twoją mamą.
Powiesiła się na stryszku. Dostałam po niej w spadku dekoracje świąteczne.
Przesunęła się na skraj siedziska zebrała w sobie wszystkie siły i dźwignęła się z fotela. Bror jej mama i to co właśnie w niej rosło odbiło się na jej czole pod postacią zmarszczek.
To brora spytałam.
Zapewne nie. Ale przyjechał prosto do mnie. A ja mu wybaczyłam wyjaśniła.
Ale nie sądzisz żeby to było jego drążyłam.
Nie nie sądzę. Może archaniołagabriela.
Kołysząc się poczłapała do kuchni. Przyniosła tacę z prowiantem. Podpłomyk z roztopionym tłuszczem szynką i kiszonym ogórkiem. Sok borówkowy kawę i spodek ciasteczek.
Proszę powiedziała. Jedz. Musisz coś jeść.
Ugryzłam kanapkę. Zaczęłam przeżuwać szynkę. Napiłam się kawy żeby przepchnąć przez gardło ten kęs.
Ktoś zapukał do drzwi.
Otwarte zawołałyśmy nie wstając z miejsc.
Göranbäckström wgramolił się do środka z choinką w objęciach. Ściął ją nad morzem. Brnął przez śnieg z siekierą sznurem i piłą. Widziałyśmy po nim że sporo go to kosztowało. Niemal ryzykował życie żeby tylko angelika miała choinkę.
Przecież prawie nie ma śniegu zauważyłam. Mogłeś ją tu przynieść choćby w pantoflach.
Angelika i göranbäckström wymienili spojrzenia.
Chciałem tylko pomóc mruknął.
Wielkie dzięki rzuciłam. Poszłam na stryszek położyłam się na łóżku i wlepiłam wzrok w sufit. Weszło mi to w nawyk. Leżenie na łóżku i gapienie się w sufit. W myślach raz po raz przechodziłam przez to co się stało. Od momentu kiedy czekając na johna wysiadłam z samochodu przy tartaku aż do chwili gdy ten sam john zniósł mnie z góry i zapakował do mojego dżipa.
Mogłam chodzić. Nogom nic nie dolegało. Tylko się odmroziły.
Koniecznie jedź na pogotowie oświadczył.
Nie. Zawieź mnie do tej przeklętej góry. Musiałam się dowiedzieć co z brorem. Nie słyszałam już jego myśli.
U podnóża aftaberget zebrali się mieszkańcy wsi. Ellagran obejmowała angelikę.
Karetka już tu jedzie oświadczyła na nasz widok. Stała tam nawet ta finka i trzęsła się z zimna w sztucznym futrze.
A ona co tu robi spytałam johna. Nic tu po niej.
Mieszka teraz u mnie wyjaśnił. Też chce wiedzieć co się dzieje.
Aha odparłam i spróbowałam wysiąść z samochodu. Wkrótce jej się znudzi i wróci do swojego spódnicospodniolandu.
Jeśli będziesz cicho to będzie cię mniej bolało poradził john i założył mi temblak z szalika.
Nie czułam bólu. Ale nie protestowałam.
Jego ręce pracowały ostrożnie.
Rzadko się to zdarzało.
Jakbym była szczególnie krucha.
Nie byłam.
Göranbäckström i gunnargran znaleźli ciało brora pod wysoką skałą. Tuż przy wejściu do porzuconej lisiej nory. Bror nie miał widocznych obrażeń jeśli nie liczyć stopy wykręconej w odwrotną stronę. Położyli go na saniach i zawieźli na podwórze anderssona. Usiadłam przy nim. W oddali słyszeliśmy syreny. Pochyliłam się nad brorem i zaczęłam mu szeptać do ucha.
To nie pierwszy raz.
Już wcześniej był o krok od śmierci.
Zawsze odzyskiwał przytomność.
Brorze powiedziałam nie możesz tak leżeć. Wiesz przecież. Jeśli zaśnie się w zaspie można już się nie obudzić.
Raz po raz zakładałam mu włosy za ucho. Jego policzki tryskały zdrowiem. Jak podczas wycieczki nad morze u progu wiosny gdy woda jeszcze jest skuta lodem. A kwietniowe słońce odbijając się od śniegu wypala piegi. Teraz jednak był grudniowy wieczór tuż przed bożym narodzeniem. Wprawdzie podczas odwilży śnieg opadł z drzew ale mrozy wracały.
Pamiętasz złote zasady aatki spytałam. Nie pij zimnego mleka. Nie kładź się do zimnego łóżka. Nie wychodź z domu bez czapki. Latem jedz na zapas. A zimą.
Powiedziałam mu że jest idiotą. Żałosną krewetką która znów się wydurniła ale wszystko będzie dobrze. Zdjęłam czapkę i naciągnęłam mu na głowę. Jeśli umrze to ja też umrę a tego na pewno by nie chciał.
Nic mi nie odpowiedział. Położyłam się koło niego. Objęłam go. Ellagran przykryła nas kocem.
No cóż westchnęłam kiedy między nami znów dało się wyczuć ciepło. Otaczające nas dźwięki rozmowy ludzi i szum drzew ucichły. Słychać było tylko odgłos naszego wspólnego płuca. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Opowiadałam mu o syriuszu. O tym jak egipcjanie utożsamiali z nim ozyrysa a wikingowie odyna i składali im ofiary. Wiedziałam że bror będzie miał uwagi. Poprawi mnie że odyn to bóg a nie gwiazda on jednak nic nie powiedział.
Prawdziwe imię tora to bror dodałam. To tylko mit że został pokonany przez węża. Góra także nie odebrała mu życia. Był nieśmiertelny. Tak jak ty.
Odgłosy powróciły. Paplanina mieszkańców smalånger warkot samochodów i ożywcze podmuchy wiatru. Ratownicy w odblaskowych strojach podeszli do nas z noszami. Podnieśli koc. Chwycili mnie za ręce. Poświecili mi latarką w oko. Powiedzieli że mnie przeniosą ale uczepiłam się brora. Musieli mnie odrywać siłą.
Nie zabierajcie go prosiłam. Jeśli nas rozdzielicie umrzemy.
Kilka szybkich cięć i nas rozdzielili.
4
Kilka tygodni pozostało do likwidacji przychodni. Rzeczy leżały na stertach gotowe do spakowania i przewiezienia dalej. Siedziałam na pryczy i czekałam na siostręnilsa.
Będzie bolało uprzedził i podał mi tabletki w kubeczku. W szpitalu mogliby panią uśpić.
John też starał się mnie przekonać.
Nie ma powodu cierpieć bez potrzeby.
Kurwa mać zdenerwowałam się. Róbcie co trzeba.
Siostranils był wrażliwym typem. Popatrzył na mnie oczami wrażliwca.
Dałby pan spokój prychnęłam i odwróciłam wzrok.
Płacz jest w porządku zapewnił. Skupiłam się na jego plakietce z nazwiskiem.
Co nie dodał i zapewne popatrzył na johna. John nie miał oczu wrażliwca. Zdarzało się może że z głębi czarnych dziur w jego twarzy wypływały łzy zmęczenia. Poza tym były jednak suche jak jezioro aralskie.
Miejmy to już za sobą popędzałam.
Proszę ją mocno złapać poprosił johna siostranils. John mocno mnie chwycił. Jego włosy połaskotały mnie po twarzy. Moglibyśmy być w innym miejscu w innym czasie w innych okolicznościach. Jego włosy w moich ustach. Jego zapach impregnujący skórę. Mrowienie spomiędzy nóg rozchodzące się żyłami po całym ciele.
Klimaks nastąpił kiedy siostranils nastawił mi rękę kości znalazły się we właściwym miejscu. Oblał mnie ból. Pochłonął mnie jak ziemia zakrywa wieko trumny. Wydarłam się na całe gardło. Na kilka sekund wszystko zniknęło. Wspomnienia twarze zdarzenia góra bror.
Z bólu się narodziliście oświadczył bóg.
5
W samochodzie kiedy jechaliśmy do smalånger wróciło wrażenie nieczucia. John był tylko przypadkowym człowiekiem choć bardzo się starał.
Mieszka tu tylko tymczasowo bo właśnie remontują jej dom powiedział a ja spytałam o kim mówi.
O pirjo wyjaśnił.
Ach o niej prychnęłam i utkwiłam wzrok w rachitycznym wale śniegowym który zostawił po sobie pług na wzniesieniu smalångerbacken.
Gdyby śnieg leżał tak jak zawsze dodałam. Mógłby zamortyzować upadek.
To nie wina śniegu odparł john. Wszedł tam na własnych nogach.
A ty spytałam. Nie mogłeś pomóc. Byłeś chyba w pobliżu. Można by pomyśleć że.
Ależ na boga krzyknął i zahamował tak gwałtownie że zgasł silnik.
Ujrzałam szaleńca. Dzikusa. Obłąkańcze spojrzenie pod grzywką kompulsywnie odgarnianą na bok. Parę czarnych dziur przy których twarz traciła rysy.
Jeśli sądzisz że mam coś wspólnego ze śmiercią twojego brata to mi to powiedz.
Widziałam cię w lesie. Czaiłeś się między drzewami. A lina się poluzowała. Ot tak po prostu. Chociaż zawiązałam na niej supeł ooca.
Czy naprawdę to zrobiłam. Czy tylko zamierzałam.
Więc sądzisz że to ja rozwiązałem linę żebyście zjechali z tej góry na łeb na szyję.
Nic nie odpowiedziałam.
Nie tylko twój brat lecz także ty ciągnął john.
Pokręcił głową. Uruchomił silnik i ruszył w stronę tartaku gdzie zostawiliśmy samochód tego babska.
Przepraszam szepnęłam i położyłam rękę na jego dłoni.
Odtrącił ją wysiadł z dżipa i trzasnął drzwiami.
Wgramoliłam się na fotel kierowcy. Babowóz pojechał w swoją stronę. Na tylnym siedzeniu leżał szalik. Sięgnęłam po niego. Przycisnęłam do twarzy. Wciąż pachniał brorem. Żywym brorem. Ale teraz jednak zostałam już tylko ja. Ja i morderca z to-nie-jest-kraj-dla-starych-ludzi. Stał tam. Z butlą tlenową. Jakby miał rozedmę płuc czy coś takiego. Z rękawa wystawał mu wężyk. I ten wężyk był podłączony do pistoletu ubojowego.
Opuściłam szybę. Zastrzel mnie poleciłam.
To nie ciebie szukam odparł.