“Pozdrawiam i przepraszam” to pełna serdeczności opowieść o nadziei, przebaczeniu i tolerancji. Zwykła powieść o niezwykłych ludziach. A może na odwrót.
Elsa ma siedem lat i jest inna. Babcia ma siedemdziesiąt siedem lat i jest szalona. Stoi nago na balkonie, mierząc z broni do paintballu w mężczyzn, którzy chcą rozmawiać o Jezusie. Ale jest też najlepszą, a zarazem jedyną przyjaciółką Elsy.
Nocami Elsa i Babcia udają się do świata bajek – do Kraju-Między-Snem-A-Jawą i do królestwa Miamas. Bo tam każda istota jest niezwykła i nie trzeba udawać, że jest się kimś innym.
Kiedy Babcia umiera i zostawia serię listów z przeprosinami do osób, którym wyrządziła krzywdę, zaczyna się największa z przygód Elsy. Prowadzi ją na klatkę schodową, gdzie poznaje pijaków, potwory, psy bojowe i zwyczajne baby, ale również prawdę o bajkach i ich królestwach, i o Babci innej niż wszystkie.
Pełna serdeczności opowieść o nadziei, przebaczeniu i tolerancji. Historia Elsy pozostanie z tobą jeszcze długo po przewróceniu ostatniej strony.
Library Journal
Historia, która trafia prosto do serca.
Norra Skåne
Pozdrawiam i przepraszam to pełen czaru hołd dla mocy opowieści. Największa siła twórczości Backmana tkwi w jego umiejętności tworzenia budzących wesołość groteskowych postaci, a potem dodawaniu szczegółów, które sprawią, że nawet najgłupszy i najbardziej irytujący bohater nabierze, jeśli nawet nie wielopoziomowej głębi, to przynajmniej ludzkich cech, umożliwiających nawiązanie z nim emocjonalnej relacji.
Svenska Dagbladet
Fredrik Backman – urodzony 2 czerwca 1981 roku, szwedzki pisarz, bloger i felietonista. Dorastał w Helsinborgu, studiował religioznawstwo, ale przerwał studia i został kierowcą ciężarówki. Pisał kroniki dla „Metra” i prowadził blog dla gazety „Magazine Café”. W 2012 roku zadebiutował powieścią “Mężczyzna imieniem Ove”, którą wywołał ogromne zamieszanie w świecie literackim i szturmem wdarł się na najważniejsze listy bestsellerów. Na podstawie książki nakręcono nominowany do Oscara film. Wielki sukces odniosły także jego pozostałe powieści; wszystkie jak dotąd sprzedano na świecie w 6,5 mln egzemplarzy. Także “Pozdrawiam i przepraszam” przez rekordową liczbę tygodni okupowała listę bestsellerów „New York Timesa”, była też nominowana do Goodreads Choice Awards
Pozdrawiam i przepraszam
Przekład: Magdalena Greczichen
Wydawnictwo Sonia Draga
Premiera: 14 czerwca 2017
Pozdrawiam i przepraszam
1
Tytoń
Wszystkie siedmiolatki zasługują na superbohaterów. Tak po prostu jest. A jeśli ktoś się z tym nie zgadza, jest głupi.
Tak zwykle mówi babcia Elsy.
Elsa ma siedem lat, wkrótce będzie miała osiem. Wie o tym, że niespecjalnie wychodzi jej bycie siedmiolatką. Wie, że jest inna. Pan dyrektor mówi, że powinna się „dopasować”, żeby „lepiej się komunikować ze swoimi rówieśnikami”, a ludzie w wieku rodziców Elsy zwykle mówią, że jest „wyjątkowo dojrzała jak na swój wiek”. Elsa wie, że jest to tylko inny sposób na stwierdzenie, że jest „cholernie irytująca jak na swój wiek”, bo mówią tak zawsze, kiedy ich poprawia, gdy wymawiają błędnie „déjà vu” albo kiedy nie wiedzą, jak się odmienia czasownik „chodzić” w czasie przeszłym. Właśnie tego cwaniaki z reguły nie wiedzą. Wtedy mówią rodzicom Elsy ze sztucznym uśmiechem, że jest „wyjątkowo dojrzała jak na swój wiek”. Tak jakby to było jakiegoś rodzaju upośledzenie. Jakby Elsa ich obraziła tylko dlatego, że nie jest zupełną kretynką, mając siedem lat. Właśnie dlatego Elsa nie ma żadnych przyjaciół poza babcią. Dlatego że wszystkie inne siedmiolatki w jej szkole są zupełnymi kretynami, tak jak to zwykle bywa z siedmiolatkami. A Elsa jest inna.
Babcia mówi, że ma to olać. Bo wszyscy superbohaterowie są inni. A gdyby supermoce były normalne, wszyscy by je mieli.
Babcia ma siedemdziesiąt siedem lat, wkrótce będzie miała siedemdziesiąt osiem. Jej również niespecjalnie wychodzi bycie siedemdziesięciosiedmiolatką. Widać, że jest stara, bo jej twarz wygląda jak pomięta gazeta w mokrych butach, ale jej nikt nigdy nie mówi, że jest dojrzała jak na swój wiek. Mówią, że jest „pełna energii jak na swój wiek”. A potem wyglądają na zaniepokojonych lub wkurzonych, a wtedy mama Elsy wzdycha i pyta, ile będzie kosztowało wyrównanie szkód. A babcia mówi, że sami są sobie winni, jeśli są tak cholernie niesolidarni, że zaciągają ręczny hamulec, kiedy babcia stara się zaparkować pomiędzy nimi swojego renaulta. Albo kiedy pali w szpitalu i włącza się alarm przeciwpożarowy, a babcia krzyczy, „że wszystko teraz musi być, do cholery, takie poprawne politycznie!”, gdy ochroniarze wchodzą i zmuszają ją do zgaszenia papierosa. Albo kiedy ulepiła bałwana, ubrała go w prawdziwe ubrania i położyła pod balkonem swoich sąsiadów Britt-Marie i Kenta, tak aby wyglądał jak człowiek, który spadł z dachu. Albo wtedy kiedy po osiedlu chodzili elegancko ubrani mężczyźni w okularach i dzwonili do wszystkich drzwi, chcąc opowiedzieć o Jezusie, Bogu i niebie, a babcia stała na balkonie w rozwiązanym szlafroku i strzelała do nich z karabinu do paintballu. Britt-Marie nie mogła się wtedy zdecydować, czy była bardziej oburzona karabinem do paintballu czy tym, że babcia nie miała nic pod szlafrokiem. Na wszelki wypadek postanowiła złożyć doniesienie z powodu obydwu wykroczeń.
Właśnie w takich sytuacjach ludzie uważają, że babcia jest pełna energii jak na swój wiek. Można tak w każdym razie powiedzieć. Mówią, że babcia to wariatka. Ale w zasadzie ona jest geniuszem. Tylko przy okazji jest trochę szalona. Babcia była lekarzem, dostawała nagrody, a dziennikarze o niej pisali, bo jeździła w najokropniejsze miejsca na Ziemi, wtedy kiedy wszyscy inni z nich wyjeżdżali. Ratowała życie i walczyła ze złem wszędzie na świecie. Tak jak superbohaterowie. Ale w końcu ktoś jej powiedział, że jest za stara, żeby ratować życie, choć Elsa podejrzewa, że ten ktoś miał na myśli, że jest zbyt szalona, więc teraz już nie pracuje jako lekarz. Babcia nazywa tego kogoś „społeczeństwem” i mówi, że to dlatego, że teraz wszystko musi być takie cholernie poprawne politycznie, że już nie może kroić ludzi. A w zasadzie chodzi o to, że społeczeństwo stało się tak bardzo wydelikacone z powodu zakazu palenia w salach operacyjnych. A kto się zgodzi pracować w takich warunkach? No kto?
Teraz jest więc głównie w domu i doprowadza Britt-Marie i mamę do szaleństwa. Britt-Marie jest sąsiadką babci, a mama jest mamą Elsy. W zasadzie Britt-Marie jest także sąsiadką mamy, bo mama Elsy jest sąsiadką babci. A Elsa oczywiście też jest sąsiadką babci. Jedynie co drugi tydzień mieszka u taty i Lisette. George oczywiście też jest sąsiadem babci, bo mieszka z mamą. To jest trochę skomplikowane.
Jednak tak czy siak, ratowanie życia i doprowadzanie ludzi do szaleństwa to supermoce babci. Można powiedzieć, że te moce czynią babcię dysfunkcjonalną superbohaterką. Elsa wie, co znaczy „dysfunkcjonalny”, sprawdziła to w Wikipedii. „To taka encyklopedia w Internecie” – tak ludzie w wieku babci opisują, czym jest „Wikipedia”, kiedy muszą to wyjaśnić. „To taka analogowa Wikipedia” – tak z kolei Elsa opisuje, czym jest encyklopedia. Elsa sprawdziła słowo „dysfunkcjonalny” w obydwu miejscach. Oznacza ono, że coś działa, choć niedokładnie tak, jak powinno. To właśnie jedna z tych rzeczy, które Elsa najbardziej lubi w babci.
Choć może niekoniecznie dzisiaj, bo jest wpół do drugiej w nocy i Elsa jest trochę zmęczona, w zasadzie najchętniej by się położyła, ale teraz jest to niemożliwe, bo babcia znowu rzucała kupą w policjanta.
To skomplikowane. Jak status na Facebooku.
Elsa rozgląda się dookoła małego prostokątnego pokoju, ziewając z nudów, jakby chciała połknąć swoją głowę.
– Mówiłam ci, żebyś nie przeskakiwała przez płot – mamrocze, spoglądając na zegarek.
Babcia nie odpowiada. Elsa zdejmuje szalik z herbem Gryffindoru i kładzie go na kolanach. Urodziła się drugiego dnia świąt Bożego Narodzenia siedem lat temu. Prawie osiem. Tego samego dnia niemieccy naukowcy zarejestrowali najpotężniejszy w historii Ziemi wybuch promieniowania gamma z magnetaru. Elsa oczywiście nie wie dokładnie, co oznacza „magnetar”, ale wie, że jest to jakiegoś rodzaju gwiazda neutronowa. A to brzmi trochę jak Megatron, czyli jak ten zły przywódca Deceptikonów z Transformersów, o którym ludzie w swojej ignorancji co do literatury na poziomie umyślnie mówią „postać z kreskówki dla dzieci”. Transformersi są w zasadzie robotami, choć jeśli klasyfikować ich czysto akademicko, mogą być zaliczani do superbohaterów. Elsa jest zauroczona zarówno Transformersami, jak i gwiazdami neutronowymi, i wyobraża sobie, że „wybuch promieniowania gamma” wygląda trochę tak, jak wtedy kiedy babcia wylała fantę na jej iPhone’a i próbowała go osuszyć w tosterze. Babcia mówi, iż fakt, że Elsa urodziła się w tak szczególnym dniu, sprawia, że jest wyjątkowa.
Bycie kimś szczególnym jest najlepszym sposobem, aby być kimś innym.
W tej chwili babcia jest zajęta usypywaniem tytoniu w małe stosiki na stoliku przed sobą i zawijaniem ich w szeleszczące bibułki. Elsa wzdycha.
– Mówiłam, że ci mówiłam, żebyś nie przeskakiwała przez ogrodzenie! Naprawdę! – powtarza Elsa.
W zasadzie nie chce, żeby to zabrzmiało nieuprzejmie. Jest tylko trochę zła. Tak zła, jak złe mogą być siedmiolatki w komisariacie policji albo mężczyźni w średnim wieku, którzy czekają na opóźniony samolot i nie dostają żadnej informacji.
Babcia parska i szuka zapalniczki po kieszeniach w swoim zbyt obszernym płaszczu. Wydaje się, że nie bierze żadnego z dzisiejszych wydarzeń na serio, głównie dlatego, że zwykle nie bierze żadnego wydarzenia na serio. Z wyjątkiem sytuacji, gdy chce zapalić i nie może znaleźć zapalniczki, wtedy traktuje wszystko niezwykle poważnie. Palenie to poważna sprawa dla babci.
– To był przecież taki maleńki płot, nie należało się z takiego powodu aż tak, do cholery, denerwować – rzuca obojętnie.
– Nie choleruj mi tutaj! To ty rzucałaś kupą w policję! – unosi się Elsa.
Babcia przewraca oczami.
– Przestań się rzucać! Brzmisz jak twoja własna matka. Masz zapalniczkę?
– Mam siedem lat! – odpowiada Elsa.
– Jak długo będziesz używać tego jako wymówki?
– Dopóki nie skończę ośmiu!
Babcia stęka i mamrocze coś, co brzmi mniej więcej jak: „No tak, tak, nawet zapytać nie można”, i dalej przeszukuje kieszenie płaszcza.
– Wydaje mi się, że nie możesz tutaj palić – informuje Elsa nieco spokojniej i przeciąga palcami po dziurze w szaliku z herbem Gryffindoru.
– Oczywiście, że można tu palić. Wystarczy otworzyć okno – parska babcia.
Elsa spogląda sceptycznie na okna.
– Wydaje mi się, że to są takie okna, których nie można otworzyć.
– Bzdury! Dlaczego niby nie można ich otworzyć?
– Bo są w nich kraty.
Babcia najpierw patrzy z niezadowoleniem na okna. Potem na Elsę.
– Rozumiem. Czyli teraz nie można palić również w komisariacie. To społeczeństwo wtrąca się już w każdą sprawę obywatela!
Elsa znowu ziewa.
– Mogę pożyczyć twój telefon?
– A co zamierzasz zrobić? – pyta babcia.
– Serfować – odpowiada Elsa.
– A co chcesz znaleźć?
– Różne rzeczy.
– Przepuszczasz za dużo czasu na te głupoty w Internecie.
– Mówi się „spędzasz” za dużo czasu.
– No tak…
Elsa potrząsa głową.
– Przepuszcza się pieniądze, nie czas. Nie chodzi się w kółko i nie mówi: „Spędziłam dwieście koron na nowe spodnie”. A może ty tak mówisz? Co?
– Słyszałaś o takiej, co umarła, bo za dużo myślała? – burczy babcia.
– A ty słyszałaś o takiej, której wyszło to na dobre? – odgryza się Elsa.
Do pokoju wchodzi policjant, który wygląda na bardzo, bardzo zmęczonego. Siada po drugiej stronie stołu i rzuca w kierunku Elsy i babci spojrzenie pełne rezygnacji.
– Chcę się skontaktować z moim adwokatem – żąda babcia od razu.
– A ja chcę zadzwonić do mamy – domaga się Elsa zaraz po niej.
– W takim razie chcę się najpierw skontaktować z moim adwokatem! – upiera się babcia.
Policjant bierze do ręki mały stos papierów.
– Twoja mama jest już w drodze – wzdycha do Elsy.
Babcia wzdycha tak dramatycznie, jak tylko ona to potrafi.
– Dlaczego, na Boga, zadzwoniliście d o n i e j? Ona się wścieknie! – protestuje babcia z niezadowoleniem, tak jakby policjant właśnie jej oznajmił, że zamierzają zostawić Elsę w lesie, gdzie będzie zdana na pastwę wilków.
– Musieliśmy powiadomić opiekuna prawnego dziecka – wyjaśnia spokojnie policjant.
– Ja również jestem opiekunką dziecka! Jestem jej babcią! – krzyczy babcia i podnosi się do połowy z krzesła, wygrażając niezapalonym papierosem.
– Jest wpół do drugiej w nocy. Ktoś musi się zająć dzieckiem – mówi policjant niewzruszony i wskazuje na zegarek, po czym z niezadowoleniem dostrzega papierosa.
– Przecież to ja, ja zajmuję się dzieckiem! – wypluwa z siebie babcia.
Policjant robi wymuszenie uprzejmy gest i pyta:
– I jak, w pani ocenie, sprawdza się pani do tej pory jako opiekunka dziecka?
Babcia wygląda na lekko obrażoną, ale ostatecznie siada na krześle i odchrząkuje.
– Jeśli, hmm… jeśliby się skupić na SZCZEGÓŁACH, to może nie wygląda to zbyt idealnie – odgryza się. – Ale wszystko było w porządku, dopóki nie zaczęliście mnie gonić.
– Włamała się pani do zoo – zauważa policjant.
– To było takie malutkie ogrodzenie – upiera się babcia.
– Nie istnieją malutkie włamania – mówi policjant.
Babcia wzrusza ramionami i wyciera ręką stół, sugerując, że już najwyższa pora, aby zmienić temat.
– Hmm… Panie władzo. Tu można palić, prawda?
Policjant kręci poważnie głową. Babcia przechyla się i z uśmiechem zagląda mu głęboko w oczy.
– Może malutki wyjąteczek dla mnie?
Elsa szturcha babcię w bok i przechodzi na ich tajemny język – bo babcia i Elsa mają swój tajemny język. Według babci wszystkie babcie muszą mieć taki język ze swoimi wnukami. Babcia twierdzi, że jest nawet na to specjalne prawo. Albo przynajmniej powinno być.
– Fuj, babciu! Przestań! Nie można podrywać policjantów! – mówi Elsa w tajemnym języku.
– Kto tak powiedział? – pyta babcia.
– Policja! – odpowiada Elsa.
– Policja powinna przede wszystkim służyć obywatelom! Przecież płacę podatki! – odgryza się babcia.
Policjant spogląda na nie tak, jak się patrzy na siedmiolatkę i siedemdziesięciosiedmiolatkę, które kłócą się w tajemnym języku w komisariacie w środku nocy. Babcia zerka nieco uwodzicielskim wzrokiem w kierunku policjanta i wskazuje błagalnie na papierosa, ale kiedy ten potrząsa głową, odchyla się obrażona na krześle i krzyczy w zwykłym języku:
– Do diabła z tą poprawnością polityczną! Jest dużo gorsza niż apartheid przeciwko nam, palaczom, w tym cholernym kraju!
Wyraz twarzy policjanta staje się nieco bardziej ponury.
– Na pani miejscu zastanowiłbym się nad wyrażaniem się w ten sposób.
Babcia przewraca oczami. Elsa spogląda na nią spod przymrużonych powiek i pyta:
– Jak to się pisze?
– Co takiego? – wzdycha babcia, tak jak się wzdycha, gdy cały świat jest przeciwko obywatelowi, choć on płaci podatki.
– To słowo z aparatem – mówi Elsa.
– A-p-p-a-r-t-h-a-j-d – literuje babcia.
Tak się oczywiście nie pisze tego słowa. Elsa zauważa to w momencie, kiedy pochyla się nad stołem i bierze telefon babci, żeby je wyguglować. Babcia literuje jak kura pazurem. Policjant wertuje swoje kartki.
– Pozwolimy pani teraz pojechać do domu, ale zostanie pani wezwana w związku z włamaniem i naruszeniem przepisów drogowych – informuje chłodno babcię.
– Jak można mieć Androida? – stęka Elsa i stuka sfrustrowana w telefon babci.
Telefon jest z Androidem, ponieważ to stary telefon mamy, a mama kupuje tylko telefony z systemem Android, chociaż Elsa ciągle próbuje jej wytłumaczyć, że osoby, które mają choć trochę oleju w głowie, kupują iPhone’a. Babcia w zasadzie nie chce żadnego telefonu, ale Elsa zmusiła ją, żeby wzięła stary aparat mamy, ponieważ babcia ma dużą wprawę w psuciu telefonów Elsy podczas różnych incydentów związanych z użytkowaniem tostera. I wtedy Elsa musi pożyczać telefon od babci. Nawet jeśli to jest Android.
– Jakie naruszenie przepisów drogowych? – wybucha babcia ze zdziwieniem.
– Jazda bez uprawnień – informuje policjant.
– Jak to? Przecież to jest mój samochód! Chyba nie potrzebuję żadnego specjalnego pozwolenia, żeby jeździć własnym samochodem?!
Policjant potrząsa głową, nadal nie tracąc cierpliwości.
– Nie, ale potrzebuje pani prawa jazdy.
Babcia rozkłada ręce.
– Cholerne paternalistyczne społeczeństwo!
Nagle w całym pokoju słychać huk – to Elsa uderza telefonem o stół.
– Co z tobą znowu? – pyta babcia.
– To nie jest apartheid! Porównałaś zakaz palenia z apartheidem, a to zupełnie co innego! Nie jest ani trochę podobne!
Babcia wymachuje ręką w geście kapitulacji.
– Powiedziałam, że… no wiesz… tak mniej więcej, że…
– Ale to zupełnie nie jest to!
– To było przecież tylko porównanie, na Boga!
– Beznadziejne porównanie.
– A ty skąd to niby wiesz?
– Z WIKIPEDII! – tłumaczy Elsa, wskazując na telefon.
Babcia odwraca się zrezygnowana w kierunku policjanta.
– Pańskie dzieci też tak robią?
Policjant wygląda, jakby czuł się niekomfortowo.
– My… w naszej rodzinie nie pozwalamy dzieciom samym serfować po Internecie.
Babcia rozkłada ręce w kierunku Elsy, tak jakby chciała powiedzieć „aha”! Elsa potrząsa głową i krzyżuje ramiona.
– Babciu, a może po prostu przeproś za to, że rzucałaś kupą w policję, wtedy będziemy mogły już pójść do domu – prosi Elsa w tajemnym języku, nadal poirytowana tą historią z apartheidem.
– Przepraszam – mruczy babcia w tajemnym języku.
– Babciu, ty muppecie, jesteś beznadziejna. Miałaś przeprosić policjanta, nie mnie!
– Nie będę przepraszać żadnych faszystów! Płacę podatki. I to TY jesteś muppetem!
– Ja jestem muppetem?! – pyta Elsa.
Siedzą obie z założonymi rękami, demonstracyjnie odwrócone od siebie, do momentu kiedy babcia zwraca się do policjanta w zwykłym języku:
– Czy mógłby pan oficer przekazać mojej rozpieszczonej wnuczce, że jeżeli zamierza się tak zachowywać, to lepiej, żeby już sobie poszła do domu?
– Proszę jej powiedzieć, że zamierzam wrócić do domu z mamą, a ONA może sobie sama iść do domu! – odpowiada natychmiast Elsa.
– Proszę JEJ powiedzieć, że ona ma… – zaczyna babcia.
W tym momencie policjant podnosi się bez słowa i wychodzi z pokoju; wygląda, jakby zamierzał pójść do drugiego pokoju, zagrzebać twarz w wielką miękką poduszkę i krzyczeć z całej siły.
– Zobacz, co zrobiłaś – mówi babcia.
– Zobacz, co TY zrobiłaś! – odpowiada Elsa.
Chwilę później wchodzi policjantka o zielonych oczach i wyrzeźbionych ramionach. Sprawia wrażenie, jakby to nie było jej pierwsze spotkanie z babcią, bo ma na twarzy zmęczony uśmiech, jaki zwykle mają ludzie, którzy znają babcię, następnie wzdycha głęboko i mówi:
– Musi pani z tym skończyć. Mamy tu prawdziwych kryminalistów, którymi trzeba się zająć.
Na to babcia mówi pod nosem:
– To wy musicie przestać.
I wtedy mogą jechać do domu.
Kiedy stoją na chodniku, czekając na mamę Elsy, zamyślona Elsa przeciąga palcem po dziurze w swoim szaliku. Dziura jest dokładnie w miejscu, gdzie widnieje herb Gryffindoru. Elsa próbuje się nie rozpłakać, ale niezbyt dobrze jej to wychodzi.
– Nie martw się. Mama to zaszyje – mówi babcia takim tonem, jakby chciała dodać Elsie otuchy, klepiąc ją jednocześnie po ramieniu.