Biografia Michela Houellebecqa, jednego z najważniejszych intelektualistów XXI wieku. Uznany biografista Denis Demonpion próbuje odkryć źródło fenomenu Houellebecqa. Fascynująca lektura ujawniająca nieznane fakty i kulisy życia pisarza-legendy.
Gdy w 1998 roku powieść „Cząstki elementarne” podbiła listy bestsellerów, jej autor, Michel Houellebecq, uzyskał rzadki w świecie literatury status supergwiazdy. Od tego czasu w ślad za sukcesem przyszły skandale, nagrody i miano najchętniej czytanego współczesnego francuskiego pisarza. Houellebecq na oczach świata upadał, podnosił się i dojrzewał, chociaż niektórzy skłonni byliby powiedzieć, że miało to więcej wspólnego ze starzeniem się sera niż z dochodzeniem do pozycji nobliwego mistrza.
Ćwierć wieku od powieściowego debiutu, bogatszy o Nagrodę Goncourtów, Legię Honorową, dwa rozwody i trzecie małżeństwo Houellebecq wciąż uchodzi za pisarza-prowokatora. Być może to właśnie ta publiczna persona jest jego najważniejszym artystycznym performance’em. Ale im bardziej Denis Demonpion (również laureat Goncourtów, tyle że w dziedzinie biografistyki) stara się dotrzeć do sedna fenomenu zwanego „Michel Houellebecq”, tym bardziej bohater jego książki próbuje mu uciec. Po przeprowadzeniu wywiadów z blisko 150 osobami i odkryciu masy niepublikowanych wcześniej materiałów pościg za pisarzem zaczyna przemieniać się w polowanie…
„Houellebecq” Denisa Demonpiona to najnowsza biografia jednego z czołowych i najbardziej niejednoznacznych europejskich intelektualistów XXI wieku, oskarżanego o szowinizm, islamofobię, a nawet marne relacje z własną matką. A jednocześnie to portret przenikliwego krytyka społecznej alienacji w dobie Internetu, pornografii na żądanie i upadku burżuazyjnego świata Zachodu.
Denis Demonpion jest również autorem uhonorowanej Nagrodą Goncourtów biografii J. D. Salingera („Salinger intime”, 2018), a jako dziennikarz pisał m.in. dla „Paris-Match” i „Libération”.
Houellebecq
Przekład: Anastazja Dwulit, Magdalena Kowalska
Wydawnictwo Agora
Premiera: 12 października 2022
OSTRZEŻENIE
Oto biografia – przejrzana i poprawiona, jak mówi uświęcona formułka, ale też zaktualizowana i poważnie poszerzona. Kiedy pisałem pierwszą wersję, opublikowaną w sierpniu 2005 roku pod tytułem Houellebecq non autorisé. Enquête sur un phénomène, pisarz nie chciał się ze mną spotkać. A jeśli już, to na jego nienaruszalnych – a dla mnie nieakceptowalnych – warunkach, takich mianowicie, że może czytać mój rękopis, poprawiać go, opatrywać notatkami, a w razie potrzeby utrudniać jego publikację. Czyli dusić w zarodku opowieści, które by mu się nie spodobały – co było nieuchronne. Albowiem Michel Houellebecq toleruje jedynie to, co piszą jego pochlebcy. Nic więc dziwnego, że nie spodobała mu się książka, w której wyciągam na światło dzienne różne małe i duże machlojki, jakie robi ze swoim życiem w ogóle, a danymi osobowymi w szczególności – od czasów dzieciństwa, poprzez studia, w czasie których wykazał się sporą błyskotliwością, do początków literackiej kariery. Przez lata nie wiedziano, że Michel, urodzony jako Michel Thomas, z niepokojącą łatwością zmienił sobie datę urodzenia ani że w szkole filmowej Louis-Lumière nauczył się nie tylko technik filmowych, ale także wykorzystywania ciszy, szumu w tle i ustawiania reflektorów. Krótko mówiąc, że stał się biegły w sztuce panowania nad obrazem, nad własnym wizerunkiem, który pokazuje publiczności. Myląc tropy, bez sprzeciwu narzucał swoją wersję. Zwłaszcza po fenomenalnym sukcesie drugiej powieści, Cząstek elementarnych (1998), która słusznie uczyniła go heroldem końca wieku literatury. Żyliśmy w fikcji. Zachowywał się jak ptak, co wypadł z gniazda. Jakby mu było wszystko wolno. Sprytnie pochował swoich rodziców, choć w tamtym czasie żyli i mieli się dobrze. Oboje po raz pierwszy zgodzili się odbyć długą, szczerą rozmowę o swoim synu, jego życiu i sukcesach. Nie unikali pytań o „porzucenie”, którego Michel Thomas/Houellebecq rzekomo doświadczył jako dziecko, a także później – o czym opowiadał z wielkim żalem.
Przydatne szczegóły, gdy chce się dobrze zrozumieć tę postać. W chwili, kiedy ukazała się pierwsza wersja tej biografii, pisarz właśnie zostawił wydawnictwo Flammarion, by z całym majdanem przenieść się do Fayarda. Cudowna umowa zapewniała finansowanie jego pierwszego filmu fabularnego, adaptacji trzeciej powieści – Możliwości wyspy.
Jednak nic nie poszło zgodnie z planem. Można się wkurzyć, gdy się czuło, że sukces jest już w kieszeni. Teraz minęło piętnaście lat. Michel Houellebecq doświadczył niepowodzeń, zaprawił się w bojach, zdobył Nagrodę Goncourtów, której wyczekiwał jak zbawienia, wywoływał skandale, płynąc pod prąd, czasem pograł też trochę w ostrożność – no i się postarzał. Dostał carte blanche na stworzenie wystawy – chodziło raczej o pokazanie jego nastrojów niż dzieł plastycznych.
Bez szczególnego wysiłku zagrał w dwóch lub trzech filmach. Jego rodzice faktycznie umarli. Dokonał też żywota ukochany pies Clément. Houellebecq wrócił do Francji z wygnania w Irlandii, nie czekając na korzystną dla autorów-multimilionerów reformę podatkową. Ożenił się po raz trzeci i udekorowano go Legią Honorową. Ale nie złożył broni.
To wszystko i nie tylko to uzasadnia dziś potrzebę dopisania dalszej części biografii Michela Houellebecqa.
Po raz pierwszy zainteresowałem się fenomenem, którym jest ten pisarz, w 2001 roku, po jego szokującej wypowiedzi dla magazynu „Lire”: „najgłupszą religią jest islam”. Właśnie promował swoją trzecią powieść, Platformę. Gazeta „Le Point”, dla której w tamtych czasach pracowałem, postanowiła poświęcić mu artykuł na pierwszej stronie zatytułowany: Anatomia pewnej polemiki. Mnie, jako namiętnemu czytelnikowi jego utworów, powierzono zadanie rozpracowania tej prozy, uznanej przez jego przeciwników wręcz za zbrodniczą. Rozpocząłem więc dziennikarskie śledztwo. Natrafiłem na masę trudności.
Wielu potencjalnych rozmówców, widząc falę reakcji i gróźb, unikało kontaktu – zwłaszcza ci z wydawnictwa Flammarion. Michel Houellebecq salwował się nawet ucieczką do swojej irlandzkiej posiadłości, z dala od burzy, która się rozpętała, od gniewnych okrzyków jego wrogów. Zgodzili się porozmawiać ze mną jego dawni współpracownicy z „Revue Perpendiculaire”, grupa przyjaciół z Niort – Houellebecq do niej należał – która wyruszyła na podbój literackiego Paryża. Także Maurice Nadeau, mentor wydawnictwa, które opublikowało Rozszerzenie pola walki. I wielu innych… Ja sam spotkałem Houellebecqa kilka razy, na ulicy Racine w Paryżu i w restauracji-klubie nocnym na Polach Elizejskich – posępna sylwetka zgarbiona pod ciężarem bolesnej egzystencji, obojętny blask niebieskich oczu.
W redakcji zamykaliśmy numer. Był wtorek, 11 września 2001 roku. I właśnie tego dnia dwa pasażerskie samoloty wbiły się w World Trade Center, najwyższe wieże w Nowym Jorku. Al-Kaida i jej przywódca Osama bin Laden nagle zdobyli wszechświatową sławę. Było jasne, że to zamach islamski. Przy takiej sprawie śledztwo w sprawie Houellebecqa straciło wszelkie znaczenie. Zastąpił je czterdziestodwustronicowy, improwizowany w pośpiechu numer specjalny pod tytułem Wojna.
Taki zbieg okoliczności namieszał nam w głowach. Pisarz zdawał się z jednej strony wizjonerem, z drugiej ksenofobicznym prowokatorem. On sam pozostał niezmienny – niewzruszony, z nieodłącznym papierosem tkwiącym między środkowym a serdecznym palcem. Za okularami czujne oczy entomologa – obserwuje, analizuje, notuje. I dodaje od siebie. Mówi o seksualnej nędzy, upadku wartości, znikaniu punktów orientacyjnych, francuskiej chorobie, upadku Zachodu, bankructwieludzkości. O cierpieniu. Przemoc jest wszechobecna, śmierć czyha, nieunikniona, miłość, dziś już niemożliwa, pustoszy międzyludzkie stosunki.
Diagnoza jest bezlitosna, nie sposób patrzeć w zwierciadło, które przed nami trzyma. Chodzi zawsze po grani, wie zatem, czym grozi jeden nieostrożny krok. W igraniu z dyskomfortem i lękiem osiąga niebywałe mistrzostwo. Jego ulubionym żywiołem są niespokojne wody. Oddany swemu dziełu, pewny swojej wielkości, potrafi z tego kpić. Przytomny i rozczarowany, śmieje się szyderczo, suwerenny w obojętności i pogardzie. Silny łeb, który nie boi się płynąć pod prąd. A jeśli filozof i teolog Nicolas Malebranche (1638-1715) miał rację, pisząc: „nasze poznanie innych ludzi bywa bardzo narażone na błąd, jeśli osądzamy ich jedynie według naszych własnych odczuć”?
Michel Houellebecq bez wątpienia nie jest pamflecistą, lecz powieściopisarzem. Lecz czy za jego bohaterami nie kryje się tak naprawdę on sam, zamaskowany? Trudno obliczyć, ile jest w jego twórczości rzeczywistości, ile fikcji. Ale na pewno bije on rekordy w mieszaniu jednego z drugim z wściekłością nastolatka. Jego dzieło nie wymyka się regułom gatunku, które każą przypisywać autorowi niektóre postawy, niektóre zachowania, czasem dowcipy i refleksje bohaterów. „Pani Bovary to ja” – powiedział Flaubert. Czy Houellebecq weźmie na siebie odpowiedzialność za kontrowersyjne czyny i poglądy stworzonych przez siebie postaci? No cóż, jak zwykle robi sprytne uniki. Ale to, co mówi w wywiadach, pisze na forach i w innych niepowieściowych tekstach, pokazuje, jak wąski margines dzieli go od bohaterów jego książek.
To biograficzne śledztwo, oparte na niepublikowanych dokumentach i świadectwach, ma rzucić światło na pisarza. Temat nie jest wyczerpany.
Taki los fenomenu.
Paryż, 2019
POPRAWIANIE
DANYCH OSOBOWYCH
Houellebecq żyje, i to nie najgorzej. A jednak wcale nie było łatwo dotrzeć do informacji o losach jego i jego rodziców. On sam odmówił pomocy w starannej rekonstrukcji swojej drogi życiowej, do czego miał zresztą pełne prawo. Kiedy Dominique Noguez, pisarz, a zarazem postać wszechobecna na rynku wydawniczym oraz bezkrytyczny wielbiciel autora Cząstek elementarnych, poinformował go w lipcu 2004 roku, że powstaje książka opisująca jego życie, Houellebecq ze swego hiszpańskiego ustronia, gdzie pośród mąk duchowych i napadów melancholii tworzył Możliwość wyspy, odparował: „Niech sobie radzi sam”. Niech zatem tak będzie.
To nawet lepiej. Gdyż w śledztwie, jakie prowadziłem w trakcie przygotowywania tej książki, Houellebecq okazał się wielkim mistyfikatorem – trudno więc byłoby brać jego świadectwa za dobrą monetę. Podobnie na niewiele się zdały opinie osób, które pisarz polecił (jak to się zwykle robi przy pisaniu biografii autoryzowanej). Jego odczucia i wspomnienia – owszem, trzeba je wziąć pod uwagę. Ale polegać na jego słowach, gdy chodzi o obiektywne dane – stracony trud. Co więcej, dzieciństwo dla Houellebecqa to temat tabu, a najdrobniejsze przywołania wczesnej młodości wywołują u niego bolesny skurcz, który deprymuje rozmówcę. W takiej sytuacji trudno się dziwić, że robił wszystko, co w jego mocy, by zmylić tropy. Jak gdyby aureola literackiej chwały, która świeci nad jego głową od czasu publikacji Poszerzenia pola walki, a zwłaszcza od czasu Cząstek elementarnych, była znakiem ponownych narodzin. Narodzin starannie przygotowanych, które miały pogrążyć w niepamięci ponadtrzydziestoletniego wówczas Michela Thomasa. Prawdopodobnie między innymi dlatego Houellebecq zmienił datę swoich urodzin. Jak Marlena Dietrich albo jakaś inna gwiazda – a do statusu gwiazdy aspirował od dawna. Nie musiał w tym celu uciekać się do pomocy techniki, wykorzystał metodę od dawna wypróbowaną – fałszerstwo. Kokieteria? Chęć uporania się z problemami wieku dojrzewania? Może pragnienie ukrycia się przed niedyskretnymi spojrzeniami? Ale on zawsze raczej lubi być w centrum uwagi. Cóż, nie pierwszy to i nie ostatni paradoks, jaki napotkamy w tej postaci. Jedno jest pewne: to małe oszustwo, choćby nawet tak żałosne i nieskuteczne, w pewnym sensie pozwoliło mu odzyskać godność. Długo i metodycznie przygotowywał się do zabiegu mającego przekreślić przeszłość. A właściwie dlaczego pisarz miałby być zobowiązany do mówienia prawdy o sobie?
Ma przecież prawo dysponować swoim życiem tak, jak uzna za stosowne. Jego droga życiowa, jego poszukiwania, kolejność wydarzeń – wszystko to należy do niego. Wystarczy, że mamy przed sobą dzieło i że ukazuje się ono w pełnym świetle dnia, czarno na białym. Dzieło świadczy o tym, ile wart jest autor. Pamiętamy zdanie Céline’a: „Biografie się wymyśla”.
Houellebecq nie urodził się wcale w 1958 roku, jak głosi rozpowszechniona przez niego plotka, lecz dwa lata wcześniej. W 1993 roku w Approches du désarroi (jest to esej, a nie fikcja) napisał: „W maju 1968 roku miałem dziesięć lat. Bawiłem się kolorowymi kulkami, czytałem Pif le Chien. To było piękne życie…”. Liczby się zgadzają, tyle że nie odpowiadają rzeczywistości. Po tej pierwszej publikacji, a później drugiej, na wpół oficjalnej, tekst został kilkakrotnie wydany przez liczące się wydawnictwa, jak Grasset i Flammarion. Nie zmieniono w nim nawet jednej linijki.
We wrześniu 1994 roku ukazało się nakładem Maurice’a Nadeau Poszerzenie pola walki, a notka wydawnicza znowu podawała, Michel Houellebecq „urodził się w 1958 roku”. Ta sama informacja figuruje na okładce późniejszego wydania w miękkiej oprawie. Z kolei w dwustronicowej notce biograficznej Houellebecqa, powszechnie dostępnej od czasu opublikowania w 1998 roku Cząstek elementarnych, znaleźć można informację, że pisarz otrzymał dyplom inżyniera rolnika „w 1980 roku”. Znowu nieprawda. Skończył studia dwa lata wcześniej. Houellebecq prowadzi grę swoimi danymi osobowymi. Ta uparta skłonność do ukrywania wieku pozostała niezauważona przez większość jego bliskich (lub byłych bliskich), z którymi prowadzone były rozmowy podczas przygotowywania tej książki. Geneviève Morhange, koleżanka pisarza ze studiów agronomicznych w latach siedemdziesiątych, należała do małej grupy towarzyskiej skupionej wokół Houellebecqa. Później stracili kontakt. Nie czytała jego książek aż do ukazania się Cząstek elementarnych – a gdy na czwartej stronie okładki książki zobaczyła jego zdjęcie, natychmiast je rozpoznała. Potem, w biegu, kupiła Poszerzenie pola walki i zdumiała się na widok daty urodzin podanej z tyłu na okładce. „Twarz była jego. Data urodzin – nie jego. Nazwisko też nie jego, ale nie w tym tkwił problem.
Ten rok 1958 wydał mi się tak dziwny, że miałam wątpliwości. Pytałam znajomych z roku, co o tym myślą. Trzy lata młodszy od nas? To niemożliwe. To by znaczyło, że zdawał maturę, jak miał czternaście lat. Takie rzeczy się nie zdarzają” – opowiada ze śmiechem Geneviève, dziś pracownica Ministerstwa Gospodarki. Piosenkarka Françoise Hardy, która oprócz wydawania płyt zajmuje się wróżeniem z gwiazd, też dała się zwieść. Zobaczyła go w telewizji, gdzie występował między innymi w programie Campus Guillaume’a Duranda poświęconym polemikom, jakie wywołała Platforma. Swoim wyglądem zbitego psa tak ją rozbroił, że postanowiła skontaktować się z nim przez wydawcę. „Gdy go zobaczyłam, pojęłam życie i cierpienie tego człowieka. Wyczułam w nim pewien rodzaj wielkiego bólu. Budził we mnie uczucia macierzyńskie. Miałam ochotę zaopiekować się nim, pocieszyć go”. Wysłała dla niego do Flammariona kopie rozmów z Jeanem d’Ormessonem, Sandrine Kiberlain i Roselyne Bachelot, które przeprowadziła dla czasopisma „Astrologie naturelle”. Houellebecq oddzwonił, mówiąc szeptem. Umówili się. Spotkali się twarzą w twarz. Ona była „naprawdę pod bardzo silnym wrażeniem”. „Pani mnie strasznie onieśmiela” – wyznał Houellebecq na wstępie. To wystarczyło, lody zostały przełamane.
Chcąc przygotować jego horoskop, Françoise Hardy zapytała go o datę urodzin. Najpierw podał jej dwie daty, jakby wziął to z Cząstek elementarnych, gdzie dwóch bohaterów, Michel i Bruno, rodzi się z dwuletnią różnicą. Ostatecznie zasugerował pieśniarce-astrolożce zachowanie daty „26 lutego 1958 roku, 10 rano czasu uniwersalnego”, obliczanego na podstawie południka zerowego w Greenwich. By wiedzieć, jaki mają wpływ ciała niebieskie na charakter danego człowieka, trzeba znać jego datę urodzenia. Inaczej cała sprawa się wali, Saturn, Pluton, Merkury i reszta.
Houellebecq wyznał Françoise Hardy, że uwielbiał ją gorąco jeszcze w czasach szkolnych, kiedy jej przebój Tous les garçons et les filles był na ustach wszystkich. To uwielbienie nie przeszkodziło mu jednak bawić się jej kosztem. „Nie powiedziała pani, jaki jest mój ascendent?” – zapytał złośliwie. Specjaliści twierdzą, że właśnie ten znak ma decydujące znaczenie dla określenia czyjejś osobowości. „Bliźnięta” – odparła bez wahania, przekonana, że jej rozmówca urodził się w 1958 roku.
Tymczasem Houellebecq urodził się pod znakiem Ryb, ostatnim w cyklu zodiakalnym i, jako urodzony w 1956 roku, ascendent ma również w Rybach. Czy chciał w ten sposób zakpić z astrologów i astrologii? „Wierzył w nią, nie wierząc – wyznaje Françoise Hardy. – W pewnym momencie powiedział mi: »Jestem wysłannikiem śmierci. Przyszedłem siać zniszczenie«. Trudno sobie wyobrazić, jak bardzo jest sarkastyczny”. Piosenkarka dodała jeszcze, że Osama bin Laden, który zlecił ataki na USA 11 września 2001 roku, jest również spod znaku Ryb. Różnica polega na tym, że bin Laden rzeczywiście sieje zniszczenie, podczas gdy Houellebecq tylko się bawi w Kasandrę.
Niedługo później Houellebecq poproszony został przez wydawcę Dictionnaire du rock w którym zredagował notkę biograficzną śpiewaczki Neil Young, o przesłanie kilkuwierszowej informacji na swój temat. „Urodzony w 1958 roku” – pisarz nie rezygnuje z okazji do kolejnego natarcia.
Po co te próby wprowadzania wszystkich w błąd? Domysły są bardzo różne. Według siedemdziesięciodziewięcioletniej matki pisarza „to element jego pisarskiej kokieterii. Z nieznanych przyczyn – twierdzi ona – uznał się również za dziecko porzucone, nad którym znęcano się w dzieciństwie… Tymczasem to on, Houellebecq, porzucił mnie w 1991 roku”. Zerwanie nastąpiło na początku tego roku. Od tamtej pory nie widzieli się ani razu.
Osiemdziesięcioletni ojciec, z którym syn jest również skłócony od czasu sukcesu Cząstek elementarnych, uważa, że nie należy traktować tego jako przejaw złej woli: „Kiedyś zapytałem go o to. Odpowiedział, że ktoś się pomylił, a jemu nie chciało się prostować. Ale to nie jest tak, że on stale próbuje się odmłodzić. Zresztą – jakie to ma za znaczenie?”.
Sam Houellebecq wciąż kręci. Po jego kontrowersyjnych wypowiedziach na temat islamu opublikowanych w magazynie „Lire” kilka organizacji muzułmańskich wniosło oskarżenie. W dniu procesu, 17 września 2002 roku, jego adwokat Emmanuel Pierrat składa przed trybunałem najwyższej instancji w Paryżu wnioski obrony.
W pierwszych linijkach przedstawionego sędziom pisma napisane jest wyraźnie, że „Michel Houellebecq urodził się 26 lutego 1958 roku”. Pisarz w swoim zeznaniu potwierdził tę datę. Ale liczne dokumenty starannie wypełnione jego własną ręką, zanim jeszcze stał się wielką gwiazdą, jednoznacznie stwierdzają, że Michel Thomas urodził się 26 lutego 1956 roku w Saint-Pierre na Réunionie. Czyli dwa lata wcześniej niż oficjalnie podawana data. Zawsze można dowodzić, że Thomas to nie Houellebecq i odwrotnie. Byłoby to jednak dowodzenie bezzasadne, ponieważ w 1988 roku, po opublikowaniu swoich pierwszych wierszy w „La Nouvelle Revue de Paris”, pisarz sam – jak twierdzi Jean Paul Bertrand, szef spółki wydawniczej Rocher – zredagował następujący tekst:
„Urodzony w 1956 roku w Saint-Pierre na wyspie Réunion. Dzieciństwo niespokojne, częste przeprowadzki. Rodzina nieokreślonego pochodzenia, brak korzeni. Wychowywany głównie przez babkę. W młodości studia agronomiczne, bez szczególnego przekonania. Praca zarobkowa związana z programami zarządzania, nie bez pewnego obrzydzenia. Mieszka w Paryżu”.
Ukończywszy Institut National Agronomique Paris-Grignon (INA), 16 sierpnia 1978 roku otrzymał kartę członkowską Stowarzyszenia Byłych Studentów INA. Studenci wypełniają ją, żeby mieć dostęp do informacji o ewentualnych ofertach pracy. Swoim pięknym pismem, poza dokładną datą urodzenia, wpisał w rubryce „wiek” „dwadzieścia dwa lata”. W prawym górnym rogu karty przypięte jest jego czarno-białe zdjęcie z ulicznego automatu. Thomas wygląda na nim jak to on: twarz bez zarostu, bardzo młodzieńcza, włosy zaczesane na prawy bok odsłaniają bardzo wysokie czoło, wzdęte policzki sprawiają wrażenie, jakby oddychał po ciężkim wysiłku. Pięć lat później, 2 kwietnia 1983 roku, na formularzu wysłanym na festiwal filmów krótkometrażowych w Grenoble, gdzie chciał pokazać swój dwunastominutowy film Déséquilibres, wpisał jako datę urodzenia 1956 rok, a więc datę, która figuruje w urzędzie ubezpieczeniowym, na akcie urodzenia oraz na liście rekrutacyjnej liceum w Meaux (Seine- et-Marne).
Po co to całe podrabianie tożsamości? Zwykły niemądry żart? – mało prawdopodobne. Tak samo mało prawdopodobna jest literówka czy roztargnienie urzędnika, jak sugerował ojciec. Ta ewidentna i uparcie powracająca pomyłka, którą Houellebecq sto razy miał okazję sprostować, wydaje się – wprost przeciwnie – zamierzona i służy jakiemuś konkretnemu celowi. Michel Thomas próbuje odszukać samego siebie, oszukując urzędowe dokumenty. Znaleźć swoją tożsamość artysty. By się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć do wypowiedzi jego kolegów i koleżanek ze szkoły rolniczej. W ich relacjach, a także relacjach innych świadków lat młodzieńczych Houellebecqa, z którymi prowadzone były rozmowy, kiedy powstawała ta książka, zadziwia konsekwencja, a zarazem nonszalancja, z jaką Michel Thomas wykuwał sobie nową tożsamość, z którą chciał objawić się światu jako Michel Houellebecq. Z pozoru tak niefrasobliwy, skwapliwie zabiegał o to, by w świat przedostawały się nieścisłe informacje dotyczące jego życiorysu.
Nie chodzi o to, by go potępiać, lecz by jak najdokładniej prześledzić jego biografię. Zmieniając niektóre dane personalne, chcąc ułatwić sobie zerwanie z przeszłością, miał pewnie swoje prawa i swoje racje. Ale choć trzeba je uwzględnić, trzeba również przeniknąć tę grę pozorów, by dotrzeć do tego, kto naprawdę skrywa się pod postacią najbardziej kontrowersyjnego i najbardziej nowatorskiego pisarza ostatnich lat – niezrównany prowokator czy też zagubiony naiwniak. Jak to się zdarza w powieściach fantastycznych, których wiele czytał jako nastolatek i którymi był zafascynowany, Houellebecq jest dotknięty czymś w rodzaju świadomie kontrolowanego rozdwojenia jaźni i nieustannie skupiony na jednym celu – realizowanym zresztą z mistrzowską zręcznością, choć nie zawsze bez bólu — wyeliminowaniu Thomasa.
Ale pozbyć się skóry, w której się urodziliśmy, nie jest łatwym zadaniem. Houellebecq podjął się tego i prowadzi swoją grę dość bezczelnie, najlepszym dowodem są Cząstki elementarne. W powieści tej opowiada o tym, jak David di Meola, patentowany nieudacznik i przywódca sekty satanistycznej, próbuje, ulokowawszy odziedziczony po swoim ojcu majątek w nieruchomościach na Saint-Germains-des-Prés, zająć się muzyką rockową. Miał już 26 lat – zwraca uwagę autor. „Przed pójściem do różnych studiów nagrań zdecydował, że odejmie sobie dwa lata. Było to bardzo łatwe: gdy pytano go o wiek, wystarczyło powiedzieć: »Dwadzieścia cztery lata«. Nikt oczywiście tego nie sprawdzał. Dużo wcześniej od niego Brian Jones wpadł na ten sam pomysł”. Nic nie potwierdza twierdzenia, że jeden z Rolling Stonesów, ten, którego 2 lipca 1969 roku, w wieku 27 lat, znaleziono martwego we własnym basenie i o którym powszechnie wiadomo było, że nadużywa narkotyków, również zastosował taką sztuczkę. Za to wiadomo na pewno, że Cząstki elementarne ukazały się we wrześniu 1998 roku, na początku nowego sezonu wydawniczego. I że Houellebecq nie czekał aż do tej chwili, by sprawdzić, jak łatwo publiczność przełknie jego kłamstwa.
Nie ujmują mu one w żaden sposób niezaprzeczalnego talentu pisarskiego, ale rzucają cień tajemniczości na jego „wyszczerbioną” osobowość. Michel Thomas w dość młodym wieku został skazany na własny los, jednak – po względnie niefrasobliwych latach swobodnego dryfowania, pełnych wahań i wątpliwości, a czasem też prawdziwej rozpaczy – wziął wreszcie los w swoje ręce. Stworzył sobie nową tożsamość, przybierając nazwisko babki ze strony ojca, to północno brzmiące nazwisko Houellebecq o niejasnym pochodzeniu, które z wybrzeży Flandrii rozprzestrzeniło się aż po półwysep la Manche, w stronę Cherbourga.