Kochająca matka. Zdradzona żona. Niezrównana królowa. “Tron królowej” to ostatni tom fascynującej trylogii o Eleonorze Akwitańskiej.


Tron królowejUwięziona przez męża Alienor nie daje się zastraszyć i żyje nadzieją, chociaż odebrano jej wszystko, co kochała. Odzyskuje wolność dopiero po śmierci Henryka II.

Jego miejsce na tronie zajmuje Ryszard Lwie Serce, ukochany syn Alienor, która zostaje regentką. Lecz to nie koniec problemów, gdyż władza nęci każdego i rywalizacja między braćmi przybiera na sile.

Wiekowa już Alienor nie ustaje w wysiłkach, aby pogodzić zwaśnione dzieci i ratować chwiejące się w posadach królestwo.

***

Fascynująca i przejmująca! Pozostajemy pod niesłabnącym urokiem Eleonory Akwitańskiej.
„Daily Mail”

“Tron królowej”: to powieść historyczna w najlepszym i najbardziej pasjonującym wydaniu. Oparta na faktach i napisana z wielką dbałością o szczegóły.
„Lytham St Annes Express”

Postaci historyczne stają nam przed oczami jak żywe, a napięte stosunki między nimi wraz z obrazem rozdartej wewnętrznie rodziny na tle średniowiecznych układów i intryg urzekną każdego czytelnika, bez względu na znajomość historii, przedstawionej w sposób przystępny i bezbolesny, a zarazem bez reszty fascynujący. Doskonała lektura!
„RT Book Review”

Chadwick sprawia, że świat sprzed ponad ośmiuset lat ożywa na naszych oczach.
„The Times”

Bohaterowie z krwi i kości oraz bezbłędne wyczucie epoki. Każda powieść Elizabeth Chadwick to smakowita lektura.
„Daily Telegraph”

Frapująca i zmysłowa.
„Daily Mail”

Wnikliwa znajomość średniowiecza i zręczne pióro autorki gwarantują lekturę, od której nie sposób się oderwać.
„Woman and Home”

Wiarygodne, a do tego znakomicie napisane!
„Choice”

Porywająca podróż w czasie.
„Candis”

Elizabeth Chadwick jest autorką ponad dwudziestu bestsellerowych powieści historycznych, które przetłumaczono na osiemnaście języków. Za swój debiut, “The Wild Hunt”, otrzymała Betty Trask Award, a Richard Lee, założyciel Stowarzyszenia Powieści Historycznej, uznał “Szkarłatnego Lwa” za jedną z dziesięciu najlepszych powieści tego gatunku ostatniego dziesięciolecia. “Tron królowej” to ostatni tom fascynującej trylogii o Eleonorze Akwitańskiej.

Elizabeth Chadwick
Tron królowej
Przekład: Magdalena Moltzan-Małkowska
Wydawnictwo Prószyński Media
Premiera: 20 lutego 2018
 
 

Tron królowej


Do Czytelnika
W powieści nazywam Eleonorę Alienor, gdyż tak mówiłaby o sobie i tak nazywano ją w kronikach. Uznałam, że wypada to uszanować.

1

Pałac w Sarum, Wiltshire, kwiecień 1176

Alienor, księżna Akwitanii i Normandii, hrabina Anjou, małżonka Henryka II króla Anglii, rozejrzała się po nagiej komnacie, która od blisko dwóch lat służyła jej za celę. Blade wiosenne światło sączyło się przez sklepione łukiem okna i kładło złotą plamą na deskach posadzki. Kominek wymieciono do czysta, a mizerny dobytek spakowano na wóz bagażowy oczekujący na dziedzińcu.
Jej twarz musnął chłodny powiew. Wiatr hulał po okolicy całą zimę, wyjąc dokoła bielonych murów pałacu niczym wygłodniały wilk. Stawy jej zesztywniały, a myśli zmętniały jak szlam na dnie zamarzniętego stawu. Ciężko było się ruszyć, dobudzić i stawić czoło światu. Zdrętwiała kończyna zawsze mrowi nieznośnie, odzyskując żywotność. Alienor wyciągnęła ręce przed siebie i bardziej zmartwiło ją ich drżenie aniżeli plamy na grzbietach dłoni.
Zalśniła ślubna obrączka. Wciąż ją nosiła, na przekór cierpieniu, które jej zadał, gdyż dopóki zdobiła palec, dopóty nadawała Alienor status królowej i księżnej. Tytuły zachowywały swą ważność nawet na smaganym wichrem wzgórzu, gdzie umieścił ją Henryk z właściwą sobie bezwzględnością. Życie płynęło dalej, lecz ona znalazła się poza nawiasem, ponieważ ośmieliła się sprzeciwić jego woli i popsuć mu szyki. Zarzucił jej zdradę, ale to on ponosił winę za największe zdrady.
Strzępy informacji docierały do niej za pośrednictwem jej strażników; mówili niewiele i nic, co mogłoby ją ucieszyć. Teraz jednak wezwał ją na wielkanocne sądy w Winchester, więc podejrzliwie dociekała jego pobudek. Przebaczenie z okazji zmartwychwstania Jezusowego? Bardzo wątpliwe. Kolejna kara? Na pewno czegoś od niej chciał, nawet jeśli chodziło jedynie o pokazanie jej swoim baronom na dowód, że nie kazał pozbawić jej życia. Nie może pozwolić sobie na kolejne oskarżenie tej wagi – nie po tym, jak arcybiskup Canterbury został zadźgany przy ołtarzu własnej katedry przez czterech nadwornych rycerzy Henryka.
Gdy z sąsiedniej komnaty dobiegł ją odgłos kroków, stanęła twarzą do drzwi, maskując lęk królewską godnością. Pragnęła opuścić to miejsce, lecz perspektywa powrotu do świata budziła jej obawy, niepewna, co tam zastanie ani jak długo potrwa ułaskawienie.
Spodziewała się swojego strażnika, Roberta Maudita, toteż zdumiała się na widok najstarszego syna w progu, skąpanego w blasku wiosennych promieni słońca padających z okienka nad schodami. Jasnobrązowe włosy miał rozwiane od wiatru, a na osłoniętym rękawicą nadgarstku trzymał wspaniałego białozora.
– Spójrz, mamo – powitał ją z szerokim uśmiechem. – Czyż nie jest piękna?
Ścisnęło ją w piersi i straciła dech.
– Harry – westchnęła i kolana się pod nią ugięły.
Natychmiast przypadł do boku matki i zaprowadził ją do wnęki okiennej.
– Myślałem, że cię uprzedzili. – W jego oczach malowało się czułe zatroskanie. – Mam wezwać twoje dwórki?
– Nie… – Potrząsnęła głową i nabrała powietrza w płuca. – Nic mi nie mówią. – Głos jej się załamał. – Oślepłam, to ponad moje siły. – Zasłoniła oczy drżącą ręką.
Otoczył ją ramieniem i wtuliła się w niego, wdychając woń zdrowego, męskiego ciała, czując jego wigor i siłę – cechy, które lata zmagań, a następnie zamknięcia jej zrabowały.
Białozór zatrzepotał skrzydłami, wprawił w drżenie srebrne dzwoneczki na swoich łapach, po czym wydał serię ostrych, przenikliwych okrzyków.
– Już dobrze. – Te słowa mogły być skierowane zarówno do niej, jak i do ptaka. – Spokojnie.
Zanim doszła do siebie i podniosła wzrok, białozór również się uspokoił i z werwą przeczesywał pióra.
– Ojciec polecił mi sprowadzić cię do Winchesteru.
Spojrzała na ptaka uwięzionego na rękawicy. Nie poleci, dopóki Harry go nie wypuści, bez względu na siłę, która czai się w jego skrzydłach.
– Do czego jestem mu potrzebna, prócz udowodnienia dworzanom, że nie umarłam?
Uśmiech Harry’ego przygasł.
– Mówi, że chce z tobą porozmawiać… zawrzeć pokój.
– Czyżby? – Alienor wezbrał w gardle śmiech pełen rozgoryczenia. – A czemu ma to służyć?
Unikał jej wzroku.
– Tego mi nie zdradził.
Rozejrzała się po pustej komnacie. Co oddałaby za wolność? A co bardziej istotne – czego by nie oddała?
– Oczywiście. – Opanowała emocje na myśl o tym, co by było, gdyby Harry obalił ojca przed trzema laty. – Żałuję wielu rzeczy, ale niemożność pojednania z Henrykiem do nich nie należy. Najbardziej żałuję tego, że mnie pojmano. Powinnam była być ostrożniejsza.
– Mamo…
– Miałam sporo czasu na roztrząsanie przeszłości i wciąż sobie wyrzucam, że zbyt długo zwlekałam i zabrakło mi impetu. – Dźwignęła się z wysiłkiem, aż ptak zatańczył nerwowo na przegubie Harry’ego. – Jeśli ojciec przysłał cię po mnie, musieliście się pojednać, i niechaj to będzie naszym punktem wyjścia. Jestem doprawdy uradowana twoim widokiem. – Stał przed nią dwudziestojednoletni młodzieniec, jego ojciec w tym wieku zasiadł już na angielskim tronie. – Kto jeszcze ma przyjechać do Winchesteru?
– Wszyscy. – Harry głaskał ptaka, póki ten się nie uspokoił. – Ryszard, Gotfryd, Jan, Joanna. – Jego kpiący uśmiech nie sięgał oczu. – Żony, bękarty, krewni i przyjaciele, wszyscy żyjący ze sobą za pan brat, sama wiesz. Żadnych zwad, tylko pełen wachlarz możliwości.
Jednym słowem, od klęski głodowej do klęski urodzaju, za jednym zamachem. Serce truchlało jej na myśl o opuszczeniu komnaty, więzienia, a zarazem azylu.
– No cóż. – Zasłoniła się lekkim tonem jak tarczą. – Chodźmy, nie godzi się zmarnować okazji.

Cały jej dobytek z pozbawionego wygód Sarum zmieścił się na jednym wozie, który miał go zawieźć do oddalonego o dwadzieścia mil Winchesteru. Harry przybył z licznym orszakiem rycerzy, głównie z ojcowskiej świty, a także z garstką własnych; wśród nich znajdował się jego nauczyciel fechtunku, Wilhelm Marshal, który oczekiwał królowej przy spokojnym, srebrzyście nakrapianym stępaku.
– Pani. – Przykląkł i skłonił głowę.
Widok jego silnej, niezłomnej postaci i gest oddania prawie wycisnął Alienor łzy z oczu.
– Wilhelmie! – Dotknęła jego ramienia, żeby wstał, a gdy to uczynił, wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Przed ośmiu laty jako młody rycerz ocalił ją z zasadzki, lecz sam został pojmany, gdy odpierał atak. Wykupiła go z niewoli i oddała mu na naukę najstarszego syna. Nic nie mogło złamać ich przymierza.
– Dobrze wyglądasz, pani.
Skarciła go wzrokiem.
– Grzeszysz pochlebstwem, mój panie. Wiem, jak wyglądam po dwóch latach więzienia.
– Królowa w każdym calu – oznajmił szarmancko i pomógł jej dosiąść konia, kiedy mrugała gęsto, żeby odzyskać ostrość widzenia. Siodło okazało się skierowane w bok, z miękkim oparciem z tyłu i podpórką dla stóp, w sam raz dla damy, w stylu, którego zawsze unikała na rzecz jazdy okrakiem. Wygodne siedzisko narzucało wolniejsze tempo i odbierało poczucie władzy nad wierzchowcem. Mogła się spodziewać, że Henryk upokorzy ją na oczach ludzi.
– Pani, na dworze powiadają, że niedomagasz i odpoczywałaś w Sarum – rzekł Wilhelm taktownie neutralnym tonem.
Zebrała wodze, krzywiąc się ze wzgardą.
– Przypuszczam, że taka wymówka zamyka wszystkim usta.
Milczał, ale wyczytała odpowiedź z jego oczu, zanim odwrócił się do swojego konia.
Podjechał Harry na kasztanowym rumaku, który prężył szyję i tańczył w miejscu.
– Papa uznał, że tak będzie dla ciebie najwygodniej, ponieważ dawno nie jeździłaś.
– I ponieważ to mu odpowiada. Nie straciłam rozumu ani umiejętności jeździeckich, tylko wolność.
Harry zdobył się na przyzwoitość i zrobił rozgoryczoną minę, ale zaraz się rozpogodził i posłał jej rozbrajający uśmiech.
– Za to świeci słońce, piękny dzień na przejażdżkę, nieważne, bokiem czy okrakiem.
Alienor darowała sobie ripostę, że jeszcze piękniej byłoby móc zdecydować samej. W przeciwieństwie do niej Harry umiał żyć powierzchownie – fruwał jak motyl i cieszył się chwilą, dopóki trwała.
Podał matce rękawicę i zręcznie przełożył białozora na jej nadgarstek.
– Ty ją weź, mamo.
Ptak zaciążył jej na przedramieniu i wpił się szponami w rękawicę; odwzajemniła jego zawzięte, atramentowe spojrzenie.
Harry z aprobatą pokiwał głową.
– Teraz wyglądasz jak prawdziwa królowa i księżna.
Łzy ponownie zapiekły ją pod powiekami. Dawniej zawsze trzymała białozora w swojej komnacie i czerpała szczerą radość ze wspólnych polowań. Samice były większe i silniejsze od samców. Podarowała jedną Henrykowi z okazji ślubu i dzisiaj tego żałowała.
– Jak się zwie? – zapytała.
– Alienor – odpowiedział Harry.
Przygryzła wargę, żeby się nie rozpłakać.
– Będę myśleć o tym, jak wysoko szybuje – rzekła, odzyskawszy mowę.
Gdy orszak wyruszał z Sarum, wiatr pędził białe obłoki po niebie w odcieniu bladego, kwietniowego błękitu. Skowronki śpiewały nad nimi, wicher szumiał śród traw, a serce Alienor rozsadzało cierpienie.
Zanim o zmierzchu dotarli do Winchesteru, Alienor słaniała się z bólu i wyczerpania. Wątpliwości Henryka co do jej umiejętności jeździeckich zrodziły się z chęci zemsty. Więziona w Sarum przez dwa lata, pozbawiona ruchu i towarzystwa opadła z sił i podupadła na duchu.
Kilka mil wcześniej białozór wrócił do klatki, a symbolika jego odosobnienia nie uszła uwagi Alienor, ale najbardziej zmartwiło ją to, że prawie zazdrości mu azylu i bezpieczeństwa, które zapewniał.
Gdy przejeżdżali pod arkadami i mijali wrota pod strażą, aby w końcu stanąć na ciemnym dziedzińcu, resztką sił zachowała pozory królewskiej obojętności. Służba pospieszyła z latarniami, które kołysały się w mroku złotymi plamami roztańczonego światła. Wilhelm Marshal zwinnie doskoczył do królowej, pomógł jej zsiąść, a następnie podtrzymał, kiedy się zachwiała. Uczepiła się go na mgnienie oka, po czym się wyprostowała. W oczach postronnego obserwatora istotnie mogła uchodzić za chorą, a przybycie o zmroku utwierdzało w tym przekonaniu. Bez fanfar i barwnego pochodu przez miasto na cześć przyjazdu wspaniałej, pełnej życia królowej; zakradła się niczym cień kobiety, pod osłoną nocy.
Odwróciła się do Harry’ego, który odprawiał ludzi wśród żartów i poklepywania po plecach.
– Już późno. – Głos odmówił jej posłuszeństwa. – Mu… muszę się położyć.
– Oczywiście, matko, nie pomyślałem. – Natychmiast oprzytomniał, wydał kilka pospiesznych rozkazów i niebawem sługa z latarnią prowadził ją do komnaty, którą zawsze tu zajmowała.
Przełknęła łzy, kiedy powitało ją miękkie światło wiszących lamp z grubego, zielonego szkła, ściany obwieszone barwnymi makatami i łoże posłane narzutą z obszytego futrem jedwabiu. Na ławie z odchylanym siedzeniem leżały dwie książki w oprawie ze skóry i kości słoniowej, a szachownica tkwiła na stole obok kryształowej karafki i pucharów. W powietrzu unosiła się subtelna woń kadzidła, kaganki wypełnione rozżarzonymi węgielkami zapewniały przytulne ciepło. Luksusy, których nie doceniała, zanim ją uwięziono. Henryk dosadnie dawał jej do zrozumienia, co może dać i co odebrać; po dwóch latach aresztu ta świadomość niemal zaślepiła ją gniewem.
Ledwie usiadła na łożu, zjawili się służący z chlebem, winem i serem. Inni wnieśli jej bagaż pod nadzorem Amirii, pokojowej, owdowiałej siostry barona Shropshire. Liczyła sobie lat trzydzieści parę i sumiennie wypełniała swoje obowiązki, pobożna, cicha i unikająca intryg – dlatego Henryk uznał ją za odpowiednią. Podręczna Alienor nie mogła być podstępna, chyba że znajdowała się na jego usługach.
Amiria uklękła i zdjęła ze stóp królowej trzewiki z bydlęcej skóry do jazdy konnej, po czym wsunęła jej na stopy miękkie pantofle z owczej skórki.
Harry wślizgnął się do komnaty w ślad za tragarzami i rozejrzał się z miną właściciela.
– Odpowiada ci, mamo? Potrzebujesz czegoś?
Ze znużeniem potrząsnęła głową.
– Jedynie tego, czego nie mogę mieć.
– Wiesz, że ofiarowałbym ci to, gdybym mógł.
Amiria skończyła i Alienor wsunęła stopy pod siebie.
– Tak, oboje mamy swoje ograniczenia.
Nalał wina i podał jej kielich.
– Dobre – oznajmił. – Ode mnie, nie z zasobów papy.
Ostrożnie wypiła łyk. Wino na dworze przeważnie miało smak octu, lecz to było gładkie, o aksamitnym bukiecie, smakowało domem i było słodko-gorzkie z tego powodu.
– Zawołać resztę?
– Nie dzisiaj – odrzekła z dreszczem niepokoju. – Najpierw muszę się wyspać. – Pragnęła uściskać pozostałe dzieci, lecz nie mogły ujrzeć jej w takim stanie, wykończonej, bliskiej płaczu i przytłoczonej, zwłaszcza Ryszard. O Henryku w ogóle nie czuła się na siłach myśleć, gdyż nienawiść dławiła ją w gardle. – Ty również się połóż.
Zasmuciła ją ulga na jego twarzy, ponieważ dzieci odnoszą się tak do podstarzałych krewnych, wobec których mają zobowiązania.
– Dopilnuję, żeby nikt nie zakłócał ci spokoju, mamo.
Po jego wyjściu legła na łożu i poleciła Amirii zasunąć kotary. Następnie zwinęła się w kłębek i zapadła w sen, nie dbając o odzienie.

 
Wesprzyj nas