W książce „Dziennik utraconej miłości” Éric-Emmanuel Schmitt podjął temat radzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby. Skłoniło go do tego odejście własnej mamy, a uczucia wywołane tym zdarzeniem zamieniły się w literackie wyznanie i osobistą kronikę czasu rozstania.

Dziennik utraconej miłościÉric-Emmanuel Schmitt w każdej ze swoich powieści nakłania czytelników do zmierzenia się z najważniejszymi aspektami ludzkiej egzystencji. Śmierć gościła już na kartach jego utworów – by wspomnieć chociażby powieść „Oskar i pani Róża”, dzięki której zyskał międzynarodową popularność jako pisarz. Jej główny bohater, dziesięciolatek chorujący na białaczkę, pod wpływem tajemniczej pani Róży zaczyna pisać listy, pomagające pogodzić się dziecku z nadchodzącą śmiercią. Pomimo niezwykle trudnej tematyki, w powieści tej znalazło się miejsce na radość życia i iskierki nadziei.

Podobnie jest w przypadku najnowszego utworu francuskiego dramaturga, w którym ból rozstania i tęsknota za utraconą matką przeplatają się ze słodyczą wspomnień czasu spędzonego razem i płynącą z niego afirmacją życia.

„Dziennik utraconej miłości” będąc powieścią osnutą na motywach autobiograficznych, ma formę osobistej kroniki czasu rozstania. Éric-Emmanuel Schmitt jest w niej bezpośredni i w sposób całkowicie otwarty, niewymagający metafor, dzieli się z czytelnikami swoimi rozterkami, poczuciem winy, wynikającym z faktu, iż jego matka umarła w samotności, a pisarz i jego siostra, przez kilka dni nie mieli pojęcia, że nie żyje. Czyniąc to do bólu szczere wyznanie, ukazuje, że nawet dzieci będące w świetnych kontaktach z rodzicami, traktujące swoich najbliższych z uwielbieniem, mogą, w wyniku splotu pewnych okoliczności, nie zdążyć na czas, stać się nieobecne w momencie odejścia rodziców.

Éric-Emmanuel Schmitt w sposób całkowicie otwarty, niewymagający metafor, dzieli się z czytelnikami swoimi rozterkami i poczuciem winy

„Któż nie słyszał tych opowieści o samotnych osobach, których zwłoki znajdowano długo po śmierci? Któż się nie oburzał, dowiadując się, że dzieci nie były przy śmierci rodziców? Ja tak. Wielokrotnie potępiałem, piętnowałem, krytykowałem owych niewdzięczników, albo ludzi obojętnych, którzy zaniedbują własnych rodziców” – pisze Schmitt, z którego los zakpił, stawiając go w położeniu osób, niegdyś przez niego krytykowanych. Te wyznania stanowią dłoń wyciągniętą do ludzi zadręczających się poczuciem winy, żyjących w przeświadczeniu, że gdyby nie ich własny błąd, niedopatrzenie, splot okoliczności, to być może sprawy mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. Tworzą swoistą wspólnotę cierpienia, ujawniającą się w zainicjowanej przez Schmitta rozmowie o ostatnich chwilach naszych bliskich.

W świecie nastawionym na wieczną młodość, starającym się zepchnąć śmierć na margines ludzkiej uwagi, opublikowanie takiego utworu musiało wiązać się z odwagą. O śmierci się nie rozmawia. Stanowi jeden z ostatnich tematów tabu, co – jeśli głębiej się nad tym zastanowić – jest nieracjonalne, zaważywszy, że to jedyna pewna część życia i oczywisty cel, do którego każdy z nas zmierza. Éric-Emmanuel Schmitt podejmuje próbę przełamania tego powszechnego milczenia, osobiste doświadczenie czyniąc treścią uniwersalnego utworu, w jakim odnajdzie zwierciadło własnych przeżyć każdy czytelnik, który kiedyś kogoś stracił. Robi to w typowy dla siebie sposób łączący przemyślaną narrację z zapadającymi w pamięć, trafnymi stwierdzeniami, takimi jak na przykład to:„Gwałtowna śmierć oferuje miód temu, kto odchodzi, a truciznę tym, którzy zostają”.

Jego książka jest też kopalnią wspomnień, albumem odmalowanych słowami momentów z minionych lat życia, które pisarz spędził z uwielbianą mamą, stanowiącą kontrast dla postaci ojca, rozczarowanego synem od chwili jego urodzenia, surowego, krytycznego i nieprzystępnego. Mama stanowiła dla Schmitta jasne światło, przynosiła mu radość i otuchę. „Kiedy jestem smutny, zawsze mogę się uczepić przeszłości” – pisze, nie kryjąc przy tym, że w okresie żałoby przechodził przez taki czas, gdy nawet to nie pomagało. „Trzy noce spędzone na deptaniu brukselskich chodników, żeby wyregulować pracę serca, zmęczyć ciało. Sen ucieka przede mną” – notuje krótko, nie omijając w swojej kronice także momentów całkowitego zmęczenia i psychicznego przeciążenia, jakich doświadczał, pytając samego siebie czy kiedykolwiek przeminą. Czy tak będzie? Czytelnik odkryje to docierając do końca tej przepięknej, wzruszającej opowieści. Wanda Pawlik

Éric-Emmanuel Schmitt, Dziennik utraconej miłości, Przekład: Łukasz Müller, Wydawnictwo Znak, Premiera: 10 marca 2021
 
 

Dziennik utraconej miłości

 
Wesprzyj nas