“Miasto białych kart” to wstrząsające studium opresyjności władzy i wnikliwe spojrzenie na społeczną naturę człowieka i jego zdolność do nieustannych zmian.


Miasto białych kartW nienazwanym mieście, znanym czytelnikom z “Miasta ślepców”, obywatele postanawiają w niezwykły sposób skorzystać z prawa wyborczego.

80 procent wyborców wrzuca do urn czyste białe karty do głosowania. Tę manifestacje rząd interpretuje jako podważenie zasad demokracji, jako spisek wymierzony przeciwko prawowitym władzom wybranym w demokratycznych wyborach.

Zapada decyzja o wprowadzeniu stanu wyjątkowego, rząd, obrażony na swoich obywateli, opuszcza miasto. Nikt jednak nie jest w stanie przewidzieć, jaki będzie rozwój wydarzeń, rzeczywistość zadaje kłam wszystkim przewidywaniom i zmusza do rewizji utartych poglądów.

Ta niezwykła powieść laureata literackiej Nagrody Nobla jest wstrząsającym studium opresyjności władzy i nieludzkości ludzkiej natury, a także wnikliwym spojrzeniem na społeczną naturę człowieka i jego zdolność do nieustannych zmian.

José Saramago, laureat literackiej Nagrody Nobla z 1998 r. i najpopularniejszy na świecie prozaik portugalski, sławę zdobył dopiero w sześćdziesiątym roku życia swoją trzecią powieścią Baltazar i Blimunda, nagrodzoną prestiżową nagrodą portugalskiego PEN Clubu oraz Nagrodą Literacką Miasta Lizbona.

José Saramago
Miasto białych kart
Przekład: Wojciech Charchalis
Seria: Mistrzowie literatury
Dom Wydawniczy Rebis
Premiera w tej edycji: 29 kwietnia 2020 (ebook), 22 września 2009 (papier)
 
 

Miasto białych kart


Zła pogoda na wybory, poskarżył się przewodniczący komisji wyborczej numer czternaście, energicznie złożywszy przemoczony parasol i ściągnąwszy płaszcz, który na niewiele mu się zdał, gdy dysząc, biegł przez czterdzieści metrów od miejsca, gdzie zostawił samochód, aż do drzwi, przez które wszedł do budynku z rozdygotanym sercem. Mam nadzieję, że nie jestem ostatni, rzucił do sekretarza, czekającego na niego w głębi, zasłoniętego przed zalewającymi podłogę strugami deszczu. Nie przyszedł pański zastępca, ale jeszcze mamy czas, uspokoił go sekretarz. Przy takim deszczu wielkim wyczynem będzie, jeśli dotrzemy tu wszyscy, powiedział przewodniczący, gdy przechodzili do sali głosowania. Najpierw przywitał się z kolegami, którzy mieli podliczać głosy, następnie z przedstawicielami partii i ich zastępcami. Uważał na to, aby do każdego z nich odezwać się takimi samymi słowami, starając się nie okazywać wyrazem twarzy własnych preferencji politycznych i ideologicznych. Przewodniczący, nawet lokalu wyborczego tak pospolitego jak ten, w każdej sytuacji powinien się kierować najwyższym poczuciem niezależności lub, innymi słowy, zachowywać pozory.

Poza wilgocią zagęszczającą atmosferę, która i tak była już gęsta, wszak chodziło o pomieszczenie wewnętrzne z zaledwie dwoma wąskimi oknami wychodzącymi na dziedziniec, ciemny nawet w słoneczne dni, napięcie, używając rodzimego porównania, można było ciąć nożem. Lepiej by było przełożyć wybory, odezwał się przedstawiciel partii centrowej, pc, od wczoraj pada bez ustanku, pełno było osunięć ziemi i podtopień, tym razem frekwencja będzie bardzo niska. Przedstawiciel partii prawicowej, pp, skinął głową na znak zgody, lecz uznał, że jego udział w rozmowie powinien przyjąć formę ostrożnego komentarza, Oczywiście nie umniejszam ryzyka zaistnienia takiej sytuacji, jednakowoż mniemam, że najczystszy duch obywatelski naszych współobywateli, zaprezentowany przy tak wielu okazjach, zasługuje na nasze najwyższe zaufanie, oni są świadomi, och tak, absolutnie świadomi, wielkiego znaczenia tych wyborów municypalnych dla przyszłości stolicy. Powiedziawszy to, jeden i drugi, przedstawiciel pc i przedstawiciel pp, z na wpół sceptycznym i na wpół ironicznym wyrazem twarzy zwrócili się w stronę przedstawiciela partii lewicowej, pl, ciekawi tego, jakąż to opinię będzie w stanie wyrazić. Dokładnie w tej chwili, chlapiąc wodą na wszystkie strony, wpadł do sali zastępca przewodniczącego i jak się należało spodziewać, mając na względzie, że obsada stołu była już kompletna, przyjęcie było bardziej niż serdeczne, gorące. Nie udało nam się zatem poznać punktu widzenia przedstawiciela pl, jednakże analizując sytuację oraz przypominając sobie niektóre uprzednie wypowiedzi, należy przypuszczać, iż wyraził się zgodnie z linią historycznego optymizmu, zdaniem takim jak to, na przykład, Wyborcy mojej partii są osobami nieulegającymi takim nieznacznym przeszkodom, ci ludzie nie zostaną w domu z powodu jakichś kilku żałosnych kropel wody spadających z nieba. W rzeczywistości nie było to kilka żałosnych kropel, były to wiadra, cebry, nile, iguazu i jangcy, lecz na wieki wieków błogosławiona niech będzie wiara, gdyż nie tylko usuwa góry z drogi tych, którzy ze swej władzy czerpią korzyści, ale jest też w stanie porwać się na najbardziej ulewne deszcze i wyjść z nich sucha.

Ukonstytuowała się komisja, każdy jej członek zajął przynależne mu miejsce, przewodniczący podpisał obwieszczenie i nakazał sekretarzowi pójść je powiesić, zgodnie z zaleceniami prawa, na drzwiach budynku, lecz sekretarz, dając dowód elementarnego poczucia zdrowego rozsądku, zauważył, że papier nie utrzyma się na ścianie ani jednej minuty, w kilka chwil rozmyje się tusz, a zaraz potem porwie go wiatr. No to powieście obwieszczenie w środku, gdzie deszcz go nie dosięgnie, prawo nie precyzuje tej sytuacji, istotne jest to, żeby obwieszczenie zostało wywieszone w widocznym miejscu. Zapytał komisji, czy zgadza się z nim, wszyscy odpowiedzieli, że tak, z tym zastrzeżeniem, że przedstawiciel pp zażądał, aby decyzję uwzględnić w aktach, uprzedzając ewentualne protesty. Kiedy sekretarz powrócił ze swej wilgotnej misji, przewodniczący zapytał go, jaka jest pogoda, a ten odpowiedział, wzruszając ramionami, Taka sama jak od rana, Czy na zewnątrz jest jakiś wyborca, Ani śladu. Przewodniczący wstał i zaprosił członków komisji oraz przedstawicieli partii do towarzyszenia mu przy inspekcji kabiny do głosowania, która okazała się pozbawiona elementów mogących wypaczyć praworządność wyborów politycznych, mających się tam odbywać przez cały dzień. Spełniwszy wymóg formalny, wrócili na swoje miejsca, aby przejrzeć listy wyborcze, które także okazały się wolne od błędów, luk i elementów wzbudzających podejrzenia. Nadeszła uroczysta chwila, w której przewodniczący odsłania urnę, prezentuje ją wyborcom, aby mogli stwierdzić, że jest pusta, aby nazajutrz, gdy zajdzie taka potrzeba, byli świadkami, że poprzez żadne występne działanie nie wprowadzono do niej w mrokach nocy fałszywych głosów, mogących wypaczyć wolną i suwerenną wolę polityczną obywateli, żeby nie powtórzyło się tutaj raz jeszcze to historyczne oszustwo, o malowniczej nazwie podsypki, które, nie zapominajmy o tym, można popełnić zarówno podczas aktu, jak i po nim, w zależności od okazji i skuteczności jego autorów i wspólników. Urna była pusta, czysta, niepokalana, lecz na sali brak było choćby jednego wyborcy, jedynego reprezentanta, któremu można by ją pokazać. Może któryś z nich chodzi zagubiony po okolicy, zmagając się z potokami deszczu, znosząc chłostanie wiatru, przyciskając do serca dokument uwierzytelniający go jako obywatela z prawem głosu, lecz biorąc pod uwagę to, jak się sprawy mają na niebie, szybko tu nie dotrze, jeśli w końcu nie zawróci do domu, zostawiając przeznaczenie miasta w rękach tych, których czarny samochód podwiezie pod drzwi, a potem spod drzwi odbierze, umożliwiając spełnienie obywatelskiego obowiązku pasażerowi siedzącemu na tylnej kanapie.

Prawo tego kraju stanowi, aby natychmiast po zakończeniu inspekcji zagłosowali przewodniczący, członkowie i przedstawiciele partii, jak również odpowiedni zastępcy, jeśli, rzecz jasna, będą wpisani do okręgu wyborczego komisji, do której zostali przypisani, jak było w tym przypadku. Nawet szanując czas, cztery minuty wystarczyły, aby urna przyjęła swoich pierwszych jedenaście głosów. I zaczęło się, nie było innego wyjścia, oczekiwanie. Nie upłynęło nawet pół godziny, kiedy przewodniczący, niespokojny, zasugerował jednemu z członków, aby poszedł zobaczyć, czy nikt nie nadchodzi, może pojawili się wyborcy, ale zawrócili, widząc drzwi zamknięte przez wiatr, i zaraz poszli zaprotestować, że skoro wybory zostały przełożone, przynajmniej wypadałoby poinformować społeczeństwo przez radio i telewizję, które wszak służą do takich komunikatów. Powiedział sekretarz, Każdy wie, że drzwi zatrzaśnięte przez wiatr robią hałas jak sto diabłów, a tutaj nic nie słyszeliśmy. Członek komisji zawahał się, pójdę, nie pójdę, lecz przewodniczący nalegał, Dobra, proszę mi zrobić tę przysługę i uważać, żeby pan nie przemókł. Drzwi były otwarte, solidnie podparte. Członek komisji wystawił głowę na zewnątrz, jedna chwila wystarczyła, aby rozejrzeć się w obie strony, a następnie cofnąć ją, ociekającą wodą, jakby wsadził ją pod kran. Chciał zadziałać jak prawdziwy członek komisji, sprawić przyjemność swojemu przewodniczącemu, a ponieważ pierwszy raz powierzono mu tę funkcję, liczył na pochwałę za szybkość i skuteczność wykonywanych czynności, a z czasem na zyskanie doświadczenia, kto wie, może kiedyś nadejdzie dzień, w którym także i on będzie przewodniczył komisji wyborczej, loty wyższe niż ten przeszyły już niebo opatrzności i nikogo nie wprawiało to w zdumienie. Kiedy wrócił do sali, przewodniczący, trochę współczujący, a trochę rozbawiony, wykrzyknął, Człowieku, nie trzeba się było tak moczyć, To bez znaczenia, panie przewodniczący, powiedział członek komisji, wycierając brodę rękawem marynarki, Udało się panu kogoś zobaczyć, W zasięgu wzroku, nikogo, ulica jest jak wodna pustynia. Przewodniczący wstał, zrobił kilka niezdecydowanych kroków przed stołem, podszedł do kabiny, zerknął do środka i wrócił. Przedstawiciel pc zabrał głos, aby przypomnieć swoją prognozę, że frekwencja będzie niewielka, przedstawiciel pp ponownie uderzył w pojednawczy ton, wyborcy mają cały dzień na głosowanie, pewnie czekają, aż ucichnie nawałnica. A już przedstawiciel pl postanowił zachować milczenie, myślał o tym, jak blado by wypadł, gdyby pozwolił sobie na wypowiedzenie tego, co miał ochotę powiedzieć, kiedy zastępca przewodniczącego wszedł do sali, Kilka żałosnych kropel deszczu nie jest w stanie przestraszyć wyborców mojej partii. Sekretarz, na którego wszyscy popatrzeli wyczekująco, wybrał zaproponowanie praktycznej sugestii, Sądzę, że nie byłoby złym pomysłem zadzwonić do ministerstwa i poprosić o informację, jak przebiegają wybory tutaj i w reszcie kraju, dowiedzielibyśmy się, czy ten spadek energii obywatelskiej jest powszechny, czy też jesteśmy jedyni, których wyborcy nie przyszli zaszczycić swoimi głosami. Oburzony przedstawiciel pp wstał z miejsca, Żądam, aby zapisać w protokole mój stanowczy protest, jako przedstawiciela partii prawicowej, przeciw pozbawionym szacunku słowom i kpiącemu tonowi, z jakim pan sekretarz właśnie odniósł się do naszych wyborców, będących w najwyższym stopniu ostoją demokracji, tymi, bez których tyrania, każda z istniejących w świecie, a jest ich wiele, owładnęłaby już naszą ojczyzną, którą dał nam los. Sekretarz wzruszył ramionami i zapytał, Czy mam zanotować żądanie pana przedstawiciela pp, panie przewodniczący, Sądzę, że nie ma takiej potrzeby, chodzi o to, że jesteśmy podenerwowani, roztrzęsieni, zaniepokojeni, a wiadomo wszak, że w takim stanie ducha łatwo jest powiedzieć coś, czego w rzeczywistości nie myślimy, jestem przekonany, że pan sekretarz nie chciał nikogo obrazić, on sam jest wyborcą świadomym swoich obowiązków, czego dowodem jest to, że tak jak wszyscy tu obecni stawił czoło burzy, aby dotrzeć tu, gdzie wezwał go obowiązek, tymczasem te szczere wyrazy uznania nie przeszkadzają mi poprosić pana sekretarza, aby zajął się ścisłym wykonywaniem powierzonej mu misji, powstrzymując się od jakichkolwiek komentarzy mogących urazić wrażliwość osobistą i polityczną obecnych osób. Przedstawiciel pp uczynił skąpy gest, który przewodniczący wolał uznać za gest zgody, i konflikt został zażegnany, do czego walnie przyczynił się przedstawiciel pc poprzez przypomnienie propozycji sekretarza, Rzeczywiście, siedzimy tu jak rozbitkowie pośrodku oceanu, bez żagla ani kompasu, bez masztu ani wiosła, i bez ropy w baku, Ma pan świętą rację, odezwał się przewodniczący, zadzwonię do ministerstwa. Na ustawionym z boku stole stał telefon i do niego skierował się przewodniczący, niosąc wręczoną mu kilka dni wcześniej kartkę z instrukcjami, na której znajdowały się, oprócz innych użytecznych wskazówek, numery telefonów ministerstwa spraw wewnętrznych.

Rozmowa była krótka, Mówi przewodniczący komisji wyborczej numer czternaście, jestem bardzo zaniepokojony, dzieje się tu coś naprawdę dziwnego, jak dotychczas nie pojawił się żaden wyborca, aby oddać głos, jesteśmy otwarci już od ponad godziny i ani żywego ducha, tak, proszę pana, oczywiście, nie sposób zatrzymać burzy, deszczu, wiatru, podtopień, tak, proszę pana, będziemy cierpliwie czekać, oczywiście, od tego jesteśmy, nawet nie trzeba tego mówić. Od tej chwili przewodniczący wziął udział w rozmowie jedynie kilkoma skinięciami głowy, zawsze na zgodę, kilkoma przytłumionymi wykrzyknieniami i trzema lub czterema początkami zdań, których nie zdołał dokończyć. Kiedy odłożył słuchawkę, spojrzał na kolegów przy stole, lecz w rzeczywistości nie widział ich, było tak, jakby przed sobą miał pejzaż cały stworzony z pustych sal, nieskalanych list wyborczych, czekających przewodniczących i sekretarzy, przedstawicieli partii, patrzących po sobie nieufnie, zastanawiających się, kto może wygrać, a kto przegrać na takiej sytuacji, a tam, w oddali, jakiś przemoczony i usłużny członek komisji wraca od wejścia i oświadcza, że nikt nie przychodzi. Co odpowiedzieli w ministerstwie, zapytał przedstawiciel pc, Nie wiedzą, co o tym myśleć, to oczywiste, że zła pogoda zatrzymuje wielu ludzi w domu, ale w całym mieście praktycznie dzieje się dokładnie coś takiego jak tu i na to nie znajdują odpowiedzi, Dlaczego mówi pan, że praktycznie, zapytał przedstawiciel pp, W niektórych okręgach wyborczych, to prawda, że w niewielu, pojawili się wyborcy, ale frekwencja jest minimalna, jak nigdy, A w pozostałej części kraju, zapytał przedstawiciel pl, nie tylko w stolicy pada, To właśnie jest niepokojące, są miejsca, w których pada tak jak tu, a mimo to ludzie głosują, co logiczne, liczniejsze są regiony, gdzie panuje dobra pogoda, a skoro już o tym mowa, mówią, że służby meteorologiczne przewidują poprawę pogody przed południem, Może się też zdarzyć, że ze złej pogody zrobi się jeszcze gorsza, pamiętajcie o przysłowiu, w południe przejaśnia się albo zasnuwa, zauważył drugi członek komisji, który dotychczas jeszcze nie otworzył ust. Zaległa cisza. Wtedy sekretarz wsunął rękę w jedną z wewnętrznych kieszeni, wyciągnął telefon komórkowy i wykręcił numer. Czekając, aż ktoś odbierze, powiedział, To mniej więcej tak, jak się mówi o górze i mahomecie, skoro nie możemy zapytać wyborców, których nie znamy, dlaczego nie przychodzą na wybory, zadajmy pytanie rodzinie, która jest znana, cześć, co słychać, to ja, jeszcze tam jesteś, dlaczego nie przyszłaś zagłosować, dobrze wiem, że pada, jeszcze mam mokre nogawki, tak, to prawda, przepraszam, zapomniałem, że mi powiedziałaś, że przyjdziesz po obiedzie, oczywiście, zadzwoniłem do ciebie, bo tu sprawy się komplikują, nawet sobie nie wyobrażasz, jeśli ci powiem, że jak dotąd nikt nie przyszedł na głosowanie, pewnie mi nie uwierzysz, dobrze, no to czekam na ciebie, całuję. Wyłączył telefon i skomentował ironicznie, Przynajmniej jeden głos mamy zagwarantowany, później przyjdzie moja żona. Przewodniczący i pozostali członkowie komisji spojrzeli po sobie, rzucało się w oczy, że należy pójść za jego przykładem, ale żaden z nich nie chciał być pierwszy, byłoby to przyznaniem, że co do szybkości rozumowania i obrotności palmę pierwszeństwa w tej komisji wyborczej dzierży sekretarz. Członek komisji, który poszedł do drzwi, żeby zobaczyć, czy pada, w lot zrozumiał, że będzie jeszcze musiał zjeść dużo chleba i wiele soli, zanim zostanie sekretarzem jak ten, zdolny, który z największą prostolinijnością świata wydobył jeden głos z telefonu komórkowego jak prestidigitator wyciąga królika z cylindra. Widząc, że przewodniczący, usunąwszy się w kąt, rozmawia przez telefon komórkowy z kimś ze swojej rodziny i że inni, dyskretnie szepcząc do własnych aparatów, robią to samo, członek od drzwi docenił uczciwość kolegów, którzy nie używając stojącego tam telefonu stacjonarnego, z założenia przeznaczonego do użytku służbowego, szlachetnie oszczędzają państwowe pieniądze. Jedynym z obecnych, który nie miał telefonu komórkowego, więc musiał polegać na wiadomościach przekazywanych przez innych, był przedstawiciel pl, choć trzeba dodać, że mieszkając samotnie w stolicy i mając rodzinę na prowincji, biedny człowiek nie miał do kogo dzwonić. Rozmowy, jedna po drugiej, dobiegały końca, najdłuższą prowadzi przewodniczący, najwyraźniej żąda od osoby, z którą rozmawia, aby przyszła natychmiast, ciekawe, jak to się skończy, jakkolwiek by było, to on powinien przemówić na początku, skoro sekretarz zdecydował się go wyprzedzić, niech mu to wyjdzie na zdrowie, już zdążyliśmy zobaczyć, że facet należy do gatunku żwawych, gdyby przestrzegał hierarchii, jak my to robimy, po prostu przekazałby pomysł swojemu przełożonemu. Przewodniczący wydobył z siebie westchnienie, które uwięzło mu w piersi, włożył telefon do kieszeni i zapytał, No więc wiedzą coś, panowie. Pytanie, poza tym, że niepotrzebne, było odrobinkę zdradliwe, po pierwsze dlatego, że jeśli chodzi o ogólną wiedzę, zawsze coś tam się wie, nawet jeśli do niczego to się nie przydaje, po drugie dlatego, że było oczywiste, iż pytający wykorzystywał autorytet nieodłącznie związany ze stanowiskiem, aby wymigać się od swojego obowiązku, którym było rozpoczęcie wymiany informacji przez niego samego, swoim głosem i osobą. Jeśli jeszcze nie zapomnieliśmy o tym westchnieniu i wzmagającym się napięciu, które, jak nam się wydawało, w pewnej chwili rozmowy usłyszeliśmy w jego słowach, logiczne będzie pomyśleć, że dialog, zakłada się, że po drugiej stronie pewnie był ktoś z rodziny, nie był tak przyjemny i pouczający, jak na to zasługiwało jego usprawiedliwione zainteresowanie jako obywatela i przewodniczącego, i że bez zimnej krwi, aby rzucić się na źle przygotowane improwizacje, wykręca się teraz od kłopotów, nakłaniając podwładnych do wypowiadania się, co, jak też wiemy, jest innym sposobem, bardziej nowoczesnym, na bycie szefem. Członkowie komisji i przedstawiciele partii, oprócz pl, który z braku własnych informacji stał tylko i słuchał, powiedzieli, że albo członkowie rodzin nie chcą zmoknąć i czekają, aż niebo postanowi się przejaśnić, żeby ożywić ludowe głosowanie, albo też, tak jak żona sekretarza, chcą zagłosować po południu. Członek komisji od drzwi jako jedyny okazał zadowolenie, widać było na jego twarzy pełen satysfakcji uśmiech człowieka, który ma powód do dumy ze swych zasług, co też po przetłumaczeniu na słowa daje, co następuje, U mnie w domu nikt nie podniósł słuchawki, co może tylko oznaczać, że już są w drodze. Przewodniczący usiadł na swoim miejscu i ponownie zaczęło się czekanie.

 
Wesprzyj nas