Dziesięć lat pracy; ponad sto przeprowadzonych rozmów; stosy przejrzanych archiwalnych dokumentów i niepublikowanych wspomnień; liczne, wzajemnie wykluczające się tropy, a wszystko po to, aby zrozumieć człowieka, który wciąż wymyka się ocenie.
Pochodzący z chłopskiej rodziny stoczniowy elektryk, prosty robotnik. Przywódca Solidarności, noblista. Albo, jak chcą inni, megaloman i manipulator.
Dla jednych bohater, dla innych wyniesiony na fali strajku uzurpator, nieakceptujący na szczycie nikogo obok siebie. Otoczony liczną rodziną, ale tak naprawdę wielki nieobecny, tak we własnym domu, jak i w życiu bliskich.
Wraz z jego prezydenturą pojawiły się kolejne pytania: Lech Wałęsa to mąż stanu czy marionetka w rękach innych?
Po kolejnych wyborach i przegranej walce o Belweder wrócił nie do domu, lecz do biura, za monitor komputera, skąd do dzisiaj wysyła w świat swoje barwne, czasem niezrozumiałe wpisy, komentarze, oświadczenia, prowadzi też blogi i transmisje.
Na jego temat powstało wiele mitów. W biografii autorstwa Krzysztofa Brożka rozmówcy dobrze niegdyś znający Lecha Wałęsę mówią to, czego przez lata nie powiedzieli jeszcze nikomu.
Które mity okażą się prawdą, które kłamstwem, a które pozostaną niemożliwą do zweryfikowania legendą?
Wałęsa. Gra o wszystko
Wydawnictwo Czarna Owca
Premiera: 23 listopada 2022
DROGI CZYTELNIKU!
Zaczynamy „Grę o wszystko”. Zanim zaczniesz czytać tekst, proszę, wybierz dwa motta, które według Ciebie najlepiej pasują do Lecha Wałęsy (lub Jego historii).
Potem, w trakcie czytania, możesz zmieniać oba cytaty, ile razy chcesz, ale zawsze pozostawiaj w swojej puli dwa.
Na koniec wygrywa ten gracz, który do końca „Gry wszystko” pozostał z najmniejszą lub największą (niepotrzebne skreślić) liczbą mott w puli.
I ja mu wtedy mówię, przed wyruszeniem w drogę trzeba zebrać drużynę.
Anonymous
Trudno wskazać miejsce, w którym zaczyna się rzeka.
Lech Wałęsa, Droga nadziei
Jestem prostym robotnikiem, w życiu nie przeczytałem książki.
Lech Wałęsa do Oriany Fallaci
I tak zostanę prezydentem PRL-u.
Lech Wałęsa
Jeśli chodzi o osobę L. Wałęsy padały stwierdzenia, że jest on postacią godną uwieńczenia w literaturze. Jest inteligentny, dowcipny, choć ma nieco przesadne wyobrażenie o sobie.
z donosu TW „Jacek”, marzec 1982 roku
Kto nadąża – jest ze mną i ja jestem z nim.
Lech Wałęsa, Droga nadziei
Wałęsa to enigmatyczny przywódca powiatowy, któremu woda sodowa uderzyła do głowy.
Lech Bądkowski, październik 1981 roku
Jestem za, a nawet przeciw.
Lech Wałęsa cytujący słowa Mieczysława Wachowskiego: „Przewodniczący jest za, a nawet przeciw”
Ja demokratycznie, półdemokratycznie, a nawet niedemokratycznie buduję demokrację.
Lech Wałęsa
Ja rzucam, a wy łapcie.
Lech Wałęsa
Im dłużej my przy piłce, tym krócej oni.
Kazimierz Górski
To, że źle robią, to już nie moja sprawa, ja jestem inspiratorem.
Lech Wałęsa
Jestem wprawdzie tylko kapralem, ale urodziłem się generałem, tyle że nie mam swojej armii.
Lech Wałęsa
Popełniłem świadomy błąd polityczny.
Lech Wałęsa w 1986 roku
Biorę jedną książkę, czytam dwie strony, rozumiem, co autor chce powiedzieć, sprawdzam na końcu, i jeśli nie zgadłem, szukam w środku, dlaczego się pomyliłem. Myślę: ja bym to zrobił tak, albo daję dwa warianty, tak albo tak musi on zrobić, ten bohater. I wtedy mówię sobie: Po co ja będę czytał, kiedy wiem, że ja już to wiem.
Lech Wałęsa do Ewy Berberyusz
Ja bardziej wyglądam na dyktatora, ale robię demokrację.
Lech Wałęsa
Lechu, jak możemy rozmawiać jak Polak z Polakiem, kiedy jeden z nas jest zdrajcą?
Andrzej Gwiazda podczas I Zjazdu
Miałem na myśli Jaruzelskiego.
Andrzej Gwiazda w wywiadzie z autorem
Kto wygra walkę? Mistrz szachowy czy mistrz bokserski?
Lech Wałęsa
Lech Wałęsa: Ja nie czytuję książek
Dziennikarz: Za to pan je pisze.
Lech Wałęsa: Ot, paradoks. Znów jestem inny niż inni.
Lech Wałęsa dla „Wprost”
Spodobało mi się to, co Chińczycy powiedzieli: nieważny jest kolor kota, ważne jest, jak ten kot jest skuteczny.
Lech Wałęsa
Lech Wałęsa zuch! Starczy na tych dwóch. Tutaj stoi Lech! Starczy i na trzech.
Bronisław Komorowski w 2008 roku
Mity i symbole powinny ustępować prawdzie. Ja mam ścisłe wykształcenie, a tam prawda jest istotna.
Antoni Mężydło
Zręczny to ja nie jestem, to fakt. Przystojny też nie. Tylko że znów intencje mam czyste.
Lech Wałęsa
Źle się stało, że dobrze się stało. To może odwrotnie, dobrze się stało, że źle się stało.
Lech Wałęsa
Miała być demokracja, a tu każdy wygaduje, co chce!
Lech Wałęsa
Mnie można zabić, ale nie pokonać.
Lech Wałęsa
Wodzu, ty jesteś wielki, i wszystko to, co ty mówiłeś, się sprawdziło.
Adam Michnik
Nie mogło być lepiej, to chciałem, żeby było śmieszniej.
Lech Wałęsa
Wy Wszyscy co uwierzyliscie sb a nie mnie jak rozliczycie krzywdy kiedy prawda zwycięży
internetowy wpis Lecha Wałęsy
Odpowiem wymijająco wprost.
Lech Wałęsa
– Pan mi kogoś przypomina. Ten profil, ten wąs.
– Piłsudskiego?
– Nie, Stalina.
Oriana Fallaci
Nie można mieć pretensji do Słońca, że kręci się wokół Ziemi.
Lech Wałęsa
Nie chcę, ale muszę.
(ewentualnie w oryginalnej wersji: Nie chcem, ale muszem)
Lech Wałęsa
Powinna być lewa noga i prawa noga. A ja będę pośrodku.
Lech Wałęsa
Szłem czy szedłem, ale doszedłem.
Lech Wałęsa o wygranej w 1991 roku
Czy ja kiedykolwiek mówiłem, że jego działalność z tamtych lat nie zasługuje na najwyższe uznanie? Mówiłem, że zasługuje, bo zasługuje.
Czy jednocześnie nie mówiłem, że jego działalność jako prezydenta z pierwszej połowy lat 90. (…) nie zasługuje na najwyższą naganę? Też mówiłem.
Ten drugi fakt nie przekreśla tego pierwszego.
Lech Kaczyński w 2006 roku
Nie chcę, ale muszę. Kręcę, mataczę, kluczę. Podaję sprzeczne informacje. Tak, to prawda. Problemem moim było i jest, że nie mogę często ujawniać dążenia ze strategicznego punktu. (…) więc pytany kluczę, odpowiadam maskująco, to powoduje podejrzenia i błędne oceny.
Lech Wałęsa w 2016 roku
Tonący brzytwy chwyta się byle czego.
Lech Wałęsa
Jedzie pan do Wałęsy? Znowu pan usłyszy tylko: Ja, ja, ja…
Stanisław Ciosek
Za sto lat w każdym mieście będzie mój pomnik.
Lech Wałęsa
Zmieniłem się o 360 stopni.
Lech Wałęsa w 2006 roku
Zrobię przeciwko wam wszystkim, będę się dalej kompromitował, zachęciliście mnie do tego.
Lech Wałęsa w 2009 roku
Pytanie polega na tym, kto miał rację. I znów z przykrością potwierdzam, że ja miałem rację.
Lech Wałęsa
Latarnia morska, której światło zobaczył cały świat.
Teresa Korycka Kwaśniewska na profilu Lecha Wałęsy
Nie chcę być wodzem, ale może będę musiał nim zostać. Wiele mam cech wspólnych z Piłsudskim, ale też się z nim różnię jak mistrz szachowy z mistrzem bokserskim.
Lech Wałęsa
Jak Pan w ogóle śmie mnie atakować? Atakowanie mnie, myślenie źle o mnie jest zbrodnią!
Lech Wałęsa
Prawda już została ustalona i żadne fakty jej nie zmienią.
Katarzyna Kolenda-Zaleska
Jedynie prawda jest ciekawa.
Józef Mackiewicz
Człowieku, rzucą ci twoje papiery.
Lech Wałęsa we Włocławku, 1980 rok
Dwójmyślenie (ang. doublethink) jest terminem pochodzącym z powieści George’a Orwella Rok 1984. W nowomowie oznaczającym umiejętność demonstrowania równoczesnej wiary w wiele poglądów.
z komentarza internauty
Są plusy dodatnie i plusy ujemne.
Lech Wałęsa
Ja myślę, że tę historię trzeba zostawić historykom. I to nie historykom pospiesznym i pochopnym, nie karierowiczom, tylko ludziom, którzy to pokażą po prostu na tle szerokiej perspektywy.
Arkadiusz Rybicki
Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem…
prof. Andrzej Paczkowski
Szatan wszystko poprzekręcał.
Lech Wałęsa
Historia to nauka o nieszczęściach ludzi.
Raymond Queneau
Przeważnie w decydujących momentach człowiek jest sam.
Lech Wałęsa, Droga nadziei
Ja już wybrałem. Państwo też?
To zaczynamy „Grę o wszystko”.
Będę mówił tak, jak mówię teraz. Powiem komuś: „Słuchaj, zapisz to”.
I z tego powinna powstać książka.
Ale nie nudna. Musi być interesująca. Musi obalać teorie.
Lech Wałęsa do Anny i Krystyny Bittenek
WIOSNA
Za morzem i na Kujawach
Stare, nie tyle pożółkłe czy sepiowe, ile raczej połamane i wyblakłe, fotografie z przełomu XIX i XX wieku, niektóre podklejone na grubych kartonikach. Napisy z tyłu fotografii po polsku, niemiecku i angielsku. Te robione jeszcze w Europie przedstawiają wąsatych mężczyzn w wysokich, ale z chłopska grubych butach, szarawych koszulach bez kołnierzyków i kapeluszach na głowie oraz kobiety w grubych spódnicach, białych i domyślnie kolorowych chustach. Z kolei te z angielskimi napisami przedstawiają mężczyzn w lichych, bo lichych, ale marynarkach, a kobiety w długich sukniach z wysokim stanem i bufiastymi rękawami.
Pomiędzy tymi fotografiami widać spisy pasażerskie statków wypływających z Hamburga, pełne polskich chłopów i chłopek z zaborów pruskiego i rosyjskiego. Na jednej z list w długim ciągu setek poprzekręcanych nazwisk jest Walensa Ignacy, Wloclawck, Russia. Na innych listach są Walense Wladyslawy, Czeslawy, Jany. Jedni ściągną do Ameryki rodzinę, drudzy będą pomagać tym, którzy pozostali na Kujawach, trzeci kiedyś tutaj powrócą, a po kolejnych słuch na zawsze zaginie.
Do lasu
Ponad pół wieku później kilkunastoletnia dziewczyna wychodzi z chałupy w Popowie. Izabela prowadzi za rękę pierwszego z trzech młodszych o kilka lat bosych chłopców – Edwarda, Stanisława i Lecha. Chałupa jest gliniana, bielona wapnem, a wokół niej na rozległym trawniku kłębi się stado kur i kaczek. Przed domem glinianka z wodą. Dziewczyna kieruje się za dom, poganiając idących za nią braci. Przejdą w pośpiechu kilkadziesiąt metrów przez wysoką trawę za domem i już są w zagajniku. Drzewa rosną na piasku, są rzadkie, więc cała grupka idzie głębiej w las, byle dalej od domu.
W świat
Kilka lat później ta sama dziewczyna z nieco starszymi już braćmi idzie polną drogą. Pomagają jej nieść walizkę, a może tylko pakunek, zawiniątko. Kiedy dochodzą do asfaltu, razem czekają przy słupku znaczącym przystanek. Nadjeżdża autobus, dziewczyna wsiada, a Edward, Stanisław i Lech jedną ręką wycierają łzy, a drugą machają na pożegnanie.
Okno z widokiem na teren po stoczni
Siedemdziesiąt lat później, styczeń 2020 roku. Lech Wałęsa siedzi w swoim obszernym gabinecie za dużym stołem. Odchylony do tyłu gestykuluje, wysoko podnosząc ręce. Ma na sobie popielaty podkoszulek z napisem „Konstytucja”, na podkoszulek swoim zwyczajem zarzucił czarną skórzaną kamizelkę przypominającą strój rybacki. W kamizelkę wpiął znaczek z Matką Boską. Na nos założył ciemne okulary przeciwsłoneczne przypominające te, które nosi Bono. Centralnie za jego głową wiszą skrzyżowane flagi Polski i Unii Europejskiej, a pomiędzy nimi obraz z Jezusem i jego uczniami podczas Ostatniej Wieczerzy. Zza głowy Jezusa wyrastają dorysowane na obrazie stoczniowe żurawie. Nad głową Lecha wisi prosty drewniany krzyż, a po lewej ręce widać kolejny element wystroju, portret Jana Pawła II. Piłsudski też jest, ale nieco dalej.
– Z mlekiem matki wyssałem przeciwieństwo do komunizmu. (…) A więc walczyłem zawsze, od urodzenia szukałem okazji, aby dołożyć komunie – mówi mi podczas wywiadu.
No to przynajmniej jedno już mamy za sobą. Wiemy, od kiedy Lech Wałęsa walczył z komuną. Urodził się 29 września 1943 roku.
Wyjechał do Francji i wrócił. Bogatszy
Ale jego historia zaczyna się wcześniej niż w 1943 roku. Tradycja i rodzinne opowieści wspominają Mateusza Wałęsę z przełomu XVIII i XIX wieku. Z kolei w latach osiemdziesiątych XX wieku zamknięty w Arłamowie Wałęsa cofnie się jeszcze dalej, do Henryka Walezego, szesnastowiecznego króla Polski i Francji, a nawet do Walensa, cesarza rzymskiego z IV wieku. Wcześniej już chyba się nie da.
Reszta rodziny Lecha Wałęsy, jego ojcowie i wujkowie, nie mówią o Walezym ani Walensie. Dumni są z kogoś, kto sto kilkadziesiąt lat wcześniej przybył z Francji. Mateusz Wałęsa w okolicach rozbiorów przyjeżdża do Popowa, przywożąc dużą jak na te okolice fortunę. Kupuje piętnaście mórg ziemi. Jedna morga to tyle, ile oracz idący za koniem czy wołem może zaorać od rana do południa. Jedna morga to tyle, ile chłop pańszczyźniany obrobi w jeden dzień. Morga różni się w zależności od ukształtowania terenu, zaawansowania narzędzi rolniczych czy charakteru upraw. Jedna morga to około jednej trzeciej dzisiejszego hektara. Ale w innych stronach to hektar. Jeśli to pruska morga, a taka najpewniej obowiązywała w tamtych stronach, to byłoby pół hektara, czyli Mateusz miałby jakieś siedem hektarów. Siedemset arów, a jeszcze inaczej – piętnaście akrów, a jeden akr to znowu tyle, ile wół może zaorać w ciągu jednego dnia – jakkolwiek by liczyć, wychodzi dwa tygodnie na obrobienie całego pola Mateusza Wałęsy. Nie jest to jakiś ogromny majątek, ale jak na te tereny całkiem spory. Wystarczy, aby mieć wolant (fr. volante), czyli lekki odkryty pojazd dwu- lub czterokołowy, jedno- lub dwukonny. Ze stangretem lub bez. Stać go i na nieliczną służbę w małym dworku oraz ludzi do pracy w folwarku. Do tego karczma przekazana karczmarzowi w dzierżawę. Czyli Żydowi w pacht, który okolicznym chłopom dawał towary na bórg, a panu oddawał należną mu arendę. Ale to wszystko było jeszcze w końcu XVIII wieku, nawet przed Kościuszką czy Napoleonem. Minął szmat czasu.
Bo już na przełomie XIX i XX wieku Wałęsowie najczęściej z Kujaw wyjeżdżają, ich przekręcone nazwisko widzimy w książkach pokładowych statków płynących z Europy do Stanów Zjednoczonych. Wyjeżdżano wtedy masowo za chlebem, ale też, zwłaszcza im bliżej 1914 roku, uciekając przed długoletnią służbą wojskową i nadciągającą wojną.
I tak 12 marca 1907 roku na statku „Pretoria” należącym do American Line przybywają do Nowego Jorku zapisani jako WALENSA FRANCISZKA i WALENSA CZESLAW, WLOCLAVEK, RUSSIA. Franciszka ma lat trzydzieści sześć, a Czesław pięć, matka i syn.
Walensa Ignacy płynie w 1909 roku, również statkiem „Pretoria” z Hamburga. Do Hamburga bogatsi chłopi docierają pociągiem, a kto nie ma pieniędzy – piechotą. Zaokrętowanie odbywa się w piątek wieczorem, statek wypływa w sobotę. Statki, po długich tygodniach podróży, zawijają do Ellis Island na południe od centrum Nowego Jorku. Tam przyjezdni przechodzą badania i kwarantannę.
W 1912 mamy prawdziwy wysyp Walensów: Walensa Warlair (?!) z „Walcawka” w państwie o nazwie „Rusfia” na statku „Rojndam” należącym do Holland-American Line, Walensa Wladislaw na „Ryndam” (chyba chodzi o „Rojndam”) i jeszcze dwóch Władysławów (jeden jako Wladysklaw) z Wloclawka i Krasincy. Walensa Jan na „Ryndam” oraz Walensa Waclaw i Wiktoria na statku „Rotterdam” – wszyscy oni z Golaszewa w guberni włocławskiej. Wreszcie w 1914 roku jest i Wałęsa z samego Popowa, rodzinnej wioski Lecha Wałęsy, na liście pasażerów statku „Adriatic”. Statek zatrzymuje się w Liverpoolu, skąd rusza w dalszą drogę 28 marca, do Nowego Jorku przybywa 5 czerwca. Walensa Jan ma osiemnaście lat. Jest kawalerem, do Ameryki płynie pewnie jako pierwszy z rodziny, ucieka przed nadchodzącą wojną i powołaniem do wojska. Jako jeden z nielicznych pasażerów podaje do rubryki „czyta/pisze” twierdząco „Yes/Yes”.
Jak dziadek Jan chałupę postawił i Piłsudskiego uratował. Bez bliższych szczegółów
Walensego Jana w Popowie już nie ma. Ale w Popowie zostaje inny Jan Wałęsa, być może kuzyn tamtego z Ameryki, a na pewno wnuk Mateusza, obecnie właściciel resztówki z dawnego dużego majątku. On też był za granicą, we Francji jak dziadek, i też, jak dziadek, wrócił na stałe do Popowa. Wałęsa Lech napisze w Drodze nadziei, że „Dziadek Jan w pamięci swej wnuczki Izabeli, mojej siostry, pozostał jako wesoły, z sumiastym wąsem staruszek, który lubił chodzić od jednego syna do drugiego. Niezbyt chętnie go przyjmowano, bo gdy siadał przy piecu lub na ławeczce przed chałupą, zaczynał snuć opowieści o eskapadach do miast zachodniej Europy, do kasyn gry, o zabawach i licznych podbojach miłosnych”1. Jak napisze Roger Boyes: „był ostatnim z pańskich Wałęsów, ostatnim, który był w posiadaniu biblioteki, służącego. (…) Ale stracił całą ziemię”. Przywołuje też jednego z najstarszych wówczas żyjących mieszkańców Popowa, Kazimierza Pawłowskiego: „Zwykł grywać w karty na pieniądze i dużo pić w karczmie w Chalinie. Dlatego musiał wyprzedawać ziemię. Jego synowie byli jednak inni. Bolesław (ojciec Lecha) pozostał z małym kawałkiem ziemi, wystarczającym na posadzenie ziemniaków i hodowanie kurcząt”2.
W okolicy Popowa żyje pani Regina Śniadecka, starsza kuzynka Lecha Wałęsy. Są krewnymi po dziadkach ich matek z rodziny Kamińskich. Właściwie wszyscy rozmówcy z tej okolicy twierdzą, że jeśli ktoś dobrze zna rodzinę Wałęsów, do tego tę najstarszą, sprzed wojny, to tylko ona.
Idę do niej. Jej malutki domek stoi pośrodku wielkiego pola słoneczników i zboża. Mimo że mam już ponad pięćdziesiąt lat, pani Regina każdy nowy wątek rozpoczyna zawołaniem: „Słuchaj, dzieciaku!”.
– Słuchaj, dzieciaku! Ta chata, w której jesteśmy, ma już ze dwieście lat.
Rozglądam się z zaciekawieniem. Nie jestem pewny, czy może mieć aż dwieście lat, ale z pewnością pamięta XIX wiek. Dom jest niski, przysadzisty, ma bardzo grube mury i kiedyś głębokie piwnice. W rogu kuchni z pewnością stał wielki piec, który ogrzewał wszystkie izby. Po drugiej stronie sieni mieszkały zwierzęta. Wokół domu sad i bardzo dobra ziemia, na słoneczniki, kukurydzę, rzepak, buraki, zboże. Wszystko razem, według Reginy Śniadeckiej, odkupił od rodziny Wałęsów jej dziadek Łabiszewski. A więc to tu jest serce dawnego majątku Mateusza Wałęsy z Francji?
– Tak, to była ta dobra ziemia po dziedzicach. Ale jak odkupił od nich mój dziadek, to Leszka dziadek Jan kupił „Duklinę” w Popowie, trzydzieści morgów. Ale to była bardzo słaba ziemia. Dlatego oni hodowali kury. I miał do tego piętnastu synów!
Hulaszczego Jana wciąż pamiętają we wsi. Jego barwne opowieści z przygód w Polsce i Francji jedni mają za fascynujące historie, inni za konfabulacje gaduły i pijusa. Roger Boyes pisze: „Mieszkańcy Popowa raczej gardzili Wałęsami z powodu ich kiepskiej gospodarki i zmiennych obyczajów”3. Niechęć miejscowych chłopów do tej rodziny bierze się z dwoistości Wałęsów początku XX wieku – z jednej strony to wciąż resztówka należąca ongiś do bogacza, z drugiej – postrzegani są jako ci, którzy stracili ziemię i zmarnowali taką dobrą gospodarkę.
Sumiaste wąsy ma współczesny Janowi Piłsudski i będzie miał za pięćdziesiąt lat jego wnuczek Lech. Na razie jednak punktem odniesienia dla Jana jest Marszałek, tym ważniejszym, że w opowieściach Jana – oprócz kasyn i kobiet – jest i bohaterski wyczyn na polu bitwy. Otóż Jan – według niego samego – miał w czasie wojny światowej uratować Komendanta od śmierci. Według Jana stało się to w czasie walk z Armią Czerwoną o Warszawę w 1920 roku, ale według historyków w tym czasie Piłsudskiego w tych okolicach nie było. Historia to jedno, a wiejskie opowieści jowialnego Jana to drugie. W jego wersji kozacy gonią Komendanta przez pola, a wtedy pomysłowy Jan zarzuca mu na plecy kobiecy strój i każe uciekać, a kozakom pokazuje mylny kierunek. Czy tak było naprawdę? Mimo że sam Lech Wałęsa (piórem spisujących mu pierwszą autobiografię Andrzeja Drzycimskiego i Adama Kinaszewskiego) w to powątpiewa, to jednak każe zapisać: „W każdym razie w domu dziadka Jana był kult Marszałka, a przez długi czas w moim domu rodzinnym było gdzieś stare, podniszczone zdjęcie Józefa Piłsudskiego, w wojskowych butach z cholewami i w płaszczu, ze stojącym obok dziadkiem Janem”!4 Te dwa nazwiska, Wałęsy i Piłsudskiego koło siebie, jeszcze nie raz powrócą.
Bolesław, ojciec Lecha. Feliksa, matka
Jan, aby wyżywić powiększającą się gromadkę dzieci, wyprzedaje po kawałku dawne pole dziadka Mateusza. Jego najstarsi synowie, Edward i Stefan, walczą w wojnie roku 1920, jeden z nich dostaje się do niewoli, a drugi ginie. Trzej młodsi, Zygmunt, Bolesław i Stanisław, dorastają w czasie wojny, a w latach międzywojennych uprawiają resztki ziemi pozostałe po Janie. Urodzony w 1908 roku Bolesław ma jeszcze wprawdzie sześć mórg, około trzech hektarów ziemi, ale to już nie ta dawna, urodzajna ziemia Mateusza. Teraz bracia gospodarują na piaskach i glinach pod lasem, z dala od centrum Popowa. Wszyscy trzej muszą dorabiać ciesielką, a małej, braterskiej brygadzie przewodzi środkowy Bolesław.
Z kolei matka Lecha to Feliksa z domu Kamińska, która pochodzi według Drogi nadziei z pobliskiej Pokrzywnicy, dziś to chyba Pokrzywnik w powiecie Lipno. Rodzina Kamińskich to nawet bardziej rodzina Dobrzynieckich, bo matka Feliksy z domu Dobrzyniecka była bardzo niezależną kobietą, która wyszła za Kamińskiego, ale miała głębokie poczucie wyższości rodu Dobrzynieckich5. Potrójnie zresztą zamężna; jak by to powiedziano w rodzinach szlacheckich: Zofia Dobrzyniecka, primo voto Łacińska (po mężu Józefie), secundo voto Nowak (po Andrzeju) i tertio voto Kamińska (po Leopoldzie). Siostra Wiktorii, Walerii, Scholastyki oraz Władysława i Marcelego. Dwukrotna wdowa (jeszcze w Stanach Zjednoczonych), córkę Feliksę ma z trzecim mężem. Dzieci z poprzednich małżeństw (z Łacińskim i z Nowakiem6: Tadeusz, Janina, Maria, Genowefa, Antoni) zostały za oceanem. Ona zdecydowała się na powrót do Polski, na wieś, ale nie do końca tutaj pasuje. W rodzinnym domu gromadzi duży jak na wiejskie warunki zbiór książek, a dla córki na pewno snuje lepsze plany niż wyjście za zubożałego chłopa Wałęsę bez własnej chałupy. W jej rodzinie zdarzają się i nauczyciele, i księża. Lech Wałęsa pamięta zdjęcie dziadków z Pokrzywnicy: dziadek Kamiński w garniturze z kamizelką i pod krawatem, a babka w „miastowej” sukni.
Regina Śniadecka mówi:
– Leszka matka to jest Kamieńszczanka i moja matka to Kamieńszczanka z Ruszkowa, tylko nie rodzone siostry, ale stryjeczne kuzynki. Ojciec mojej matki dał mojej matce swój herb i dziewięćdziesiąt morgów. A ojciec matki Leszka był z Pokrzywnicy, z tego biednego Kamieńskiego rodu.
Może i z biedniejszej gałęzi rodu Kamieńskich, bez herbu i ziemi, ale miastowi Kamieńscy też uważają, że małżeństwo z wiejskim gospodarzem to mezalians. Mimo to matka w końcu pozwala upartej siedemnastoletniej Feliksie wyjść za dwudziestopięcioletniego Bolesława Wałęsę. Ten na uboczu wsi Popowo buduje małą chatę z drewna i gliny. Dwie małe izby mieszkalne i oborę pokrywa słomianym dachem.
Po ślubie Bolesław nadal jeździ po okolicy, pracując przy stawianiu domów i budynków gospodarczych. Na jednym ze zdjęć pozuje z braćmi na tle właśnie budowanego domu. Stoi wyprostowany w spodniach wpuszczonych w buty z cholewkami, ze wzrokiem intensywnie wpatrzonym w obiektyw. „Patrząc na to zdjęcie – mówi Izabela – widzę tatę, jak gdyby to było jeszcze wczoraj. (…) Ojciec w domu był łagodny, bardzo dbał o nas”7.
Najstarsza córka, Izabela, rodzi się w 1934 roku. Mieszkają w chatce między lasem, stawem a sadem. Las i staw są stare, sad dopiero co sadzony, jabłonie, wiśnie i śliwy, to, co najłatwiej rośnie, będą owocowały dopiero za dwa, trzy lata. Dopiero dla ich dzieci będzie to wspominany z dzieciństwa zagajnik. „Było to ulubione miejsce zabaw dzieci”. W 1937 roku rodzi się Edward, a dwa lata później, tuż przed wybuchem wojny, Stanisław. Lech przyjdzie na świat już w jej trakcie w 1943 roku.
Przysięga na krucyfiks
Ale zanim przyszła wojna, złożono dziwną przysięgę. Podobno.
Sierpień 1939 roku. Najmłodszy z braci, Bolesław, jedzie ze starszym o cztery lata Stanisławem do kościoła w Sobowie. Stanisław wciąż jest kawalerem, a Bolesław już ojcem z trójką dzieci. W kościele Stanisław przysięga Bolesławowi na krucyfiks, że w razie śmierci Bolesława zaopiekuje się jego rodziną. Teraz mogą iść na wojnę.
Obaj trafiają do wojsk, które biorą udział w pierwszej wielkiej bitwie II wojny światowej. Od 1 do 3 września Armia „Modlin” dowodzona przez generała Emila Krukowicza-Przedrzymirskiego broni granicy z Prusami Wschodnimi i przejścia Niemców w stronę Warszawy. Po bitwie bracia dostają się do niewoli, ale jako szeregowcy szybko wracają do domu.
Izabela pamięta, że ojciec po powrocie często wyjeżdżał do pobliskich większych miejscowości. Najprawdopodobniej w pobliżu domu bił świnie, a w mieście sprzedawał mięso. „(…) u nas w domu był stale ruch: bito świnie, pędzono bimber, przychodzili ludzie na spotkania, szli wówczas do naszej maleńkiej obórki; nieraz niosłam tam koce, widocznie nocowali”8.
Dlaczego Bolesław wrócił z kampanii wrześniowej i obozu jenieckiego do domu, a jego brat Stanisław po powrocie musi się ukrywać? Nie wiadomo. W każdym razie Edward i Izabela, starsze rodzeństwo Lecha, pamiętają go ukrywającego się w ich gospodarstwie. Ośmioletnia Iza i pięcioletni Edward pamiętają też, że często „stoją na warcie”: „Kiedy tylko widzieliśmy, że ktoś zbliża się do gospodarstwa, biegliśmy do domu i pukaliśmy w drzwi”9.
Jednak na niewiele to się zdaje; Edward później powie, że ktoś doniósł. Niemcy przychodzą i wyciągają Stanisława na podwórko. „(…) zmusili go, by pokazał, gdzie ukrywaliśmy beczkę pełną mięsa. Widziałem na własne oczy, jak go torturowali” – mówi Edward10.
Nie słychać jednak nic o tym, by w tym dniu trafił do więzienia czy obozu. Owszem, trafi tam, ale nieco później, już razem z ojcem Lecha Bolesławem.
Poczęcie w obozie? Urodziny i śmierć na pewno w domu
Gdzieś na jesieni albo wczesną zimą 1942 roku Niemcy robią obławę i zabierają mężczyzn z Popowa i okolic. Zabierają też Stanisława i Bolesława, najpierw do pobliskiego dworku w Chalinie, gdzie biją ich, o czym jeszcze długo będzie świadczyć krew na ścianach, a potem wywożą w dwie strony. Stanisław, może jeszcze za tamto ukrywanie się i nielegalne mięso, pójdzie do transportu. Pociąg pojedzie do Niemiec, a Stanisław powie później, że do dojechał aż do Dachau. Twierdzi, że uciekł z transportu dosłownie „spod bramy” Dachau. Tam, w okolicy, jakoby spotkał ładną Niemkę pracującą u bauera, z którą miał romans, a z Niemiec do Polski wrócił w 1945 roku w mundurze gestapowca. Życie pisze najbardziej nieprawdopodobne scenariusze, ale też czas wojny nie sprzyja ich weryfikacji.
Tymczasem Bolesław trafił na roboty przymusowe koło Lipna, a potem do lokalnego obozu pracy w Młyńcu. Ich krewny, ojciec Reginy Śniadeckiej, aresztowany w tej samej obławie, miał mniej szczęścia.
Regina Śniadecka wspomina:
– Niemcy zamordowali ojca, pamiętam, jak byłam taka malutka. – Pokazuje mi ręką wysokość od ziemi. – Niemcy go prowadzili tą drogą. – Wskazuje za okno, na drogę schowaną za słonecznikami. – U nas znaleźli trochę ospy, matka chowała świniaki. Tu w rogu kuchni wykopali jamę, tam chowali mięso i dzieci karmili. I wzięli go na okopy do Lipna i w Lipnie go zamordowali. Rozstrzelali w 1944 roku.
Ciało oddali rodzinie. Leżał w pokoju, w którym teraz siedzimy, na prowizorycznym katafalku. Regina Śniadecka mówi mi, że matka chciała, by dzieci zapamiętały tatę i zapamiętały, kto to zrobił.
– Zawołała do nas: Chodźta, tatę przywitajta! A ja byłam najgorzej bojąca. I ja schowałam się głową za piec. I ja go nie przywitałam. I pochowali go na cmentarzu w Sobowie.
Jeśli Edward, starszy brat Lecha, nie myli się w swych dziecięcych wspomnieniach, w okolicach Bożego Narodzenia 1942 roku Feliksa idzie odwiedzić w obozie męża Bolesława. Edward wspomina to tak:
– Pod koniec roku czterdziestego drugiego, kiedy miałem sześć lat, matka otrzymała od Niemców pozwolenie na odwiedzenie męża w obozie. Zabrała mnie z sobą. Szliśmy przez dwa dni, ponieważ Niemcy nie pozwoliliby nam jechać autobusem ani nawet furmanką. Rankiem dotarliśmy do Młyńca. Kiedy stamtąd wyszła, była tak szczęśliwa, taka zmieniona. Kochali się tej nocy i po dziewięciu miesiącach, dwudziestego dziewiątego września czterdziestego trzeciego roku, urodził się Leszek.
Czy to prawda? Skoro tak, to pięcioletni wówczas Edward musiałby czekać gdzieś na matkę, jeśli nie na mrozie, to może u poproszonych o opiekę nad dzieckiem ludzi, być może mieszkających w pobliżu obozu. A może to tylko kolejna niesprawdzona rodzinna legenda? W końcu starsza od niego, ośmioletnia wówczas Izabela urodziny Lecha pamięta inaczej:
„To było w tym czasie, jak tatę zabierano z domu. Była zima. Mama chodziła już w ciąży z Leszkiem. Po ojca przyjechała żandarmeria na koniach. (…) Uciekła z Edwardem do lasu, wróciliśmy do domu, jak taty już nie było”11. Byłby to więc nie koniec 1942 roku, ale początek 1943. W każdym razie to była ta niezwykle ciężka zima, kiedy na wschodzie ważyły się losy wojny.
Dwudziestego dziewiątego września 1943 roku o godzinie 3.30 rodzi się Lech. Poród odbiera matka Feliksy, babka Kamińska. „Był duży, ważył pięć kilogramów. Jak go mama zobaczyła, tę wielką jego głowę, powiedziała do babci: – Kiedyś będzie z niego wielki i sławny człowiek”12.
Kolejna rodzinna opowieść. Zdaje się, że tak jak i wiele innych przekazów, pochodzi od dziewięcioletniej wówczas Izabeli, najstarszego dziecka Feliksy i Bolesława.
Bolesław wraca z obozu do domu w 1945 roku, właściwie tylko po to, żeby umrzeć. Wynędzniały, chory na płuca, leży w łóżku, nie mając siły wstać. Powoli dociera do niego, że nieuchronnie zbliża się śmierć. Prosi, aby zawołać jego brata Stanisława. Kiedy ten wraca z pracy we młynie, staje wraz z Feliksą przy łóżku. Czy Bolesław przypomina mu złożoną cztery lata wcześniej przysięgę na krucyfiks, nie wiadomo. W każdym razie „uroczyście zobowiązał go do opieki nad nami” – wspomina Izabela. A do żony, według Izabeli, mówi: „Dbaj o Leszka i Edwarda, szczególnie o Leszka, bo z niego największą będziesz miała pociechę”. Jeszcze tej samej nocy, o 3.00 woła żonę: „Pobudź dzieci i wynieś je z domu – i umarł”13.
Jest rok 1945. Z Feliksą pozostaje czwórka półsierot. Izabela ma jedenaście lat, Edward osiem, Stanisław sześć, Lech – półtora roku. Tylko Izabela pamięta te szczęśliwe dni z całą rodziną, jeszcze sprzed wojny. „Był taki dobry dla nas, pogodny, albo te Boże Narodzenia, pełne szczęścia i radości rodzinnej”. Stanisław i Edward pamiętają już tylko ojca z czasu wojny, obozu i śmierci, a Lech w ogóle zapomniał.
W 1946 roku Feliksa wychodzi za Stanisława, brata Bolesława. W dniu ślubu matki ze stryjem Izabela woła młodszych braci i wychodzi z nimi z domu. Idą przez sad, pola.
„Ten nowy ślub był zgrzytem dla nas – całą trójkę chłopców wyprowadziłam do lasu, chowaliśmy się, nie chcieliśmy Stanisława za ojczyma. Nie mogłam wybaczyć mamie, że wyszła za mąż, chciałam, żeby była tylko z nami, dalibyśmy sobie radę”14. Całą trójką idą do pobliskiego lasu, coraz głębiej i głębiej.
Jeszcze tego samego roku rodzi się pierwszy syn Feliksy i Stanisława, Tadeusz. Potem, w 1947 roku Zygmunt, a w 1951 Wojciech. Pierwszy z tej trójki, Tadeusz, rodzi się dokładnie w rocznicę śmierci Bolesława, 13 czerwca 1946 roku. A w jego pierwsze urodziny, i podobno jeszcze kilka kolejnych, Izabela znowu bierze za ręce młodszych braci i wyprowadza ich z domu. Tym razem jednak nie w stronę lasu. Idą siedem kilometrów do Sobowa na grób ojca. I siedem kilometrów z powrotem. Matka Feliksa, ojczym Stanisław i młodsze dzieci obchodzą urodziny Tadzia, a Izabela i trzech starszych chłopców są w tym czasie na grobie ojca Bolesława. Podobno, bo to kolejna rodzinna opowieść.
Rówieśnik PRL-u
Lech Wałęsa w młodości mógł jeszcze odczuwać nieprzychylne czy pogardliwe nastawienie niektórych sąsiadów do rodziny dziadka Jana, ale dla niego świat Jana Wałęsy już nie istnieje. Dla dziecka dziesięć, dwadzieścia lat wstecz to prawie wieczność, a w Polsce przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych to cała epoka. Zabory, w których rodzili się rodzice; rewolucjoniści i legioniści; panowie i chłopi; żydowscy karczmarze i handlarze – wszystko to odeszło, zostało przekreślone w czasie niemieckiej okupacji i pierwszych lat stalinizmu.
Urodzony w 1943 roku Lech w PRL wchodzi od zera, bez ojca, którego prawie nie pamięta, bez śladu dawnego rodzinnego majątku, bez starych porządków. Gdzieś daleko, w stolicy, w województwie, w powiecie, podobno rodzi się nowy świat, ale tu, w Popowie, jest tylko monotonne, ciężkie życie w biednym gospodarstwie.
„Mieliśmy małe gospodarstwo. Kto podrósł – szedł do szkół, uciekał z domu, a robota spadała na następnego w kolejce. Najciężej pracowałem między ósmym a czternastym rokiem życia – wspomina Lech Wałęsa w Drodze nadziei. – Była to prymitywna praca, jak to w ubogim gospodarstwie. Zimą co najmniej dwie godziny dziennie ciąłem sieczkę dla bydła”15.
Siedzący przede mną w 2020 roku Lech Wałęsa gestykuluje szeroko rękami, jakby chciał złapać w powietrzu i przyciągnąć do siebie jakieś wspomnienia z dzieciństwa, przykłady. W końcu chwyta i rzuca przede mną taki obraz:
– Nie wiem, czy pan zna wieś z tamtych czasów. Kiedy się miało pięć lat, gęsi się pasało. Kiedy dziesięć lat, krowę. Potem inne prace rolnicze. I w związku z tym już tam trzeba było podejmować decyzje. Kiedy krowie dać, kiedy wygonić gęsi, w tamtym czasie tak nas to życie kształtowało16.
Jagoda Jakubowska, szkolna koleżanka Lecha, pamięta ojczyma Stanisława, który przychodził z Popowa do Chalina sprzedawać jajka:
– Ojciec jego dwa razy w tygodniu nosił ze dwadzieścia jajek na sprzedaż do sklepu do Chalina i oni się z tych jajek utrzymywali. Bo oni mieli ze trzy, cztery morgi takich samych piasków.
Regina Śniadecka opowiada:
– Leszek jest czterdziesty trzeci rocznik, a ja trzydziesty siódmy. Leszek tu przychodził do nas, ale moja matka zawsze nas rozganiała. Roboty dużo, matka wołała: „Regina spać, rano do roboty trzeba!”. A Leszek, jak był młody, to był taki „te-te-te” rozbiegany, rozedrgany. – Pani Regina odgrywa przede mną obraz młodego Leszka, trzęsąc tułowiem i rękami.
Lubili się z kuzynką, ale nie było czasu na wspólne zabawy, najwyżej na krótką rozmowę, śmiech. I jej rodzice, i jego gnali ich do roboty. Ale Leszek przychodził do Śniadeckich, kiedy tylko mógł. Gdy Lech podrośnie, będą się widywać na wiejskich zabawach, ale każde w swoim gronie, w końcu Regina jest starsza o sześć lat. Z jego licznych braci jeszcze tylko Zysiek (Zygmunt) równie często będzie zachodził do domu kuzynki.
Regina Śniadecka mówi:
– Leszek jak był młody, to był zawsze taki chudy „Wałęsiak”. Ale jak teraz widzę go w telewizji, to już jest taki „tłusty kardaś”, podobny już do Kamińskich.
W okolicy jest jeszcze kościół, ale nie w Popowie, tylko w Sobowie, do którego chodzi się na niedzielną sumę siedem kilometrów w jedną i siedem w drugą stronę. Przez większą część roku boso.
I szkoła. Na bosaka do szkoły w Chalinie cztery kilometry tam i cztery z powrotem, a wakacje spędzane na miedzy przy pilnowaniu krów. Przewiązywanie, przekołkowanie pasącego się bydła, pilnowanie, żeby nie weszło w szkodę.
I radio słuchane wieczorami, o tej porze, kiedy zwierzęta już śpią, a ludzie jeszcze nie. To radio z lat pięćdziesiątych, sześćdziesiątych to jedyna oznaka postępu technicznego, który się dokonał w wielkim świecie i rzeczywiście zawitał pod strzechy. Bo w wielu miejscach tużpowojennego kraju radio zjawi się wcześniej od elektryczności. Tranzystorowe, słuchane przy lampach naftowych. Do Popowa elektryczność przychodzi dopiero w 1957 roku, kiedy Lech ma już trzynaście lat.
Radio w tamtych czasach zawładnęło umysłami ludzi, z jednej strony idzie tą drogą nachalna propaganda socjalistycznego państwa, z drugiej – z drewnianego pudełka płyną zagłuszane, trzeszczące, ale zachłannie nasłuchiwane głosy z zakazanego Zachodu, z popularnych wtedy Sekcji Polskiej BBC w Londynie, nadającej od 1939 roku, czy Głosu Ameryki, nadawanego od 1942 roku. To radio, i to rozdwojenie przekazu będą towarzyszyć Polakom, nie tylko Wałęsie, przez cały PRL.
„Ten nawyk wieczornego słuchania z radia wiadomości ze świata pozostał mi do dziś”17.
Rodzina
„W domu było wiele przemocy, ale dzieci powszechnie akceptowały ten stan” – pisze w biografii Lecha Wałęsy Roger Boyes, ale żadne wypowiedzi rodzeństwa Lecha tego nie potwierdzają. Ta opinia to raczej stereotypowy obraz powojennej Polski według Amerykanina, tym bardziej że w następnym zdaniu Boyes uogólnia: „Dla wiejskich dzieci w Polsce była to po prostu norma”. Z tych ogólnikowych stwierdzeń wywodzi tezę o tym, skąd się wzięła późniejsza cecha Lecha – podejrzliwość. Podejrzliwość, że ktoś chce cię oszukać, coś ci zabrać, wysadzić cię z siodła. „Podejrzliwość, tak charakterystyczna dla Lecha Wałęsy, prawdopodobnie miała swoje źródło w tym niełatwym, krnąbrnym dzieciństwie”18. Może w rodzinie było mało czasu dla dzieci, pewnie było dużo pracy od najmłodszych lat, ale o przemocy nie wspomina żadne z dzieci Bolesława czy później Stanisława.
„To nie był ojciec i nigdy się z tym nie pogodziliśmy. Teraz muszę przyznać, że nie zawsze miałam rację i że na swój sposób Stanisław dbał o nas. Zawsze jednak od ojczyma inaczej bolało, nawet jeśli się na to zasłużyło. Bolało podwójnie” – wspomina w Drodze nadziei Izabela.
Upór Izabeli przynosi owoce. Według Tadeusza, pierwszego z synów Feliksy i Stanisława, mniej więcej do dziesiątego roku życia Lech zwraca się do Stanisława: „Tato”. Potem, za namową Izabeli i starszych braci, mówi już tylko „Wujku”.
– To nie jest twój tata – tłumaczy mu Izabela.
Ale szanować go trzeba. „Obowiązywały zasady: starszego trzeba szanować (…) Nie wolno było podnieść na niego głosu, a nie daj Boże ręki” – wspomina z kolei Lech Wałęsa.
Ojczym Stanisław to ani pykający fajeczkę i fantazjujący dziadek Jan, ani zapamiętany jako ciepły, kochający Bolesław. Stanisław jest inny. Zamknięty w sobie, mrukliwy w kontaktach z sąsiadami, surowy dla synów. Jego rodzone dzieci, Tadeusz, Zygmunt i Wojciech, mówią, że dla nich był nawet surowszy. Mówił raz, ale potem już nie powtarzał. Walczył też z krnąbrną pasierbicą Izabelą oraz z buntowanymi przez nią Edwardem, Stanisławem i Lechem. Tylko dla Feliksy miał i respekt, i czułość. Ufał jej mądrości. Często radził się jej, pytał, słuchał.
Rodzeństwo wspomina Lecha jako podobnie upartego jak ojczym. „Jak się zagniewał lub obraził, zakładał ręce do tyłu i do nikogo się nie odzywał, «rozmyślał». Z Edwardem i Stanisławem mówiliśmy o nim «nasz sołtys» – powie Izabela w książce Droga nadziei. – Lech bardzo kochał mamę i nie pozwalał jej skrzywdzić; potrafił już jako dziecko przygadać coś ojczymowi, chociaż był najmłodszy. Był najbardziej odważny, otwarty i niezastrachany”19.
Lech Wałęsa w Drodze nadziei opisuje sytuację, którą zapamiętał na całe życie. Rodzice wieczorem długo planują, jak rozegrać wizytę Stanisława w urzędzie. Stanisław stoi przed Feliksą i odgrywa scenę: przyjdzie do urzędu, zapuka, otworzy drzwi. Mówi, co powie. Feliksa go poprawia. Razem dyskutują, jak poprowadzić rozmowę. Lech Wałęsa komentuje to tak: skończy się tym, że „sekretarka w urzędzie obleje cię kawą i wszystkie ustalenia wezmą w łeb. Jeszcze cię ofuknie”.
„Byli za słabi, żeby wydeptać w życiu własną ścieżkę. Nawet jeśli była to sprawa z niesumiennym listonoszem. (…) Dla nich był reprezentantem świata zewnętrznego, urzędowego. I to już było dla nich problemem”. Wałęsa widzi tę słabość u rodziców, ale w przyszłości sam będzie krytykowany za podobną uległość wobec władzy, czy to kierownika w zakładzie pracy, czy generała Wojciecha Jaruzelskiego.
Młody Wałęsa zauważa też, pewnie nieco z zazdrością, że dorośli, matka i ojczym, potrafią ze sobą trzymać, nie zważając na jego uczucia. Wspomina, że kiedyś się kłócili. On próbował się wtrącić, uspokoić ich. Wtedy oboje, zgodnie, ofuknęli go: „to nie twoja sprawa”. Zrobiło mu się smutno. Zrozumie to kiedyś, jak dorośnie.