W swojej fascynującej panoramie dziejów Europy i świata, od czasów starożytnych aż po współczesność, Peter Frankopan podważa tradycyjną perspektywę europocentryczną, podkreślając niesłychanie istotną rolę, jaką odegrały kraje Bliskiego Wschodu i Azji.


Jedwabne szlakiOto historia odwrócona o 180 stopni.

Imponujące dzieło Petera Frankopana to mozaika procesów historycznych, gospodarczych, społecznych i kulturowych.

Szlaki handlowe, epidemia dżumy w Europie, kształtowanie się Imperium Brytyjskiego, oświeceniowe demokracje a kolonializm i niewolnictwo, ekonomiczny aspekt II wojny światowej – opowieść Frankopana pomaga zrozumieć wiele zaskakujących mechanizmów i powiązań, które decydowały o powstaniu i upadku imperiów, przepływie bogactw i idei, losach milionów ludzi i kształcie naszego świata.

To frapująca podróż w głąb dziejów.

***

Wyjątkowa książka, która każe nam się zastanowić nad naszymi przekonaniami na temat świata.
„Th Wall Street Journal”

To prowokacyjne dzieło podważa spojrzenie na Zachód jako spadkobiercę wyłącznie kultury grecko-rzymskiej. Frankopan wydobywa wzajemne powiązania między kulturami, niesłychanie plastycznie pokazując ekonomiczny i społeczny wpływ Czarnej Śmierci, handlu jedwabiem i niewolnikami oraz oddziaływanie buddyzmu na chrześcijaństwo.
„The New Yorker”

Peter Frankopan – historyk mediewista. Wykłada historię średniowieczną w Worcester College w Oxfordzie, jest dyrektorem Oxford Centre for Byzantine Research.

Peter Frankopan
Jedwabne szlaki
Nowa historia świata
Przełożyli Piotr Tarczyński i Szymon Żuchowski
Wydawnictwo W.A.B.
Premiera: 3 października 2018
 
 

Jedwabne szlaki


Dotarliśmy do plemienia Turków. […] Widzieliśmy pewną grupę spośród nich, która oddaje cześć boską wężom, i drugą grupę, która czci ryby, wreszcie grupę czczącą żurawie.
Ahmad Ibn Fadlan, Podróż do Bułgarów wołżańskich

Ja, Ksiądz Jan, jestem królem królów, bogactwem, cnotą i potęgą przewyższam wszystkich władców tego świata. […] Mlekiem i miodem płyną moje ziemie, nie czyni tu krzywdy trucizna ani głośny rechot żab. Nie ma skorpionów, w trawie nie czają się węże.
rzekomy list Księdza Jana do Rzymu i Konstantynopola, XII wiek

Ma on ogromny pałac, całkowicie pokryty szczerym złotem.
zapiski Krzysztofa Kolumba odnoszące się do wielkiego chana Wschodu, koniec XV wieku

Jeśli nie zmienimy prowadzonej przez nas polityki w Persji, jeśli nie dokonamy stosunkowo niewielkich ustępstw, narazimy na szwank naszą przyjaźń z Rosją i w nieodległej przyszłości znajdziemy się w sytuacji, kiedy zagrożone zostanie samo istnienie naszego imperium.
sir George Clerk do sir Edwarda Greya, brytyjskiego ministra spraw zagranicznych, 21 lipca 1914 roku

Prezydent wygra, nawet jeśli nie będziemy nic robić.
szef gabinetu prezydenta Kazachstanu Nursułtana Nazarbajewa na krótko przed wyborami w 2005 roku

Wstęp

Kiedy byłem dzieckiem, jedną z najcenniejszych rzeczy, jakie miałem, była wielka mapa świata. Wisiała nad moim łóżkiem i wpatrywałem się w nią co noc przed zaśnięciem. Szybko zapamiętałem nazwy i położenie wszystkich krajów. Podekscytowany przygodą i niebezpieczeństwem, pośpieszną kursywą spisywałem nazwy stolic, mórz i oceanów, wpływających do nich rzek, najważniejszych łańcuchów górskich, pustyń.
Już jako nastolatek martwiłem się wąskimi horyzontami geograficznymi mojej szkoły, skupianiem się wyłącznie na Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych i całkowitym pomijaniem reszty świata. Uczono nas o Rzymianach w Brytanii, podboju normańskim w roku 1066, Henryku VIII i dynastii Tudorów, wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych, industrializacji w epoce wiktoriańskiej, bitwie nad Sommą, powstaniu i upadku nazistowskich Niemiec. Patrzyłem na swoją mapę i widziałem ogromne połacie ziemi, które pomijano milczeniem.
Na czternaste urodziny rodzice podarowali mi książkę antropologa Erica Wolfa, która naprawdę rozpaliła we mnie żar. Według niego, powszechnie przyjmowana, intelektualnie leniwa wizja historii cywilizacji polega na tym, że „starożytna Grecja poczęła Rzym, Rzym począł Europę chrześcijańską, Europa chrześcijańska poczęła renesans, renesans oświecenie, oświecenie demokrację polityczną i rewolucję przemysłową. Przemysł skrzyżowany z demokracją dał w wyniku Stany Zjednoczone, ucieleśniające prawo do życia, wolności i dążenia ku szczęściu”1. Natychmiast zrozumiałem, że właśnie takiej historii mnie uczono: jak mantrę powtarzano opowieść o politycznym, kulturowym i moralnym triumfie Zachodu. Opowieść ta była jednak obdarzona skazą; istnieją bowiem alternatywne sposoby postrzegania historii – nie trzeba spoglądać w przeszłość jedynie z perspektywy tych, którzy w najnowszych dziejach okazali się zwycięzcami.
Zaciekawiło mnie to. Nagle stało się jasne, że utracone zostały regiony, o których się nas nie uczy, stłamsiła je nieustannie powtarzana opowieść o rozwoju Europy. Błagałem ojca, żeby zabrał mnie do Hereford i pokazał tamtejszą Mappa Mundi – w jej samym środku umieszczono Jerozolimę, a Anglia i inne kraje zachodnie leżą z boku, niczym coś zbędnego. Byłem zdumiony, kiedy przeczytałem o arabskich geografach, którzy w swoich pracach zamieszczali mapy „do góry nogami”, a w centrum umieszczali Morze Kaspijskie – podobnie, kiedy dowiedziałem się o znajdującej się w Stambule ważnej tureckiej mapie, w centrum której leży miasto Balasagun. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem, nie pojawia się na żadnych innych mapach, do niedawna nie znano nawet jego dokładnego położenia, a mimo to niegdyś uważano je za centrum świata2.
Chciałem wiedzieć więcej o Rosji i Azji Środkowej, o Persji i Mezopotamii. Chciałem zrozumieć korzenie chrześcijaństwa z punktu widzenia Azji; pojąć, jak postrzegali krucjaty ludzie żyjący w wielkich miastach średniowiecza – Konstantynopolu, Jerozolimie, Bagdadzie czy Kairze. Chciałem dowiedzieć się o wielkich imperiach Wschodu, o Mongołach i ich podbojach, zrozumieć, jak wyglądały obie wojny światowe z perspektywy Afganistanu i Indii, a nie Flandrii czy frontu wschodniego.
Miałem niebywałe szczęście, że w szkole mogłem nauczyć się rosyjskiego. Mój nauczyciel, Dick Haddon, wspaniały człowiek, który służył w wywiadzie marynarki wojennej, uważał, że najlepsza droga do zrozumienia duszy i języka Rosjan wiedzie przez olśniewającą literaturę i muzykę ludową tego kraju. Jeszcze więcej szczęścia miałem, kiedy zaproponował udzielanie chętnym lekcji arabskiego – kilku z nas poznało w ten sposób podstawy kultury i historii islamu, a także piękno klasycznego języka arabskiego. Zarówno rosyjski, jak i arabski pomogły mi dostać się do świata, który tylko czekał na odkrycie, a raczej – jak wkrótce zrozumiałem – na ponowne odkrycie przez nas, mieszkańców Zachodu.

Dziś wiele uwagi poświęca się temu, jakie skutki przyniesie gwałtowny wzrost gospodarczy Chin, których zapotrzebowanie na towary luksusowe ma w ciągu następnej dekady wzrosnąć czterokrotnie, albo społecznym przemianom w Indiach, gdzie więcej ludzi ma dostęp do telefonu komórkowego niż do ubikacji3. Żadna z tych kwestii nie pozwala jednak spojrzeć na przeszłość i teraźniejszość świata. Tymczasem przez całe tysiąclecia ów region, leżący między Wschodem a Zachodem, łączył Europę z Pacyfikiem, był osią, wokół której obracał się świat.
Można sądzić, że środek drogi między Wschodem a Zachodem – mniej więcej od wschodnich brzegów mórz Śródziemnego i Czarnego po Himalaje – nie jest najlepszym miejscem do oceniania świata. Obecne państwa tej części globu – Kazachstan, Uzbekistan, Kirgistan, Turkmenistan, Tadżykistan czy kraje Kaukazu – wydają się nam egzotyczne i peryferyjne. Region ten jest często utożsamiany z niestabilnymi, brutalnymi, zagrażającymi międzynarodowemu bezpieczeństwu reżimami, takimi jak Afganistan, Iran, Irak czy Syria; czy z krajami, które nie radzą sobie z przestrzeganiem zasad demokracji, jak Rosja czy Azerbejdżan. Zwykło uważać się, że w tej części świata leżą państwa upadłe i prawie upadłe, rządzone przez zwyciężających w wyborach niewiarygodnie wielką liczbą głosów dyktatorów, których rodziny i przyjaciele kontrolują ogromne interesy i dzierżą polityczną władzę. W państwach tych łamie się prawa człowieka, ogranicza swobodę wypowiedzi, wyznania, sumienia, wolność seksualną, władza zaś kontroluje media i dyktuje, co się w nich pojawia, a co nie4.
Choć kraje te mogą się nam wydawać dzikie, nie są żadnym zaściankiem, żadnym zapomnianym przez Boga i ludzi pustkowiem. Stanowią most między Wschodem a Zachodem, są miejscem, w którym spotykają się cywilizacje. Nie leżą na obrzeżach globalnych spraw, ale – jak od początku dziejów – w ich samym centrum. To tu narodziła się cywilizacja, wielu ludzi wierzy w to, że właśnie tu stworzono człowieka, którego „Pan Bóg umieścił” w ogrodzie Eden, leżącym, jak się powszechnie uważało, na żyznych równinach między Tygrysem i Eufratem, gdzie rosły „wszelkie drzewa miłe z wyglądu i smaczny owoc rodzące”5.
To właśnie na moście między Wschodem a Zachodem przed pięcioma tysiącami lat powstały wielkie metropolie. Miasta Harappa i Mohendżo Daro w dolinie Indusu były cudem starożytnego świata, mieszkały w nich dziesiątki tysięcy ludzi, a tamtejszym systemom kanalizacyjnym dorównały dopiero te stworzone w Europie tysiące lat później6. Inne wielkie ośrodki cywilizacji, leżące w Mezopotamii: Babilon, Niniwa, Uruk czy Akad, znane były ze swojej olśniewającej i innowacyjnej architektury. Przed dwoma tysiącami lat pewien chiński geograf odnotował, że mieszkańcy Baktrii, położonej nad rzeką Oksus (dziś w północnym Afganistanie), byli słynnymi kupcami i negocjatorami. W ich stolicy miał znajdować się targ, na którym kupowano i sprzedawano najróżniejsze towary pochodzące z najdalszych krain7.
W regionie tym narodziły się i ścierały ze sobą wielkie religie świata: judaizm, chrześcijaństwo, islam, buddyzm, hinduizm. Był to tygiel, w którym rywalizowały ze sobą najróżniejsze grupy językowe, gdzie szwargotano nie tylko językami indoeuropejskimi, semickimi i chińsko-tybetańskimi, ale też eskimo-aleuckimi, tureckimi i kaukaskimi. Tutaj powstawały i umierały wielkie imperia, a skutki starć między rywalizującymi kulturami odczuwano tysiące kilometrów dalej. Dotarcie tam otwierało nowe sposoby postrzegania przeszłości – zyskiwało się świadomość, że świat złączony jest ścisłymi więzami, a to, co dzieje się na jednym kontynencie, ma wpływ na inny. Skutki zjawisk na stepach Azji Środkowej dawało się odczuć w Afryce Północnej, wydarzenia w Bagdadzie odbijały się echem w Skandynawii, odkrycia w Ameryce zmieniały ceny towarów w Chinach i powodowały wzrost popytu na konie w północnych Indiach.
Wstrząsy te przenosiły się wzdłuż sieci dróg rozciągających się w każdym kierunku. Podróżowali nimi pielgrzymi, wojownicy, nomadowie i kupcy, transportowano towary, wymieniano, dostosowywano i udoskonalano idee. Niosły nie tylko dobrobyt, ale także śmierć i przemoc, choroby i katastrofy. Pod koniec XIX wieku wybitny niemiecki geolog Ferdinand von Richthofen (stryj słynnego asa lotnictwa z pierwszej wojny światowej, „Czerwonego Barona”) nadał tej gęstej sieci powiązań nazwę, która się przyjęła: Seidenstrassen, „Jedwabne szlaki”8.
Drogi te były ośrodkowym układem nerwowym świata. Łączył ze sobą ludzi i miejsca, ale znajdował się tuż pod skórą i był niewidoczny dla ludzkiego oka. Tak jak anatomia tłumaczy sposób działania ciała, tak wiedza o tych połączeniach pozwala nam zrozumieć sposób funkcjonowania świata. A jednak historia głównego nurtu zapomniała o tej części globu, mimo jej znaczenia. Po trosze stało się tak z powodu „orientalizmu” – krytycznej, w przeważającej mierze negatywnej wizji Wschodu jako nierozwiniętego, gorszego od Zachodu, a przez to niewartego uwagi poważnych badaczy9. Nie był to jednak jedyny powód: w dominującej narracji o rozwoju Europy i całego świata Zachodu nie było miejsca dla tej jego części, którą od dawna uważano za peryferyjną.
Dziś Dżalalabad i Herat w Afganistanie, Faludża i Mosul w Iraku czy Homs i Aleppo w Syrii kojarzą się z religijnym fundamentalizmem i walkami wewnętrznymi. Teraźniejszość wymazała przeszłość: minęły już czasy, kiedy Kabul przywodził na myśl ogrody założone i pielęgnowane przez Babura, twórcę indyjskiego imperium Wielkich Mogołów. W Bagh-e Wafa (Ogrodzie Wierności) znajduje się sadzawka – na jej brzegach rosną pomarańcze i granaty, a wokół rozciąga się porosła koniczyną łąka, z której Babur był szczególnie dumny: „To najlepsza część ogrodu, kiedy pomarańcze nabierają koloru, wygląda najpiękniej. Zaprawdę, ogród jest wspaniale położony!”10.
Sposób, w jaki dziś patrzymy na Iran, także zatarł chwałę dawnej Persji, kiedy samo słowo „perski” przywodziło na myśl dobry smak – od podawanych na deser owoców, przez olśniewające miniatury wychodzące spod pędzla wybitnych artystów, po używany przez badaczy papier. Simi Niszapuri, bibliotekarz z Maszhadu we wschodnim Iranie, na przełomie XIV i XV wieku napisał piękne dzieło: staranne i szczegółowe porady dla innych miłośników książek. Jeśli ktoś myśli o pisaniu – radzi uroczyście Simi – musi wiedzieć, że najlepszy papier do kaligrafii pochodzi z Damaszku, Bagdadu i Samarkandy. Papier z innych miejsc „jest zazwyczaj chropowaty, nietrwały i robią się na nim kleksy”. Należy pamiętać – ostrzegał – że przed położeniem inkaustu dobrze jest papier nieco zabarwić, „bowiem biel drażni oczy i wiemy, że wszyscy mistrzowie kaligrafii używali papieru barwionego”11.
Świat obracał się wówczas wokół miejsc, których nazw dziś się już nie pamięta – Merwu, o którym al-Muqaddasi, podróżnik i geograf z X wieku, pisał, że jest „matką świata”, „miastem wspaniałym, eleganckim, olśniewającym, ogromnym i przyjemnym”, czy Reju, znajdującego się dziś na przedmieściach Teheranu, który w podobnym czasie określano mianem „narzeczonej świata”, „najpiękniejszego [dzieła] stworzenia” na ziemi12. Miasta leżące na kręgosłupie Azji łączyły Pacyfik z Morzem Śródziemnym niczym sznur pereł.
Metropolie konkurowały ze sobą, a rywalizacja między ich władcami i elitami sprawiała, że wznoszono coraz ambitniejsze konstrukcje, coraz bardziej olśniewające budowle. Biblioteki, kościoły, świątynie, obserwatoria astronomiczne, wielkie nie tylko z powodu swojej skali, ale i znaczenia dla kultury, łączyły Konstantynopol z Damaszkiem, Isfahanem, Samarkandą, Kabulem i Kaszgarem. W miastach tych działali wielcy badacze i naukowcy, którzy poszerzali granice swoich dyscyplin. Dziś pamięta się tylko o garstce z nich – Ibn Sinie, znanym lepiej jako Awicenna, al-Birunim, al-Chwarizmim – gigantach na polu astronomii, matematyki i medycyny, ale oprócz nich było jeszcze wielu innych. Przed nastaniem epoki nowożytnej, wiodącymi ośrodkami intelektualnymi świata, ówczesnymi Oksfordami i Cambridge’ami, Harvardami i Yale’ami, nie były wcale miasta Europy i Zachodu, ale Bagdad, Balch, Buchara czy Samarkanda.
Nie powinno nas dziwić to, że miasta, ludy i kultury tamtej części świata tak się rozwijały: handlując ze sobą, wymieniały się ideami, rozwijały filozofię, naukę, języki, religie. Postęp był kluczowy, z czego aż zbyt dobrze zdawał sobie sprawę Wuling, żyjący ponad dwa tysiące lat temu władca królestwa Zhao, leżącego na północno-wschodnich terenach obecnych Chin, na jednym z krańców Azji. „Umiejętność robienia rzeczy tak, jak robiło się kiedyś, nie wystarczy do tego, by ulepszyć świat dziś”, napisał w 307 roku p.n.e.13. Ówcześni władcy rozumieli, jak istotne jest trzymanie ręki na pulsie zmian.
Sytuacja uległa jednak zmianie na początku epoki nowożytnej, pod koniec XV wieku, kiedy dwie wielkie wyprawy morskie odebrały Azji palmę pierwszeństwa w kwestii postępu. W ostatniej dekadzie tego stulecia, w ciągu ledwie sześciu lat, położono fundamenty pod zasadniczą zmianę funkcjonującego od dawna systemu wymiany. Najpierw Krzysztof Kolumb przepłynął Atlantyk, wytyczając drogę do dwóch wielkich lądów, które dotychczas nietknięte, połączono z Europą i resztą świata. Kilka lat później Vasco da Gama zdołał opłynąć południowy kraniec Afryki i dotrzeć do Indii, otwierając tym samym nowe szlaki morskie. Odkrycia te zmieniły sposób wymiany – nie tylko handlowej – doprowadzając do zasadniczego przesunięcia politycznego i gospodarczego ośrodka ciężkości. Europa Zachodnia z zaścianka przerodziła się nagle w centrum rozrastającej się sieci komunikacyjnej, handlowej, wymiany dóbr i idei. Z dnia na dzień stała się nowym pomostem między Wschodem a Zachodem.
Rozwój Europy dał impuls do zajadłej walki o władzę i kontrolę nad przeszłością. Rywale wyrównywali między sobą krzywdy, a historię zmieniano tak, by podkreślić te motywy, koncepcje i wydarzenia, które dałoby się wykorzystać w ideologicznych starciach, towarzyszących walce o zasoby i kontrolę nad szlakami morskimi. Czołowi politycy i generałowie zamawiali swoje popiersia w togach, chcąc wyglądać jak historyczni rzymscy bohaterowie; wznosili wspaniałe, nowe budynki w klasycznym monumentalnym stylu klasycznym, stawiając się w roli bezpośrednich spadkobierców antyku i przywłaszczając sobie jego chwałę. Historię wypaczono i zmanipulowano, żeby stworzyć dominującą narrację, w której rozwój Zachodu był nie tylko naturalny i nieunikniony, ale po prostu stanowił kontynuację tego, co wydarzyło się wcześniej.

Z wielu powodów zacząłem inaczej patrzeć na przeszłość, ale jeden z nich był szczególnie istotny. W greckiej mitologii Zeus, ojciec bogów, wypuścił dwa orły z dwóch stron świata. W miejscu, gdzie się spotkały, kazał postawić święty kamień, pępek świata, omfalos, który pozwalał na porozumiewanie się z bogami. Później dowiedziałem się, że kamień ten od dawna fascynował filozofów i psychoanalityków14.
Pamiętam, jak wpatrywałem się w swoją mapę, kiedy po raz pierwszy usłyszałem tę opowieść. Zastanawiałem się, gdzie mogły spotkać się orły. Wyobrażałem sobie, że ruszają znad wschodnich brzegów Atlantyku i z pacyficznych wybrzeży Chin. Ilekroć próbowałem palcami zmierzyć równą odległość ze wschodu i z zachodu, miejsce wypadało trochę gdzie indziej, ale zawsze gdzieś między Morzem Czarnym a Himalajami. Leżałem w łóżku i nie mogłem spać. Myślałem o swojej mapie, orłach Zeusa i historii tej części świata – o tym, dlaczego nigdy nie wspominano o niej w książkach, które czytałem, i dlaczego nie ma ona nawet swojej nazwy.
Nie tak dawno Europejczycy podzielili Azję na trzy, ogólnie zarysowane strefy: Bliski Wschód, Środkowy Wschód i Daleki Wschód. Kiedy jako nastolatek słuchałem doniesień o aktualnych problemach świata, nazwa „Środkowy Wschód” zdążyła zmienić znaczenie: odnosiła się już do Izraela, Palestyny i tamtego rejonu, a także krajów Zatoki Perskiej. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego ciągle wpajano mi do głowy, że kolebką cywilizacji był basen Morza Śródziemnego, skoro tak oczywiste było to, że narodziła się gdzie indziej. Prawdziwą kolebką, „środkiem ziemi” w dosłownym sensie – centrum świata – nie był wcale basen morza oddzielającego Europę od Afryki Północnej, ale samo serce Azji.
Mam nadzieję, że zdołam ośmielić innych do zgłębienia historii ludów i miejsc, które od pokoleń były ignorowane przez naukowców, do zadawania nowych pytań, otwierania nowych pól badawczych. Mam nadzieję, że zaczniemy zastanawiać się nad przeszłością, analizować i kwestionować truizmy. Przede wszystkim jednak chciałbym zainspirować czytelników niniejszej książki do tego, by zaczęli patrzeć na historię inaczej.
Worcester College, Oxford
kwiecień 2015 roku

Rozdział 1

Stworzenie Jedwabnego Szlaku

Od zarania dziejów środek Azji był miejscem, gdzie powstawały imperia. Aluwialne równiny Mezopotamii, nawadniane przez Tygrys i Eufrat, zapewniły podstawę cywilizacji jako takiej – to właśnie w tym rejonie powstały pierwsze osady i miasta. W Mezopotamii i całym rejonie „Żyznego Półksiężyca” – bardzo urodzajnym, obfitującym w wodę pasie ziemi od Zatoki Perskiej do wybrzeża Morza Śródziemnego – systematycznie rozwijało się rolnictwo. To właśnie tu, po raz pierwszy w historii, upowszechniono spisane prawa – niemal cztery tysiące lat temu babiloński król Hammurabi wyszczególnił obowiązki swoich poddanych i wyznaczył surowe kary za nieprzestrzeganie zasad15.
W owym tyglu narodziło się wiele królestw i imperiów, ale największe z nich stworzyli Persowie. Wyruszywszy ze swojej ojczyzny w dzisiejszym południowym Iranie, w VI wieku p.n.e. szybko zdominowali sąsiadów, dotarli do brzegów Morza Egejskiego, podbili Egipt i parli na wschód, aż do Himalajów. Zdaniem greckiego historyka Herodota, sukces Persów wynikał w dużej mierze z ich otwartości: „Obce zwyczaje przyjmują Persowie łatwiej niż wszyscy inni ludzie”, pisał. Gotowi porzucać własne stroje, ilekroć dochodzili do wniosku, że ubiór pokonanych wrogów jest lepszy, przejęli stroje Medów, a także Egipcjan16.
Gotowość do przyjmowania nowych idei i zwyczajów istotnie pomogła Persom w stworzeniu administracji pozwalającej na sprawne zarządzanie imperium zamieszkiwanym przez wiele różnych ludów. Dobrze wykształceni biurokraci nadzorowali bieżące sprawy państwa, rejestrowali wszystko – od wypłat dla robotników służących dworowi królewskiemu począwszy, na jakości i ilości dóbr, którymi obracano na targowiskach skończywszy. Dbali także o utrzymanie i naprawy dróg, które przecinały imperium i budziły zazdrość całego świata starożytnego17.
Sieć dróg łącząca wybrzeże Azji Mniejszej z Babilonem, Suzą i Persepolis umożliwiała przebycie ponad dwóch i pół tysiąca kilometrów w ciągu tygodnia. Osiągnięcie to budziło podziw Herodota, który pisał, że ani śnieg, ani deszcz, ani noc nie przeszkadzały w szybkim przekazywaniu listów18. Inwestowanie w rolnictwo i rozwój nowatorskich technologii irygacyjnych zwiększało plony i przyczyniało się do rozwoju miast, mogących wyżywić coraz więcej ludzi uprawami, które zbierano na pobliskich polach – i to nie tylko na żyznych, rolniczych terenach wzdłuż Tygrysu i Eufratu, ale też w dolinach wielkich rzek, Oksusu i Jaksartesu (dziś znanych jako Amu-daria i Syr-daria), a od czasu, gdy w 525 roku p.n.e. perskie wojska zdobyły Egipt, także w delcie Nilu. Perskie imperium było krainą obfitości, która łączyła Morze Śródziemne z sercem Azji.
Jak pokazuje inskrypcja wyryta na skale w Behistunie, Persja prezentowała się jako oaza stabilności i uczciwości. Trzyjęzyczny tekst, po persku, elamicku i akadyjsku, chwali dokonania Dariusza Wielkiego, jednego z najsłynniejszych władców Persji – opisuje, jak uśmierzył bunty i rewolty, odparł inwazje zewnętrzne, nie skrzywdził ani biednych, ani możnych. W inskrypcji czytamy, że uczynił kraj bezpiecznym i że sprawiedliwie dbał o ludzi, ponieważ fundamentem jego królestwa była praworządność19. Słynna była perska tolerancja wobec mniejszości, a Cyrusa Wielkiego, który między innymi uwolnił Żydów z niewoli babilońskiej, określano mianem „mesjasza”, pobłogosławionego przez „Pana, Boga Niebios”20.
W starożytnej Persji kwitł handel przynoszący władcom dochody, które pozwalały na finansowanie ekspedycji wojskowych, dostarczających imperium kolejnych zysków. Dzięki nim można było również folgować gustom powszechnie znanym z ekstrawagancji. W wielkich miastach, Babilonie, Persepolis, Pasargadach i Suzie, wzniesiono olśniewające budowle – w Suzie król Dariusz wystawił wspaniały pałac, wykorzystując najwyższej jakości heban, srebro z Egiptu, cedry z Libanu, najlepsze złoto z Baktrii, lapis-lazuli i cynober z Sogdiany, turkusy z Chorezmu i kość słoniową z Indii21. Persowie słynęli z zamiłowania do przyjemności i według Herodota wystarczyło, że usłyszeli o jakimś nowym zbytku, a już pragnęli w nim zasmakować22.
Podwaliny pod tę handlową wspólnotę położyła wojownicza armia, która jednak nie tylko pomagała poszerzać granice, lecz także ich broniła. Persja musiała nieustannie mierzyć się z zagrożeniem z północy – zdominowanej przez nomadów, którzy zamieszkiwali pas półpustynnych, trawiastych równin, zwanych stepami, ciągnących się od Morza Czarnego, przez Azję Środkową, aż po Mongolię. Owi nomadowie znani byli ze swej dzikości – mawiano, że piją krew wrogów, noszą ubrania z ich skalpów, a czasami nawet jedzą ciała swoich ojców. Kontakty z nomadami były skomplikowane – choć zwyczajowo opisywano ich jako chaotycznych i nieprzewidywalnych, byli jednak ważnymi partnerami handlowymi, dostawcami zwierząt, zwłaszcza wyśmienitych koni. Mogli jednak spowodować katastrofę, jak w VI wieku p.n.e., kiedy Cyrus Wielki, twórca perskiego imperium, zginął w trakcie próby podporządkowania sobie Scytów. Herodot pisze, że głowę Cyrusa obwożono w wypełnionym krwią bukłaku, aby zaspokoić jego nienasyconą żądzę krwi23.
To wyjątkowe niepowodzenie nie zatrzymało jednak perskiej ekspansji. Greccy dowódcy spoglądali na wschód z mieszaniną lęku i szacunku, starając się nauczyć od Persów taktyki bitewnej oraz posiąść ich technologię. Tacy twórcy jak Ajschylos posługiwali się zwycięstwami nad Persami, by wychwalać umiejętności wojskowe Greków oraz przychylność bogów, upamiętniając w sztukach teatralnych i literaturze bohaterski opór, jaki stawiała Hellada perskim najeźdźcom24.
„Przybywam tutaj – mówi Dionizos w monologu otwierającym Bachantki – z krain złotorodnych […], od słońca wyschłych równin Persów”, z otoczonych murami miast Baktrii, z leżącej nad morzem krainy chronionej przez piękne wieże strażnicze. Mieszkańcy Azji i Wschodu na długo przed Grekami brali udział w boskich misteriach Dionizosa25.

 
Wesprzyj nas